• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Jezioro Wastwater (Cumberland)
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-10-2025, 22:58

Jezioro Wastwater (Cumberland)
Położone głęboko w surowej dolinie Wasdale, Wastwater to najgłębsze jezioro Anglii, otoczone stromymi zboczami i milczącymi szczytami. Woda jest ciemna, niemal czarna, lustrzana - odbija niebo niczym najlepsze zwierciadło. Często spowita mgłą, z pozoru spokojna, lecz pod taflą kryje się dziwna energia. Magiczne legendy mówią o istotach, które żyją na dnie - niegdyś czczonych, dziś zapomnianych. Kamienie przy brzegu są chłodne i idealnie gładkie, jakby wypolerowane przez upływający czas. Wiatr niesie tu tylko echo, a fale uderzają o brzeg z rytmiczną, niemal hipnotyczną regularnością. Porośnięte wrzosem zbocza przygasają w świetle poranka, a o zmierzchu całe jezioro staje się ciemną plamą w sercu doliny. Nocą nie widać tu żadnych świateł. Tylko gwiazdy. I bezkresna, głęboka cisza.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
09-25-2025, 08:01
| 28 marca 1962

O jakże się myliłam, myśląc, że jeśli pojawię się w posiadłości rodziny Bulstrode, to uda mi się tam spotkać Bradforda. Planowałam już wizytę u niego od dłuższego czasu, a właściwie od momentu, kiedy dowiedziałam się o jego zaręczynach z moją drogą przyjaciółką i jak na złość, nie mieliśmy okazji, aby się ze sobą spotkać. A przynajmniej nie na tyle, by móc spokojnie porozmawiać. Nie miałam złych zamiarów, ot zwykła przyjacielska rozmowa. Przecież byliśmy rodziną, więc chyba nie było w tym nic dziwnego prawda? W posiadłości rodziny Bulstrode nie zostałam wypuszczona tak od razu, jak już się tam pojawiłam, to musiałam wypić odpowiednią ilość herbatki i zjeść odpowiednią ilość ciasta, a następnie porozmawiać na odpowiednie tematy związane z moim niedawnym ślubem, podróżą, wydarzeniami związanymi z wyborem nowego Ministra i wiele innych. Odetchnęłam z ulgą, gdy powiedziano mi, gdzie wyruszył dzisiaj Bradford i nawet zaoferowano, że mnie tam zabiorą. Podróż minęła szybciutko, już po chwili stałam nad brzegiem pięknego jeziora.
Pięknego, ale jakże surowego. Strome zbocza otaczały je z praktycznie każdej strony. Mieliśmy jeszcze wczesną wiosnę, więc przyroda dopiero powolutku budziła się do życia. Miałam na sobie wygodne skórzane buty, na ramionach ciepły płaszczyk, a na dłoniach rękawiczki. Było jeszcze zdecydowanie zbyt zimno, tym bardziej że dzisiejsze słońce jedynie nieśmiało wychylało się zza chmur.
Dostrzeżenie mojego kuzyna było nie lada wyzwaniem. Był magizoologiem, ale nie bardzo byłam przekonana, czego mógł tutaj szukać. Jakie magiczne stworzonka mogły żyć w takim środowisku. Może gdzieś na zboczach tych gór? Albo głęboko na dnie jeziora? Jeżeli Bradford teraz nurkował, to zdecydowanie nie miałam zamiaru zanurzyć choćby palca u stopy. Szłam więc brzegiem, rozglądając się uważnie i szukając śladów kuzyna. I prawie go minęłam, tak dobrze zlał się otoczeniem. Przez chwilę wątpiłam w to, że uda mi się go znaleźć, ale teraz zbliżałam się do niego z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Bradfordzie - zawołałam, przedzierając się pomiędzy nagimi gałęziami drzew. - Powiedziano mi, że cię tu znajdę. Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam... mogę podejść? Nie chcę spłoszyć jakiegoś... stworzenia.
