• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ministerstwo Magii > Palarnia
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
05-31-2025, 23:27

Palarnia
Dyskretnie ulokowane pomieszczenie na uboczu jednego z niższych poziomów, z dala od głównych korytarzy. Wnętrze jest utrzymane w stonowanych, grafitowych barwach, a ściany pokryto zaklęciami pochłaniającymi dym, dzięki czemu powietrze pozostaje względnie czyste. Wzdłuż jednej ze ścian ustawiono rząd ciężkich, skórzanych foteli o wysokich oparciach, nad którymi unoszą się magiczne dymne bąble – zaklęte popielniczki, które automatycznie pochłaniają popiół i niedopałki. W kącie pomieszczenia stoi niewielka maszyna do parzenia kawy i herbaty, a obok niej znajduje się stół z zapasem gazet, w tym najnowszymi wydaniami „Proroka Codziennego”. Oświetlenie jest przytłumione, a na suficie poruszają się wolno zaczarowane dymne wzory. Miejsce to jest szczególnie popularne wśród aurorów i urzędników niższego szczebla i zdecydowanie sprzyja niezobowiązującej wymianie informacji.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
08-23-2025, 13:51
| 3 marca 1962 r.

Zapach dymu otulił Nedowi zszargane nerwy. Nie wiedział, że jego największym wrogiem okaże się rutyna.
Męcząca monotonia wtargnęła z impetem do pracy razem ze stosem zaległych raportów, analiz, wniosków i zaświadczeń. Dni zlewały się w jedno, a czas przeciekał przez palce. To właśnie jest odpowiednie środowisko do rekonwalescencji, panie Rineheart. Uzdrowiciel szczegółowo opisał mu proces leczenia, ale Ned tylko udawał, że się z nim zgadza. Rany fizyczne zagoiły się już dawno temu, pozostawiając po sobie jedynie niechciane blizny. Rany psychiczne miały już z nim zostać, bo nie tylko nie dało się zapomnieć takich przeżyć, ale wręcz n i e p o w i n n o się ich zapominać. Przeżył, ale musiał żyć przeszłością, taka była jego kara.
Monotonia wtargnęła również do domu, choć spokojniej i mniej zauważalnie. Na początku Ned z wdzięcznością korzystał z podarowanego mu czasu, który mógł spędzić z żoną i synem. Dużo odpoczywał, przeczytał kilka książek, nauczył Leo wiązać sznurówki. Delektował się rodzinną sielanką, zdając sobie sprawę z kruchości tych chwil. A jednak z każdym kolejnym tygodniem był coraz bardziej zmęczony odgrywaniem roli idealnego męża i ojca – za co czuł w stosunku do siebie pogardę – i chętnie przyjął informację o możliwości powrotu do biura. Ostatecznie okazało się to równie męczące, więc tak tkwił w pętli praca-dom, starając się nie zwariować. Tęsknił za pracą w terenie: jego zasiedziałe ciało domagało się ruchu, adrenaliny, jakiegoś wyzwania. Jedyne co mógł mu dać w tej chwili to spacer do palarni.
– Ned! Słuchaj no, panie kolego, pamiętasz sprawę Kerry'ego? – Pech chciał, że wystarczyło przekroczyć próg pomieszczenia, by zostać zaatakowanym przez kolegę po fachu. Joe. Duży wzdłuż i wszerz, kawał chłopa, czasem mało spostrzegawczy, ale za to świetny w pojedynkach. W mniemaniu Neda jego bombarda nie miała sobie równych. – To chyba ty przesłuchiwałeś jego żonę, nie znalazłbyś mi raportu z tamtego spotkania? Mam teraz coś podobnego, porównałbym sobie – klepnął go przyjacielsko po ramieniu, ale wyraz twarzy miał niecierpliwy. – Jasne, Joe, ale najpierw daj mi się napić kawy – odpowiedź Neda go nie usatysfakcjonowała, ale nie pospieszał go więcej, kiwnął głową i wyszedł. Ned natomiast podszedł do ekspresu, żeby zaparzyć sobie kawę – zwykłą, czarną, mocną, która miała go postawić na nogi. Czekając aż nieco wyszczerbiony kubek zapełni się po brzegi, sięgnął po najnowszy numer Proroka Codziennego, leżący nieopodal. Rogi miał już wymięte od wielokrotnego czytania, ale nie było to niczym dziwnym przy takich wiadomościach. Wybór Nobby'ego Leacha na nowego Ministra Magii wyraźnie podzielił społeczeństwo, a przynajmniej tę jego niewielką część, w której się poruszał. Ned nie łudził się jednak, że wybór mugolaka na tak wysokie stanowisko był podyktowany jedynie dobrem ludzi. Wystarczająco długo pracował w Ministerstwie Magii, żeby wiedzieć, że to tak nie działa. Ktoś musiał mieć w tym interes, pytanie tylko, czy faktycznie okaże się opłacalny.
