• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Londyn, Piccadilly Street 17 > Salon
Salon
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-17-2025, 21:37

Salon
Przestronne pomieszczenie o imponującym metrażu. Białe ściany subtelnie kontrastują z ciemnymi panelami podłogowymi, tworząc wyrazisty, a też harmonijny efekt. Przestronne okna, z których rozciąga sie widok na miejski park, obite klasyczną boazerią, wpuszczają do wnętrza mnóstwo światła. Pod jedną ze ścian solidne regały uginają się pod ciężarem książek. W centralnej części salonu stoi drewniany stolik, wokół którego ustawiono wygodny fotel oraz miękką, przestronną kanapę, a całość wnętrza dopełniają drobne dekoracje i starannie dobrane detale. W powietrzu można wyczuć zapach jaśminu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Wulfric Fawley
Czarodzieje
Wiek
34
Zawód
pracownik MM
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
15
6
Brak karty postaci
10-27-2025, 20:14
Nie lubił, kiedy grunt osuwał mu się pod stopami i, zataczając się, gubił równowagę. Tych momentów, kiedy tracił nad sobą kontrolę. Gdy ostrze chłodnej logiki znikało, stopione żarem płonącego w nim gniewu. Czasem miał wrażenie, że jego temperatura byłaby zdolna spopielić przeszłość. Tamte życie, które spędził u boku żony. Tamte życie, które chciał pamiętać, ale czy powinien? Czy miał do tego prawo, żegnając się z nią goryczą nieprzemyślanych słów?
Z czasem dystans, jaki się wokół nich tworzył, rozrastał się – początkowo był ledwie wyczuwalny, niczym cienka warstwa lodu między dwojgiem ludzi, z tygodnia na tydzień stawał się coraz bardziej widoczny i nieprzyjemny. Z miesiąca na miesiąc milczenie rozciągało się między nimi jak granica, której żadne nie potrafiło przekroczyć, a każde wypowiedziane słowo odbijało się echem w pustych korytarzach ich domu. Kłębiące się nad ich głowami burzowe chmury rozstania gęstniały, zwiastując kolejną burzę – taką, która mogła już nie przynieść oczyszczenia, lecz jedynie zagładę.
Ich małżeństwo było jak świat, w którym przyszło im urodzić – ten zbudowany na fundamencie pozorów. Niegnanych, pełnych uprzejmości i gestów, które z czasem straciły na znaczeniu, bo przestały nieść za sobą uczucia. Z zewnątrz wszystko wydawało się takie, jakie powinno być, ale głęboko pod powierzchnią, tej nieprzeznaczonej dla niczyich oczu, wzbierały fale niepokoju. =
Zastanawiał się często, czy można żyć w takim świecie bez ran, czy da się przejść przez codzienność, nie kalecząc się o ostre krawędzie przemilczeń i żalu. Pragnął cofnąć czas, powrócić do chwil, kiedy ich spojrzenia były pełne nadziei, a w dotyku pozostało miejsce na czułość. Jednak ten rozdział, wraz z jej śmiercią, dawno został już zamknięty, a on sam utkwił gdzieś pomiędzy wspomnieniem a tęsknotą za czymś, czego już nie było.
Dawno powinien się wziąć w garść. Pozwolić odejść emocjom, które doczekały się już odleżyn i teraz ropiały, zupełnie jak otwarta rana, która nie chce się zagoić pożerana przez gangreną. Dla córki, która potrzebowała ojca. I dla równowagi, której rozpaczliwie pragnął. A tymczasem, mimo tej świadomości, ciągle wracał do chwil, których nie mógł już zmienić, i chociaż wiedział, że rozpamiętywanie ich nie przyniesie niczego dobrego, wywracały do nich w każdej wolnej chwili Czuł, jakby trzymał w dłoniach odłamki szkła, których nie mógł wypuścić z klatki swoich palców, chociaż coraz głębiej wbijały się w skórę.
