• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Londyn, Clink Street 4/27 > Sypialnia
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-18-2025, 19:54

Sypialnia
Czerwone ściany, czerwone światło, wielkie łóżko ze zmiętą pościelą w panterkę - estetyce niedaleko do wyglądu pokoju wynajmowanego na godziny. W powietrzu czuć seks, tanie perfumy i jeszcze tańsze papierosy. Wnętrze jest zagracone: na parapecie stoją porcelanowe figurki piesków i roślinki w średniej kondycji, a stolik nocny zawalają przypadkowe książki, kadzidełka i kryształowa podstawka z minerałami. Na podłodze często leżą brudne ubrania - tak długo, aż ktoś ich nie pozbiera, a na ścianach wiszą obrazki w niepasujących do siebie ramkach i nagie, ruchome polaroidy Sandy, która chowa się za ramki, kiedy ktoś poza nią i Danielem wchodzi do środka.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Sandy Wilkes
Czarodzieje
tell me who I am – do I provoke you with my tone of innocence?
Wiek
21
Zawód
fryzjerka, niania, drobna złodziejka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
2
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
13
Brak karty postaci
10-18-2025, 20:07
20 marca 1962

Śnię i wszystko jest miękkie.
Rozmazaną akwarelę ktoś skropił kwaśnym deszczem, przepuścił pod żelazkiem, zalaminował niewyraźny nadruk na spranym materiale — wszystko drga w iluzorycznej fatamorganie i traci kontury, spada i znów się wznosi, początkowo rozpycha się w pastelach, później traci nawet jakąkolwiek, najlichszą barwę. Wszystko poza jego twarzą.
Daniel Dodge z woskową skórą prezentera, który na kanale dziewiątym informuje mugolski naród o nadchodzącej pogodzie, ma na sobie śnieżnobiałe bokserki w dorodne, czerwone serca. Linia jego włosów jest obfitsza, na myśl przychodzą mi nagle trawniki w rulonach rozwijane na amerykańskich przedmieściach domków jednorodzinnych. Jasne zęby, które błyskają w perłowym uśmiechu mogłyby być sztachetami urokliwych płotków w stylu imitującym wiejską sielankę.
Nigdy nie uśmiechnął się w taki sposób w moją stronę.
Twarz o oliwkowej, muśniętej słońcem (może egipskim? Może greckim? Próbuję przypomnieć sobie, gdzie obiecał zabrać mnie na wakacje) pochyla się nisko, a usta w zwolnionym tempie układają w chęć pocałunku. W końcu i usta i dłonie odnajdują obce kształty, a świat wokół jest coraz cieplejszy i coraz bardziej obcy, nawet jeśli pościel pod jego ciałem ma znajomy wzór w pstrokate romby. Obok znajduje się ciało numer dwa, kobiece.
Stoję w środku tego teatru, na zniszczonym dywanie, którego włosie gryzie mnie w stopy, zrobiona z dymu, bez głosu, bez ciała. Chcę krzyknąć — coś o okrutnikach, zdrajcach i bezlitosnych kłamcach — ale nic się nie dzieje. Nic, poza śmiechem, który skrapla się powoli do patologicznej scenki rodzajowej na granicy świadomości.
Po drugiej stronie jest chłodniej, kołdra nie jest wykrochmalona, a biała bielizna—piżama dawno temu straciła swój urok na rzecz upływającego czasu. Siedem uderzeń serca temu Pani Nieznajoma była długimi kończynami, obfitym biustem, wygolonym łonem, profesją przypadkowej kurwy; choć pozbawiona twarzy nadającej się na list gończy, suchy zbiór faktów segregowałam jako niepodważalny dowód zdrady. Teraz jej nie ma, a Daniel Dodge nie przypomina prezentera z mugolskiej telewizji: oszust w przebraniu zmęczonego życiem czterdziestokilku—latka śpi niepozornie, spokojnie, na tyle, że zmarszczki na jego czole wygładziły się same.
