• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Liverpool (Lancashire)
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-12-2025, 15:25

Liverpool (Lancashire)
Miasto z czerwonej cegły, deszczu, dymu i soli – wyrastające nad chłodną rzeką Mersey niczym twarda obietnica przetrwania. Ulice, spowite wilgocią i zapachem węgla, ciągną się pomiędzy magazynami o czarnych, osmolonych fasadach. W powietrzu unosi się ciężar pracy i niedopowiedzeń, zaś puby o obdrapanych szyldach, wydają się chcieć opowiadać historię miasta — o ludziach, którzy piją gorzkie piwo, by zapomnieć o słonym smaku potu i morza. Na przystankach stoją kolejki do autobusów, sylwetki w płaszczach nasiąkniętych deszczem, z twarzami stwardniałymi od północnego wiatru. Jednak gdy nadchodzi noc, wąskie uliczki rozświetlają się złotym blaskiem lamp gazowych i neonów, w których odbija się deszcz, tworząc kalejdoskop barw i wspomnień. Pulsujące światła, muzyka z otwartych drzwi barów i zapach taniego tytoniu łączą się w jeden, żywy rytm – rytm Liverpoolu. W zadymionych klubach dzielnicy Cavern drżą gitary i bębny, a rock’n’roll, skiffle i blues wypełniają dusze tych, którzy przyszli tańczyć, śmiać się, zapomnieć. Tam, pod sklepieniami, rodzi się coś więcej niż muzyka – bunt, nadzieja i marzenie o świecie za horyzontem. Ludzie, choć biedni i zmęczeni, tańczą z ogniem w oczach, jakby każda nuta mogła na chwilę wybawić ich z ciężaru codzienności.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Victor Volant
Nieaktywni
These violent delights have violent ends.
Wiek
28
Zawód
muzyk, wokalista Nocnych Nuciaków
Genetyka
Czystość krwi
potomek wili
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
6
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
13
15
Brak karty postaci
10-17-2025, 11:27
3 marca 1962
Poranek nie zaszczycał lekkością bytu, szczęściem w nieszczęściu była sobota, więc leniwe zsunięcie się z pierzyny było jak najbardziej wskazane. Co więc było nieszczęściem? Odgórnie narzucone cosobotnie ogarnięcie bałaganu w mieszkaniu. Dziś wybitnie nie miał do tego głowy, ale brak dwóch z czterech muzyków od samego rana w mieszkaniu, skłonił go do pogrążenia się w poszukiwaniu innych przyjemności.
Po krótkiej wymianie pomysłów z Bonesem, chłopaki zabrali rzeczy i wyszli z mieszkania, ciesząc się rześkim powietrzem oraz okolicznymi zapachami. Ani jeden, ani drugi nie miał głowy do zaklęć czyszczących, jeszcze potem ktoś wykląłby ich, że coś gdzieś źle przestawili – samemu nie było, co podejmować się takich trudów. Idealna wymówka.
Dla jednych porankiem była ósma rano, dla nich pora obiadowa, więc zamiast raczyć się spaloną jajecznicą Eda, wyszli w poszukiwaniu restauracji, które zaoferuje im coś lepszego. Tak też przez godzinę włóczyli się po centrum Liverpoolu, radośnie, wymieniając się pomysłami, jak mogliby podkręcić swój image sceniczny na najbliższym koncercie. Ponownie ich tory myślenia skręcały w klimat wampirów, tylko czy nie byłoby to przesadą? Co jeśli ktoś uznałby stereotypowe ubrania za obraźliwe, a wyczarowane kły za jawną potwarz? Z drugiej strony, można to odebrać jako hołd w kierunku tychże intrygujących krwiopijców – publika mogła to albo pokochać, albo znienawidzić. Tocząca się dyskusja o za i przeciw przeniosła się wreszcie do jednej z restauracji, gdzie mugolska kelnerka co chwilę pytała, czy czegoś młodzi mężczyźni nie potrzebują. Gdy stało się to wręcz irytujące, stwierdzili, że czas zapłacić  – szybko zebrali się do wyjścia, choć kelnerka, prawie że łasząc się prosiła Volanta, aby został jeszcze trochę.
