• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Londyn, Horyzontalna 3/12 > Sypialnia
Strony (3): 1 2 3 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-11-2025, 13:24

Sypialnia
Utrzymana w ciemnej tonacji sypialnia jest zastawiona książkami historycznymi oraz kolekcją map i globusów otrzymanych od ojca i upamiętniających część handlowych szlaków, na których Prince'owie oparli swoją pracownię alchemiczną. Choć Jasper nie jest już bezpośrednio związany z rodzinnym interesem, nadal spogląda na nie z pewnym sentymentem. Okna wychodzą na tył kamienicy, więc pomieszczenie zwykle tonie w lekkim półmroku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
10-29-2025, 22:45
28.03

Nie czekał długo zanim zaprosił Leonie do siebie—po złożonych sobie niedawno zapewnieniach wydawało się to właściwe, może nawet odrobinę spóźnione. Wybrał pierwszy wolny wieczór w grafiku, zastanawiając się czy (albo raczej jak) wziąć na kwiecień więcej zmian w dzień. Dopiero, gdy już zaplanował datę, dotarły do niego kwestie logistyczne i to nimi zajmował się przez całe popołudnie—gruntownym posprzątaniem mieszkania za pomocą magii, pozbyciem się uschłego kaktusa (jak to się stało?), wyborem wina i przygotowaniem kolacji (po części za pomocą magii, a przede wszystkim dokładnego dopilnowania czasu i proporcji ingrediencji w pieczeni). 
Poczuł tremę dopiero, gdy Leonie pojawiła się w mieszkaniu jakoś zestresowana, a Puszek odmówił zejścia z szafy by poznać gości (przez całą kolację spoglądał na Leonie i Helgę z góry). - Mam go od niedawna. - wymamrotał na usprawiedliwienie kuguchara, choć właściwie to miał go od prawie dwóch lat, po prostu minęły jakoś... szybko. Kupił go z czystej przekory po śmierci Ingrid, pozbywając się z mieszkania wszystkich jej rzeczy w niecały tydzień (trzy miesiące później usłyszał współczujące pytania czy potrzebuje z tym pomocy, o ile to nie za wcześnie i wytrwale trenował pokerową minę) i zastępując je wszystkimi dekoracjami, które były w jego guście, nie jej.  Ale, choć nie lubiła kotów ani kugucharów, Puszek nie był dekoracją i właściwie Prince nabył go w nieco innych okolicznościach. Zafrapowany własną obojętnością w obliczu diabelskich sideł wijących się wokół szyi, kupił kuguchara niedługo potem, decydując, że powinien wziąć za coś odpowiedzialność i że w domu powinien ktoś na niego czekać (nawet mało entuzjastyczie).
Och, ależ jego kuguchar nie mógł zestresować Leonie, prawda? Może chodziło o mieszkanie, o to, czy się jej spodoba. Nie porozmawiali o tym i to pewnie za wcześnie, ale na dłuższą metę mieszkanie w Cardiff nie było przecież jej, więc w kwestii przyszłości pozostawało im to i sieć Fiuu; Jasper zdusił cisnące się na język słowa o tym, jakie to praktyczne, bo to przecież naprawdę za wcześnie.  Ostatecznie pierwsza niezręczność minęła przy kolacji i kilku kiepskich żartach i winie, a noc spędzili razem i ostatecznie dzień (zwłaszcza wieczór) minął naprawdę miło i nic nie mogło już pójść źle—z taką myślą zasnął Jasper obok nagiej brunetki, zapominając o oczywistym powodzie, dla którego wszystko mogło pójść fatalnie. Przyczynie dla osobnych małżeńskich sypialni i motywacji do tego, by zarówno w trakcie studenckich przygód jak i odreagowania po śmierci Ingrid z prawdziwą wirtuozerią wpraszać się do kobiet i wychodzić nad ranem—Leonie była pierwszą u której na jej prośbę został, najpierw ignorując oczywiste ryzyko, a potem zupełnie o nim zapominając. Nigdy nie był na tyle zauroczony by tak po prostu zapomnieć,  już w dormitorium w Hogwarcie obiecał sobie zresztą, że jak dorośnie to już nigdy nie znajdzie się w podobnej sytuacji i nie będzie znosił zaniepokojonych spojrzeń kolegów gdy budził się w środku nocy. Wiedział przecież, że sny i wizje nie odejdą, ale chyba przez ostatnie kilka tygodni naiwnie liczył na okres spokoju.

Przeliczył się.
O ile przebłyski dotyczące Eileen przychodziły zwykle w dzień—nie licząc tamtych okropnych snów, które miewał trzy-cztery lata temu—o tyle nocami bywało... gorzej. Obudził się—choć od jak dawna właściwie nie spał, widząc to na jawie?—z wrażeniem głuchości w uszach i obrazem gruzów i zwęglonych zwłok pod powiekami. Znowu, tak jak przed piętnastoma laty (wtedy łudził się, że to się skończy, ale wojny nigdy się nie kończyły), widział miejsca, w których nigdy nie był (czy to powinno być marnym pocieszeniem?) i ludzi, których nigdy nie pozna, ale których poranione twarze zostaną w przebłyskach jego wspomnień; czy to obecna czy przyszła mugolska wojna, czy powinien się w ogóle nad tym zastanawiać? Znowu słyszał bomby i widział wybuchy, znowu wydawały się nowe i większe i—
—pościel wydawała się gorąca, jak pożar, który przed chwilą widział; wstrzymywał oddech, bo wszędzie był dym—chyba powinien wziąć oddech. Od kilku lat przeżywał tego rodzaju sny coraz gorzej, ciemność zdawała się nasilać panikę, a mury mieszkania wywoływać wrażenie klaustrofobii (wcześniej nie miał z tym problemów), więc po omacku poszukał różdżki żeby—jak zwykle—spróbować złapać oddech i rozświetlić mieszkanie zaklęciem i iść na balkon, ale wtedy przypomniał sobie, że nie jest sam.
