• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Tawerna "Pod Mewą i Księżycem" > Ciasny schowek
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-22-2025, 22:20

Ciasny schowek
Drzwi z tyłu baru, bez oznaczeń. Czasem zamknięte na kłódkę, częściej nie. W środku — zapach wilgoci, pozostałości po dawno zużytych środkach czystości, stare miotły i zgięta metalowa półka. W kącie wiadro z wodą, coś w niej pływa, nieopodal majaczy jeszcze stary, nieco zardzewiały zlew. Ściany są nierówne, farba złazi, pod sufitem pełno pajęczyn. W schowku nie ma zbyt wiele światła, na kandelabrze przymocowanym do ściany wisi zaledwie końcówka niemalże wypalonej doszczętnie świecy. Pracownicy tawerny zaglądają tu tylko czasami, coby pozbyć się pustych skrzynek po piwie, zbyt brudnych ścier, czasem czegoś, co nie powinno być na widoku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-23-2025, 09:47
08 MARCA 1962
tak naprawdę póki co stoliki do gry w kości i pokera

Tylko ci, którzy nie zatrzymują się przed wielką wygraną, mają na nią szansę. Ci, którzy wycofują się przed tym jednym rozdaniem, przed tym jednym rzutem kośćmi, wracają do domu z niczym. A ona nie mogła wrócić do domu z niczym; mętne światło podkreślało żłobienia stołu, przy którym zasiedli do gry, dzierżąc w dłoniach karty jak egzotyczne wachlarze, za którymi mogła schować się tkająca kłamstwo mimika. Większość monet, z którymi Leonie przyszła do Mewy i Księżyca, zdążyła zmienić już właścicieli i chociaż rodziło to frustrację, czarownica wiedziała, że nie może się wycofać. Po prostu nie. Potrzebowała tych galeonów na spłatę czynszu, w planach miała zresztą podwojenie swoich zakładów, niż wyjście z niczym.
Karty jednak nie chciały jej dziś słuchać. Pula możliwości kurczyła się przed jej oczami, kiedy Leonie opuściła wzrok z plakietek, którymi dysponowała, na monety leżące obok coraz lżejszej sakiewki; do diabła, przecież czuła w mrowiących palcach, że za moment nastąpi przekręcenie koła fortuny i szczęście zacznie jej dopisywać, ale ile mogła czekać? Rozdający wyłożył na stół czwartą kartę i gorzej chyba być nie mogło. Miała ochotę trzasnąć swoim czołem o drewniany blat, odcisnąć na skórze jego chropowate zdobienia, nadziać oko na jedną z samoistnie toczących się kości, byle tylko nie musieć mierzyć się z kolejną przegraną, a ta była coraz bardziej nieunikniona. Po co w ogóle tu przyszła? Po co znowu ryzykowała? Uratowałyby ją tylko gorsze karty w rękach przeciwników. Wieczory, podczas których sowicie wygrywała, zdarzały się ostatnio coraz rzadziej, jakby Leonie nie mogła skoncentrować się na odpowiedniej strategii i odpowiednim lustrowaniu ekspresji siedzących dookoła niej drabów. Może to wychylony kieliszek ognistej zmącił jej zmysły i zdeformował plan na dzisiejszą rozgrywkę, albo...
Albo stworzył ciotkę Moirę, wchodzącą do tawerny niczym pełna gracji gradowa kula. Leonie nie mogłaby nie rozpoznać burzy elegancko ułożonych złotych włosów, szlachetnego łuku nosa, pełnych pewności siebie oczu w kolorze błękitu spokojnej morskiej tafli - ani nawet preferowanego przez magichirurg kobiecego kompletu. Zagryzła zęby, modląc się do Merlina, żeby obecność Sanderson była wyłącznie figlem spłatanym przez alkohol, ale nie, ona podążała w kierunku stołu do gry, stawała się coraz bliższa i wyraźniejsza, a krew w żyłach Figg coraz bardziej wrząca. Chyba ze wstydu. Nikt z rodziny, a tym bardziej ciotka, nie musiał wiedzieć, czym zajmowała się wieczorami i w jaki sposób trwoniła pieniądze, zyskując zamiast nich kolejne długi.
