• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Rozgrywka > Mgły czasu > Izba Pamięci > sotto la pelle | 04-05-1959
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
11-03-2025, 00:36

Oriana x Atticus | La Tenuta Medicea
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
11-03-2025, 01:55
W ogrodzie kwitły wiśnie i jabłonie, spokojne dźwięki owadów koiły ich zardzewiałe pokoleniowym wzrostem pnie, karmiły pulchne kwiaty smakiem  troski, którą w życie wprowadzała idąca świeżo wiosna. Do tenuty wchodziło się przez taras.
Klamka drzwi wejściowych od kilku miesięcy niezmiennie zablokowana, uniemożliwiała wejście. Na korytarzu wejściowym trwał remont i chyba każdy zaproszony weń progi dostawał klarowną instrukcję, jak wąską ścieżką dotrzeć do wejścia do domu; stary Medici nigdy nie wpuszczał gości głównym wejściem, zwykle organizując spędy pośród cienia ogrodowych, niedopatrzonych drzew. 
Zdarzało się jej z a p o m n i e ć.
Otwarte na oścież drzwi do salonu.  Kartki porozrzucane po podłodze lśniły w pomarańczowym blasku zachodzącego leniwie słońca. Pośród szkiców niesionych wizją i innych bazgrołów szukających się w oczy, które maniakalne odczucie pustki nakazało zapełnić machinalnymi ruchami dłoni, wprawiając skotłowane myśli w cyrkulację. Książki, pootwierane niedbale na stronach o historii magii i chorobach, które niosły w sobie posmak setek lat ewolucji czarodziejskich organizmów, karmiące kobiecy umysł zdawkową wiedzą, jak na to, co pragnęła posiąść. Wreszcie ta jedna książka, spoczywająca na stoliku kawowym obok kanapy, założona ostrożnie wyrwaną z notatnika kartką z numerem ministerialnego pokoju. Niepasująca, na pozór, Z prochu idei, czarodziejskiego, amerykańskiego filozofa. Niedostępna w bibliotekach, zakazana w księgarniach. O idei czystości i daleko idących skutkach życia czarodziejów w zamknięciu przed źródłem funkcjonowania globu. Został jej ostatni rozdział, sumienne podsumowanie otoczone smakiem rozczarowania; zrozumiesz, powtarzał męski głos w głowie, kołysząc we śnie leżące na kanapie ciało. I kojąco mówił jej imię, coraz głośniej.
Nieznośny pomruk przemknął przez gardło, napotykając barierę sztywnego materiału kanapy. W ustach czuła posmak wypalonych do nauki papierosów, w oddali dalej czuła głód idący z wypełnionego alkoholem żołądka. Pod kanapą spoczywała mała kałuża wody spływającej z kobiecych włosów, które w skołtunieniu i braku zwykle stosowanej pielęgnacji, teraz przypominały bardziej loki niż zwykle przyjęte fale. Niektóre niedbale spoczywały na resztkach utrzymanej na ustach szminki, inne współgrały z koszulką i tworzyły obraz wielu nieprzespanych nocy, których zwieńczenie spoczywało nie tylko na podłodze usłanej wiedzą, co na kobiecym pośladku, skrytym w zasiniaczeniu namiętności sprzed kilku dni. Ostatnie momenty studiowania, resztki potańcówek okraszonych niewinnym flirtem i miłymi nocami, po których wspomina się tego jednego kolegę z Lex Magica, którzy przyszedł do pubu z niskim rudnym, którego wyrzucono z Ars Mirabilis. Ostatnie momenty wolności, gdy dom rodzinny pozostawał pusty, a ona mogła pozwolić sobie na zatracenie w egzystowaniu skroplonym kawą i uwalniającą nagością w ciepłe, wiosenne dni. Ekscentrycznie, można by rzec, ale chyba nie rozkładała tego na czynniki pierwsze. Tkwiła w tym, w szale nauki do egzaminów, pisania i korzystania z wolności, którą dały jej kilka dni bez praktyk w szpitalu; tylko ona, święty spokój rodowej rezydencji, smak owoców prosto z drzewa,  papierosów skażonych wszelkimi brudami tego świata i whisky, którą podkradała z barku ojca.
