• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Tiger Bay
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-15-2025, 15:03

Tiger Bay
Tiger Bay – dzielnica portowa, głośna, zmysłowa, zbudowana na węglu, herbacie i opowieściach. Miejsce głośne i chętnie odwiedzane o każdej porze dnia i nocy. Na nabrzeżu rybacy naprawiają sieci, a z magazynów wydobywa się zapach starego drewna, soli i przypraw z drugiego końca świata. Niektóre kamienice są opuszczone, ale czasem słychać dobiegający z nich śmiech – może dzieci zrobiły sobie tam kryjówkę, może znalazł tam azyl ktoś, kto jeszcze pamięta lepsze czasy. Nabrzeże z pewnością żyje, topiąc gdzieś na dnie czas snu i powagi. Na ulicach spotkać można grajków, którzy muzyką uprzyjemniają robotnikom godziny ciężkiej pracy.  W barach można usłyszeć pieśni w trzech językach i zamówić herbatę z rumem. Mówi się, że Tiger Bay zna więcej tajemnic niż całe Ministerstwo – i że żadnej z nich nie zdradza za darmo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Conrad Bones
Zwolennicy Dumbledore’a
it's hard to enjoy practical jokes when your whole life feels like one
Wiek
36
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
24
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
08-30-2025, 21:24
Seek the hidden treasure in every trouble
17 III 1962

Nocna wizyta w Cardiff niekoniecznie była najlepszą strategią do zdobycia kluczowych informacji dotyczących nielegalnego przemytu zaklętych artefaktów. Teoretycznie rozumiał specyfikę portowego miasta, gdzie marynarska brać nie dopuszcza do siebie przypadkowych ludzi, mimo to łudził się, że w pubach niektórym pod wpływem alkoholu rozplączą się języki. Może wybrał złą porę, może nieodpowiedni lokal, ewidentnie z kolegą po fachu nie docenili lojalności wśród lokalnej społeczności. W Tawernie "Pod Mewą i Księżycem” nic nie zyskał, za to stracił, choć mógł pocieszać się myślą, że na paskudne piwsko nie przepuścił całego majątku. Obiecał sobie, że na przyszłość dobrze zapamięta twarz kelnerki, co naciągnęła go na wydatek. Wydanych sykli na alkohol nie uda mu się wrzucić w koszta operacyjne, już na etapie składania raportu cofną mu taki postulat, zwłaszcza że okoliczności zmusiły go do picia na służbie. Udało mu się zachować fason, a nawet udać się do kolejnego lokalu. Dla przyspieszenia spraw zdecydowali się ze starszym kolega po fachu rozdzielić, ten miał udać się do knajpy „The Packet”, Conrad miał spróbować dokonać rozeznania w klubie tanecznym „Czarne Węże". Zakręcił się wokół kilku młodych panien, które przy wejściu poręczyły za nim, ponieważ jednej z nich – tej najmniej urodziwej w grupie, mimo to wciąż uroczej i sympatycznej – trudno było znaleźć partnera do tańca. Krew w żyłach Bonesa pływała w rytm rock’n’rolla, lecz jego nogi nigdy nie ruszały się w zgodzie z taktem muzyki.
Powtarzano mu wielokrotnie, aby trzymał język za zębami. W sprawach ważnych nauczył się być niebywale czujnym i dyskretnym, jako auror potrafił trzymać się z boku i nie rzucać w oczy, ten zawód niewątpliwie wymagał od niego zachowawczości. Na swoje nieszczęście (a może jednak szczęście) był też człowiekiem, więc na widok dziejącej się pod jego nosem niesprawiedliwości zawsze wychodził przed szereg. W zależności od efektu wypadał albo brawurowo, albo idiotycznie, wynik gdzieś pomiędzy nigdy nie wchodził w grę. Stanął w obronie tanecznej partnerki, gdy przez jego pomyłkę trąciła ramię innego dziewczęcia na parkiecie. Podpity już jegomość szeroko się zamachnął, Conrad pchnął go prosto na kolegę, a ten asekuracyjnie skrzyknął dwóch innych osiłków i tym samym zmusił go do ucieczki. Nim w ogóle zaczął zadawać jakiekolwiek pytania, już był na spalonej pozycji. Wybiegł z lokalu na wąską uliczkę, pobiegł wzdłuż niej, aby na końcu wypaść na jedną z wartkich ulic miasta. Udało mu się umknąć w inną uliczkę, potem kolejny zaułek, gdzie próbował złapać dech.