Wziął łyk gorącej kawy, kartkując dalej gazetę. Czy było w niej coś poza informacjami o Ministrze, jakaś krzyżówka może, albo kupon na magiczną loterię?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
08-25-2025, 16:42
Praca w Ministerstwie stanowiła dla niej wygodne alibi i dobre oderwanie od szaleństwa, które tak naprawdę było jej codziennością. Ubrana w eleganckie szaty, siedząca za biurkiem, przeglądająca raporty - wyglądała wtedy niemal zwyczajnie, jakby naprawdę należała do tego świata pełnego regulaminów, procedur i nudnych zebrań. Nie narzekała na rutynę. Była jej potrzebna - uspokajała, nadawała rytm, tworzyła iluzję normalności. Ale gdy tylko monotonia zaczynała się zaciskać na niej jak zbyt ciasny kołnierz, zawsze znajdowała sposób, by się z niej wyrwać. Czasem wystarczył drobny eksperyment z runami, czasem rozmowa z odpowiednią osobą na Nokturnie, a czasem odważniejsze zlecenie, które kusiło ryzykiem. To była jej równowaga - w dzień urzędnicza poprawność, w nocy to, co naprawdę sprawiało, że żyła. Dzięki temu nigdy nie czuła się uwięziona. Ministerstwo było tylko jedną twarzą jej życia i czasami dobrze się czuła z jej pokazywaniem.
Zbliżało się zaprzysiężenie nowego Ministra Magii. I choć daleko jej było do fanki jego postulatów, potrafiła zachować pozory. Robiła dobrą minę do złej gry. Polityka od zawsze przypominała jej teatr, a ona wiedziała, jak grać swoją rolę, kiedy wymagała tego sytuacja. Wychodziła jednak z założenia, że prawdziwa władza nigdy nie stoi na mównicy. Ci, którzy naprawdę kształtowali rzeczywistość, nie musieli przepychać się przez wybory ani walczyć o to, by ich głos został usłyszany. Ich głos i tak rozbrzmiewał wyraźnie - w decyzjach podejmowanych za zamkniętymi drzwiami, w ustaleniach, które nigdy nie trafiały do gazet, w szeptach podsuwanych tym, którzy stali na świeczniku. Nowy Minister był więc dla niej jedynie figurą, kolejnym aktorem ustawionym na scenie, podczas gdy prawdziwi gracze wciąż siedzieli w cieniu, niewidzialni i nietykalni.
Wiedziała kogo wspiera i kogo głos naprawdę się dla niej liczył. Wiedziała, że przyjdzie w końcu taki moment, że usłyszą go wszystko, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze chwila.
