• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Ministerstwo Magii > Windy
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
05-25-2025, 17:00

Windy
Rząd masywnych, kutych z metalu klatek, które poruszają się z charakterystycznym szczękiem łańcuchów i dźwiękiem trzaskających elementów. Drzwi każdej windy to ażurowe, żelazne kraty ozdobione symbolami poszczególnych departamentów. Wnętrze wyłożone jest ciemnym drewnem, a na ścianach zawieszono ruchome plakaty z ogłoszeniami, listami gończymi i ostrzeżeniami. Winda porusza się z szarpnięciem, zgrzytem i nagłym przyspieszeniem – podróż nią przypomina bardziej lot na rozwścieczonym hipogryfie niż spokojną przejażdżkę. Każdej zmianie piętra towarzyszy charakterystyczny dźwięk dzwonka, a przyjazny kobiecy głos ogłasza aktualny poziom – od Departamentu Tajemnic po Główne Atrium. Czasem można usłyszeć w korytarzach plotki, że niektóre windy same wybierają właściwe dla gości piętra według swoich osobistych preferencji.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
10-06-2025, 17:11
20 marca 1962 roku

Znasz to uczucie? Przeczucie, które wżyna się w podświadomość, zalęga się w umyśle niczym pasożyt w trzewiach. Rozrasta się, zakaża całą przestrzeń i pożywia się kolejnymi czynnikami. Zaczynało się niewinnie – od niepokojącego wrażenia. Zignorowała to, nie pozwoliła sobie na jakże bliskie zabobonom zwyczaje. Potem były kolejne objawy tłoczącej ją choroby – niewolniczego przekonania, że coś było nie tak. Twardych dowodów brakowało, logicznych struktur pozwalających na objaśnienia również. Pozostawała ona i jej przeczucie, za każdym razem, gdy rozmawiali wzmacniające się.
Może dlatego, że jej nie lubił? Rozpoznawała to w momentach rzadkiego aktu szczerości z jego strony, w spojrzeniu, gdy przez ułamek sekundy prawda się objawiła. Słowa były mu opoką, rzadko zdradzały, lecz nawet tutaj przez ostatnie kilka lat mogłaby znaleźć dowody jego braku sympatii. Postawiła już nawet diagnozę, co było przyczyną. Nie mogła się tego pozbyć, tacy jak ona byli brudni do samej krwi.
Starała się go unikać, ograniczać ekspozycje na jego kontakt. Nie żeby mieli dużo powodów, lecz w jednym departamencie trudna była do wyeliminowania całkowicie szansa na spotkanie. W ramach konsultacji sprawy, gdy przenosiła się ona z śledztwa na forum sądu – jeden z najbardziej newralgicznych momentów, w których dobrze było wiedzieć w jaki sposób podejść do postępowania. Wiedziała od Bonesa, że przesłał wiadomość o potrzebie rozmowy. Brzmiało niekomfortowo poważnie, musiało dotyczyć sprawy Winstona, którą prowadziła. Młodzieniec, który pod wpływem klątwy stracił zmysły i postanowił zaatakować sklep na Pokątnej z zastosowaniem czarnej magii. Medialna, głośna i niejednoznaczna – złoto dla jednych, katorga dla drugich.
Oparła się ciałem ścianę windy, zamykając przez chwilę oczy w oddaniu przysłuchując się rozmownym szeptom, które świstały obok jej ucha. Nie myślała o niczym, poranek był wystarczająco ciężki i frapujący, że moment odpoczynku zdawał się ukradzionym z chronologii zdarzeń. A może chodziło o Fawley? Śledztwo dopiero ruszyło, lecz to nazwisko ponownie wyjęte z sypialni archiwum przykuwało uwagę. Kolejny panicz z jego problemami świata, oczekujący na szybkie wykonanie rozkazów. Odnotowała w głowie, że musiała napisać do patologa, aby przesłał jej wyniki sekcji Thomasa Botta. Poczuła lekkie uderzenie w ramię, jedno spojrzenie w obok i gotowa była do wyjścia z windy.
– Panie Lestrange – kacie, sprawco i sędzio, co za spotkanie. Skinęła głową, żegnając się z nadziejom, że owa rozmowa zakończy się w momencie dostania się na ich piętro. Może kierował się do Ministra Magii? Zdawał się być osobą, która lubiła grać z większymi rybkami. – Wracam właśnie z terenu. Słyszałam, że chciał Pan porozmawiać?