Łut szczęścia czy zrządzenie losu, chyba jeszcze nigdy nie cieszył się tak bardzo na widok tej nieokiełznanej burzy rudych fal. Było tyle możliwości, tak wiele niewiadomych, a on wpadł przypadkiem właśnie na nią, na Thalię Wellers i to na jej terenie! Cóż to za fart, że wychyliła głowę i ramiona z okna budynku w momencie, gdy przebiegał obok.
– Czy ja chcę wiedzieć dlaczego wychodzisz z tego miejsca oknem? – Po jej minie, którą uznał za zdumioną jego obecnością i w jakiś sposób winną, szybko uznał, że nie otrzyma żadnej logicznie brzmiącej odpowiedzi, o ile otrzyma jakąkolwiek. – Nieważne, chodź szybko – chwycił jej dłoń, wyciągając siłą z okna. Dla niego prostszym rozwiązaniem byłoby wepchnąć ją z powrotem do środka i wleźć w nieznane za nią, jednak może w ten sposób ściągnąłby na siebie tylko kolejne kłopoty. Na widok butelki w jej dłoni uniósł tylko brwi, a na sam koniec machnął niedbale ręką. Spiął się, gdy w oddali usłyszał odgłosy wściekłości. Czy ścigające go osiłki wbiegli za nim do tej uliczki? Niech to szlag, chciał uniknąć niepotrzebnej potyczki, skoro pojawił się tu tylko w ramach rozpytania, a nie celem dokonania zatrzymania czy przeprowadzenia innych czynności. – Wiesz jak stąd zwiać?
Sama zapewne wolała ulotnić się stąd jak najszybciej, skoro opuszczała lokal oknem, prawdopodobnie od strony zaplecza.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
08-31-2025, 17:55
Wiedziała, że szlajanie się po Cardiff przynosiło pewne ryzyko. Na pewno względem bezpieczeństwa, ale nie przejmowała się kieszonkowcami, drobnymi złodziejaszkami czy nawet faktem, że podczas jej nieobecności ktoś włamie się do mieszkania – każdy tutaj znał siebie nawzajem i mało kiedy kradło się albo zabierało rzeczy od swoich. Nie przejmowała się nawet faktem, że któryś z marynarzy musiał się napić i potem był bardziej skory do wygarnięcia co o niej sądzi. Nie, najgorszą możliwą opcją było spotkanie rodzinne.
Oczywiście, rodzina mogła być niesamowitym darem, ale nie taka, która adoptuje cię dla potencjalnego wykorzystania ciebie i twojego talentu do zmiany siebie w późniejszych działaniach przestępczych. To, że potem uciekła z domu, nie wysyłała listów, zmieniła nazwisko a i tak skończyła w tej samej branży. Podobno niedaleko pada jabłko od jabłoni, ale zdecydowanie nie potrzebowała teraz spotykać się z „matką” – która to właśnie weszła do baru. To oznaczało, że sama Thalia musiała się dość szybko ewakuować, płacąc z góry za butelkę i korzystając z dobrego okna (dosłownego i w przenośni) na ucieczkę. Gotowa już była opuścić miejsce i pójść gdzieś indziej aby się upić, gdy znajoma twarz znalazła się tuż przed nią.
Czy szanowny pan auror zawsze musiał się zjawić, kiedy miewała kłopoty, czy po prostu sam był ich magnesem? Obstawiałaby akurat obydwa rozwiązania, bo ta twarz rzadko kiedy pojawiała się, gdy wiały przyjazne wiatry. A szkoda, mógłby chociaż raz wpaść z jakimś prezentem dla swojej ulubionej żeglarki.
Na pewno nie pomagało, że jedną nogą była gdzieś za oknem, drugą jeszcze z niego solidnie nie zeskoczyła, więc balansowanie z butelkami alkoholu nie zwiastowało najlepszych rezultatów, a przynajmniej dopóki nie zejdzie z parapetu. Na jego niemal oskarżycielskie pytanie wydęła lekko usta, niczym obrażony dzieciak, wyciągając palec wskazujący do góry jakby właśnie miała wygłosić jakąś tezę.
