• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Dziurawy Kocioł > Długa ława
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-07-2025, 14:55

Długa ława
Miejsca przy długiej ławie to przestrzeń stworzona z myślą o większych grupach znajomych i licznych rodzinach. Ława, wykonana z ciemnego dębu, ciągnie się wzdłuż jednej ze ścian, zajmując wyróżniający się kawałek w sali. Nad nią zawieszone są lampy w kształcie zaczarowanych kotłów, które migoczą ciepłym, bursztynowym światłem. Drewniane ławy i stoły są solidne, choć gdzieniegdzie widać na nich echa przeszłości. Te długie ławy, mimo imponującej ilości miejsc przy jednym stole, zawsze tętnią życiem – ktoś głośno opowiada o ostatniej wyprawie w poszukiwaniu zagadkowego artefaktu, ktoś inny właśnie wyciąga talię kart do magicznej gry i zaprasza cały lokal do wspólnej rozgrywki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
10-12-2025, 18:46
13 marca 1962 roku

Nie przekonywała jej argumentacja Dawlisha.
Podkreślał konieczność pozostania części aurorów w biurze, potrzebie prowadzenia działań poza głównym wydarzeniem tego dnia. Monolog, który wyciągał z niego kolejne słabej jakości powody, zapętlał korowód jego myśli.
Przyglądała mu się z kamienną maską, neutralnością, która podkreślała całość oceny tego wywodu. Ostatecznie nie miała prawa sprzeciwu – miała ominąć mianowanie nowego Ministra. Rozkaz jakże frustrujący, kłujący niczym igła wbita między żebra. Nie żeby zabawa w ochraniarza była dla niej godnym pożądania zadaniem, raczej argumentacja Dawlisha była irytująco słaba, wręcz zachęcająca do kwestionowania jego toku myślenia. Zamiast bycia świadkiem wiekopomnego momentu w historii magicznej Anglii, przyszło jej spędzić popołudnie z Panią Lorenz. Zakładała powolny dzień, tonięcie w dokumentacji dotyczącej sprawy Fawley, zamiast tego absurd niespodziewania wkradł się w przebieg jej dnia.
W południe zgłoszono im wezwanie. Pani Felicia Lorenz sięgająca jesieni życia czarownica pragnęła powiadomić o swych przewidywaniach, okrutnych rzeczach, których była świadkiem. Jej sąsiedzi za pomocą czarnej magii zabili jej kota, długimi torturami zakończyli jego żywot. Musiała to zgłosić, stało się to przecież całkiem niedawno – całe dwa lata temu. Tłumaczyła w swoim salonie o bólu straty, którego doświadczyła. Cierpieniu, któremu nikt nie zadośćuczynił.
Filemon był szary, czteroletni i pełen oddania do właścicielki.
Szary kot, który maszerował pod ich nogami również miał na imię Filemon, jej ulubione imię. Tok samego zdarzenia zmieniał się od pytania, które było zadane. Scena miała miejsce wpierw na kamiennej drodze przy domu, potem w piwnicy, a innym razem parku w pobliżu. Musiała to być czarna magia, była pewna, że tym właśnie parał się jej sąsiad. Pan Roberts był wcieleniem czystego zła, który czyhał na koty sąsiadów. Przyjmowała jej słowa, notując wszelkie prawdy skażonego wiekiem umysłu. Historia tak nieprawdopodobna, że zapewne fałszywa, lecz nauczona była, że nawet w jakże niemożliwych zdarzeniach mogło skrywać się ziarno prawdy, które wyrosło do miana opowieści.
Wielokrotnie wspominała o zadośćuczynieniu za krzywdę. Można było założyć, że byłoby ono finansowe, jeszcze bardziej niemożliwe niż sama jej opowieść. Na odpowiedź, że będą musieli sprawdzić sytuacje, wyraźnie się oburzyła. Francesca sama już nie była pewna czy kobieta oczekiwała, że w tym samym dniu będzie wymierzona sprawiedliwość? Im dłużej zadawali jej pytania, które ujawniały logiczne nieścisłości, tym większą agitacje w jej osobie można było odnaleźć.