Był zbyt półprzytomny by sformułować w myślach przekleństwa, ale to wszystko pogorszyło. Nie tak miało być. Nie dziś. Musiał się uspokoić, może nawet tu i teraz—ściany zaraz zawalą się im na głowę i nawet tego nie zobaczą, pozostaną w tej ciemności na zawsze—nie, może jednak tu nie zdoła, ale drzwi balkonowe trzaskały i na pewno ją obudzą, o Lumox Maxima nie wspominając. Odarty ze wszystkich mechanizmów, które przynajmniej częściowo pomagały, postanowił improwizować i w kilku krokach (Puszek miauknął obrażony i umknął mu spod stóp, co on w ogóle robił obok łóżka?) pokonał odległość do łazienki. Zamknął drzwi, z paniczną niecierpliwością rozświetlił pomieszczenie i oparł głowę o zbawiennie zimne płytki; to tylko sen, spróbował sobie powtórzyć i zmusić własny oddech do złapania jakiegokolwiek rytmu, ale przecież doskonale wiedział, że to nie był tylko sen; a strach i smutek nie pozwalały mu nawet zastanowić się nad tym czy w obcych twarzach widział trupy mugoli czy czarodziejów. Świat dla każdego z nich kończył się tak samo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-30-2025, 11:49
Bała się jego domu; bała się sekretnych pomieszczeń, ukrytych piwnic i nieszczerych intencji, bała się szczęku zamykanego zamka, odcięcia drogi ucieczki, odebrania różdżki. Bała się historii zataczającej koło i sprzeniewierzonej naiwności, dlatego gdy Jasper odwracał wzrok, mięśnie jej ramion drżały, a dłonie wyginały palce prawie do granicy bólu. Helga trzymała się blisko, czasem trącała nosem kolana Leonie, jakby chciała powiedzieć "jestem tu i nie pozwolę cię skrzywdzić". Niby do tego ją tresowano, ale w chwili konfrontacji z lękiem nie było to dużym pocieszeniem.
Ale dla niego chciała się postarać. Dla niego chciała spróbować.
Mieszkanie Jaspera, niezależnie od jej lęków, było ładne, duże i poukładane, mimo iż przez lwią część wieczoru nie umiała tego docenić. Kąśliwe spojrzenia kuguchara trzymającego się na wysokości regału były nawet zabawne, nie dziwiła się im zresztą, skoro przyprowadziła na jego terytorium włochatą bestię o purpurowym języku, wlepiającą w niego zaciekawione i trochę figlarne spojrzenie. W powietrzu unosił się zapach książek, do którego dołączyła potem woń przygotowanej przez gospodarza kolacji - starał się, widziała to jak na dłoni, na dodatek samemu wydając się przy tym podenerwowanym, trochę jak uczeń na egzaminie, którego wyniku nie jest pewien mimo godzin wkuwania materiału. Przedziwne: bali się razem, a myśl o tym pozwoliła  jej odetchnąć. Niepewnie, na próbę, ale z nareszcie kiełkującym zaufaniem. Porównywanie jego intencji do Colina było przecież okrutne, jak dotąd Prince nigdy nie zrobił jej krzywdy; nie zrobił tego też później, kiedy jego dłonie sięgnęły do guzików jej kardiganu, a usta Leonie łapczywie szukały kolejnego pocałunku. Łapiąc potem oddech i stygnąc obok niego, trzymała Jaspera za rękę, wsłuchana w rozkoszną, spokojną ciszę wokół nich. I choć nie planowała zostać u niego na noc, bo to kojarzyło się z niebezpieczeństwem, zasnęła, nie wiedząc kiedy i czując za plecami ciepło obejmującego ją Prince'a.
Tej nocy Leonie śniła bez snów, spokojna, dryfująca w absolutnym niebycie, w odmętach zapomnienia. W ciemności, w której paniczny ruch partnera przypominał raptownie zapalone światło; natychmiast poderwała głowę z poduszki, kiedy kot miauknął żałośnie, potraktowany bosą stopą swojego właściciela. Ciężar oddechu wydobywanego z za ciasnej piersi mężczyzny, szybkie kroki, paniczne, ucieczkowe, później trzask zamykanych drzwi i błysk światła wydobywający się spomiędzy szpary między drewnem a podłogą... Jej serce zamarło, ciało już podnosiło się z łóżka, zanim zdążyłaby w ogóle o tym pomyśleć. Coś go przeraziło. Coś tak go zaślepiło, że nieuważnie podeptał własne zwierzę, a Jasper nigdy by tego nie zrobił, była tego pewna. Więc co? Co sprawiło, że w jednej chwili leżał obok niej, a w drugiej uciekł do łazienki? Leonie pobiegła za nim, instynktownie, zamiast zapukać po prostu nacisnąwszy klamkę. Najpierw oślepiona światłem lumos maximy, znalazła go tam, gdy wzrok przyzwyczaił się do różnicy między ciemnością sypialni a wręcz chorobliwym blaskiem w łazience: znalazła go nagiego i siedzącego na ziemi, twarzą do ściany, z czołem przyciśniętym do płytek i głową schowaną między ramionami, tak bezradnego jak zwierzyna w obliczu drapieżnika.
Jak ona, kiedy trawiło ją przerażenie.
- Co się stało? - wychrypiała poruszona, momentalnie klękając obok Jaspera. Jego ciało zdawało się lodowate, a zarazem widziała kropelki potu cieknące po jego plecach, coś musiało zżerać go od środka zimnym płomieniem, gorączką. Co mu dolegało? Miał zły sen? Wyglądał tak bezradnie, tak słabo, tak rozpaczliwie, jak roślina wyszarpnięta z ziemi i połamana siłą huraganu, że jej żołądek zacisnął się z obawy w ciasny supeł. Bogowie... Leonie położyła dłonie na jego ramieniu, szukając wzrokiem jakichkolwiek fizycznych śladów, wyjaśnień tego, co doprowadziło go do stanu, w którym nigdy wcześniej go nie widziała, mimo wielu spędzonych razem nocy. Dziś nie przypominał samego siebie i nigdy nie była o niego bardziej zmartwiona. - Jasper... - spróbowała ściągnąć ku sobie jego spojrzenie, żeby móc wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Dygotał lekko, więc zerwała szlafrok z wieszaka i zarzuciła go na plecy Prince'a, bo może choć tak zdoła go rozgrzać. Słysząc rzężenie jego oddechu, czuła, ile musiał go kosztować każdy ruch klatki piersiowej. Ile kosztowało go uspokajanie ogarniętego paniką serca. - Jase, wróć do mnie. Co się dzieje? - ponowiła, przestraszona niewidzialnymi kleszczami, w których utknął, i tym, że jeszcze nie miała pojęcia, jak go z nich wyciągnąć. Wiecznie wesoły i otwarty, spychający na bok swoje problemy, lęki i troski, teraz usiłował schować się w swojej skórze niczym dziecko chowające twarz za dłońmi i marzące o niewidzialności, a to łamało jej serce.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
10-30-2025, 18:36
Gdyby wiedział, ile nerwów będzie kosztowała dzisiejsza noc ich obojga, nie zaproponowałby tego wieczoru, pozostając w bezpiecznych ramach mieszkania Leonie. A najgorsze, że przecież mógł to wiedzieć; tak samo jak mógł wychwycić jej lęk już wtedy, gdy się poznali. Uparcie wybierał optymistyczne myślenie życzeniowe, chcąc widzieć w Leonie Leonie, a nie jej przeszłość—a w samym sobie kogoś, kim był w świetle dnia. A przecież otrzymał nawet ostrzeżenie od losu, krótki przebłysk wizji już wtedy gdy pierwszy raz był w mieszkaniu Leonie; własną niezręczność i błysk zaskoczenia w jej oczach (widząc przed własnymi oczyma ciemność nie zauważył nawet, że zranił ją wtedy głębiej niż samym zdziwieniem); powinien być mądrzejszy. Powinien być dżentelmenem i po prostu odprowadzić ją dzisiaj do domu.
