• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Londyn, 72A Sandringham Rd > Salon
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
11-03-2025, 21:24

Salon
Największe pomieszczenie domu, które wita gości prosto z korytarza. Usytuowany w kształcie prostokąta ze drewnianą podłogą oraz jasnymi, żółtymi ścianami. W salonie ciągle odczuwalny jest duch babci Francesci – Ingrid. Wystrój został delikatnie zmieniony, lecz jej liczne ulubione książki nadal znajdują się na półkach, wśród nich talmud i O powstawaniu gatunków. Wygodna kanapa umieszczona jest przy ścianie, ułożone na niej są liczne poduszki i kocyk. Jest to miejsce ze licznymi roślinami, obrazami i małymi ozdobnymi elementami, które uwielbiała kolekcjonować. Przykładowo na jednej z półek można znaleźć mały posąg lwa, elegancki zegar i świecę chanukową. Zdjęcia na ścianach są nieruchome, wszystkie mugolskie przedstawiające zarówno członków rodziny, jak i uchwycone momenty życia Londynu przez Ingrid. Największa fotografia to kopia słynnego zdjęcia numer 51 przedstawiająca odbicie promieni X na oczyszczonym DNA.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
11-12-2025, 22:14
Noc z 18 na 19 marca, 1962 roku


Nie wiedziała, co powiedzieć.
Milczała, prowadząc ją cichymi alejkami Londynu. W tej części miasta, która nocami przykrywana była pierzem snu i wypełniana oazą ciszy. Artystyczna dusza miasta, lecz jej ulice skrywały rodzinne tło londyńskiego życia. Czasami na nią zerkała, jakby chcąc upewnić się, że nie postanowi kolejny raz rozpłynąć się w powietrzu, zniknąć i nie wrócić. Była jednak obok wraz z Helgą, która okazała się szczenięciem pokaźnych rozmiarów. Nie dzieckiem, lecz psem i było w tym coś pocieszającego, że przegapiła tylko właścicielstwo psa, a nie narodziny dziecka.
Salon rozświetlony był przez małą lampkę, oferując grę światłocieni na ścianach salonu. W pełni mugolskiego oblicza świata, który przecież tak ją skrzywdził. Fotografie zawieszone na ścianie stały i milczały, tkwiły w akcie, w którym zostały stworzone. Ukazywały jedną sekundę życia człowieka, a czasem potrafiły opowiedzieć całą historię. Pomieszczenie niewiele zmieniło się od jej ostatniego pobytu: seria powieści ze świata magicznego zyskała swoją półkę, jedyne ruchome zdjęcie ze szkolnych lat prezentujące ich trójkę – jedyne korzenie czarodziejskie jakie posiadała. Ten jeden obraz, wspomnienie ulotności chwili.
Przytrzymała Theseusa, który wykazywał entuzjazm na widok nowej koleżanki. Czteroletni płochacz niemiecki został odwołany na swoje posłanie, winien dać przestrzeń psiej towarzyszce, tak jak ona oferowała Leonie. Ostatnimi laty było to jej dogmatem, aby nie napierać i nie próbować, zaakceptować drogę, w którą szła ich relacja. Oddalenie, którego puchonka potrzebowała. Nie mogła jej tego zabrać, pełnej intencji samostanowienia po tragedii, którą ją spotkała. 

Po prostu to przyznaj. Nie wystarczyłoby, żebym cię poprosiła, byś czegoś nie robiła. I tak to zrobisz

Odpuściła, nieprawdaż? Czasem w momentach słabości wysłała list, podejmowała kolejną nędzną próbę skazaną na porażkę. Może chciała przypomnieć o swoim istnieniu, a może po prostu była zbyt uparta i niepotrafiąca wyobrazić sobie świata pozbawionego Leonie Figg. W tej ponurej uliczce w Cardiff pierwszy raz jawnie sprzeciwiła się jej stanowisku. Nawet ona miała swoje granice, a właściwie był to zdroworozsądkowe linia, której nigdy nie powinno się przekraczać.
– Przygotuję nam herbaty – angielska odpowiedź na wszelkie zmartwienia dnia codziennego. Kilka ruchów różdżką, jakże prosta czynność, która bezmagicznie zajmowałaby jej stratne minuty. Dwa kubki w barwach żółci i błękitu, prawie jakby cofnęła się czasem o kilka lat. Podstawowy wywar earl grey, który miał ukoić ich spieczone usta. Postawiła naczynia na stoliczku, pozwalając im zawładnąć przez moment ich uwagą.