Wysiadła właśnie z windy po długiej rozmowie z urzędnikiem, którego uprzejmość była mniej więcej tak subtelna jak tupot trolla w korytarzu. Nie przeszkadzało jej to jednak ani trochę. Czasami nawet wolała takich - konkretnych, rzeczowych, bez zbędnych uśmiechów i ckliwych prób bycia sympatycznym. Ludzi, którzy wierzyli, że samym uśmiechem zbawią świat, traktowała z podejrzliwością. Najczęściej mieli najmniej do zaoferowania. Przechodząc obok ministralnej kawiarenki, dostrzegła stojącego tam aurora. Jej ulubionego - gdyby, oczywiście, ktokolwiek kiedykolwiek odważył się o to zapytać. Był niemal uosobieniem prawa: znał je na wylot, respektował, potrafił recytować przepisy jak modlitwę. A jednocześnie, kiedy sytuacja tego wymagała, naginał zasady z wprawą kogoś, kto wie, że litera prawa i jego duch to dwie zupełnie różne rzeczy. I że ta druga zawsze potrafi przynieść większy zysk. - Panie Rineheart - odezwała się, podchodząc do czarodzieja z tym swoim charakterystycznym, ledwie zaznaczonym uśmiechem. Jej spojrzenie mimowolnie powędrowało ku gazecie, którą trzymał w dłoni. - Jakieś nowości? - zapytała, choć odpowiedź znała z góry. Sama zdążyła już przewertować ten numer i wiedziała, że nie znajdzie tam nic, co warte byłoby jej uwagi. - Właściwie to dobrze, że cię widzę - dodała po chwili, opierając się niedbale o drewniany blat szafki. - Mam problem, w którego rozwiązaniu możesz mi pomóc. A przynajmniej mam taką nadzieję. - jej ton brzmiał lekko, niemal swobodnie, choć mógł wyczuć, że pod uśmiechem kryje się coś więcej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
08-26-2025, 21:49
Nie znalazł ani krzyżówki, ani kuponu na loterię. Najnowszy numer Proroka Codziennego był śmiertelnie poważny, ale okazja też była wyjątkowa. Jeszcze raz przeczytał wywiad z Ignacym Tuftem (pamiętał fryzurę, którą w nim wspominał – Biuro Aurorów dalej czasem z niej żartowało, porównanie do dzika wcale nie było wyolbrzymione), przejrzał artykuł o zmianach w strukturze Ministerstwa i rezygnacjach jakie poleciały kilka dni wcześniej. U niego na szczęście nic się nie zmieniło, ale Biuro Aurorów przecież miało pozostać niezależne i dbać o ochronę magicznej społeczności bez względu na osobę, która akurat zajmowała najwyższe stanowisko. Jak to wychodziło w praktyce, to już inna historia. Rezygnacje Yaxleya, Rowla i Avery były według niego przesadzone, i zapewne na rękę Leachowi, ale nie interesował się wielką polityką na tyle, żeby dłużej zaprzątać sobie tym głowę. Borykał się z innymi, bardziej przyziemnymi problemami dnia codziennego.
Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos. Uniósł wzrok znad gazety, koncentrując go na idącej w jego stronę kobiecie. Jej delikatny uśmiech mógł zwiastować wszystko, przygodę albo kłopoty, nie dało się łatwo tego rozczytać. Najczęściej zyskiwało się tę pewność, kiedy było już za późno na ucieczkę. Sam miewał z tym problemy, mimo że znał ją całkiem dobrze - a przynajmniej chciał myśleć, że zna ją całkiem dobrze. Dopuściła go dalej. Otworzyła miejsca, do których sam łatwo by nie dotarł. Cenił takie znajomości. Wmawiał sobie, że wyłącznie ze względów zawodowych, ale gdzieś pod skórą czaiło się niepokojące uczucie, że to nie do końca prawda.
Była zagadką, a Ned lubił zagadki.
– To Pani nie wie? Mamy nowego Ministra Magii, do Biura Niewłaściwego Użycia Czarów jeszcze nie dotarła ta informacja? – Zamknął gazetę i rzucił ją z powrotem na stos makulatury. Informacje o nowym Ministrze prawie wyskakiwały z lodówki, nie miał wątpliwości, że Borgin doskonale o wszystkim wie. – Nobby Leach. Będzie… ciekawie – skwitował krótko, nie zamierzając obnosić się ze swoimi poglądami. Cieszyło go, że po najwyższe stanowisko w kraju w końcu sięgnął czarodziej mugolskiego pochodzenia, że to mogło ruszyć niesprawiedliwą normę wyższości czystokrwistych czarodziejów, ale dla Neda to nie był wystarczający powód do zachwytów. Zawsze był człowiekiem czynu, a więc i Ministra oceni dopiero po jego działaniach – to one najwięcej mówiły o ludziach. Przyglądał mu się jednak z ciekawością i ostrożną nadzieją.