- Czy chcesz wiedzieć? Oczywiście, jestem piekielnie interesującą osobą! Czy ci powiem? To wszystko zależy od-  - Zdania nie dokończyła, pociągnięta naprzód gdzieś w mrok, jakby i jemu się gdzieś śpieszyło. Spotkanie aurora w kłopotach zazwyczaj nie znaczyło nic dobrego, z drugiej strony Bones był zawsze na czasie jeżeli chodzi z wpadaniem w przedziwne sytuacje.
- Już, idę! Ja wiem, ciężko mi się oprzeć, ale na kawę byś zaprosił, obiad postawił najpierw, albo przynajmniej parę kolejek, Bones. – Mimo nagłości sytuacji nie mogła się powstrzymać przed uniesieniem kącików ust, patrząc w tym momencie na jego ramiona i tył głowy. Mężczyźni, myślą że założą raz stylową kurtkę i wszystko inne im wolno!
Potrząsnęła lekko głową kiedy zapytał, czy zna szybki sposób na zniknięcie z miejsca – myślał że co porabiała w tych miejscach, bazarek prowadziła? – jedynie przyśpieszając kroku gdzie tym razem ona znalazła się przed nim, ujmując nieco pewnie jego dłoń aby tym razem zacząć prowadzić go w przez siebie wybranym kierunku, drugą dłonią, wciąż ujmującą butelkę, odgarnąć włosy niemal w zalotny sposób.
- Chodź za mną, jeżeli pragniesz żyć – stwierdziła z teatralnym dramatyzmem, nie czekając nawet na jego odpowiedź i ruszając przed siebie. Kolejne zaułki były niemal wyryte w jej pamięci – jeszcze jako dziecko odwiedzała miasto i port, wymykając się z sierocińca, a dorosłość i nowy zawód sprawiły, że musiała być gotowa do ucieczki o każdej porze dnia i nocy. Teraz zaś zamierzała zaprowadzić do jednej ze swoich ulubionych kryjówek przedstawiciela prawa, jakby ta noc nie była wystarczająco obfitująca w emocje.
Wyprowadziła ich na szerszą ulicę, której dalej było daleko do głównych portowych ścieżek, ale znajdowało się tam więcej opustoszałych kamienic. Nie szukała jednak głównego wejścia, a porośniętej bluszczem ściany i gdy tylko wydawało się, że zderzy ich z kamienną ścianą, przebrnęli przez bluszcz do znajdującego się za nim korytarza. Dawne wejście dla dozorcy dawno zakrył czas, więc można było liczyć na bardziej dyskretne wejście do środka – chociaż na tym etapie, Thalia najzwyczajniej w świecie przystanęła przy opustoszałym pomieszczeniu, uważając, iż nie ma zbyt wiele sensu krążyć pośród labiryntu pokoi i korytarzy.
