• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Manchester, Palatium Librae > Salon Różany
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-01-2025, 09:53

Salon Różany
Pomieszczenie usytuowane na parterze, blisko głównej jadalni. Eleganckie, przestronne miejsce na planie prostokąta z dominującą kolorystyką w odcieniach różu oraz bieli. Centralnie usytuowane wygodne kanapy w barwie écru wraz z towarzyszącymi im fotelami. Przy ścianie kominek z białego marmuru ze złotymi zdobieniami roślinnymi. Duże okno zapewniające dostęp do światła i widok na część ogrodu różanego. W pomieszczeniu znaleźć można liczne wazony ze świeżymi różami, które podtrzymywane są w dobrym stanie za pomocą magii. Zapewniają one woń kwiatów, która wyczuwalna jest przy przekroczeniu progu drzwi.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
10-04-2025, 10:27
18 marca 1962 roku

Williamson stawał się coraz bardziej irytujący.
Jego pyszny uśmiech, który zasłaniał całą jego twarz, centralizował całe jego jestestwo w tym jednym aspekcie kpiącej pewności siebie. Starał się zachować maskę neutralności, iluzje stonowanej epoki narodu. Był przekonany o swojej przewadze, wręcz była to niezachwiana wiara w jaki sposób zostanie rozegrane to spotkania. Zapewne we swej głowie widniał już z ofertą, o którą zabiegał od początku ich interakcji. W polityce wszystko miało swoją cenę, lecz Robert nie udawał kurtuazji, niepewności swoich potrzeb. Nie bawił się w niedopowiedzenia, złudne udawanie, że nie wie czego chce. Nie grał trudnego do zdobycia, był nawet całkiem łatwy. W życiu zawodowym stosował te same zasady, co w przygodach prywatnego życia. Plotki o jego podbojach, zawirowaniach, które mogły przy jego większej popularności wkroczyć na strony Czarownicy.
Cena, której żądał była za wysoka.
Oczywiście, naturalna zasada negocjacyjna, by prosić o więcej niż miało się racjonalnie zyskać. Williamson zdawał się jednak trochę pogubić, oferował tylko jeden głos. Tyle można było zyskać na bazie jego wsparcia, nie miał za sobą licznych pobratymców, sojuszników sprawy. Caspian nie mógł go znieść, to był powód czemu to asystent, a nie sam oficjalny podmiot decydujący spotkał się z Robertem tego wieczoru. Jego osoba nie była jednak zwykłym asystentem, nie z tym nazwiskiem. Zwłaszcza, że była to głosowanie, które zyskało poparcie Crouchów. Jednak to Robert sam zapragnął spotkania, wyszedł z inicjatywą. Dostał zaproszenie do rezydencji do Pallatium, ugoszczony hojnie, lecz Thaniel z jasną intencją wybrał różany salon. Nie była to poważna rozmowa, wręcz może plotkowanie na tematy ważne społecznie. Odbierał mu ważność, całkowicie świadomie.
Gdy początkowo go dzisiaj zobaczył odnalazł kalkulacje w jego spojrzeniu. Głębokie rozmyślenie czy spotkanie z asystentem to uraza, gdy jego nazwisko należało do jednej z najbardziej szanowanych rodzin tego kraju? Doskonale rozumiał, że Nathaniel nie był tu jako osamotniony byt. Był przedstawicielem większej frakcji, łącznikiem ze światem, do którego większość z nich pragnęła należeć. Była to jego naturalna zdolność odnaleźć wspólny język z każdym, choć Williamson ze swoim oporem i pychą stawał się elementem trudniejszym niż zakładał. Robert był stosunkowo młodym politykiem, takim, który chce się jeszcze wykazać i nie był przyzwyczajony do swojego siedzenia. Namiestnikiem z Kent, który zasiadał właśnie swoją drugą kadencje w izbie, lecz jego ostatni wynik nie poświadczał o dużym poparciu w regionie. Liczył się każdy głos, wszystko wisiało na włosku. Po wielkim trumfie w poprzedniej kampanii, ta ledwo wystarczyła, aby nie zakończyć jego karierę. W politycznym świecie wybory były wszystkim, umiejętność sprzedaży swojej osoby i zyskanie poparcia. 