I tylko szelest kroków wybudził ją ze snu, niechętnie odwracając się przodem do tarasu, by w poświacie zachodzącego słońca ujrzeć męską sylwetkę. Dreszcz przesunął się po całym ciele, zadrżała w szale obaw, sięgając po leżący obok satynowy szlafrok, by zeskoczyć nerwowo z kanapy, odszukując grunt dla rozkołysanych nerwowo myśli. Ciało momentalnie skryła w materiale, dopiero po tym spoglądając na widzianą coraz wyraźniej sylwetkę i twarz, której wyobrażenie ścisnęło jej żołądek w bolesnym skurczu.
— Atticusie — zaczęła, kilka spotkań wcześniej zaproponował jej przejście na ty, choć przyjmowała tę formę tylko w ich prywatnych konwersacjach, starając się nie nadużywać bezpośredniości. Nerwowy oddech unosił klatkę w próbie ugaszenia pożaru, wydawało jej się, że na męskiej twarzy zauważyła uśmiech, a może to tylko jej wyobrażenie, gdyż sama na twarz przybrała nierozsądny, szeroki uśmiech.  Nie chciała, by widział ją w taki sposób; nie spodziewała się też, że pojawi się niespodziewanie w jej domu, choć gdzieś w tle słyszała domniemania jej ojca, który był z nim umówiony. Włosy okalały jej twarz, mokrymi końcówkami pozostając pod materiałem szlafroka, nim zdołała je wyciągnąć nonszalanckim ruchem dłoni. Podeszła kilka kroków bliżej, próbując zahaczyć się o cokolwiek, co dałoby jej podporę; dłoń oparła więc o róg mniejszego, pseudo-jadalnianego stołu, opierając o niego biodro. Przebijające się przez gałęzie słońce tańczyło na jej skórze, a oczom odbierało ciągłość wejrzenia; jego twarz pojawiała się i znikała w tańcu barw, za każdym razem odkrywając przed nią kolejne czeluście niedoznanego dotąd piękna, którego nie powinna takowym określać.
— Wejdź! Przepraszam, nie wiem kiedy zasn... — musiała o czymś zapomnieć, coś przegapić. Nieistotne, niezrozumiałe, niedokończone w eterze słów, które spłynęły leniwie na podatny grunt pomiędzy nimi.  Po prostu patrzyła, nie wiedząc, jak się zachować i nie potrafiąc ruszyć się, aby odjąć dyskomfort w poczuciu, że chciała, aby tu był. Po prostu, aby byli sami, jak gdyby w tym mrowieniu podbrzusza znajdowała niedoznane dotąd poczucie kuszącego niebezpieczeństwa. Koszula zarysowywała się na jego ciele i chyba nigdy wcześniej nie sądziłaby, że mogłaby spoglądać tak na kogoś, kogo znał jej ojciec — odrzucające, odrażające, niegodne. Momentalnie wróciła do męskiej twarzy, w graniczącym panice poczuciu, że mógłby zauważyć jej spojrzenie.
Chyba chciała, by widział. Usta zbiła w cienką linię, lekko wykrzywiając je w grymasie zagubienia. Na nosie i policzkach rozkwitły barwy przypominające dzikie jabłonie ozdabiające ogród, a koloryt ten przeszedł też na dekolt, malując się cętkami zdenerwowania. Ledwie na moment spojrzała ponownie na jego dłoń,  upatrując w strukturze szorstkość, która niegdyś przesunęła łagodnie po jej przedramieniu, jedynie raz, który pozostawił uczucie mrowienia na alabastrowej skórze.  W całym domu pachniało wodą różaną i papierosami, ale była święcie przekonana, że nawet w tej odległości czuła zapach jego perfum, tych samych, którymi napawała się gdy podawał jej książkę i przepuszczał w drzwiach. Współgrających z zapachem perfum, którymi skropliła skórę po kąpieli, gorzkie nuty, ciężkie.
O c i ę ż a ł e, jak myśli, które nie mogły odnaleźć swojego miejsca w eterze. Nęcące, jak wrażenie, że nie chciał wcale stąd pójść. Uwalniające, bo była święcie przekonana, że przesunął spojrzeniem po jej ciele i dalej tu był.
Nie powinnaś Oriano.
— Napijesz się czegoś?
Wyszeptała wreszcie, nerwowo odwracając się tyłem, by zacząć zbierać porozrzucane na stole notatki. Uciekała myślami, resztki sił mentalnych skupiając na tym, by nie wywrócić się na własnych nogach.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:00 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.