• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Edynburg > Apteka Kruegerów
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-31-2025, 00:12

Apteka Kruegerów
Apteka Kruegerów to zaciszne, pachnące ziołami miejsce, ukryte w sercu czarodziejskiej dzielnicy. Drewniane, wiekowe półki pokrywają niemal każdą ścianę i uginają się pod rzędem szklanych flakonów, fiolek i słojów, z których każdy skrywa eliksir, nalewkę lub susz roślinny o niecodziennym działaniu. Wysłużony stół roboczy tonie w notatkach, otwartych księgach, a pomiędzy nimi leży pęk świeżo ściętej bylicy. Światło świec i pojedynczej lampy rozlewa się po wnętrzu ciepłym blaskiem, odbijając się od szkła i bursztynowych płynów. Na ścianie zawieszono starą mapę botaniczną z rysunkami magicznych roślin – skrupulatną, ale artystyczną. Atmosfera jest spokojna i otulająca. Cisza nie ciąży – raczej koi. To miejsce, gdzie wiedza splata się z troską, a każda mikstura powstaje z uważnością i szczyptą magii.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
08-20-2025, 10:17
| 12 kwietnia 1962

Ciotka potrzebowała leku. Jakiejś konkretnej mikstury, która była bardzo delikatna. Transport sową nie wchodził w grę. Mikstura była bardzo podatna na wstrząsy i zmiany temperatury, co mogłoby wpłynąć niekorzystnie na jej działanie, a tego chcieliśmy uniknąć. Gdy ciocia wezwała mnie do siebie, myślałam, że chodzi o coś w tawernie. Może miałam coś zrobić, przygotować, posprzątać lub kogoś znaleźć. Zdziwiłam się, gdy stwierdziła, że wybiorę się aż do Szkocji, do Edynburga, ponieważ tam jest apteka, w której dostanę ten lek. Próbowałam wyciągnąć od cioci co się stało, czy jest chora. Oczywiście, że nie chciała mi powiedzieć. Mam nie wtykać nosa i zrobić co każe. Więc zrobiłam.
Był marzec, więc jeszcze dość zimno. Opatulona w swój poszarzały płaszczyk ruszyłam w podróż. Nigdy nie byłam w Edynburgu, tym bardziej w aptece, do której miałam dotrzeć, więc teleportacja odpadała. Nie wiedzieliśmy też, czy apteka Krugerów ma połączenie z siecią Fiuu, więc z tego też nie chciałam korzystać. Został mi Błędny Rycerz. Oczywiście, mogłabym jeszcze przetransmutować się we wronę, ale nie potrafiłam jeszcze utrzymać tej postaci na tyle długo, aby dolecieć do Szkocji. Autobus będzie najlepszym rozwiązaniem. Stanęłam więc przy drodze, wyciągnęłam różdżkę przed siebie i już po chwili autobus pojawił się przed moimi nogami. Zahamował z taką szybkością, że musiałam się cofnąć o kilka kroków. Podróż była szybka, jak to zawsze bywa przy Błędnym Rycerzu i niedługo później, zostawiając trochę pieniędzy za bilet i ciepłą herbatę, wysiadłam tuż za rogiem apteki.
Nie byłam w stanie sobie przypomnieć, czy byłam kiedykolwiek w takim miejscu. Apteki nie powinny się między sobą znacząco różnić, prawda? A jednak gdy weszłam do środka, miałam wrażenie, jakbym wkroczyła w jakiś dziwny świat. Rozglądałam się uważnie, całe ściany pokryte były drewnianymi półkami, na których stała ogromna ilość fiolek, słoi i flakonów. Pachniało tu… roślinami. Ale nie tak, jakbym poszła do lasu. Inaczej. Trochę ziołowo, trochę ważonym eliksirem. Co zresztą nie było dziwne, z pewnością gdzieś tam na zapleczu jakieś kociołki były w użytku.
Znałam kiedyś pewną pannę Kruger, jeszcze z czasów, kiedy uczęszczałam do Hogwartu. Jeśli dobrze pamiętałam, to pomogła mi w napisaniu eseju na eliksiry. Nie cierpiałam eliksirów, a jej pomoc bardzo mi się przydała. Musiałam wyglądać na bardzo biedną i załamaną, że zdecydowała się podejść do mnie ślizgonka i wykazać się chęcią pomocy. Pamiętam, że na początku byłam bardzo nieufna. Gdzie ślizgon do gryfona i to nie po to, aby nam dokuczyć. Ona jednak mi pomogła. Nie do końca wiedziałam, jaki miała w tym swój cel, ale okazała się potem całkiem niezłą koleżanką i gdy spotykałyśmy się na korytarzu czy w bibliotece, to rozmawiałyśmy i było to bardzo przyjemne. Oczywiście, kontakt się potem urwał, gdy opuściła Hogwart, bo była ode mnie trochę starsza. Nigdy więcej nie udało mi się jej nigdzie spotkać.
- Loretta? - Zapytałam, widząc kobietę za ladą.
