• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Sklep magibotaniczny "Senny Fruwokwiat"
Sklep magibotaniczny "Senny Fruwokwiat"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-12-2025, 11:47

Sklep magibotaniczny "Senny Fruwokwiat"
Zaprasza do niego duży drewniany szyld w kształcie fruwokwiatu w amarantowym kolorze, ozdobiony złotawym napisem układającym się w nazwę przybytku. Po przekroczeniu drzwi wejście nowego klienta zapowiada wesoły dzwonek, ani za głośny, ani za cichy, a od pierwszego kroku w nozdrza uderza bukiet przepięknych kwiatowych woni. Główne pomieszczenie składa się z różnych alejek, stworzonych w sposób organiczny - poprzez ułożenie donic oraz podłużnych drewnianych stołów zastawionych mniejszymi naczyniami. W każdej donicy pyszni się zdrowa roślina, a choć zdecydowana większość z nich to gatunki magiczne, to w swojej ofercie sklep posiada też różne rodzaje pozbawione czarodziejskich właściwości. Opłatę można uiścić przy ladzie, na której dumnie spoczywa tytułowy bohater - leniwie kołyszący się w tę i we w tę fruwokwiat. Stricte pracownicza część sklepu to tylna sala, gdzie znaleźć można gatunki wymagające szczególnej opieki, a dalej także całkiem spory segment szklarniowy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-25-2025, 20:02
Leonie parsknęła szczerze, mile zaskoczona odpowiedzią klientki. Ustawianie pozostałych pracowników teatru jak najbardziej pasowało do odciśniętego w jej wyobraźni portretu Colette, jej dynamicznej i pochłaniającej wszystko emocjonalności, jej prawdy, która aż wylewała się z gestów, być może wzięta właśnie z płomienia francuskich genów. Gdyby sama znalazła się na drugim końcu otrzymywanej reprymendy, Merlinie, szybko spopieliłaby się ze strachu przed kimś tak pewnym siebie. I poniekąd właśnie tego zazdrościła Colette: swobody, pasji sączącej się z porów skóry, życia emanującego z ruchów jej kończyn, determinacji rozpalającej spojrzenie... Niegdyś sama taka była. Była, dopóki on jej tego nie odebrał. Stał się kubłem wody wylanym na jej ogień, wygryzł z jej ciała optymizm i pozwolił czerwiom marazmu wypełnić pustkę, którą po sobie zostawił.
- Leonie. Leonie Figg - przedstawiła się i w spóźnionym powitaniu kiwnęła jej głową, podpytując przy okazji o personalia samej czarownicy. Może powinny były od tego zacząć, lecz biorąc pod uwagę nieustępliwą prędkość potrzeby, która kierowała Colette przy wyborze Sennego Fruwokwiatu, dobrze, że nie traciły czasu na wstępną kurtuazję. - Byłabym zachwycona. Naprawdę - stwierdziła i ze zdumieniem odkryła, że mówi szczerze.
Jak dużo czasu minęło od ostatniego razu, gdy gościła na publiczności w teatrze, nawet maleńkim? Jak dużo czasu minęło, od kiedy jej wieczorów nie wypełniały jedynie gwarne portowe tawerny, a zapas galeonów nie topniał w zatrważającym tempie? Dawna Leonie lubiła oglądać balet, lubiła nawet odtwarzać poznane taneczne podstawy, a to, co z niej zostało, niosło już tylko prochy pięknych wspomnień. W jej rozkrwawionym sercu odezwała się znajoma tęsknota za tym, co było kiedyś; za zapierającymi dech taktami muzyki niosącej ciała w niemal nadludzkich kompozycjach, za swoją niezniszczoną jeszcze ufnością... Za dniami, które już przeminęły. I które nie wrócą.
Skinąwszy w odpowiedzi na polecenie Rineheart, dopisała kwestię adresu dostawy w księdze zamówień, pewna, że dla portowych chłystków dystans nie będzie żadną przeszkodą. Zawsze wywiązywali się z obowiązków ze starannością, bo oni - jak wszyscy w Cardiff, wszyscy na świecie - także chcieli zarobić. Kilka potknięć wystarczyło natomiast, żeby stracić zaufanie handlarzy zwracających swe zapracowane spojrzenia ku młodzieńczej braci.
Ich najpewniej także nigdy nie będzie stać na granatowca złocistego, tak jak podejrzewała, iż może się to okazać trudno dla na pierwszy rzut oka lepiej sytuowanej Colette.
- Rozumiem. Cóż, w każdym razie ten należy do pani - podkreśliła pokrzepiająco, wskazując ponownie na roślinę, którą zaraz miała się zająć, poszukać dla niej osobnego pakunku, zabezpieczyć odpowiednio na czas transportu. Szef Leonie dbał, by na wyposażeniu Sennego Fruwokwiatu nie brakowało gatunków trudno dostępnych oraz egzotycznych, a jej nawet nie śniło się zapytać, skąd ma kontakty, by sprowadzić tu aż dwóch przedstawicieli owej odmiany. - Nic się nie stało! Cieszę się, że mogłam pom-- - urwała, obdarzona złożonymi na policzkach całusami, których absolutnie się nie spodziewała i które tchnęły w skórę mrowiący delikatnie rumieniec. Och, Merlinie.
Nie wydusiła z siebie nic więcej. Jedyne, co zdołała zrobić, to pomachać malcowi przez szybę sklepowej witryny, o którą Helga oparła się pożegnalnie łapami.