- Musimy przestać spotykać się w ten sposób, panie Bones, jeszcze pomyślę, że mnie pan lubi? – Rzuciła swój płaszcz na biurko, zapalając małą lampkę którą zostawiła tu kiedyś na wszelki wypadek, i siadając na płaszczu, pozwalając aby łagodne światło lampy rzuciło cienie na pomieszczeniu, ze wszystkimi obiciami, siniakami i otarciami, jakie zawsze nabywała w tej pracy. – A już tak na poważnie, co tutaj robisz? – Wysunęła w jego stronę jeszcze nieotwartą butelkę. – Zapłaciłam.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Conrad Bones
Zwolennicy Dumbledore’a
it's hard to enjoy practical jokes when your whole life feels like one
Wiek
36
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
24
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
09-24-2025, 20:47
Miał w sobie na tyle troski o dobro znienacka dobranej towarzyszki ucieczki, aby upewnić się, że nie runie płasko na brukowaną kostkę. Przede wszystkim mógł nie pomagać jej szybko wyjść z okna, to byłby najlepszy sposób na zapewnienie jej balansu. Działał jednak w pędzie, nie pytał o zgodę, bo podskórnie wiedział, że chętnie rzuci się z nim w wir przygody, ale przede wszystkim bez mrugnięcia okiem mu pomoże. Taka już była i to od ich pierwszego spotkania – zaprawiona przez morze, mimo to wciąż życzliwa. Powinien się wstydzić, że kolejny raz wykorzystuje jej dobre serce, ale to sam los ponownie skrzyżował ich drogi w Cardiff tej właśnie nocy i w tych dzikich okolicznościach. Zuchwale nie puszczał jej dłoni i zmuszał do biegu, nie ujawniając na razie powodów swojego zachowania. Nie powinno mu być do śmiechu, naprawdę powinien teraz realizować aurorskie obowiązki, ale zaczynał uśmiechać się jak idiota, bo jej żartobliwe słowa doskonale wpadały w jego gusta. Formalny ton nigdy nie wkradł się do ich rozmów, bo Conrad zwyczajnie nie lubił kryjącego się za nim nadęcia, zaś Thalia zawsze była bezpośrednia i nikomu nie dawała sobie w kaszę dmuchać. – Akurat to ty tutaj trzymasz butelkę, więc mogłabyś dać pociągnąć łyka – odparł na jej słowa bez grama wstydu. Całkiem opuściły go resztki napięcia, gdy wyszła z aktorską próbą dodania dramatyzmu do już i tak napiętej sytuacji. Nastąpiło przebicie balonika, a potem była wesoła ulga. Paradoksalnie w ruchu złapał pierwszy spokojny oddech.
Nastąpiła zmiana miejsc, to ona prowadziła jego, trzymała za rączkę niczym małego szczyla, łaskawie oprowadzając po swoim terenie. Nie było mu głupio (w myślach kilkukrotnie sam siebie przekonywał, że wcale nie jest mu głupio), że podąża jej śladem tak posłusznie. Mogła go puścić i uwolnioną w ten sposób dłonią ogarnąć płomienną burzę fal, jednak wciąż czuł jej solidny uścisk. Domyślał się, że nie chciała go zostawić w tyle i na pastwę labiryntu pełnego nieznanych mu uliczek i czających się w nich cwaniaczków. Ani razu nie spytał gdzie go prowadzi, ktoś mógłby uznać, że taki ogrom zaufania jest durnotą, mimo to szczerze wierzył, że gdyby chciała jego krzywdy, już dawno wylądowałby w jakimś kanale.
Za nią wszedł prosto w ścianę, nawet wtedy nie podważając jej chęci pomocy. Pod bluszczem nie kryła się solidna ściana, lecz przejście, dzięki któremu zaraz znaleźli się wewnątrz budynku. Bezpieczna kryjówka, tym bardziej doceniał, że tak dobra lokalizacja została mu wyjawiona bez chwili zawahania. Rozejrzał się po zamkniętej przestrzeni, nie zauważając okien, do środka nie wpadała żadną cienką szparą księżycowa łuna. Uniósł brew, obecność lampki dowodziła, że miejsce było przez Thalię często wykorzystywane. To była dla niej spora strata, że ktokolwiek poznał lokalizację jej kryjówki, zwłaszcza auror. Na jej szczęście nie był świnią, w raporcie na pewno nie wspomni o ich spotkaniu ani ciekawym przejściu w ścianie pewnego budynku skrytym pod roślinną kurtyną.
Chwycił za taboret, pobieżnie oceniając jego stan, na całe szczęście mebel utrzymał jego ciężar, choć okazało się, że jedna z drewnianych nóg jest lekko krótsza od pozostałych. Wsparł plecy o ścianę i zmrużył oczy, próbując na szybko pojąć swoje położenie. Całe jego rozpytanie w sprawie przemytu trafił szlag, był spalony w dwóch lokalach. Jakim cudem tak kiepsko szło mu wtapianie się w tło Cardiff?
– Moja sympatia już od dawna powinna być oczywista, pani Wellers – oznajmił zgodnie z prawdą, bez zająknięcia, spoglądając na czarownicę z powagą przez ważny ułamek sekundy, a potem wszystko zbył nonszalanckim westchnięciem. Być może odrobina szczerości mogła doprowadzić go do rychłego zgonu, bo w pewnych sprawach potrafił jej unikać jak ognia. – Do Cardiff przygnała mnie praca. Nie cieszysz się z naszego spotkania?