– Jak poznałaś tego człowieka? – brzmiała delikatnie, pozbawiona wszelkiej oceny i pozostawiona tylko ze zmęczeniem. Jak ona mogła zapoznać się z pospolitym opryszkiem z walijskich ulic? Złote dziecko Hufflepuff, puchońska na wskroś dusza, która targana była bolesnością przeszłości. Wspomnienia z wieczoru do niej wracają, jej sarnie oczy pełne przerażenia i błaganie o zaprzestanie pomocy. Nigdy nie będzie mogła zapomnieć tych minut, zakaziły jej umysł i zostanie ich więźniem. Tak bardzo chciałaby jej ulżyć, zabrać wszelkie troski z jej duszy. Jej wzrok powędrował na podłogę, dostrzegając psie oblicze, które wiernie pilnowało swojej właścicielki.
– Chyba się o Ciebie martwi – zauważyła, wskazując na stróża przy boku. Jej własny kompan zajęty był higieną futra, całkowicie poświęcając się temu zajęciu, jakby mścił się za oddelegowanie na posłanie. Była pewna, że jego zachowanie miało znamiona intencjonalności. A może po prostu całkowicie wierzył, że będzie mogła sobie sama poradzić z tą sytuacją. Przynajmniej jeden, ona sama powątpiewała. – Jesteś głodna? Powinnam coś przygotować?
Była to nagłe pytanie, całkowicie znienacka zajęło jej usta. Szybka analiza zasobności sugerowała, że kanapka była najlepszym z możliwych dań, co podkreślało skale jej nieprzygotowania do tego momentu. Na jej obronę, doprawdy nie sądziła, że tego wieczoru będzie gościć Leonie Figg, dopracowałaby wtedy własne preparacja do tego dnia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
11-14-2025, 14:53
Stukot butów przypominał uderzenia serca przemierzanej przez nie ulicy. Głuchy, pusty dźwięk, ziarenka piasku z tąpnięciem opadające w klepsydrze, dzielące moment na przed i po. Wcześniej poddanie się tęsknocie wydawało się dobrym pomysłem, ale kiedy emocje przycichły, zabierając ze sobą mącącą rozum adrenalinę, myśli zaczynały szeptać. Poddawać się wątpliwościom. Zastanawiać, czy dobrze robiła, zerkając kątem oka na dawną przyjaciółkę, równie napiętą, przypominającą naprężoną strunę. Przeszłość nauczyła ją czytać z niej jak z otwartej księgi, więc wiedziała, jakich szczegółów szukać w jej pozie, by wydrapać sobie drogę do szczerości: delikatne napięcie w kącikach ust, sztywniejsze, wyżej uniesione ramiona, leciutko zmrużone oczy, łuk brwi opadający niżej niż zwykle zaledwie o kilka milimetrów. Żałowała zaproszenia? Mogła. A była zbyt dobra, zbyt opiekuńcza, by teraz porzucić Leonie na środku alejki, odchodząc w swoją stronę.
Właściwie dlaczego Fran tego nie zrobiła? W listach traktowała ją okropnie. Rzadko odpisywała, a gdy już to robiła, wsączała w atrament jad żalu, goryczy i krzywdy, z podświadomą nadzieją, że ugodzi Krukonkę choćby ułamkiem własnego bólu. Nie myślała trzeźwo, nie panowała nad sobą, w podpisie przyjaciółki widząc tylko błysk jego twarzy, zatęchłą pustkę tamtego miejsca, gdzie nie istniało nic, poza krzywdą. Przemierzając Londyn, dwa razy otwierała usta, by... coś z tym zrobić. Może przyznać się do niesprawiedliwości, do przerzucenia winy z winowajcy na dziewczynę, która nie mogła wiedzieć, do czego doprowadzi tamten wieczór. Ale głos nie przecisnął się przez gulę żelaza w gardle, palił skręcony żołądek, pulsujący bólem w rytmie spaceru. Nie znalazła odwagi na to, by ją przeprosić.