- Moment - rzuciła niecierpliwym półszeptem do pozostałych graczy, wiedząc, że nie będą zachwyceni z jej nagłego odejścia od stołu; sięgnąwszy po sakiewkę i resztę monet, wcisnęła je do kieszeni (na wszelki wypadek) oraz zabrała swoje karty, żeby nikt ich nie podejrzał, a potem jak strzała zbliżyła się do Moiry, na jej policzkach malowały się smużki skrępowanego rumieńca. - Co tu robisz? - spytała z napięciem. Kontakt utrzymywany z ciotką był rzadkością w obecnej rzeczywistości Leonie, lecz nie przewidziała, że może on doprowadzić do nakrycia jej wśród marynarskiej braci, w miejscu, gdzie chmiel i rum wytyczały tempo wieczoru; teraz zaś Moira widziała całą brzydotę, którą Leonie ukrywała w cieniach nocy, całą jej bezradność w poszukiwaniu ukojenia, i Figg wcale się to nie podobało. - To niezbyt miejsce dla ciebie, ciociu - stwierdziła nerwowo; magimedyczna wyróżniała się spośród tłumu niczym perła wśród wodorostów, dostojna, magnetyczna i pobudzająca wyobraźnię gości swoją niedostępnością. Wielu będzie chciało jej zaimponować, jeśli spędzi tu więcej czasu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
09-24-2025, 19:22
Od momentu śmierci profesora Sandersona (który wydawał się być bólem tak niedawnym), zupełnie inaczej podchodziła do śmierci. Zupełnie inaczej traktowała cmentarze, żałobę i pamięć o tych, których dusze odeszły z tego świata. Od momentu urodzenia i względnego zaakceptowania obecności syna w swoim życiu, Moira dużo łagodniej znosiła też słowa swojej siostry Isadory – wspominającej śmierć swojego dziecka i żyjącej od jednej do drugiej informacji o pozostałych przy życiu dzieciach. Podczas jednej z niechcianych raczej, przypadkowych rozmów, matka Leonie niemal błaga magichirurg o ściągnięcie Figg – chociażby na chwilę, na cmentarz i na rocznicę śmierci jej brata. Sanderson mogłaby wzruszyć ramionami, powiedzieć, że spróbuje ją znaleźć, ale również nic nie obiecywać, ale coś nakazuje jej pomyśleć o prośbie swojej siostry chwilę dłużej. Gdy czytając opasłe tomiszcze jednej z podarowanych jej na urodziny, fabularnych (szok) ksiąg, wpada spojrzeniem na słowo – siostra – wzdycha ciężko, ale z refleksją.
Wsadza zakładkę między kartki, odstawia na bok kieliszek wina i sięgnąwszy po różdżkę – odsyła książkę na półkę. Minie jeszcze kilka chwil, nim uda się do sypialni, byle przebrać się w odpowiedni strój (nie wie nawet, że ten de facto okaże się niezwykle nietrafiony) – sowa zabiera list kilka przecznic stąd, do Astrid – opiekunki Herry’ego. Gdy ta przyjdzie – Sanderson wreszcie będzie mogła wyruszyć na poszukiwania.
Do Cardiff trafia już późnym wieczorem, ale spodziewa się, że młode dziewczyny w tych czasach wcale nie chowają się po domach. Moira wie, że w jej wieku była inna – prawdopodobnie dużo dojrzalsza, z większymi ambicjami. Unikała miejsc, w których ktoś mógłby ją rozpoznać – w których ktoś mógłby ponownie nazwać ją Moirą Lupin. To jak łatwo przyszło jej dopytać ludzi o lokalizację Leonie Figg… Chyba sugerowało, że dziewczyna nie wstydzi się swojej tożsamośći.
A chociaż zaskakująco dużo pytanych osób wie, kim jest Leonie Figg, Moira zauważa jej puchońską głowę dopiero po przebyciu kilku kroków i ściągnięciu na siebie kilku spojrzeń. Gdy je czuje – wie, że ubrała się nieadekwatnie. I wie, że już dawno nie jest Moirą Lupin.
Zaciskając dłonie na pasku małej, trzymanej przy sobie, skórzanej torebki, spojrzeniem wierci dziurę w sylwetce siostrzenicy. Zauważa karty w jej dłoniach. Zauważa pieniądze leżące na blacie. Zauważa, że ta gra tylko z mężczyznami.
Zauważa, że widok ten ją irytuje, ale jej twarz pozostaje nieskalana emocjami. Widząc wstającą gwałtownie Leonie, odchodzi lekko na bok, prawie wpadając na jednego ze spacerujących po wężowej ścieżce marynarzy. Pojedynczy, głęboki oddech i jest w stanie znieść jej komentarz.
To niezbyt miejsce dla kogoś takiego jak ona – to prawda, ale przecież:
– Niezbyt? – upewniam się. – Bo to idealne towarzystwo dla młodych panien i idealny sposób, żeby roztrwonić majątek? – o ile jeszcze jakikolwiek masz? Leonie jest córką siostry Moiry, a ich rodzinie nigdy nie było po drodze z galeonami. Może dlatego Figg co zarobiła, to przepieprzyła.
Bo tak to wyglądało. A niezdrowa relacja Sanderson z pieniędzmi nie pozwalała czerpać beztroskiej przyjemności z hazardu.
– Dodatkowo wyczuwam w twoim oddechu nutę trunku, który na pewno utrudnia koncentrację i odbiera ogładę – gani ją. Taką właśnie będzie matką dla swojego malutkiego synka. Sanderson nie byłby zresztą lepszym ojcem, ale obecnie w głowie traktuje go jako niedościgniony wzór. – Twoja matka jest w stanie ukorzyć się i błagać mnie o to, żebym cię znalazła. Doprowadzasz swoją mać do szaleństwa, bo inaczej nie nazwę czegoś tak upokarzającego – zaciska szczękę, uciekając spojrzeniem w kierunku patrzących ku nim marynarzy – tych, którzy jak Leonie odnaleźli szczęście w utracie srebrzącego się szczęścia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-24-2025, 21:06
Nigdy nie chciała być rozczarowaniem. Odeszła z domu, bo uważała, że stała się nim dla najbliższej rodziny, że nie zdrowieje tak szybko, jak oni mogą tego chcieć, że nie jest w stanie ulżyć ich troskom o nią, paradoksalnie podbiwszy je jeszcze bardziej swoją późniejszą ucieczką. Każdego dnia budziła się z myślą o tym, że w panicznym strachu przed rozczarowaniem rodziny, rozczarowała ją jeszcze bardziej. A teraz? Nawet ciocia Moira? Bliska i ukochana krewna, kobieta, która w swoim życiu osiągnęła wszystko i więcej, a która mimo tego nadal nie była w pełni szczęśliwa.