Po wyjściu przejrzał się w szybie, sądząc wcześniej, że niewyspanie z podkrążonymi oczami i potargane włosy, trochę zmniejszą urok, który zapewniała mu krew matki. Najwyraźniej ten, prawie że wampirzy wygląd zdawał się działać na płeć przeciwną jeszcze bardziej. Powstał w ten sposób nowy argument, dodał nieco plusów do dyskusji na temat klimatu, w który Nuciaki mieli skręcić. Ich wojaże po ulicy skończyły się na Great George Square, gdzie stwierdzili, że rozłożą się z krzyżówką zamieszoną na stronach Proroka Codziennego oraz ze słodyczami, które dostali wczorajszego dnia. W „dawnych czasach” nie miałby możliwości dotknięcia takiej czekoladki, wszystko musiałoby być odpowiednio sprawdzone, a na list odpisałaby Chantal. A teraz? Teraz mógł się po prostu cieszyć takim drobnym upominkiem od najwierniejszej fanki.
Młodzieńcy ominęli ławeczki, uznając, że szerokie schody z widokiem na cały skwerek będą znacznie lepszym miejscem do kontemplacji zagadek, a przy okazji może złapią do czegoś inspirację, przecież nie wszystko powstawało na kanapie. Postawił wciąż zamknięte pudełko czekoladek między sobą a Ediem – żołądek wciąż był nasycony mugolskim włoskim daniem, deser musiał poczekać na swoją kolej. Butelkę z cydrem otworzył od stopień, biorąc przykład z jednej ze sztuczek, którą pokazał mu kiedyś Billy. Kapsel zaś schował do kieszeni, żeby dołożyć go do kolekcji zbieranej w jednej z szuflad. Co chciał zrobić z tymi wszystkimi metalowymi drobiazgami? Sam nie wiedział, może przykleiłyby to do drewnianej deski, tworząc mozaikę? Był to jakiś pomysł, choć, żeby mieć pełnię możliwości twórczej potrzebował zasobów, a tym samym kapsla i przyjemnego trunku w żołądku.
– Hm… Co trzy głowy to niejedna ślizgońska. Na osiem liter – przeczytał, trzymając gazetę na nodze szeroko założonej na drugą. – Jakie zwierzę mają ślizgoni w herbie? – zapytał dość błyskotliwie; głównym motywem krzyżówki miały być magiczne stworzenia, więc raczej założył, że nie o podopiecznych Slytherinu chodziło. – Bo trzygłowy pies to to nie jest – parsknął i oparł się o wyższy stopień schodów dolną częścią pleców, po czym wziął łyk z butelki, czując, jak kwaskowato-słodki smak rozlewa się po języku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Edward Bones
Akolici
I'm only jokin', I don't believe a thing I've said
Wiek
25
Zawód
perkusista w Nocnych Nuciakach
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
20
Brak karty postaci
10-20-2025, 23:58
Faktycznie sprzątanie było chyba ostatnią rzeczą, o której Eddie marzył w sobotę rano. Szczególnie, że był to element trwającej już jakiś czas farsy z jego strony. Otóż nie chciał, żeby wyszło na jaw, że właściwie całkiem dobrze sobie radzi z zaklęciami czyszczącymi, bo obawiał się, że zostanie to niecnie wykorzystane przeciwko niemu. Trochę podjudzania, łaskotania mu ego i zaraz by się skończyło tym, że sprzątałby po wszystkich. Nie, ujawnianie wszystkich kompetencji nabytych w domu, w ciężkich czasach smutku i żałoby, nie byłoby szczytem sprytu. Musiał dozować takie rzeczy. Już wystarczyło, że chłopaki wiedzieli o jego zdolnościach krawieckich. Mógł przewidzieć, że od "Jasne, zaprojektuj nam coś fajnego na scenę!" prędko przejdą do "Ej, Eddie, a weź mi skróć te nogawki i zaceruj dziurę na dupie".
Co do gotowania, to już akurat nie było dalekie od prawdy, że po jego kulinarnych eksperymentach najpewniej skończyliby niedysponowani, a przynajmniej głęboko nieusatysfakcjonowani. Dlatego też, Eddie z ulgą przyjął propozycję poszukania jakieś sensownej knajpy ze śniadaniami. Cała ta rozmowa o wampirzym image tylko podkręcała jego głód. Uważał, że to świetny pomysł. Tajemnica, niepewność, trochę grozy i cała masa seksapilu. Przecież to musi zadziałać, w końcu wszyscy lubią umiarkowane dozy dreszczyku. A taki niby-wampir na scenie na pewno pobudzałby właśnie te rejony fantazji spragnionej ekscytacji, prawda?