– Ani kadencja nowego Ministra ani pojawienie się Grindenwalda nie zmieniają naszych planów – wyjaśnił prosto, wręcz utwierdzając się w oczywistości tego stwierdzenia. Robert szukał ich słabości, lecz chaos, który powstał nie winien zatrzymywać wszystkich ustaw, reform i decyzji, które były planowane od dawna. Jeszcze przed wyborami do izby gmin trwały rozmowy o potrzebie takiego rozwiązania. Wszystko zawsze zaczyna się w ten sam sposób – od przekonania jednego człowieka. Zaczyna on wtedy swoją podróż, przekazuje wizje z ust do ust, aż w końcu dostanie się ona osób, które mogą zrobić z niej lawinę. – Prawo podatkowe powinno zostać zreformowane, z tym zgadzamy się wszyscy.
Podkreślenie wspólnotowości w ich działaniach było konieczne. Było to przypomnienie początkowego celu ich spotkania, siły grupy, którą mogli stanowić. Nie łączyła ich z Williamsonem żadna inna sprawa, był na odległym biegunie światopoglądowym z licznymi hasłami o całkowitej prywatyzacji Munga oraz Hogwartu, czasem nawet krzyczał o zaprzestaniu istnienia podatku.  Nie proponował alternatywy, nie przedstawiał jak sama jego obecność w izbie miałaby dalej być utrzymywana. Jeśli społeczeństwo nie będzie łożyć na jego jakże ciężką pracę, to jak miał zamiar przetrwać? Jego ostatnia próba z własnym przedsiębiorstwem skończyła się bankructwem, skandalem i ugodą z inwestorem.
– Jednak będziemy musieli przełożyć głosowanie na później, może nawet czwarty kwartał roku – gdyż już teraz widzieli, że będą musieli przygotować lepszą ofertę i wziąć pod uwagę nowe okoliczności. Jeśli jednak bardziej otwarty konflikt zaistnieje, to reforma będzie musiała odpocząć przez jakiś czas w zapomnieniu. Musieli lepiej przygotować grunt, to była podstawa sukcesu. Czego pragnął Robert w zamian? Wsparcia przy kolejnej kampanii, czego Nathaniel odmawiał mu jednoznacznie, kategorycznie nie chcąc marnować pieniędzy kampanijnych na takie absurdy. Miał już swoje plany na Kent i nie było w nich Williamsona. Właściwie to chciałby się pozbyć go nawet wcześniej, lecz będzie musiał przetrwać z nim jakiś czas, gdyż demokracja wybrała, nawet jeśli popełniając błąd.
– Czyli ponownie porozmawiamy o tej sprawie za kilka miesięcy? – nadal ten pyszny uśmiech, który wywoływał w nim frustracje, która zadomowiła się pod jego skórą. Obdarzył go jednak uśmiechem, nawet fałszując oblicze rozbawienia. Zaznał w swoim życiu bardziej umiejętnych negocjatorów z lepszą pozycją, silniejszą kartą i możliwościami, aby je wykorzystać. Jeszcze o tym nie wiedział, lecz pętla na szyi Roberta zaczynała się zaciskać. Stawał się niepotrzebny w ich planach, zbyt trudny do współpracy – nieopłacalny.


zt
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
10-06-2025, 20:51
| 24 marca 1962

Życie młodej damy nie skończyło się w dniu mojego ślubu. Nadal pełniłam rolę, brałam udział w spotkaniach, uroczystościach, wystawnych podwieczorkach i na jeden z takich podwieczorków zostałam zaproszona do rodziny Crouch. Przyjęłam nazwisko męża i teraz jego reprezentowałam więc musiałam równie mocno się starać, tak jak gdy reprezentowałam swojego ojca. Dzisiejsze spotkanie miało charakter czysto towarzyski, nie było związane z niczym innym, jak chęcią spędzenia miło czasu w towarzystwie innych dam, pijąc herbatkę z mlekiem i zagryzając maślanymi ciasteczkami.
Odkąd wyszłam za mąż, a nie minęło wcale tak dużo czasu, miałam już parę takich spotkań. Byłam w posiadłości rodziny Black, Nott i Parkinson, zazwyczaj spotykając się w tym samym gronie dojrzałych kobiet. Rozmawiających o polityce, historii, ostatnich wydarzeniach, swoich mężach, dzieciach i narzekających na niewychowane młode pokolenie. Byłam jedną z młodszych, a z pewnością najbardziej niedoświadczona, więc ograniczałam się do obserwacji, czasami wtrącenia paru zdań i przytakiwaniu, na przemian z popijaniem niewielkich łyczków ciepłego napoju. Spotkania te były niezwykle nudne i miałam wrażenie, że każda chwila na nich spędzona była zmarnowaniem mojego czasu, nie mogłam jednak odmówić. Więc mimo wszystko dzisiaj starałam się zmienić swoje nastawienie i jednak spróbować coś z tych spotkań wyciągnąć. Może jak się zaangażuję, to przestanę się tak nudzić? Ostatnie czego potrzebowałam, to wyglądać na znudzoną i dać tym samym znać moim towarzyszkom, że ich towarzystwo mi nie odpowiada. Ale to nie tak, może jak bym była starsza, z dziećmi i miała na co narzekać, to bawiłabym się świetnie. Ale nie miałam jeszcze takiego bagażu doświadczeń, a o historii wykorzystania hieroglifów w zaklinaniu wejść do komnat z sarkofagami żadna ze zgromadzonych kobiet nie chciała ze mną rozmawiać.
