• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Kornwalia, Falmouth > Przydomowa ścieżka
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-11-2025, 21:57

Przydomowa ścieżka
Zaledwie kilkanaście metrów od domu zaczyna się wąska, kamienista ścieżka, która łagodnym zakrętem schodzi w dół w stronę Maenporth Beach – jednej z popularniejszych plaż w Falmouth. Otoczona dzikimi trawami i niskimi krzewami, prowadzi pomiędzy klifami, skąd rozciąga się widok na błękit zatoki. Dla mugoli ścieżka zdaje się jednak urwać nagle w szczerym polu, jakby prowadziła donikąd – to subtelne zaklęcie, które skutecznie chroni prywatność mieszkańców. Choć plaża tętni życiem wśród mugolskich turystów, rodzina Atticusa rzadko z niej korzysta, woląc spokój własnego ogrodu i cichych zakątków wybrzeża, z dala od ciekawskich spojrzeń.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-13-2025, 21:11
28 marca 1962 roku

Niebo było przejrzyste. Przez cały dzień aura zdawała się rozpieszczać nielicznych przechadzających się nabrzeżem śmiałków. Bo tak należało ich nazywać, kiedy końcówka marca, choć już nieco bardziej optymistyczna, nadal nie zwiastowała szybkiej stabilizacji i ostatecznego wkroczenia wiosny. Ale przecież Wielka Brytania zawsze taka była, prawda? Czasami trochę niedowierzam, że w przyjemnych chwilach ulatuje mi z głowy pamięć o tej mniej pozytywnej stronie nadmorskiego życia. Plaże może i przyciągają, ale dla mnie noszą wciąż znamiona bardziej okrutnych czasów i niespełnionego pragnienia wolności. Teraz, choć czuję swobodę goszczącą w spiętych niegdyś ramionach, jakiś dziwny niepokój nakazuje mi sądzić, że nawet po takim czasie coś wciąż jest nie tak. Że jakiś moc w pewnej odległości zaczyna wbijać w ziemię metalowe pręty więzienia tak, bylebym tego nie zauważył, a ostatecznie został zniewolony.
Kiedy zaciągam się charakterystyczną wonią powietrza, czuję w gardle ścisk. Tkwię tu już dobrych kilka godzin i czekam aż słońce skłoni swą tarczę ku rozciągającemu się jak daleko wzrok sięga horyzontowi. Na próżno szukać atmosfery grozy, łagodne zbocza złocą się pięknymi refleksami i dają złudne poczucie bezpieczeństwa. Nikt jednak nie ma takiej gwarancji, a przede wszystkim ja.
Delikatna iluzja nie jest dla mnie problemem, moje oczy sięgają dalej, gdzie ścieżyna pnie się wśród iście sielankowej scenerii, bo muszę przyznać, że jest tu naprawdę pięknie. Że nawet, jeśli okoliczności byłyby inne, miałbym czas na dłuższą chwilę zachwytu. Że morska tafla tym razem ukoiłaby strach rodzący się w duszy dając zapewnienie, że to tylko wymysł skrzywdzonego umysłu.
Myśli moje przesyca jednak niepewność i potrzeba odnalezienia odpowiedzi. Przeszłość Cardiff, którą starałem się zostawić za sobą bez cienia sentymentu, zdaje się powracać do mnie w najmniej oczekiwanych momentach. Kiedy pewne twarze zdają się blednąć, a pieniądze kończą się pozostawiając jedynie posmak niedosytu oraz potrzebę poszukiwania nowego źródła, prawo twardą ręką nakazuje ugiąć kark. Kiedy wdzięki panny Emeline były już na tyle nieistotne, bym niemal wyparł z pamięci dźwięk imienia, jego kształtne litery zaczynają pysznić się na zawiłych dokumentach stawiających mnie w akt oskarżenia.
Czy było warto?