– Tak? – A więc uśmiech jednak zwiastował kłopoty. Oparł się obok niej o wysłużony blat, sięgając po swój kubek. Przyjemne ciepło rozeszło się po dłoniach. - Musisz mi zdradzić co to za problem, wtedy stwierdzę czy mogę ci pomóc - westchnął. Kobieta na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie pogodnej i wesołej, jakby jej problem mógł co najwyżej dotyczyć braku pergaminu w biurze, ale Ned był czujny i rzadko dawał się zwieść pozorom. Dalej, powiedz, co cię naprawdę gryzie, a ja może temu zaradzę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
09-01-2025, 15:57
Tkwiła w polityce na tyle długo, by rozumieć, że wybór Ministra był jedynie iluzją zmiany. Nazwisko się zmieniało, twarz na plakatach również, ale mechanizm pozostawał dokładnie ten sam. Decyzje, które naprawdę miały znaczenie, nigdy nie zapadały przy mównicy, tylko w zacisznych gabinetach, między nielicznymi, którzy potrafili pociągać za odpowiednie sznurki. Minister był jedynie figurą, pionkiem, symbolem mającym uspokoić społeczeństwo. Faktem jednak pozostawało, że wybór mugola na to stanowisko uderzył w samo serce ich świata. Wbił kij w mrowisko i poruszył stare rany, które wielu wolało udawać, że dawno się zabliźniły. Część wiwatowała, widząc w tym zwiastun nowych czasów, część zaś zgrzytała zębami, czując policzek wymierzony w ich tradycje i czystość rodów. Ona sama… nie należała do żadnej z tych grup. Nie wierzyła w obietnice, nie wierzyła w symbole. Wierzyła tylko w siłę, a ta nigdy nie leżała w rękach jednego człowieka, szczególnie takiego, który nie rozumiał ich świata od podszewki. - Och, doskonale wiemy. Przyglądamy się tej sytuacji z zapartym tchem – rzuciła, przesuwając spojrzenie na rozłożone na stoliku wydanie gazety. Wywiad, który rzucał się w oczy, zdawał się wręcz krzyczeć o rozłamie, który lada moment mógł nastąpić. Dziwnie przeczuwała to w kościach. Przeszłość uczyła, że każde podobne uniesienie niosło za sobą lawinę konsekwencji, ale nie zamierzała o tym mówić. Nie dzisiaj. Nie tutaj. Nie na głos. - Poczekajmy do zaprzysiężenia. Wolę rozmawiać o rzeczach ostatecznych - dodała tonem, w którym wybrzmiewała ostrożność kogoś, kto za długo żył w politycznych labiryntach, by dać się ponieść emocjom. Do tego czasu mogło wydarzyć się wszystko. Nie chciała życzyć Ministrowi źle, ale prawdą było, że w ich świecie niejedna obietnica kończyła się szybciej niż zaczęła. Niejedna głowa spadała, zanim zdążyła osadzić się wygodnie w fotelu władzy. I znów. Nie po to tutaj przyszła.
Rozejrzała się upewniając, że są tutaj sami, ale i tak nie chciała mówić głośno o tym czego od niego potrzebuje, a jedynie zarysować temat. - Kiedyś trafił w moje ręce pewien przedmiot – zaczęła spokojnie. - Potem jednak Biuro Aurorów wykazało nim… osobliwe zainteresowanie. Ciekawi mnie, czy wciąż leży w waszym kręgu uwagi. – to jedno słowo, waszym zaakcentowała mocniej. Jakby wbijała szpilkę. Chciała, by zrozumiał, że wcale nie traktuje go jako przedstawiciela ministerialnej instytucji, lecz jako część tej nieformalnej sieci zależności, w której wszyscy tu mieli swój udział. Był mądrym czarodziejem i wierzyła, że nie musi dopowiadać niczego więcej. Może niekoniecznie tutaj, niekoniecznie dzisiaj, ale skoro już całkiem przypadkiem się tu spotkali, to jak zwykle chciała wykorzystać chwilę. Do cna, Panie Aurorze. Do cna. – Odwdzięczę się oczywiście, jeśli czegoś ode mnie… potrzebujesz – rzuciła miękko i szybko dodała kolejne zdanie, jakby nigdy nic, niby żartem, a jednak z błyskiem w oku. – A szczegóły możemy omówić nie przy kawie, a przy innym trunku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
09-07-2025, 00:32
Kiwnął głową w odpowiedzi na jej stwierdzenie o Ministrze. Zgadzał się z nią – należało go ocenić po czynach, a na to było zdecydowanie za wcześnie. Na razie pierwsza próba czekała go na zaprzysiężeniu, na które Ned czekał z odrobiną niecierpliwości, bo bardzo chciał wziąć w niej czynny udział. Jego celem na najbliższe dni było przekonanie Dawlisha, że to byłaby dobra decyzja. Szkoda, żeby jego umiejętności marnowały się za biurkiem.
