• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Suffolk, Dunwich, Przeklęta Warownia > Dzika plaża
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-04-2025, 20:34

Dzika plaża
Z ogrodów można przedostać się bocznym przesmykiem prosto na malowniczą, opustoszałą plażę. Niewidoczne na pierwszy rzut oka przejście ujawnia widok zapierający dech w piersi. Miejsce zdaje się być zapomniane przez człowieka, oddane nieposkromionej przyrodzie. Przyjemna, złocista plaża gdzieniegdzie poprzerywana jest pojedynczymi wyrzuconymi przez morze kłodami. Docierające do piasku fale wyrzucają na brzeg drobne kolorowe kamienie. Pochylające się ku morzu pojedyncze drzewa zachęcają, by schronić się w ich cieniu. Tuż przy brzegu znajduje się piaszczyste, charakterystyczne wzniesienie, z którego rozciąga się fantastyczny widok na znikające za linią horyzontu popołudniowe słońce. Cisza, poprzerywania jedynie melodią fal i ptasimi głosami, pozwala zebrać myśli i sprzyja odpoczywaniu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
10-18-2025, 18:23
03.04.

Projekty. To było coś co wyznaczało jego rytm dnia. Wstawał i po szybkim śniadaniu brał się do roboty. Możliwość pracy w domu była bardzo wygodna, wiedział gdzie znajdują się wszystkie jego notatki, co gdzie leży i czego dotyczy. Doceniał jednak również konieczność czasami wyjścia z domu aby spotkać się z ludźmi, dla których pracował. A byli to różni ludzie, od zwykłych obywateli, którzy chcieliby urozmaicić swoje domy, ciężko pracujących rzemieślników, którzy pragnęli by ich praca była chociaż minimalnie mniej uciążliwa, po urzędników, którzy najmowali go do udoskonalenia lub odremontowania budynków użytku publicznego. Nigdy się nie nudził i zawsze miał pełne ręce roboty, ale nigdy nie narzekał. Lubił to co robił, był jednym z tych szczęściarzy, którzy uwielbiali swoją pracę i oddawali jej się w pełni. Naturalnie, jak każdy człowiek, czasami się męczył, mózg zmuszony do wiecznej pracy domagał się odpoczynku, a ciało krzyczało o więcej niż pięć godzin snu. Chociaż niechętnie odpoczywał, mając świadomość, że każda chwila przeznaczona na odpoczynek to marnowane minuty, które mógłby poświęcać na rozwiązywanie kolejnych problemów, to w finalnym rozrachunku mu to pomagało. Nawet jeśli nie zawsze chciał się do tego przyznać przed samym sobą.
I właśnie nadszedł taki dzień. Poprzedniego wieczoru nie był w stanie już nawet spisać najprostszych obliczeń i kilka razy złapał się na tym, że zasnął przy biurku. Wiedział, że czas na odpoczynek, chociaż jeden dzień. Ale chociaż normalny człowiek pewnie leżał by plackiem, albo wyszedł na spacer to on miał kompletnie inne plany. Już od dłuższego czasu odkładał naukę magii obronnej. W szkole nigdy się jakoś specjalnie nie pochylał, większość uwagi poświęcając transmutacji i urokom jako, że były mu potrzebne do przyszłej pracy. Teraz jednak, po tym co wydarzyło się w marcu doszedł do wniosku, że może nie byłby to głupi pomysł nauczyć się czegokolwiek. Nigdy nie było wiadomo co przyjdzie do głowy Grindelwaldowi i jego zwolennikom, a jeśli chciał być w stanie bronić najbliższych, to musiał nauczyć się tego robić. Jego nauka czarnej magii jakoś stanęła w miejscu, co niesamowicie go frustrowało, ale poniekąd nie miał na to wpływu. Do tego potrzebował nauczyciela, który go poprowadzi i wskaże odpowiednią drogę. Podobnie było z magia obronną. Dlatego zwrócił się do Lucindy, wydawała mu się najbardziej kompetentną osobą do tego zadania. W ogóle go nie zaskoczyła, że się zgodziła, zawsze uważał, że jest najmilszą i najbardziej ciepłą osobą z ich rodziny. Darzył ją dużą sympatią i miał nadzieję, że zdawała sobie z tego sprawę.