Wyłudzenie, kłamstwo, podszywanie się pod krew błękitną? Splamienie dobrego nazwiska? Pytanie zbędne, bo z perspektywy czasu i to zdaje się kwestią zupełnie niejasną. Zaciskający się na szyi stryczek, a może garota? To zabawne, że akurat wtedy przychodzą mi do głowy wymysły mugolskiego cudu techniki uśmiercania winnych zbrodni. Ale przecież nie byłem zbrodniarzem! Niezachwiana pewność, której nie potrafiłem sobie i wtedy odmówić, na własną niekorzyść.
Wtedy jednak pojawił się ktoś, kogo wstąpienia na scenę tym bardziej się nie spodziewano.
— Dlaczego? — Ciszę niczym sztylet przecina pytanie wyrywające się z głębin gardła. Górująca na tle krajobrazu sylwetka wbita weń niczym niepasujący element. Mocna, wywołująca dreszcz przestrachu wspinający się sukcesywnie po drabinie żeber. Czy mam jakiekolwiek szanse? Ale czy ktoś, kto bez prośby wyciągnął mnie z tamtego bagna, pragnąłby mnie teraz unicestwić? Chwytam się tej myśli i to przez nią tu jestem. Kilka miesięcy po tym jak sprawa została niemalże wymazana z pamięci organów prawa. Kto czynił coś podobnego dla przypadkowego czarodzieja? Jaki Lestrange patrzył na porywy dobroci serca? To nie tak, to wcale nie tak. W głowie mam chmarę myśli zupełnie niepasujących do siebie. Takich, z których mozaiki nie sposób ułożyć choćby szczątkowej odpowiedzi.
Wyłaniam się zza kępy krzewów, by stanąć w pewnej odległości od mężczyzny. Na tyle daleko, by jeszcze nie musieć patrzeć mu w oczy. Nie wiem jakich uczuć odbicie w nich zastanę. Tu przynajmniej mam jakiekolwiek, choćby i złudne, szanse.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
10-19-2025, 17:00
Kornwalia od zawsze była dla niego domem; to tutaj zaczerpnął pierwszy oddech na tym świecie, i to tutaj zawsze wracał; zbudował własną rodzinę i mierzył się z przewrotnym losem w otoczeniu łagodnych wzgórz, dzikich klifów i nieustępliwego morza. Trzy lata temu przeniósł się z córką do Falmouth, zamieszkując w domostwie niegdyś pełniącym funkcję letniej rezydencji dla rodziny Lestrange. Po niewielkim odrestaurowaniu przestarzałych wnętrz mógł śmiało stwierdzić, że to tutaj był najszczęśliwszy; z dala od surowych spojrzeń rodziców i pozostałych członków rozległej familii. Dobrze było zostawić demony przeszłości za sobą; dawało to poczucie ulgi i stabilności w świecie nieustannych zmian.
Nie mógł spodziewać się, że właśnie tutaj – w jego prywatnym raju – demony odnajdą go same.
Wrócił do domu ledwie godzinę przed zachodem słońca; później niż zwykle, bo Ministerstwo organizujące zjazd absolwentów w Hogwarcie dopinało detale do końca i każdy pracownik zdawał się niezbędnym. Odkąd Audelia przebywała w szkole, dom pogrążony był w ciszy; poza okazjonalnymi odwiedzinami Oriany (która wkrótce miała nazywać to miejsce własnym) lub Jaspera, mógł odczuć coś na kształt samotności – przywitał ją jednak jak starego przyjaciela, nie obawiając się chwil spokoju. Machnięciem różdżki zapalił światła w salonie i nalawszy sobie szczodrą szklaneczkę ognistej whisky, zrzucił z ramion marynarkę i rozwiązał krawat. Wyjął z teczki dokumenty ostatniej prowadzonej sprawy i przeglądał protokoły z umiarkowanym zainteresowaniem; znał już szczegóły na pamięć, ale wrodzona skrupulatność nakazywała dodatkowe przygotowania. Popijał alkohol niespiesznie, delektując się smakiem; był zupełnie zrelaksowany i nieświadom niebezpieczeństwa czyhającego w pobliżu.
Aż do chwili, gdy po jego plecach nie przebiegł dreszcz.