Był na tyle spostrzegawczy, aby w tańcu nikłego światła z półmrokiem dostrzec na jej odsłoniętych przedramionach zadrapania i siniaki. Koniec odpoczynku. Wstał na równe nogi, zatrzymując się dwa kroki przed nią. Była niesiona przez morskie fale, odpływała i przypływała, tylko nigdy nie było pewne w jakim stanie wyrzuci ją na brzeg, choć tak naprawdę schodziła niby z bezpiecznego pokładu statku. – Może ty mi opowiedz o swoich ostatnich przygodach. – Złapał za butelkę, przy jej otwieraniu nie napotkał żadnych oporów, ale nie spieszyło mu się do picia, naczynie oddał w ręce prawowitej właścicielki. Ponoć za nią zapłaciła, niech więc coś z tego ma. – Kupiona za twoje, więc czyń honory, pani kapitan.
Naprawdę nie chciał opowiadać o postępach w pracy, tym bardziej kolejny raz zasięgać u niej języka w portowych sprawach. Bardziej był ciekaw co wydarzyło się u niej, nawet jeśli nie mogła lub nie chciała zdradzić mu szczegółów. Zawsze jakoś się trzymała, kobita nie do zdarcia. Czy aby na pewno? Już wcześniej to go zastanawiało, tej nocy jednak zwątpienie co do jej niezniszczalności uderzyło w niego mocniej niż kiedykolwiek. Cholera, nie zamierzał pić na smutno. W ogóle nie powinien pić, od tego trzeba zacząć. Wsparł się o biurko obok niej, rzucając jej wyczekujące spojrzenie, bo któreś musi pęknąć pierwsze i puścić parę z ust o jakimś fragmencie z życia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-25-2025, 20:19
Na całe szczęście dla niej, trafił jej się dziś kawaler który nie zamierzał się jej pozbyć z tej ziemi, a raczej ją zebrać, gdyby mimo wszystkich chęci wylądowała na ziemi. Musiała przyznać, bardziej liczyła na Bonesa przy zbieraniu jej z gruntu niż na jakiegokolwiek innego współpracownika, ale nie wiedziała, czy to było ryzyko zawodowe, czy jednak jej większa wiara w Bonesa. Obstawiała, że obydwie rzeczy po trochu. Być może lubiła go głównie przez to, że pakował ją w różnego rodzaju problemy, co było jej chlebem powszednim. A być może lubiła go dlatego, że do życia nie podchodził na sztywno, a ich rozmowy zawsze sprawiały, że czuła rozbawienie, ale nie czuła się jak idiota. A może dlatego, że przy nim jej umysł wydawał się spokojniejszy i nie musiała wątpić w każde swoje kolejne słowo.
Nieważne jednak było, co się działo, głównie dlatego że teraz przemierzali kolejne ulice, zupełnie jakby byli uczniami w szkole i właśnie uciekali przed prefektem, gotowym im wcisnąć całkiem spory szlaban. Oczywiście sytuacja musiała być o wiele poważniejsza, skoro nawet Conrad wziął nogi za pas, ale nie umiała tego postrzegać na poważnie, być może zbytnio pod wpływem alkoholu, ale możliwe, że również przez doborowe towarzystwo.
- Na pewno chcesz się teraz zatrzymać na drinka? – Potrząsnęła lekko głową, nie sądząc, aby teraz mieli wpaść do nowego pubu (co w niektórych wypadkach mogło zadziałać, ale w tym momencie nie wydawało się najwłaściwszym z forteli). Za to wiedziała, że musieli się stąd oddalić, poprowadziła ich więc w miejsce, w którym wiedziała, że będą mogli porozmawiać bez obaw. Dziwnie podobał jej się ten moment, kiedy to ona przeprowadzała ich przez miasto, kiedy mogła trzymać jego dłoń. Dodawało jej to dziwnej pewności siebie i cieszyło ją to, że ufał jej na tyle, że dał się poprowadzić. Wiedziała, że gdyby chciał sprawić jej jakiekolwiek problemy, dawno by już siedziała za kratkami. Bones na życie i wydarzenia w życiu człowieka reagował w sposób…cóż, ludzki. Kolejny powód, aby cieszyć się jego towarzystwem.