– Instytucjom nie można ufać – poskarżyła się na koniec, pełna oburzenia i gotowa wyprosić ich z domostwa. – Tylko samemu można wymierzyć sprawiedliwość. On też ma kota!
Gdy wrócili do biura po jakże ekscytującym i pełnym sukcesów dniu okazało się, że niektórym poszło nawet gorzej. Tak, Pani Lorenz była znacznie znośniejszym osobnikiem w porównaniu do Grindenwalda. Krzyki, szepty i niezliczone spotkania za zamkniętymi drzwiami. Napięcie wypełniało korytarze, gabinety i skrywało się w ludzkich ciałach.
To co wydarzyło się na placu było porażką służb.
Był to wniosek jednoznaczny, nie zakwestionowany przez nikogo i spoczywający głównie na barkach dowódców. Dawlish to wiedział, to on odpowiadał za przygotowanie aurorów do akcji i to jego będą obwiniać za kolejne podkreślane przewinienia. Spotkanie w Dziurawym Kotle było zwyczajem, świętowaniem sukcesu i pociechą po przegranej. Przyszła jako pierwsza, zajmując stolik, który można było przypisać im każdego potrzebnego wieczoru. Gdy wszyscy się zjawili, zaczęła całkiem ostentacyjnie, bezpardonową potrzebą wiedzy.
– Powiedźcie, jak mogliśmy do tego dopuścić? – zapytała, przyglądając się z każdemu z nich po kolei. Pytanie otwarte, wręcz zapraszające do wszelkich teorii i przewidywań tego świata. Byli w miejscu publicznym, znali swoje ograniczenia. Plotki i odczucia były jednak sprawą otwartą, a zwłaszcza słuszna krytyka tych, którzy na to zasługiwali. Ona wręcz posiadała naturalną zdolność do gorzkiego podsumowania dokonać własnych i tych, którzy mieli nieszczęście być w pobliżu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Henry Teyssier
Zwolennicy Dumbledore’a
there's no man as terrified as the man who stands to lose you
Wiek
22
Zawód
auror, poczatkujący klątwołamacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
19
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
13
10
Brak karty postaci
10-23-2025, 18:07
Nosiło go. Od poprzedniego wieczoru prawie nie zmrużył oka. Wiercił się w łóżku, wpatrując się intensywnie w plamy na suficie, jakby wierzył, że uda mu się z nich wyczytać jakąś prawdę. A przecież nawet nie było go na miejscu tej ich pięknej porażki! Wszystkiego dowiedział się z drugiej ręki, przede wszystkim z relacji Lizzy. Chociaż dzień wcześniej podchodził do całej sytuacji z rezerwą, doszedł nawet do wniosku, że dobrze się stało - sen, męczący go od kilku nocy przybrał na intensywności, miał wrażenie, że wprowadził go w stan nieustannego otumanienia, wpływając na refleks i zdolności myślenia - to po całym dniu spędzonym w Ministerstwie, gdzie nie tylko aurorzy, ale i magiczny policjanci relacjonowali wydarzenia, coraz bardziej żałował, że szef wysłał go wczoraj za biurko. Dobrze wiedział, że jego obecność w ogrodach najpewniej niewiele by zmieniła, może jednak nie towarzyszyłoby mu teraz tak głębokie poczucie bezsilności, nie czułby się tak bezużyteczny.