W posiadłości rodziny Crouch nie byłam wieki. Kiedyś bywałam regularnie, za sprawą mojej przyjaźni z jednym z członków tej rodziny. Ale kiedy nasze drogi rozeszły się i nie mieliśmy ze sobą kontaktu przez wiele lat, moja stopa tu nie stanęła. Dlatego też długo zastanawiałam się, czy jestem w stanie znaleźć jakieś wytłumaczenie i solidną wymówkę, dlaczego miałabym się tu dzisiaj nie pojawić. Ale nic sensownego nie znalazłam. Nawet próbowałam podpuścić męża, a także jego matkę, aby z jakiegoś powodu powiedzieli, że lepiej będzie jeśli zostanę w domu. Jednak Tytania zdecydowanie namawiała mnie do pójścia. W tej kwestii była niemal jak moja matka, ona również uważała, że tylko poważna choroba była odpowiednim powodem, aby zrezygnować. A ja nie miałam gorączki.
Ubrałam się więc stosownie do sytuacji, sukienka do kolan w ulubionym kolorze mojego męża. W bordowym było mi do twarzy. Do tego ciemne botki na obcasie, torebka w dłoni, idąc korytarzami i kierując się w stronę jednego z salonów, po holu roznosił się stukot moich kroków. Pomieszczenie, do którego trafiłam, utrzymany był w jasnych barwach. Beże, róże, écru. Aż żałowałam, że jednak nie założyłam na siebie czegoś jaśniejszego. Zdecydowanie odróżniałam się na tle mebli, a bardzo nie chciałam być w centrum zainteresowania. Nie dzisiaj i nie tutaj. W tym tygodniu zdecydowanie czułam się bardziej zmęczona, nie miałam energii oraz byłam poddenerwowana. Wzięłam więc głęboki wdech, licząc na to, że unoszący się w powietrzu zapach róż mnie uspokoi. Sama podeszłam do okna i wyjrzałam na zewnątrz. Byłam pierwsza, zdecydowanie zbyt szybko przybyłam na miejsce. Nie wiem czy to moje ostatnie roztargnienie, czy tak silne emocje. W każdym razie źle spojrzałam na zegarek i niestety, ale musiałam chwilę poczekać. Gospodyni nie była jeszcze gotowa, ale ja zapewniłam, że to absolutnie żaden problem. W końcu to ja pomyliłam godziny. Do gospodyni miały dotrzeć moje słowa, że z miłą chęcią odpocznę w ciszy i zgodnie z nimi, zasiadłam finalnie na kanapie i oparłam się o oparcie, starając rozluźnić i faktycznie nabrać sił. Były mi dzisiaj potrzebne, bo energia opuściła mnie już nad ranem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
10-15-2025, 18:43
Czuł na sobie spojrzenie.
Nawet, gdy był pozostawiony w objęciach samotności, odczuwał obecność czegoś lub kogoś. Każdy jego krok był śledziony, ruch odnotowany i zdawało się, że wszystkie chwile należały do kogoś innego. Od tamtego snu, a raczej koszmaru, który zabrał go w podróż w głębie jego strachu. Zbudził się spocony, z rytmicznie bijącym sercem w panice. Był pewien, że ktoś znajduje się na balkonie i szybko sięgnął po różdżkę. Nie było tam nikogo, ale był tak pewien, że ktoś zaglądał przez okno. Wędrował ulicami Londynu i Manchesteru, za nim podążał odgłos kroków, lecz nikogo nie było za nim.
Próbował racjonalizować swoje odczucia, dane ze zmysłów, które wpływały do jego umysłu. Od przemęczenia, które spowodowane było intensywnym okresem w pracy i na uniwersytecie. Po możliwe otrucie, jakieś pyłki czy inne kwieciste toksyny mamiące jego zmysły. Najbardziej niepokojącą opcją pozostawała choroba, która mogła trawić jego ciało i umysł. Znalazłby nawet określenie, które pasowało do opisanych przez niego objawów, ale wywoływało w nim dyskomfort.