Na miejsce lekcji wybrali plaże, z dala od domu, w którym mogliby coś zepsuć. Oczywiście naprawiłby to raz dwa, ale wolał mimo wszystko mieć czystą głowę, nie martwiąc się o ewentualne ofiary w meblach. Spodziewał się z resztą i w zasadzie oczekiwał, że Lucinda nie będzie się ograniczać, skoro miał się nauczyć to najlepiej na własnej skórze.
- Od czego zaczynamy? - spytał z lekkim uśmiechem widniejącym na ustach kiedy znaleźli się na piaszczystym wybrzeżu, a gdzieś za ich plecami majaczyła sylwetka Przeklętej Warowni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Lucinda Macnair
Śmierciożercy
Hope for the best, but prepare for the worst.
Wiek
28
Zawód
łamacz klątw i uroków, poszukiwacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
15
1
OPCM
Transmutacja
30
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-26-2025, 19:58
W szkole nie przywiązywała dużej wagi do zaklęć. Uczyła się ich raczej z własnej ciekawości niż z potrzeby - w końcu nigdy nie planowała zostać aurorem. Wychodziła z założenia, że bez względu na to, czy w jej żyłach płynęła błękitna krew, czy była kobietą, przede wszystkim była czarodziejem. Magia została jej dana wraz z urodzeniem i ta sama magia domagała się ujścia, domagała się okiełznania. Z czasem ta czysto naukowa ciekawość przekształciła się w coś więcej - w potrzebę. Bo kiedy zdecydowała, że poświęci życie przygodzie, poszukiwaniom i łamaniu klątw, zrozumiała, że bez znajomości zaklęć nie przetrwa, a już na pewno nie stanie się w tym dobra. Dziwne może było to, że w jej hierarchii wartości wyżej stało zadowolenie z siebie i swoich osiągnięć niż samo przetrwanie, ale taka już była - zawsze stawiająca sobie wyższe cele i wymagająca od siebie więcej niż ktokolwiek inny. Zwykła mówić, że to życie wymusiło na niej ten rygor, że to ono nauczyło ją traktować różdżkę jak przedłużenie ręki - część własnego istnienia. Prawda była jednak prostsza: po prostu czuła, że jest w tym dobra. Zaklęcia, choć niekiedy przewyższające jej umiejętności, uginały się pod jej determinacją i wewnętrzną potrzebą. Ruchy dłoni, wyćwiczone do perfekcji, stawały się instynktowne, bo na szlaku nie było miejsca na wahanie. Czasami, gdy od śmierci dzieliły ją zaledwie sekundy, nie mogła pozwolić sobie na pytanie, czy magia ją nie zawiedzie. Czy to ona nie zawiedzie magii. Nigdy jednak nie miała potrzeby, by używać jej przeciwko komuś - nikt dotąd nie czyhał na jej życie. Przynajmniej jeszcze nie.
Kiedy Mitch zapytał, czy poćwiczyłaby z nim magię z zakresu obrony przed czarną magią, od razu się zgodziła. Trochę z sympatii do niego, a trochę z chęci własnego treningu. Jeden Merlin wiedział, jak bardzo czasem brakowało jej adrenaliny w codziennym życiu. Wcześniej definiowała ją niemal całkowicie, a z magią żyła jak ze starym, dobrze znanym przyjacielem. Ostatnio jednak ten rodzaj magii został przez nią zapomniany, zdystansowała się od niego. Tym większą satysfakcję czuła, gdy zjawiła się na Dzikiej Plaży tuż przy ich domu. Zawsze przy takich lekcjach trzeba było pamiętać o konsekwencjach, które mogą pojawić się, gdy magia stanie się zbyt nieokrzesana. Tylko ignoranci lub szaleńcy mogliby wierzyć, że są w stanie nad wszystkim zapanować całkowicie. Ona nie była ignorantką ani nie była szalona.