zt x2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
10-08-2025, 18:38
6 marca


Kiedy w prywatnym ogródku lub małej szklarni pani Lian zabrakło lub po prostu nie było konkretnych roślin, które akurat potrzebowała do stworzenia maści lub eliksiru leczniczego, zaopatrywała się w jednym miejscu. Sklep magibotaniczny Senny Fruwokwiat był waśnie takim miejscem. Nie znajdował się jakoś specjalnie daleko od apteki, więc był w dogodnej lokalizacji dla starszej pani, zwłaszcza, że jego asortyment był naprawdę pokaźny. Przeważnie pani Lian sama chodziła tam na zakupy, czasami jednak Keith robił to za nią. Chociaż tyle mógł zrobić aby odwdzięczyć się za całą dobroć, którą mu okazała. Zwłaszcza, że osobiście lubił przebywać w tym sklepie z dwóch powodów, pierwszym i najważniejszym była Leonie, która była tam pracownicą. Znali się jeszcze z czasów szkolnych, zawsze mieli dobrą, a nawet bardzo dobrą relację. W szkole można było powiedzieć, że traktował ją jak starszą siostrę, której nigdy nie miał. Sporo mu pokazała i nie raz razem spędzali czas w szklarni gdzie mogli rozmawiać o roślinach godzinami lub po prostu plotkować i śmiać się ze swoich żartów. Była jednym z głównych powodów dlaczego wspominał Hogwart tak dobrze, jako jedyna tak naprawdę wiedziała jak wyglądała jego sytuacja w domu w tamtym czasie. Drugim powodem były naturalnie rośliny, którymi się interesował i zawsze z chęcią dowiadywał się o nich nowych rzeczy.
Tego wieczora właśnie postanowił wyręczyć panią Lian. Miała do odebrania paczkę sadzonek Pykostrąga i Dyptamu jesioniolistnego, bo akurat zużyła wszystko co miała w swoim posiadaniu. Ciekaw był jakie maści i eliksiry tym razem będzie tworzyć staruszka. Zaopatrywali się u niej różni ludzie, nie tylko z jej otoczenia, więc często miała pełne ręce roboty. Croft czasami jej pomagał, kiedy miał oczywiście czas, bo jednak praca w restauracji zajmowała większość jego dnia, zawsze było coś do zrobienia i często wracał do swojego pokoju na poddaszu i padał na łóżko by obudzić się następnego dnia i na nowo zejść na dół.
Jako, że miał się pojawił w sklepie po godzinach, liczył się uda mi się może zobaczyć jakąś nową roślinę, której do tej pory nie widział, może pozwolą mu w końcu zajrzeć na zaplecze. Czasami miał wrażenie, że za każdym razem kiedy tam przychodził mieli coś nowego. Pewnie było to mylne wrażenie i po prostu nigdy nie miał wystarczająco dużo czasu aby przejrzeć cały asortyment, lubił jednak tak myśleć. Jako, że rzadko kiedy zostawał przy swoim naturalnym kolorze włosów, a miał dobry humor, postawił dzisiaj na trochę szaleństwa. Kiedy wychodził przez tylne wyjście z restauracji, jego włosy miały jasny, prawie biały kolor, były również zdecydowanie dłuższe niż normalnie. Związał je w fikuśny koczek, zostawiając trochę puszczonych wolno. Oczy jednak zostawił już swoje, chociaż kusiło go przez moment aby zmienić ich kolor na jasno niebieski lub fiołkowy.
Na miejsce dotarł jakieś dwadzieścia minut po zamknięciu sklepu. Z głównej ulicy wydawało się, że nie ma nikogo w środku, ale kiedy wszedł na tyły, gdzie znajdowało się podwórze, zauważył, że na zapleczu pali się światło. Co prawda spodziewano się pani Lian, jednak już tyle razy odbierał jej zamówienia, że raczej nikt się nie zdziwi, że to on pojawi się w drzwiach zamiast staruszki.
Zapukał dość donośnie do drzwi na tyłach sklepu.
- To ja, Keith, przyszedłem odebrać zamówienie. - powiedział na tyle głośno by słychać go było po drugiej stronie drzwi, kiedy usłyszał zbliżające się do nich kroki wewnątrz.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-12-2025, 18:56
Opluła ją mandragora. I chociaż mógłby być to metaforyczny frazes, wyrażający niechęć rośliny do współpracy, niestety nie - wyciągana z ziemi sadzonka, przypominająca pomarszczone niemowlę, chlusnęła w kierunku Leonie nabraną do zaskakująco przepastnego aparatu gębowego glebą, a kiedy brązowy kleks plasnął o materiał ogrodniczek, rozdarła się tak głośno, że bębenki, mimo zabezpieczenia nauszników, groziły samozapłonem. To bardzo miłe, że Harris odpowiedzialny za przesadzenie ich w zeszłym miesiącu tak doskonale wywiązał się z zadania, że ani nie zabezpieczył ich zaklęciem wyciszającym (co Leonie przewidziała, stety bądź nie, decydując się przezornie założyć nauszniki), ani nie upewnił się, że jest im w donicach dostatecznie komfortowo, by nie próbowały siać chaosu w ramach zemsty za niedogodne warunki bytu.
Nie był to odosobniony przypadek nieuwagi jej nieco starszego kolegi, z którym od dłuższego czasu pracowała na dwie zmiany. Nie było to też zaskakujące, że z ich dwójki to jej przypada więcej dni w rozpisce tygodniowych zmian. W zasadzie tak przywykła do porażek współpracownika, że kiedy coś mu wychodziło, czuła się dogłębnie zdumiona (i on także powinien).
Podczas gdy ścierała z ręki zaciek spleśniałej gleby, żeby móc potem bez wstrętu sięgnąć po różdżkę, Leonie zastanawiała się, czy gwoli wyrównania rachunków powinna wycelować w Harrisa mimbulus mimbletonią i jej cuchnącą wydzieliną. Z drugiej strony: nie chciała stresować rośliny, ani nawet marnować jej soku na kogoś tak bujającego w obłokach - by nie powiedzieć niekompetentnego - jak on. Zapewne gdyby nie był spokrewniony z właścicielem, Harris nigdy nie dostałby tu pracy, ale nawet cierpliwość nepotycznego kierownika musiała mieć jakieś granice. Wystarczyło je przeczekać. I modlić się, żeby Harris w następnej kolejności nie zajmował się jadowitą tentakulą.
