• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Kumbria, Czarcie Uroczysko > Salon
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-28-2025, 10:25

Salon
Główne pomieszczenie w całym domu, a zarazem najelegantsze i jako jedno z nielicznych - odnowione. Zawsze służyło bowiem do przyjmowania gości oraz klientów, na których czarownice Trelawney pragnęły wywrzeć dobre wrażenie. Podłoga jest wyłożona dębowymi deskami, ściany niedawno pokryto bladozieloną farbą, a meble z ciemnego drewna wypolerowano i stojące na nich szpargały i książki są uporządkowane. Naprzeciw okna znajduje się kominek, na którego gzymsie zwykle wyleguje się czarny kot i co rusz zrzuca ramkę ze zdjęciem matki Violet. Na ścianach wiszą obrazy przedstawiające słynne czarownice i gdzieniegdzie można wyłowić spojrzeniem rodzinne pamiątki - wyłącznie ze strony Trelawneyów. Przy kominku znajduje się miękka sofa i dwa pasujące doń fotele, za nimi zaś, bliżej dużego okna wychodzącego na zadbany ogród okrągły stół i kilka krzeseł.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
09-23-2025, 21:48
3 marca '62

Dzień, w którym skierowałem swe kroki do domu rodziców, niósł za sobą jeden cel – wyraźny, pozbawiony niedomówień i wszelkich metafor. W swej klarowności i pewności, wzburzającej krew w żyłach, mógł przyprawiać o przerażenie, a być może nawet o strach i wrażenie tętniącego w oczach obłędu – psychozy, skrytej w odmętach umysłu, nijak mającej się do faktycznych przewinień; błędów, które mimo świadomości płynących z nich konsekwencji, notorycznie popełniali. Nawet jeśli obca była im skrucha, to poniżeniem wydawały się prośby o zrozumienie i ciepło – to, co winno stanowić najistotniejsze świadectwo zdrowego dzieciństwa. Domowego ogniska, czyli miejsca, do którego zawsze pragnęło się wracać. Ale ich ognisko od zawsze dymiło kłamstwem i pogardą, rozpalając we mnie jedynie chłód i gniew. Złość, jaka musiała znaleźć swe ujście. I znalazła.
Byłem pewien, że osiągnięcie tego celu zakończy pewien etap; pozwoli zapomnieć i ruszyć do przodu z czystą kartą. Pozbawioną ich skazy, obłudy, zdrady, kąśliwego uśmiechu i wzroku czekającego tylko na pierwsze potknięcie, jedną chociażby daremną pomyłkę zapewniającą im satysfakcję. Nieopisaną wręcz radość, bowiem wtem rzekomo spełniłby się ich nikczemne wróżby, irracjonalnie i w ich mniemaniu prorocze słowa o beznadziejności, ciężarze i nieudaczniku. Człowieku, który nie zasłużyłby być kimś, by znaczyć coś więcej niż nokturnowska moczymorda czy społeczne popychadło. Pragnęli bym był zerem, bo wtedy bylibyśmy równi.
Byli jednak sobą. Do samego końca. Nawet w chwili śmierci musieli zasiać we mnie ziarno niepewności i poczucia powinności – tuż przed ostatnim oddechem, ledwie moment przed tym, nim zielone, choć od dawna martwe, tęczówki zasnuła mleczna mgła. Całun zwiastujący nieuchronny kres.
To oni doprowadzili mnie do tych drzwi. To oni, nawet jeśli zza grobu, nie pozwolili mi odpuścić. Znali moją naturę, lecz nie mieli pojęcia o wyznawanych wartościach wszak żadnych, zwłaszcza tych rodzinnych, nie byli gotów mnie nauczyć. Czyżby rozumieli mnie lepiej niżeli sądziłem? Czy on wiedział, że nigdy nie odpuszczę? Stroniłem od porażek – można rzec, że jak każdy, lecz to czcze gadanie – a to właśnie ich gorycz, w trakcie wieloletnich, intensywnych poszukiwań, musiałem znosić. Lecz irracjonalnie im większy czułem zawód, tym większy rósł głód zwycięstwa, pragnienie dotarcia do osoby, której krew była moją, jakiej cząstka duszy zaszczepiła się w mym umyśle. Pamięci i sercu.
Uniosłem dłoń i oparłem ją o drewniane wejście. Wolno, bez charakterystycznej dla siebie pewności, zacisnąłem ją w pięść i przeniosłem spojrzenie gdzieś w bok – jakby szukając drogi ucieczki. Miejsca, do którego mógłbym się oddalić i zapomnieć o sprawie. Zawahanie, burza myśli. Kolejna fala wewnętrznego wzburzenia i rosnącego napięcia. Czułem, że znów przyjdzie mi spotkać się ze ścianą, ze straconą nadzieją i przegraną. Brakiem efektu, który tym razem mógł na dobre przekreślić ten cel – bo ile można było tylko marzyć? Gonić za kimś, kto być może nawet nie istniał?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Violet Macnair
Czarodzieje
Feelings are just visitors. Let them come and go.
Wiek
21
Zawód
wróżbitka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
0
5
OPCM
Transmutacja
0
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
19
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
10
Brak karty postaci
10-27-2025, 20:38
Od wczorajszego dnia miała nieodparte wrażenie, że coś się stanie.