Upił łyk kawy – gorzkiej, kwaśniejszej niż zwykle – wykrzywiając się przy tym lekko. Rozejrzał się czujnie po pomieszczeniu, kiedy tylko dotarły do niego pierwsze słowa kobiety. Na razie palarnia była pusta, jedynie magiczne bąble leniwie unosiły się w powietrzu, zbierając w sobie pozostałości dymu. To nie był powód do porzucenia ostrożności, palarnia była popularnym miejscem wśród pracowników Ministerstwa. Ich słowa w każdej chwili mogły dotrzeć do uszu kogoś niepożądanego.
– Wiele przedmiotów budzi w nas osobliwe zainteresowanie – wzruszył ramionami, rzucając Antonii zaciekawione spojrzenie. Znał jej hobby, nie trudno było się domyślić z czym może być związana jej prośba. – Musiałbym wiedzieć o nim coś więcej. Jak wygląda, kiedy mniej więcej mogliśmy się nim zainteresować i dlaczego… – odpowiedział równie spokojnie, jakby rozmawiali co najwyżej o zmieniającej się pogodzie. Odstawił kubek na blat i wyciągnął z kieszeni spodni napoczętą paczkę papierosów, wkładając jednego z nich do ust. Lewitujący bąbel momentalnie pojawił się obok nich. – Hmm? – Zapraszającym gestem wyciągnął paczkę w jej stronę.
– Może potrzebuję, może nie. Musiałbym się zastanowić – odparł, zapalając papierosa krótkim incendio. Zaciągnął się niespiesznie, dając sobie chwilę na przetrawienie usłyszanych przed chwilą słów. Nie powinien angażować się w żadną podejrzaną sprawę, ale posiadanie długu wdzięczności u Antonii mogło okazać się przydatne. Znała ludzi, którzy często pozostawali poza jego zasięgiem, posiadała informacje, które dla niego były trudno dostępne. Musiał się zastanowić czy potencjalne ryzyko babrania się w tej sprawie mogło zostać odpowiednio wynagrodzone. Nie łączyły go z Antonią aż tak bliskie relacje, żeby rzucał się jej na pomoc bez chwili refleksji. Cenił ją, ale jeszcze w granicach zdrowego rozsądku.
– Dawlish patrzy mi na ręce – wyjaśnił cicho, lekko podirytowany tym jak długo to trwa. Zdawał sobie sprawę, że jego potknięcie miało poważne skutki, ale przecież nie mógł go trzymać z daleka od pawdziwej pracy w nieskończoność. Równie dobrze mógłby go zwolnić. – Także o cokolwiek chcesz mnie poprosić, nie będzie to proste – dodał, patrząc na nią uważnie. Chciał, żeby to od razu wybrzmiało i ostudziło jej entuzjazm. Nie znał dokładnie sprawy, ale tak czy siak zaglądanie do cudzych akt niosło ze sobą duże ryzyko, a na razie wolał się nie wychylać. Albo o tym nie pomyślała, albo sprawa była na tyle poważna, że zupełnie jej to nie obchodziło.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
09-16-2025, 14:57
Prawda była taka, że cudze problemy niewiele ją obchodziły. Ludzie zawsze jojczeli nad swoimi trudnościami, jakby ich cierpienie miało być czymś wyjątkowym. Tymczasem przeszkody były tylko testem i miały pokazać ukryte zdolności, prawdziwą determinację. Jeśli ktoś naprawdę chciał przetrwać, znajdował sposób. Jeśli nie - ginął. Proste równanie, żadnej filozofii. Antonia wierzyła w instynkt, w tę surową, pierwotną siłę, która podpowiada człowiekowi, gdzie skręcić, gdzie uderzyć, kogo poświęcić, by ostatecznie osiągnąć swój cel. Nie obchodziło ją, czy ktoś cierpi przy tym bardziej, czy mniej - liczył się rezultat. A ona potrafiła popychać ludzi ku temu rezultatowi. Nie gładkimi słówkami, nie współczuciem, tylko brutalną motywacją. Podejrzewała, że Ned także zdawał sobie z tego sprawę. Wiedziała, że przyjdzie taki moment. Moment, w którym jej obecność będzie różnicą pomiędzy sukcesem a porażką. Wtedy zrozumie, że nadstawienie karku dla jej sprawy wcale nie oznacza straty. Dla sprytnych zawsze oznaczało zysk.