Miejsce miało specyficzny, zarówno przyjazny jak i nieco niepokojący nastrój, jednak tutaj, kiedy tak siedzieli, wydawał się być jak spokojne niebo w sztormie otoczenia i wydarzeń, które się działy. Za jakiś czas będą musieli stąd wyjść i wrócić do codzienności, mniej przyjaznych sytuacji i większych wyzwań, ale póki co mogli cieszyć się swoim towarzystwem i odrobiną alkoholu, co sprawiało, że przynajmniej z jej perspektywy, wieczór wydawał się kierować w znacznie lepszym kierunku.
- Nie możesz winić kobietę, że musi się upewnić. Ale pana też bardzo dobrze lubić, panie Bones– mrugnęła do niego, niemal zalotnie, chociaż zaraz poprawiła się na swoim siedzeniu. Musiała nie dać się dziś ponieść alkoholowi i skupić się na rozmowie, co było nieco większym problemem, bo sama musiała usadzić się tak, aby jej zmysł równowagi na tym nie cierpiał, co skończyło się na tym, że przechyliła się na biurku, nogi zarzucając o pobliskie krzesło. Niemal oskarżycielsko położyła dłoń na szyi, kiedy zwrócił się do niej per „pani”, zupełnie jakby w życiu nie doznała gorszej obrazy.
- Oczywiście, że się cieszę, ale miło byłoby cię spotykać częściej. Pomyślę jeszcze, że widujesz mnie tylko z okazji swoich zajęć. – Przechyliła głowę, skupiając się na jego gestach i mimice. Musiała mu współczuć przydziału, bo portowe przypadki rządziły się własnymi prawami, a większość mieszkańców była niczym pies obronny, akceptująca wobec miejscowych i nieufna wobec obcych. – Wiesz, że zawsze możesz poprosić o pomoc, prawda? – Nie chciała podważać jego kompetencji, była jednak świadoma o jak wielką ścianę musiał się odbijać. Nie mówiąc o tym, jak łatwo jej metamorfomagia pozwalała jej wtapiać się w tłum, kiedy on musiał wysilić się nieco bardziej.
- Ah, ale nie ma tak łatwo – uniosła butelkę, niczym w toaście podnosząc ją nad swoją głowę i pociągając łyk zanim nie przekazała jej ponownie w jego ręce. – Najpierw powiedz mi jak tam po wydarzeniach podczas zaprzysiężenia. Wszystko w porządku? – Ostatnie pytanie wypowiedziała w wyjątkowo miękki sposób, spoglądając na niego tym razem z lekkim zmartwieniem. Zupełnie jedną sprawą było to, co się stało dla niego jako aurora. Jednak nie tylko ona słyszała jego emocjonalną reakcję i wiedziała, że cokolwiek się zadziało, w jakiś sposób go to dotknęło.
- Niestety, jedyny kapitan Wellers na ten moment to mój ojciec.– Nie, żeby broniła biednemu Hansowi kariery, ale bolało ją to, jak samo zdobycie papierów oficerskich zabrało jej dwa lata bez nauki, bo tak wiele było jej odmawiane. Nie czuła na siłach tytułować się kapitanem ani nie mogła robić tego w przechwałkach bez konsekwencji. – Ale co tam porabiałam, to bawiłam się w przeciąganie liny z trójgłowym psem. Wybitna zabawa. – Co zabawne, nawet nie kłamała, ale chciała zobaczyć minę Conrada na tę informację.
- Wracasz dziś do domu czy potrzebujesz miejsca do zatrzymania się? – Może grzeszyła wielką naiwnością od tak zapraszając go do swojego mieszkania, możliwe że zasady dobrego wychowania nie powinny na to pozwalać. Alternatywą jednak było zostawienie go samemu sobie i bardziej jej zależało na tym, aby Conrad miał miejsce w którym mógł się bezpiecznie zatrzymać niż czy jej, jako samotnej kobiecie, wypadało przenocować kogoś w wynajmowanym mieszkaniu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 12:16 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.