Rozważania co chwilę przerywała im kelnerka i, jak początkowo Ed kulturalnie ją ignorował, tak z czasem poczuł pewną frustrację. Nie było to szczególnie nietypowe. Wyjścia z Victorem często kończyły się podejrzanie intensywnymi spotkaniami z adoratorkami i Eddie już trochę przywykł do tych rozmarzonych oczu i pełnych nadziei uśmiechów. Nie dało się ukryć, że Vicky był przystojnym facetem, ale no, mogła sobie odpuścić to ślinienie się tuż nad jego apetycznie pachnącym cornetto z dżemem porzeczkowym? Dokończył pospiesznie jedzenie i równie prędko, choć nie bez utrudniania ze strony kelnerki, zwinęli się z knajpy. Nogi zaprowadziły ich na skwerek, który kusił nieśmiałymi promieniami marcowego słońca spływającymi na przystrzyżoną trawę. Gdy rozsiedli się już wygodnie na schodkach sąsiadujących z placem, Edward odetchnął rześkim, chłodnym powietrzem i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza własną butelkę. Przy okazji wymacał w czeluściach lizaka, który dotarł do niego w liście od fanki i uśmiechnął się pod nosem. Skąd wiedziała, że najbardziej lubi jabłkowe? Przypadek? Przeznaczenie? Kto wie. Tak czy inaczej, Eddie nie zamierzał zaglądać darowanemu lizakowi w zęby. Niech on zajrzy w jego. Ale to potem. Na razie bezceremonialnie podał butelkę piwka Victorowi, żeby otworzył mu z równą gracją, jak zrobił to dla siebie. Gdy odzyskał chłodną butelkę pociągnął z niej łyka i westchnął z rozkoszą. Pycha.
Zerknął kumplowi przez ramię na krzyżówkę, bo jednak był wzrokowcem i w zamyśleniu zaczął wystukiwać jakiś rytm na trzymanym szkle. Nigdy nie był jakimś szczególnym orłem z magicznych stworzeń, znał niektóre z historii, co ciekawsze zapamiętał z lekcji. Ale trzy ślizgońskie głowy...
- A, bo już liczyłem, że w końcu ktoś słusznie zaklasyfikował Ślizgonów jako zwierzęta - zaśmiał się i łyknął zdrowo z butelki. - Śliskie i ogoniaste węże, jak sama ich nazwa wskazuje. Bardzo adekwatna.
Nieszczególnie naprowadziło go to na rozwiązanie, więc zmrużył oczy patrząc na kolejne hasła. Bez jakichś liter było ciężko. Próbował wertować w swojej głowie wszystko co pamiętał z lat szkolnych, ale nie było tego wiele w tej kwestii. No i Liverpool niekoniecznie dawał wiele okazji do spotkań z magiczną fauną. - O, a to? Futro ma swoje, ale naszyjnik wolałby twój. - wskazał palcem na kolumnę niżej. - Tego skurczybyka akurat niestety poznałem. Zafajdane niuchacze. Opowiadałem ci, jak jeden prawie urwał mi ucho? Na pewno.
Nie była to miła historia, ale na pewno absurdalna. Którejś nocy Eddie zawędrował do jednego z portowych pubów, które tak uwielbiał. Warto zaznaczyć, że wychodził z domu mając uszy w całości, bez nadmiarowych dziur i ozdób. Ranek zaś przywitał ze złotym kółkiem wiszącym mu z lewego ucha, a na złotym kółku wisiał właśnie niuchacz. Bardzo usilnie próbował wyswobodzić błyskotkę z delikatnego fragmentu ciała Bonesa. Wywiązała się z tego szarpanina i poleciało dużo przekleństw, ale na szczęście tylko odrobina krwi. Niuchacz został wyproszony z pubu, Eddie zresztą też, ale zdążył się jeszcze dowiedzieć, że ta nowa ozdoba to prezent od koleżeńskich marynarzy. Otóż panicz Bones tak często budził się w losowych miejscach, że zgodnie z ich tradycją, bezpieczniej żeby miał przy sobie fragment złota, jakby jednak któregoś dnia obudził się w losowym miejscu martwy i musiał jakoś zapłacić za swój pogrzeb nieznajomym ludziom. Trochę makabryczne, ale sprytne. A sam kolczyk z czasem bardzo mu się spodobał. Musiał o tym opowiadać Victorowi, w końcu rzucało się to trochę w oczy i raczej niewielu dżentelmenów poza portem decydowało się na takie upiększenia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:55 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.