• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Stary dom handlowy
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 14:22

Stary dom handlowy
W samym centrum miasta, wśród szumu ulic i migotania nowoczesnych neonów, stoi stary dom handlowy – budynek o monumentalnej, ozdobnej fasadzie z ciężkiego kamienia, której misternie rzeźbione gzymsy i masywne kolumny przypominają o potędze minionej epoki. Każde wejście zdobią bramy z wyrafinowanymi wzorami, a ogromne, łukowe okna odsłaniają bogactwo świetlistego wnętrza. W środku unosi się mieszanka zapachów: skórzanych toreb, pachnących drewien i duszących perfum. Drzewne podłogi skrzypią pod stopami, a polerowany mosiądz lśni na wysłużonych sklepowych ladach. Ruchliwe korytarze tętnią rozmowami sprzedawców i klientów, odgłosami stukających pospiesznie obcasów i niekiedy naprawdę ostentacyjnym brzękiem monet.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
10-07-2025, 19:25
22 marca 1962

Henry Sanderson, do którego nikt nie zwracał się właściwie po jego pełnym imieniu, był człowiekiem dążącym do samodzielności i bardzo niechętnym wobec myśli, że na tą samodzielność jeszcze nie zasłużył. Był człowiekiem ciekawym świata, nieco nieostrożnym, emocjonalnym i niekiedy wyjątkowo markotnym i obrażalskim. Wiele ludzi traktował jako swoje marionetki – obiekty wykorzystywane do własnych zabaw, działające na każde jego dźwięczne dyktando i wedle jego bujnej wyobraźni. Był człowiekiem, który przyciągał spojrzenia, budził uśmiech i wiele pełnych uznania słów – nawet gdy wykazał się umiejętnością czy wiedzą dość prozaiczną – nieporównywalnie banalną w porównaniu do zasług matki i ojca…
Ale Henry Sanderson miał trzy lata. To chyba wszystko wyjaśniało.
Złapany na ręce przez mamę, w trakcie przebieżki po korytarzu galerii wypełniającej się ludźmi (udającymi się tutaj zapewne zaraz po pracy), wydaje z siebie jedynie niezadowolony jęk. Krótki, bowiem nie zwykł narzekać na pozostawanie w objęciach mamy, kiedy tylko nadarza się do tego okazja.
Niewysoka postać uzdrowicielki radzi sobie z utrzymaniem syna na rękach coraz gorzej. Nie jest w końcu atletką, a i na tę chwilę nietrudnym było wyłapanie genów Adama w ciele Harry’ego. Miał przeraźliwie jasne oczy i szczupły nos, a dodatkowo dość wysoki jak na trzylatka wzrost. Przebierając nogami, niezamierzenie kopał Moirę gdzieś na wysokości kolan.
– Opowiesz wujkowi jak spędziłeś dziś dzień z mamusią? – mówi spokojnym tonem, a syn spogląda z uśmiechem w kierunku Atticusa. Lestrange nie jest dosłownie jego wujkiem, a dnia nie spędził z mamusią, tylko w szpitalu, gdzie służył jako źródło rozrywki dla opiekujących się nim na zmianę pielęgniarek. – Ciocia Astrid jest chora i nie może w tym tygodniu przychodzić do nas do domu – tłumaczy mężczyźnie, nim jeszcze odezwie się do niego jej syn. – A znalezienie nani na zawołanie, zaufanej niani na zawołanie – poprawia się prędko. – To droga przez mękę. Ciesz się, że to już dawno za tobą…
– Obejrzałem obrazki. Gropopryszki – chwali się Harry, zerkając ku wujkowi, a potem ku mamie. Sanderson zerka na syna niepewnie, bo chociaż chyba wie do jakiej choroby ten nawiązuje – wcale nie cieszy się, że ktoś chyba w ramach niesmacznego żartu pokazać miał jej dziecku fotografie z podręcznika do magimedycyny. Dotyczące jednej z obrzydliwych dla zwykłych śmiertelników choroby. Wzdycha. Spodziewała się, że wspomni może śmieszną rozmowę ze starszą pielęgniarką, ubieranie się w mundurek pielęgniarza albo wypełnianie krzyżówek w dyżurce…
– Groszopryszczki, Harry… – poprawia go. Nawet własnego, trzyletniego syna. – Widzisz Atticusie, oto prawdziwy syn uzdrowiciela – widzi to i nie wymiotuje – pochwalony w niestandardowy sposób syn zaczyna śmiać się, zestawiony na ziemię. Trzymając Moirę za dłoń, rozgląda się po korytarzach galerii – głównie wodząc spojrzeniem za przechadzającymi się tu ludźmi.