Dzwoneczek przy drzwiach zadzwonił już po godzinach zamknięcia, Leonie spodziewała się zatem zaprzyjaźnionej klientki mającej odebrać zamówienie. Pani Lian nie lubiła zachodzić do sklepu w trakcie otwarcia, a była na tyle ujmująca, że zielarka nie miała problemu z wpuszczeniem jej wieczorną porą, tym bardziej, że tak czy siak musiała zostać dłużej, by uporać się z dodatkowymi zadaniami. Na szczęście mandragora już nie dokazywała: obłożona zaklęciem wyciszającym wylądowała w nowej, odpowiednio dużej (notuj, Harris) donicy, gdzie z pewnością będzie jej wygodnie, z ręki Leonie zniknęła też niezbyt uroczo pachnąca plama, a zaklęcie uporało się z pobrudzonym frontem znoszonych ogrodniczek. Na jej policzku widniała jednak skaza powstała już później, ciemnobrązowa smużka ziemi, siostra bliźniaczka nieco większej na szyi. Ożywiła się, słysząc głos dobiegający z głównej sklepowej sali; mały Keith dawno temu dorobił się specjalnego miejsca w jej sercu i chociaż nie wiedział, z jakiego powodu pewnego dnia przepadła jak kamień w wodę, oraz dlaczego pół roku później wróciła wychudła, cicha, złamana i bardziej lękliwa, cieszyła się, mając go u swojego boku.
- Keith, chcesz herbaty? - zawołała do niego tuż przed tym, jak wyłoniła się zza progu, ale gdy tylko skierowała na niego wzrok, zatrzymała się raptownie, zmrużyła oczy i wzięła się pod boki. - Merlinie, myślałam, że to jednak pani Lian. Co ty masz na głowie? - spytała podejrzliwie. Mleczny odcień oraz specyficzne uczesanie odbierały mu młodości, nie pomagał nawet brak zmarszczek gniotących skórę twarzy, żeby wyglądał na swoje dwadzieścia trzy lata.  Z jednej strony cieszyła się, że Croft coraz śmielej czuł się z darem metamorfomagii, lecz z drugiej czasem obawiała się, że ściągnie to na niego kłopoty. Gorsze, niż w dzieciństwie. Gorsze, niż w szkole.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
10-13-2025, 16:00
Nacisnął na klamkę zaraz po tym się odezwał, a ta poddała się pod jego dłonią. Tyle razy był tutaj już po zamknięciu, że w zasadzie to czuł się jak u siebie. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi, po czym rozejrzał się po wnętrzu, a łagodny uśmiech wpłynął na jego usta. Naprawdę mógłby spędzać tutaj całe godziny i nigdy nie miałby dość. Zatrzymał się już przy pierwszej alejce i zaczął dokładnie czytać plakietki pod roślinami, które stały na półkach. Mimbulus Mimbletonia, Trzepotka, Pykostrąk i Zębate Geranium. Zwłaszcza ta druga podobała mu się najbardziej. Zawsze zachwycały go te motyle kwiatki, które niestety było mu dane zobaczyć jedynie w książkach jako, że nigdy nie miał okazji być świadkiem jej kwitnięcia. Stanął jednak na przeciwko Pykostrąku i nachylił się lekko do kwiatu chcąc się dokładniej przyjrzeć świecącym pakom. W ostatnim momencie powstrzymał się aby ich nie dotknąć, wiedząc czym to może grozić. Z pewnością dostałby za to niezły ochrzan. Wyprostował się jednak szybko czując jak zapach dociera do jego nosa, nie chciał tutaj skończyć z zawrotami głowy.
Słysząc znajomy głos za swoimi plecami uśmiechnął się szeroko.
- Z przyjemnością! - powiedział głośno obracając się w kierunku przyjaciółki z uśmiechem widniejącym na ustach - Wiadomo kiedy rozkwitnie Trzepotka? Oddałbym wszystko żeby zobaczyć ją w pełnej krasie. - spytał od razu, ale po chwili uniósł brew ku górze słysząc kolejne słowa Leonie - Ale o co chodzi? - spytał początkowo nie mając pojęcia co ma na myśli.
Dopiero po chwili przypomniało mu się jaki postanowił dzisiaj przybrać image. Przejechał dłonią po włosach, po czym uśmiechnął się pod nosem.
- Nie wiem co ci się nie podoba. Wyglądam bardzo dobrze, moje lustro mi to powiedziało. - pokręcił głową z rozbawieniem.
Chociaż zmianę włosów i oczu miał tak naprawdę opanowane do perfekcji nie korzystał ze swoich umiejętności codziennie. Mimo wszystko wymagało to od niego nadal sporo energii i przeważnie pozwalał sobie na utrzymanie efektu kilka godzin, a potem wracał do naturalnego wyglądu. Chociaż nie ukrywał, że najlepiej czuł się właśnie w jasnych włosach, może nie tak jasnych jak dzisiaj, bo dzisiaj było to typowe eksperymentowanie, ale taki ciemny blond najlepiej mu się nosiło. Nie zmieniało to jednak faktu, że z przyjemnością rozwijałby swoje umiejętności w tym zakresie. Dużo czytał o metamorfomagii i wiedział, że jeśli tylko by mógł, byłby w stanie zmienić dużo więcej niż tylko włosy i oczy.
- Ranisz moje uczucia. - złapał się teatralnie za serce i przybrał usta w podkówkę, jednak było widać po oczach jak bardzo rozbawiony jest w tym momencie - Ale dobrze, jak ci się nie podoba, to nie. - westchnął niby to rozczarowany po czym lekko potrząsnął głową, a włosy przybrały naturalny, czarny kolor, nie zrezygnował jednak z ich długości - Teraz pasuje? - uniósł brew ku górze.
Podszedł do Leonie i przez moment przyglądał się jej uważnie, by po chwili lekko, opuszkiem palce zgarnąć jej z policzka i szyi pozostałości ziemi.
- Stoczyłaś jakąś walkę na śmierć i życie na zapleczu? - zaśmiał się wycierając palec o materiał spodni - Na szczęście wyszłaś z niej zwycięsko widzę. - dodał z rozbawieniem puszczając jej oczko.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#15
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-16-2025, 19:38
Po mandragorze ledwo uwinęła się z przesadzaniem dyptamu, któremu za pomocą magii zapewniali warunki podobne do upstrzonego refleksami słońca górskiego zbocza, oraz z odratowaniem ewidentnie nadtopionego egzemplarza, a na następną garść uwagi czekała już czyrakobulwa, z której Leonie musiała odciągnąć ropę. Odwiedziny przypadły więc na bardzo fortunny moment oddechu między zadaniami, zaś dobiegające z głównej części sklepu pytanie zachęciło do zachichotania pod nosem. Oczywiście, że właśnie tego nie mógł doczekać się Keith.