- Kupiłem wszystkim po ognistej. Sam wypiję jeśli wzgardzicie - rzucił, pojawiając się przy wybranym przez Francescę stoliku, trzymając w objęciach wypełnione po brzegi kufle. Postawił je z brzękiem na drewnianej powierzchni, kilka kropli wystrzeliło na zewnątrz, sięgając nawet jego rozgrzanego z emocji policzka. Osunął się na ławę, podświadomie wybierając miejsce znajdujące się najbliżej Lizzy i powiódł wokół wzrokiem zbitego psa. - Nawet mi nie mów - odburknął Francesce, pociągając pierwszy łyk ognistej. - Wy przynajmniej byliście na miejscu! - zwrócił się do reszty, w jego tonie można było wyczytać lekką nutę zazdrości, zupełnie jakby chciał sam stanąć w szranki z Grindelwaldem. Buzowała w nim jeszcze młodzieńcza energia młodego Aurora, który najchętniej każdego dnia stawałby oko w oko z potężnym czarownikiem, wytrącając mu z dłoni różdżkę. Może żył jeszcze mrzonkami, idealistycznym podejściem do zawodu, bo gdy wstępował na tę ścieżkę naprawdę wierzył w to, że jego praca będzie coś znaczyć. Nadal w to wierzył, nawet gdy tonął pod stertą raportów, czy sam mozolnie je przygotowywał. Nie zdawał sobie spraw jak wiele w ich zawodzie pracy papierkowej. Wyobrażał sobie, że większość czasu będą spędzać w terenie, na tropie kolejnych śladów Czarnej Magii. Zamiast tego wypalał papierosa za papierosem stawiając się na kolejnych zebraniach organizowanych przez Dawlisha, licząc na to, że ten przedstawi im jakiś konkretny plan. W końcu nie od wczoraj było wiadomo, że Grindelwald zniknął. Nie rozumiał dlaczego tak wielu ludzi wciąż nie było w stanie uwierzyć, że to był naprawdę on. To on we własnej osobie zakłócił uroczystość. - Nie potrafię zrozumieć jak to się stało, że tak łatwo udało mu się przedrzeć przez chroniące zaprzysiężenie bariery. Ba, udało mu się rzucić własne zaklęcia ochronne. Jak to w ogóle możliwe? Ktoś musiał być w to zamieszany - wykrzyknął ostanie zdanie głośniej niż zamierzał, bo nagle doznał olśnienia. No przecież. Musieli mieć u siebie kreta. Do tej pory zupełnie nie przyszło mu to do głowy, ale góra na pewno musiała już wysnuć podobne wnioski. Nie było innego wytłumaczenia, wszystko potoczyło się zbyt gładko. Podobno nawet Dumbledore niczego się nie spodziewał. - Co myślisz, kuzynie? - zwrócił się bezpośrednio do Conrada, szukając na jego twarzy potwierdzenia swoich przypuszczeń. Spoglądał w oczy autorytetu. Po chwili przeniósł swoje spojrzenia także na Neda. starszy mundurowy mocno go irytował tym jak szalenie bywał wymagający, besztając młodszego kolegę zupełnie bez powodu (takie było oczywiście przekonanie Henry'ego), doskonale jednak wiedział, że nie brakowało mu doświadczenia, którego Teyssier mógł mu jedynie pozazdrościć.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
10-26-2025, 15:11
Chyba każdy z nich to czuł.
Po prawdzie — Lizzy nie sądziła, że dało się czuć inaczej.
Nigdy wcześniej — i oby nigdy później — nie miała zjawić się w Dziurawym Kotle z poczucia obowiązku. Zazwyczaj podobne spotkania, na których zacierała się granica pomiędzy wstrzymującymi dech w piersiach kadetami, a pewnymi swego aurorami, były czymś wyjątkowym, szansą, do której przystąpić mogło niewielu. Powinna była się cieszyć, że dostała taką szansę. Nawet, jeżeli czuła się delikatnie skrępowana, myśl, że Henry będzie zawsze gdzieś obok, powinna dodać jej otuchy. Tego dnia, gdy emocje kotłujące się w niej dalej nie opadły... Nie potrafiła odnaleźć nawet skrawka radości, którego mogłaby się chwycić, jak fragmentu ratunkowej liny. Z desperacją i pełną wiarą, że się uda. Nie udało się. Po korytarzach niosły się ściszone głosy, które wyjątkowo wypowiadały te same opinie. Dowództwo zawiodło. Brak przygotowania, brak opracowania odpowiednich scenariuszy.