Morelowa koszula nocna wykończona koronką to prezent od niego; gdyby nie była tak ładna, zdarłabym ją z siebie przy najbliższej okazji. Wyrzuciłabym przez okno w drodze, którą teraz pokonuję w fuczącej złością histerii. Z łóżka, z sypialni, przez salon, do kuchni; na blacie stoi kufel z resztką wygazowanego piwa. W kranie woda jest wiecznie zakamieniona i zostawia biało—żółty osad na szkle. Niech mu ten syf wlezie pod powieki i już tam zostanie.
W żurnalu, które lubiła potajemnie czytać moja matka, mogłabym stanowić karykaturę stęsknionej żony, która właśnie wstawiła wodę do wazonu dla otrzymanych z miłością i czułością kwiatów; w krzywym zwierciadle tego zafajdanego miejsca jest mi wszystko jedno, mogą mi zrobić zdjęcie albo wręczyć order samego Merlina.
Niech zrobią cokolwiek, zanim pęknie mi serce.
— Kim ona jest?! — Danny Daniel mamrocze przez ułamek sekundy w swoich sennych igraszkach i nie porusza się o milimetr; w progu między korytarzem a sypialnią podnoszę głos, morale zaś obniżam — Zakłamana łajzo! — woda rozcieńczona piwem, bądź piwo rozcieńczone wodą; zimna zlewka moczy nasze miłosne gniazdko, ląduje na twarzy ukochanego, który właśnie złamał mi serce.
Rise and shine, kotku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Daniel Dodge
Czarodzieje
Daniel, you did it, you made me cry. You spent ten days in bed when I asked you why
Wiek
44
Zawód
Inwestor, Złodziej, Diler, Szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
11
5
Brak karty postaci
10-18-2025, 22:38
Czasami są takie dni, rozumiesz, kiedy po prostu padasz na twarz.
Doskonale znają się na tym kamieniarze układający kostką brukową: remontują ulice, by wkrótce mógł przejechać tamtędy tramwaj i żeby trasa z osiedla dla starych ludzi, potocznie nazywanego hospicjum, do centrum, gdzie chodzą do szewca i do lekarza, skróciła się o cenny kwadrans. Znają się na tym kelnereczki, którym nogi wchodzą w dupę po dwunastu godzinach krążenia z tacą na tzw. szklance, znają się na tym też robole z fabryki produkującej konserwy, mechanicznie powtarzający sekwencję pewnych ruchów przy taśmowym wyciągu z jedną tylko przerwą w ciągu dnia, no chyba, że palą papierosy - wtedy mają ich więcej. Dlatego też wszyscy w zakładach palą. Chodzi o społeczną sprawiedliwość, równy podział zmęczenia.
Zmęczony jestem i ja, choć nie kopię rowów, nie napełniam metalowych puszek sprasowanym mięsem, ani broń boże nie daję się podszczypywać w pośladki na mojej zmianie. Wszechświat po prostu wyjątkowo lubi wypoczywać na moich barkach, zwala na mnie zbyt dużo myśli, zmartwień, obietnic, planów, marzeń, ambicji itd., a jako że cholernie się tym wszystkim przejmuję (od planowanego strajku pracowników transportu publicznego po fakt, że wyrzuciliśmy wczoraj czerstwe pieczywo, co za marnotrawstwo), jestem całkowicie i absolutnie wyczerpany. Przekłuty balonik, który został w ręku dziecka, a to zaraz zacznie wyć, bo zorientuje się, że trzyma zawiązanego na paluszku zwykłego, czerwonego, gumowego flaka.
A to ci pech.