- Nawdychałeś się? - skontrowała, odkładając narzędzia ogrodnicze i wycierając dłonie o w miarę czystą szmatkę. Gdyby na progu Sennego Fruwokwiatu stał ktokolwiek inny, pewnie pochyliłaby się też nad koniecznością doczyszczenia skórek w dwóch paznokciach, ale z Croftem znali się zbyt długo, by miała z takiego powodu odczuwać skrępowanie. - Nawet jeśli naprawdę chciałbyś zobaczyć jej kwiaty, "wszystko" to trochę wygórowana cena za tę przyjemność. Dlatego obstawiam, że zauroczyła cię jak wila. A ma do tego talent, jeśli spróbujesz jej powąchać - kontynuowała po drodze do pomieszczenia, gdzie czekał na nią szok w postaci dobranej przez przyjaciela fryzury. Srebrnej jak blask księżyca, tak świetlistej, że niejedna zjawa mogłaby mu tego pozazdrościć. W tej postaci wyglądał niczym bohater z baśni, strażnik starej świątyni, młody ciałem, lecz leciwy duchem; albo jak personifikacja białego jelenia, kolejnego częstego motywu legend i mitów.
Leonie mogła docenić ów  detal jego wizerunku, gdy ostygło pierwsze zaskoczenie, jednak strach o to, jak niepożądaną uwagę mogłoby to do niego przyciągnąć, nadal tkwił w jej myślach niczym wbita zbyt głęboko drzazga. Mimo że Croft każdego dnia stawał się w Cardiff bardziej "swój", nie brakowało tu ludzi zmuszonych okolicznościami do krótkich odwiedzin, marynarzy ściągających do portu na najwyżej kilka dni, zbyt długo przebywających na wodach, by nie czuć słodkiego zewu bijatyk i lokalnych trunków. A przy mężczyznach nieprzewidywalnych łatwo zostać skrzywdzonym.
- Często rozmawiasz ze swoim lustrem, Keith? - spytała z równie teatralną powagą, prawie jak uzdrowiciel zbierający wywiad o historii dolegliwości swojego pacjenta. Nie chciała go urazić i wiedziała, że nie dostrzegł w niej tego rodzaju intencji; co najwyżej wyczytał z jej twarzy troskę o to, czy nie stanie się mu nic złego. Kiedy byli młodsi, jeszcze sześć lat temu, była zbyt roztrzepana i nieroztropna, by poddawać się strachowi; teraz praktycznie nim oddychała. - Mhm, już prawie nie przypominasz pani Lian - oceniła i uśmiechnęła się zaczepnie, po czym zaprosiła go gestem za sobą do zamkniętej części Sennego Fruwokwiatu. Przy okazji sięgnęła do podłużnej kieszeni w ogrodniczkach, chwyciła różdżkę i nakreśliła nią prosty wzór inkantacji ryglującej drzwi na klucz; zaproponowała mu herbatę, a skoro nie spodziewała się poza nim nikogo innego, zamierzała zabezpieczyć ich przed cudzym wtargnięciem. Przed kimś nieproszonym. - Niestety nie, ale uwierz, że gdybym miała dzisiaj w zasięgu rąk mojego pożal się Merlinie współpracownika, walczyłabym jak gladiator. Ten człowiek mnie wykończy. Powiedz, czy to fizycznie możliwe, że ktoś wyhodował w swojej czaszce gumochłona zamiast mózgu? - poskarżyła się płomiennie, ledwo tłumiąc ochotę na wyrzucenie ramion nad głowę w geście załamania. - Nie dalej jak dwa tygodnie temu zjadł dwa liście raptuśnika. Dwa. Przecież w zielarskim abecadle przy literze "A" jak byk widnieje komunikat "ażebyś mi nie zjadł, tłumoku, liścia raptuśnika, bo umrzesz ze śmiechu, a Leonie z zażenowania", to nie, on nie wie nawet tego - narzekała, dotknięta do żywego niekompetencją Harrisa. Jeśli cierpliwość właściciela Fruwokwiatu jeszcze nie została nadszarpnięta, musiał to być prawdziwy cud. Albo i nie, bo to nie szef zajmował się gaszeniem pożarów swojego niezbyt rozgarniętego krewnego, tylko ona. - Jaką chcesz herbatę? - zakończyła, rumiana na policzkach z emocji. Może to dobrze, skoro ostatnio tak rzadko czuła cokolwiek innego, niż pustkę, nie oddając się hazardowi ani szumu alkoholu...
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#16
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
10-18-2025, 20:48
- Nie zdążyłem na szczęście, wystarczająco szybko się opamiętałem. - pokręcił głową z uśmiechem, będąc z siebie zadowolony.
W szkole lekcje z zielarstwa zawsze pasowały mu najbardziej, odnajdywał się w tym i zawsze chętnie brał udział w zajęciach. Czasami po godzinach przeglądał różne książki, ale nie w bibliotece, a w zaciszu własnej sypialni. Nigdy nie był typem ucznia, który potrafił spędzać godziny w bibliotece. Było tam dla niego za cicho, po prostu tam się nudził. Z resztą uczeń też nie był z niego wybitny. Prześlizgnął się przez siedem lat edukacji, w większości na farcie, zdając egzaminy na zadowalającym poziomie, ale nie na takim aby miejsca pracy się o niego biły. Teraz jednak, im starszy był, zaczynał żałować, że nie przykładał się do nauki. To właśnie teraz nadszedł czas kiedy potrafił zatonąć w książkach, poświęcić dużo czasu na studiowanie właściwości roślin i ich zastosowanie w medycynie, która ostatnimi czasy stała się dla niego czymś na wzór pasji.