I ona miała nadzieje, że kiedy to nastąpi będzie to wybrana przez nią pora i miejsce. Nie miała jednak luksusu wyboru, musiała improwizować. Czuła na sobie wzrok okolicznych pobratymców, którzy obserwowali wydarzenia z wyraźnym podekscytowaniem. Sieć plotek w ministerstwie zawsze była najszybszą metodą przekazywania informacji. Sprawniej niż magia, która bytowała z nimi na co dzień.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
10-07-2025, 19:24
Zalet pracy w Ministerstwie było wiele; od papierkowej roboty, którą szczerze lubił, po pewną decyzyjność, którą mógł się szczycić po awansie. Co prawda posada zastępcy szefa podwydziału nie była szczytem jego ambicji, lecz ledwie kolejnym schodkiem na drabinie hierarchii; Atticus wiedział, że ciężka praca na rzecz wydziału popłacała, więc nie zamierzał ustawać w wysiłkach, by zaprezentować się przełożonym z jak najlepszej strony. Z tego powodu bardzo często sam przejmował inicjatywę i brał na siebie dodatkowe obowiązki; sięgał po te sprawy, które jego koledzy zbywali machnięciem ręki, uznawszy je za zbyt problematyczne bądź czasochłonne. Nierzadko były to też sprawy nieprzynoszące żadnych korzyści poza rozwiązaniem – a dla wielu współpracowników była to zbyt mała i nieważna nagroda, by w ogóle brudzić sobie ręce.
Nie wiedział dlaczego, ale ze wszystkich możliwych wątków, które nadal były w toku – wybrał te należące do Franceski Goldsmith; ich relacja bywała na tyle napięta, że nierzadko po spotkaniach z tą kobietą spędzał w palarni więcej czasu, niż powinien, paląc jednego za drugim, i w ten sposób zwalczając narastającą irytację. W jej przypadku nic nie było proste i nie pozwalało klasyfikować się w odcieniach czerni i bieli; nie potrafił jej określić ani zdefiniować. Z racji urodzenia i tego, co wpojono mu od najmłodszych lat, powinien gardzić Francescą; wedle ideologii Grindelwalda, w którą szczerze wierzył, kobiecie należał się szacunek bez względu na status krwi. I być może podjęcie decyzji byłoby łatwiejsze, gdyby nie ona sama; nie to, w jaki sposób na niego patrzyła; to, jak zadzierała głowę, jakby była królową tych korytarzy, a nie ledwie pyłkiem na wietrze.
Czasem jednak igranie z ogniem okazywało się korzystną strategią – a to właśnie ona była kluczem do spraw, które w przyszłości mogły okazać się wyjątkowo sprzyjające karierze.
Wkroczył do windy i gdy ta ruszyła ze znajomym zgrzytem mechanizmów, z niewielką uwagą przysłuchiwał się rozmowie dwóch czarownic za plecami; wolał nie rozpraszać się niepotrzebnymi plotkami, chociaż i te zdawały się czasem nieść ziarenko ciekawej informacji. Gdy winda zatrzymała się i do środka wkroczyła Francesca, skinął jej głową na powitanie, siląc się na wymuszony uśmiech.
- Panno Goldsmith – przeniósł zobojętniałe spojrzenie plakaty na ścianie windy, chwilowo skupiwszy uwagę na listach gończych; jakby ich treść faktycznie była niezwykle pasjonująca. – Owszem, chciałbym poruszyć kilka kwestii. Pozwoli pani, że porozmawiamy na miejscu.
Krótko, zwięźle i na temat; nie miał zamiaru zdradzać niczego w postronnym towarzystwie. Odruchowo zerknął przez ramię na plotkary, i momentalnie w windzie zapadła lodowata cisza – przerwał ją dopiero miły, kobiecy głos, informujący o dotarciu do Departamentu Przestrzegania Prawa.
- Panie przodem.
Gestem ręki zachęcił Francescę do wyjścia; ostatecznie doskonale wiedziała, że ich rozmowa miała toczyć się w jego gabinecie. Gdy opuszczali windę i kierowali się na miejsce, mógłby przysiąc, że szepty chwilowych współtowarzyszek podróży przybrały na intensywności.
Aż żałował, że nie miały usłyszeć tego, co faktycznie miał do powiedzenia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
10-12-2025, 17:05
Pamięta, gdy pierwszy raz zrozumiała swoje położenie.
W drugim tygodniu szkoły, gdy blondwłosy ślizgon z wyższego rocznika z impetem zderzył się z jej ramieniem na korytarzu. Bezpardonowo, niezapowiedzianie i jakby rozbijając na szklane odłamki jej całkowite poczucie przynależności. Ciche przeklniecie, słyszalne tylko dla jej własnych uszu.