W takie dni nabieram przedziwnej zdolności dysocjacji od otoczenia: śpię tak twardo, że to jarmarczna sztuczka, wyzwolić się z własnego ciała, stanąć obok i popatrzeć na śmierdziela, któremu wczoraj nie chciało się umyć zębów i zaległ w wyrze bez wieczornej toalety. W nocy musiał wstawać siku, bo do kolacji wypił piwo - prosty rachunek na podstawie niechlujnie naciągniętej, poszarzałej bielizny. Beznamiętny spokój wygładza rysy, twarz troglodyty zmienia się w niewinną buźkę niemowlaka, niezmąconą absolutnie żadną myślą, a więc  to tak  - podczas gdy prawa stopa drga niemrawo, nieuczciwie pozbawiona kołdry. Nieprzyjemny chłód zdecydowanie nie płynie z otwartego okna, które wpuszcza do sypialni powietrze, jakim faktycznie da się oddychać, to pierwszy sygnał ostrzegawczy, bzycząca, wkurwiająca, czerwona lampka. Zaczyna się od braku. Nie chodzi mi nawet o tę kołdrę, o to zimno, ale po prostu, coś jest nie tak, a moje powieki są zbyt ciężkie, bym mógł unieść je bez pomocy dźwigu, zapachu parzonej kawy albo chociaż jej, wołającej mnie zachęcająco do siebie, wabiącej jak syrenka. Pierdolone syreny. Miały być kochankami, były morderczyniami, ostatnim, co zwiedzeni na manowce marynarze widzieli przed śmiercią. Długie szpony - można umierać, prosto w bałwanach Morza Północnego w trójkącie między Wielką Brytanią, Danią a Norwegią. Czuję w kościach, że to będzie też mój los: nie śmierć w morskich odmętach, ale te pazury, lśniące czerwienią, orzące mi okazjonalnie twarz i plecy. Niedoczekanie. Ja, Daniel Dodge, nie poddaję się bez walki.
– Kurwaaaaa– ryczę i zrywam się nagle na równe nogi, ochrzczony obrzydliwymi resztkami browara, w którym poprzedniego wieczora dogaszałem peta. Jeszcze nie kontaktuję, nie widzę na jedno oko sklejone od snu, serce wali mi tak, jak czasami napieprzamy w grzejnik, żeby sąsiedzi ucieszyli swojego niereformowalnego kundla, ale pamięć ciała działa bezbłędnie i spod poduszki jak rasowy paranoik wyszarpuję gnata, mierząc nim na oślep przed siebie. – Sandy? Co ty znowu odpierdalasz? – ścieram z mordy tę obrzydliwą pianę i gapię się na moją pannę, która trzyma ręce na piersiach, jakby chciała jeszcze mnie pokarać i udawać, że nie mogę sobie popatrzeć na jej cyki. – Mogłem cię zastrzelić – mówię z pełną powagą, odkładając colta na szafkę nocną obok przepełnionej popielnicy i tacki z jakimś gruzem - to znaczy, z kamieniami. Sandy twierdzi, że ich obecność dobrze robi na moje nerwy. Taaaa. – No już, co się stało, cukiereczku? – domagam się odpowiedzi, ale nie ryzykuję zbliżenia się do niej, ponieważ jej mina świadczy o tym, że bardzo chciałaby wyrwać mi resztkę włosów z głowy. Drapię się po jajach, szybko robiąc rachunek sumienia.
– Chodzi o Marlenę?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Sandy Wilkes
Czarodzieje
tell me who I am – do I provoke you with my tone of innocence?
Wiek
21
Zawód
fryzjerka, niania, drobna złodziejka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
2
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
13
Brak karty postaci
10-19-2025, 12:11
Sycylijska pomarańcza, pudrowy cukierek, lawendowy błękit, czerwień krwi wrogów ojczyzny i tego typu podobne — paznokcie zaostrzone w śmiercionośne migdałki tym razem najbliższe barwą są opcji numer trzy. Betty przywiozła nowe lakiery do paznokci w zeszły piątek, a ja spędziłam kwadrans nad doborem najodpowiedniejszego; finalnie skończyło się na trójkę wybierz, pani, a kim jestem ja, by odmawiać Betty, naszej samozwańczej koordynatorce zmiany?
