• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Teatr Magiczny "Arkadia" > Główne wejście
Główne wejście
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-10-2025, 14:35

Główne wejście
Arkadia – pierwszy magiczny teatr, gdzie światło i kolor splatają się z magią. Wnętrze teatru rozświetlają ciepłe barwy bursztynowych lamp i migoczących świec, które tańczą w rytm zaczarowanych melodii. Ściany zdobią malowane freski przedstawiające baśniowe krainy, a kurtyna sceniczna mieniąca się wszystkimi odcieniami zieleni i purpury zapowiada widowiska pełne niesamowitych zdarzeń. Na scenie czarodziejscy artyści łączą swoje talenty, sprawiając, że powietrze przeszywa imponująca energia — pojawiają się błyskawice światła, wirujące iskry i unoszące się w powietrzu fantazyjne postacie. Publiczność z zachwytem chłonie każdy moment, a po spektaklu korytarze wypełniają rozmowy pełne zdumienia i zachwytu. Arkadia to miejsce, gdzie magia staje się prawdziwym widowiskiem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Morty Dunham
Akolici
L'ennemi, tapi dans mon esprit, fête mes défaites
Wiek
26
Zawód
muzyk - wiolonczelista, wróżbita
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
15
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
10
Brak karty postaci
11-11-2025, 15:05
Odpowiedź dla Manon Baudelaire

Kręte ścieżki wyobrażeń zawsze prowadziły w jedno miejsce - na rozdroże rozczarowania, tym bardziej bolesnego, im większe były oczekiwania. Te dni, które wyprzedzały nadejście recitalu, nie spędził w ciszy własnego towarzystwa, wiedział przecież w rwącym potoku własnych myśli nie znajdzie ani spokoju, ani skupienia. Uciekał przed nimi w wieczorne spacery po mieście - tam, gdzie lampy rozciągały swoje blade smugi na chodnikach, a w ich cieniu, tuż przy murach, czaiły się szepty. Przylegały do niego jak wilgoć do murów mijanych pod drodze starych kamienic, zagłuszając myśli, zamieniając je w nieczytelną kakofonie dźwięków. Brzmiały jak delikatny powiew uchodzącego życia, który raz po raz uderza w skronie, pozostawiając ślad bólu, nasilający się każdy krokiem, jakby coś wślizgnęło się pod skórą i napierało na czaszkę. Było w tym coś nieludzkiego, coś, co nie należało do świata żywych -jakby znajdował się pod stałą obserwacją kogoś, kogo nie potrafił zlokalizować. I być może kogoś, kto nie istniał naprawdę. Ta myśl sprawiała, że chłodny dreszcz przeszywał go na wskroś, a serce, biło szybciej. Noce od zawsze były scenerią jego najintymniejszych lęków. Od zawsze, odkąd namalował pierwszy obraz, wydawało mu się, że strach miał swoją barwę, ubierał się w odcienie szarości, ukrywał się w mgle i cieniu. Pomieszkiwał w każdym oddechu, który nagle zatrzymywał się w połowie drogi, tłocząc się w płucach. Lęki szeptały mu do ucha, przywołując twarze tych, których już nie było, i tych, których nie miał siły przy sobie zatrzymać, przenikając go chłodem, niosącym szmer niewypowiedzianych pożegnań. Wmawiał sobie, że to głosy zmarłych, które nie chcą dać o sobie zapomnieć. Przychodzili ci, których kochał, i ci, którym nie potrafił podać dłoni w chwili ostatecznego rozstania. W tych chwilach przeszłość rozpościerała się przed nim jak rozbita tafla lustra: niewyraźne oblicza, urwane słowa, dotyk, którego już nie pamiętam, ale którego czuł aż do teraz. Wiedział, że miał imię i twarz. Wiedział,a mimo to chciał jak najszybciej rozstać się z tą świadomością.
I poniekąd dlatego tego poranka nie przywitało go zacisze jego mieszkania, nie obudził się w objęciach własnej pościeli i miękkości materaca swojego łóżka. Blask świtu przyłapał go w oddalonym od dwieście mil od Londynu Manchesterze w akompaniamencie cudzego oddechu, gdzie przez ostatnią noc oddawał się uciechą beztroskiego życia. To nie pierwszy raz, gdy pozwolił sobie na taką ucieczkę — od myśli, od odpowiedzialności, od siebie samego. Obce miasto i nieznane twarze dawały mu złudne poczucie oddechu.
Przed recitalem, w chwili zawieszonej między oczekiwaniem a ekscytacją, samotność osiadała na jego ramionach jak kurz na parapecie dawno nieotwieranego okna. Nie było tutaj miejsca na tremę zaciskającą się supłem niepokoju na żołądku. Był na to gotowy od dawna. Od pierwszego oddechu. Od pierwszego kroku, który postawił na strychu. Od pierwszej chwili, kiedy struny wiolonczeli ugięły się pod wolą jego palców, tchnieniem magii wyduszając z instrumentu pierwsze dźwięki. Przecież do zawsze w jego wyobraźni, tej nieskrępowanej brutalnością świata, ramiona pustej sceny były jak bezkresna równina, na której każdy dźwięk posiadał moc kształtowania rzeczywistości, a wiolonczela, spoczywająca w jego ramionach, gotowa przemawiać językiem, którego nie rozumie nikt poza tym, kto słucha duszą, nie była instrumentem, lecz sercem, bijącym w rytmie pulsującego wszechświata.
Tym razem nie było inaczej. Już w takt pierwszego pociągnięcia smyczka powietrze zadrżało, uginając się pod ciężarem muzyki. Dźwięki zrodziły się z milczenia, by zaraz nabrzmieć barwą i głębią, stając się nicią łączącą Mortiego z widownią, prowadzącą ich przez labirynt przeżyć, o których nie zapomną aż do świtu. Przymykając oczy, grał, nadając akordom odpowiednich kształtów. Palce z lekkością sunęły po podstrunnicy, napinając i rozluźniając napięcie każdej nuty. W powietrzu, zawieszonym między dźwiękiem a ciszą, tkał emocje uformowane z delikatnej melodii. W pewnym momencie, gdy smyczek coraz szybciej poruszał się po strunach, uniósł wzrok — szybko odszukał nim twarz, która była gwiazdą przewodnią w konstelacji obcych twarzy, miejscem, do którego prowadziła każda droga.
Manon. Nie była sama. Otaczała ją obecność nieznajomego mężczyzny. Zanim przetrawił ten fakt, opuścił wzrok, koncertując się na budowaniu więzi z instrumentem. Na jego twarz nie zakradał się zakalec żadnej zdradliwej emocji- nadal okalała ją maska spokoju i opanowania, ta, którą założył jeszcze w szatni, przed rozpoczęciem koncertu.
Zacisnął mocniej palce na smyczku, a wtem z wiolonczeli wydobyły się głębsze rejestry - nie fałszywe, lecz bardziej agresywne, bardziej wyniosłe, tempo akordów dopasowując do rytmu wybijanego przez otumanione burzą emocji serce. Ukryta wiadomość, która zrozumie tylko ona. Reszta widowni, miał nadzieje, utonie w pomrukach zachwytu nad jego talentem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:26 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.