– A co u twojej córki? – mogli przecież chwilę o tym porozmawiać… Skoro już się spotkali.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
10-11-2025, 18:28
Gdyby dzisiejszy dzień zaliczał się do normalnych, z pewnością jego noga nie postanęłaby w galerii handlowej; zapewne po pracy udałby się od razu do domu, gdzie do woli mógłby zakopać się w ostatnich raportach i przygotowywać się na jutro. Dla pracoholika nie było chyba lepszej opcji; praca przeniesiona z biura w zacisze własnego domu, ogień trzaskający w kominku i szklaneczka whisky – to marzenie oddalało się z każdym krokiem stawianym w zatłoczonym domu handlowym.
Ale przecież ten wyjątkowy dzień zdarzał się tylko raz w roku, i wymagał odpowiedniego przygotowania.
Raczej nie spodziewał się tutaj Moiry, więc kiedy wpadli na siebie – z wprawą unikając napierających z każdej strony czarodziei – bez głębszego zastanowienia podążył za kobietą. Entuzjastycznie przywitał się z małym Harrym, wiercącym się niecierpliwie w matczynych objęciach; i chociaż Atticus daleki był od oceny, to miał wrażenie, że Sanderson wyglądała na zmęczoną; komentarz oczywiście nie opuścił jego ust, chociaż czasem miał ochotę o to zapytać. Wynikało to z prostego faktu – Moira była najbardziej ambitną i zawziętą czarownicą, jaką w życiu spotkał. W latach szkolnych szczerze jej nie cierpiał, bo chociaż nie mogła pochwalić się czystością krwi, to bez wątpienia biła go na głowę w każdej dziedzinie, nawet w ukochanej historii magii (co było dla niego prawdziwym powodem do wstydu). Później, na studiach – za które on dopłacił, a ona dostała stypendium – dynamika ich kontaktu uległa zmianie na lepsze. Wbrew tego, w jakiej rodzinie przyszła na świat i skąd pochodziła, wspięła się na szczyt dzięki sile woli i determinacji; tego nie mógł jej odmówić. Dzielili też te same poglądy polityczne, co w późniejszych latach zdecydowanie doprowadziło do nawiązania przyjaźni.
I oto spotkali się właśnie dzisiaj, czego nie mógł uznać za przypadek.
Zerkał na syna Moiry nie kryjąc uśmiechu; malec był porażająco inteligentny jak na trzylatka i wcale nie przypominał dzieci w jego wieku – był bardziej jak dorosły zamknięty w ciele malucha. Czasem nieco go to przerażało, bo gdy myślał o Audelii w jego wieku – nadal słodko przekręcającej co drugie słowo i zakochanej w jednorożcach – różnica między dziećmi wydawała się kolosalna.
- Naprawdę powinnaś rozważyć kupno skrzata domowego, ratują życie w takich sytuacjach – poradził rozsądnie, bo jakby nie patrzeć, to właśnie skrzaty wychowały jego samego; zajmowały się też Audelią, gdy on sam był w pracy, a Amelie nie była w stanie podjąć się obowiązku. Zdusił śmiech, słysząc komentarz Sanderson, kręcąc przy tym głową. – A chcesz się zamienić? Dzieci w tym wieku są świetne. Spróbuj dogadać się z dwunastolatką, która nagle stwierdza, że jesteś jej najgorszym wrogiem. I to tylko dlatego, że każesz jej się uczyć, wyobraź sobie!