Początkowo uznał to jedynie za przejaw wyziębienia – ostatecznie wiatr był tutaj zawsze porywisty i zdążył się do tego przyzwyczaić. Rozsiadł się wygodniej, ignorując odczucie; dopóki nie nadeszło znów.
A potem jeszcze raz.
I kolejny.
Przypomniał sobie wówczas, że to odzew zaklęcia ochronnego rzuconego na dom; Lestrange wyjątkowo mocno cenili sobie prywatność, a stare zaklęcia odnawiał osobiście przed wprowadzeniem się. To, co odczuł, było sygnałem – że ktoś znalazł się za blisko, od strony ścieżki prowadzącej w dół ku plaży Maenporth. Zwykle nie oznaczało to niczego poza normą, bo ciekawscy mugole zapuszczali się czasem poza kraniec widocznej dla nich ścieżki, lecz nadal nie trafiali do domu Atticusa, niezdolni go dostrzec; tym razem jednak przeczucie było inne. Zerwał się na równe nogi, odstawił szklankę na stolik i podwijając rękawy koszuli – z różdżką w gotowości w prawej dłoni – skierował kroki do wyjścia.
Początkowo dostrzegł jedynie to, co widział niemal codziennie; iście niebiański widok klifów, okraszony złocistymi promieniami słońca; w tej krótkiej chwili uznał, że może jednak mu się wydawało, że zmęczony umysł płatał mu figle – ale wtedy go dostrzegł.
Ostatnią osobę, której się spodziewał.
Przed oczyma momentalnie stanęła mu twarz tego skurwiela Eara; echo dawnej obietnicy i potwornie potężny dług, który u niego zaciągnął. Atticus zacisnął palce mocniej na rękojeści różdżki, z której posypały się ostrzegawcze, zielone iskry; akurat w momencie, gdy pytanie Lysandra przecięło powietrze. Nawet nie pamiętał już do końca o co chodziło w sprawie, w której mu pomógł, bo chciał to wymazać z pamięci; nie był fundacją charytatywną i musiał się sporo natrudzić, by oskarżenie nie zbrukało kartoteki Hatleya – nie zmieniało to jednak faktu, że wstawił się za kimś, z kim – w teorii – nic go przecież nie łączyło.
- Masz tupet pojawiając się w moim domu. Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać?
Głos Lestrange’a był zwodniczo spokojny, ale nie odrywał spojrzenia niebieskich oczu od mężczyzny; stał kompletnie nieruchomo, nie zmniejszając dystansu między nimi. W gruncie rzeczy kupował sobie jedynie nieco czasu, nic więcej; potrzebował chwili, by ułożyć strategię i wymigać się od odpowiedzi, których nie chciał udzielać.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-26-2025, 23:10
Nie znam go. Patrzę przez pryzmat nazwiska i tego, co przywarło doń niemal permanentnie. Lestrange nie kojarzy się z miłosierdziem. Ba.. rzec można, że stoi niemal w opozycji do tego boskiego przymiotu, bo co jak co, ale altruizm i pragnienie dobra obcych ludzi nie łączy się z polityką wyznawaną przez tenże ród. Musi mieć interes, ale myśl ta jest równie absurdalna co wcześniejsza. Nie ma przecież we mnie rzeczy, które mogłyby go interesować. Tym bardziej, że po samej sprawie rozpłynął się niczym cień i już nigdy później nie miałem z nim wątpliwej przyjemności obcowania. I zapewne właśnie tak powinno pozostać. Powinienem zapomnieć i uznać zdarzenie za łut szczęścia. Za ciekawością zwykle stoją przecież kłopoty, a tych nie potrzebowałem w swoim życiu więcej.
Urwana myśl nie dawała mi jednak spokoju, paliła, wierciła dziurę we wnętrznościach i Merlin jeden raczy wiedzieć co jeszcze. Świadomość niedomkniętej figury jątrzyła tylko strach, że pewnego dnia przeszłość upomni się o mnie, najprawdopodobniej w najmniej oczekiwanym momencie. Dlatego ja, marny Lysander Hatley, postanowiłem wyjść tym zdarzeniom naprzeciw, samemu pchając się w paszczę lwa. Bo jak inaczej nazwać to, co próbowałem właśnie uczynić?