Wciąż jednak był tak samo naiwny, bo w łazience naiwnie liczył na wiele rzeczy: na to, że Leonie spała twardo i że światła wcale nie widać spod szczeliny drzwi i że Puszek wcale nie miauknął głośno...
Dźwięk otwieranych drzwi rozwiał te iluzje, ale w pierwszej chwili sprawił, że Jasper instynktownie się wzdrygnął, jakby spodziewał się tutaj intruza albo mugolskich wybuchów, a nie jej. Właściwie, trochę tak było—w młodości rozgraniczanie wizji i własnego bezpieczeństwa przychodziło mu nieco łatwiej, lękał się nie niebezpieczeństw z własnych koszmarów, a tego, że ktoś się dowie. I ten lęk w nim pozostał, Leonie nie mogła—nie chciał żeby wiedziała, jeszcze nie teraz  (choć ktoś odpowiedzialny powiedziałby jej, zanim zamotał jej w głowie); ale zarazem splatał się z tym nowym i irracjonalnym, tym który nadchodził w kleszczach ciemności i klaustrofobii, w których głośne dźwięki i kroki wydawały się irracjonalnie złe. Nie rozumiał czemu, czy jarzmo jasnowidzenia pogarszało się z wiekiem? Czy to dlatego Mortie podchodził do wizji swobodniej i wręcz optymistycznie, bo młodość wciąż chroniła go przed tymi najgorszymi skutkami ubocznymi? Jasper mówił mu prawie wszystko, ale nie wszystko, nie chciał go straszyć. Nie chciał konfrontować ich obojga z obawą, że może to wszystko zmierza ku całkowitemu szaleństwu.
Oddech na moment zamarł mu w gardle, a wdech powrócił z przebłyskiem trzeźwości i pretensją do samego siebie: zbyt długo mieszkał sam, zbyt długo nie zostawał na noc u rodziny i zaniedbał mechanizmy bezpieczeństwa wykształcone jeszcze w szkolnym dormitorium, gdy wstydził się przed kolegami koszmarów, a nie szaleństwa. Powinien był zamknąć drzwi na klucz i odkręcić wodę w kranie, udawać, że po prostu korzysta z toalety, powinien...
...chyba coś powiedzieć. Jej pytanie domagało się odpowiedzi, ale wciąż nie złapał oddechu. Jak przez mgłę zarejestrował jej dotyk i miły puch szlafroka, skupiony głównie na tym, jak z tego wszystkiego wybrnąć.
- Nic. - wykrztusił, gdy ponownie spytała co się dzieje. Nie miał pojęcia, jak w jej oczach to wyglądało; o ile kilku(nastu?) przykrych przebłysków doświadczył przy ludziach, to ostatnią scenę zrobił gdy poznał Ingrid; zwykle najgorsze wizje pojawiały się nocami, w przestrzeni, do której nikogo nie dopuszczał. W szpitalu albo nie spał albo porządnie ryglował drzwi do dyżurki. - Nic - powtórzył, zmuszając się do podniesienia głowy. Na pewno brzmiał wiarygodnie, a jeśli nie, to zaraz zabrzmi wiarygodnie. - Tylko zły sen. - wychrypiał, mając zamiar uśmiechnąć się i odnaleźć w końcu wzrok Leonie i przeprosić ją za to, że ją obudził—ale nie zrealizował tego planu, mrugając szybko by osuszyć oczy i przepędzić spod powiek obraz rozbitej głowy jakiegoś dziecka z drugiego końca świata. To nieznajomi z drugiego końca świata, spróbował powtórzyć sobie w myślach dla pewności, ale do jego ciała i emocji zdawało się to nie docierać.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-30-2025, 19:45
Kiedyś Arlo powiedział jej, że miłość to nie emocja. To obietnica.
Obietnica niesienia razem swoich najgorszych lęków. Obietnica ramienia, na którym można się wesprzeć, kiedy nogi nie mają sił, by postawić następny krok w przyszłość; kiedy mięśnie truchleją i wysychają, podobnie do nadziei. Obietnica dostrzeżenia swoich wad i ich zaakceptowania, jak czegoś, co jest zaledwie rysą na szkle, ale nie uderzeniem zbijającym nieskazitelną szybę. Obietnica rzucenia się sobie na pomoc, absolutna i bezwarunkowa. Nieprzemyślana, powodowana odruchem, strachem o to, że drugiej osobie dzieje się krzywda; ta wykraczająca poza racjonalność gotowość postawienia na szali samego siebie i zapewnienia tym czyjegoś bezpieczeństwa.