Gdyby mógł, cofnąłby czas i sprawił, że jego córka znów byłaby maluchem; teraz dynamika ich relacji zaczynała ulegać zmianie, co odczuwał dość boleśnie.
Skupił uwagę na słowach Harry’ego, unosząc brwi w wyrazie zaskoczenia.
– A co to takiego, kolego?
Oczywiście znał definicję, ale był ciekaw co też dzieciak odpowie; w międzyczasie starał się zerkać z większą uwagą na wystawy sklepowe, przystając co jakiś czas.
- Hogwart bardzo jej się podoba, wiadomo. Ma mnóstwo koleżanek, co chwila w listach pada nowe imię i zaczynam się gubić, ciężko za nią nadążyć. Poza tym – zrobił iście dramatyczną pauzę. – Audelia kończy dzisiaj dwanaście lat, i na Merlina, nie mam pojęcia jakim cudem. – jego dłoń wylądowała na włosach Harry’ego, mierzwiąc je wesoło. – Harry, pamiętasz Audelię? Pomożesz wybrać dla niej jakiś fajny prezent?
W gruncie rzeczy pytanie skierowane było do matki chłopca; Atticus spojrzał na nią trochę bezradnie, bo naprawdę nie miał pojęcia co też kupić dwunastolatce – poza masą ulubionych słodyczy i praktycznymi drobiazgami szkolnymi oczywiście.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
10-13-2025, 22:52
Życie nie było sprawiedliwe i Moira Sanderson znała uczucie te niemal na pamięć. Wypalone – niczym rozgrzanym żelazem na jej twardym karku – wspomnienie mrowi ją częściej od blizny po cesarskim cięciu.
Gdy poznawali się w Hogwarcie, znajdowała się na zupełnie innej pozycji – musiała liczyć się z drwiną, również z ust człowieka takiego jak młody Atticus Lestrange, paniczyka o wielkim nazwisku i wielkim majątku. Ale może to dobrze, że na świecie byli chłopcy tacy jak jej przyjaciel. Tak, dobrze, bo gdyby nie ich przykre komentarze i gdyby nie ewidentny ostracyzm, prawdopodobnie nie czułaby tak drapieżnej motywacji do udowodnienia światu swojej wartości. Gdyby nie banda naśmiewających się z niej chłopaczków, pewnie wyszłaby za mąż za jednego z kolegów z rocznika – młodego, bez perspektyw i odpowiednich wpływów, bowiem pewnie gdzieś miałaby możliwość społecznego, należnego awansu.
Pewnie nigdy nie znalazłaby sobie czystokrwistego męża, nigdy nie wkroczyłaby do grona akolitów i nigdy nie zwiedziła połowy Europy wraz z zespołem badawczym profesora Sandersona.
Może powinna podziękować arystokratom takim jak Lastrange za dostarczoną niegdyś strzykawkę motywacji, ale zamiast dziękować, postanowiła zapomnieć – coś, na co nie pozwalała sobie w obliczu wielu. Od wielu lat przyjaźnili się, a od momentu podwójnego już wdowieństwa – jeszcze mocniej zacisnęli więzy.
Mały Harry… Nigdy tego nie doświadczy. Do końca życia pozostanie Sandersonem, synem tego Sandersona (może tej Sanderson?). Chłopcem o dużej inteligencji, ale skromnej uwadze matki, o którą walczył niemal każdego dnia, późnymi wieczorami, kiedy naukowczyni wracała do domu i ostatkiem sił siadała na krawędzi jego łóżka. Znajdował wtedy w sobie nowe pokłady siły, przytulał się do Moiry intensywnie i mówił, mówił, mówił… Jakby faktycznie za nią tęsknił.
