I runda (Turniej MZA) - Ned Rineheart vs. Vincent Rineheart

[Mistrz Gry]

Arena Magicznych Pojedynków

Data wątku: 30 IV 1962
Uczestnicy wątku: Ned Rineheart vs. Vincent Rineheart
Główny cel wątku: Turniej Pojedynków
Zaczyna: Ned Rineheart

[Ned Rineheart]

Tym razem magia się go posłuchała. Potężna tarcza zmaterializowała się w odpowiednim momencie, pochłaniając nieprzyjemne zaklęcie. Musiał przyznać, że Vincent całkiem dobrze sobie radził na tym pojedynku. Gdzie się nauczył tak walczyć? Wątpił, żeby to były efekty ojcowskich nauk wyniesionych z dzieciństwa, zachowywałby się wtedy inaczej. Nie krzyczałby. Nie zwlekając Ned ponownie wystosował atak, nie chcąc dawać mu czasu na odpoczynek. - Expelliarmus - rzucił, chcąc podejść go innym sposobem.

PS: 15/30
HP: 272

1x k100 (Expelliarmus):

89

[Vincent Rineheart]

Nie lekceważył przeciwnika. Doskonale zdawał sobie sprawę jak potężne umiejętności drzemią w ręku starszego brata. Był specjalistą. Od najmłodszych lat kształcił się pod konkretny zawód. Podwyższał sprawność fizyczną, a przede wszystkim magiczną. Widział jak potężne tarcze wchłaniają wiązki jego zaklęcia, mimo poczucia, iż było ono rzeczywiście bardzo udane. Brwi uniosły się w uznaniu, a on wykonał kilka kroków w bok, aby jeszcze bardziej osadzić się w przestrzeni. Stresował się. Głowa działała instynktownie, dlatego powtórzone zaklęcie pomknęło w przeciwnika. Było dziś jego ratunkiem. Kąśliwa uwaga zmarszczyła brwi, lecz nie skupił na niej swojej uwagi. On też tracił kontrolę. Dobrze wiedział, że tym pojedynkiem nie zbliżą się do siebie, a może podzielą jeszcze bardziej? Czy będzie mu dane, spotkać go w placówce? Czar pędził w stronę ciemnowłosego, a on bez zastanowienia wypuścił tarczę: – Protego! – która miała powstrzymać wytrącenie różdżki. Tego na pewno sobie nie życzył.

PS: 30/30
HP: 260/280

1x k100 (Protego):

88

[Vincent Rineheart]

Potężna wiązka wchłonęła zaklęcie wytrącające. W tej samej chwili sędzia dał znak, że pojedynek dobiegł końca. Vincent wygrał przeważając dobrze wykalkulowanym stylem. I choć brat zadał mu zdecydowanie więcej obrażeń, tym razem okazał się zwycięzcą. Był zaskoczony. Salwa braw rozniosła się po arenie, a on opuścił różdżkę, spoglądając w bliźniacze tęczówki, analizując każdy krok, każdy gest. Nie powiedział już nic. Nie chciał niepotrzebnych słów. Ukłonił się z wyrazem szacunku i podzięki. Gdy odchodził nie spuszczał z niego wzroku... Chciał wiedzieć co kłębiło się pod gęstą, czarną czupryną.

PS: 35/30
HP: 260/280


| Dziękuję ;*

[Ned Rineheart]

Zaklęcie było udane, poszybowało z dużą prędkością w stronę Vincenta, ale jego tarcza okazała się jeszcze lepsza. Już szykował się do kolejnej obrony, kiedy sędzia dał znak o końcu pojedynku. Przegrał. Opuścił dłoń, choć uścisk na różdżce wciąż pozostawał silny, tak na wszelki wypadek - nawyk, którego nawet nie zauważał. Potem będzie się zastanawiał gdzie popełnił błąd, na razie musiał przyznać, że Vincent był od niego po prostu lepszy. Bardziej skupiony, a może bardziej zderminowany by wygrać? Pewnie powinien być dumny z jego woli walki, której brak kiedyś tak krytykował.
Odpowiedział skinieniem głowy na jego ukłon. Chłodne tęczówki wpatrywały się w te bliźniacze - czekał aż Vincent znowu do niego podejdzie, ale tym razem tego nie zrobił. Najwidoczniej w tej jednej kwestii się poddał.
Niecierpliwie odtrącił natrętną pielęgniarkę, która chciała mu podać eliksir regenerujący. - Nie trzeba, nic mi nie jest - burknął, podnosząc swoją marynarkę. Chyba wiedział gdzie powinien teraz pójść.

PS: 20/30
HP: 272

Również dziękuję <3