Dla pewności wolałam zapytać. Każdy naukowiec, gdy był pogrążony swoją pracą, nie zwracał uwagi na nic innego. Ja również się na to łapałam, że gdy zagłębiałam się w historię run, wciągało mnie to na tyle mocno, że każde zakłócenie mojego spokoju, momentalnie wybijało mnie z rozmyślań, albo w drugą stronę, nie widziałam i nie słyszałam świata dookoła. Jakbym się całkowicie odcinała od wszystkiego, co mnie otacza. W przypadku mojego kuzyna była jeszcze kwestia magicznych stworzeń. Może tu były, a ja ich nie widziałam. Nie chciałam na coś nadepnąć, spłoszyć lub zezłościć. Dlatego odezwałam się wystarczająco, takie miałam wrażenie, wcześniej i zachowałam odpowiednią odległość, dopóki nie dostanę potwierdzenia, że mogę podejść. Chociaż wiedziałam, że naruszam jego spokój i przeszkadzam w pracy, to miałam nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe i znajdzie dla swojej kuzynki, chociaż krótką chwilę.
Przyglądałam mu się uważnie, stojąc w miejscu i czekając. Był ode mnie dużo starszy, był nawet starszy od mojego męża, ale z tego, co wiedziałam, to utrzymywali ze sobą bardzo dobry kontakt. No i niedługo moja przyjaciółka, Primrose, miała zostać jego żoną. Dzięki temu nasze rodziny zwiążą się ze sobą jeszcze silniej. Bradford był niezwykle przystojnym mężczyzną. Wysokim, bardzo dobrze zbudowanym. Jego twarz miała surowe kształty, ale ciepły uśmiech wszystko łagodził. Mógł się podobać i wiedziałam, że Primrose jest jego aparycją zdecydowanie zauroczona. Na jej miejscu chyba też bym była. Na samą myśl uśmiechnęłam się lekko pod nosem, a moje myśli podążyły do mojego męża. Zdecydowanie nie miałam na co narzekać i jeśli moja przyjaciółka będzie miała równie przystojnego męża co ja, to inne panny mogły nam tylko i wyłącznie zazdrościć. Prychnęłam cicho rozbawiona pod nosem, pokręciłam parę razy głową tak, aby pozbyć się tych myśli i utkwiłam swoje spojrzenie w kuzynie, zastanawiając się co robi i dlaczego tutaj.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Bradford Bulstrode
Czarodzieje
Wiek
35
Zawód
magizoolog, behawiorysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
19
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
16
12
Brak karty postaci
10-09-2025, 12:10
Wysunął z wewnętrznej kieszeni marynarki notes w oprawie ze smoczej skóry i przytroczony doń niewielki ołówek. Wprowadził do płuc powietrze i wypuścił je powoli, spuszczając wzrok na kartkę.

Lokalizacja: południowy brzeg jeziora, sektor 3B (przejście w stronę wrzosowisk)
Pogoda: mglista, wilgotność wysoka, wiatr umiarkowany od północnego zachodu
Bufo draconis minor z pięcioma młodymi osobnikami kierującymi się na południowy wschód, w stronę zagajnika. Temperatura powietrza: 8,6°C, gleby (na głębokości 10 cm): 14,9°C – wyraźnie powyżej średniej sezonowej.
Zachowanie dorosłego osobnika spokojne, brak reakcji obronnej. Skóra samicy suchsza niż zwykle, miejscami złuszczona – możliwy wpływ nadmiernego ciepła z podłoża.

Odgarnął z twarzy gałązkę, która uporczywie chciała podkreślić swoje niezadowolenie z obecności Bradforda. Chcąc dokonać jak najlepszych pomiarów, przedostał się między gęste krzaki i przykucnął obok większego głazu. Tweedowy zestaw z marynarką i spodniami o pojemnych kieszeniach był w jego ulubionym kroju. Ułatwiał nieskrępowane ruchy, a materiał nie darł się o wystające kolce. Najbliższe dni miał spędzić na obchodzie terenu rezerwatu, zwłaszcza okolice jeziora Wastwater i położonej nieopodal termicznej anomalii — tej samej, stworzonej przed dwoma wiekami, by ogrzewać glebę i utrzymywać stabilne środowisko dla sprowadzanych zwierząt. Wyglądało na to, że zaklęcia zaczęły się rozszczelniać.
Najpierw ją usłyszał, zanim zobaczył. Szelest liści, trzask łamanych na ziemi gałązek — nie wszyscy badacze mogli sobie pozwolić na absolutne odcięcie od otaczającego ich świata. Byli tacy, którzy chowali się w bibliotekach, zastawiając księgami, pergaminami, czy w laboratoriach z fiolkami i bulgoczącym kotłem, skutecznie ignorując wszystko inne. Praca w rezerwacie wyglądała nieco inaczej — tutaj nikt nie mógł sobie pozwolić na skupienie wyłącznie na jednej czynności, należało nadstawić uszu i mieć oczy dookoła głowy. Wystarczyło zignorować kilka drobnych sygnałów i można było skończyć bez nogi, o ile w ogóle wyszłoby się z takiej przygody żywym.