Czyli jednak moje przeczucie, że to może być ta sama Kruger, było słuszne? Uśmiechnęłam się do niej, chociaż nie byłam pewna. Minęły przecież lata. Zrobiłam kilka kroków do przodu, aby przyjrzeć się osobie. Może to była jej matka, która była bardzo podobna do swojej córki? A może zmylił mnie blond kolor włosów i myśli związane ze starą koleżanką, a tak naprawdę zbieżność nazwisk była przypadkowa? Czekałam w napięciu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
08-22-2025, 15:56
Od samego rana głowa biła ją jak młot. Nie wiedziała dokładnie, skąd ten ból - może karma, może wina wszechświata, a może po prostu własna głupota. Jako alchemiczka i córka alchemika nie była przyzwyczajona do jakiegokolwiek dyskomfortu; zwykle jeden napar, kilka ziół i świat znów stawał się względnie znośny. Dziś? Dziś los najwyraźniej postanowił jej przypomnieć, że nawet perfekcyjny plan może iść w diabły. Skronie pulsowały tępo, mgła spowijała jej myśli, a wszystko wydawało się lekko przesunięte. I wciąż powracała ta jedna myśl, której starała się nie zauważać. Cholerny bimber Freddiego. Napój, który w teorii miał być przyjemnym dodatkiem do wieczoru, teraz jawił się jako trucizna wypalająca mózg. Loretta przewracała oczami, przeklinając własną ciekawość i skłonność do testowania wszystkiego, co „świeci i pachnie”, bo przecież kto by pomyślał, że kilka łyków może tak skutecznie rozłożyć geniusz córki alchemika na łopatki.
Pojawiła się w Aptece spóźniona, czując, że od samego progu dzień rzuca jej wyzwania. Wolne od pracy? To brzmiało jak luksus, na który nie mogła sobie pozwolić. Postanowiła więc przetrwać go po swojemu - bez dramatów, z minimalnym nakładem energii, najlepiej w formie czystego egzystowania. Kilka razy zajrzała do pracowni ojca, próbując wynegocjować, żeby choć na chwilę odstąpił jej swoje miejsce. Ale on był mistrzem w ignorowaniu próśb - najpierw nieugięty jak skała, potem w ogóle przestał odpowiadać. Lubiła myśleć, że to jego genialny sposób na trening jej cierpliwości, ale w rzeczywistości po prostu wolał pochylać się nad swoimi miksturami i eksperymentami, ignorując wszystko, co wymagało choćby minimalnej uwagi. Taki już był i dziwne, że zaczęła to dostrzegać dopiero, gdy dorosła. Wcześniej był dla niej autorytetem, obrazem, do którego uparcie dążyła. Teraz widziała, że już dawno przerosła jego samego i nie było jej z tego powodu wstyd.
Siedziała przy ladzie z głową ciężką jak ołów, wspartą na dłoni, jakby sam blat był ostatnią podporą jej istnienia. W drugiej ręce trzymała zimny okład, jedyny sprzymierzeniec w tym dniu, który chłodził skórę i dawał choć namiastkę ulgi. Cisza Apteki była prawie kojąca, kiedy nagle drzwi zaskrzypiały i otworzyły się z charakterystycznym brzękiem dzwoneczka. Loretta uniosła głowę powoli, niechętnie, jakby już sam ten gest kosztował ją zbyt wiele energii. Nie odezwała się - może z przekory, a może z cichą nadzieją, że ten ktoś odwróci się na pięcie i zniknie, zostawiając ją w spokoju. Ale nie. Młoda czarownica podeszła prosto do lady, wyraźnie nie mając zamiaru dać się zbyć milczeniem. Westchnęła cicho, odłożyła okład i podniosła się, jakby wykonywała najcięższą pracę świata. – W czym mogę… - zaczęła, ale nagle kobieta wypowiedziała jej imię jakby doskonale się znały. Blondynka przymrużyła oczy chcąc złapać lepszą ostrość widzenia i dopiero wtedy dotarło do niej kto zjawił się w jej przybytku niedoli. – Riven! – rzuciła nieco zbyt głośno jak na własną dyspozycję i uśmiechnęła się szeroko. – Ile to już minęło? Co cię przywiodło do Edynburga? Nadal mieszkasz w Cardiff? – nie wiedzieć czemu akurat obecność kobiety na chwilę oderwała ją od bólu głowy i tej ciężkości dzisiejszego dnia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
08-26-2025, 09:21
Nie pomyliłam się. To naprawdę była Loretta. Nie pamiętam, kiedy widziałyśmy się po raz ostatni i, tak naprawdę, ostatnie czego się spodziewałam to spotkać ją właśnie tutaj. Dziewczyna również mnie poznała, pamiętała moje imię, co miło połechtało moje ego. Lubiłam, kiedy ktoś o mnie pamiętał. Nie chciałam zostać zapomniana, nigdy, przez nikogo. Podskoczyłam do lady jeszcze bliżej, pochyliłam się na nią i objęłam koleżankę za szyję, witając się z nią wylewnie. Loretta zawsze była dla mnie niezwykle miła, a gdy zniknęła z Hogwartu, nawet mi jej brakowało. Chociażby dlatego, że straciłam osóbkę, która mogłaby mi pomóc z pracami domowymi.
- Oh, tak miło cię widzieć - powiedziałam radośnie, opierając się na ladzie ramionami i przyglądając się koleżance. - Tak, nie ruszyłam się z Cardiff, pamiętasz, opowiadałam ci, że moja ciotka ma tawernę. Pracuję u niej od kilku lat. I to ciotka mnie przysłała, ponoć zamówiła u was jakąś miksturę.