Tak samo jak kiedyś miękła na dźwięk czułych słów Adama, tak powoli… Robiła się wrażliwsza na zachowania syna. Syna, którego – mówiąc ze wstydem – kiedyś bardzo nie chciała.
– Może masz rację, skrzat byłby też nieco tańszy… – mówi, byle nie przyznać się, że ma do swojej pracownicy… Pewien sentyment. I że gdyby nie obecność jej po śmierci męża, prawdopodobnie rozpadłaby się na kawałeczki. To dzięki niej szybko wróciła do pracy zawodowej. – Ale drogi Atticusie, wymiana dzieci nie wchodzi w grę. Przykro mi. Myślisz, że nie opłakiwałabym rozłąki ze swoim drogim synem?
Ktoś, kto znał Moirę gorzej, pewnie wyśmiałby ją i wątpił w jej zdolność do odczuwania ludzkich emocji. Atticus nie był też świadom duchowego wyczerpania Sanderson po narodzeniu Harry’ego, ale znał ją od dziesiątek lat – musiał wiedzieć, że nie zawsze była jedynie chodzącą kalkulacją. Był jednym z tych ludzi, jednym z tych akolitów, którzy przebywając na pogrzebie jej męża, podali jej pomocną dłoń, a po całej ceremonii – odpowiednio dużo wsparcia.
– To takie… palce – strzela słowem, zaczyna tłumaczyć swoją wiedzę w odpowiedzi na pytanie wujka. Moira spogląda na syna niepewnie, bo chociaż groszopryszka faktycznie znajdować może się i na dłoniach – ba, na całym ciele – nie rozumie czemu ten wspomina właśnie o palcach. – Takie… – zastanawia się, a potem łapie za dół swojej własnej, białej koszuli. Wkładając dłoń pod jej krawędź, owijając ją wokół palca i pokazując to Atticusowi… Chyba chce pokazać mu wrzód. Ciężko stwierdzić. Cóż, wyobraźnia dziecka była… Zjawiskiem Wyjątkowym. Aż starch pomyśleć, jak objawi się u niego magia… – Tylko niebieskie – chwali się, a mama poprawia go jedynie w kwestii koloru.
– Fioletowe, Harry – a potem głaszcze go po głowie. To wszystko przecież… Nie ma znaczenia. Może to i lepiej, by z podręczników od magimedycyny pamiętał w tym wieku jak najmniej, nawet jeżeli wierzyła, że kiedyś zam sięgnie po nie z ochotą.
Gdy Lestrange zadaje pytanie w kierunku młodego Sandersona, Moira już nie ma wyboru – nie wiadomo czy Harry w ogóle pamięta córkę wujka, reaguje jednak… Bardzo optymistycznie. Magichirurg, wysłuchując jego tak, tak,tak, przyjmuje swoją klasyczną maskę numer pięć – nie zdradzając zmęczenia, niechęci i własnego nie, nie, nie. Bo nie ma nic do towarzystwa Atticusa, chętnie spotkałaby się z nim w warunkach innych niż te… Ale zakupy. Zakupy w domu handlowym. To istna tragedia.
– To chyba… Chyba zaczynamy szukać prezentu – mówi, ale w cieniu spojrzenia jawi się ewidentny syndrom końca dnia. Moira nie jest leniwa, ale nawet jej czasami kończą się baterie. – Mój drogi, przyszłam tu z Harrym po nowe buciki. Rosnące kilka centymetrów razem ze stopą dziecka, może o nich słyszałeś… – zachwala wynalazek szewskiego rzemieślnictwa. Nikogo nie dziwi chyba, że Moira Saderson proponuje prezent czysto użyteczny. – Myślę, że twoja córka byłaby zachwycona nowymi trzewikami… Z barwioną dratwą, kwiatami wypalonymi na miękkiej skórze..