- Powiem ci więcej, jeśli będę mieć choć cień pewności, że spróbujesz mi pomóc, Ned - odezwała się miękko, a jednak w jej głosie brzmiała ta znajoma ostrożność podszyta kalkulacją. Sięgnęła po jedną z filiżanek stojących na stoliku i zaczęła bawić się jej uchwytem, przeciągając palcem po krzywiźnie porcelany. - To sprawa sprzed roku - dodała w końcu, unosząc filiżankę. - Wiele wskazuje na to, że Dawlish już dawno o niej zapomniał. Pomyśl sam, ile macie rozgrzebanych śledztw? Ile świeżych spraw trafia na wasze biurka każdego dnia? - przechyliła głowę lekko w bok, wbijając w niego spojrzenie. - Myślisz, że naprawdę komuś będzie się chciało drążyć, dlaczego nagle interesuje cię akurat ta? - unosząc powoli wzrok znad porcelany zatrzymała go na jego oczach. Jej brew drgnęła lekko ku górze, pytająco, a na ustach pojawił się trudny do zdefiniowania uśmiech. Pokręciła głową, gdy zaproponował jej papierosa.
Może nawet nie dziwiła się tej ostrożności. W gruncie rzeczy była ona naturalna, niemalże przewidywalna. Każdy, kto na poważnie brał swoją rolę w Ministerstwie, musiał od czasu do czasu zaciągnąć tę maskę rozwagi i niewzruszonej prawości. Może nawet doceniłaby tę lojalność - wobec prawa, wobec stanowiska, wobec ideałów, które nakładały na niego obowiązki, bo to mogło znaczyć, że w innych sprawach, w mniej oczywistych, w tych, które nie miały nic wspólnego z oficjalnymi kodeksami, również potrafiłby okazać podobną konsekwencję. A to już było walutą, którą w jej świecie ceniło się bardziej niż złoto. - Zastanów się w takim razie. Czekałam rok, więc mogę poczekać i dłużej - powiedziała spokojnie, choć podejrzewała, że jej cierpliwość jest blisko granicy, która może przyprawić ją o ból głowy. - Skoro jednak w ogóle się nad tym zastanawiasz, znaczy, że coś ci chodzi po głowie. - odstawiła filiżankę, lekko przesuwając ją po blacie. - To miłe, móc sobie wzajemnie pomagać – dodała z lekkim wzruszeniem ramion, choć prawdopodobnie domyślał się, że daleko jej do altruistki.
- W jaki sposób patrzy ci na ręce? – zapytała ciekawa czy zdradzi jej przejawia się ta kontrola w Biurze Aurorów. Dlaczego wkładają kij we własne mrowisko. - Może mogłabym po prostu odwrócić jakoś jego uwagę. Gdyby to było proste zadanie raczej nie zawracałabym ci tym głowy. – wiem, że tobie mogę to powierzyć. Największa doza zaufania jaką była w stanie oddać.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
09-21-2025, 17:22
Doskonale zdawał sobie sprawę, że informacja bywała walutą o wiele potężniejszą od galeona. Już dawno wyzbył się młodzieńczej naiwności, nakazującej bronić prawa za wszelką cenę. Czasem lawirowanie na krawędzi przynosiło lepsze rezultaty. Czasem należało coś poświęcić dla większego dobra. Prośba Antonii pod każdym względem była kusząca, musiał sobie tylko odpowiedzieć na pytanie czy to jest odpowiedni moment na podjęcie takiego ryzyka. Choć czuł w kościach, że zadawał sobie retoryczne pytanie, bo ostateczną decyzję podjął już kilkanaście minut temu.
– Przypominam, że to ty przyszłaś do mnie po pomoc, nie odwrotnie – prychnął, słysząc jej słowa. Zaintrygowała go, owszem, ale nie na tyle, żeby bezmyślnie rzucać się w ciemną i nieznaną przepaść. Nieświadomie skopiował jej ruch, również sięgając po swój kubek. Upił łyk kawy, zastanawiając się dokąd ostatecznie zmierzy ta rozmowa. Antonia jednak w końcu się otworzyła, zdradzając mu cokolwiek więcej, a on łapczywie złapał się tej informacji. Dyskretne spojrzenie na rozgrzebaną sprawę sprzed roku faktycznie nie powinno być trudne, choć najpierw musiał się zorientować kto się nią zajmował. Wiele zależało od prowadzącego ją aurora – procedury procedurami, każdy z nich interpretował je inaczej. O ile nie zajmował się nią Dawlish osobiście albo inny honorowy służbista pokroju jego ojca, prośba nie powinna być aż tak trudna do zrealizowania. Wzruszył ramionami, dając kobiecie znak, że różnie może być. Wciąż obracał się wśród dużej ilości niewiadomych.