- A ciebie nie? - uniósł brew ku górze - Zawsze zastanawiałem się czy podczas rozkwitu, motylki się ruszają albo nawet świecą, błyszcząc pod wpływem światła. Ponoć tak, ale książki nigdy nie były w stanie odwzorować tego fenomenu odpowiednio. - uśmiechnął się kiwając głową - Coś co możesz zobaczyć tylko raz na sto lat…to niesamowita rzecz…ale może masz racje, może faktycznie „wszystko” to trochę przesada. Ale na pewno dałbym dużo aby móc być tego świadkiem.
Roześmiał się na jej kolejne słowa. Może nie rozmawiał z lustrem za często, ale jednak bywały takie momenty kiedy spędzał przed nim dużo czasu. Zwłaszcza kiedy kombinował ze swoim wyglądem. Wiedział, że nie może za bardzo przesadzać, metamorfomagia nie była często spotykanym darem i przez wielu nadal była uważana za swojego rodzaju wynaturzenie. Nie rzadko uprzedzenia do ludzi z tymi zdolnościami były podszyte zazdrością, że bez użycia różdżki i skomplikowanych zaklęć mogli zmieniać swój wygląd. Mało kto jednak zdawał sobie sprawę ile czasu i poświęcenia wymagało od metamofromaga utrzymanie efektów, które stworzyli. Może być to dar, ale z pewnością miał on swoją cenę. Keith przekonał się o tym niejednokrotnie, nie tylko w szkole, ale również i po za nią.
- Czasami mi się zdarza. - mrugnął do niej nadal rozbawiony, po czym już ruszył za nią na zaplecze.
To tam się działa największa magia. To tutaj trzymali gatunki, których nie wystawiali w głównej sali i mało kto tak naprawdę wiedział co Fruwokwiat ma w swoim asortymencie, oprócz tego co było ogólnie dostępne dla klientów. Gdy tylko przekroczył próg tego królestwa zaczął się rozglądać zafascynowany, a jego spojrzenie zatrzymywało się na każdej doniczce. Kiedy nacieszył już oczy, oparł się o jeden ze stołów i spojrzał na Leonie, dokładnie słuchając jej słów.
- Wiesz co nie wiem…ale w sumie nie byłbym zdziwiony. - pokręcił głową z rozbawieniem, a słysząc jej historię o kompletnie zdurniałym współpracowniku zrobił duże oczy - Dwa? Merlinie, jeden to już kompletny debilizm, a dwa…no brak mi słów. - westchnął ubolewając nad głupotą człowieka, który pracując w sklepie z roślinami nie zna podstawowych zasad bezpieczeństwa, już jeśli nie roślin, to samego siebie - Rozumiem, że go nie lubimy i nim gardzimy, tak? - uniósł brew ku górze aby się upewnić.
Specjalnie użył liczby mnogiej. Jeśli Leonie kogoś nie lubiła, jeśli miała wrogów, tym samym on również. Więź jaka ich łączyła od czasów szkolnych była jedyna w swoim stylu. Była dla niego jak starsza siostra, zawsze obok, zawsze gotowa go wesprzeć, stanąć po jego stronie. Jako jedyna tak naprawdę wiedziała co działo się w jego domu kiedy nie był w szkole. Był jej za to dozgonnie wdzięczny, nie sądził aby kiedykolwiek jej się za to wszystko odpłacił. Kiedy zniknęła na pół roku, nie odpisywała na jego listy, które i tak wysyłał, przynajmniej raz na dwa tygodnie, bardzo się niepokoił. Pracował wtedy dla ojca, ale nigdy o niej nie zapomniał. Kiedy miał okazje starał się dopytywać o nią wspólnych znajomych, ale nikt nie był w stanie mu nic powiedzieć. Chciał jej szukać, ale nie miał jak, nie miał pojęcia gdzie zacząć. Gdy w końcu się do niego odezwała prawie wyskoczył z butów. Chciał wiedzieć wszystko, co się z nią działo, ale prosiła by nie pytał. Uszanował jej prośbę, nawet jeśli widział wyraźnie, że to co się wydarzyło miało na nią wielki wpływ. Nie miał zamiaru jej opuszczać mimo wszystko, miał przy niej trwać jak ona trwała przy nim przez te wszystkie lata.
- Wszystko jedno, może być zielona jak masz. - skinął głową uśmiechając się przy tym łagodnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#17
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-20-2025, 14:08
- Mam w domu książkę z bardzo ładną i szczegółową ilustracją trzepotki w rozkwicie, ruchomą. Mogę ci pożyczyć - zaproponowała pogodnie w odpowiedzi na rozważania Crofta. Jego ciekawość miała w sobie ciepło, prostoduszność i zwykłą ludzką dobroć, i między innymi dlatego go kochała. Leonie zawsze cieszyło, kiedy widziała, że ktoś odnosi się do roślin z szacunkiem oraz uważnością, patrzy na nie zafascynowany, jest ciekawy ich świata nie w sposób inwazyjny, tylko współistniejący - a Keith właśnie taki był. Dzięki metamorfomagii potrafiłby wyglądać jak łobuz, ale żadna transformacja nie przykryłaby delikatnego serca bijącego w jego piersi, pełnego dziecięcej samotności, odrzucenia i wrażliwości, która przez to w nim powstała. Tego nie mógłby w sobie zmienić. Nie chciała, by nawet próbował. Mieć w swoim otoczeniu kogoś tak bezpiecznego było dla niej rzadkością, dlatego lgnęła do człowieczeństwa Keitha jak ćma nienasycona bliskością płomienia. - To nie to samo, co zobaczenie kwiatów na żywo, wiem. Ale trudno powiedzieć, czy dożyjemy jej rozkwitu - westchnęła. Długość magicznego żywota była zasadnie większa niż mugolskiego, więc może mieliby szansę, gdyby właściciel nie zaimportował trzepotki po okazyjnej cenie ze względu na jej niedawne obrodzenie. Inwestycja pewnie się nie zwróci. Z drugiej strony chyba żadne z nich, ani właściciel, ani ona, ani nawet mało rezolutny Harris, na to nie liczyli. W Sennym Fruwokwiecie roślina będzie zwyczajnie bezpieczna; poczeka tu do kolejnego zakwitnięcia, otoczona opieką i dbałością (Leonie zamierzała dopilnować, by Harris trzymał się od niej z daleka).
