• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Hogsmeade i okolice > Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie > Łazienka dziewcząt
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-13-2025, 12:43

Łazienka dziewcząt
Łazienka dziewcząt na pierwszym piętrze to miejsce, które od dawna otacza aura niepokoju. Marmurowe umywalki i wysokie lustra pamiętają czasy założycieli szkoły, lecz ich blask przygasł od wieków pary i zapachu stęchłej wody. Wzdłuż ścian stoją rzędy kabin, a w powietrzu unosi się echo kapania z przeciekającego kranu. W taflach luster odbijają się drżące płomienie świec, skrzące się jak cienie zaklęć. Niekiedy słychać też przeciągły szloch ducha uczennicy, która nigdy nie opuściła tego miejsca. Zawilgocone kafelki ślizgają się pod stopami, a woda w rurach szemrze jakby szeptała sekrety. Choć większość unika tego pomieszczenia, łazienka kryje w sobie coś więcej niż tylko wspomnienie przeszłości.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Manon Baudelaire
Śmierciożercy
normal is an illusion. what is normal for the spider is chaos for the fly.
Wiek
25
Zawód
alchemiczka w szpitalu św. munga
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
10
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
7
Brak karty postaci
11-03-2025, 13:53
30 kwietnia 1962
przed balem


Myślała, że oszaleje.
Irytek nie był w jej głowie już tylko powidokiem małych, szkolnych tortur, które z jakichś powodów musieli znosić uczniowie Hogwartu. W jednej chwili poltergeist stał się jej największym wrogiem i tylko sam fakt, że ducha nie dało się zabić w klasycznym tego sensie sprawiło, że rozgniewana nie zaczęła ciskać klątw na szczycie Wieży Astronomicznej. Wydawało się, że zawładnął nią duch bazyliszka — spojrzenie, które zazwyczaj pozostawało raczej chłodne, za wyjątkiem chwil, w których potrzebowała dodać do rozmowy więcej swojego uroku, teraz przyjęło formę zupełnie jadowitego. Gotowa była rzucić się na każdego, kto stanąłby na jej drodze, gdy kompletnie przemoczona, za jedyne suche ubranie mając bogato zdobioną, za dużą jak na jej figurę marynarkę, zmierzała w kierunku łazienki dziewcząt. Na całe szczęście — jej i ewentualnych przechodniów — nie natknęła się na nikogo, nikt zatem nie mógł być świadkiem pełnego obrazu jej upokorzenia. Spowodowanego przez pieprzonego ducha!
Dopiero gdy drzwi łazienki zamknęły się za nią, westchnęła głośno. Barki kobiety uniosły się wysoko i opadły dramatycznie, choć w westchnieniu nie było nawet śladu smutku, a nikły, ledwie wyczuwalny cień warknięcia. Przez kolejne kilka sekund jedynym dźwiękiem w łazience, poza rytmicznym skapywaniem wody z niedokręconej umywalki, był dźwięk jej obcasów uderzających w kamienną podłogę. Gdyby to w chodzenie włożyła całą swoją złość, posadzka byłaby podziurawiona mocniej od niektórych rodzajów sera. Manon zatrzymała się jednak przed jedną z umywalek i — co ważniejsze — lustrem. Sukienkę dało się wysuszyć, to nie był problem. Marynarka Cassiusa, która leżała zresztą na fragmencie blatu pomiędzy umywalkami, została przez Manon przyjęta po pierwsze w ferworze chwili, aby mężczyzna nie oglądał jej ociekającej wodą (przynajmniej nie na szczycie wieży w trakcie zjazdu absolwentów, były ku temu lepsze okazje), a jednocześnie po to, by mieć coś jego. Coś, co siłą rzeczy doprowadziłoby ich do kolejnego spotkania, w spokojniejszej, wolnej od ingerencji poltergeista atmosferze. Najbardziej z tego wszystkiego martwiły Manon jej włosy. Pamiętała, że istniało zaklęcie, dzięki któremu można było zmienić fryzurę, ale zazwyczaj lubiła robić to samodzielnie, nie ryzykując porażki i opłakanych efektów. W dodatku potrzebowała chwili, aby doprowadzić do porządku naruszony makijaż.
I porozmyślać o tym, czy gdzieś w departamencie zajmującym się istotami nie znajdowała się zapomniana przez ludzkość jednostka eksterminacji duchów. A jeżeli nie, czy ktoś nie zajmował się łapaniem duchów, chociażby w butelkę. Z przyjemnością zatopiłaby taką na dnie oceanu.