Urojenia prześladowcze brzmiały złowrogo, klinicznie i wręcz wymuszały wizytę u lekarza. Może była to klątwa? Kolejna paskudna opcja, równie okrutna i niekomfortowa. Na razie postanowił odpocząć, uprawiać więcej wysiłku fizycznego i spacerów, by móc oczyścić umysł. Starał się zmęczyć, gdyż noce były najgorsze i rzadko kiedy sen przychodził z przyjacielską odsieczą. Często spędzał noce czytając, zostając w wiecznej walce ciała z paniką i niepokojem. Czuł się zmęczony, tęsknił za trwałymi i pełnymi nocami, które utulały do snu. Teraz noce były batalią, która zaczynała wpływał na całe jego dni. Może to zmęczenie właśnie spowodowało, że nie dostrzegł jej od razu. Powinien, w swych bordowych barwach była wyróżniającym się elementem wśród różu i bieli. W kolorze, który podkreślał jasność jej karnacji i biel jej włosów, która zawsze odznaczała ją w tłumie. Zawsze można było ją odnaleźć, jedyna w swoim rodzaju.
On jednak poszukiwał Prudenci, którą Nefile kazała wyprowadzić na spacer nim przybędą goście. Wpatrywał się więc w podłogę, szukając psiego kształtu owczarka szkockiego, dla którego salon różany był jednym z ulubionych miejsc wypoczynku. Odnalazł ją w kącie pomieszczenia, pełną psiego entuzjazmu na jego widok. Niepokój nawiedził go jednak ponownie, szybko wyprostował się i przeczesał wzrokiem pomieszczenie. Tym razem kogoś odnalazł, zdziwienie musiało być łatwe do odgadnięcia na jego twarzy. Oczekiwał kolejnego oszustwa umysłu, odnalazł ducha przeszłości. Nie wiedział, która opcja była gorsza, wszystkie niespodziewane.
– Vivienne – jakże obco brzmiało to w jego ustach, nienaturalnie odnajdując kolejne sylaby. Kiedyś była dla niego Vivi, czasem w myślach nadal ją tak nazywał, gdy wspomnienia nawiedzały jego osobę. Później stała się byłą przyjaciółką, znajomą z dawnych lat. Podszedł kilka kroków do przodu, czując podążające za sobą psa, który zdawał się dopiero po przebudzeniu odkrywać, że również miała towarzystwo w pokoju. – Prudencia jest doskonałym towarzyszem, lecz jako nasz gość zasługujesz na obecność ludzkiego przedstawiciela domu.
Położył dłonie na oparciu sofy, pozwalając nadal, by mebel stał między nimi niczym bariera. Źle poświadczało to o nich, że musiała spędzać tutaj czas w samotności. W momentach jak ten, gdy emocje i niezręczność odnajdywały się w jego osobie, zawsze kierował się pradawnymi zasadami. Ułatwiały one kontakty między ludzkie, wprowadzały zasady tam, gdzie zwykł królować chaos.
– Spodziewam się, że zostałaś zaproszone na spotkanie przez Nefile – postać prawie matczyną dla jego osoby, która zawsze jednak utrzymywała swój dystans. Była mu ciotką, czasem dobrą radą, lecz najczęściej wytrwałą obserwatorką. Prudencia położyła się obok, nadal wpatrzona w Vivienne, jakby oczekując zaproszenia do kontaktu, krótkiego przywitania. Musiała być szczeniakiem, kiedy ostatni raz ją widziała. Minęło tyle czasu, zdawało się, że było to w odległych czasach, prawie w innym życiu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
10-21-2025, 20:43
Chyba przymknęłam oczy, ponieważ nie zauważyłam wchodzącego do salonu członka rodziny Crouch. Chciało mi się spać, od jakiegoś czasu chodziłam ciągle zmęczona i każdą chwilę relaksu przeznaczałam na odpoczynek. A byłam pewna, że moje zmęczenie wcale nie było związane z wieczornym siedzeniem nad książkami. Tylko jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, co było powodem. Drgnęłam, gdy do moich uszu dotarł dźwięk wypowiadanego mojego imienia. Wystraszyłam się, że zasnęłam, a poczęstunek i herbatka miały się już zacząć. Aż rozejrzałam się w poszukiwaniu gospodyni, kiedy zamiast niej, znalazłam wzrokiem Nathaniela.