Próbuje nieco ocieplić wizerunek tego podarku, byle… Spędzić tu jak najmniej czasu. Pomijając już to, że gdyby dostała takie jako dziecko, cieszyłaby się – przecież jej rodziny nigdy nie byłoby na nie stać.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
10-25-2025, 14:15
W nierzadkich ostatnio chwilach samotności (dom w Falmouth był wyjątkowo cichy odkąd Audelia wyjechała do Hogwartu) pozwalał myślom wędrować ku przeszłości, do której zwykle wolał nie wracać. Zaskakiwało go to w jaki sposób przewrotny los utkał jego własną ścieżkę, splatając ją z tą należącą do Moiry Sanderson; wcześniej Moiry Lupin, panny znikąd, która w latach szkolnych stała się jego istnym utrapieniem. Wychowany przez Locryna i Alcyone, których błękitnokrwiste poglądy wybijały się na pierwszy plan, podchwytywał ich zachowania jak lustrzane odbicie; mówił rzeczy, które mogłyby paść z ust obojga rodziców w podobnej sytuacji. Jako dziecko, jako nastolatek – a nawet wkraczający w progi dorosłości młody mężczyzna – miał wszystko. Zawsze; podane na złotej tacy, gotowe do zgarnięcia w momencie, który uznałby za stosowny. W tamtych latach nie rozumiał determinacji Moiry i chęci udowodnienia światu jej wartości; był wręcz boleśnie przekonany, że każda szkolna utarczka była specjalnie wymierzona przeciw niemu – mała, prywatna krucjata przeciw komuś, kto z racji statusu krwi powinien być lepszy, a wcale nie był; oceny nie kłamały. Później w domu zaczęto szeptać o Grindelwaldzie i jego poglądach, markując je statusem tych „jedynych słusznych”; dawniej zakorzenione lekcje zaczęły odchodzić w niepamięć. Gdy na studiach spotkali się ponownie – on i ona, dwa różne światy, niegdysiejsi wrogowie – sytuacja zaczynała ulegać zmianie. Atticus nie mógł pozostać ślepy na trudy Moiry, a jej wrodzony upór i chęć osiągnięcia celu szczerze mu imponowała – ostatecznie nie miała przecież nikogo, kto wskazałby jej odpowiednią ścieżkę; tą wybrała zupełnie sama.
A potem wydarzyło się tyle innych, równie ważnych rzeczy; wstąpienie do grona Akolitów, gdzie jeden stał murem za drugim, śluby, pogrzeby, dzieci – i nic nigdy nie było już takie samo. W tych rozważaniach – które nierzadko wzbudzały w nim odczucie wstydu, skrupulatnie na co dzień pogrzebane – finalnie musiał dziękować losowi, że Moira została jego przyjaciółką.
- Tańszy? Podziękowałby ci dozgonnie za pracę i prosiłby o więcej obowiązków, wiesz przecież jakie są – wtrącił jeszcze, święcie przekonany o wartości swojej złotej rady; był gotów nawet podesłać jednego ze stworzeń z rodowej rezydencji, ale wiedział, że nie był to odpowiedni prezent – ostatecznie Sanderson była zbyt dumna na takie „podarki”. Roześmiał się krótko na wspomnienie o wymianie; krótki komentarz, żart niewarty nawet rozważenia. – Nie, nie ma mowy o żadnej rozłące, a tym bardziej o łzach. Ale jak Audelia wróci z Hogwartu, weź Harry’ego i odwiedźcie nas w Falmouth, na pewno mu się tam spodoba.
Otwarte, rozległe tereny, zielone pola, klify, bliskość morza – czego tu nie kochać? Śmiało uznał, że mały Sanderson z pewnością polubiłby nowe miejsce, w którym mógłby wybiegać i wybawić się do woli – a córka Atticusa z pewnością byłaby przecież zachwycona obecnością „kuzyna”. Nie byli blisko z jego częścią rodziny, bo nadal pamiętał rozczarowanie rodziców na wieść, iż jego jedynym dzieckiem była dziewczynka; w miarę dorastania Audelia również wyczuła ich dystans i niechętnie bywała gościem w rezydencji Lestrange. Atticus starał się więc, by miała „rodzinę” w postaci jego przyjaciół, których nazywała ciociami i wujkami do woli – a poza tym cicho liczył na to, że Moira mogłaby nieco wpłynąć na jej chęci do nauki, bo sam już nie miał pomysłów jak zachęcić nastolatkę do częstszego zaglądania w szkolne podręczniki.