Leonie nie mogła nie chełpić się bliskością takiej czarownicy, a myśl, że spośród Figgów to właśnie ją - połamaną, zepsutą, poharataną na szwach duszy - Sanderson obdarza uwagą była jak płomyk, przy którym można ogrzać zziębnięte dłonie. Coś sprawiło, że nie odepchnęła od siebie Moiry, cóż, może to, że jeśli ciocia coś sobie postanowi, w tym przypadku podtrzymanie kontaktów z siostrzenicą, tak właśnie się stanie. Po prostu została w jej życiu, była jednym z łączników z nieskomplikowaną przeszłością, kolejnym także uzdrowicielem, przy którym Leonie nie przyznała się w pełni do doznanych krzywd. Pół roku zapisano bliznami na jej plecach i ramionach, jednak doceniała to, że Moira nie przekracza kruchej granicy i nie dopytuje wbrew woli. Zbyt wiele razy zbudziła się do delikatnego dotyku matczynej dłoni, gładzącej kosmyki swych zwichrzonych niespokojnym odpoczynkiem włosów, i wyrazu wystraszonego przejęcia, tej niemożliwej do pomylenia troski wyzierającej z każdej nowej zmarszczki i każdego nowego siwego włosa; i zbyt wielki sprawiło jej to ból. A dziś jak na dłoni widziała, że rozczarowała Sanderson.
Nawet pomimo wykutego z marmuru oblicza, misternie wyrzeźbionej maski. Leonie przełknęła nagle cierpką ślinę, nabierając do płuc powietrza, przygotowując się na nadchodzącą batalię - a ta do łatwych nie będzie należeć. Ciocia posiadała zbyt ostry i bystry umysł, żeby lekko podchmielona magibotaniczka zdołała przebić się przez kanonadę słusznych reprymend, które niebawem nadejdą. Żadna z nich nie miała bowiem wątpliwości, że były słuszne; rozum Leonie zdawał sobie sprawę z tego, co ze sobą robiła, ale emocje były zbyt rozchwiane, na oślep poszukujące choćby namiastki wytchnienia, żeby to przyjąć.
- Jeszcze wcale nie roztrwoniłam... - urwała, dotknąwszy upchniętej w kieszeni sakiewki, zdradziecko poddającej się naporowi opuszków, i skrzywiła się mimowolnie, - wszystkiego. - Ale do tego stanu było już blisko, dlatego właśnie nie mogła odejść od stołu na długo. Intuicja podpowiadała, że jest o krok od wielkiej wygranej, skoro utopiła dziś na stole tak wiele monet, potrzebnych na spłatę zadłużenia. Nawet miejsce tak swobodne jak Cardiff kryło w sobie ludzi, którym nie należało nastąpić na odcisk, ludzi chętnie ratujących innych w potrzebie finansową zapomogą; ich dobre serca czasem zapominały o wyrozumiałości, gdy dochodziło do płatności nie na czas.