Policzki piekły ją od żarliwości rumieńca rozbudzonego przez zdawaną Keithowi relację, potem też przez szczęście z jego braterskiej lojalności. Do niedawna pracowała sama i była z tego zadowolona, dawała radę mimo zmęczenia, nie potrzebując dodatkowej pary rąk. A teraz? Nie dość, że miała na głowie sklep, to na dodatek musiała ratować metaforyczne pożary zainicjowane przez Harrisa, który za każdym razem uśmiechał się przepraszająco i obiecywał, że więcej się to nie powtórzy.
- Na szczęście był na tyle przytomny, żeby skończyć jeść, kiedy zrozumiał, że od dłuższej chwili nie może przestać się śmiać. Wiesz, za chichot z połowy liścia nie miałabym do niego pretensji, sama kiedyś tak zrobiłam, ale jak pomyślę, że mogłabym przyjść do sklepu i natknąć się na niego w agonii, albo gorzej... - urwała i odpędziła ciężkie myśli pokręceniem głową. Bała się tej ewentualności. Harris był niebezpieczny dla roślin, ale bywał też zagrożeniem dla samego siebie, co Croft w mig zrozumiał; jak bardzo byłaby przerażona, odnajdując jego ciało? Choć śmierć od lat nuciła do niej tęskne kołysanki, Leonie obawiała się jej ostateczności. Pustej, pozbawionej duszy skorupy. Ostatniego reliefu cierpienia odciśniętego na zawsze w zastygłych zwłokach.
Irytował ją, co nie znaczyło, że poza huraganem emocji życzyła mu źle.
Zamrugawszy szybciej, pozbyła się spod powiek tego wyobrażenia i przeszła do małego aneksu pomieszczenia, ulokowanego we wnęce nieopodal donicy z dorodną draceną. Trzymała tam płaszcz i resztę swoich rzeczy, zaś na półkach przytwierdzonych do ściany można było znaleźć przeróżne blaszane puzderka z herbatami. Ich ścianki zdobiły wymyślne ilustracje, niekiedy ukazujące dalekie strony świata. - Nudy - obwieściła kapryśnie i posłała Croftowi krzywy uśmiech, ciągnący za prawy kącik ust. - Niedawno dostaliśmy czarną herbatę z rabarbarem i żurawiną, zaparzę ci - zdecydowała, kilkoma machnięciami różdżki nastawiając wodę w czajniku do zagotowania i przygotowując kubek w malowane słoneczniki. Sama Leonie jeszcze nie dopiła swojej wiśniowo-bananowej porcji, wcześniej zajęta pracą; napar pewnie już wystygł, ale to jej nie przeszkadzało. - Co u ciebie, Keith? - zagadnęła, podając mu jakiś czas później gotowy napój. Troska spozierała z jej spojrzenia, nieumiejętnie ukryta... Albo w ogóle nieukryta, nie miała powodu udawać, że los przyjaciela nie leży jej na sercu.
Zostawiwszy mu w ramach gościnności wygodne drewniane krzesło, lekko bujane nie tyle z intencji, co przez wykrzywione upływem czasu nóżki, sama zajęła miejsce na palecie, siadając po turecku. Ogrodniczki zapewniały jej swobodę ruchu, nie musiała obawiać się odsłonięcia kolan czy podwijania się materiału; Leonie sięgnęła potem po swój kubek, ciemnoniebieski, zdobiony malunkami truskawek i malin, i uniosła go w geście imitującym toast. Za spotkanie. Za kolejny przeżyty dzień.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#18
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
10-27-2025, 19:09
Rośliny zawsze go przyciągały, czuł się przy nich po prostu bezpiecznie. No może z wyjątkiem tych bardziej krwiożerczych, ale z nimi też potrafił sobie radzić. Nie zmieniało to jednak faktu, że kiedy przebywał wśród flory nie musiał niczego udawać. Mógł być sobą, mógł nucić pod nosem, podskakiwać w rytm wymyślonej melodii, mówić rzeczy, których normalnie zatrzymywał dla siebie. One nie oceniały, nie patrzyły na niego krzywo, nie wyśmiewały za pochodzenie. Czuł się wśród nich po prostu bezpiecznie, jak mało kiedy. Nie chodziło o to, że był odludkiem, ciągnęło go do ludzi, lubił przebywać wśród nich zarażać ich dobrym humorem i poprawiać ich dzień jeśli miał taką sposobność. Jednak mimo wszystko przez te wszystkie lata nauczył się ostrożności i w pełni zaufał jedynie kilku osobom, jedną z nich, jedną z najważniejszych, była właśnie Leoni.
- Jeśli jest to lepiej przedstawione niż w starych szkolnych podręcznikach to z przyjemnością pożyczę i poczytam. - pokiwał ochoczo głową na jej propozycję - No cóż, może nie doczekamy rozkwitnięcia tej konkretnej, ale kto wie, może kiedyś wpadnie nam w ręce egzemplarz, który wcześniej zaszczyci nas tym wydarzeniem. Nigdy nie wiadomo. - puścił jej oczko z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
Jej zaróżowione policzki dokładnie mu mówiły ile emocji wywołała w niej sytuacja z niekompetentnym współpracownikiem. Leoni, którą znał miała dobre serce i nikomu nie życzyła źle, no chyba, że naprawdę zaszedł jej za skórę, ale nawet wtedy nie chodziło o śmierć delikwenta. I chociaż zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że była na niego zła za jego głupie postępowanie nie chciałaby aby stało mu się coś strasznego. Keith wiedział jak to jest, sam siedział pod drzwiami pokoju, w którym jego ojciec dokonywał żywota i nie mógł z tym nic zrobić. Doprowadzało go to do szału, jednocześnie również przerażało. Śmierć była czymś nieuniknionym, żadne z nich nie mogło przed tym uciec, jednak odchodzenie w agonii czy spowodowanej śmiechem czy wyniszczającą organizm chorobą było czymś kompletnie innym niż spokojne odejście we śnie.
