• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Śmiertelny Nokturn > Knajpa "Biała Wiwerna" > Skrzypiące stołki barowe
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
05-31-2025, 15:37

Skrzypiące stołki barowe
Bar jest długi, zniszczony i lepki. Jego powierzchnia jest pokryta cienką warstwą kurzu, a wzdłuż krawędzi stoją słoje z dziwnymi substancjami i butelki oblepionymi niepokojącymi etykietami (lub całkiem ich pozbawionymi.. Za barem stoi barman o dość paskudnej aparycji. Jego oczy śledzą każdy ruch, a jego postawa nie sugeruje niczego, co mogłoby budzić zaufanie. Wokół baru tłoczą się czarodzieje o twarzach pokrytych bliznami, zmęczeni, z nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Nikt z nich nie wyjawia swoich zamiarów – ich rozmowy są urywane i pełne niedomówień. Napięcie w powietrzu jest wyczuwalne, a każdy, kto stawia krok przy tym barze, wchodzi na terytorium, gdzie zaufanie jest luksusem, a zdrada codziennością.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Cillian Macnair
Śmierciożercy
Wiek
33
Zawód
Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
11
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
10
5
Brak karty postaci
08-26-2025, 22:55
11.03.1962

Nie wracał tu od długiego czasu. Mimo częstej obecności w Londynie Śmiertelny Nokturn przestał być miejscem w którym szukał czegokolwiek. Zaszczane i zarzygane ulice nie były już ani straszne, ani interesujące, a jednak dziś skręcił z Pokątnej wprost w mroczne uliczki. Nie przemykał, nie przebiegał płochliwie, a po prostu szedł przed siebie, paląc papierosa. Był jak u siebie, chociaż nigdy nie należał do tego miejsca. Nie mieszkał tu, nie spędził dzieciństwa próbując przeżyć. Czarny płaszcz otulał sylwetkę, powiewał za nim nieco złowrogo, gdy uważne spojrzenie bez zainteresowania ślizgało się po otoczeniu. Miał jasny cel, a mimo to zwolnił odrobinę, gdy przechodził obok znajomej kamienicy. Parę miesięcy temu wszedł tam z Mitchem i był świadkiem końca dwóch żyć. Czas mijał, a on zdążył zadusić w sobie cień żalu, jaki wtenczas poczuł. Przyspieszył ponownie, aż dotarł tam, gdzie chciał. Do Białej Wiwerny, knajpy nieco lepszej niż wszystko inne na Nokturnie. Popchnął drzwi, by omieść wnętrze spojrzeniem i wejść głębiej, aż dotarł do wysokich stołków barowych. Zsunął z ramion płaszcz i rzucił go na wolny stołek barowy, by drugi zająć zaraz. Dziwnie było tu wrócić, tak po prostu, jakby nic się nie zmieniło przez miesiące. Spojrzał obojętnie na barmana, który stanął przed nim, wycierając brudną szmatą trzymaną w dłoni szklankę. Dałby sobie rękę uciąć, że tą samą szmatą przecierał blat baru, podłogę i kible. Obrzydliwe. Mimo tej myśli, kącik jego ust prawie drgnął.
- Ognista dwa razy.- poinformował mężczyznę, który gapił się na niego oceniająco. Znali się, oczywiście, że tak. Ten cholerny barman pracował tu chyba od zawsze i nigdy nie widział tu nikogo innego. Wsparł się ramionami o blat baru, wytrzymując to spojrzenie bez zawahania i niepewności.
- Będziesz sam? Macnairzy znów chodzą w pojedynkę? – pytanie nieco go zdziwiło, co zdradził wyraźnie uniesioną brwią.
- Daj Ognistą.- powtórzył, nie zamierzając odpowiadać. Nie miał problemu z kłamstwem, a tylko takim mógł odpowiedzieć. Prychnął pod nosem, kiedy w kontrze usłyszał jakieś wyzwisko. Wsunął dłoń do kieszeni płaszcza, by wyjąć z niego dwie srebrne monety. Z jednej strony wybite było ozdobne M, natomiast z drugiej dewiza ich rodziny Aliena vitia in oculis habemus, a tergo nostra sunt. Drobiazg, który przywiózł z ostatniego wyjazdu. Zwykła pierdoła do której nie przywiązywałby uwagi, bo nigdy nie był sentymentalnym durniem i nie zbierał badziewia, którym mógłby zagracać swoją przestrzeń. Jednak tym razem coś go tknęło, coś, czego dotąd nie potrafił nazwać i dookreślić. Położył jedną koło swojej ręki, a drugą nadal obracał w palcach. Liche światło lamp rozpalonych nad głowami odbijało się od srebrnej powierzchni.
Zerknął do góry, gdy przed nim stanęły szklanki z alkoholem. Przesunął jedną na bok, wsuwając pod nią monetę. Drugą szklankę wziął do ręki i upił łyk, czubkiem języka przesunął po ustach. Kiedyś nie był koneserem tego alkoholu, ale czasy się zmieniały, a on doceniał już wszystkie używki, jakie mógł mieć w rękach. Nie odwrócił głowy, kiedy obok zauważył ruch. Nie było sensu spoglądać na mężczyznę obok, bo i tak go nie rozpozna. Wiedział na jakich zasadach wracali w stare miejsca, ale nie miał z tym problemu.