Szlama
Niezrozumiałe słowo, tak obco brzmiące i nie pasujące do ich słownika. Nie pojmowała całego historycznego znaczenia jego wypowiedzi, emocjonalnego nacechowania, które chciał jej przekazać. Po czasie był to dla niej klarowny komunikat, który przyporządkowywał jego nadawców do miana przeciwników, wrogów i problemów, które mogli jej sprezentować. Wtedy brzmiało dziwnie, nieswojsko pielęgnując język. Było jednak wystarczająco niewinne, że nie pojęła pełnej złowrogości jego działań. Wtedy chciał pokazać jej miejsce, zabrać poczucie bezpieczeństwa i nadać jej status tego „innego”. Zabrać wszystko, co miała nadzieje w Hogwarcie uzyskać.
Ostatecznie okazało się, że czarodzieje brytyjscy, jak wszyscy przedstawiciele gatunku ludzkiego mieli potrzebę kategoryzowania ludzi i dzielenie miarą lub cechą, która pozwala jednym czuć się lepiej. Mugole używali religii lub koloru skóry, czarodzieje umiłowali się w pochodzeniu i wszech wiecznej obsesji na punkcie czystości krwi.
Atticus Lestrange miał najbardziej szanowany rodowód brytyjskiego czarodzieja, krew tak błękitną, że mało kto mógłby uwierzyć, że w zasadzie czerwoną. Musiał być wyjątkowy, nieprawdaż? Tak pielęgnowane korzenie przecież musiał chociaż czasem przynieść sukces, pozwolić na objawienie prawdziwych talentów. Częściej miała kontakty z przedstawicielami mugolskich elit, zakochanych w starym imperium, które nikło na ich oczach. Alianci wygrali wojnę, lecz Wielka Brytania zdawała się osiągać krew swojej wybitności. W nich również odnajdywała te poczucie zagrożenia, widmo nowego świata, w którym schodzą na dalszy plan. Pochodziła jednak rodziny, która zawsze sobie radziła – gdy wyrzucali ich z Anglii za niemieckie korzenie, uciekając z Francji przed najazdem nazistów i w końcu wracając do kraju, gdzie sięgano po nowe inwestycje, metody zysku w czasach rewolucyjnych. Ta umiejętność przystosowania się była ich największym skarbem, który pozwolił im przetrwać gdziekolwiek byli. Czy ród Lestrange posiadał podobne cechy? Stary, wielki i naznaczony przeszłą wzniosłością, skostniały do samej głębi.
– Spodziewam się, że jest to istotne – skomentowała w wątłej próbie wybadania z czym przyjdzie jej się zmierzyć tego popołudnia. Jego słowa sprawiły, że szumne szepty wypełniły windę, jego nazwisko i znaczenie wyprzedzały jego osobę. Podobno Lestrange może kiedyś osiągnąć wielkie rzeczy; stanowiska, o których zapewne marzył w zakątkach swego gabinetu. Ciąg plotek, który docierał do jej uszu jasno kreował go, jako personę, której karierę powinna śledzić. Dawno jednak pojęła, że im auror trzymał się dalej od polityki tym lepiej dla jego własnej kariery. Plugawiła ona wszystko, co dotknęła; szansę, które dawała nie wynagradzały zagrożeń i etycznych konwulsji, która mogła przynieść. Nie można było jednak pozostawać ślepym i głuchym, zawsze wiedziała skąd wieje wiatr, a gdzie zbliżała się burza. Co to znaczyło dla takich jak ona, że poglądy prezentowane przez takich ludzi ponownie zdobywały ich scenę polityczną? Przyglądała mu się z boku, tacy jak on będą decydować o ich świecie. Potrząsnęła głową, wszelkie rozterki, które chaotycznie królowały w jej umyśle zostawiła ze sobą w windzie. Jak zawsze pełen kurtuazji, wyuczonych sztuczek, które układały jego zachowanie. Wychodząc z windy, prowadząc ich prostą drogą do jego drogocennego królestwa była już w pełni skupiona na bitwie, którą przyjdzie jej zmierzyć.
Fawley, Winston, Fawley, Winston, Fawley, Winston
A może jakaś trzecia opcja, która ją niepociesznie zaskoczy?
– Wspomniał Pan o kilku sprawach – niepokojącej liczbie mnogiej, która łączyła ich zawodowe istnienia. W jego gabinecie, miejscu, które spodziewała się, że było tylko przystankiem dla niego przed wyruszeniem na wyższe piętra.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
10-19-2025, 15:20
Nazbyt często przyłapywał się na tym, że był rozdarty; rozdzierany przez wybory i decyzyjność, przez wychowanie i to, w co sam chciał wierzyć; okrutnie niezdecydowany w kwestii, która powinna określać go jako błękitnokrwistego czarodzieja.