Ułatwiłam więc sobie życiową decyzję, a jej odjęłam trudu obcowania z wewnętrzną klientką (gdyby bólu dostatecznie nie dostarczał fakt, że taka klientka to ta za darmo), decydując się na klasyczny koral. Król Karol kupił królowej Sandy, tego typu historie. Król Daniel nie kupił Sandy niczego; wrócił do łóżka o godzinie dalekiej od dozwolonej w ustawie dobranocki, za oknem pies zawył zajadle, a mnie rozbolała głowa, bo wypełnione chłodnym powietrzem wnętrze sypialni nagle przecięło ostrze czegoś pomiędzy pracą a balangą; mam w sobie dużo zrozumienia, więc kiedy już zawinął się w swoją część kołdry, z dobrocią serca skrzydlatego aniołka, ucałowałam jego ciepłą skroń i w myślach zmówiłam cichy paciorek do wszechświata za nas oboje.
Mamy godzinę dziewiątą trzy, w radiu, które od tygodnia nie potrafi złapać sygnału, nasza
— moja, ale wciąż pracuję nad gustem Daniela — ulubiona katarynka Brunhilda Scamander rozpoczyna poranną audycję. Co z tego, kiedy wywraca się moja rzeczywistość.
Po raz pierwszy od — kiedy właściwie? Tygodnia? Dwóch? — świat unosi się w stanie delirycznej nieważkości; ciało gubi trajektorię i znajduje ją prędko, przekutą w tryb akcja—reakcja. Zrywam się szybko, szybko też zgarniam szklankę wody, piwa, peta i resztek śliny, szybko budzę Daniela, nie kryjąc swojego oburzenia.
Średnio raz na dwa tygodnie wyobrażam sobie nasz ślub. Wybieram smak tortu i robię cichy przegląd sukien ślubnych topowego projektanta, który żyje i ma się dobrze, tylko w okowach mojej głowy. Wędruję po targach zastawy stołowej z chińskiej porcelany i ufnie wącham każdy napotkany tulipan, margaretkę, frezję i hodowlane róże w fikuśnych kolorach. Robię to wszystko po to, żeby zostać tak perfidnie oszukana.
— Ty perfidna szujo, jeszcze masz czelność?! — metalowa pukawka, która wcale nie jest zabawką, nie robi na mnie wrażenia. Choć powinna, jestem o krok od odrzucenia jej a bok wciąż żywo gestykulującą dłonią. Niezbyt mądre zachowanie. Ku szczęściu nas obojga, Daniel Perfidny Dodge odkłada ten swój pistolecik na bok, zanim dołączę tę napaść do listy jego przewinień. Lub zanim odstrzeli dziurę w ścianie, suficie, ewentualnie mojej głowie.
Prawie szczekam; szczekam, pluję albo się odgrażam, pełna determinacji żeby udowodnić mu, że przywilej nazywania mnie cukiereczkiem czy czymkolwiek innym słodkim, tudzież po prostu kalorycznym, leży już daleko poza jego zasięgiem
— Pytam kim jest ta suka, nie graj głupa — warczę, ręce krzyżuję na piersi i w myślach zamiast listy gości weselnych, mam, stworzone zupełnie last minute, sprawozdanie wszystkich rodzajów tortur znanych mi z opowieści, które opowiada się przy ogniskach w wieku dziecięcym, potem moczy łóżko i błaga wszechświat, żeby zapomnieć o tych okropieństwach.
— Marlenę? — łączę kropki, bum, olśnienie; oczka świecą mi jak gwiazdeczki, ale to preludium do kolejnego wybuchu. Przestaje obchodzić mnie jego mokra, wykrzywiona w grymasie twarz, nie interesuje mnie też ta durna, mugolska zabawka na stoliku nocnym — najchętniej wypierdoliłabym go nago na zaśnieżony balkon i kazała liczyć tam do miliona. Chwilowo zrywam z niego resztkę kołdry i żywo macham rękoma.
— A jednak. Jak ty... jak ty w ogóle mogłeś... — niewiarygodne. Marlena — może to ta lafirynda z kwiaciarni na rogu, a może przemądrzała cipa ze spożywczaka, ponoć Francuzka, która nawet ziemniaki pakuje do torby w taki sposób, jakby próbowała zaprosić go na pieprzone randez—vous.
