• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Londyn, Upper Brook Street 24 > Salon
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-10-2025, 13:13

Salon
Po przekroczeniu progu mieszkania od razu wstępuje się do jego serca. Salon to największe pomieszczenie i choćby z tego powodu najbardziej zagracone, a dzięki dużym oknom wychodzącym na zachód również najjaśniejsze. Do każdej ściany przylegają czarne, solidne regały, których półki wypełniają książki wszelkiej maści: tomiki poezji, powieści, encyklopedie, atlasy świata, zielniki, historyczne kroniki, polityczne traktaty czy nawet szkolne podręczniki. Na szczycie regałów znajdują się ceramiczne wazony, na wolnych skrawkach ściany kilka pejzaży zamkniętych w dębowych ramkach. W środku można znaleźć cztery fotele (każdy innego koloru i kształtu) oraz dużą, wygodną sofę umieszczoną naprzeciwko szerokiego kominka. Jest jeszcze wielka gablota, przez szklane drzwiczki można spojrzeć na pamiątkowe przedmioty oraz rodzinne zdjęcia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Henry Teyssier
Zwolennicy Dumbledore’a
there's no man as terrified as the man who stands to lose you
Wiek
22
Zawód
auror, poczatkujący klątwołamacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
19
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
13
10
Brak karty postaci
11-09-2025, 15:35
23 marca 1692

Sen
Ślepy trop

Podążasz śladem – zapachem, drżeniem ziemi, echem. Nie wiesz, za kim idziesz. Ale nie możesz przestać. Kiedy doganiasz cień – znika.

Postać może przez tydzień obsesyjnie czegoś szukać – odpowiedzi, osoby, sensu. Może gubić się w drobiazgach, analizować zachowania innych. Czuje wewnętrzny niedosyt, który trudno zaspokoić.

Przyłożył czoło do chropowatej powierzchni drzwi mieszkania Conrada, równocześnie naciskając na dzwonek. Nieprzerwanie, nachalnie, nieco bezmyślnie, bo zatopiony był w myślach do tego stopnia, że niemal stracił zdolność oceny co wypada, a co nie. Dźwięk brzęczał już nie tylko w całym korytarzu, ale i w jego głowie, chociaż Henry miał wrażenie, że tak czy siak słyszał go już od paru dni. Był jak echo zagubienia, które towarzyszyło mu ok kilku poranków, gdy budzik wyrywał go ze snu. Nieuchwytne przeczucie sprawiło, że zupełnie stracił apetyt, co nie przeszkodziło mu pojawić się u progu Conrada ze stosem placków pasterskich. Wcisnęła mu je znajoma właścicielka restauracji, którą kiedyś wybawił z opresji, Był teraz jej ulubieńcem i zawsze mógł liczyć na darmowy obiad.
Nie chciał przychodzić z pustymi rękami. Wystarczyło, że pojawiał się w progach kuzyna bez zapowiedzi, wiedziony nagłą potrzebą, podpowiedzią własnego instynktu. Musiał z kimś porozmawiać, a w tym przypadku Conrad Bones wydawał mu się najbardziej nadająca się do tego osobą, Kogo innego mógłby zapytać o ojca, jeśli nie właśnie niego? Chyba nie matkę, tkwiącą przecież na Oddziale Psychiatrycznym Świętego Munga.
Dręczył go sen, a chociaż do tej pory Henry nie był za bardzo przesądny, miał wrażenie, że kryła się w nim jakaś wróżba. Zła wróżba. To właśnie ona kazała mu dzisiejszego popołudnia śledzić starszego mężczyznę, który nie wiedzieć czemu przyciągnął uwagę Teyssiera w tłumie. Postąpił dokładnie tak jak w śnie, pozwolił się porwać przeczuciu, podążyć za niezdefiniowanym cieniem uosabianym przez nieznajomego. Oczywiście młody auror zdążył już wysnuć własną teorię. To na pewno miało coś wspólnego z ojcem... Gdy pod koniec lutego wybierał się do ojczystego Aubenas, nie podejrzewał, że powróci stamtąd tak odmieniony, niosąc w sercu ciężar tak wielu wątpliwości i złych przeczuć. Nie wiedział dlaczego dopiero wtedy, po tylu latach zapuścił się w zakamarki posiadłości francuskiej rodziny i odnalazł dawny gabinet rodziciela. To, co tam znalazł - artykuły, notatki na temat Grindelwaldea - dały mu do myślenia, zasiały w sercu ziarno głębokiego zwątpienia. Po tylu latach zaczęło docierać do niego, że obraz ojca jaki dotychczas przedstawiała mu rodzina, mógł być daleki od prawdy. Może tak naprawdę nie zdawali sobie sprawy, że nie był tym, za kogo się podawał? Henry nie miał jednak pewności, co było nieporozumieniem, a co prawdą. Jednak powtarzający się sen i uczucia, które po sobie pozostawiał coraz dotkliwiej uświadomiły mu, że od paru tygodni usiłował stłumić w sobie podejrzenia, odsuwał je na dalszy plan. Jednak ostatnie wydarzenia tylko utwierdziły go w przekonaniu, że powinien chociaż postarać się odkryć, co tak naprawdę kryło się za zniknięciem ojca.
Właśnie dlatego uganiał się za niewinnym człowiekiem, który okazał się nieszkodliwym handlarzem roślin, Tak, Henry wylegitymował go, przycisnął do ściany, niemal grożąc mu, że skończy w Azkabanie. Na szczęście nie wypowiedział tych myśli na glos, zaszkodziłby przede wszystkim sobie a nie samemu mężczyźnie, gdyby ktoś dostrzegł w jak bezceremonialny sposób obchodził się z tym człowiekiem, będąc równocześnie przedstawicielem prawa. Henry pragnął jednak obsesyjnie trafić na jakiś trop, z jakiegoś powodu wierzył, że drobny szczegół doprowadzi go do czegoś wielkiego. Tak bardzo skupił się na analizowaniu otoczenia, postępowaniu i działaniach obcych, że nie zdawał sobie sprawy w jak dziwaczny i przesadzony sposób sam się zachowywał. Zreflektował się dopiero w momencie, gdy dostrzegł w oczach mężczyzny strach.
Potem znalazł się właśnie tutaj. Przed drzwiami kuzyna.
- Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem? - rzekł, gdy w końcu uchyliły się przed nim drzwi. Uśmiechnął się rozbrajająco, wyciągając w stronę kuzyna wciąż ciepłe placki. - Po prostu powiedz, Wrócę kiedy indziej, ale zostawię ci przynajmniej te przepyszne placki. Prawdziwy rarytas, sam sprawdzisz! - Z młodzieńczej twarzy nie znikał uśmiech, ale w oczach czaił się cień błagania. Proszę, wpuść mnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:13 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.