Skupił uwagę na chłopcu, słuchając wyjaśnień; kiwał głową z uwagą, mrucząc „mhm” w geście zrozumienia instrukcji; uniósł brwi, niepewny tej akcji z koszulą, bo jego wiedza w zakresie magicznych przypadłości była raczej znikoma. Na całe szczęście Harry był bardziej zorientowany w temacie niż wujek i z pewnością wiedział, o czym mówił; pomylił się jedynie w kolorze (chociaż Atticus był gotów potwierdzić, że to faktycznie niebieski) i pokaz jego obszernej wiedzy dobiegł końca.
Lestrange pozostał zupełnie ślepym na zawahanie Moiry w temacie zakupów; wyraźnie ulżyło mu na wieść, że faktyczne znajdą coś razem. Gdy Audelia była mała, każda głupota zdawała się sprawiać jej radość – pluszak jednorożca, który sam biegał za nią jak szczeniak, kolorowe farbki, które łatwo było zmazać ze ścian (dzięki niech będą Merlinowi) czy brokatowe kokardy, dzięki którym włosy jego córki iskrzyły się jakby były pokryte diamentami; teraz z kolei gust jego córeczki skupiał się na rzeczach, o których nie miał zielonego pojęcia.
Kto więc będzie lepszym doradcą niż kobieta?
- Buty? – powtórzył, odruchowo przystając przy jednej ze sklepowych witryn; mina mu zrzedła. – Przecież ma buty. Kilka… Kilkanaście par – wydukał, bo sama idea obuwia na prezent urodzinowy wydawała mu się czymś nieprawdopodobnym. Obuwie było czymś oczywistym, a urodziny obchodziło się raz w roku; musiał być to prezent wyjątkowy. – Myślałem wcześniej o magicznym aparacie do robienia ruchomych zdjęć. Słyszałem, że wyszedł nowy model, ale nie wiem czy byłby to dobry pomysł…
Obawiał się, że podarek mógłby być zbyt banalny, ale z drugiej strony Audelia w Hogwarcie naprawdę odżyła i miała grono dobrych przyjaciół; może warto byłoby mieć coś, co pozwoliłoby uwiecznić wspólne chwile?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
10-31-2025, 09:43
Wiele zawdzięczać musiała filozofii Grindelwalda, która pojawiła się w jej życiu przypadkowo, jednak niczym trybik skrojony idealnie pod machiny jej historii – wskoczyła na miejsce szybko. Doceniała to też po wielu latach współpracy z licznymi jego sprzymierzeńcami – doceniała to nawet teraz, mogąc nazywać Atticusa swoim przyjacielem i słysząc od niego jakiekolwiek słowa dotyczące własnego rodzicielstwa, zapisując je i trawiąc. Prawdą było bowiem, że Moira Sanderson mogła być jedną z lepszych uzdrowicielek, naukowczynią która nie przynosiła wstydu nazwisku swojego męża, jednak umiarkowanie dobrą matką. Gdyby nie pomoc kobiet, które pojawiały się w kręgach akolitów – kobiet, które również dzielić umiały macierzyństwo ze skomplikowanymi i pożerającymi czas zajęciami zawodowymi – pewnie nie radziłaby sobie tak dobrze. Pewnie oddałaby Herry’ego. Pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej.