Teraz, zasiadająca naprzeciwko niej Francesca zadała pytanie, które chodziło po głowie Lizzy przez cały dzień i noc.
Jak mogliśmy do tego dopuścić?
Czuła na sobie spojrzenie aurorki, ale nim zdążyła odpowiedzieć, Henry uderzył kuflami o stolik, wzbijając przy tym krople czegoś, co po zapachu było z pewnością alkoholem, a ze słów Teyssiera — ognistą. Jedna z kropli opadła na długi kołnierzyk koszuli Evans, która niespecjalnie przejęła się tym faktem, choć z początku mogłoby wydawać się inaczej. Przechyliła się bowiem przez stół, sięgając do jednej z jednorazowych, papierowych serwetek. Tylko ułamek sekundy otrzeźwienia powstrzymał ją od samodzielnego wytarcia kropli alkoholu, które zatrzymały się na policzku najmłodszego z aurorów. Zamiast tego zmusiła się do uśmiechu — Henry doskonale znał ten grymas, ciężki od niewypowiedzianych, niewykrzyczanych frustracji, które jak raz zdolne były do zaciśnięcia się na jej gardle, powstrzymując ją przed wyrzuceniem ich z siebie. Podsunęła mu serwetkę, palcem wskazującym prawej dłoni wskazując na mokre miejsce, aby sam pozbył się tego mikroskopijnego w perspektywie tematyki ich spotkania problemu.
— To niemożliwe, żeby szef niczego nie wiedział — wydusiła z siebie wreszcie, ciszej niż Henry, próbując tym samym ukryć drżenie jej głosu. Martwiła się. Oczywiście, że się martwiła, powrót Grindelwalda może nie oznaczał niczego złego dla niej — jako czarownica była w przypadku jego ideologii bezpieczna — ale dla jej rodziny stanowił śmiertelne zagrożenie. Ba, stanowił uosobienie tego, przeciw czemu aurorzy mieli bronić świat, tak magiczny, jak i niemagiczny. Nie był byle anonimowym czarodziejem, człowiekiem znikąd. Jego podobiznę znali wszyscy czarodzieje, znak Insygniów Śmierci przywodził myśli o wojnie. Stali na jej krawędzi. A dowództwo nie robiło absolutnie nic. — Na wszystko, co piękne i dobre, to było zaprzysiężenie mugolaka — oparwszy dłonie na stole, pochyliła się nad nim jeszcze bardziej, spoglądając najpierw na Francescę, później na Conrada, Neda, na Henrym kończąc. — Już samo to prosiło się o jakieś zamieszki. O pojawienie się prowokatorów, w ten czy inny sposób powiązanych z czarną magią — wszak to ci czarodzieje, którzy cechowali się wrogością względem mugolów i mugolaków uwielbiali się w arkanach czarnej magii. — Nie wiem zresztą, który scenariusz jest gorszy. To, że mógł nie wiedzieć, czy to, że nie zareagował... — westchnęła wreszcie, prostując się, aby uderzyć plecami o oparcie zajmowanego przez siebie krzesła. Skrzyżowała ręce na piersiach, po czym odchyliła głowę w tył, aby spojrzeć w sufit. Frustracja wylewała się z każdego jej gestu, przyjmowała postać napiętych linii sylwetki i gwałtowności ruchów. Chwilę później powróciła do wyprostowanej pozycji, z delikatnie zmarszczonymi w zmartwieniu brwiami, przyglądając się aurorom. Musieli mieć więcej informacji. Lepszą perspektywę. Mieli przecież doświadczenie, którego brakowało chociażby Henry'emu, a co dopiero Lizzy. — Magipolicjanci wiedzieli, co robić. Komendant wyraźnie musiał porozdzielać zadania wcześniej, był przygotowany. A my? — przy ostatnim pytaniu głos młodej dziewczyny załamał się nieco, ale Evans postanowiła udawać, że tego nie słyszała. Tak samo, jak próbowała odwracać wzrok od pierwszych rys, które pojawiały się na doskonałym dotychczas monumencie Biura Aurorów, który stworzyła sobie w wyobraźni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