Słowo szlama poznał szybko, jeszcze jako dzieciak, zanim jego stopa postanęła na szkolnych korytarzach Hogwartu; pamiętał jak dzisiaj moment, w którym po raz pierwszy usłyszał je od ciotki, która niemalże je wypluła – nadając zlepkowi liter jakiegoś nowego, nieczystego znaczenia. Towarzyszył jej wtedy na Pokątnej, jej i kuzynowi starszemu o dwa lata; wybrali się po szkolną wyprawkę, przeglądając podręczniki i wybierając nowe szaty. Był znużony jak cholera i szukał jakiegoś zajęcia, a wtedy całkowitym przypadkiem wpadł na innego chłopca – noszącego wyraźnie sprane, źle zacerowane ubrania, stojącego w sklepie w towarzystwie wysłannika Ministerstwa. Atticus miał przede wszystkim zapamiętać jego oczy; szeroko otwarte w szoku na widok szat, które same odkładały się na wieszaki i magicznych miar otaczających sylwetki klientów. „Stłuczka” była jego absolutną winą, ale i tak ciotka dostała szału, wykrzykując przekleństwa na przemian z tym nowym, nieprzyjemnym słowem, którego prawdziwy wydźwięk poznał po powrocie do domu.
Brudni. Niegodni. Splamieni.
Później, w szkole, słowo samo padało z jego ust ku zachwytowi kolegów i koleżanek; niczym strzała wypuszczona wprost w niewinną, sparaliżowaną strachem ofiarę. Był więc jak wszyscy inni, przekonany o własnej wspaniałości z powodu bycia członkiem długiego, czarodziejskiego rodowodu; nikt nigdy nie próbował nawet przekonać go, że mógł – podobnie jak rodzina – tkwić w błędzie.
W późniejszych latach w rezydencji coraz to głośniej popierano idee Grindelwalda, który głosił coś zupełnie innego, i Atticus był zmuszony zmienić dotychczasowy pogląd na kwestię czystości krwi; na studiach otaczał się innymi Akolitami, a tam nikt nie pytał o korzenie.
I tak było chyba lepiej.
Pracował z Francescą już od jakiegoś czasu, i jej osiągnięcia były z pewnością warte uwagi i godne każdej pochwały; jednak jakaś część jego samego, ta, którą zamknął przed światem w momencie nazwania się Akolitą – nakazywała dystans. Nadal uśmiechał się do niej uprzejmie, zwracał grzecznie i słuchał uważnie; ale nie potrafił w pełni przełamać wątpliwości.
- Inaczej nie marnowałbym Pani czasu.
Krótki komentarz padł w odpowiedzi na jej uwagę; milczał w trakcie dalszej wędrówki do gabinetu, co jakiś czas witając współpracowników skinieniem głowy bądź rzuconym naprędce pozdrowieniem. Gdy znaleźli się na miejscu, Atticus zamknął za nimi drzwi i wskazał Francesce krzesło; sam usiadł za biurkiem, od razu sięgając po teczkę z dokumentami ze schludnie ułożonego stosu.
- Brakuje mi sprawozdania z postępów odnośnie sprawy Winstona – zaczął od razu, nie odrywając wzroku od dokumentacji. – Wspomniała Pani, że była w terenie. Chodzi o niego czy Fawleya? – na krótką chwilę podniósł spojrzenie na Goldsmith. – Obydwie sprawy posuwają się za wolno. Jestem zmuszony spytać o potrzebę wsparcia. Czy zaoferowano kogoś do pomocy?
Jeśli nie, był bardziej niż gotów, by podsunąć kobiecie któregoś stażystę; nadgorliwego i zawsze chętnego do pomocy, choć niekoniecznie użytecznego. Ministerstwo bardzo ostrożnie lawirowało wokół postępowań w toku, a szczególnie tych przyciągających medialną uwagę; Atticus osobiście wolał czuwać na tym, by pewne informacje nie wyciekły zbyt wcześnie.
- Chciałbym posłuchać wniosków, nawet tych niekoniecznie jeszcze podpartych dowodami. Szczególnie proszę skupić się na Winstonie… A potem przejdę do jeszcze jednej kwestii.
Z wewnętrznej kieszeni szaty wyjął różdżkę i machnął nią krótko, wypowiadając zaklęcie; czysty pergamin i pióro uniosły się po jego prawej stronie, gotowe do notowania.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
10-25-2025, 17:37
Prezentował się jako najbardziej godzien zaufania czarodziej, którego można spotkać. Ulubieniec publiki, zdobywca kobiecych serc.