Leonie cofnęła się o pół kroku, jak gdyby słowa Moiry fizycznie ją oparzyły, i przysłoniła usta lekko trzęsącą się dłonią. Z przytłoczenia? Ze zdenerwowania widokiem w Mewie i Księżycu kogoś, kogo nie powinno tu być? - Nie wąchaj mojego oddechu, bardzo cię proszę. To nieuprzejme - odparła hardo, zasłoniwszy się w rzeczywistości brakującą jej brawurą. Merlinie, tak bardzo chciała, by ciocia po prostu odwróciła się na pięcie i odeszła, a potem zapomniała o tym, że kiedykolwiek znalazła swoją siostrzenicę w tawernie... Ale na to było za późno, wszystko na nic. Serce zgniotło się w piersi Figg, usłyszawszy następne słowa. Doprowadzasz swoją mać do szaleństwa. Wiedząc, że Isadora nie miała z siostrą najprostszej relacji, fakt, że ta zdecydowała się uprosić wstawiennictwo u Moiry musiał świadczyć o desperacji. - Przestań - zażądała bardziej drżąco, wprawiając krucze kosmyki w ruch, kiedy kilkakrotnie pokręciła głową, jakby próbując opędzić się od echa tych informacji. - Więc jej o tym nie mów. Dobrze? Powiedz, że mnie nie znalazłaś, dla niej to i tak będzie lepsze, niż... To, co było - uparła się, czując, jak jej żołądek staje w ogniu, jak jej płuca skwierczą w próbie nasycenia się oddechem, jak jej palce kurczą się, wbijając paznokcie w miękkie poduszeczki dłoni. - Jesteś tu plangentinką wśród chińskiej kąsającej kapusty - wytknęła, powtarzając się tylko po to, by znów spróbować szczęścia w pozbyciu się Moiry z tawernianego obrazka, podążyła zresztą za ciocinym wzrokiem i napotkała zaintrygowane spojrzenia karcianych druhów. To nie mogło, nie mogło skończyć się dobrze.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
09-29-2025, 09:55
Spojrzenie ciotki zwęziło się jedynie na zaprzeczenie, które swoim tonem potwierdzało jedynie jej wątpliwości. Sanderson zastanawiała się jedynie czy jej siostrzenica miała większe zamiłowanie do ryzyka i sięgała po ten sposób zarobku częściej. Moira miała swoje zasady i zasad tych trzymała się dość kurczowo, nie pozwalając sobie na wiele wyjątków. Postać Leonie Figg, młodej akolitki Grindelwalda, była jednym z tych wyjątków – bo chociaż była częścią jej rodziny, nie była traktowana w taki sam sposób, w jaki magichirurg traktowała jej większość. Wyjątkiem było już jednak to, że pojawiła się tutaj i jakkolwiek próbowała przemówić jej do rozsądku, zaś pobłażliwość, którą pewnie mogłaby okazać… Nie wchodziła już w grę. Nie. Moira nie miała zamiaru udawać, że w jej świecie istniała możliwość wydzielenia nawet części środków na coś tak trywialnego jak “gra w karty”. Inwestycje na giełdzie, inwestycje w projekty naukowe, inwestycje w rozwijające się przedsiębiorstwa – tak, bo chociaż wciąż było to wróżenie z fusów, dawało nadzieję długofalowych zysków. Poker był zaś sportem (o ile na miano to zasługiwał w warunkach knajpy portowej), który nie posiadał w oczach Sanderson żadnej wartości. Ani majątek, ani zadowolenie z tego płynące nie zostanie z nią bowiem na długo.
Stojąc jak marmurowa, nieruchoma rzeźba przyjmuje zbuntowane słowa siostrzenicy ze stoickim spokojem. Unosi brwi ze zdziwieniem dopiero na wytknięcie nieuprzejmości, co bezsprzecznie jest przytykiem celnym, ale przecież nie pozbawiającym ją rezonu.
– Prawdopodobnie powiem jej prawdę – mówi, ale potem dodaje. – Ale tobie też powiem to, co chciała ci przekazać. A chciała jedynie byś pojawiła się na rocznicy śmierci swojego brata, ale na własne oczy widzę, że masz zajęcia bardziej naglące i bardziej zajmujące – gra jej na emocjach w bardzo nieelegancki sposób, ale nie ma zamiaru za to przepraszać. Moira nie wie po której właściwie jest stronie, ale w jej przekonaniu – robi wszystko, byle powstrzymać Leonie przed popełnianiem kolejnych głupot. I chociaż chciałaby, by dziewczyna posłuchała woli matki, bo ta wydaje się Sanderson zupełnie uzasadniona, obecnie myśli również o hazardowym problemie Figg.
– Mogę być i plangentinką, mogę być i nektarynką – ale zależy mi na twoim dobrobycie – komunikuje cierpliwie, by potem przekroczyć kilka kroków w kierunku stolika, prawdopodobnie wymijając siostrzenicę po niewielkim łuku. Teraz chce zwrócić się do i tak przyglądających się jej panów. Opiera dłoń na oparciu krzesła, które wcześniej zajmowała jej krewniaczka. – Panowie, dobry wieczór. Często gracie sobie tu z moją kruszyną? – uśmiecha się subtelnie, chociaż spojrzeniem świdruje mężczyzn w dość zdecydowanie mniej subtelny sposób. – Mogę przysiąść się na chwilę?
Przy stole co prawda brakowało dla niej krzesła, ale zakładała, że któryś z dżentelmenó na pewno nie pozwoli jej stać, gdy wszyscy inni zajmowali wygodne (na pewno?) miejsca.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-29-2025, 10:45
"Powiem jej prawdę". Trzy słowa, zdolne do kruszenia pomników samotności, które wzniosła w Cardiff. Leonie miała nadzieję, że rodzina uważa jej żywot za spokojny i bezpieczny, oddalony od rodzinnego domu, tak, lecz bez nałogów, piętrzących się długów i głupot, które robiła, gdy słońce kryło się za widnokręgiem. Teraz jej twarz pobladła przez prostolinijną groźbę ciotki, a każde słowo dodawało coraz więcej sztabek ciężaru na jej ramiona, tym bardziej, gdy zostaje wspomniana rocznica śmierci Basila. Zdarzało się, że czasem oglądała rodzinę zebraną przy małym cmentarzu z odległości, stała wśród drzew i czuła, jak serce gnije boleśnie w piersi, a czasem decydowała się pojawić tam dopiero po kilku dniach, tak aby na pewno nie spotkać żadnego z najbliższych krewnych.