W ich przypadku trudno było mówić o miłości, według wszelkich standardów minęło na to mało czasu, a z drugiej strony kiedy Leonie pędziła do łazienki, przeświadczona, że Jasperowi coś się stało, i kiedy serce rozdzwoniło się w jej piersi sygnałem ostrzegawczym, stawiając w gotowości wszystkie zmysły i zamotane snem myśli, nie była taka pewna, czy czas ma jakiekolwiek znaczenie. Może nie miał. Może był tylko konstruktem próbującym narzucić ramy na wiecznie tańczącą płynność emocji i nikt nie musiał słuchać jego precyzyjnego, zbudowanego z cegieł konwenansu orędzia. Bo jak miała stanąć twarzą w twarz z gorączką przerażenia toczącą Prince'a i przypomnieć sobie "hola, hola, prawie go nie znam"? Siedział na ziemi absolutnie bezbronny, coś doprowadziło go do tego stanu, do tej krawędzi, i nawet w chwili swojego cierpienia próbował jej nie martwić. Jase, słowo to znaczy w grece uzdrowiciela, człowieka gotowego przedłożyć innych nad siebie. Do diabła, dlaczego nie mógł raz unieść się egoizmem, spojrzeć prawdzie w oczy, schować dumę do kieszeni i przyznać, że coś mu dolegało? Dlaczego uważał siebie za mniej ważniego od reszty świata?
- Nie kłam - rzuciła panicznie, chcąc za wszelką cenę zawrócić go z drogi, którą zaczął podążać, bo jeśli Jasper uprze się, że nic mu nie doskwierało, prędzej zedrze z siebie całą płachtę skóry, niż powie jej prawdę. Leonie potarła materiał szlafroka o jego skórę, nadal próbowała go rozgrzać, na wypadek gdyby dolegliwości wzięły się z ciała, nie z psychiki, ale widziała w nim zbyt wiele znajomych objawów, żeby uwierzyć w zwykłą gorączkę. Zły sen, w to już tak; raptem parę dni temu znaleźli się w odwrotnym położeniu, zbudzeni przez jej koszmar, i wtedy to Jasper wziął na siebie ciężar jej emocji, pomagając jej przez nie przebrnąć. Co sprawiło, że nie potrafił przyjąć od niej tego samego? Poczucie godności, przekonanie, że mężczyzna zawsze musi sobie radzić?
W jego oczach zobaczyła wilgoć łez, zaczerwienienie infekujące biel gałek ocznych, świeżo formujące się kropelki na granicy powieki - na ten widok po jej twarzy przemknął grymas strachu, poruszenia i współczucia. Zawsze był tak pogodny, że nie przewidziała, w jaki sposób będzie wyglądał, chwiejąc się na granicy płaczu i próby podtrzymania dobrej miny do złej gry. A jeśli nałóg czegokolwiek ją nauczył, to tego, jak wyglądał mężczyzna, który właśnie przegrał. Który właśnie tracił. Który nie miał już kart, którymi mógłby zagrać. Ujęła jego twarz w dłonie, ale mimo ogromnej ochoty nie domagała się głośno, żeby patrzył jej w oczy, w zamian za to przycisnęła usta do jego czoła, jakby chciała bezdźwięcznie powiedzieć "jestem tu".
- Nie musisz udawać, że wszystko w porządku - przypomniała mu jego własne słowa, te cenne i najmądrzejsze, te, które niedawno uświadomiły jej, że wreszcie mogła przy kimś się otworzyć. Potem obróciła się na zimnej łazienkowej podłodze i usiadła za nim, mając jego boki pomiędzy swoimi nogami; objęła go ramionami, opierając bok głowy o plecy Jaspera w nadziei, że jeśli nie będzie na nią patrzył, jeśli pomyśli, że nikt nie widzi jego uczuć ani kłopotów, będzie mu łatwiej się do nich przyznać. - Pójdź za moim dotykiem, dobrze? - poprosiła, tłumiąc zlęknioną desperację w melodii głosu, i przesunęła dłoń na jego klatkę piersiową. - Wydech - Leonie naparła na jego tors, gestem zachęcając, by przytrzymał płuca przez chwilę bez powietrza, a następnie zaczęła unosić rękę w drugą stronę. - I wdech - nakłoniła, ten cykl powtórzywszy kilka razy. Trawiąca go panika sama nie przejdzie, umysł nie uspokoi się bez sygnałów płynących z ciała, znała to z autopsji. - Powoli - mówiła łagodnie, tak delikatnie, jak potrafiła. Gdyby miała jakiekolwiek pojęcie o magii leczniczej, mogłaby spróbować uśpić jego chaos zaklęciem, jednak wiedziała, że byłoby to tylko sposobem na chwilę. Do następnego razu i następnego złego snu. Plaster przyklejany na zakażoną ranę. Czym spowodowaną? Merlinie, tak bardzo chciała wiedzieć, z czym się mierzą, ale ostatnim, czego by się dopuściła, byłoby wyrywanie prawdy z Jaspera na siłę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
10-30-2025, 23:01
Panika zaczęła zarówno narastać, jak i się zmieniać—nie była już gorączkowym i irracjonalnym lękiem, a chłodniejszą i całkowicie realną świadomością obecności Leonie; tego, że wpadł, że traci kontrolę. Zarówno nad własną wiarygodnością, jak i nad warunkami w których mógłby jej kiedyś opowiedzieć o sobie. Poczuł się rozdarty pomiędzy świadomością, że gdy zapewniał ją o swoich intencjach to zarazem udawał kogoś innego (milczał, ale czy uznałaby to za kłamstwo?), ale i egoistyczną nadzieją, że może gdyby nie dzisiaj (że może nawet pomimo dzisiaj jeszcze się uda—) to nie musiałby jej mówić. Przynajmniej szybko. Przecież to nie wpływało na sposób, w jaki spędzał z nią czas, na nich (jprawda?), nie musiało, przecież miało być inaczej niż z Ingrid—
Nie grywał w karty na tyle często by móc nazwać nowy odcień własnego strachu, ale faktycznie czuł się jakby przegrał. Podjął za duże ryzyko albo go nie doszacował, był zbyt beztroski, zbyt zachłanny, zbyt nieuważny by móc przedstawić Leonie prawdę na własnych warunkach. Teraz już zawsze będzie pamiętała go takiego i kojarzyła to wszystko z kłamstwem (jej słowa dźwięczały w jego uszach jak oskarżenie), chciał zaprotestować i brnąć w to kłamstwo dalej, ale własny oddech zdał mu się nagle jeszcze płytszy. Zacisnął powieki, bojąc się trochę, że Leonie zechce wyczytać prawdę albo ujrzeć martwe ciała w jego własnych oczach; ale ona tylko...
...była obok?
I jeszcze (jeszcze) nie domagała się odpowiedzi.