Mąż stanu
Oddany swojej pracy w Ministerstwie, pełen kurtuazji i rzadkiej elegancji. Rzetelny, do bólu profesjonalny i metodyczny w swych decyzjach. Ze wzniosłym rodowodem i o krystalicznie czystej krwi – najlepsze co ich społeczeństwo miało do zaoferowania.
Pomimo wszystkich tych szlachetnych cech, nie mogła przestać patrzeć. Niewielu chciało jej wzroku na sobie, pełnego skupienia jakby chciała rozwiązać zagadkę. Ta podejrzliwość, która lgnęła do jej skóry, zakażała cały organizm.
Nie winna, lecz nadal to robiła – podejrzewała go. Nie miała żadnych dowodów, wręcz było to śmieszne uczucie, może nawet wynik jego antypatii do jej osoby. Patrzyła jednak i zastanawiała się, co właściwie stało się za jego żoną. Przecież nie mógł, on, szlachetny pan, dokonać takiej zbrodni. Wielu, by to wykluczyło, zaprzestało absurdu na pierwszej chaotycznej wzmiance w umyśle. Ona jednak nie mogła się powstrzymać – dlatego czytywała artykuły prasowe, śledziła pogłoski i plotki. Nie zwierzyła się nikomu z własnych przeczuć, jakby miała w ogóle ująć to w słowa.
Była to absurdalna kreatura jej wyobraźni, lecz wywoływała w niej niepokój, permanentny brak zaufania do jego osoby. On swym zachowaniem, ciągłym zwracaniem na nią uwagi i rzadkimi okazami niechęci tylko zmagał jej odczucia. To dzisiejsze spotkanie było kolejnym dowodem, prowadzono tysiące spraw, lecz to ona winna spowiadać się ze swoich rezultatów urzędnikowi. Cholernie niesprawiedliwe, wręcz ubliżające ją kompetencją.
Siedząc w jego gabinecie, na jego terytorium i pod jego dyktatem odczuwała to silniej niż zazwyczaj.
– Musi być w takim razie nadal na biurku Dawlisha, wie jak Pan jak wolny jest obieg dokumentów w Ministerstwie – a do Dawlish był jej bezpośrednim przełożonym, z którym miała znacznie pozytywniejsze relacje niż z Lestrange. Miała nawet nadzieje, że będzie częstą barierą między nimi, że była za małą płotką, by Lestrange się nawet interesował. Niektóre sprawy były jednak duże, mogące wyjątkowo korzystnie wpłynąć na jego karierę. Wiedziała, że chce iść dalej, wyżej i zawsze patrzeć na nich w dół. – Byłam w domy Wilfreda White’a, głównego podejrzanego do rzucenia klątwy na Winstona. Siedzi już u nas w areszcie, wraz z technikami zabezpieczyliśmy jego mieszkanie.

Za wolno

Mogła nie spać po nocach, przeglądać kolejne materiały i poszlaki. Nie żyć, tylko oddawać się pracy. Funkcjonowała tak często, na granicy nieistnienia poza mundurem. Nadal było za wolno. Sprawa Fawley ciągnie się od roku, lecz dopiero, gdy trafiła w jej ręce poruszyła do przodu. Mogłaby opowiedzieć o licznych niedociągnięciach poprzedniego śledztwach, błędach, które zostały popełnione. Nieprofesjonalizm, który wdarł się w szeregi ich służby.
– Asysta nie będzie potrzebna, sprawa Winstona zbliża się ku końcowi i niedługo będzie mogła trafić przed sąd. Fawley to inna sytuacja, stare śledztwo i stare dowody.
Mimo wszystko próbowała się wytłumaczyć, całkowicie zdając sobie sprawę z własnego położenia. Asysta, którą jej oferował to szpieg w nowym przebraniu. Nie chciała jego pieska zaraz przy sobie, by opowiadał o każdym jej kroku. Miała Lizzy i Henry’ego, którzy musieli zaznawać realiów śledztw. Było kogo uczyć i z kogo brać przykład, daleko od politycznego bałaganu, który oferował.
– David Winston to osiemnastoletni dzieciak, z dobrej i szanowanej rodziny z Doliny Godryka – z czarodziejskiej rodziny chciała zasugerować, dla takich jak on była to istotna informacja.  – White rzucił na niego klątwę z zazdrości o kobietę, jakże pospolity obrót sprawy. Winston w swej manii i obłędzie, z którymi walczył przez kilkanaście dni, postanowił posłuchać głosów. Zaatakował w pasmanterii na Pokątnej, zabijając nastolatkę z trzyletnim bratem. Następnie został złapany i od tamtego momentu błaga o śmierć.