Pokiwałam głową, chociaż na ten moment eliksir gdzieś stracił moje zainteresowanie. Bardziej zaciekawiło mnie co u panny Kruger, co tu robiła. Już się domyślałam, że była to rodzinna apteka i z pewnością tu pracowała. Jakby nie patrzeć, spotkałam ją stojącą za ladą. Jednak jak potoczyło się jej życie, co się działo, kiedy nie miałyśmy ze sobą kontaktu. Byłam niezwykle ciekawa. Uśmiechnęłam się do niej.
- Opowiadaj, co u ciebie - zaproponowałam. - Pracujesz tutaj? Pamiętam, że byłaś znakomita z eliksirów. Nie dziwię się, że wylądowałaś w aptece. Ważysz te wszystkie eliksiry i mikstury?
W pewnym momencie coś mnie zaniepokoiło. Szybko przeleciałam wzrokiem po koleżance, na której twarzy malował się delikatny, skrywany pod uśmiechem, grymas. W ręce trzymała zimny okład. Nie wyglądała na chorą, jak ją przytuliłam, to nie czułam, aby była dziwnie ciepła. Może jej w czymś przeszkodziłam? A może wręcz przeciwnie, przyszłam w odpowiednim momencie? Przechyliłam lekko głowę, zacisnęłam usta w delikatny dzióbek i utkwiłam wzrok w koleżance.
- Dobrze się czujesz? - zapytałam bezpośrednio.
Nie byłam zbytnio osobą, która potrafiła ugryźć się w język. Zazwyczaj, gdy coś chodziło mi po głowie i nurtowało mnie jakieś pytanie - to je po prostu zadawałam. Byłam osobą bezpośrednią, nie szczędziłam języka i potrafiłam powiedzieć co nieco zdecydowanie ostrzej, niż wypadało to pannom w moim wieku. Ale ja chłonęłam ten styl mówienia od małego, w szkole nie raz i nie dwa odrywając za swój ton czy słowa, które wypowiadałam. I tak mi zostało, pracując za barem trzeba było być mocnym w gębie, a nie elokwentnym. Byłam jedynie prostą dziewczyną, duże słowa o głębokim znaczeniu nie były moją domeną. I myślę, że gdybym nagle zaczęła tak mówić, to nie dość, że sama czułabym się jak klaun, to dla innych również wyglądałabym przezabawnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
08-27-2025, 20:48
Rzadko wracała wspomnieniami do Hogwartu. Niby to nie było aż tak dawno, a jednak wydawało się, jakby minęły całe wieki. A może to ona sama postarzała się w środku o dziesięć lat? Choroba matki, obłęd ojca, a na koniec - prawda o Fredzie. Każda z tych rzeczy odcisnęła na niej ślad. Czasem, kiedy przypominała sobie, ile naprawdę ma lat, parskała w duchu. Bo przecież nikt w jej wieku nie powinien nosić na barkach aż tyle. Zdarzały się jednak takie wieczory jak ten wczorajszy, kiedy mogła pozwolić sobie na śmiech, głupotę i chwilę oddechu. Tak rzadko sobie na to pozwalała, że aż czuła się winna. W jej głowie od razu zapalał się alarm, który wył nieustannie - czy aby na pewno nie marnuje czasu? Żyła w przekonaniu, że beztroska jest luksusem, na który nie powinna sobie pozwalać. Ambicja prześcigała ją samą, jakby stale pchała ją do przodu, nie dając odetchnąć. Zabierała jej chwile swobody, przypominała, że każdy śmiech, każdy kieliszek, każda głupota, wszystko to prędzej czy później będzie miało swoją cenę. Wiedziała, że będzie miała rachunek do spłacenia.
Widok znajomej twarzy sprawił, że ból głowy na moment odpłynął w zapomnienie. Loretta, jak na typową narcyzkę przystało, nigdy nie zapominała tych, którym pomogła. Każda taka twarz była jak małe trofeum - przypomnienie, że za jej ciętym językiem i trudnym charakterem kryło się coś więcej. Lubiła wierzyć, że ludzie widzieli w niej nie tylko ironię, sarkazm i dumę, ale też kogoś, kogo naprawdę można nazwać dobrym człowiekiem. A może tak właściwie była całkiem dobrym człowiekiem tylko nie potrafiła tego dostrzec? Uśmiech sam wkradł się na jej twarz, choć w oczach zatańczyło coś na kształt konsternacji. - Faktycznie - przyznała cicho, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak blisko było jej ostatnio do tego miejsca. Cardiff nabierało w jej życiu szczególnego znaczenia i sama nie wiedziała, czy bardziej ją to bawiło, czy niepokoiło. - Zupełnie o tym zapomniałam. I jak ci się tam pracuje? To twoja przystań na dłużej? Walia to już to miejsce? - dopytała z prawdziwej ciekawości, nie tylko dla podtrzymania rozmowy.
Sięgnęła po pergamin, przesunęła palcem po zapiskach i skinęła głową. - Na wszelki wypadek zapakuję ci to w dodatkowe zabezpieczenie - mruknęła, od razu chwytając się za odpowiednie fiolki. -Ale błagam cię, bądź ostrożna. W kontakcie ze skórą zostawia paskudne ślady. Ciocia powinna to rozrabiać tylko w czystej wodzie - trzy krople na pół szklanki, nie więcej - spojrzała jej prosto w oczy, jakby chciała mieć pewność, że te słowa wbiją się jej w pamięć. - Nie chciałabym, żebyś wróciła z bliznami tylko dlatego, że uznałaś, że wiesz lepiej. - nie przesadzała, sama miała kilka drobnych pamiątek po podobnych eksperymentach i nie zamierzała pozwolić, by inni powtarzali jej błędy.