- Też kiedyś próbowałem, w szkole…to była kompletna głupota, ale było zabawnie dla mnie w każdym razie, pielęgniarce wcale nie było do śmiechu. - pokręcił głową z lekkim rozbawieniem na wspomnienie swojego wybryku kierowanego chęcią zaimponowania innym.
To był jedyny raz gdy zrobić cos takiego, picie tego obrzydliwego antidotum przez trzy dni, a potem tygodniowy szlaban skutecznie wybił mu z głowy kolejne głupie pomysły.
- Bedę po żurawinie sikał, ale niech będzie. - zaśmiał się zajmując miejsce na chybotającym się krześle, zajmując odpowiednią pozycję aby nie doprowadzić do całkowitej zagłady mebla.
Przyjął od Leonie kubek z ciepła herbatą i przez moment grzał o niego dłonie. Przez moment zastanawiał się co u niego słychać. Jego rozkład dnia był raczej przewidywalny, pracował praktycznie codziennie, z pojedynczymi dniami wolnymi, wieczorami, ale nie codziennie, imprezował albo chociaż szedł na piwko lub dwa, ewentualnie siedem, do tawerny gdzie przeważnie spotykał się ze znajomymi. Nic niesamowitego można by rzec. Po chwili jednak sobie o czymś przypomniał i uśmiechnął się szeroko.
- Ale nie mów nikomu na razie okey? Jestem w kontakcie z pewnym uzdrowicielem, namiary dał mi jeden z marynarzy, powiedział, że jego umiejętności są nieprzeciętne plus też należy do Akolitów i można do niego uderzać. Będę od niego pobierał nauki, znaczy jeszcze się nie spotkaliśmy, ale mam nadzieję, że jednak się zgodzi, bo zrobił to tak mniej więcej w listach. - powiedział podekscytowany patrząc na przyjaciółkę z szerokim uśmiechem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#19
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-29-2025, 12:06
Łuk uśmiechu delikatnie zmarkotniał, przygasł, snując się za lekkim kiwnięciem, którym odpowiedziała na możliwość obejrzenia innej trzepotki w rozkwicie. Prawdę powiedziawszy Leonie nie dawała sobie za dużo czasu. Miała wrażenie, że żyje pożyczonymi latami, w zamrożonej chwili, która zaczyna się skraplać, cieknąc po ksylofonie żeber kroplami traconej nadziei. Pozornie zadowolona ze swojego życia i przyzwyczajona do Cardiff, traciła cząstkę siebie każdej nocy, kiedy potem wstawała z obolałą głową, a treść sakiewki mogła przeliczyć na poniesione przy karcianym stole porażki. On cały czas wracał do niej w snach, zatruwał sobą Leonie, kiedy zaczynała myśleć, że może nie czuje się tak źle i przyszłość stanie się spokojniejsza, przypominał doskonale wymierzone zaklęcie, tnące nadzieję na pół. Oczywiście nie mówiła o tym wszystkim Keithowi. Nie chciała go martwić, nosił na swoich barkach wystarczająco dużo problemów, tęsknot, żalu i złości, ale nie zmieniało to faktu, że za każdym razem, kiedy patrzyła w jego migdałowe oczy, zastanawiała się, co by poczuł, gdyby okazało się, że ona po prostu... nie dała już rady.
Z drugiej strony Croft stracił już za wiele. Słabość rozchodząca się w jej kończynach, płynąca wraz z krwią, napotykała opór skrupułów, gdy przed oczami stawały twarze przyjaciół - Keitha pogrążonego w pełnej złości żałobie po ojcu, Morty'ego, który mógłby to przewidzieć i nie zdążyć zatrzymać przeznaczenia, zgaszonej twarzy Oriany, wyrzucającej sobie przeoczenie sygnałów proszących o pomoc, wreszcie też Moiry, poukładanej i opanowanej w obliczu docierającej do niej wiadomości, ale gdzieś w środku mierzącej się ze smutkiem. Tłumaczącej małemu Harry'emu, czemu nie może już zobaczyć ulubionej kuzynki. Te wyobrażenia trzymały ją przy życiu, mimo że nie, nie spodziewała się zobaczyć na własne oczy kwiatów trzepotki.
- Wiesz, zaczynam myśleć, że Harris po prostu nie przeżył młodości i teraz, jako dorosły osioł, musi się wyszaleć. Tylko czemu kosztem ludzi z jego otoczenia? I Merlinowi ducha winnych roślin - stwierdziła marudnie, słysząc o podobnym doświadczeniu Keitha. Adolescencja rządziła się swoimi prawami, oni doświadczyli głupot na własnej skórze, wyszumieli się, zostawiając nastoletnią głupotę w przeszłości. A ten ciołek? Najwidoczniej nie. - To zdrowe - zaśmiała się z jego odpowiedzi co do napoju, zajęta parzeniem. - Jaką najdziwniejszą herbatę ostatnio piłeś? - spytała, potem podawszy mu kubek i zająwszy miejsce na zbitej z drewna palecie, z której niecałą godzinę temu wyjęła doniczki nowych plangentinkek. - Nasz szef pasjonuje się zdobywaniem ciekawych mieszanek. Nie wiem, skąd je bierze, ale niektóre są naprawdę przepyszne - wyjaśniła obecność dziesiątek blaszanych pudełek, wypełniających półki w socjalnym kąciku.
Leonie oparła się plecami o ścianę, patrząc na Keitha, gdy ten zbierał myśli. Cieszyło ją to, że młodszy czarodziej wydaje się wyglądać zdrowo: jego twarzy nie brakowało kolorów, nie widziała cieni malujących purpurą smug pod jego oczami, a spojrzenie miał pogodne, wyraźnie czymś podekscytowane. Czym - tego dowiedziała się po chwili, odpowiadając mu szerokim uśmiechem. Praktyki, o których mówił, były dla niego ważne od dnia śmierci ojca, wiedziała o tym; przez tamtą bezsilność chyba nigdy nie chciał już czuć się bezsilnym w obliczu cudzego cierpienia.