Mężczyzna, bo już nie mogłam go nazwać chłopcem, wyrósł w salonie różanym znikąd. Nie słyszałam jego wejścia, żadnych kroków. Jakby przesuwał się nad podłogą bezgłośnie. Mógł nie zwracać na mnie uwagi, udać, że mnie nie widzi, a ja nawet bym nie zdawała sobie z tego sprawy. A jednak, jednak zdecydował się wymówić moje imię. Przywołać mnie na ziemię, abym otworzyła oczy i też zarejestrowała jego obecność. Równie zdziwienie co na jego twarzy, pojawiło się także i na mojej.
- Nathanielu - odpowiedziałam, lekko niepewnie. Następnie powiodłam za nim wzrokiem, skupiłam spojrzenie na psie. - Prudencia? Oh, to naprawdę Prudencia?
Błysk pojawił się w moim spojrzeniu i mimowolnie uśmiech wpłynął na twarz. Od razu się rozchmurzyłam, gdy rozpoznałam dawną lubianą przez siebie psinkę. Której nie widziałam od lat. Gdy ostatni raz wąchała moją dłoń, była ledwie szczeniakiem. Nie byłam pewna, czy mnie pamięta. Zresztą, przecież nawet ja sama jej nie rozpoznałam od razu.
- Prudencia, poznajesz mnie? - Wyciągnęłam do psa rękę w zachęcającym geście. - Przywitasz się ze mną? Tak dawno cię nie widziałam…
Pochyliłam się do przodu, chcąc zachęcić suczkę do podejścia, chciałam sama zbliżyć się do niej, jednak nie wiedziałam, jak zareaguje. Gdy była szczeniaczkiem, uwielbiała się bawić i przytulać. Teraz mogła się mnie wystraszyć. W tym samym czasie Nathaniel zwrócił się do mnie z pytaniem, którego nie mogłam zignorować. Zaciskając usta w prostą linię, zwróciłam na niego swoje spojrzenie i delikatnie kiwnęłam głową. Wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do jego głosu, los przewrotnie ciągle potykał nas o siebie. Tyle lat nie spotkaliśmy się ani razu. W tym miesiącu - już dwa.
- Dokładnie tak. Przyszłam za wcześnie, wstyd się przyznać, źle spojrzałam na zegarek. Ale to absolutnie żaden problem, mogę poczekać - odparłam zgodnie z prawdą.
Nie wiedziałam, cóż mogłam więcej powiedzieć. Cóż mogłam powiedzieć do niego. Kiedyś był mi tak niezwykle bliski, był moim przyjacielem. Wiedziałam o Nathanielu wszystko. Co jada rano na śniadanie, czy słodzi herbatę, jaki jest jego ulubiony kolor, w czym jest dobry, a przy czym potrzebuje pomocy. Byłam w stanie rozpoznać spadek nastroju, rozśmieszyć w nieoczekiwanym momencie. Rozumieliśmy się bez słów. Była między nami niezwykle silna nić porozumienia. Pomiędzy mną, nim i Noah. Rozejrzałam się, ponieważ przez głowę przeszła mi irracjonalna myśl, jakby Noah również miał się tu zaraz pojawić. Wzięłam głęboki wdech, to była przecież bzdura.
Chciałam coś powiedzieć. O coś go zapytać. Miałam mu tyle do opowiedzenia i do dowiedzenia się o nim. Minęło tyle czasu, tyle rzeczy się u mnie zmieniło. Wiedziałam, że Nathaniel studiował, chciałam się dowiedzieć co, jak mu idzie. Ale żadne słowo nie chciało przejść mi przez gardło. Niezręczność wypełniła pomieszczenie, była niemal namacalna. Znowu wzięłam głęboki wdech, zbierając się na odwagę.
- Słyszałam, że studiujesz - zauważyłam.
Delikatny rumieniec pojawił się na moich policzkach, kiedy spojrzałam na niego ze szczerym zainteresowaniem. Byłam z siebie dumna, że udało mi się wypowiedzieć, choć te trzy słowa.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
10-28-2025, 19:21
Musiało to być to sławetne spotkanie towarzyskie.
Z pozoru nieistotne, nieważne na tle wielkiej polityki. Odziane w kobiece perfumy i niejednoznaczne słowa, szeptane spowiedzi o świecie. Czasem były wsparciem, innym razem zdradą, a w najciekawszych przypadkach intrygą. Będąc młodszym był wielce zainteresowany rytuałami, które odbywały się za drzwiami, niedostępnymi dla chłopięcych i męskich oczu. Podobno było tam wiele plotek, pogłosek, które docierały do Palatium z wiatrem i deszczem. Od drobnostek przedstawiających prozę życia do euforycznego trzęsienia, które ledwo utrzymywało ściany na swych miejscach.