— Mar—le—na. Kim jest, kurwa, jebana Marlena? Odpowiadaj mi, Daniel, język ci stanął w gardle?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Daniel Dodge
Czarodzieje
Daniel, you did it, you made me cry. You spent ten days in bed when I asked you why
Wiek
44
Zawód
Inwestor, Złodziej, Diler, Szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
11
5
Brak karty postaci
10-19-2025, 16:19
Pudełka po żarciu na wynos piętrzą się na lepkim blacie, w całym mieszkaniu pachnie jedzeniem (niestety nie domowym, co z uporem maniaka zgłaszam do biura skarg i wniosków), lakierem do paznokci i lakierem do włosów. Łatwo o wybuch - pewnie dlatego Sandy zastrajkowała i nie gotuje od kilku dni -  gdyby tylko była mądrzejsza, albo przynajmniej wiedziała o mugolskiej technologii więcej niż jest konieczne do skakania po kanałach i uciszania mnie, kiedy tylko zaczyna się czołówka “Coronation Street”, mogłaby tłumaczyć się szczerą troską. O mnie, o nasze mieszkanie (mówię nasze, myślę: moje), o nią, o nas. Mówiłaby coś w stylu: “Danny, możemy tu zginąć”, robiłaby tę minkę ze szklanymi oczami, po której wybaczam jej wszystko i dalej by się tylko leniła i pindrzyła, ale już z moim łaskawym przyzwoleniem. Tak, tak Sandy, odpalenie kuchenki przy takim stężeniu łatwopalnych gazów to ogromne ryzyko, nie kłopocz sobie tym swojej pięknej główki.
Jej zachcianki są kosztowne, wymówki - nędzne, ale i tak wracam do zasyfionego domu, czując, że za każdym kolejnym otwarciem i zamknięciem (w naszym wykonaniu: trzaśnięciem) drzwi, należymy do niego coraz bardziej. Wsiąkamy w ściany i podłogi, nasz zapach przegryza się z obiciem kanap, odciski naszych dup są widoczne na kuchennym stole jak tłuste paluchy na okiennych szybach. Należymy też do siebie wzajemnie: spalam z pięćset papierosów, po jednym za każdą jej kąpiel, brudząc odchodzącą farbę w łazience, tylko dlatego, że lubi, jak na nią patrzę, kiedy cała jest w pianie, a żółta gumowa kaczka z różową kokardką przecina taflę wody z dodatkiem niezidentyfikowanego kwiatowego proszku o złotawym połysku. Godzę się siedzieć w tej duchocie, obserwować jak w wilgoci rozwija się grzyb, podawać jej maszynkę do golenia, ręcznik, klamrę do włosów, bambosze, bo chcę, żeby długo po nas zostały tam nasze duchy, znające każdy nawyk państwa Dodge. Daję jej swoje nazwisko, niech je bierze, skoro wzięła już mnie, ale cicho-sza. Ona nie może wiedzieć: te wszystkie tajemnice są wyłącznie dla dobra mojej małej dziewczynki.
Niegrzecznej. Zwykle Sandy zbiera same złote gwiazdki za dobre sprawowanie, ale kiedy organizm wysyła sygnał, że znowu nie zaszła w ciążę, czasami żałuję, że nie zmajstrowałem jej tego dzieciaka. W takich okolicznościach robię się potulny jak baranek.
Albo przekładam ją przez kolano, też działa.
– Szujo, hę? SZUJO? I czym ja sobie niby na to zasłużyłem, co? - zaczyna się rykowisko. – Może tym, że trzy razy w tym tygodniu odebrałem cię z pracy, bo bałaś się wracać sama? A może tym, że podwiozłem cię na przesłuchanie? Czy tym, że później zrobiłem ci dobrze językiem na pocieszenie, jak nie dostałaś tej roli, co? Zapytaj się lepiej Betty, czy jej chłopak w ogóle wie, co to jest ŁECHTACZKA– wrzeszczę, a kropelki śliny pryskają jej na twarz. Zimny prysznic, może ją otrzeźwi.  – Uuu, faktycznie, jestem taki ZŁY I OKROPNY– nie gotowałem się dziesięć sekund temu, ale teraz już tak. Robię się cały czerwony, może dostanę gorączki i umrę, wspaniale. Wiem, dla kogo ta wiadomość byłaby ogromną ulgą - jej imię zaczyna się na “S” a kończy na “andy”. Wtedy dopiero miałaby high-life, mogłaby całymi dniami wzdychać do Kena Barlowa, kręcić loki i spraszać koleżaneczki. Prawie czuję, jak tańczy na moim grobie w tej żółtej, krótkiej sukience, spod której czasami wystają jej manszety pończoch.