– Chcesz odwiedzić wujka i Audelię, Harry? – pyta, ale doskonale wie, że ponownie uzyska jedynie entuzjazm. Młody Sanderson ma w sobie często tyle energii – nieokiełznanej radości i złości – by zamęczyć nią nawet wprawioną w opiece nad dziećmi nianię. Nie myli się, bo Harry intensywnie kiwa głową, nawet jeżeli myślami jest już w innym miejscu, ciągając swoją rodzicielkę w kierunku lad sklepowych. Lubi oglądać nawet galanterię skórzaną. Nawet teczki niczym dla poważnych pracowników Ministerstwa Magii – lubi oglądać wystawione pod okno siodło jednego ze sklepów jeździeckich. Magimedyczka nie może być świadoma jak skomplikowany jest świat trzyletniego dziecka – jak inaczej widzi go, nie rozumiejąc na co patrzy i dużo więcej sobie dopowiadając.
Podobno kiedyś też miała wybujałą wyobraźnię. Podobno jej dziecięca magia była momentami nawet piękna. Ale teraz… Teraz posiadała wyobraźnie skierowaną pod jedną, konkretną dziedzinę. Kreatywność dotyczącą tylko i wyłącznie swojego forte. I nawet nie zauważała, że dziecko w sobie zabiła niezwykle wcześnie, pewnie jeszcze w szkole – będąc nim na papierze.
Skrytykowana za pomysł zakupu butów dla córki Lestrange’a, tylko skrzywiła się nieznacznie.
– To 62 Atticusie, a nie 42 – odbija piłeczkę. – Teraz buty nie są już tylko czymś do chodzenia. Ale rozumiem pragmatyzm… Porozmawiamy ponownie, kiedy zrozumiesz, że może mieć ich kilkanaście, ale wciąż nie mieć tych butów.
Dziewczynka dopiero trafiająca do szkoły była niemal nieskażona społecznymi wpływami poza domem, rodziną, bliskimi. Sama trafiła do Hogwartu przekonana, że nic nie było z nią “nie tak” – dopiero potem zrozumieć musiała, że były tam dzieci, w którymi “tak” było trochę więcej.
Ale córka dobrej rodziny prawdopodobnie nie musiała się o to martwić. Oby.
– Aparat… – zastanawia się. – Moją kolejną propozycją miały być zaklęte łyżwy, ale to prezent sezonowy… A za nowy aparat nie obraziłabym się sama – uśmiecha się wreszcie ku mężczyźnie, nieco szerzej, odwracając na chwilę uwagę od Harrego przylepionego do wystawy sklepu z zabawkami. – Czy twoja córka ma już ulubioną dziedzinę nauki w Hogwarcie? Mogłabym kupić jej coś związanego z nią. Od siebie, niech poczuje się rozpieszczona… – mówi zupełnie niezrażona, nie przejmując się tym, że nieco rozmija się z pojęciami, gdzie “rozpieszczanie” to często dawanie prezentów w oczach Moiry “bezużytecznych”, a nie związanych z nauką; niepożytecznych też jak wcześniej wymienione buty.
Jeżeli ulubioną dziedziną nauki Audelii jest nieuczenie się, Moira prawdopodobnie złapie się za głowę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
Wczoraj, 19:18
Czasem tęsknił za swobodą przypadkowości; za niewiadomą kryjącą się pod wygodnym płaszczykiem dopiero rozpoczynającego się dnia. Dla Atticusa wszystkie dni zdawały zlewać się w jedną, szarawą masę rutyny, ubarwianą od czasu do czasu spotkaniami ze znajomymi. Głównie jednak skupiał się na pracy; ogromna ambicja nie pozwalała mu odczuwać satysfakcji z obecnie pełnionego stanowiska. Marzył, by pewnego dnia zostać Sędzią Wizengamotu i wydawać wyroki; śnił, że to jego głos roznosiłby się echem po lodowatej sali sądowej, gdzie krążący przy suficie dementorzy opadliby ku ofierze na jego wyraźny rozkaz. Wiedział, że byłby w tym dobry, może nawet i najlepszy – dlatego też każdą wolną chwilę starał się spędzać w Ministerstwie, by pokazać swoje absolutnie zaangażowanie. Oczywiście nie musiał tego robić i było to działanie zupełnie dobrowolne – byleby przełożeni dostrzegli jego priorytety.