— Vivianne — przywitał ją z uśmiechem, powstając z miejsca. — Raczej niczego nie spłoszysz. Przed momentem przebiegła tędy ropucha smocza z młodymi. Dobrze, że to podmokły teren, to nie ma co się martwić pożarem. — Miał pogodny głos i równie roześmiane oczy. Nie spodziewał się gościa w tak pochmurny dzień, tym bardziej niebędącego współpracownikiem z rezerwatu. — Dziwi mnie jednak, że tak prędko się wykluły — dodał nieco ciszej, jakby mówił do siebie, by zaraz skupić wzrok na pani Burke. Otworzył na powrót notes i zapisał myśl ołówkiem. — Potrzebuję ponownie sprawdzić temperatury w tamtym rejonie i zobaczyć, czy nie zaszły jakieś zmiany w podłożu. Ropuchy nie powinny jeszcze opuszczać lęgowisk, a już tym bardziej ciągnąć w stronę chłodniejszego terenu. Zazwyczaj trzymają jaja do połowy kwietnia, gdy ziemia naprawdę przestaje oddychać zimnem — wyjaśnił, wykonując otwarty gest ręką, wskazując w kierunku przeciwnym do jeziora. Zamknął notes i przesunął dłonią po kamieniu, który był wyraźnie cieplejszy, niż powinien.
Podążył w kierunku kuzynki, by nie musiała przedzierać się przez gęstwinę krzaków i uwolnił ręce, chowając notes z powrotem do kieszeni marynarki.
— Czemu zawdzięczam tę przyjemność? — Nie przypominał sobie, by się umawiali, ale dopuszczał do świadomości, że list z propozycją mógł utknąć gdzieś na biurku bez odpowiedzi. Wyciągnął ramiona i uścisnął Vivienne na powitanie. W oczach Bradforda zawsze była dzieckiem, kuzynką, którą wciągał w zabawy podczas rodzinnych spotkań, kiedy dorośli zajmowali się tym, co dorosłe, a więc on raczył ja opowieściami o magicznych stworzeniach. Ze zdziwieniem przyjął jej zaręczyny, z większym zdumieniem tańczył na jej weselu — nie dlatego, że nie podobał mu się jej wybranek. Musiał wreszcie stanąć oko w oko z rzeczywistością i przyjąć do świadomości, że Vivi nie jest już małą dziewczynką, a dorosłą kobietą, żoną, a wkrótce pewnie i matką. — Dobrze cię widzieć.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
10-22-2025, 15:48
Patrzyłam na Bradforda z prawdziwym zainteresowaniem. Chociaż nie znałam się specjalnie na magicznych stworzeniach, tak jego opowieści mogłam słuchać godzinami. Czy wynosiłam z nich coś więcej? Raczej nie. Niestety jeśli chodzi o zwierzęta, to wiadomości do mojej głowy wpadały i wypadały niemal od razu. Ale fascynacja Bradforda była na tyle duża i mówił z takim zapałem, że i ja na chwilę przejmowałam jego zafascynowanie, na krótką stając się prawdziwą pasjonatką tych organizmów. Chociaż nie specjalnie je lubiłam. Takie domowe zwierzęta, konie były mi bliskie. Ale wszystko co wykraczało poza pospolitą i podstawową wiedzę, było mi obce. Po opuszczeniu Hogwartu niestety większość wyparowała z mojej głowy.
- Tak, jeszcze jest dość zimno. To na pewno zbyt wcześnie dla… e.. ropuchy smoczej? - Przytaknęłam niepewna, czy nie przekręciłam przypadkiem nazwy tego stworzenia. Sama nie ruszyłam się z miejsca, pozwalając, aby to Bradford zbliżył się w moją stronę. Posłałam mu ciepły uśmiech, rozmasowując zmarznięte dłonie. - Mam nadzieję, że na pewno ci nie przeszkodziłam?