Jakże niedocenione przez wielu, w ich domu pełniące istotną rolę. Kobiety z tego rodu zawsze były bronią, narzędziem jak każdy innym członek domostwa. Lata poświęcone edukacji, stworzeniu najlepszego możliwego produktu, który będzie służyć jednemu – umacnianiu pozycji rodziny. Edukowane były jak chłopcy, często z inspirującymi karierami w Ministerstwie oraz wspaniałymi zamążpójściem – cokolwiek robiły zawsze były Crouchami. Nie każda rodzina tak docenia swe córy, daje im możliwość latania ponad wszystkimi. Vivienne chowana była pod kloszem, świat nie poznał jeszcze jej potencjału. To miejsce jednak, Palatium Librae, była dla niej szansą, aby pokazać z jakiej gliny została ulepiona. Nie już jako Panna Avery, ale przedstawicielka rodu, który porusza się wśród cieni.
– Trochę urosła, nieprawdaż? – spojrzał na psa, który przy pierwszej reakcji ze strony kobiety zbliżył się do niej. Mimo entuzjazmu, który pochłaniał jej psie ciało, była delikatna. Może to skutek dorastania z licznymi dziećmi, które mieszkały w rezydencji, lecz Prudencia mimo swej wielkości zawsze była zachowawcza w swych ruchach. Była w tym pewna elegancja, mądrość, o którą mało kto mógł posądzić psa. Jej brązowe oczy zdradzały jednak błysk, jej zachowanie dodawało kolejnych argumentów. – Prawie jak my.
Dokładnie trzy centymetry od ukończenia szkoły, jeśli chodzi o wzrost. Jako dojrzałość człowieka znacznie więcej, równie często pogubił, lecz była to opowieść na prostsze czasy i miejsce. Przyglądał się jej osobie, która miała twarz jego dawnej przyjaciółki, lecz zarazem dotknięta była czasem. Zdawało się, że dziecinność lica zaczyna zanikać, była piękną i szykowną damą. Niezależnie od podejścia rodów, obydwoje zostali wychowani w duchu swoich rodów, tradycji wielowiekowej dyktatury pochodzenia. Noah również tego doświadczył, był jednak nie tylko owocem, lecz również ofiarą władzy totalnej ojcowskiej figury. 

Surowe zasady i twarda ręka, przecież synów trzeba trzymać na krótkiej smyczy.

Czasem zdaje mu się, że słyszy głos nie swego przyjaciela, lecz jego ojca – obraz największego strachu dzieciństwa. Jego śmiech, pełen okrutnej głębi. Nigdy z nimi, zawsze z nich, a tak naprawdę zawsze z Noah.
Zaakceptował jej wytłumaczenie ze skinięciem głowy, o wiele bardziej niewinne niż wszelkie wyjaśnienia normalnie przedstawiane w tych progach. Czasem zapominał, jak pomimo wychowania w dwóch błękitnokrwistych rodach różnili się od siebie. Jej rumieniec dodawał jej uroku, podkreślał zakłopotanie, które tak rzadko nawiedzało jego osobę.
– Tak, prawo magiczne. Tak jak planowałem, gdy miałem jedenaście lat – jak planowała jego rodzina, nie wiedział kogo obarczyć autorstwem tego pomysłu. Możliwe, że nigdy nie było innej możliwości – nie z tą krwią i nazwiskiem. Mimo, że jego kuzyn wyrwał się z objęć crouchowskiej tradycji, nie było to zadaniem prostym i powszechnym. Nie było również dla niego wskazane, prawo było mu pasją i sztuką życia. Drogą do transformacji w Croucha idealnego, tego którym zawsze winien być.
– W ramach atrakcji mogę Ci zaproponować spacer ze mną i Prudencią. Postaram się zwrócić Cię na czas do mej ciotki – czy kierowała nim prosta ciekawość czy chęć wywiązania się z zadań gospodarza, nie był pewien. Trudno samemu ocenić było mu cel, gdy nadal rozmowa między nimi była tak trudna. Może to tęsknota, chęć wypełnienia pewnej pustki, którą odczuwał od kilku lat. Pomimo licznych przyjaźni, stałego (lecz niestabilnego) związku i wielu pomniejszych romansów – od śmierci Noah zdawało mu się, że czegoś brakuje. Czy też to odczuwała? Fantomowe uczucie wiecznej straty. – Zdradzisz mi nowe sekrety run, tylko dla koneserów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
11-11-2025, 16:46
Zajęcie moich myśli psem, zdecydowanie ułatwiało mi przebywanie w jednym pomieszczeniu z Nathanielem. Nasza wspólna relacja była na tyle zawiła, że spotkanie po latach było jednym wielkim niewygodnym uczuciem. Kłuło mnie z nerwów w żołądku, serce podchodziło do gardła za każdym razem, gdy zwrócił się do mnie choć jednym słowem. Niegdyś był mi niezwykle bliski, dzisiaj był obcy, ale to uczucie obcości było dla mnie tak strasznie dziwne. Niezrozumiałe. Nienaturalne. Uniosłam na niego spojrzenie, słysząc jego porównanie.