Rodzice wysyłali listy, to samo robił Arlo, bezskutecznie. W marcu nie odpowiadała na żadne z nich. Nie tylko ze względu na zbiorowe uczczenie pamięci brata, co także własne urodziny, które najchętniej spychała na dno niepamięci.
- Przestań - powtórzyła Leonie, zaciskając dłonie tak mocno, żeby paznokcie odcisnęły głębokie, czerwone półksiężyce w skórze. Precyzyjne uderzenia Moiry przypominały zaklęcia kierowane głęboko do jej środka, ukazujące prawdę, której Figg na co dzień nie chciała widzieć. Nie chciała tego robić także dzisiaj, planując dużą wygraną i ekscytujący wieczór przy stole do gry. - To nie twoja sprawa - dodała hardo, jednak nie czuła w sobie żadnej siły. Była raczej jak miotające się zwierzę, na które spoglądał spokojny i metodyczny drapieżnik, ubrany w szaty pięknej kobiety. Samo to, że Moira widzi, jak nisko Leonie upadła, budziło jej przerażenie i zgorszenie samą sobą; Moira, która osiągnęła w życiu więcej niż niejedna czarownica, która miała - do czasu - ułożoną i szczęśliwą rodzinę, która miała wszystko. I która mimo to martwiła się o nią, tkała chłodne słowa, by przemówić siostrzenicy do rozumu, ściągnąć ją z powrotem na ziemię z wyżyn ekstatycznych nałogowych chmur; na tę wieść twarz Leonie znów wykrzywiła się w bolesnym grymasie.
Ciekawe, jak by to było, wpaść ciotce w ramiona. Przyznać się do wszystkiego. Opowiedzieć o problemach finansowych, bliznach, piwnicy, wstydzie i samotności. Spróbować zapłakać w jej ramię, oprzeć się na niej i jej mądrości, pozwolić, żeby racjonalność Moiry odarła strachy mieszkające w Leonie z ich mocy. Wyobrażenie to pojawiło się w jej głowie i na moment zdekoncentrowało od rzeczywistości, a Sanderson w tym czasie zdążyła z premedytacją zbliżyć się do stolika i wdać w pogawędkę z marynarzami, na co w ciele Figg napięły się chyba wszystkie mięśnie.
- Szanowna pani - jeden z czarodziejów skłonił przed nią głowę, uśmiech na jego wargach odznaczył się pod rudą brodą. Inni momentalnie poszli w jego ślady, prostując plecy. - Zbyt rzadko, jak widać, skoro wcześniej syrena w ludzkiej skórze taka jak pani nie roztoczyła pieśni u naszej przystani - wtrącił drugi, uchylając przed Sanderson kapelusza. Każde ich słowo zdradzało zainteresowanie, spojrzenia wielbiły dojrzałą urodę i elegancję, z którą na co dzień nie mieli do czynienia. - Tu wolne, miła złotowłosa - oznajmił trzeci i już podnosił się ze swojego krzesła, kiedy Leonie dopadła boku Moiry, zacisnęła palce na jej ramieniu i niemal szarpnęła czarownicą, przyciągając ją w swoją stronę.
- Grajcie dalej beze mnie - rzuciła panicznie, po czym pociągnęła czarownicę za sobą w kierunku wyjścia z tawerny, przeciskając się między wchodzącymi do środka klientami. - Co ty wyprawiasz?! - niemal krzyknęła, kiedy w twarz uderzyło ją zimne powietrze marcowego wieczoru, odwróciwszy się jak błyskawica, żeby spojrzeć na ciotkę szeroko otwartymi oczyma.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
10-03-2025, 18:41
Nie trudno było Moirze dojść do refleksji, że może faktycznie nie była to w żaden sposób jej sprawa – że matka powinna dbać o relację ze swoim dzieckiem na własną rękę, a ona nie powinna ingerować w to w żaden sposób. Sanderson była jednak na tyle przekonana o swojej wyższości, by uznać, że ktoś taki jak jej siostra nie dojdzie do porozumienia z córką z łatwością, a obcując obecnie z Figg i jej karcianymi towarzyszami utwierdzała się tylko w przekonaniu, że dobre serce nie wystarczą w procesie prostowania dziewczyny tak upartej jak Leonie.
Sanderson mogłaby wzgardzić Leonie już w tym momencie – odsunąć się zgodnie z jej poleceniem; przestać – również zgodnie z jej poleceniem; odejść, nigdy nie wrócić, mieć ją w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę i omijać spojrzeniem zupełnie obojętnie w obliczu zdarzających się wśród akolitów – zupełnie przypadkowych spotkań. Wiedziała, że z biegiem czasu byłoby to prostsze i budziło mniej dyskomfortu, analogicznie niemal do przemijającej żałoby… Ale chyba nawet tego nie chciała. Po pierwsze – nienawidząc bezsensownego trwonienia pieniędzy, po drugie – bojąc się, że w przypadku utraty całego majątku – Leonie Figg zaprzeda też swoje ideały i zaszkodzi grupie osób, która pomagała Moirze utrzymać się tak długo wpływową w magimedycznym świecie. A tej straty nie odżałowałaby.