Teraz jednak jego skupienie dalekie było od pracy; zerknął na rozentuzjazmowanego Harry’ego, mimowolnie samemu uśmiechając się szeroko. Radość dziecka naprawdę była zaraźliwa, nieskażona jeszcze przez niesprawiedliwości tego świata; szczerze życzył, by Harry Sanderson już zawsze pozostał tak wesołym chłopcem, jakim był i teraz. Myśli powędrowały do Audelii i momentalnie poczuł ogrom tęsknoty za jedyną córką, która już z pewnością świętowała urodziny w gronie najlepszych przyjaciółek – wedle listów miała ich już kilka, i naprawdę odżyła w murach wiekowej szkoły. Był za to wdzięczny, bo przecież jeszcze rok temu obawiał się, że córka może nigdy nie przekroczyć progów Hogwartu. Nadal była słabego zdrowia; blada i drobniutka, nabierająca sił tylko dzięki miksturom leczniczym przyrządzanym osobiście przez Jaspera. Nie chciał jednak pogrążać się w ponurym nastroju, bynajmniej nie dzisiaj; to miał być dobry dzień.
-Tych butów? – potwórzył za Moirą, powracając spojrzeniem do kobiety. – Wybacz, ale chyba nie jestem obeznany w temacie. Jeśli myślisz, że buty byłyby dobrym prezentem, możemy zerknąć na jakieś – rzucił jej znaczące spojrzenie; wyraźnie sugerował, że to Sanderson miała wybrać obuwie, o którym mówiła. Rzeczywiście w jego oczach ten zakup był bardziej z kategorii rzeczy niezbędnych, a niekoniecznie podarunków, chociaż dostrzegał też prawdę po jej stronie.
Kobiety i ich buty, sukienki, akcesoria…
Zatrzymał się przy Harrym, który z wyraźnym zachwytem wpatrywał się w siodło jeździeckie; na końcu języka już gotów był zaproponować przejażdżkę konną w Falmouth. Ostatecznie wszystkie konie przebywały w posiadłości rodu, ale zapewne nie byłoby problemu by pożyczyć je na jeden dzień; odłożył jednak propozycję na później.
- Magiczne łyżwy brzmią świetnie – odparł zaraz, ale entuzjazm w jego oczach momentalnie przygasł; oczyma wyobraźni już widział, jak Audelia wywala się na lodzie, a krew nie chce przestać płynąć… Wolał nie ryzykować z jej zdrowiem. – Przejdźmy dalej, widziałem aparaty na wystawie w tamtym sklepie – ręką wskazał kierunek; wspólnie tam ruszyli, a Lestrange czujnie lustrował otoczenie, odruchowo zerkając też na chłopca, dziarsko kroczącego obok.
- Dziękuję, to bardzo miłe z Twojej strony… Zdecydowanie eliksiry, z nimi miała dużo do czynienia wcześniej – lekko uniósł brwi, zerknąwszy na Moirę badawczo, oczekując reakcji na tą odpowiedź. – Głównie dzięki Jasperowi, który tłumaczył jej co dokładnie robił i jakie jest działanie danej mikstury – dodał jeszcze, przypominając sobie tak liczne momenty, w których Prince bywał w ich domu i warzył wywary bez końca; wszystko po to, by Audelia poczuła się lepiej. Wspomniał o przyjacielu bezwiednie, nim zdążył ugryźć się w język; ostatecznie jego i Moirę łączyła raczej… burzliwa sytuacja z przyszłości.
- Nad czym teraz pracujesz? – spytał prędko, otwierając przed kobietą drzwi do sklepu; ucieszony sprzedawca już pędził w ich stronę, zginając się w ukłonach.
Aparat, buty, inne drobiazgi; taki był plan działania.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:30 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.