- Jest w porządku. - zaprotestował z pełną podziwu hipokryzją pomiędzy urywanymi oddechami. - Będzie. - poprawił się niechętnie, orientując się jak zduszony jest jego własny głos. Umiem sobie z tym radzić, to minie samo, za dziesięć minut albo czasem może za godzinę, ale to nic takiego, nie kłamałem—
Zgadzali się przynajmniej w tym, że powinien oddychać. I próbował, zbyt zmęczony i zniechęcony by poprosić ją o chwilę samotności, aż w końcu zorientował się, że jej bliskość i głos paradoksalnie w tym pomagają—przynajmniej dopóki nie myślał o tym, że będą musieli porozmawiać, bo wtedy jego oddech zdradziecko przyśpieszał. Gdy na niego nie patrzyła, faktycznie było lepiej, aż egoistycznie zaczął przeciągać każdy oddech i ciszę byleby odwlec to wszystko jeszcze na chwilę.
- Już dobrze. - przyznał po dłuższej chwili, choć nie było dobrze, tylko lepiej. - Zmarzniesz. - zreflektował się ze wstydem. odsuwając się od Leonie i od ściany. - Przepraszam, że cię obudziłem. - uraczył Leonie wyuczoną formułką, przesuwając dłonią po twarzy. Najchętniej by zapalił na balkonie, ale wspomnienie wizji już trochę ucichło i pamiętał już, że przez cały wieczór zastanawiał się nad tym, czy magia dostatecznie skutecznie usunęła zapach papierosów z jego mieszkania i czy Leonie to przeszkadza.
Nie patrzył na nią, choć wiedział, że to błąd.
- Możemy... porozmawiać rano? - zapytał cicho, podnosząc się powoli by otworzyć drzwi. Najpierw powinien zaoferować dłoń Leonie, ale pomieszczenie znów zdawało się za ciasne, a dach niestabilny, a światło Lumos w dziwny sposób kojarzyło się z migoczącą żarówką. Potrzebował przestrzeni, potrzebował powietrza, potrzebował zebrać myśli—ale w sypialni zobaczył tylko pierwsze promienie wschodzącego słońca, w szyderczy sposób przypominające mu o tym, że już jest rano.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-31-2025, 00:04
Kiedy Jasper przychodził do Sennego Fruwokwiatu przez ostatnie dwa lata, zderzał się z murem, próbując do niej dotrzeć. Nie ułatwiała mu tego. Na uśmiechy odpowiadała opuszczanym spojrzeniem, na żarty ciszą, na próby nawiązania niezobowiązującej rozmowy kurtuazyjnymi formułkami. Odpychała go od siebie, bo myślała, że tak będzie lepiej, a zainteresowanie jego osobą wynikało z jego nasączonej flirtem natury; wzniosła wokół siebie bastion z kamienia i popiołu, tak wysoki, że potrzeba było dopiero interwencji przeznaczenia, by Jasper zdołał go sforsować. Dziś czuła się tak jak on, błądząca w dwóch latach skondensowanych do jednej chwili. Szukając drogi przez żylastą zawiesinę jego lęku, krążyła po omacku, nie dając mu tego, czego potrzebował, nie wiedziała jednak, jak postępować, skoro Prince uparcie jej o tym nie mówił. Co by mu pomogło? Czego od niej oczekiwał, co mogła zrobić, żeby poczuł się lepiej? Naiwnie próbowała zacząć od jego ciała i uspokoić serce przekonane o zagrożeniu, w którym się znalazło, bo miała nadzieję, że wtedy myśli powodowane koszmarem także ostygną i czarodziej odzyska równowagę. Jego oddech faktycznie spowalniał, pierś unosiła się i opadała coraz bardziej miarowo, choć nie miała wątpliwości, jak wiele go to kosztowało. 
A potem zrobił to, za co sam miał do niej skrywane pretensje. Przeprosił.
Znów przekierował uwagę na jej samopoczucie i przykre konsekwencje przesiadywania nago na podłodze, na co Leonie w ogóle nie baczyła. Gdyby było trzeba, weszłaby teraz na rozpalony stos, żeby do niego trafić, a jej ciało, przejęte Jasperem, nie zwracało uwagi na zimno, nie zdawało sobie z niego sprawy. Czemu znów rzucał blask reflektorów na nią, zamiast skupić się na sobie? Naprawdę tak bardzo bał się dopuścić do głosu Jaspera Prince i dostrzec jego cierpienie? Zagryzła zęby, czując opór, miała ochotę nim potrząsnąć, krzyknąć, żeby pozwolił jej wziąć od niego trochę ciężaru, ale zamiast tego pokręciła głową i pozwoliła mu się odsunąć. Co innego miała zrobić, przytrzymać go przy sobie wbrew jego woli? Zmusić go do bliskości, jak on?
- Nie, nic mi nie będzie. Jasper, naprawdę... Nie masz za co przepraszać - ucięła temat swojego zdrowia i tego, że wyrwał ją ze snu, po czym zdążyła tylko otworzyć usta, zamierzając wznowić pytanie o to, co mu dolegało - niestety wtedy sięgnął do drzwi, uchyliwszy je w sygnale, że to, co wydarzyło się w łazience, zostanie w łazience. Uciekał. Od niej, od siebie samego, od snów, a ona nic nie mogła na to poradzić. Tym bardziej, skoro nie chciał rozmawiać; ucisk w jej piersi stał się wręcz nie do wytrzymania, Leonie czuła tępe, żarzące się pulsowanie za mostkiem, napełniające ją wyrzutami sumienia. Przypomnieniem, że nie powinna była tu przychodzić, bo może to jej wina, może ona w jakiś sposób sprowokowała jego koszmar. Tyle ostatnio mu o sobie opowiedziała... Czy to byłoby takie dziwne, gdyby w końcu nie wytrzymał i umysł zapragnąłby go dręczyć?