– Obawiam się, że czas może działać na twoją niekorzyść – zauważył, a magiczny bąbel wciągnął sypiący się z papierosa popiół. – Dlaczego prosisz o to dopiero teraz skoro wykazaliśmy zainteresowanie tym przedmiotem już rok temu, hmm? – podejrzewał, że coś musiało się wydarzyć. Prawdopodobnie coś poważnego, jeżeli popchnęło ją to do szukania pomocy i zaciągania długów wdzięczności. Zawiesił na niej wzrok, czujny, wyćwiczony po latach obserwacji, próbując odczytać jej zamiary. Wcale nie była taka spokojna na jaką chciała wyglądać. A on wcale nie był obojętny na możliwy pożytek jaki mógł otrzymać z tej współpracy. Bo miała rację – coś chodziło mu po głowie, cicho, ale stanowczo. Coś, co od roku nie dawało mu spokoju, a mogło pomóc w zamknięciu pewnego rozdziału i ruszeniu dalej.
–Być może – zgodził się, a na jego twarzy zamajaczył lekki uśmiech. Poczuł tę ekscytację, za którą tak ostatnio tęsknił. Nie zamierzał jednak mówić nic więcej, najpierw sam musiał się nad tym wszystkim zastanowić, a rozdrapywanie starych ran nigdy nie było łatwe.
– Przydziela do prostych spraw, odsuwa od tych trudnych – odparł dość lakonicznie, nie chciał wdawać się w szczegóły. Antonia prawdopodobnie i tak wiedziała o tym więcej niż by chciał, mogła się domyślić. Pewnie badał czy Ned jest wystarczająco stabilny, żeby udźwignąć coś bardziej skomplikowanego. A naprawdę był, ale tego nie zauważał lub nie chciał zauważać. Czy to możliwe, że jego ojciec też maczał w tym palce? Przestraszył się, że może stracić jedynego syna, choć przez całe życie uparcie popychał go w stronę tego zawodu? Ned nie zamierzał jednak się poddać, uparcie przychodził codziennie do biura, pokazując im, że wszystko jest w porządku. Zaufajcie mi, wiem co robię.
– Zobaczę co da się zrobić – odpowiedział w końcu, dopijając kawę. Cichy brzdęk odstawianego kubka akompaniował stukaniu obcasów dwóch urzędniczek, które akurat weszły do środka. – Ale naprawdę potrzebuję więcej informacji – dodał ciszej, przyglądając się nieznajomym, które usiadły w oddalonych od nich fotelach, wyciągając z kieszeni eleganckie papierośnice. – Tylko nie tutaj, na pewno znasz przyjemniejsze miejsca niż palarnia w ministerstwie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
09-26-2025, 20:56
Nie nazwałaby tego proszeniem o pomoc. Samo brzmienie tych słów drażniło ją, uwierało niczym źle dopasowany but. Nie prosiła. Nigdy. Nie chciała stawać w miejscu, w którym musiałaby spuścić wzrok i przyznać, że czegoś jej brak. Wolała nazywać to inaczej - wymianą, transakcją, układem. Coś za coś. Nigdy nic za darmo. Dług wdzięczności brzmiał dla niej jak obietnica, która prędzej czy później obróci się przeciwko temu, kto ją składał. Mogła przyjąć zobowiązanie tylko wtedy, gdy wiedziała, że w odpowiednim momencie będzie w stanie je spłacić. Życie zbyt wiele razy pokazało jej, że dłużnicy są mięsem armatnim świata. Ludźmi, których można nacisnąć, wykorzystać, zmusić. Nie, bycie dłużnikiem było dla niej najgorszą z możliwych ról.