Z trybu skupionej, surowej alchemiczki niemal płynnie przeszła w tryb uśmiechniętej Loretty. - Tak, to apteka moich rodziców - przyznała swobodnie, choć w jej głosie zabrzmiała nuta ironii. - Właściwie ojca, ale on… nie jest specjalnie zaangażowany. - podniosła głos o ton wyżej, doskonale świadoma, że za ścianą czai się cień, który zawsze słucha. Chwilę później dało się słyszeć trzask i coś ciężkiego uderzyło o podłogę. Loretta nie drgnęła nawet powieką. - Prowadzę ją sama, z moją ciocią - dodała miękko, jakby nieco ciszej. - To moje całe życie - wyszeptała niemal z czułością. Mówiła tak, jak mówi się o własnym dziecku i może właśnie tak to odczuwała. Apteka była jej obowiązkiem, udręką, ale i sensem.
- Zapomniałam już jak bardzo przenikliwa jesteś – roześmiała się krótko, choć w śmiechu pobrzmiewała nuta rezygnacji. Pytanie o samopoczucie było zbyt trafne, by dało się je zbyć. -Niezbyt… - przyznała z teatralnym westchnieniem. - Szczerze mówiąc, mam kaca. Wczoraj odwiedziłam brata, właśnie… w Cardiff. - uniosła brwi, jakby dopiero teraz coś kliknęło w jej głowie. - Właściwie… może się znacie? Freddy? - zapytała wyraźnie żywszym tonem, a w jej oczach pojawił się figlarny błysk, jakby właśnie skleiła ostatni kawałek układanki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
09-04-2025, 11:11
Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie tawerny, a następnie kiwnęłam głową. To było moje miejsce i zdecydowanie nie wyobrażałam sobie, że mogłabym mieszkać lub pracować gdzieś indziej. Przecież ja się w Cardiff właściwie wychowałam, Londyn już dawno przestał być moim domem i czułam się tam wręcz obco. To, co pamiętałam z czasów mojego dzieciństwa albo już wyglądało zdecydowanie inaczej, albo wręcz w ogóle zniknęło. Z powodu wojny, z powodu remontów infrastruktury czy po prostu ze starości. A Cardiff znałam najlepiej, było moim miejscem i z nim wiązałam swoją przyszłość - jakakolwiek by ona nie była.
- Tak - przytaknęłam ochoczo. - Na razie nigdzie się stamtąd nie ruszam.
Lora od razu zdecydowała się dać mi tę miksturę, którą ciotka zamówiła. Wiedziałam, że potem pochłonie nas rozmowa i mogłoby to nam gdzieś wypaść z głowy. Dokładnie ją obserwowałam, gdy odpowiednio zabezpieczała pakunek i starałam się wytężyć swoją pamięć, gdy powtarzała mi stosowanie specyfiku.
- Uważać, nie dotknąć dłońmi. Cztery… Nie… Trzy krople na pół szklanki - powtórzyłam. - Trzy krople na pół szklanki. Tak jest. Zapamiętam.
Szeroki uśmiech zawitał na mojej twarzy, gdy przyjmowałam od niej zabezpieczoną miksturę i chowałam do swojej torebki. Tam na pewno będzie bezpieczna, a jak będę jechać znowu Błędnym Rycerzem, to będę ją trzymać na kolanach, aby jak najbardziej zminimalizować wstrząsy. I powinno być wszystko dobrze. A przynajmniej taką miałam nadzieję.
Zajęłyśmy się rozmową. Naprawdę bardzo miło było znowu pogadać z dawną koleżanką. Dowiedzieć się od niej rzeczy, których w Hogwarcie nie miałam możliwości poznać. Na przykład to, że prowadzi aptekę. Zaintrygowało mnie, gdy zdecydowanie głośniej mówiła o zainteresowaniu tym miejscem swojego ojca. Już po chwili słychać było huk z zaplecza, który spowodował, że podskoczyłam. Nie spodziewałam się. Mimowolnie próbowałam lekko przechylić się nad ladą, aby zerknąć, co się stało na zapleczu. Nic jednak nie byłam w stanie dostrzec. Spojrzałam więc na koleżankę, bo ta zdawało się, jakby w ogóle nie zareagowała na ten hałas i przeszła do opowiadania dalej. Tak jak dla Lory apteka była całym jej życiem, tak dla mnie całym życiem była tawerna. Na te słowa uśmiechnęłam się ciepło, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, o czym mówi. Obie miałyśmy swoje własne światy, bez których nie wyobrażałyśmy sobie życia.
- Byłaś w Cardiff? - Zapytałam zaskoczona. - I nie zaszłaś do mnie? Gdyby nie zamówienie ciotki, to pewnie byśmy się nie widziały przez kolejne lata - dodałam z lekkim oburzeniem.
Lekko przewróciłam oczami i wykrzywiłam usta w geście grymasu, ponieważ moja koleżanka była tak blisko, a jednak nie udało nam się na siebie trafić. Miałam nadzieję, że następnym razem poprawi swój błąd i jeśli będzie w okolicy, to zdecydowanie mnie odwiedzi. Dopiero po chwili jednak dotarło do mnie, co ona tak naprawdę powiedziała… nie było już grymasu a twarzy, a szczere zdziwienie.