Wizyta kobiety, jej słowa, były jak sól na te rany, które nie miały okazji się jeszcze zagoić. Zarejestrował moment, kiedy wypuścił z dłoni trzymając się jedynie na słowa honoru kontrolę, która była równie ulotna, jak każde "przyjmij moje kondolencje" w dniu pogrzebu Millcent, Odnotował chwilę, gdy gniew zaczął obcierać go z kolejnych warstw ochronnych, którymi otoczył się niczym szczelnie zapiętym płaszczem. Ten płaszcz jednak, zamiast chronić go przed chłodem świata zewnętrznego, miał dawać schronienie przed tym, co najbardziej bolało – przed prawdą, która od dawna chciał dojść do głosu. Prawda, że rozpadł się na kawałki. Prawdę, że teraz pozostawał jedynie powidokiem, bladym cieniem dawnego siebie.
Każdy z nich miał swoją wizję Millicent zakradło sie w przestrzeń jego umysłu. Słowa, które chciały wydusić westchnienie z jego gardła, lecz zdusił je w zarodku, wędrując spojrzeniem gdzieś ponad jej głowę, jakby jakiś element ściany nagle przykuł jego uwagę. Po chwili jednak pozwolił sobie na kontakt wzorkowy i przytaknął jej krótkim "wyślę pani listę nazwisk jeszcze dzisiaj".
Chociaż próbował sobie wmówić, ze Francesca Goldsmith nie nosiła w sobie złych zamiarów, to jednak nie był w stanie skryć się przed własnymi emocjami - pogłębiająca się stale irytacją, sprawiając, że jego czoło pokryła dodatkowa zmarszczka, a usta zacisnął w wąską linie. Spokój, który przyszedł wraz z otwarciem okna i wpuszczeniem do środka chłodnego powiewu wiatru był obłudną nadzieją, która umarła tak szybko, jak się pojawiła - gdzieś pomiędzy tym, jak mówiła że mugole wolą uwierzyć w swoje kłamstwa, niż uwierzyć w niewygodną dla nich prawdą, a milczeniem, jakie znowu na moment zapadło.
- Czyż możemy ich za to winić? Prawda bywa niewygodna.
I często zaprzeczmy jej niż kłamstwo, bo ludzie boja się spojrzeć prawdzie prosto w twarz, chciał dodać, lecz ugryzł się w język, bo Goldsmith miała racje - to nie miała nic wspólnego z prowadzonym przez nią śledztwem i sama nie wydawała się chętna, by kontynuować tą rozmowe, jakby z góry skazała ją na porażkę. Darzyła mugoli aż tak wielką dozą niechęci? Nie słyszał jednak jej w głowie maskowaną pogardę, a zmęczenie. Jakby ta kwestia stawała jej kością w gardle.
Pomimo swoich obserwacji, o nic już nie zapytał, pozwalając, by ta rozmowa umarła w kolejnym, krótkotrwałym momencie milczenia. Francesca zerknęła na zegarek - jakby nie była zadowolona z tej rozmowy, lub, jakby dopiero uświadomiła sobie, ile ta wizyta zabrała jej czasu.
- W porządku. Proszę jednak mieć na uwadze to, że od drugiego tygodnia kwietnia czeka na mniej praca w terenie i wrócę kilka dni przed jego końcem.
Też wstał, by odprowadził swojego gościa do wyjścia, a raczej upewnić się, ze zamknie za nią drzwi. Kiedy ich spojrzenie odnalazły się ostatni raz, właśnie podawał jej płaszcz. Kiedy mówił „miłego wieczoru i do zobaczenia”, nadal tkwi w nim żal, lecz złość przynajmniej nieco zależała. Miał ochotę zerknąć przez okno, z którego widok rozciągał się na ulice, by upewnić, że Francesca Goldsmith znika mu z oczu, ale zamiast tego sięgnął po whisky. Potrzebował czegoś, co chociaż na chwile unicestwi w nim wspomnienia o zmarłej żonie. I pozwoli mu na chwile zapomnienia.

zt2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:19 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.