10-28-2025, 21:54
Od rana kotłowało się w nim mnóstwo emocji: podekscytowanie, ciekawość, niepewność, lęk. Postać Gellerta Grindelwalda wywarła na nim duże wrażenie. Czarodziej, którego dotychczas wspierał po cichu, sam, spokojnie, bardziej we własnej głowie niż faktycznymi działaniami, w końcu stał się namacalny. Do tej pory nie mógł się otrząsnąć z szoku – pół nocy spędził wpatrując się w sufit własnej sypialni, zastanawiając się nad zmianami, które niechybnie miały nadejść. Upragniony sen niestety nie przyniósł ukojenia. Ukazała mu się tajemnicza postać, której twarz była złożona wyłącznie z rażąco lśniących monet. Awers i rewers – auror i Akolita. Chcesz znać prawdę czy ją zmienić? zapytała, nie podając odpowiedzi, a mimo to Ned obudził się z zaskakującą i specyficzną jasnością umysłu, której chyba nigdy wcześniej nie doświadczył. Małe decyzje, z których składała się codzienność, nie sprawiały mu żadnej trudności. Czuł, że jeżeli napotka dzisiaj na swojej drodze również te duże, nie będzie mieć wątpliwości co zrobić.
Obserwował młodych aurorów, kiedy wyrzucali z siebie wszystkie żale wczorajszej porażki. Kiedyś też miał w sobie tyle emocji i absolutny brak akceptacji na niesprawiedliwość tego świata, ale doświadczenie i osobiste przeżycia dość szybko je utemperowały. Przysunął bliżej siebie kufel z alkoholem i od razu upił dość spory łyk.
– Ciszej, cały Dziurawy Kocioł nie musi wiedzieć o czym rozmawiamy – skarcił Henry’ego, wycierając brodę rękawem swojej skórzanej kurtki. – Grindelwald to potężny czarodziej, najwidoczniej nasze zabezpieczenia nie zrobiły na nim wrażenia. Nie sądzę, żeby pomagał mu ktoś z zewnątrz – wiedziałbym o tym pomyślał, choć bez większego przekonania. Czy na pewno? Jeszcze nie wiedział jaka hierarchia obowiązywała wśród Akolitów, pewnie nie docierały do niego wszystkie informacje. W zasadzie wciąż niewiele o nich wiedział, choć przecież był jednym z nich, ale na razie czuł się bardziej biernym obserwatorem niż trybikiem większej machiny. Aż do wczoraj. – Ale na razie nie możemy tego wykluczyć – zgodził się, po czym przeniósł wzrok na Lizzy. Złość na Dawlisha była w tej sytuacji zrozumiała. A ta zdawała się wylatywać z niej przez każdy por ciała. – I na to byliśmy przygotowani, ale Grindelwald to nie jest zwykły prowokator. A Dawlish to nie jest jakiś szeregowy auror, nie podważałbym jeszcze jego kompetencji – jeszcze, bo również zdaniem Neda mógł wtedy zrobić więcej, ale z perspetywy Archibalda sytuacja mogła się prezentować zgoła inaczej i na razie zamierzał go bronić wśród młodszej braci. Westchnął cicho, opierając się plecami o tył krzesła. Zerknął porozumiewawczo na Conrada, mając nadzieję, że nie zawładnie nim frustracja i będzie mu towarzyszył w byciu głosem rozsądku. Szczególnie, że młodzi aurorzy zdawali się darzyć go dużym szacunkiem, co Ned zaobserwował już wcześniej. – Magipolicjanci mieli prostsze zadanie. Poza tym nie trzeba być geniuszem, żeby przewidzieć ewentualny wybuch paniki na imprezie masowej, z całym szacunkiem dla ich komendanta. A my niedoszacowaliśmy niebezpieczeństwa – odparł, być może wypowiadając na głos oczywistą oczywistość, ale czasem niektóre myśli musiały zostać wypowiedziane. – A ciebie czemu tam nie było? – Przeniósł wzrok na Franceskę, siedzącą naprzeciwko.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Conrad Bones