Leonie pamiętała to mieszkanie, jakby od ostatniej wizyty upłynął dzień, nie lata. Zatrzymawszy się w progu, poczuła, jak dreszcze niepewności szarpią skórę, sarni wzrok rozejrzał się po mugolskich urządzeniach i przedmiotach widocznych od drzwi. Nieruchome obrazy na ścianach, zwykły zegar, lampy z żarówkami (bała się ich)... A pośród tego to jedno zdjęcie, relikt utraconej przeszłości, postaci uchwycone w jednym splocie, cieszące się do obiektywu; ręka Morty'ego burząca włosy Leonie, Leonie ciągnąca za szalik Fran - zwykła, młodzieńcza swoboda w świecie, który za moment zamierzał ich połknąć i przetrawić. Czekoladowe oczy zwilgotniały, na wpół świadomie podeszła do regału, na którym stała oprawioną w ramkę fotografia, i zdjęła ją z blatu, muskając opuszkami wesołe twarze przyjaciół. Byli tam tacy niewinni, tacy beztroscy...
Głos gospodyni zdekoncentrował ją od wzruszenia, przyciągnął myśli. Spojrzała na nią lekko zaczerwienionymi oczami i kiwnęła głową, bezdźwięcznie przyjmując zapowiedź herbaty, medium, które zawsze potrafiło w mniejszym lub większym stopniu łagodzić jej nerwy. Pamiętała, że cztery lata temu załamywała ręce nad skromną kolekcją herbat przyjaciółki, kto dbał o to, kiedy były od siebie daleko? Leonie niepewnie zajęła miejsce na kanapie, a Helga ułożyła się na podłodze nieopodal regału z książkami, wpatrzona w Theseusa, który przypadł jej do gustu; chciała się z nim bawić, jednak tresura, wskazująca konieczność czuwania nad pomieszczeniem i swoją panią, przeważyła.
- Każdy w porcie wie, że można od niego pożyczyć - wychrypiała ze wstydem, odkładając zdjęcie obok siebie na kanapie i otulając się ramionami. Głos Fran brzmiał łagodnie, zachęcał do pokonania lęku, do próby szczerości. - I każdy wie, że to głupota - dodała cierpko. Nie musiała wyjaśniać dlaczego, aurorka widziała to na własne oczy. Opornie zerknęła ku dłoniom Krukonki, walcząc przez moment z samą sobą, zanim zapytała, - Dlaczego to zrobiłaś? Nie byłam dla ciebie... dobra.
To mało powiedziane. Przyjąwszy kubek, pozwoliła ciepłu herbaty ogrzać zziębnięte palce, ale kiedy spróbowała pochylić się i owiać napar studzącym chuchnięciem, brzuch ostrzegł falą bólu. Zamiast tego zerknęła ku Heldze, a psina natychmiast uniosła głowę i czujnie spojrzała na Leonie, oczekując komendy, która jednak nie nadeszła. W zatrutej mugolszczyzną przestrzeni nie siedziała z wrogiem. - Zawsze. Powinnam była wziąć ją ze sobą, wychodząc - przyznała. - Jest ze mną od wtedy - zdobyła się na szczerość, znów wracając wzrokiem do ruchomej fotografii. Gdyby obok siedział Jasper albo Morty, wtuliłaby się w nich, szukając pocieszenia i rozproszenia; teraz nie było tak łatwo. - Nie - odszepnęła odruchowo, niepewna, czy zdoła cokolwiek przełknąć ze względu na zbity żołądek, aż jej wzrok wyostrzył się nieco, równie nagle, jak nagłym było pytanie Franceski, ku której spojrzała. - Tak - poprawiła się. To głupie, to bezsensowne, to donikąd ich nie doprowadzi. Nie było dla nich przyszłości, one zostały już pogrzebane; tylko czy na pewno? - Ale... przygotujmy coś razem - zaoferowała, czując parzydełka rumieńca na skórze policzków. Kiedyś razem gotowały, mimo że rezultat często był ledwo zjadliwy. Może w tym szaleństwie znajdą metodę? - Opowiesz mi, co u ciebie? - zaryzykowała szeptem tak cichym, że prawie niesłyszalnym, ściśniętym niepewnością, wstydem i strachem przed odrzuceniem. Hipokryzja, Leonie jako pierwsza traktowała ją w ten sposób.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:33 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.