Tragiczne, nieprawdaż? Seria przemocy, która zabierała kolejne ofiary. Niewinne, nie mające nic wspólnego z czarodziejem. Pytaniem pozostawało czy David Winston był sprawcą czy również ofiarą? Jak wielce na jego postępowanie wpłynęła klątwa, a na ile była to część jego natury.
– Według Pana, na jaką karę zasłużył David Winston? – było to wyzwanie, rzucała mu je i patrzyła prosto w oczy. Niech wysoki sąd wyda wyrok w sprawie, w której dla niej etycznie trudno było dokonać wyboru. Rodzina dzieciaków, które zmarły w pasmanterii oczekiwała ukarania winnego. Winstonowie błagali o uznanie jego niepoczytalności. Jak wyglądała sprawiedliwość w tej sprawie?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Atticus Lestrange
Akolici
Ona jak noc kryje mój wstyd, bez słów wybacza
Wiek
40
Zawód
urzędnik MM, bywalec podziemi
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
10
15
OPCM
Transmutacja
6
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
12
13
5
Brak karty postaci
11-09-2025, 17:50
Im dłużej przebywał w jej towarzystwie, tym szybciej przypominał sobie dlaczego jej nie lubił.
I nie chodziło tylko o to, że była szlamą z niemagicznej rodziny; nie, ta niechęć sięgała znacznie głębiej niż podziały, o których słyszał odkąd tylko nauczył się chodzić. W obecności Franceski czuł niepokój, którego nie potrafił nawet racjonalnie wyjaśnić; niejednokrotnie mógłby przysiąc, że czuł spojrzenie malachitowych tęczówek wwiercających się w tył czaszki, jakby Goldsmith próbowała odczytać każdą z jego myśli. Nieustannie trwał w trybie czuwania, świadomy swego każdego ruchu, słowa czy gestu; zupełnie tak, jakby Francesca nagle miała wyskoczyć zza rogu i przyznać, że w końcu go przyłapała.
Ale na czym właściwie?
Prezentował się nienagannie, wypowiadał uprzejmie, chodził niespiesznie; innymi słowy, nie wzbudzał niczyich podejrzeń. Miał na sumieniu więcej, niż każdy inny przeciętny czarodziej, ale te tajemnice miały podążyć za nim do grobu; z dala od pełnych wątpliwości spojrzeń nisko urodzonej czarownicy, która sądziła, że wraz z posiadaną pozycją zyskiwała sobie prawo do oceny. Jego strategia w jej przypadku była prosta – trzymać na krótkiej smyczy i nigdy nie pozwolić się ugryźć. W normalnych okolicznościach nie miałby problemu z tym, by zrównać jej ego z ziemią, ale przykry zbieg okoliczności sprawił, że Francesca Goldsmith była nie tylko jego podopieczną; była też najlepszą przyjaciółką Oriany.
I tylko myśl o ogromie kłótni, jaką Medici byłaby w stanie mu zafundować sprawiała, że się wstrzymywał; ich relacja nadal trwała na niestabilnym gruncie i nie miał zamiaru robić niczego, co mogłoby zachwiać zaufanie kobiety.
Mimo tego wszystkiego praca pozostawała pracą, a obowiązek zalegał na szczupłych ramionach panny Goldsmith z ciężarem głazu; Atticus nie zamierzał ułatwiać jej życia w Departamencie przez wzgląd na kontakty. Tutaj, w zaciszu własnego, uporządkowanego pedantycznie gabinetu odczuwał większy spokój; czuł kontrolę nad sytuacją i zamierzał to wykorzystać, by pokierować rozmowę na odpowiednie tory, z dala od własnych antypatii.
- Skoro wie pani doskonale gdzie znajduje się raport, proszę o jak najszybsze dostarczenie go bezpośrednio do mnie – skwitował krótko, tym samym kończąc ten temat i nie dając pola do dalszej dyskusji; nie był szefem Departamentu, ale ostatnimi czasy zdarzało mu się przejąć więcej obowiązków od swojego przełożonego. Pilnowanie, by akta były kompletne, było jednym z jego zadań. Skinął głową na dźwięk kolejnych słów Franceski, przyjmując je do wiadomości. – Rozumiem. Stawiał opór? Co udało się zabezpieczyć w mieszkaniu?
Fakt, że udało się pojmać podejrzanego zwykle zwiastowało szybkie ruszenie sprawy naprzód; na to właśnie liczył i tego oczekiwał. Pióro, które wcześniej unosiło się w gotowości nad pergaminem, momentalnie zaczęło pisać; na krótki moment dźwięk skrobania o papier był jedynym, jaki rozlegał się w gabinecie.