— Sicco — wypowiedziała inkantację pewnie, kierując różdżkę na swój tors. Ciepła smuga pary wodnej powoli rozpoczęła proces suszenia materiału, lecz ten znajdował się jeszcze w tej nieprzyjemnej fazie, gdy dalej pozostawał mokry, lecz zaczynał być już ciepły. Kobieta zmarszczyła nieco nos, korzystając z tego, że wciąż była sama w pomieszczeniu. Chociaż czy powinna? Łazienkę tę nawiedzał inny duch, wyjącej z rozpaczy dziewczyny, która straciła tutaj życie. Chyba miała jeszcze resztki rozumu, nie pokazując się Baudelaire na oczy.
— Hm? — Manon spojrzała nad swoim ramieniem w tył, gdy usłyszała znajomy, pociągły dźwięk otwieranych drzwi. Początkowo, przez rozświetlenie korytarza i raczej skromną jasność panującą w łazience, nie była w stanie dostrzec, kto taki zawitał w jej progi. Wystarczyło jednak kilka sekund, twarz wyłaniająca się z cienia i już wiadome było, że miała przed sobą nikogo innego jak. — Antonia — na kamiennej do tej pory twarzy Manon pojawił się cień uśmiechu. Para wodna rozchodziła się wokół niej, wykonując swoją robotę i osuszając materiał. Miała jednakże skutek uboczny — podwyższoną temperaturę w najbliższym otoczeniu kobiety. — Wybacz mi brak wylewności, ale zaszły pewne komplikacje — och, oczywiście, że wiedziała, że mająca swoje korzenie na północy Europy Borgin nie przepadała raczej za witaniem się pocałunkami w policzek, ale wypadało przeprosić tak, czy siak. — Dobrze, że jesteś. Powiedz mi, istnieją klątwy, które zadziałają na duchy? — spytała pozornie bez związku z ich wcześniejszymi dywagacjami i rozmowami, lecz właśnie zemsta na Irytku zajmowała najwięcej z jej myśli. Zaraz po planie na doprowadzenie się do stanu, w którym zjawiła się na Zjeździe.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Antonia Borgin
Śmierciożercy
I can resist everything except temptation
Wiek
28
Zawód
zaklinacz, pracuje w Ministerstwie Magii
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
14
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
11
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
8
Brak karty postaci
11-07-2025, 13:33
Właściwie nie miała żadnego zdania na temat samej organizacji Zjazdu Absolwentów. Gdyby chciała, mogłaby narzekać, bo zawsze znajdzie się powód, by być niezadowolonym. Mogłaby doszukiwać się absurdu w pomyśle zorganizowania tego wydarzenia zaledwie kilka tygodni po zaprzysiężeniu nowego Ministra, na którym pojawił się sam Grindelwald. Ale wiedziała, że decyzję o tej farsie podjęto już dawno, na długo przed politycznym trzęsieniem ziemi. Jako urzędniczka Ministerstwa doskonale zdawała sobie sprawę, że nawet wybuch kolejnej wojny nie powstrzymałby Albusa Dumbledore’a ani jego nowego przełożonego od zrealizowania planu, który miał - przynajmniej w ich mniemaniu - pokazać jedność magicznego świata.
Mogłaby więc marudzić na wszystko - na tłum, na suto zastawione stoły, na przepych, który w tej sytuacji wydawał się nie tylko zbędny, ale wręcz groteskowy. Była przecież osobą, która potrafiła czerpać satysfakcję z krytykowania. Ale tym razem... po prostu nie miało to sensu. Bo wbrew przewidywaniom wielu, większość uczestników wydawała się naprawdę zadowolona. Jakby ten wieczór był im potrzebny - jakby pragnęli zapomnieć, że świat wokół nich zaczyna się chwiać. Antonii nie robiło to żadnej różnicy. Przyszła tu może z czystej ciekawości. Może z potrzeby zaznaczenia swojej obecności na każdym wydarzeniu, które mogło mieć jakiekolwiek znaczenie. A może dlatego, że list od samego Lorda Voldemorta, dostarczony w sposób zbyt bezpośredni, by go zignorować, zawierał jedno krótkie polecenie: mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Nie była kobietą, która ignorowała rozkazy. A jednak - gdzieś w głębi - ciekawiło ją coś innego. Czy tym razem też coś się wydarzy? Czy kolejna fasada tego kartonowego państwa runie pod własnym ciężarem, zbudowana z chciwości, obłudy i ślepej wiary w iluzję bezpieczeństwa. Bo przecież nie da się przygotować na wszystko.