Nie znalazła słów innych niż cisza. Powoli podniosła się z posadzki i weszła za Jasperem do sypialni, przez boleśnie długi moment nie wiedząc, co zrobić. Zostawić go samego? On wtedy nie zostawił jej samej. Mimo wszystko drążyć temat? Widziała, że tego nie chciał i że był to powód, dla którego tak szybko uciekł z łazienki, chociaż jego oddech nie zdążył całkowicie się wyciszyć. A stojąc nieporadnie na środku sypialni, wreszcie zdała sobie sprawę z nagości, która wzmożyła jej niepewność. Leonie wygięła palce u rąk i po kilku chwilach podeszła do krzesła, gdzie leżały jej ubrania. Miała udawać, że nie widzi, że wolałby zostać sam? Nie, nie potrafiłaby tego zrobić, mimo że martwiła się o Jaspera bardziej niż o siebie. Do rana żadne z nich nie zmruży oka; w zamian za to będą leżeć w jednym łóżku, odwróceni do siebie plecami i udający odpoczynek, a w duchu odliczający minuty do tego, aż będą mogli pożegnać się kulawo przed wyjściem do pracy. Może to było to. Może to zakończenie, którego podświadomie się obawiała.  Bielizna przykryła intymność, sukienka o golfowym wykończeniu powlekła ciało, rajstopami nie zawracała sobie głowy. Pewnie im szybciej go zostawi, tym będzie lepiej, bo Jasper będzie mógł zacząć porządkować myśli w swojej głowie bez obcej obecności w jego mieszkaniu; w mieszkaniu, do którego w ogóle nie powinna była przychodzić. Bogowie, przecież od początku wiedziała, że to zły pomysł. Teraz on też się o tym przekonał. Był tylko zbyt kulturalny, żeby poprosić ją o wyjście.
- Zrobię herbatę - rzuciła szeptem, choć Merlin świadkiem, że zamierzała się pożegnać, zamiast przedłużać jego dyskomfort o kolejne minuty. Ale nie mogła tak po prostu zniknąć i go zostawić. Nie chciała. Leonie znalazła drogę do kuchni, gdzie wprawnie uwinęła się z przygotowaniem naparu z zielonej odmiany, jedynej, jaką znalazła w szafce; "to nie moja wina", próbowała wierzyć, "zarzuciłaś go swoim dramatem i zobacz, jak to go dręczy", upierał się inny głos, należący do innej niej. Bo bez jego wyjaśnienia mogła jedynie gdybać, co się stało, niosąc z powrotem do sypialni jeden kubek - z którym znów stanęła niepewnie w pokoju. To byłoby takie proste, zbliżyć się do niego i podać mu parujący napój, tak jak robiła już dziesiątki razy. Znów go przytulić, złożyć pocałunek na jego skroni. Lecz dziś niechęć przed podjudzeniem jego strachu i niewygody przeważyła, przez co położyła kubek na biurku, skąd Jasper będzie mógł go odebrać na swoich zasadach. To bezpieczne, prawda? Tego potrzebował? Dystansu, oddechu i ciszy?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
10-31-2025, 15:43
Łazienka nie była bezpiecznym azylem, łaskawie spełniała tą rolę przed laty, gdy nie miał do dyspozycji osobnej sypialni albo pokoju gościnnego w Manchestrze. Przytłaczała go ciasnym wnętrzem i nowymi bodźcami, chłód płytek i ciepło ciała Leonie same w sobie nie były chyba nieprzyjemne, ale były nowe. A on potrzebował na powrót zakorzenić się w realnym świecie, odciąć od obrazów, które też były przerażająco realne. Posegregować je w głowie, bo już dawno temu przestał całkowicie uciekać—teraz próbował znaleźć w nich poszlaki i sens, zadręczając się tym dopóki nie był już pewien tego, co właściwie widział. Paradoksalnie, dzisiejsze drastyczne obrazy w pierwszej chwili wstrząsnęły nim bardziej, ale będą łatwiejsze. To nie była Anglia i to wystarczyło,  by próbował wytłumaczyć sobie, że nie są powiązane z jego życiem ani z durnym decyzjami Eileen, by w całości zostawić je za sobą.  Prawie. Silnym szarpnięciem otworzył okno, bo to ono było bezpiecznym azylem. Wziął pierwszy głęboki wdech świeższym powietrzem, wychylił się lekko by zobaczyć czarodziejską architekturę i przypomnieć sobie, że wystarczy krok na balkon aby nie miał nad głową żadnego  niestabilnego dachu. Jeszcze kilka sekund i nie słyszał już we wspomnieniach dźwięku bomb, ale nadal pamiętał twarz tamtej martwej dziewczynki—kiedy to się stanie, czy to dziecko w ogóle już się urodziło? Zamrugał, usiłując zapomnieć, ale wśród coraz mniej panicznych i bardziej logicznych myśli uświadomił sobie, że pewnie cała rodzina została pod tamtymi gruzami. Że może był jedyną osobą, która kiedykolwiek będzie o tym pamiętać. Prawie zostawił wizję za sobą i, zostawiając otwarte okno, powoli obrócił się w stronę salonu i pilniejszych problemów. Słońce wschodziło, ale może mogliby wykraść jeszcze godzinę snu (w jego przypadku, udawania, że śpi) i zjeść śniadanie...
Gdy był odwrócony plecami, umknęło mu zupełnie co robiła Leonie. Poszukał jej wzrokiem w pustym pokoju, aż stanęła w drzwiach sypialni i w pierwszej chwili—choć ubrana z powrotem w ciepłą sukienkę—wydała mu się jeszcze piękniejsza niż naga, może dlatego, że po prostu tu była i nie licząc presji kłopotliwych wyjaśnień niosło to ze sobą pewną ulgę.
Już miał podziękować za herbatę, gdy zobaczył jej minę i jeden kubek.