- W razie potrzeby ma pani możliwość poproszenia o dodatkowe wsparcie, warto o tym pamiętać – wtrącił krótko, zaraz to przekierowując rozmowę na inne tory. – Szef nie jest usatysfakcjonowany postępowaniem w sprawie Fawleya, ale zdaje sobie sprawę, że ta trafiła do pani niedawno. Niestety nawet teraz rezultaty nie są takie jak można by oczekiwać. Według pani profesjonalnej opinii… Co poszło nie tak ostatnim razem?
Oczywiście, że wiedział o niedociągnięciach poprzedników; wielu z nich zostało już dyscyplinarnie ukaranych za brak postępowania zgodnie z wytycznymi. Nie dodał tego jednak, lustrując Franceskę spojrzeniem niebieskich oczu; spokojnych i nieprzeniknionych, nieskażonych nawet cieniem jakichkolwiek emocji. W milczeniu słuchał dalszych wyjaśnień; pióro notowało bez ustanku, a kolejny pergamin poszybował w górę, by zastąpić zapisaną w pełni kartkę. Atticus na moment skupił uwagę na notatkach, przeglądając treść; po chwili odłożył notkę do osobnego folderu, ponownie patrząc na siedzącą naprzeciw kobietę. Historia doprawdy była tragiczna, lecz na twarzy Lestrange’a nie zagrała ani jedna emocja; pozostała tylko maska absolutnego opanowania – nawet, jeśli słysząc słowa martwa nastolatka od razu przed oczami ujrzał Audelię.
- Wydawanie wyroków nie jest moją decyzją – jeszcze, zdawały się mówić jego oczy; kąciki ust drgnęły, próbując skryć uśmiech.
No bo chyba nie sądziła, że złapie się na tak prostą prowokację?
- A Pani byłaby skłonna okazać łaskę szybkiej śmierci?
A może pocałunek dementora, zamknięty zakład? Zwykle unikał prywatnych opinii, ale ciekawość powzięła górę; postrzegał Goldsmith jako osobę podążającą absolutnie ścieżką prawa, a to mówiło jasno – oskarżyć i osądzić w świetle zasad.
Czy gdyby widziała ciała martwych dzieci, zaklęcie samo spłynęłoby z jej różdżki, by skończyć katusze młodego chłopaka? Szczerze w to wątpił, nawet w tych okropnych okolicznościach.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Francesca Goldsmith
Zwolennicy Dumbledore’a
As I watched them I knew I'd probably never be like that
Wiek
25
Zawód
Auror
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
19
0
OPCM
Transmutacja
20
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
11
Brak karty postaci
11-13-2025, 20:44
Miała wrażenie, że nigdy nie było im pisane porozumienie.
Zbyt wiele kwestii społecznych ich różniło, a zbyt wiele cech charakteru ich łączyło. W innej sytuacji praca z tak kompetentnym przełożonym byłaby przyjemnością albo przynajmniej efektywnie wykonanym zadaniem. Miast tego traktowała go jako zagrożenie, analizowała jako przeciwnika i chroniła się przed nim w całkowicie racjonalnym przekonaniu o słuszności tego zachowania. W Ministerstwie można było odnaleźć morze dzieci wpływowych rodzin, które nie wiedziały, co począć z przydzielonymi im obowiązkami. Zagubione w prawdziwym świecie, gdy nagle ochrona złotej klatki, która ich wychowała kończyła się. Nadal nie groziła im utrata pracy, lecz byli obrazem niekompetencji i śmieszności. Nepotyzm zatruwał te korytarze, nie najzdolniejsi, ale z odpowiednim nazwiskiem kroczyli tymi drogami. On nie był jednych z nich, spodziewała się, że zasłużył na swoje miejsce. To jednak powodowało, że był od nich znacznie niebezpieczniejszy, czuła to w kościach. Jego własna niechęć do niej połączą z tajemniczą śmierci jego żony oraz pozycją, którą piastował tworzyła w jej głowie reprezentacje największych przeszkód, które winna pokonać.
Obok jednak wspaniałych walorów, był jeszcze ten rodzaj jego zachowania, który pokazywał małostkowość jego osoby. Pragnienie pokazania jej miejsca, podważanie umiejętności i wymagania, które sięgały powyżej wszelkiej logiki. Były to drobne rzeczy, lecz każda z nich odnotowana i zapamiętana. Nie wierzyła w świętość przypadku z jego osobą, wszystko co robił było stricte przemyślane. Ona odwdzięczała się tym samym, bitwa umysłów rzekłby widz.