Może dlatego tak obsesyjnie trzymała się kontroli. Wszystko, co robiła, musiało przejść przez jej ręce, musiało być od początku do końca jej wyborem. Nienawidziła poczucia, że to ktoś inny pociąga za sznurki, choćby najcieńsze. Wolała ryzykować, wolała ponosić konsekwencje swoich decyzji niż znaleźć się w sytuacji, w której cudze słowo, cudzy kaprys czy cudza łaska mogły przesądzić o jej losie. Dlatego każda wymiana, każdy układ, każda rozmowa musiała odbywać się na jej zasadach. Na tym w czym czuła się najbardziej komfortowo. – Przyszłam – zaczęła delikatnie marszcząc brwi, choć nie pozwoliła by te słowa całkowicie wyprowadziły ją z równowagi. Kącik ust drgnął w delikatnym uśmiechu. – Jednak nie po prośbie, a z propozycją. To różnica. – znał ją na tyle dobrze, że wiedział kiedy ubarwia rzeczywistość pięknymi słowami, a kiedy mówi wprost. Zdradzanie jakichkolwiek szczegółów w tym stęchłym, ministerialnym pomieszczeniu było ostatnim czego potrzebowała.
Antonia miała ten komfort, że wiedziała więcej niż inni. Nie dlatego, że była wszechwiedząca - nie miała takich złudzeń. Ale znała ludzi, miała swoje kanały i swoje kręgi, w których obracała się naturalnie. Zwykle była tam, gdzie słowa zamieniały się w informacje, a informacje w narzędzia. To nie dawało jej poczucia niezniszczalności, lecz przewagi. Nawet najmniejszej, ale wystarczającej, by zbudować kartę przetargową. Właśnie to czyniło ją użyteczną. Dla siebie, dla innych.
Trochę dziwiło ją, że Ned wybrał bycie aurorem. Miał wszystko, by sięgnąć po więcej - predyspozycje, spryt, pewną skłonność do balansowania na granicy, którą już dobrze znała. Mógł budować swoje życie inaczej, układać je w sposób, który mógł przynieść mu zysk. A jednak wybrał drogę, na której maska praworządności była obowiązkowa. Zakładał ją codziennie tak, jak ona nakładała swoje maski, lecz nie miała wątpliwości, że pod spodem kryło się coś więcej. Determinacja, która z samym prawem miała niewiele wspólnego. Skłamałaby mówiąc, że to jej w nim nie intrygowało. – Bo przestaliście wykazywać nim zainteresowanie dopiero miesiąc temu – odparła z rezerwą, ale i szczerym uśmiechem. Dobrze ją wyczuł. Nie chodziło o to, że chciała go wpuścić na minę, ale o szczegóły wolała zachować dla siebie. - Sprawa jest nieaktualna. Może nawet zdążyła już wylądować w waszym archiwum, zakurzona i zapomniana. Dlatego nie sądzę, żeby kogokolwiek naprawdę to jeszcze obchodziło. -zatrzymała na nim spojrzenie, nie spuszczając wzroku ani na moment. - Oprócz mnie, rzecz jasna. -dodała lekko, niby mimochodem.
Kiedy potwierdził jej przypuszczenia, skinęła tylko głową. Spodziewała się tego, ale nie zamierzała drążyć. Po co? Na wszystko był czas i miejsce, a dziś nie należało ani do dociekań, ani do zwierzeń. Tak samo powstrzymała się od komentarza o jego gotowości do pracy. Każdy oceniał ją przecież inaczej - jedni w kategoriach rozsądku, inni w kategoriach odwagi, jeszcze inni w kategoriach zdrowia. Ona wątpliwości odkładała głęboko, jakby w sobie miała specjalną szufladę na sprawy, których nie należy ruszać przedwcześnie. Wiedziała jedno, najmniej potrzebne było mu teraz to, co usiłowali mu wcisnąć: bierność pod przykrywką troski. - Ich strata - rzuciła krótko, jakby odcinała temat nożem. Nie brzmiało to jednak jak próba pocieszenia, bo pocieszać go nie zamierzała.
Na jej ustach pojawił się uśmiech. Ten, który potrafił zmylić każdego, kto znał ją powierzchownie -miękki, niby ciepły, pozbawiony ostrych krawędzi. - Oczywiście. - odparła tonem, jakby wcale nie zostawiała mu wyboru. - Możemy spotkać się w jednym ze starych miejsc… albo u mnie w mieszkaniu. To też stare miejsce. - dodała z przekorną nutą, unosząc lekko podbródek
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:14 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.