– Jaka suka, o czym ty bredzisz?! – jak zwykle, robi z igły widły, brak kogoś, kto possie jej cycki w nieerotyczny sposób pada jej na mózg i oto efekty. Mokre łóżko, brudna pościel, reszta popiołu w kąciku mojego oka, które właśnie zaczyna puchnąć. Pomyliłem się - może nie umieram, ale na pewno wkrótce oślepnę albo dostanę dżumę. I mimo rozwijających się w błyskawicznym tempie objawów (wybroczyny, duszności itp.), im ona dłużej mówi, im bliżej mnie podchodzi, z małymi rączkami zwiniętymi w pięści, gotowa, żeby okładać mnie po klacie, tym więcej rozumiem. – Ty jesteś pojebana, wiesz? – nacieram na nią i posuwamy się coraz bliżej ściany, gdzie zakleszczam ją w mocnym uścisku. Nasze twarze dzielą milimetry, po moich policzkach dalej spływają te paskudne pomyje, nawiewam jej więc strawionym alkoholem i niezbyt świeżym, porannym oddechem. – Ja bym ciebie przecież nigdy, Sandy, na Boga – z rozkoszą łamię drugie przykazanie, a wracając do rzeczy istotnych - tutaj nie używamy słowa na “z”. Czasami kusi ta czy inna cipa, ale wiadomo, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. W domu zaś czeka Sandy, czysta, pachnąca, ciasna i zdrowa. Może dziadzieję, a może nauczyłem się cieszyć z małych rzeczy. – Marlena to nie żadna baba, Sandy. Marlena to samochód – wzdycham, bo chyba jednak przyłapała mnie na zdradzie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Sandy Wilkes
Czarodzieje
tell me who I am – do I provoke you with my tone of innocence?
Wiek
21
Zawód
fryzjerka, niania, drobna złodziejka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
2
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
13
Brak karty postaci
11-12-2025, 14:57
Miękki koc w eklektyczny wzór pantery wygląda jak żywcem zdjęty z grzbietu mieszkańca najprawdziwszego safari; otula nas swoim kolonialnym ciepłem, imituje imperialne bogactwa i gdyby tylko się postarać, może także służyć jako stabilne zadaszenie sławetnych baz tworzonych z pledów i koców na życzenie grzecznych dzieci.
Teraz syntetyczna pantera zmielona zamiata podłogę.
Potykam się o barłóg w cętki podczas drogi do kuchni, a kiedy wracam, jestem już mądrzejsza o kolejne błędy – takie jak przeszkody na podłodze czy obdarzenie Daniela bezwzględnym zaufaniem.
Temperatura wzrasta, a obrzydliwa, nieco mętna mikstura na twarzy zdrajcy – mojego, własnego, cóż za cios – mogłaby uchodzić za środek chłodzący. Mierzymy się spojrzeniem, dryfujemy w tym gorącu, choć pogoda za oknem wciąż wskazuje na temperaturę minusową, celujemy do siebie spojrzeniami. Gdyby ktoś zdecydował się uwiecznić nas na trzydziestopięcio–milimetrowej taśmie, musiałby też zadbać o realistyczny efekt falowania horyzontu, podobny do scenerii pustynnej w tanich westernach, które bardzo chcą imitować wysoko budżetowe produkcje prosto z Hollywood.