Odnaleźć Lestrange nie było aż tak trudno, przynajmniej nie mnie – posiadając kontakty z przeszłego życia mogłem dotrzeć tam, gdzie zwykły czarodziej być może nie miałby sposobności. Więc… Oto jestem.
Dbam o dystans z niezwykłą pieczołowitością, bo podskórnie czuję, że nie mam wielkich szans z tym niemalże dwumetrowym mężczyzną, którego spojrzenie potrafi zmrozić. Widziałem to już wtedy, gdy pojawił się podczas mojej sprawy. Kiedy przez ledwie ułamek chwili mogłem go oglądać. Nic więcej, nawet połowy zamienionego słowa i już wiedziałem, że z takimi jak on zwykle się nie dyskutuje. A przede wszystkim – nie stawia się warunków i oczekiwań, że cokolwiek polubownie wyjaśnią. Dlaczego więc łudziłem się, że będę potrafił cokolwiek wskórać?
Przełykam nerwowo ślinę. Wiosenny powiew zmieszany z wonią wieczornej rześkości omiata moją twarz, a złote promienie powoli zaczynają być nabrzmiałe od bardziej pomarańczowych, czerwonych wręcz tonów. Słońce zanurza się w tafli wody. Jest naprawdę przepięknie i myślę sobie, że wśród podobnych krajobrazów można by wyzionąć ducha z odrobiną przyjemności. Zaciskam palce, obręcze pierścieni zgrzytają sucho. Nozdrza poruszają się miarowo, a ja wciąż patrzę na Lestrange’a z gotowością, by w razie konieczności próbować się wycofać. Ale przecież nie po to tu przyszedłem, nie po to tyle zachodu i podjętego ryzyka. Muszę wiedzieć. Muszę mieć nawet najbledsze pojęcie o tym, co stało za jego decyzją. Nienawidzę poczucia zależności, tego, że komuś jestem coś winien. Nawet w tak absurdalnej sytuacji. Nie mam nic, co mogłoby go skusić.
— Nie tylko ty potrafisz dokonać niemożliwego — mówię, układając na ustach uśmiech. Moje słowa są zdecydowanie na wyrost. To przecież nic niewykonalnego (zapewne jednak odbijającego się echem w pewnych środowiskach). Chcę wzbudzić jakiś efekt, ale przecież takim czymś go nie zastraszę. Ale prawda przecież jest taka – ktoś tak marny jak ja potrafił dostać się do oazy spokoju Atticusa Lestrange.
Przestępuję z nogi na nogę, zaplatam dłonie na piersi, intuicyjnie poszukując namiastki poczucia bezpieczeństwa. Z kieszeni sterczy mi różdżka, której chwilowo nie chcę nawet dotykać. To zbyt ryzykowne.
— Chcę tylko wiedzieć dlaczego. Po co? Czego ode mnie chcesz… lub co cię skłoniło… — W momencie powzięty już miesiące temu pomysł zdaje mi się całkowicie absurdalnym. — Po co Lestrange wkłada tyle wysiłku w to, aby wybawić od kary człowieka będącego nikim. — Bo dla niego tym właśnie jestem. Nie potrafię zrozumieć, a bardzo chcę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
11-10-2025, 00:15
Nawet cudowne okoliczności natury nie były w stanie zlikwidować napięcia; nawet bezpieczny dom za plecami nie dawał już poczucia bezpieczeństwa. Nawet w najgorszych koszmarach nie podejrzewał, że ktoś – a już w szczególności osoba, z którą nie chciał mieć nic wspólnego – odnajdzie jego domostwo z taką łatwością. Gdyby nadal mieszkał w rodowej rezydencji, taki incydent nigdy nie miałby miejsca; nie w momencie, gdy pozostali członkowie rodziny trwaliby w gotowości pomocy. Teraz jednak Atticus był sam, za przeciwnika(?) mając kogoś, kogo zupełnie nie znał. Nie wiedział nic o możliwościach Hatleya, o jego ambicjach, planach i marzeniach.