- A twoja herbata...? - wyrwało mu się zanim zsunął wzrok na nagie nogi, niemal kompletne nie licząc rajstop ubranie, jeden kubek na biurku. Nagle połączył kropki, a po jego twarzy przemknął najpierw wyraz zaskoczenia, a potem kiepsko skrywanej urazy. Mieli porozmawiać rano, naprawdę chciała wyjść teraz? Od razu po tym, jak zobaczyła go w jednej chwili słabości—za to spektakularnej, przypominającej mu o chwili, w której nie zdołał zatrzymać przy sobie nawet własnej siostry; może Leonie właśnie wątpiła czy potrafiłby zneutralizować mugola jednym czarem (cóż, samemu w to wątpił). Skrzyżował ramiona, zerkając na szufladę biurka—miał w niej Fiuu, wróciłaby do Cardiff szybciej—i na fotel, przez którego oparcie były przewieszone jej rajstopy. Stał bliżej, powinien jej je podać i pokazać gdzie trzyma proszek, ale uparcie nie ruszył się z miejsca. Dopiero teraz docierało do niego, że na początku wieczoru też wydawała się spięta; że była nieśmiała nawet gdy zapewniali siebie wzajemnie o swoich intencjach—czy na pewno siebie o tym zapewniali, czy po prostu to wymógł, kierując tak rozmową? Teraz już nie był pewien, w jej mieszkaniu wydawała się weselsza; może nigdy tego nie pragnęła—ani zobowiązań, ani wizyty tutaj, ani głupich nadziei na przyszłość, ani jego problemów—i to on, naiwnie—
- To naprawdę— nie musi być twój problem, miała wystarczająco wiele własnych i pewnie nie szukała problemów. Merlinie, może jeszcze nie wyszła, bo bała się, że to jakiś kryzys medyczny, jakie to upokarzające. - przechodzi samo. - zmusił usta do cienia sztucznego uśmiechu. Nie sięgnął po herbatę, w zamian cofnął się o krok w stronę fotela, mimowolnie wplatając palce w porzucone rajstopy—może wczoraj je niechcący podarł i dlatego ich nie wzięła? O tej porze na zewnątrz będzie zimno... - Powinienem cię uprzedzić. - dodał łagodniej, bo przeprosiny bez słowa przepraszam były doprawdy zachowaniem z klasą. - W twoim mieszkaniu nie przemyślałem, a z Ingrid mieliśmy osobne sypialnie. - a jeśli cokolwiek miało w sobie większą klasę, to podświadoma pamięć o zazdrości Leonie i porównania do martwej żony. Zostań miało w sobie mniej sylab, ale wydawało się jakieś trudniejsze do wypowiedzenia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-31-2025, 17:51
Powinna chcieć tego pytania. Chcieć, by on nadal chciał jej w swojej przestrzeni, mimo wrażenia, że tylko ciążyła mu na ramionach niewygodną obecnością, przyjemną, kiedy sam wieczór był przyjemny, ale teraz drażniącą jak drzazga, która weszła zbyt głęboko. Co, jeśli otworzył okno z głodem duszącego się człowieka, bo dodatkowe towarzystwo w pokłosiu złego snu wydłubywało ostatnie powietrze z kiści jego płuc? W ciszy Leonie dopowiedziała sobie więcej, niż powinna, zawsze tak się działo. Dlatego przepraszała go, gdy tego nie chciał, i pewnie dlatego obruszyły ją przeprosiny Jaspera, karykaturalnie znajome. Mające w sobie wiele ze zwierzyny pokornie odsłaniającej szyję w nadziei, że drapieżnik nie rozszarpie jej na strzępy.
Może nawet uwierzyłaby, że pomimo swoich trudności i dopiero z wolna mijającej paniki Jasper nie zastanawia się, w jakich eleganckich słowach poprosić ją, żeby wyszła, gdyby nie ostrze urazy tnące jego ekspresję, ten krótki przebłysk, na którego widok Leonie odruchowo skuliła ramiona, znów pewna, że postąpiła nieodpowiednio. W ciągu ostatniego miesiąca wiele razy pochylili się nad jej historią i emocjami, na których tle Prince budował obraz siebie jako człowieka bez dolegliwości, bez strachu i smutku, bez przytłoczenia, skorego do pomocy, kiedy tylko tego potrzebowała. To, co zobaczyła w nim tej nocy... paradoksalnie dodało mu ludzkiego wyrazu. Nieidealnego, walczącego z własnymi demonami; mogącego pęknąć pod wyważonym uderzeniem. Bardzo chciała mu w tym pomóc, choćby trzymając go w ramionach, ale błyskawica goryczy ciskana z jego spojrzenia, zanim zdążyłby nad nim zapanować, udowodniła, że podjęła złą decyzję.
- Nie wolisz, żebym wyszła? - wykrztusiła niepewnie, zatrzymując na Jasperze pytające i wyraźnie zagubione spojrzenie. Leonie była przekonana, że tak byłoby dla niego lepiej i skrycie właśnie tego pragnął, więc o co chodziło z drugą herbatą? Może to kolejna zasłona dymna? Kurtuazja, dzięki której odbębnią formułki scenariusza, udając, że obojgu nie przeszkadza przebywanie w jednym pomieszczeniu? Jeśli by tak było, chyba nie wychodziłby z łazienki tak szybko, bez niej... Cierpiący Jasper okazywał się zagadką. Niepoznanym labiryntem, przez który musiała iść bez nici, mając nadzieję, że uniknie skręcania w ślepe zaułki, a tymczasem jedyne, do czego docierała, to ściana za ścianą. Albo przez jego ciszę i oszczędność wyjaśnień, albo przez własne interpretacje. - Myślałam, że... jesteś za miły, żeby powiedzieć, że chciałbyś zostać sam - przyznała, bo najgorszym, co może się stać, byłoby otrzymanie potwierdzenia. A przecież nic by się wówczas nie stało, zrozumiałaby. Jeśli zaś mylnie odczytała jego potrzeby, bogowie, pewnie pozwoliła mu myśleć, że nie miała ochoty zostawać w mieszkaniu owianym gęstą mgławicą jego uczuć, unieważniła je, zasugerowała, że powinien radzić sobie z nimi sam - i zaciśnięty w supeł żołądek praktycznie zbił się w kamień. Błądzące po pokoju spojrzenie sarnich oczu zdradziło cień paniki, aż zatrzymało się na Jasperze.
Uprzedzić, więc zdarzało się to wcześniej? Regularnie? Skoro mieli z żoną osobne sypialnie. Przyznał, że nie kochał Ingrid (a ona małostkowo nie cierpiała brzmienia jej imienia) i rozkład pomieszczeń można by zrzucić na karb oziębłości ich małżeństwa, ale skoro Prince przywoływał je w tym kontekście, może miało to większe znaczenie. Leonie zebrała w sobie całą odwagę i postąpiła o krok do przodu, jakby testowała niepewny grunt mokradeł, ostrożna, który ruch może wciągnąć ją w lepkie odmęty - oraz sprawić, że Jasper znów się od niej odsunie.