Zwolennicy Dumbledore’a
it's hard to enjoy practical jokes when your whole life feels like one
Wiek
36
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
24
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
11-04-2025, 21:52
Ostatnia noc z pewnością była bezsenna dla wielu osób. Bones nie był wyjątkiem, leżąc na łóżku gapił się w sufit i bił z własnymi myślami. Skapitulował, gdy sen uparcie nie nadchodził, wylazł spod ciepłej pierzyny i zaczął grzebać w starych kufrach pozostawionych przez jego zmarłego mentora w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek dotyczących dawnej działalności Grindelwalda. Z jakiegoś powodu czarnoksiężnik obrał sobie za cel Wielką Brytanię, co podsuwało Conradowi różne pomysły do głowy. Czy miał już tutaj w jakimś stopniu zorganizowanych zwolenników? Dopiero szukał dla siebie posłuchu wśród tych czarodziejów o konserwatywnych poglądach? Po nastaniu nowego dnia było łatwiej uciec od snucia teorii dzięki nawałowi pracy. Nie minęła doba od szokującego pojawienia się w Londynie zbiega z Nurmengardu, a ludzie już popadli w popłoch, Biuro Aurorów pękało w szwach od nagłych zgłoszeń. Ktoś go widział na Pokątnej, ktoś inny w mugolskiej dzielnicy stolicy, a kolejny w innym już angielskim hrabstwie. Nic dziwnego, że część aurorskiej braci zdecydowała się odsapnąć wieczorem od całego zamieszania w progach Dziurawego Kotła. Tak przynajmniej mogło się wydawać, póki cisza nie została przerwana, powracając na zawodowe tematy.
Zadane przez Francescę pytanie zabrzmiało kontrowersyjnie, gdy z wielką łatwością uderzało w nuty zarzutu już na samym wstępie do dyskusji. Poniekąd ją rozumiał, bo sam czuł ogrom rozgoryczenia, dusił w sobie plątaninę emocji, wszystko maskując twardą skorupą powagi. Jako naoczny świadek całego zdarzenia na swych barkach niósł ciężar odpowiedzialności za własną niemoc, która objawiła się w chwili największej próby. Ostatnim czego potrzebował to drobna prowokacja ze strony koleżanki po fachu, nawet jeśli jeszcze niewyrażone przez nią wprost wątpliwości były całkowicie słuszne. Zerknął na kuzyna i skinął mu w podzięce za ognistą, szybko mocząc usta w alkoholu, aby dać sobie tym dodatkową chwilę do namysłu i powrotu do względnej równowagi. Mógłby rzucać siarczystymi bluzgami, podważać po kolei decyzje przełożonych, a nawet psioczyć na zachowawczą postawę samego Dumbledore’a. Mógłby, jednak takim gwałtownym wybuchem niczego by nie zmienił. Czasu już nie cofną, stało się i muszą jakoś się otrząsnąć z całego szoku.
Słuchał niby beznamiętnie narastających wątpliwości najmłodszej dwójki, zwłaszcza tych buzujących w Lizzy. Nie bali się mówić, bo w ich głowach pełno było światłych idei i chęci do działania, a ta mieszanka nigdy nie studziła emocji, przeciwnie, pchała do ryzykownych decyzji. Ned jako pierwszy włączył do dyskusji zdrowy rozsądek, jednoznacznym spojrzeniem stawiając do pionu także Conrada. Tak, tak, ten narwany Bones będzie dziś wyjątkowo grzeczny i rozumny.