- Oh daruj sobie, Daniel – oczy pokonują trasę po orbicie i w siarczystym wywróceniu mówią wprost o mojej irytacji; pan Dodge bawi się w sprzedażowca z krwi i kości, wylicza całą listę plusów, zalet i dowodów na swoją użyteczność, miłość i dobre intencje. Kiedy wspomina o cielesnych uniesieniach, rumienię się trochę, tylko, gotowa zrzucić to pretensjonalnie na moje wzburzenie i gniew; ale chwilę później już nawet nie muszę udawać, bo on drze się o czymś, co kobiece i intymne, co zarezerwowane dla nas i tylko dla nas.
Aktualnie najpewniej zagłuszamy audycję samej Brunhildy i sąsiedzi z dołu – ze starym, ujadającym wieczorami psem –  i ci, którzy wprowadzili się zeszłego miesiąca do mieszkania nad nami – z dwójką rudych dzieci, które wyglądają tak, jakby rodzice rekreacyjnie bili je pogrzebaczem – są zapewne w stanie usłyszeć każde słowo naszej prawie-małżeńskiej sprzeczki.
- Przynajmniej jestem wierna! Przynajmniej nie jęczę imion przypadkowych kochanek przez sen! – głos drży, wznosi się, znów spada; podróż od złości do żałości to przejażdżka najszybszą kolejką w Wielkiej Brytanii; kiedy Danny zakleszcza mnie przy różowej tapecie na ścianie, noszącej ślady odbitych paluchów, drobne zadrapania, wyryte scyzorykiem serduszko (jesteśmy tak leniwi, że nie zadbaliśmy o sprawne reparo nawet w tej materii) – jestem już bliska płaczu. Entliczek-pentliczek, nie wiadomo czy padnie na syreni wrzask, czy rozpaczliwy lament.
Daniel pachnie brzydko, mówi brzydko, naciera na mnie brzydko; tej brzydocie daleko do sensualnego tanga, więc próbuję go odepchnąć, okładam jego klatkę piersiową rozochoconymi perspektywą walki piąstkami, a później-
Później przychodzi kapitulacja.
Nie o takich zderzakach myślałam, wizualizując sobie Marlenkę.
– C-co? – dukam, a powieki rozszerzają się, oczy tworzą spodki, spodki drążą skonfundowanie – Jaki samochód? Że auto? – łączę punkty, spawam kabelki, lampka zapala się pod czupryną blond włosów – Nazwałeś auto Marlena? – znowu muszę zacząć wyliczankę; uderzyć go czy się rozpłakać? Zgodzić się z tym, że się myliłam, czy rozpocząć histerię wobec salda naszego konta – czy raczej ciężaru schowanej skarpety – które niedługo może twierdzić o naszych problemach finansowych?
- Och – mruczę, chyba wolałabym jeszcze nadal spać – Ooooch…. – czy to moment, w którym świat na moment zawraca, a ja zaczynam się kajać? – Danny…
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Daniel Dodge
Czarodzieje
Daniel, you did it, you made me cry. You spent ten days in bed when I asked you why
Wiek
44
Zawód
Inwestor, Złodziej, Diler, Szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
11
5
Brak karty postaci
11-13-2025, 00:37
Najlepszy poranek to ten rozpoczęty od misjonarza: ona śpi albo tylko półśni, a ja ciężko tyram, pompując ją jak tłok: do przodu i do tyłu. Działam jak dobrze naoliwiona maszyna, Sandy czasami tylko coś bąknie, zamruczy jak leniwy kocurek albo cichutko jęknie w poduszkę, nie otwierając jednak mieniących się błękitno-zielonych ślepi; pozwala mi robić swoje. Nie muszę jej budzić, czuję się kochany, więc wypełniam ją miłością, której resztki zastygłe wokół jej ud zmywamy wspólnie godzinę, dwie, trzy później. Bierzemy razem gorący prysznic, myję jej plecy, na szybie zaparowanej kabiny mażę nasze inicjały i głośno marzymy o maślanych croissantach z piekarni naprzeciwko obficie zaopatrzonej we francuskie rarytasy i wiktuały: obok bagietek sprzedają też pain au chocolat, różaną konfiturę i chutney z cebuli. Tak sobie dajemy w weekendy: raczej na słodko.