Uśmiecha się krzywo, gdy mężczyźni nazywają ją syreną – przyjmuje ten wyszukany jak na portowe towarzystwo komplement i niemal zajmuje miejsce, uprawomocniona przez jednego z czarodziei, gdy czuje szarpnięcie. Podąża za siostrzenicą, czując wstyd – ośmieszenie przed całą barową tłuszczą. Gdy stoją już na zewnątrz, wyrywa się tak szybko jak to tylko możliwe i zaplata ramiona na piersi, byle nie dać po sobie poznać zmieszania. Gromi Leonie spojrzeniem, ale nie umie nie odpowiedzieć na pytanie. Doskonale trzyma w ryzach również własne emocje – kiełkujący powoli gniew.
– Nie pozwalasz sobie pomóc – poucza ją. – Nie pozwalasz mi porozmawiać z tymi, którzy mają część twoich pieniędzy. Wierzę, że przemówiłabym im do rozsądku i wróciłabyś do domu z sakiewką tak ciężką, jaką tu przyniosłaś – mówi. Zawsze miała w zanadrzu swój chłodny, ale elegancki urok. Zawsze miała argument młodości i głupoty Leonie. Zawsze miała też możliwość przekonywania groźbą, prośbą czy powoływanie się na własny autorytet. Młoda botaniczka zabiła wszelkie szanse. – Masz problemy finansowe, że w ogóle uciekasz w takie… Rozrywki? – to słowo ledwo przechodzi jej przez gardło. Poprawia szal otulający szyję, jakby to miało zdjąć z krtani zawieszony na niej ciężar. Prostuje rękawy płaszcza, wytarmoszonego przez szarpiącą ją chwilę temu siostrzenicę, a potem mówi z powagą: – Mogę pomóc ci, jeżeli sklep ma gorszy sezon, ale nie mogę zaakceptować ryzyka, że wszystko to trafi do pokerowej puli.
Myśli, że rozumie wszystko. Myśli, że tak jak każdy potomek jej rodziny – zawsze za największego wroga miała rachunek i czynsz.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-03-2025, 20:04
Słowa Moiry nie stępiły swego ostrza, suche jak odczytanie podpunktów harmonogramu uderzenia nie przestały sięgać celu. To, co miało przynieść radość i zagwarantować odkucie się z, co tu kryć, finansowej ruiny, zostało zniszczone przez jasnowłosą czarownicę w przeciągu kilku minut od pojawienia się w tawernie, a przy takim wyniku należało już mówić o naturalnym talencie.
- Przecież nie potrzebuję pomocy. Radzę sobie - podkreśliła czupurnie, krzyżując ramiona na piersi niczym zwierciadlane odbicie Sanderson, ale nawet pomimo tego nie sposób byłoby nazwać ich rodziną. Wizualnie były niczym roziskrzony blaskiem dzień i melancholijna noc, jedno spojrzenie pozostawało wystudiowane i zabarykadowane za murem bezwzględnego opanowania, drugie kipiało od wszystkich emocji, które wiły się teraz w ciele i myślach Leonie. Z logicznego punktu widzenia trudno byłoby spierać się z argumentacją Moiry, jednakże przyznanie przed ciocią, że własny los wymknął się jej spod kontroli oznaczałoby dopuszczenie tego do siebie samej, a na to Figg czuła się... zbyt słaba. Stabilna praca i zadowolenie z życia były przecież tylko fantazmatami. Miłą złudą, w którą Leonie decydowała się wierzyć, bo alternatywa była bolesna. Nie miała ani zasług medycznych, ani własnej rodziny jak Moira, nikogo, do kogo mogłaby wrócić wieczorem, nie szanowano jej w naukowych kręgach, nie zjeździła połowy świata i nigdy niczego nie odkryła, poza listami miłosnymi wepchniętymi pod materac Arla tego jednego lata. I chyba także w tym tkwił problem: przyznać się do swojej nieudolności przed kimś tak zjawiskowym, jak Moira Sanderson, to naprawdę zadanie niewykonalne. - Co byłoby następne, ciociu? Poszłabyś do mojego pracodawcy i poprosiła za mnie o podwyżkę, wymogłabyś na zarządcy odroczenie czynszu albo zamówiła nowe szaty na Pokątnej, bo lepiej znasz mój rozmiar? Jestem dorosła. Możesz w to nie wierzyć, a ja mogę nie dawać ci powodów do tej wiary, ale nie chcę, żeby ktoś naprawiał moje... małe potknięcia - dobre sobie, ostatnie słowa smakowały fałszem, wypalały na języku ścieżki kłamstw, nie zdołałaby jednak nie użyć eufemizmu.
Już sama myśl o magichirurg negocjującej zwrócenie monet z karcianymi przyjaciółmi, które wygrali od niej w uczciwej - lub mniej - grze sprawiało, że Leonie miała ochotę powyrywać sobie włosy z głowy, nigdy. Po tym nie traktowano by jej poważnie, nie przyjęto by z powrotem w galeonowe konszachty. Jeszcze nie daj Merlinie jeden z nich zdołałby jakimś sprytnym sposobem owinąć sobie samotną kobietę wokół palca, albo na odwrót, i doszłoby do tragedii. Ta zresztą już jawiła się na horyzoncie w postaci kolejnego pytania oraz propozycji, na które plecy Leonie wyprostowały się tak sztywno, że równie dobrze mogłaby połknąć dąb, a efekt byłby ten sam.