- Prawie jak my - przytaknęłam.
Centymetrów mi nie przybyło. Wciąż miałam swoje sto pięćdziesiąt osiem centymetrów, może waga z lekka podskoczyła ku górze? Gdy spoglądałam na Nathaniela mogłabym przysiąc, że jemu trochę wzrostu przybyło. Za to zdecydowanie urośliśmy duszą, osobowością. Nie byliśmy już tymi samymi osobami co w dniu zakończenia Hogwartu. Nastoletnia przyjaźń skończyła się, chociaż miała trwać wiecznie. Niewypowiedziane nigdy słowa nawarstwiły się, tworząc po między nami mur. Przez ostatnie lata nie do zburzenia. Ale w kilku miejscach był słaby. Wystarczyło w niego delikatnie uderzyć, aby runął. Rozsypał się w miękki piach.
- Tak jak zawsze chciałeś - przytaknęłam.
Znaliśmy się i bardzo dobrze wiedzieliśmy czyje plany są planami rodziców. W przypadku Nathaniela było to proste, przyjął on definicję przyszłości przedstawioną mu przez ojca i nestora, zaakceptował jako swoją i dążył do jej realizacji. Ja także dostałam swoją rolę do odegrania, nie miałam jednak w sobie tyle siły, aby się jej przeciwstawić. Więc starałam się przekuć to na swoją korzyść, z lepszym lub gorszym skutkiem. Natomiast Noah, z nim było zdecydowanie inaczej. Nie pasował do swojej rodziny, jego ojciec był ucieleśnieniem nocnych koszmarów. Nie wiem jakbym zareagowała widząc go teraz. Kiedyś drżałam przed nim ze strachu, gdy znikał z pola widzenia wypełniała mnie złość. A teraz…?
Nie byłam w stanie ukryć zaskoczenia, gdy zaproponował mi spacer. Po krótkiej chwili zaskoczenie zostało zastąpione przez delikatny uśmiech, kąciki ust uniosły mi się ku górze. Dziwna radość i ekscytacja, której nie spodziewałam się poczuć. Przecież to tylko krótki spacer razem z psem, Nathaniel chciał być tylko miły. Przecież nie odezwał się do mnie od lat, dlaczego by teraz miał wyciągać do mnie dłoń?
- Nie starczy nam na to czasu - zauważyłam, wstając i układając fałdy materiału spódnicy. - Nie skrócę kilku lat w kilkanaście minut, nawet jeśli chodzi o runy. Prowadź, proszę.
Znałam drogę, posiadłość Crouchów naprawdę nie zmieniła się zbytnio od mojej ostatniej wizyty. Niemniej jednak to Nathaniel był gospodarzem, a ja jedynie gościem i nie powinnam wychylać się przed szereg. Podążałam więc za nim przez dłuższą chwilę w milczeniu, do momentu jak opuściliśmy mury posiadłości i znaleźliśmy się na świeżym powietrzu. Odetchnęłam pełną piersią i zrównałam się krokiem z Nathanielem.
- Pracuję ostatnio nad pewną runą - zaczęłam. Rozmawianie o runach faktycznie było najbezpieczniejszym tematem w naszym przypadku. - Nie odkryłam tego osobiście, jedynie pomagam w rozwikłaniu pewnej zagadki. Wiedziałeś, że w przeszłości używano stary Futhark wraz z Oghamami? Jest pewna runa, którą staramy się rozszyfrować, jest związana z otwieraniem jakiejś bramy, tylko, no właśnie, nie wiadomo jakiej - splotłam dłonie przed sobą i idąc spokojnym krokiem, wpatrywałam się w zadowoloną ze spaceru Prudencie. - To chyba główna rzecz, która ostatnio zaprząta moje myśli.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
Wczoraj, 22:03
Chciał się dowiedzieć, gdzie posłał ją los przez ostatnie lata. Jakie miasta, kontynenty i galaktyki przyszło jej zobaczyć?  Jakie mentalne podróże odbyła? Wszystko to ukształtowało ją jako człowieka, nakreśliło nowe znaki na starym ciele. Czasem słyszał szeptane jej imię przez kuzynki, zwłaszcza intensywniejsze rozmowy w ostatnim roku. Gdy jej osoba stała się tematem plotek, zakulisowych zmagań, które działy się na salonach. Omawiano unię rodu Avery z rodem Burke, gdyż to stanowiło istotę rzeczy. Nie małżeństwo między Vivienne i Xavierem, lecz zjednoczenie w sojuszu interesów rodów, które miało symbolikę i znaczenie polityczne. Oni byli tylko wykonawcami pewnej wizji, planu gerontokracynej wersji świata.