A to czyniło Lysandra potencjalnym zagrożeniem.
Palce odruchowo zacisnęły się mocniej na rękojeści drzewca wiązu; miał wrażenie, że otoczenie zareagowało, posyłając mocniejszy podmuch wiatru wprost w stronę nieproszonego gościa. Atticus trzymał jednak nerwy na wodzy, a bynajmniej starał się to robić; twarz nie zdradzała niczego, ale czujne spojrzenie niebieskich oczu śledziło każdy, nawet najmniejszy ruch przybysza.
Hatley jednak nie sięgnął po różdżkę.
Nie zmniejszył też dystansu.
W teorii mógłby uznać więc, że mężczyzna nie stanowił bezpośredniego zagrożenia. Gdyby Audelia była w domu, Lestrange nie zawahałby się ani sekundy i zaatakował; teraz jednak nie podjął żadnego kroku w kierunku wszczęcia potyczki.
Hatley może i był osobą, na którą w normalnych, codziennych okolicznościach Atticus nigdy nie zwróciłby uwagi; musiał jednak przyznać, że Lysander miał jaja wielkości tłuczków, skoro przybył tutaj sam.
A potem nadeszły pytania.
Na twarzy pojawił się grymas zniecierpliwienia, ale w głębi duszy poczuł niepokój. Nie chciał odpowiadać; nie chciał wyjaśniać i zagłębiać się w przeszłość, od której najchętniej odciąłby się grubą kreską i nigdy do niej nie wracał. Ear wiedział za dużo; Ear jako jedyny posiadał wiedzę, która mogłaby raz na zawsze go pogrążyć. Lestrange zawsze dotrzymywał słowa, i wywiązał się z obietnicy z nawiązką; ocalił Lysandra przed wyrokiem i co otrzymał w zamian?
Jedno wielkie gówno.
- Nic od ciebie nie chcę – odparł natychmiast, niespiesznym krokiem ruszając w stronę mężczyzny. Nie schował różdżki, jeszcze nie; intencja groźby nadal wisiała w powietrzu, gdy celowo pozbawiał Lysandra przestrzeni – krok po kroku, metodycznie, coraz to bliżej. – Ale powinieneś nauczyć się, że niektórych pytań lepiej jest nie zadawać. Uznajmy, że tamtego dnia tchnęło mnie sumienie – kąciki ust drgnęły w kpiącym uśmiechu. – Albo jeszcze lepiej, pro bono, jeśli wolisz.
Zatrzymał się.
Dzieliło ich może dziesięć, piętnaście kroków; mógłby bez trudu policzyć błyskotki na palcach potencjalnego przeciwnika, ale zamiast tego skupił wzrok na jego twarzy, próbując odczytać emocje; dostrzec chociażby przejaw okrucieństwa, który nazbyt często dostrzegał w osobie Eara.
A także w sobie samym.
Mógłby dodać coś więcej, mógłby prowokować, mógłby zastraszyć; ale w jego umyśle pojawiła się nagle myśl kłująca niczym drzazga.
Czy Ear nawiązał z nim kontakt?
Samemu nie wiedział wiele; od momentu ucieczki Ear jakby zapadł się pod ziemię i Atticus zyskał nikłe poczucie bezpieczeństwa. Widok Lysandra tuż przy jego domu rozwiał wszelkie ułudy spokoju, na jakie do tej pory sobie pozwolił.
- Odpowiem na twoje pytanie, panie Hatley, jeśli ty zrobisz to samo – odezwał się nagle, opuszczając różdżkę; nadal jej nie schował, ale dał wyraźny sygnał zmiany intencji. – Jakieś wieści od wuja?
Teraz dopatrywał się reakcji, która sama w sobie mogła być odpowiedzią; jeśli Lysander zdecydowałby się na wybranie milczenia, odpowiedź udzieliłaby się sama.
Obydwoje nie mieli czasu do stracenia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:58 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.