Wciągnięta w rozmowę, która wcale jej nie interesowała, szybko znalazła pretekst do ucieczki, tłumacząc się potrzebą odwiedzenia damskiej toalety. Już dawno nauczyła się, że ludzie uwielbiają mówić - nie po to, by przekazać coś istotnego, ale po prostu dla samego faktu rozmowy. Często bez sensu, często bez refleksji, czy ich słowa kogokolwiek obchodzą. Dla niej takie gadanie było stratą czasu. Wybierała ciszę - w niej czuła się bezpiecznie. Wolała patrzeć, analizować, obserwować. To potrafiła najlepiej. Rozmowy bez treści, zapełnianie przestrzeni słowami - to pozostawiała innym. Paradoksalnie właśnie to większość ludzi uważała za zaletę. Cenili paplaninę.
Drzwi do łazienki otworzyły się ze znajomym skrzypnięciem, a echo jej obcasów odbiło się cicho od wykafelkowanej podłogi. Przeszła kilka kroków, po czym zatrzymała się przed lustrem po prawej stronie. Rzut oka wystarczył - nie z próżności, a z potrzeby kontroli. Zawsze ubierała się tak, by nie musieć później nic poprawiać, by nie mieć wątpliwości, że wygląda tak, jak powinna. W jej życiu nie było miejsca na przypadkowość. Może i była w tym przesadnie sztywna, gotowa do wielu wyrzeczeń, ale to dawało jej spokój. Komfort, który ceniła bardziej niż cokolwiek innego. Może właśnie dlatego tak łatwo sięgała po środki, które ten komfort mogły jej zapewnić.
Usłyszała swoje imię i niemal instynktownie obróciła się w stronę umywalek. Widok znajomej twarzy sprawił, że jej brew uniosła się w pytającym geście. Ciekawe spotkanie i to właśnie tutaj. - Spotkanie w damskiej toalecie faktycznie przypomina szkolne czasy, Manon - powiedziała z lekkim uśmiechem, który jednak nie sięgał oczu. W jej własnej szkole podobne sytuacje kończyły się raczej bójką niż rozmową, choć nie wykluczała, że w Hogwarcie panowały podobne zwyczaje. Zlustrowała kobietę uważnym spojrzeniem. To nie mokre włosy czy ubranie przyciągały jej uwagę, lecz gniew, który wręcz w niej buzował. - Co się stało? - zapytała spokojnie, nie z troską, a raczej z czystej ciekawości. Podeszła bliżej i oparła się o jedną z umywalek, krzyżując ręce na piersi. - Wszystko i każdego można przekląć - zaczęła po chwili. - Ale duchy… duchy mają to do siebie, że już niczego się nie boją. Ich największym przekleństwem jest to, że wciąż tu są. – zatrzymała na niej spojrzenie jakby chciała się upewnić, czy ta pyta ją o to poważnie. - Możemy spróbować - dodała ciszej. - Ale żeby to zadziałało, potrzebowałybyśmy ziemi z jego grobu. Jesteś gotowa na takie poświęcenie? – znów uniosła kącik ust w uśmiechu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Manon Baudelaire
Śmierciożercy
normal is an illusion. what is normal for the spider is chaos for the fly.
Wiek
25
Zawód
alchemiczka w szpitalu św. munga
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
10
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
7
Brak karty postaci
11-11-2025, 18:03
W umyśle Manon pomysł ostatniego balu przed końcem świata był czymś zakrawającym o tragiczny romantyzm. Uwielbiała podobne pomysły, które swoje odbicie znajdowały we sztukach wszelakich, zanurzała się w nie z zapamiętaniem, pragnąc, aby molekuły tego słodkiego tragizmu przylgnęły do niej na stałe. Do skóry, do włosów, do rzęs, czubka nosa, koniuszka języka i paznokci. Aby ciążyły na niej, przypominając w chwilach zwątpienia, że miała już czas pożegnać stary świat i bez żalu przystąpić do tworzenia nowego. Ułożonego nie według sennych mrzonek dyrektora Hogwartu i jego szlamowatego Ministra, nie według tych, których idea już raz przegrała i była zmuszona przegrać po raz kolejny. Odgrzewane resztki nigdy nie będą smakować jak świeżo przyrządzony posiłek. Z tą myślą żałowała czasem Mortiego, zafascynowanego — wydawałoby się — wszystkim tym, co złe, z Akolitami i Manon na czele. Może powinna zacząć przemawiać mu do rozsądku? Zerwać klapki, którymi momentami zakrywał całe pole swojego widzenia, zmusić go do zobaczenia, może po raz pierwszy w życiu, całej zgnilizny, która go otaczała? Zrobi to po balu. W bezpiecznych murach mieszkania na Pokątnej, z daleka od czających się wokoło oczu i uszu Dumbledore'a i jego popleczników.