Ups. Coś się zepsuło. Coś skwaśniało. Coś - bynajmniej nie lager, który po prostu stracił życiodajne bąbelki i uchował się w temperaturze pokojowej. Z napoju bogów pozostały ledwie złote krople, podobne strząsam z penisa po sikaniu - nieważne, jak długo nim macham, parę kropel i tak spada na bieliznę, znacząc ją śladami moczu, piekło mężczyzn. Fermentacja zachodzi między nami: nagle z my robi się ona i on. Idealizuje kreskę nad okiem Nefretete, a sama zmienia się w heterę Herę. Grecja czy Egipt, wakacyjne kurorty, palmy, ruiny, mumie i bezpańskie koty, wyliczanka zamienia mnie w Zeus, lecz zostawia z miną nietęgą - a mogło przecież trafić gorzej, na przykład na któregoś władcę przeklętych Teb. Może i posiadam liczne przymioty boga bogów i zaganiacza nieprzeciętnych rozmiarów, ale żeby siostry i kuzynki? Śmiało, Sandy, zamień sobie w krowę każdą kobietę na mojej drodze: muuuuuur-beton, że nawet nie mrugnę, bo ja nawet ich dobrze nie widzę. Baba na dwunastej? Dla mnie: kółko i pięć kresek. Mimo tego stoję półnagi w rozbebeszonej sypialni, Brunhilda Scamander próbując nas przekrzyczeć i recytuje przepis na ciasto ze zdalnie sterowanymi śliwkami, kejter spod numeru 23 wściekle ujada, rude dzieci bawią się w Indian i blade twarze (ten, który jest wodzem czerwonoskórych właśnie umiera na ospę i oskarża osadnika o zdradę), a mój słodki cukiereczek jest gotów wysłać mnie na krzesło elektryczne, odmawiając nawet przywileju wybrania ostatniego posiłku. Wybrałbym ją, rzecz jasna.
– Ale o czym ty mówisz, pączuszku? – próbowałem prośbą, groźbą, więc zaczynam słodzić, cukrować, aż poziom białej śmierci zbliża się do Korwina i jego herbaty. – Mam tylko jedną kochankę Sandy i to nie jest żadna przypadkowa lafirynda — przygwożdżona wydaje się taka maleńka, gdy głaszczę jej policzek, choć ucieka przed każdą czułostką. Dobrze, że jest na boso, bo gdyby miała szpilki, ja nie miałbym już czucia w stopie. ot, równowaga w przyrodzie. – Jedną, jedyną od pieprzonych dwóch lat – to takie romantyczne, że aż walę pięścią w ścianę tuż obok jej głowy i krzywego serduszka. Gdyby była biała, posypałby się tynk, efektu śniegu brak, ale idzie lawina pokracznych ciosów. Część z nich powstrzymuję, część sięga mojej klaty, może zostawią ślady jak przerośnięte malinki. Boję się, że naprawdę coś jej zrobię, a wolałbym jechać do Świętego Munga i tłumaczyć się z ogórka w odbycie niż ze zwichniętego nadgarstka aniołeczka. – No samochód Sandy, przecież powiedziałem – trochę się niecierpliwię, trochę oddycham z ulgą, widząc że nareszcie procesuje informacje i przestaje kwestionować moją monogamię. –Tak, nazwałem auto Marlena. To miała być niespodzianka, chciałem cię zabrać nad morze – tłumaczę, z Londynu daleko nie mamy czy to do Brighton, czy do Southend w Essex. Jeszcze za zimno na plażowanie, ale spacer i zbieranie muszelek, hm hm hm? – Jak ty w ogóle mogłaś pomyśleć o mnie coś tak okropnego? - przytulam ją, gdy zaczyna wzdychać, oplatam ściśle giętkimi ramionami, które może poczuć nagle na całym swoim ciele. Przyzwoicie, ciepło, krzepiąco: wyrzuty sumienia i czułość, 2 for U, bierzesz dwa, albo… – Śniło ci się coś niedobrego? – pocieszam ją już na całego, głaszczę i lulam jak nowoczesną lalkę Baby Born. Wraca Danny, kryzys zażegnany. Co będę z tego mieć?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 12:13 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.