Czasem przystawał, aby posłuchać, w końcu jego profesją było wiedzieć. Głosy były tym głośniejsze im bliżej było zaślubin. Tak oto spełniła swoje zadanie, dorosła do swojej roli.
Naprawdę wyrośli, nieprawdaż? Te kilka centymetrów wzrostu, ten szereg doświadczenia i te kilka kroków do przodu ludzkości. Zawsze byli posłuszni, robili to, co im kazali. Sam był synem buntownika, prekursora idei samostanowienia w rodzie. Starał się jednak wiernie wypełniać swe zobowiązania, nigdy nie szarżować swoim protestem. Ona również oddana była swej roli, czy coś się od tego czasu zmieniło? Czy niezgoda odnalazła miejsce w jej ustach?
Dwa oddane pudle i ten jeden dziki zwierz, który nie miał zamiaru zostać wytresowanym.
– Nie potrafię sobie wyobrazić, że mógłbym robić coś innego – była w tym pewna zdradziecka myśl, dostrzegała ją? Było to ciche wyznanie, prawie szeptem sprowadzone do ich rozmowy. Sam nie był pewien czy oddaje hołd własnej pasji i miłości do prawa czy insynuuje, że tak bardzo pochłonęła go wizja Nathaniela Croucha stworzonego przez jego rodzinę, że nie potrafił nigdy się z niej wyłamać? Doprawdy uwielbiał prawo, było one pewną sztuką życia, którą praktykował każdego dnia. Była w nim rzadkie uwielbienie do legalizmu i prawnych zawiłości, adoracja dyskusji jako środka osiągania celu. Nie mógł być nikim innym, nie wiedział jednak czy takie ograniczona wersja jego żywota to naturalny skutek odnalezienia swojego miejsca czy lat edukacji w tej rezydencji.
Ucieszyła się, jakże łatwo było rozpoznać jej entuzjazm. Sam nie mógł ukryć uśmiechu, gdy jej własne zadowolenie było tak widoczne. Nie spodziewała się jego zaproszenia, było przecież niespodziewana. To spotkanie na placu jednak uzmysłowiło mu, że tęsknota miała twarz i imię, a jedna jej część była żywa wśród nich.
– Vivienne, mamy jeszcze jutro, pojutrze i każdy dzionek następny – zawyrokował z melancholijnym uśmiechem, kierując się w stronę drzwi. Prudencia podążała za nim, wierna towarzyszka ich spaceru –  Mamy czas.
Było to swoiste otwarcie się na kolejne spotkania, zaproszeniem do wejścia do jego życia. Byli młodzi, czekają ich jeszcze lata życie i smutnym byłoby, gdyby nigdy nie odnaleźli siebie ponownie. Wiedział, że czekają ich rozmowy, te trudne konserwacje o tym co minęło i o śmierci, które ciąży nad ich osobami. Gdy razem maszerowali alejkami przy jeziorze jego duch był gdzieś obok. Był dzieciakiem, na zawsze pozostanie nastoletnim Noah. Też powinien mieć dużo czasu, błyszczeć jak najjaśniejsza gwiazda. Nie podał jej swego ramienia, choć pokusa wychowania była w nim silna. Chciał zapewnić jej swobodę, dać przestrzeń do oddychania i dyktowania swego tempa.
– Nie wiedziałem, że w ten sposób używano Futhark w ten sposób – przyznał się do własnych ograniczeń, tym intensywniej skupiał się na jej słowach. Kryła się w nich skromna lekcja dla niego, mały przewodnik po runicznych zawiłościach. – Wspomniałaś, że staracie się rozszyfrować runę. Z kim współpracujesz?
Komóż zawierzyłaby w swoich runicznych poszukiwaniach? Tak bardzo stała mu się nieznajomą, że nie wiedział nawet, jaki krąg stanowią jej przyjaciele.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:15 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.