- Czekaj, czy ja dobrze usłyszałam? - dopytałam. - Brata? Freddy to twój brat?
Oczywiście, że go znałam. Wcześniej, kiedy jeszcze się uczyłam w Hogwarcie, nie raz i nie dwa mijałam go na szkolnych korytarzach, a od pewnego czasu mieszkał w Cardiff. Z tego, co wiedziałam, to najpierw mieszkał w jakiejś starej kamienicy, a od niedawna miał swoją barkę, łowił ryby. Bywał w tawernie, nie raz i nie dwa. Mieliśmy okazję czasem porozmawiać, czasem przy barze, a czasem dzięki pomocy Philippy.
- Nigdy nic nie mówiłaś, że masz brata. Ale fajnie, to znaczy, że teraz często bywasz w Cardiff? - dopytałam. - Musisz mnie koniecznie odwiedzić! Wyskoczymy gdzieś razem, zabierzemy ze sobą Philippe, co ty na to?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
09-06-2025, 19:36
Wychodziła z założenia, że każdy gdzieś ma swoje miejsce. Takie, w którym czuje się dobrze, gdzie nic go nie uwiera i można wreszcie przestać grać idealnie dobraną rolę. Jej rodzinny dom od niedawna przestał spełniać tę funkcję, a apteka… cóż, choć traktowała ją jak swoją, to wciąż nie była do końca „jej”. Ale Szkocja? Szkocja była inna. Pachniała znajomością i spokojem, nawet jeśli czasem za mocno lało, a wiatr miał zbyt dużo do powiedzenia. Nie potrafiła wyobrazić sobie, że mogłaby tego wszystkiego nie mieć - że przestanie codziennie mijać te same ulice, że zabraknie jej równin, klifów i ludzi, którzy byli już częścią jej codzienności. Może jeszcze nie znalazła tu swojego miejsca w stu procentach, ale była wystarczająco zdeterminowana, by je sobie stworzyć. Bo dom przecież nie zawsze się znajduje. Czasami trzeba go zwyczajnie zbudować. Mimowolnie jednak czuła ukłucie zazdrości wobec tych, którzy już zdążyli odnaleźć swoje miejsce. Wyglądali dzięki temu na spokojniejszych, może nawet szczęśliwszych, jakby ktoś zdjął im z ramion ciężar, którego ona wciąż nie potrafiła się pozbyć. A jednak, mimo tego kłucia rozchodzącego się gdzieś głęboko pod żebrami, uśmiech rozświetlił jej twarz. Potrafiła cieszyć się jej szczęściem, nawet jeśli w jej własnym sercu wciąż brakowało tej układanki.
Pokiwała głową kobiecie, gdy kilkukrotnie powtórzyła zalecenia. Ze skupieniem przyglądała się jak ostrożnym ruchem chowa miksturę do torebki. Wiedziała jak wielu ludzi bagatelizuje jej słowa, jak wielu później wraca z poważniejszymi ranami lub skutkami ubocznymi. Łatwo było zrobić sobie krzywdę, ale o wiele trudniej ją odwrócić i cieszyła się, że Riven jest tego świadoma. Przynajmniej bardzo pragnęła w to wierzyć.
Thorne, na pierwszy rzut oka, naprawdę niewiele różniła się od tej dziewczyny sprzed lat. Nadal miała w sobie tę samą delikatność i spokój, tę otwartość, która sprawiała, że ludzie lgnęli do niej bez większego wysiłku. Jakby czas zatrzymał się w miejscu. Jakby lata spędzone na ciężkiej pracy w tawernie nie zdołały odcisnąć na niej wyraźniejszego piętna - nie przygasiły w niej niczego, co dawniej zdawało się ją wyróżniać. Może patrzyła na nią nazbyt płytko, może powinna poświęcić więcej czasu na to by zrozumieć z czym tak naprawdę Cardiff kazało jej się zmagać, ale dziś po prostu tego nie zrobiła. Nie było sensu.
Machnęła ręką, gdy kobieta zerknęła na zaplecze. - Ojciec. Doskonale wie, kiedy o nim mówię i nic sobie z tego nie robi - odparła chcąc wytłumaczyć swoje może lekko dziwaczne zachowanie. No cóż, nie był to temat, który chciałaby poruszyć, a już w szczególności nie tu, gdzie ściany dosłownie miały uszy.
Skinęła kobiecie głową, gdy wspomniała o Cardiff. - Wiesz, chyba nie pomyślałam, że wciąż tam mieszkasz. Tym bardziej się cieszę, że los postanowił znowu skrzyżować nasze ścieżki. Następnym razem, kiedy zawitam do Cardiff, na pewno cię odwiedzę. To miasto powoli zaczyna przypominać mi drugi dom - zaśmiała się, choć doskonale wiedziała, że to słowa mocno na wyrost. A jednak… gdyby miała wskazać inne miejsce, do którego w ostatnich tygodniach wracała tak często, pewnie nie znalazłaby żadnego. Odkąd poznała prawdę o Fredzie, wszystkie drogi zdawały się prowadzić właśnie tam.