Z uśmiechem, jak za dawnych czasów, zagłębiłam się w jego ramiona witając się z kuzynem czule. Zawsze był dla mnie bardzo dobry, poświęcał mi swoją uwagę kiedy wszyscy dorośli zajmowali się swoimi sprawami. Byłam małym dzieckiem, kiedy on już zaczynał dorastać. Było między nami tak dużo lat różnicy, że kiedy ja się urodziłam, on był już drugoklasistą w Hogwarcie. Nie stało to jednak na przeszkodzie, aby od najmłodszych moich lat próbował zainteresować mnie magicznymi stworzeniami, raczył mnie opowieściami z miejsc w których bywał, czego się nauczył, co udało mu się doświadczyć. Mógł odstawić mnie na bok, stwierdzić, że jest już na tyle dorosły, że nie musi zwracać na mnie żadnej uwagi, ani tym bardziej poświęcać mi swojego czasu. A jednak nigdy tego nie zrobił. Uwielbiałam go za to. Gdy się odsunęłam, uśmiechnęłam się znowu szeroko i chwyciłam go za dłoń.
- Czy poświęcisz mi trochę swojego cennego czasu i potowarzyszysz mi podczas spaceru? - Zapytałam, w pełni szczerze ze swoimi intencjami, bo miejsce to wręcz zachęcało by się przejść chociaż kawałek. - Widziałam, że tam jest ścieżka - wskazałam ręką lekko na prawo od nas. - Tam nie będziemy przeszkadzać na pewno żadnym ropuchom smoczym, prawda?
Niespiesznie ruszyliśmy w stronę ścieżki. Starałam się ostrożnie stawiać stopy, byliśmy w rezerwacie, a ja już zdążyłam się nauczyć, że w takich miejscach nie wiadomo co siedziało pod ściółką. Gdy wyszliśmy z tych zarośli, otrzepałam się trochę z kawałków suchych patyków czy fragmentów liści, które mogły przyczepić się do mojej spódnicy. Spojrzałam na Bradforda, nic się nie zmieniło, nadal przewyższał mnie o głowę. Za każdym razem liczyłam na to, że będę sięgać mu trochę wyżej niż do ramienia. Nie ważne, czy z powodu że to ja urosłam czy to Bradford zmalał. Nic się jednak nie zmieniało. No cóż.
- Chciałam z tobą porozmawiać - zrobiłam krok do przodu, zachęcając kuzyna, aby ruszył za mną. Patrzyłam przed siebie pogodnym wzrokiem, ciesząc się świeżym i czystym powietrzem, jeszcze chwilę i przyjdzie wiosna. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że pojawiłeś się na moim ślubie. Bałam się trochę, że będziesz nieobecny z powodu jakiś badań w rezerwacie za granicą. Odetchnęłam z ulgą, jak dostrzegłam cię wśród gości. Muszę ci opowiedzieć gdzie byłam i co widziałam - ożywiłam się, unosząc głowę i spoglądając na kuzyna, a radosne iskierki zatańczyły w moich oczach. - Wiesz, że jechałam na wielbłądzie? Czy ty jechałeś kiedyś na wielbłądzie, Bradfordzie? Ten wielbłąd próbował wylizać Xavierowi ucho i tak wargami go skubał, Xavier miał taką minę! - Zaśmiałam się na samo wspomnienie. - Hahaha, ale nie mów mu tego, dobrze? Nadal jak mu o tym wspominam, to go wzdryga!
Uśmiechnęłam się szeroko, w końcu to ja mogłam mu opowiedzieć historię. Zawsze to Bradford był tym, który, jak już się z nim widziałam raz na dość długi okres czasu, opowiadał mi o swoich podróżach i o świecie. Kiedy ja pilnie uczyłam się w Hogwarcie, on nie próżnował. Jeździł z miejsca na miejsce, z rezerwatu do rezerwatu, gdzie chłonął wiedzę i również rozszerzał swoje umiejętności. A przy okazji także, poznawał świat. I kiedy się widzieliśmy, czy to podczas świąt czy letnich wakacji, prosiłam, aby opowiedział mi wszystko co widział, czego doświadczył, jak te miejsca wspominał. Był moją bramą na świat. Uwielbiałam go słuchać. A teraz to ja wyruszyłam w podróż, widziałam co nie co i miałam nadzieję, że zaskoczę go swoimi opowieściami.
- O, co to jest? - Zatrzymałam się nagle nad kwitnącą rośliną, kucnęłam przyglądając się jej uważnie. - W marcu kwitnie? Już?
Zaczęłam się rozglądać, szukając innych kwiatków rosnących nieopodal.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:13 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.