- Może po prostu to lubię - wymamrotała, zarumieniona od wstydu. Nie do końca tak było. Czasem, czy raczej częściej niż czasem, nie potrafiła oprzeć się pokusie i szukała pretekstu do zajęcia miejsca przy stole do gry, przyrzekała sobie solennie, że to ostatni raz. Ile ostatnich razów miała już za sobą? Żaden do tej pory nie domknął nawiasu jej uzależnienia, sprawa była gorsza i głębsza, niż przewidywała Moira. - Nie przyjęłabym zapomogi, ciociu - spłoniła się jeszcze bardziej, z chwili na chwilę mocniej skrępowana, i nawet zimny wiatr nie studził jej zażenowania. Nie mogła też spojrzeć Sanderson w oczy; zamiast tego wpatrywała się w szykowny komplet czarownicy, zapewne droższy, niż pół obecnej szafy Leonie. - Doceniam, że się martwisz... Naprawdę doceniam. Ale nic mi nie jest. A to, że mama przyśle cię tu w charakterze trójgłowego psa niczego nie zmieni - nerwowo potarła swoje przedramię, bo nie wątpiła, że Isadora Figg liczyła na sukces ze względu na autorytet swojej siostry i to, z jak wielką bezkompromisowością go realizowała. - Chodźmy stąd - rzuciła ugodowo, bo jak długo pozostawały w zasięgu Mewy i Księżyca, perspektywa rozmówienia się przez nią z żeglarzami nadal była żywa.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Moira Sanderson
Akolici
Long in tooth and soul
longing for another win
Wiek
40
Zawód
Naukowczyni, magichirurg
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
24
5
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
5
Brak karty postaci
10-05-2025, 12:27
Radziła sobie – to pewne, ale wola życia pozwalała radzić sobie nawet w bardzo trudnych warunkach. Ludzie przeżywali poważne oparzenia całego ciała, przeżywali zatrucia doprowadzające wątrobę do stanu zupełnej degradacji czy przeszczepy niegdyś uznawane za niewykonalne. Oczywiście, że Leonie Figg radziła sobie – poradzi sobie pewnie i w jeszcze gorszych warunkach czy z jeszcze gorszymi skłonnościami, ale czy życie polegało jedynie na radzeniu sobie?
Gdyby Moira Sanderson kiedyś przejęła myślenie swoich rodziców i starszego rodzeństwa, pewnie również radziłaby sobie. Od pierwszego do pierwszego, pakując ładunki w porcie do momentu pierwszej ciąży, by potem spędzić kilkadziesiąt lat opiekując się dziećmi, wnukami, na końcu narzekając jedynie że nikt jej nie słuchał. Obecnie też nikt jej nie słuchał, bowiem rozmawiając z młodą siostrzenicą miała wrażenie, że ta wcale nie chciała jej słuchać. Że nie chciała zmieniać swojego życia, odrzucała pomocną dłoń i chociaż z pozoru nie było w tym niczego złego i przecież każdy powinien wieść takie życie jakie chciał i na jakie mógł sobie pozwolić – bierność niezwykle irytowała Sanderson i sprawiała, że człowiek nią kierowany spadał w rankingu poważania niemal na łeb, na szyję.
Może nie powinna spodziewać się po niej niczego więcej. Chyba spodziewała się tego przedtem, bo teraz czuła się w jakiś sposób... rozczarowana.
– Jesteś dorosła, ale wiele jeszcze musisz się nauczyć – kwestionuje jej słowa, nie odnosząc się nawet do tego, że faktycznie wybrałaby jej lepszej jakości i lepszego kroju ubrania, że dogadałaby się z właścicielem kamienicy by rozłożył spłatę czynszu na łatwiejsze do zdzierżenia raty, że może gdyby powiedziała komuś dobre słowo o Leonie i podpisała się pod tym nazwiskiem znanego naukowca – faktycznie byłaby w stanie załatwić jej lepszą pracę albo pewną podwyżkę. Nie mówi też, że obecnie – dość impulsywnie – nie chciałby zrobić dla niej właściwie nic, bo cierpliwość każdego wreszcie się kończy. – Nigdy nie proponowałabym ci zapomogi. Zaproponowałabym ci pracę, przysługę, ale nie zapomogę – poprawia ją, przygryzając wargę w uspokajającym tiku – w mroźnym powiewie późnozimowego wiatru ryzykując jedynie popękanymi ustami. – Ale jeżeli faktycznie naprawdę to lubisz – nie chcę nawet iść stąd z tobą. Zostań i wróć do swojego towarzystwa. Pójdę po prostu do twojej matki i powiem jej prawdę – o tym, że zadajesz się z osobami, które boisz się mi przedstawić – manipuluje jej emocjami w sposób podły, nie na miejscu. Nigdy nie była jednak ulubioną częścią własnej rodziny – może również przez to. – A na rocznicę pójdę za ciebie – wbija kolejną szpilę, gotowa udać się w swoją stronę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
10-05-2025, 16:40
Jesteś dorosła, Leonie, ale tylko ja wiem, co jest dla ciebie dobre. Zaufaj mi. Robię to dla nas. Sama sobie nie radzisz, błądziłaś beze mnie, nie widzisz tego? Dobrze, że cię znalazłem, inaczej nie wiadomo, co by się z tobą stało.