– Żadne z nas nie jest jasnowidzem – rzekł w pierwszej kolejności dość spokojnie, próbując gasić zapędy młodych, szczególnie po usłyszeniu konkretnych zarzutów wobec Dawlisha. Czy którakolwiek osoba siedząca obecnie przy tym stole pomyślała przed zaprzysiężeniem o ewentualnym pojawieniu się na ceremonii najbardziej poszukiwanego czarnoksiężnika? Miał wystarczająco dużo współczucia dla siebie samego i swych rozmówców, aby nie rzucać na głos takich bezlitosnych pytań. – Szef wydał jasne dyspozycje, mieliśmy pilnować tłumu i zapewnić bezpieczeństwo, zwłaszcza Ministrowi Magii, bo dobrze wiemy, że radykałów nie brakuje. – Służby liczyły się z możliwością zakłócenia uroczystości na różne sposoby, ale najbardziej abstrakcyjne scenariusze przeoczyli. – Ned ma rację, Grindelwald nie jest jakimś przypadkowym czarodziejem, dlatego nie sądzę, aby potrzebował pomocy przy wywołaniu tego całego zamieszania. Przybył, aby zrealizować swój cel i, powiedzmy sobie szczerze, dobrze się do tego przygotował. Zrobił co chciał i powiedział co chciał. Dobrze wiedział, że nie zostanie wobec niego przeprowadzony bezpośredni atak, nie w obecności tak wielu postronnych osób. Znajdował się blisko Ministra, otaczała go potężna tarcza, która z pewnością odbiłaby ataki, a te rykoszetem trafiałyby w innych.
Nie miał wtedy wiele czasu na analizę sytuacji, wszelkie obserwacje poczynił szybko, nie potrafiąc przy tym całkowicie odciąć się od własnych emocji. Z perspektywy czasu, podczas nieprzespanej nocy, co chwila dochodził do wniosku, że uniknięcie walki było jedynym słusznym wyborem. Ucieczka poszukiwanego czarnoksiężnika była ogromną kompromitacją dla nagromadzonych podczas uroczystości służb, szczególnie dla aurorów. Gdyby doszło do rozlewu krwi z racji nieprzemyślanych działań, na kogo spadłaby odpowiedzialność za los zranionych czy nawet uśmierconych osób?
– Dumbledore też nie zareagował, być może z tego samego powodu co Dawlish, aby nie dopuścić do eskalacji sytuacji. – Sama wzmianka o dyrektorze Hogwartu sprawiła, że zmarszczył brwi krytycznie. Bardzo nie chciał tego przyznać przed samym sobą, jednak słowa czarnoksiężnika skierowane do drugiego potężnego czarodzieja zasiały w nim ziarno niepewności. Wypierasz się znaku, który jeszcze niegdyś prowadził cię przez życie. To też przed nimi ukryłeś, prawda? Z jakiegoś powodu, nikomu nieznanego, Dumbledore przez wiele lat unikał pojedynku z człowiekiem, który przez dekady siał terror w różnych zakątkach Europy. – Gdyby okazało się, że pośród tłumu są jacyś zwolennicy Grindelwalda, mogliby dość gwałtownie zareagować na atak skierowany w ich przywódcę. Za cholerę niepotrzebna nam była do tego wszystkiego sytuacja zakładnicza.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
11-07-2025, 18:25
Byli zespołem, wspólnym bytem, który funkcjonował razem w momentach największego stresu. Nikomu nie ufała równie mocno w terenie co im. Może miało to swoje źródło w licznych akcjach, które z narażeniem życia odbywali razem. Więzi, którą buduje się tylko w momencie, gdy być lub nie być staje się realnym pytaniem. Znała mocne i słabe strony każdego z nich, dary i talenty, które były ich asem w talii kart. Każdy z nich był różny, inaczej podchodził do rozwiązywania problemów i reagował w momentach kryzysowych.
Razem tworzyli całość, nadal z pewnymi słabościami wynikający głównie z komunikacji oraz wysokich oczekiwań. Nie powodowało to, że zawsze się ze sobą zgadzali, wręcz przeciwnie. Niezgoda była powszechnym zjawiskiem w świecie wysoko stresującego i obejmującego rywalizacje zawodu.