Czuła się dziwnie. Nieswojo. Czarny kot przebiegł jej drogę i może wzięłaby to za złą wróżbę, gdyby nie to, że kot ten należał do niej samej i biegał wszędzie, gdzie tylko naszła go ochota. Wczorajszego wieczora, gdy wracała do domu ulicą Pokątną miała poczucie, że powinna wejść do jednej z klubokawiarni, a tam los postawił na jej drodze mężczyznę, o którym nie wiedziała jeszcze co myśleć. Przy stoliku, do którego ją poprowadził, odnalazł kartę tarota. Violet zaś nie wierzyła w przypadki. Wierzyła za to, że ludzkie życie jest utkane z wielu nici, a niektóre z nich splatają się ze sobą we właściwym (lub nieco mniej właściwym) momencie, nigdy jednak nie było to przypadkowe.
Odkąd tylko była małą dziewczynką miewała przeczucia, podszepty szóstego zmysłu, podpowiadającego co powinna zrobić, gdzie skierować wzrok, kiedy nadstawić ucho. Słuchała tych podszeptów, one z rzadka zawodziły, choć to, co ją spotykało, nie zawsze było przyjemne. Nie zawsze też rozumiała to, co chciały jej przekazać. Niekiedy było to jedynie przeczucie. Niewytłumaczalne, niezrozumiałe dla niej samej przeczucie. Wczoraj czuła, że powinna przekroczyć próg klubokawiarni Trzy Knoty. O poranku wstała z myślą, że ten dzień jest inny.
Szósty marca miał być dniem szczególnym.
Nie wiedziała jedynie dlaczego. Jeszcze przed śniadaniem nakreśliła list do czarownicy, która prowadziła sklep zielarski i zatrudniła, z niewinnym kłamstwem o wyjątkowo złym samopoczuciu, niegroźnej chorobie i potrzebie pozostania w łóżku. Nic się nie stanie, jeśli dziś nie pojawi się w pracy. To tylko jeden dzień. Nazajutrz wszystko to nadrobi z nawiązką. Miała szczęście, że starsza zielarka była wyrozumiała; kilka godzin później odesłała Licho z odpowiedzią zwrotną z życzeniem powrotu do zdrowia oraz kilkoma gałązami anginki, które zalecała włożyć sobie w uszy. Violet miała trzy doniczki tej roślin, uznała to jednak za wyjątkowo miłe.
Przez cały ten dzień nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Krzątała się po domu, próbując zająć się czymś pożytecznym; zaczarowała miotłę, aby zamiotła wszystkie podłogi w Czarcim Uroczysku, upiekła tartę melasową i uwarzyła kilka eliksirów, które sprzedawała najczęściej swoim stałym klientom. Specyfiki na dolegliwości żołądkowe, na kaszel, na przeziębienie. Sama wypiła dwa kubki mocnej melisy z miodem, czując irracjonalny niepokój, który dla niej samej był niewytłumaczalny.
W końcu, głęboko podirytowana, postanowiła poszukać odpowiedzi. A w chwili, gdy usiadła przy stoliku i przywołała do siebie kryształową kulę, spojrzała w głąb niej mrużąc oczy, mgły pod szkłem zawirowały. Tak intensywnie, że poczuła dreszcz na plecach. Wydawało jej się, że dostrzegła w nich korytarz i drzwi - na początku były zamglone, lecz gdy obraz się wyostrzył, zrozumiała, że należały do niej, że wystarczyło podnieść wzrok, by je dostrzec. Nie zamykała wszak drzwi do salonu wróżbiarskiego.
Mocno zabiło jej serce, gdy wbiła wzrok w drzwi wejściowe. Nie słyszała pukania, lecz miała wrażenie, że powinna do nich podejść. Odsunęła więc kryształową kulę, drżącą dłonią wygładziła nieistniejącą zmarszczkę na ciemnobordowej koszuli włożonej w długą, powłóczystą spódnicę o barwie głębokiej czerni i niepewnym krokiem przemierzyła korytarz. Przed właśnie odpowiednią dziurkę wyjrzała na to, co na zewnątrz - a dostrzegłszy nieznajomego mężczyznę poczuła, że na niego czekała.
Wciąż nie rozumiała jednak dlaczego.
Otworzyła drzwi nagle, wkładając w to ciut więcej energii, niż powinna i stanęła naprzeciw niemu. Marcowe, wciąż chłodne powietrze wtargnęło do środka, zimowy chłód zaszczypał blade policzki. Chwilę patrzyła na nieznajomego mężczyznę w milczeniu, miała wrażenie, że gdzieś już go widziała tylko gdzie.
- Dobry wieczór. Szuka pan wróżby? - spytała spokojnie. To było pierwsze, co przyszło Violet na myśl.
Zazwyczaj czarodzieje i czarownice uprzedzali ją listownie, prosili o spotkanie. Nieznajomi pytali jak odnaleźć Czarcie Uroczysko. Rzadko zdarzało się, aby pojawiali się bez zapowiedzi, ale i tak bywało. Niektórym brakowało cierpliwości, pragnęli poznać tajemnice przyszłości natychmiast.
Tymczasem u jej progu stanął sekret przeszłości.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:58 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.