Freddie to twój brat? To zdanie wciąż brzmiało dla niej jak coś kompletnie oderwanego od rzeczywistości. Trudno było przywyknąć do myśli, że miała rodzeństwo. Że miała inną rodzinę. Próbowała się z tym oswoić, tłumacząc sobie, że takie rzeczy się zdarzają, ale jej wciąż nie mieściło się to w głowie. Wychowana jako jedynaczka, która ma wszystko. Rozpieszczona do granic możliwości, a teraz? Z myślą, że jest ktoś inny, był tak naprawdę zawsze. - Tak - przyznała cicho. - To bardzo długa i uwierz mi, dość zawiła historia. Mogę ci o niej opowiedzieć, ale nie dziś. - brodą wskazała na drzwi prowadzące na zaplecze, dając do zrozumienia, że nie czas i nie miejsce. Była pewna, że kobieta to zrozumie.
Parsknęła śmiechem, gdy czarownica wspomniała o Philippie. - Tak się składa, że widziałam ją wczoraj - rzuciła z rozbawieniem. - I błagam, powiedz, że ona też czuje się równie parszywie jak ja… -westchnęła z udawaną rozpaczą, zerkając tęsknie na zimny okład leżący na ladzie.
- Ale nie mówmy dłużej o mnie. Opowiedz mi więcej o sobie. Masz kogoś? – zapytała unosząc brew w pytającym geście, a figlarny uśmiech zdradzał, że ta kwestia naprawdę ją interesuje.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
09-29-2025, 17:30
Jak mogłabym zlekceważyć zalecenia Loretty, skoro były to zalecenia przede wszystkim dla mojej ciotki. Mogłoby się jej coś stać, gdybym źle zapamiętała wskazówki co do zażywania eliksiru, prawda? A tego zdecydowanie nie chciałam. Ciotka była zbyt ważna, nie tylko dla mnie, ale dla całej społeczności w Cardiff. Dlatego zdecydowanie przyłożyłam się do tego, aby wszystko odpowiednio zapamiętać. Jak się okazało, nie tylko transport substancji był moim głównym zadaniem.
Zmarszczyłam lekko nosek, gdy przeszłyśmy na rozmowę o Cardiff. Naprawdę nie byłam zadowolona z faktu, że starzy znajomi zapominali, że to stamtąd pochodzę. Czy nie raz i nie dwa wspominałam, że zdecydowanie tam zostanę? Że muszę odpracować swój dług, jaki miałam u ciotki? Nie sądziłam, że ktokolwiek może o tym zapomnieć. Ale przyjęłam słowa koleżanki bez większej refleksji, lekko wzruszając ramionami.
- Koniecznie pamiętaj o mnie. Drzwi pod mewą są zawsze szeroko otwarte - uśmiechnęłam się na koniec, szczerząc zęby.
Naprawdę nie spodziewałam się, że przychodząc tutaj dowiem się takich rewelacji. Ciekawa byłam, kiedy bym się dowiedziała, gdybym nie przybyła do apteki. Miałam nadzieję, że to świeża sprawa i niewiele osób o tym wiedziało. Nie chciałam być tą ostatnią, to źle wyglądało. Grunt, że przynajmniej powiedziała o mi o tym sama Loretta, gdyby była to jakaś przypadkowa osoba, wręcz poczułabym się urażona. To nic, że od lat się nie widziałyśmy. Gdy powiedziała, że kiedyś mi o tym opowie, a następnie skierowała w stronę pomieszczenia, w którym siedział jej ojciec, lekko kiwnęłam głową. Miałam zamiar kiedyś usłyszeć tę historię, szybciej niż później. To mogło być niezwykle interesujące! Lubiłam ploteczki, w tawernie było ich mnóstwo, ale stosunkowo rzadko dotyczyły osób, które znałam. Zazwyczaj słuchałam o jakiś mieszkańcach Cardiff albo o kapitanach, albo o domowych tragediach ludzi, którzy nic dla mnie nie znaczyli.
- Widziałaś się z nią wczoraj? - Zapytałam z nieukrywanym żalem. - I nic mi nie powiedziała! To ja tu pracowałam do późnego wieczora, a ona sobie imprezowała? - Naburmuszyłam się i zaplotłam ręce na piersiach. - Jeszcze nie wiem, w jakim jest stanie… ale za karę pójdzie na zmywak - Philippa była dla mnie jak starsza siostra, więc jako młodsza miałam prawo być w pełni obrażona za to, że mnie nie zabrała ze sobą.
Gdy padło pytanie o mnie, patrzyłam przez chwilę na Lorettę spode łba, ale zaraz rozchmurzyłam się, lekko oparłam znowu o blat, nachylając się do koleżanki. Przez chwilę zastanawiałam się, co mogłabym jej więcej powiedzieć o sobie. Moje życie składało się głównie z pracy w tawernie, nie działo się nic ciekawego, a przynajmniej nic, o czym mogłam jej tak po prostu powiedzieć.