Podziękowała Henry’emu za ognistą z obietnicą, że wypije za zdrowie ich wszystkich. Szybko jednak pogratulowała sobie wyboru, że zdecydowała się na ławę bardziej na uboczu, co pozwalało na zachowanie odrobiny prywatności. Nie było to jednak wystarczające i zgodziła się z Nedem, że nie mogli w ten sposób kontynuować rozmowy. Zwłaszcza, gdy młodość będzie kierować tonacją i energią zgromadzenia.
– Muffliato – nie powiodło się, westchnęła na głos. Spojrzała na swoją dłoń i różdżkę z pewnym oskarżeniem, jakby to one były winne nieudanej próbie. Popatrzyła na Lizzy siedzącą naprzeciwko w celu wyrażenia całego swojego niezadowolenia z parszywości magicznych zaklęć. – Muffliato
Powtórzyła, tym razem skutecznie nakładając zaklęcie na mały obszar wokół stolika. Schowała różdżkę w połacie materiału szaty, idealnie aby przytaknąć słowom Henry’ego. Przynajmniej tam byli, ona musiała w tym samym czasie zajmować się wyamigowanym czarnomagicznym problemem Felicii Lorenz.
– Musimy zrozumieć w jaki sposób udało mu się przedrzeć przez nasze bariery, aby nigdy więcej się to nie stało. Potężny czy nie, nasze zabezpieczenia muszą być pewne – stwierdziła patrząc na Neda, gdyż wytłumaczenie jakoby był tak potężny, że nie do zatrzymania nie było dla niej akceptowalne. Musieli zacząć od podstaw czyli zrozumieniu w jaki sposób przełamał bariery albo może je oszukał? Istniały różne metody obejścia zabezpieczeń. Następnie trzeba było zadbać, aby wyeliminować taką możliwość w przyszłości. – Może nie potrzebował pomocy, ale przez ostatnie lata się ukrywał. Zdziwiłabym się, gdyby w tym czasie nie kontaktował się ze swoimi poplecznikami.
Co się z nim działo między ucieczką z więzienie, a pojawieniem się na inauguracji Ministra? Był w kraju, zagranicą czy może przetrzymywany gdzie indziej? Równie intrygująca było dla niej reakcja Dawlisha, który zaliczył pierwszą poważną wpadkę z swojej karierze jako szefa aurorów. Będzie politycznie odczuwać jej skutki przez dłuższy czas, lecz nie to było najważniejsze. Z relacji, które zdobyła wcześniej i po słowach zebranych kreował się obraz braku przygotowanie i reakcji na miejscu. Paraliżu decyzyjnego, który nawiedził ich struktury dowodzenia. Oparła się łokciami o blat stołu, aby móc wygodnie podeprzeć podbródek o swoje dłonie. Uznawała teorie o chęci deeskalacji na miejscu zdarzenia, która prowadziła Dumbledorem i Dawlishem. Niedoszacowanie zagrożenia było jednak niewybaczalne, prawie była gotowa na kolejną tyradę, gdy Rineheart wspomniał o jej nieobecności. Zaśmiała się krótko i pochyliła się lekko do przodu.
–Było zabawnie – zapowiedziała im z pełną pewnością w głosie. Sama ona wspominając ten dzień i spisując raport z wizytacji odnajdywała parszywe rozbawienie. Piękne podsumowanie zmarnowania czasu, które miało miejsce tego popołudnia. – Dawlish kazał mi zostać w biurze na wypadek różnych okoliczności. Dostaliśmy wezwanie od Pani Lorenz w sprawie sąsiada. Przekonana była, że używał czarnej magii, aby zabić jej kota dwa lata temu. Nie miała nawet żadnego zdjęcia zwierzęcia, ale opowiadała dalej. Powiedzmy, że nie była usatysfakcjonowana wizytą. Ciągle powtarzała o zadośćuczynieniu, zapewne chodziło o pieniądze.
Na zakończenie opowieści wypiła kolejny kieliszek z ognistą, która zapiekła w całej długości gardła.



Pierwsze zaklęcie nieudane, drugie wyszło
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:08 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.