— Gdybyśmy tylko miały okazję uczęszczać do tej samej szkoły — uwadze kobiety nie uszła uniesiona brew koleżanki, zapewne miała sporo pytań, których i tak nie wypowie na głos, cała Antonia. Nie, żeby dziwiła się jej, gdyby sytuacja się odwróciła i to Manon zastałaby osuszającą się Antonię, jej ciekawość zapewne wybiłaby nie tylko poza czaszkę, ale i sklepienie łazienki. Może to lepiej, że jednak to Baudelaire stała się ofiarą jakże nieprzyjemnego psikusa. — Mogłybyśmy poczuć szczególny rodzaj deja vu — dokończyła myśl, posyłając jej jeden, delikatnie drapieżny uśmiech, w którym na chwilę błysnęły białe zęby. Z pewnym zdziwieniem odebrała pytanie zadane przez Borgin. Niby takie proste, a zaskakiwał ją sam fakt, że w ogóle zostało wypowiedziane. Nie chciała jednak dać po sobie poznać swojego zdziwienia, skupiła się więc na osuszaniu niższych części swojej sukni, tym samym udostępniając drugiej czarownicy przestrzeń na podzielenie się jej fachową wiedzą.
— Moja gotowość lub jej brak wydaje się być najmniejszym problemem — rozpoczęła tajemniczo, zniżając głos do szeptu. Podobnie jak Antonia wcześniej, tak i tułów Manon przechylił się bliżej urzędniczki. Bez chwili zawahania się, skrzyżowała ich spojrzenia ze sobą w czymś pokroju bezdźwięcznego porozumienia. Czasami zaskakiwała się tym, jak prosto przychodziło zaklinaczom zgodzić się na kolejne zlecenie. Potem przypominała sobie, że często właśnie klątwy zapewniały im luksus życia na poziomie. — Jest nim zaś fakt, że nikt nie wie, gdzie jest jego grób. Czy w ogóle istnieje. Jak nazywa się zmarły — poczęła wyliczać, choć w pewnym momencie po prostu wywróciła oczami i westchnęła głęboko. Połowa sukienki nie ciążyła już nieprzyjemnym chłodem mokrego materiału, ale przed Manon była jeszcze długa droga. — Odpowiadając ci na to, co się stało... Stał się Irytek — wypowiedziała już głośniej, tonem ledwie trzymającym złość na smyczy. Ta drżała już w każdej wypowiedzianej sylabie, prosiła o zgrzytnięcie zębami, o jak najprędsze pochwycenie różdżki i samodzielne wymierzenie sprawiedliwości. — Pieprzony poltergeist—żartowniś. Wylał na mnie wiadro z wodą, rozumiesz? — palce wolnej ręki zacisnęły się mocniej na kamieniu umywalki, najchętniej przebiłaby go nimi na wylot. Całe szczęście, że była jednak relatywnie drobną kobietą, nie zaś półolbrzymką. Kto wie, jaki los czekałby sprzęty będące na stanie łazienki. — Jest w Hogwarcie chyba odkąd świat światem stoi. Męczy wszystkich, wycina durne żarty, a i tak z jakiegoś powodu nikt się go jeszcze nie pozbył. Nikt nie ma pojęcia, jak nazywał się ten parszywiec za życia, więc pewnie nikt wcześniej nie mógł poradzić sobie z nim... Twoimi sposobami — przymknęła na moment powieki, skupiając się na spokojnym oddychaniu. Cała sytuacja doprowadzała ją na skraj cierpliwości i bardzo mocno nadwyrężała resztki dobrej woli, które w sobie posiadała. — Chciałabym powiedzieć ci, że możesz unikać określonych części zamku w celach zapobiegawczych, ale może się pojawić wszędzie i znikąd...
by the pricking of my thumbs, something wicked this way comes
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:25 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.