- Obrona przed czarną magią to bardzo szeroka dziedzina - zaczęła, wyciągając przed siebie różdżkę. - To zaklęcia, które chronią nas, ale też miejsca, stworzenia, potrafią zacierać ślady, wyciszać pomieszczenia i wyostrzać nasze zmysły. Pomyśl, Mitch, na czym najbardziej ci zależy i na tej części magii się skupimy - dodała, unosząc kącik ust w uśmiechu. - Chamaeleontis to zaklęcie, które pozwala nam się ukryć. Trochę jak… kameleon. - zademonstrowała ruch różdżką, powtarzając inkantację jeszcze raz. – Zacznijmy od tego, bo to naprawdę przydatne zaklęcie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
10-30-2025, 18:37
Wydawałoby się, że każdy rodzaj magii był szeroką dziedziną. Jeśli by tak nad tym wszystkim pomyśleć transmutacja, którą miał naprawdę dobrze opanowaną, miała zastosowanie w wielu aspektach życia. Jemu akurat była przede wszystkim do pracy, jednak wielu czarodziei używało jej w codziennym życiu po to by sobie je po prostu ułatwić. W przypadku obrony przed czarną magią, w każdym razie w jego mniemaniu, był zgoła inaczej. Ten rodzaj magii miał przede wszystkim bronić, pomagać w pojedynkach i stanie zagrożenia gdyby do takiego doszło. Żyli w niepewnych czasach, widmo wojny nadal wisiało nad magicznym społeczeństwem, a ostatnie wydarzenia dały wyraźnie do zrozumienia, że nie ma co liczyć zdecydowane działania ze strony Ministerstwa. Wychodziło na to, że sami muszą brać sprawy w swoje ręce i jeśli przyjdzie taka potrzeba obronić się przed zagrożeniem, które mogło nadejść z każdej strony i w każdym momencie.
- Czyli w sumie można ją też trochę połączyć z moją pracą, prawda? - uniósł brew ku górze myśląc trochę na głos - No bo jak zakładam zabezpieczenia, co prawda runiczne w większości, na budynki i inne tego typu rzeczy, to też możemy to zakwalifikować do magii obronnej, czy się mylę? - spojrzał na Lucindę ciekaw jej opinii w tym temacie - Ale w tym momencie chyba najbardziej mi zależy na obronie swojej i najbliższych. - dodał po chwili.
Przede wszystkim chodziło mu o innych. Wychodził z założenia, że sam sobie jakoś poradzi, ale jednak zdrowie i życie tych, na których mu zależało było dla niego najważniejsze. Ostatnim razem mu się nie udało, nie zdążył, ale też tak naprawdę nie miał jak, nie wiedząc, że w ogóle ma do czegoś dojść. Długo nad tym rozmyślał, czy gdyby wtedy, jakimś cudem, przybył do mieszkania babki przed całym zajściem to byłby w stanie obronić ją i siebie przed ojcem? Oczywiście, byłby z nim Cillian, który zdecydowanie był w tej dziedzinie bardziej biegły i nawet przy jego stylu bycia nie przeszedł by obojętnie obok takiej sytuacji. Ale co gdyby był sam? Czy wtedy by sobie poradził?
Wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni spodni, po czym powtórzył sprawny i wyćwiczony ruch szwagierki kiedy demonstrowała mu zaklęcie Chamaeleontis. Zrobił to kilka razy, bo jednak ręka nie była przyzwyczajona do takiego ruchu i dopóki nie nabrał pewności, że dobrze porusza nadgarstkiem, a machnięcie ma odpowiednią moc nie zabrał się za rzucanie zaklęcia.
- Czyli to zdecydowanie może się przydać na przykład do infiltracji. - pokiwał głową, po czym stanął pewniej na nogach, zapierając się bardziej na piasku, po czym uniósł dłoń trzymającą różdżkę i wykonał odpowiedni ruch - Chamaeleontis - wypowiedział wyraźnie inkantację.
Po chwili poczuł jak lekki ciepło zaklęcia rozlewa się po jego ciele. Delikatny uśmiech wpłynął na jego ust, bo ciepło temu towarzyszące było przyjemne, zwłaszcza przy temperaturze na dworze. Moment później spojrzał na swoje dłonie i przez moment za bardzo sam nie wiedział na co patrzy. Niby poruszał ręką, a jednocześnie wiedział piasek pod sobą. Tym razem uśmiechnął się szeroko jak dziecko, które dostało cukierka.
- Tak to ma wyglądać? - spytał przenosząc spojrzenie na Lucindę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:25 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.