Nie odpowiedziała mu w sprawie raportu, usta zwężone w jedną linie były całą jej reakcją. Zatrzymała wszelkie uwagi, głosy o niesprawiedliwości i przyjęła taktykę milczenia, niech się to w końcu zakończy.
– Nie stawiał oporu, nie był w stanie. Jego siostra powiedziała, że od kilku dni pił, zachowywał się nienaturalnie – poczucie winy? Świętowanie? Jeszcze nie była pewna, zdolny do przesłuchania będzie następnego dnia. Na razie alkohol majaczył jego umysł, a uzdrowiciele musieli zadbać, aby delirium nie pochłonęło człowieka. Nie wiedziała, co jeszcze o nim sądzić, był prowodyrem całej tragicznej sytuacji. Jego zbrodnią było paranie się czarną magią i o to zostanie oskarżony, bezpośrednio nikogo nie zabił. – Wiele jego zapisków, podręczniki dotyczące klątw, zdjęcia rzekomej kobiety, o którą był zazdrosny.
Będzie to proste, nieprawdaż? Udowodnienie mu jego zbrodni nie będzie trudne, wręcz śmiesznie proste, gdyż zaczynała sądzić, że Wilfred White nie należał do najbystrzejszych jednostek tego kraju. Utalentowany, by rzucić jedną klątwę, przygotowywał się do niej przez dłuższy czas. Konsekwencje jego działania były jednak zbyt oddalone, by zaważyły na jego decyzjach. Spojrzała w bok, nie było ucieczki z tej sytuacji. Pokręciła lekko głową słysząc nazwisko Fawley, które zaczynało być pospolitym zgniłym jajem, które zostało jej wrzucone w akta.

Niestety nawet teraz rezultaty nie są takie jak można by oczekiwać.

Miała tą sprawę dokładnie jedenaście dni i właśnie w ten sposób były jej prezentowane uwagi. Przez rok nie było możliwości ruszenia jej do przodu, a teraz ona oskarżana była o powolność śledztwa. Chciał od niej jeszcze, by skrytykowała przy nim jej kolegów ze zespołu, aurorów, którzy popełnili błędy, lecz zajmą się tym wewnętrznie. Nie jego sprawa.
– Błędnie postawione założenia na początku śledztwa – krótka ocena, częściowo szczera, gdyż uważała, że właśnie w ten sposób się wszystko zaczęło. Część jej podejrzeń dotyczyła również ich zaniedbań, inna była bliska oskarżenia o niechęć rozwiązania. Skomplikowane, ale nie miała na razie zamiaru się z tym nikim dzielić. Parsknęła cicho, kręcąc mocniej głową. – Gdyby był Pan zainteresowany to Wulfric Fawley ma całą listę opinii na temat tego śledztwa, na pewno będzie skłonny się podzielić. Należy do osób, które lubią mieć swoje zdanie.
Był to kolejny z problemów, który będzie jej towarzyszyć. To nie będzie prosta współpraca, zbyt wiele awersji odnajdywała w ciemnych tęczówkach. Inny rodzaj zniechęcenia niż to, którym czasem obdarowywał ją Lestrange. Mające zupełnie inne podłoże, Fawley po prostu zdawał się uprzedzony z powodu jej odznaki.
Tylko siłą własnej woli powstrzymała się przed teatralnym przewróceniem oczami, jakże nieprofesjonalnym gestem, na który nigdy nie pozwoliłaby sobie w jego otoczeniu. Tutaj każdy jej krok był śledzony i recenzowany.
Chyba nie sądził, że złapie się na taką niesubtelną pułapkę?
– Musi mi Pan wybaczyć, lecz wydawanie wyroków nie jest moją decyzją – cytuje spokojnie, perfekcyjnie neutralnie, posyłając mu lekki uśmiech i grając w jego grę. Dostała od niego zero, nie dała więc nic od siebie. Takie stworzył warunki, ona miała zamiar rozgrywać w ich pułapie.
Nie, nie zaoferowałaby dla dzieciaka łaski śmierci. Nie teraz, gdy siedział już w celi i oczekiwał na rozprawę. Wtedy na miejscu zdarzenia być może, jeśli kontynuowałby stanowić zagrożenie. Bezpieczeństwo było wtedy czynnikiem najistotniejszym. Teraz, gdy nikomu już nie zagrażał, a jego klątwą zajmą się łamacze klątw sytuacja była inna. Niezależnie od woli i pragnień rodziny ofiar, nie uznałaby tego za akt poczytalnego człowieka. Nie dowie się jednak tego od niej, nie płacąc jej za wydawanie osądów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:08 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.