- Nie będę cię pytać, czym to jest, Jase. Powiesz mi, kiedy - jeśli - będziesz chciał i poczujesz się na siłach. Ja... Wiem, że czasem pewne słowa po prostu nie przechodzą przez gardło. A próby wyjaśnień tego, co niewyjaśnialne, jątrzą lęki, zamiast pomagać - jej głos był niewiele wyższy od szeptu, przecież panika, w którą wpędziły ją pytania najbliższych, zadecydowała o tym, że podle uciekła z domu, nie wróciwszy do niego od lat. Prosty sposób, początek końca. On nawet teraz wydawał się mieć poczucie, jakby oczekiwała od niego wyjaśnień, które wolałby zatrzymać dla siebie, więc Leonie musiała to sprostować. Nie dlatego zjawiła się w łazience i pomagała mu uspokoić gwałtowny cykl oddechu; robiła to nie z ciekawości, a z troski. - Powiedz mi tylko, czego potrzebujesz - nuta desperacji wkradła się do tych słów. Samotności, choćby na chwilę? Mogła zamknąć się w drugim pokoju albo po prostu zaszyć się na trochę w kuchni, oddając mu bezpieczeństwo swojej przestrzeni. Bycia obok siebie w ciszy? Merlinie, choćby pogłaskania Helgi? Zawołałaby tu swoją psinę, a jeśli wolałby Puszka, była gotowa gonić tego czorta po całym mieszkaniu, żeby upolować go dla Jaspera i zmusić kuguchara do przytulenia swojego pana.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
10-31-2025, 20:03
- O piątej rano? - zarzucił jej od razu, spinając lekko barki. Ubodła go myśl, że mogłaby go wziąć za tak niegościnnego gospodarza i że mogłaby wracać sama o tej porze. W rajstopach albo, co gorsza, bez. Wyobraził sobie—niesłusznie, bo przecież tu wróciła, z herbatą—że niewiele brakowało, a jeszcze wymknęłaby się bez słowa. Jego napięta mina złagodniała dopiero, gdy wytłumaczyła czemu. No tak, chyba uważała go za zbyt miłego.  - Nie. - odpowiedział od razu, teraz tego nie chciał. - Już nie. - dodał po sekundzie namysłu, dopiero teraz orientując się jak musiało to z jej perspektywy wyglądać i że faktycznie przez jakiś czas chciał...  - Chciałem zebrać myśli. Na balkonie, tam jest... lepiej - nie miało to żadnego sensu, bo nawet nie wyszedł na balkon, ale w łazience uspokoił się na tyle, że wystarczyło samo świeże powietrze. - tylko nie chciałem cię obudzić. - westchnął, zerkając w stronę przejścia do kuchni i zamkniętych drzwi do gabinetu. Niegdyś była tam sypialnia, nadal była tam kanapa, taki układ też mógłby przecież działać... Przytomnie tego nie zaproponował, w zamian spoglądając na biurko. Logistyka była łatwiejsza od mówienia o emocjach i od patrzenia w coraz bardziej spanikowane oczy Leonie. - Jeśli kiedykolwiek chciałabyś... wrócić do Cardiff beze mnie - wydawało mu się logiczne, że albo ją odprowadzi albo rozstaną się o ósmej rano. Gdyby wiedział, co dokładnie przeszła, zacząłby całe spotkanie od tych instrukcji—ale nie wiedział, że nie tylko on boi się zamkniętych przestrzeni. -...to tu trzymam Fiuu. - wskazał, ale choć zaschło mu w gardle to nadal nie sięgnął po kubek z herbatą. Picie jej w pojedynkę wydawało się jakąś kapitulacją, zwłaszcza, że—widział już przecież—przestraszył Leonie. Jego atak ją przestraszył, albo on, albo to wszystko; a mogła po prostu nie musieć się bać.
- Ty mi powiedziałaś. - odszepnął, a głos lekko mu się załamał gdy dotarło do niego, że jest po prostu odważniejsza z nich dwojga. Nie zakładał nawet, że powiedziała tylko jemu; w jego oczach jej szczerość była po części związana z pragnieniem intymności, a po części z uczciwością w nawiązywaniu relacji. Nadal dławił w sobie nieprzyjemne podejrzenie, że mogła go dziś wziąć za kłamcę i że chyba miałaby rację. Zbudował—albo raczej zburzył—własne małżeństwo na przemilczeniu, wiedział, że to droga donikąd; ale prawie zrobił to po raz kolejny. Ale z drugiej strony nie widział przecież Leonie, może nie musiał—
—może naprawdę musiał to przemyśleć.
Zagubienie odbiło się na jego twarzy w odpowiedzi na jej ostatnie pytanie. Naprawdę nie wiedział, czego potrzebował—nigdy tego nie przemyślał, bo potrzebował tylko samotności i czasu i światła i świeżego powietrza i okazjonalnie rozmowy z Mortiem o wyłowieniu logiki spośród wizji.
- Wypijesz ze mną herbatę? - uśmiechnął się blado, zadając pytanie tonem człowieka, który zupełnie nie przemyślał, że do tego czasu pierwsza z herbat zdąży zrobić się zimna i w ogóle trzeba zaparzyć je od nowa.  - Chciałem też zrobić rano śniadanie, trochę jest już rano... jesteś głodna, czy później? - dodał, może potrzebował poczuć się nieco lepszym gospodarzem, a może najbardziej naturalnie przychodziła mu teraz zmiana tematu. Podchwycił sarnie spojrzenie Leonie i przysunął się o kolejny krok, by objąć ją wreszcie—najpierw trochę sztywno i niepewnie, jakby przez scenę w łazience obawiał się, że znowu są dla siebie obcy; ale potem naturalniej. Wtulił twarz w jej włosy.
- Nie martw się, naprawdę nic mi nie jest. - poprosił cicho, teraz było łatwiej. Już się uspokoił, więc z godną podziwu ambicją mógł dalej bagatelizować to, w jakim stanie się obudził i co widział i że przed trzynastoma laty bał się samej możliwości wizji dotyczących córki Atticusa tak bardzo, że przez miesiąc unikał snu wszystkimi sposobami aż prawie straicł zdrowie i etat. To było dawno, już było w porządku. - Nawet wziąłbym eliksir gdyby pomagał i wszystko byłoby w porządku, tylko... - zamknął oczy i nadal widział w myślach dzisiejszy koszmar, ale obrazy przestały już budzić lęk; nawet skutecznie rozpraszały go od myśli, że kolejnych słów nie da rady cofnąć. I że z Atticusem przyznanie się (po dekadach przyjaźni) jakoś poszło, ale to nieodwracalnie zmieni relację, której nawet bez tego nie umiał zdefiniować. -...to nie do końca sny. Widzę czasem rzeczy, które dopiero... się staną. Czasem bardzo daleko i w ogóle bez związku ze mną, mi to nie zagraża. - po prostu musiał ochłonąć, to naprawdę nic takiego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (3): 1 2 3 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:07 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.