Słowa Moiry niosły się echem dawnych ran, kłuły pod żebrami, a napięcie tej chwili powoli sięgało zenitu. Przed oczyma Leonie pojawiły się mroczki, w skroniach zaczął łupać tępy ból, jakby sięgnęła po bombardę, którą wpuściła w swoje kości i próbowała zniszczyć je od wewnątrz. Trudno oczekiwać, że reakcja cioci byłaby inna: w końcu siostrzenica nie opowiedziała jej o tym, co spotkało ją w ciągu półrocza, z którego powróciła pewnego dnia w asyście magipolicji, milcząc o wszystkim, co się stało, walcząc też z uzdrowicielami, którzy proponowali, że ją obejrzą, wychudzoną, zaniedbaną i poobijaną. Zapieczętowała tamten okres głęboko w sobie, Sanderson zaś szybko przestała naciskać, szybciej, niż reszta rodziny, i pewnie dlatego Figg zdołała utrzymać z nią kontakt. Czy żałowała tego teraz? Trochę, słysząc coraz głośniejszy pisk w swoich uszach i czując bicie serca pod każdym kawałkiem skóry. Na zimnej fasadzie ciocinej twarzy łatwo było dostrzec rozjątrzone rozczarowanie, biedaczka musiała rozumieć, że marnowała swój czas na kogoś, kto wzbraniał się przed jej pomocą, choć świat chętnie padłby Moirze do stóp i przyjął od niej cokolwiek tylko byłaby gotowa mu podarować. Leonie zaś milczała, z dłońmi przyłożonymi do obolałych skroni; ledwo panowała nad sobą na tyle, by nie zatopić palców w kosmykach włosów i mocno za nie nie pociągnąć, nie wyrwać ich z siebie, nie zadać sobie jeszcze gorszego bólu. Byłoby to bardziej znośne, niż dystans budujący się w postawie Sanderson.
Niż jej ostatnie słowa.
A na rocznicę pójdę za ciebie. Czekoladowe oczy otworzyły się szeroko, błysnęły dzikością, pewnym rodzajem paniki, który przejmuje stery nad układem nerwowym i narzuca czarny płaszcz na wszelki rozsądek, pochłania go. Nie od dziś było wiadomo, że Moira niechętnie pojawia się na rodzinnych uroczystościach, raczej unikając ich jak ognia, a to, że nagle okazywała serce i była gotowa zastąpić Leonie w gronie najbliższych zadziałało niczym policzek. Jakby prawdziwie ją uderzyła. Zielarka cofnęła się o krok, najpierw parsknęła suchym śmiechem, a kiedy zgrzytliwy dźwięk nie pomógł w ukojeniu emocji, jej policzki pochłonęła czerwień.
- Ty naprawdę myślisz, że nie chcę tam iść - jej głos niósł w sobie ostatnie sylaby niedowierzania, bo właśnie dotarło do niej, iż wierzyła w to, że akurat ktoś szalenie inteligentny, jak Moira Sanderson, połapie się w niedopowiedzeniach. Rozszyfruje enigmę. Zobaczy to, co niedostrzegalne. Że czarownica właśnie z tego powodu kontynuowała spotkania z Leonie. - Bo co? Bo zapomniałam o Basilu? Bo nie chciałabym objąć Arla, bo mam gdzieś uczucia rodziców? Tak sądzisz? Jestem w twoich oczach tak potwornie nieczuła? Może jestem. Może będzie lepiej, jeśli pójdziesz tam za mnie, bo wtedy będą przynajmniej mieli obok siebie kogoś, kto nie jest tak zepsuty. Ja im tego nie dam, nie rozumiesz? Stanęłabym obok nich i trzymałabym matkę za rękę, ale jestem jak Basil, pożarta przez czerwie, zakopana, martwa. Zniszczona. Mnie już nie ma - wyrzucała z siebie impulsywnie, natarczywie, jak gdyby gdzieś w jej wnętrzu właśnie puściła tama, a to, co wydostawało się przez wyłom na powierzchnię, okazało się żrącym kwasem. Rozgoryczenie szarpało za mięśnie twarzy, dłonie gestykulowały na oślep, może szeptała, a może krzyczała, Leonie sama nie miała pojęcia. Czuła jedynie, że traci nad sobą kontrolę, a kurz wspomnień zostaje z niej zdmuchnięty z impetem. - Powiedz jej prawdę albo nie mów, zrób co chcesz - gniew osłabł, na jego miejscu pojawiło się zrezygnowanie, wzrok zaś opadł do ulicznych kocich łbów. - I możesz mnie zostawić - wzruszyła ramionami, gest ten był jednak drobny, bezbarwny, pogodzony z tym, że nie jest w stanie powstrzymać Moiry; że właśnie traci ostatni most łączący ją z domem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:31 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.