- U mnie się nic nie dzieje szczególnego - zaczęłam, lekko machając dłonią w powietrzu. - Pracuję w tawernie i tak mi głównie mijają dnie. Oho! Co za zainteresowanie! - Zaśmiałam się, ale rumieniec zawitał na moich policzkach. - Wiesz, w tawernie jest dużo panów… przystojnych marynarzy, zakręcę czasem z jednym, albo drugim - nie tylko marynarze, ale też kapitanowie statków, typy spod jasnej i ciemnej gwiazdy, ale o tym koleżance na razie wspominać nie musiałam. - Ale tak na stałe, to nieee… chyba jeszcze nie. A ty? Ktoś zdobył serduszko uroczej Lory? - uśmiechnęłam się szeroko i dźgnęłam ją palcem w ramię.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
09-30-2025, 21:26
Zaproszenie do tawerny przyjęła z uśmiechem, choć to wcale nie oznaczało, że była nim szczególnie uradowana. Właściwie obiecała to również Philippie, a obietnice traktowała poważnie, nawet jeśli w danej chwili całą sobą miała ochotę zrobić coś zgoła innego. Po wczorajszym pijaństwie na barce czuła się nie tyle zmęczona, co kompletnie wyprana z energii, jakby ktoś odarł ją z tej naturalnej lekkości, którą zwykle nosiła w sobie. Praca nigdy nie była dla niej ciężarem, nie utożsamiała jej z męką, przeciwnie - spełniała marzenia, odnajdywała w niej sens. Ale dzisiaj? Dzisiaj najchętniej zniknęłaby z powierzchni ziemi albo chociaż zamieniła się z kimś miejscem, by móc przespać cały wieczór bez wyrzutów sumienia. Dlatego właśnie wizja tawerny - pełnej śmiechu, rozmów i rozlewającego się alkoholu, wydawała się jej najmniej kuszącą z możliwych. Wiedziała, że pójście tam równało się kolejnej zabawie, kolejnemu ciągowi interakcji, które z zewnątrz mogły sprawiać wrażenie błahej rozrywki, ale dla niej oznaczały ciągłe wystawianie się na cudze spojrzenia, cudze nastroje, cudze emocje. To bywało męczące, zwłaszcza gdy sama czuła, że nie ma w sobie dość siły, by odpowiedzieć tym samym. Oczywiście mogła wyobrazić sobie siebie w roli obserwatorki, siedzącej przy stoliku, sączącej herbatę i przyglądającej się reszcie, ale przecież wiedziała, jak takie miejsca działają. Tawerna nie była przestrzenią ciszy i skupienia, tylko gwaru, głośnych toastów i historii snutych przy kuflach piwa. Trudno było wyobrazić sobie obecność tam bez alkoholu, bo bez niego łatwiej było poczuć się nie tyle trzeźwym, co obcym. - Na pewno kiedyś zawitam. Mam wrażenie, że jeśli chcesz poznać plotki z całego Cardiff, to właśnie tam trzeba się udać… czy się mylę? - zapytała, a brew uniosła się lekko w zaczepnym geście. Niemal od razu pożałowała ruchu, gdy tępy ból znów przeszył jej skronie. Cholerny bimber Freda.
Czasem dobrze było spotkać się z dawnymi znajomymi. Przekonać się, jak bardzo czas potrafi zmienić człowieka, a jednocześnie jak uparcie niektóre cechy pozostają niezmienne. Szkoła zostawała za plecami, a życie pisało nowe scenariusze i nagle można było na nowo odczytać znajome twarze, jakby patrzyło się na nie w innym świetle. Zastanawiała się, jak bardzo Cardiff zmieniło Riven. To samo miejsce, te same ściany, ale ciągle nowi ludzie. Jedni przyszli tylko na chwilę, inni zostawali na dłużej. Głodni wrażeń, spragnieni zabawy, czasem gotowi zostawić przy stole wszystkie swoje sekrety. Czy do takiego rytmu dało się przywyknąć? Patrząc na rozpromienione oblicze Riven, na zaróżowione policzki i wypoczęte oczy - miała wrażenie, że tak. Riven zdążyła oswoić to miasto, że czuła się tu jak ryba w wodzie, jakby gwar tawerny i nocny szept ulicy były częścią jej naturalnego krajobrazu. Jak wygląda życie, kiedy zostawia się to za sobą? Kiedy zamiast śmiechu i muzyki przychodzi cisza chłodnych murów, a dni zaczynają układać się w przewidywalny rytm. Czy wtedy można to nazwać spokojem, czy już nudą? - Nie złość się na nią - zaczęła, a w głosie zabrzmiała nuta przeprosin. Delikatna, może nawet nie do końca szczera, jakby traktowała to bardziej w kategoriach grzeczności niż realnej winy. - Właściwie to ja ją wyciągnęłam. To nie była żadna planowana impreza. Fred wspomniał, że spotyka się ze znajomym, a mnie zwyczajnie ciekawiło, jak spędzają razem czas. Philippa poszła ze mną, a potem… no cóż, jak to zwykle bywa, przedłużyło się bardziej niż powinno. – wzruszyła lekko ramionami, pozwalając, by na jej twarzy zagościł ten półuśmiech, który często tłumaczył najwięcej. - Ale następnym razem, obiecuję, jeśli tylko coś będziemy planować, wyślę do ciebie Avę. Teraz, gdy już wiem, że wciąż mieszkasz w Cardiff, nie będę miała żadnych oporów. - dodała tym razem już zupełnie szczerze, a jej ton złagodniał - to jedno zapewnienie było ważniejsze niż cała reszta tłumaczeń.