- No proszę - zacmokała wesoło. - Jeśli ma trochę oleju w głowie, na pewno się zgodzi - stwierdziła, nie mając pojęcia, że już niebawem sama przekona się o mądrości, empatii i dobroci Jaspera Prince. Że jego bliskość uratuje ją od gryzących duszę demonów. - Dasz radę pogodzić nauki z pracą w Krewetce? - upewniła się jednak, bo nie byłaby sobą, gdyby nie martwiła się o jego samopoczucie, kiedy do obecnych obowiązków dojdą kolejne. - A jak tam sprawy sercowe, co? - dodała za moment, zatrzymując na nim niby niewinne, a jednak zaczepne i figlarne spojrzenie. Kawalerstwo Keitha długo nie potrwa, była tego pewna - albo przynajmniej nie powinno.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#20
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
11-04-2025, 18:34
Może nie był najostrzejszą kredką w piórniku, ale doskonale wiedział, że już nigdy w życiu nie chce patrzeć na cierpienie najbliższych. Wbrew wszystkiemu co sam o sobie myślał, był dobrą duszą, której zależało na szczęściu i dobrobycie wszystkich dookoła. Czasami zdarzało mu się zapominać o swoim, ale nie przejmował się tym. Po tym co przeżył siedząc pod drzwiami pokoju, w którym trawiony chorobom szalał jego ojciec nie chciał by ktokolwiek inny musiał przez to przechodzić. To właśnie wtedy, tamtego dnia kiedy stał nad trumną ojca, którego nawet nie dane mu było zobaczyć, poprzysiągł sobie, że jeśli tylko nadarzy się okazja, już nigdy nie będzie się obijał i weźmie się do roboty nad sobą aby kiedyś być w stanie uczynić czyjeś życie lepszym. Gdyby tylko wiedział jakie demony nawiedzały Leonie, gdyby tylko wtedy bardziej się zainteresował, że przestała się odzywać, z całą pewnością zrobiłby wszystko aby ją odnaleźć, aby uratować ją od tego czego zmuszona była doświadczyć. Może i na nią nie naciskał, nie zmuszał do zwierzeń, ale mimo wszystko widział. Spostrzegł nie raz jak odpływa myślami, jak jej oczy gasną. I chociaż nie pytał, to widział, że to co przeżyła miało na nią duży wpływ, że coś w niej umarło w tamtym momencie. Nie zmieniało to jednak faktu, że kochał ją jak siostrę, była dla niego jak rodzina i gdyby tylko powiedziała słowo zrobiłby wszystko co w jego mocy by jej pomóc. Nigdy nie pozwoliłby aby cokolwiek jej się stało.
- To całkiem możliwe…ale tak jak mówisz, nawet jeśli tak jest to nie ma prawa zagrażać wszystkim i wszystkiemu dookoła. Nawet dorosły dzieciak powinien mieć chociaż minimum poczucia odpowiedzialności. - pokręcił głową dmuchając herbatę, jednocześnie obracając kubek w dłoniach aby nie poparzyć się gorącą porcelaną - Zdrowe? No wiem, przynajmniej będę wiedział, że mam zdrowe nerki jak będę w nocy latał do łazienki. - zaśmiał się cicho kręcąc głową z rozbawieniem.
Zamyślił się na chwilę nad jej pytaniem. Przez restauracje przetaczało się wiele dziwnych naparów i herbat, jako, że pan Hao sprowadzał je z Singapuru i Chin przez zaprzyjaźnionych marynarzy i przewoźników. Miał wrażenie, że pił już wszystkie, które mu wpadły w ręce podczas swoich zmian, jednak żadnej nie nazwałby mianem „najdziwniejszej”.
- Hm…wiesz co…pani Lian ostatnio zrobiła mi może nie dziwną, ale ciekawą herbatę. Robiło się ją z żółtych pąków z Huoshan. Miała taki słodki ale zarazem pieczony aromat jeśli wiesz co mam na myśli, a jak się jej napiło to na początku było takie wrażenie na języku jakby skóra się ściągała, a moment później czuło się jej przyjemny, kwiatowy smak. - pokiwał lekko głową i w końcu wziął łyka z kubka - Podobno najlepsze zbiory mają miejsce w kwietniu przed sezonem deszczowym i z tych pąków aromat jest najbardziej wyrazisty. Nie mam pojęcia jak pani Lian w ogóle zdobyła te pąki, ale jak doskonale wiemy ona, tak samo jak pan Hao mają swoje dojścia. - zaśmiał się cicho lekko wzruszając ramionami - Czasami lepiej nie pytać. - puścił jej oczko, ostrożnie opierając się o krzesło, cały czas mając na uwadze, że jest ono średnio stabilne.
Cieszył się na te lekcje. Była to dla niego przepustka do lepszej przyszłości, możliwość zdobycia większej wiedzy. Co prawda lubił swoja aktualną pracę, ale jednak jeśli udałoby mu się zdobyć więcej doświadczenia w dziedzinie magii leczniczej i ziołolecznictwa, z całą pewnością mógłby nie tylko pomagać innym, ale również dodatkowo na tym zarobić.
- No na razie wyraził chęć spotkania i omówienia wszystkiego osobiście, więc jestem dobrej myśli. - pokiwał głową z uśmiechem - Myślę, że tak. Mam te dni wolne i jeśli tylko będzie dostępny to przy dobrych wiatrach wtedy będziemy się spotykać, a uczyć się mogę po nocach, kilka godzin snu mi w zupełności wystarcza. Najwyżej ograniczę trochę imprezowanie. - poruszał zabawnie brwiami by po chwili zatrzymać dłoń z kubkiem w połowie ruchu - Jakie życie sercowe? - uniósł brew ku górze - Doskonale wiesz, że jestem wolnym ptakiem. Związki mnie nie interesują, za duże zobowiązanie to raz, a dwa, po co się ograniczać? Dobrze mi tak jak jest, wiesz, może nie jestem jakiś casanova czy coś, ale nawet nie wiesz ile panien przyciąga ta egzotyczna buźka. - zaśmiał się odchylając się do tyłu, aż po chwili musiał złapać więcej równowagi kiedy krzesło zachwiało się niebezpiecznie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:15 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.