- Aliena vitia in oculis habemus…- zaczął, zawsze witając się z nim inaczej. Dziś tak, bo czemu by nie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
09-05-2025, 18:58
Śmiertelny Nokturn. Brudne, w dzień opuszczone, śmierdzące rynsztokiem i pleśnią uliczki miały w sobie pewien urok – urok, który trudno było mi wyjaśnić. Być może właśnie dlatego lubiłem tu wracać, choć prawdziwy powód najpewniej był prozaiczny, pozbawiony mrocznego i złowieszczego pierwiastka – sentyment. Cholerna melancholia, rzekomo nieznana, zduszona przez dostatnie życie, aczkolwiek powracająca, zwłaszcza gdy wzrok skupił się na najwyższym piętrze kamieniczki. Tam wszystko się zaczęło i pierwotnie miało się zakończyć, lecz los miał na mnie inny plan, zupełnie przeciwną drogę, która nie wiodła na sam szczyt schodów, a hierarchii, mającej przynieść kojące spełnienie. Zrealizowanie celów, które naiwni zwykli nazywać marzeniami. Wierzyłem, że byłem gotów, czułem, że kolejne sukcesy były wyłącznie kwestią czasu, zwłaszcza dzięki wsparciu najbliższych. Krzewiony przez lata indywidualizm znalazł ujście, a wartości rodzinne, choć dotąd obce, zdołały spotkać się z nim po drodze. Nadal ufałem przede wszystkim sobie i własnej intuicji, lecz tym razem pozwoliłem innym podejść bliżej. Pozwoliłem sobie na pomoc – irracjonalną, a jednak nieuniknioną. I nie żałowałem, wręcz przeciwnie. Byłem dumny, że łączyło nas nie tylko nazwisko, ale pragnienie by takowe miało wielką wartość i jeszcze większy szacunek.
Biała Wywerna nigdy nie cieszyła się dobrą sławą. Pijaństwo, burdy i tanie panie do towarzystwa były tutaj na porządku dziennym – tak naprawdę stały się wizytówką tego miejsca. Zapewne to był powód, dla którego najczęściej spotykaliśmy się właśnie tu; wśród obcych twarzy, oczu zamglonych tanim, rozwodnionym spirytusem i ust dalekich od szerzenia plotek. Ściany nie miały uszu, a barmani, choć zwykle łaszący się na niewielki napiwek, unikali wciskania nosa w nie swoje sprawy. Nie mieli roli powszechnego słuchacza – spełniali jedynie alkoholowe życzenia klientów. Trudno było o podobną karczmę w lepszej dzielnicy, gdzie roiło się od zamożnych, szukających sensacji czarodziejów.
Przekroczywszy progi od razu skierowałem się do baru, przy którym dostrzegłem kuzyna. Poznać mógł mnie jedynie poprzez kąśliwy uśmiech, bowiem rysy twarzy były mu kompletnie obce. Długi, nieco przekrzywiony nos, blizna ciągnąca się od czoła po sam podbródek, zaniedbany zarost i pulchne policzki, na które opadły blond włosy były maską, jaką przyjąłem na dzisiejsze spotkanie. Odkąd rozpocząłem polityczną przygodę zwykłem dbać o anonimowość – zwłaszcza w tym rejonie. Łatka lokalnego rzezimieszka i zwolennika czarnomagicznych sztuk nie była korzystna – tak naprawdę mogła na dobre zniszczyć istotne wpływy. Nie wśród tych, którzy popierali najpotężniejszą z magicznych dziedzin, a tchórzliwych, bojących się nawet własnego cienia. Jednak i o ich poparcie należało zabiegać, zwłaszcza w czasach, gdzie na czele ministerstwa miał stanąć niejaki Leach.
-A tergo nostra- dokończyłem uścisnąwszy jego dłoń. Zaskoczył mnie swym powitaniem – choć za każdym razem było inne, dziś pokusił się na wyjątkowo wzniosłe, co od razu rozpaliło moją ciekawość. Czyżby miał mi coś ważnego do powiedzenia? -Zawsze dobrze tu wrócić- rzuciłem rozsiadając się wygodnie na drewnianym stołku. -Ognista?- spytałem, bo choć można było to wywnioskować po kolorze, to w tym miejscu… niejeden trunek miał podobny wygląd. Chwyciłem szkło w dłoń, po czym przysunąłem ją do ust i zyskałem pewność. -Ognista- stwierdziłem z szelmowskim uśmiechem, by zaraz rozkoszować się zawartością szklaneczki. Dopiero wtedy dostrzegłem na blacie monetę z wybitą literą M. Uniosłem ją w palcach i obróciłem dostrzegając coś jeszcze – dewizę. Naszą dewizę. -Skąd to masz?- spytałem przenosząc na niego spojrzenie. Wykonał ją sam? Znalazł? Jeśli tak to gdzie? Serce zabiło mi mocniej, bo jeśli to owoc naszych przodków, to istniała szansa, że dowiemy się o nich w końcu czegoś więcej, niżeli wyłącznie historii o lichym i haniebnym upadku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:28 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.