Skupiła się na słowach kobiety, starając się badać jej reakcje - na tyle, na ile pozwalała dzisiejsza kondycja. - Pokusa - skomentowała krótko, podchwytując wzmiankę o przygodnych spotkaniach z marynarzami. - Na pewno masz ciekawsze widoki niż ja tutaj - dodała z lekkim uśmiechem, który rozświetlił jej twarz tylko na moment. - Moje serduszko? - powtórzyła, jakby to słowo brzmiało w jej ustach zbyt słodko, by mogła je potraktować poważnie. Machnęła dłonią w roztargnieniu, a w jej głosie pobrzmiewało rozbawienie. - Moje… serduszko jest bezpieczne. Niewielu jest takich, którym w ogóle chciałoby się je zdobywać. - i nie miała tu na myśli swojego powodzenia u płci przeciwnej, bo na to akurat nie mogła narzekać. Nie zawsze jednak zwracała na to należytą uwagę. Prawda była prostsza - jej oczekiwania i granice nie należały do łatwych. Zbyt wysokie, zbyt wymagające, by dzisiejszym mężczyznom opłacało się o nie potykać. Rzadko kto miał cierpliwość, by starać się dłużej niż kilka chwil.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
11-03-2025, 20:30
Zdecydowanie Tawerna była idealnym miejscem, gdzie jeśli się chciało poplotkować, to należało się kierować właśnie tam. Zazwyczaj głośno, gwarnie, dużo ludzi rozmawiających o wielu różnych rzeczach. Wiele można było się dowiedzieć, dużo usłyszeć. Dla mnie to było miejsce idealne i nie rozumiałam, dlaczego ktoś chciałby je omijać z daleka. Dlatego szczerze ucieszyłam się, że Loretta potwierdziła swoją chęć pojawienia w Cardiff i odwiedzenia nas. Na jej słowa ochoczo pokiwałam głową.
- Zdecydowanie tak - przytaknęłam. - A jakieś plotki interesują cię konkretnie?
Uśmiechnęłam się do niej, unosząc wyżej brwi, a potem zaśmiałam się ciepło. Co się dzieje w tawernie, pozostaje w tawernie. Cardiff rządziło się swoimi prawami, jeśli Loretta potrzebowała plotek czy informacji, niestety ale musiała się do nas pofatygować osobiście.
Dobrze było zobaczyć te znajome twarze, które na krótką chwilę z biegiem lat ulegały zapomnieniu. Okazywały się inne, a jednak wciąż te same. Czas rzeczywiście potrafił zmienić człowieka, wygładzić pewne rysy, pogłębić inne, ale pod powierzchnią wszystko pozostawało znajome. Zastanawiałam się, czy i ja zmieniłam się aż tak bardzo, czy tylko nauczyłam się inaczej nosić to, co zawsze we mnie było. Spotkanie z Lorettą było cudownym zbiegiem okoliczności, chociaż żyjemy teraz w całkowicie dwóch różnych środowiskach, miejscach, to dawna relacja przetrwała i szybciutko okazało się, że znalezienie wspólnego języka nie jest trudne.
Cardiff był dla mnie czymś w rodzaju domu i nie wstydziłam się mówić tego głośno. To miasto miało w sobie rytm, który łatwo było pokochać. Śmiech, hałas, nocne rozmowy, zapach deszczu, dźwięki statków dochodzące z portu. Czułam, że wtedy naprawdę żyłam. Gdy znikałam, chociaż na chwilę, zdawałam sobie sprawę jak bardzo tęsknię za tym zgiełkiem, za chaosem w Tawernie. Ale wszystko to nadawało mojemu życiu sens, innego nie miałam.
Gdy padła prośba, abym nie gniewała się na Philippę, rysy mojej twarzy złagodniały. Nie potrafiłam się na nią złościć. Słuchałam wyjaśnień, przez chwilę czując się pominięta, ale przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z faktu, że mało możliwe było, abyśmy były w stanie we dwie opuścić Tawernę i pójść się zabawić. Albo jedna, albo druga - inaczej nie byłoby komu stanąć za barem. Westchnęłam cicho, kiwając głową. Kiedy wspomniała, że następnym razem da znać, coś we mnie drgnęło, a delikatny uśmiech pojawił się na twarzy. Kiwnęłam jeszcze raz.
- Trzymam cię w takim razie za słowo - odparłam, szczerząc zęby.
Gdy zeszłyśmy na temat romansów i mężczyzn, moje policzki przyozdobiły delikatne rumieńce. Nie było to ani miejsce, ani czas na takie rozmowy więc, chcąc nie chcąc, musiałam ukrócić temat. Mogłabym gadać o mężczyznach godzinami, o kilku konkretnych przynajmniej, a wiedziałam, że ciotka czeka na mój powrót. Jeszcze raz zaczepnie dźgnęłam Lorkę palcem w ramię, przechylając głowę w zastanowieniu.
- No to może pora coś z tym zrobić? Jak sama zauważyłaś, w Cardiff mam… lepsze widoki. Koniecznie musisz wpaść, pokażę ci paru mężczyzn - zaśmiałam się radośnie, szybko prostując i poprawiając torbę na ramieniu. - Muszę lecieć. Ciocia czeka na zamówienie. Nie dotykać, trzy krople na pół szklanki - powtórzyłam jeszcze, tak na wszelki wypadek, aby sprawdzić czy dobrze zapamiętałam. - Do zobaczenia!
Radośnie pomachałam jej ręką, następnie żywym krokiem opuściłam aptekę zadowolona ze spotkania. Ta znajomość mogła ponownie rozkwitnąć i dać fajne plony. Jednak, najpierw Philippa. Musiałam od niej wyciągnąć szczegóły, jakim cudem Fred jest bratem Lorki.

z/t Riven
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:11 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.