• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Domostwa > Cardiff, Compass Road 7/12 > Salon i kuchnia
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-28-2025, 18:45

Salon i kuchnia
Po otworzeniu drzwi do wynajmowanego mieszkania można się znaleźć w mało przestronnym, ale wciąż całkiem przyzwoitym pokoju. Metraż nie jest zbyt duży, więc kuchnia i salon zostały wciśnięte w jedno, z małym aneksem kuchennym, który zapewnia podstawowe miejsce do gotowania i przechowywania niewielkich zapasów. W salonie znajduje się jeden stół, porysowany od wcześniejszych prac i lokatorów - w okolicy jest również kanapa, która widziała o wiele lepsze dni. Mieszkanie nie jest pierwszej świeżości, ale Thalia doprowadziła je do jako takiego stanu, w którym nie jest piękne, ale przynajmniej nie ma pleśni. Okna wychodzą w stronę portu i widać z nich odpływające statki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-17-2025, 11:16
9 marca 1962 roku


Noc była chłodna. Ciemne niebo tylko gdzieniegdzie migotało gwiazdami przebijającymi się z trudem przez kożuch chmur. Te nie rozpierzchły się jeszcze całkiem po popołudniowej ulewie nadającej Cardiff tej nieprzyjemnej cechy – niegościnności. Ilekroć czuję bowiem na swojej skórze chłód i wilgoć, podszytą szeptami portu zdaje mi się, że miasto pragnie się mnie pozbyć. Przyzwyczajony do portowej wrzawy, jeszcze przecież w Ipswich doświadczałem podobnej atmosfery. Wtedy jednak nie była ona naznaczona trudnymi do zniesienia wspomnieniami, wszystko zmieniło się po przeprowadzce. Po latach spędzonych przy starym Lloydzie. Wtedy każda do tej pory neutralna rzecz nasiąkała tymi paskudnymi, nieprzyjemnymi emocjami kotłującymi się na dnie żołądka. Po latach jakoś zdołałem to zaakceptować ale wrażenie, że Cardiff mnie dusi pozostało.
Zapewne nie wracałbym tu już nigdy. Nie miałem przecież ku temu szczególnych powodów, bo wszystko na czym zależało mi najbardziej wyniosłem ze sobą ponad rok temu. Czysta kalkulacja, a jednak pozostawała we mnie wciąż ta cząstka żywiąca sentyment do ludzi. Ludzi, których zaoferował mi los w zamian za prawdziwą rodzinę straconą po drodze na przestrzeni szesnastu lat.
Nie lubię się zapowiadać. Większość myśli kiełkuje we mnie spontanicznie. Nieprzewidywalność oznacza dla mnie pokrętnie jakiś rodzaj bezpieczeństwa – bo nikt przecież nie pochwyci moich zamiarów z wyprzedzeniem. Tak było więc i tym razem. Powinienem wprawdzie wpierw ruszyć do Wellersów, bo z nimi nigdy nie pożegnałem się należycie, ale było mi źle z myślą, że padną słowa, których wolałbym nigdy nie usłyszeć. Łatwiej mi było ruszyć na Compass Road pod osłoną nocy i liczyć, że spotkam tam Thalię. Zdawało mi się, że chętnie przystanie na moją prośbę i przetrząśnie stare pudła z moimi rzeczami (zakładałem, że pani Wellers się ich jeszcze nie pozbyła) w poszukiwaniu starego, oprawionego w skórę notesu jeszcze z czasów Hogwartu, w którym zapisywałem pierwsze projekty. Był on mi obecnie nieznośnie potrzebny i przyćmiewał fakt, że tak naprawdę od kilku dni odczuwałem okropną pustkę wyrastającą na glebie wyobcowania w Londynie.
Może i mój interes miał się dobrze, może i otrzymałem to, czego bardzo pragnąłem – święty spokój – a jednak bywały takie tygodnie, w których mocno kwestionowałem swoje dotychczasowe wybory. Były to jednak rozprawy, które toczyłem wyłącznie w swojej głowie, nigdy zaś nie zwierzałem się nikomu z tego, co grało aktualnie w mojej duszy.
Mieszkanie wynajmowane przez Thalię, a właściwie drzwi do niego, majaczą mi na krańcu ciemnej klatki schodowej. Kroki stawiam niepewnie, jakby w obawie, że ktoś mnie usłyszy i że w drzwiach sąsiada ujrzę twarze, których wolałbym już nigdy więcej nie widywać. Wiem wprawdzie, że Millborrow nie może mi nic zrobić, wszak gdyby zechciała ścigać mnie w nadziei na odzyskanie pieniędzy i kosztowności, skazałaby się tym samym na to, że jej własne brudy wyjdą na jaw. A opinia publiczna była jedną z tych rzeczy, o które Renate dbała z niezwykłym zapałem. Mimo to, mimo logicznych przesłanek ku temu, że nie muszę się bać, moja wyobraźnia podsuwa mi najgorsze scenariusze. Nie mam wyrzutów sumienia, zwyczajnie lękam się o przyszłość.
Kiedy już stoję przy samych drzwiach, waham się przed kolejnym gestem. Stukanie w drewniane skrzydło budzi wątpliwości. Thalia nigdy nie pochwalała moich czynów, a jednak kurczowo trzymam się myśli, że ona jedna zrozumie i nie wywali mnie dzisiaj na zbity pysk.
W końcu zbieram się na odwagę i zaznaczam swoją obecność kilkoma uderzeniami tuż nad klamką.
Może jej nie ma?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-17-2025, 19:53
Chłodne marcowe powietrze wpadało przez okno, przyjemnie owiewając jej rozgrzaną skórę, kiedy siedziała na parapecie, zaciągając się papierosem po raz kolejny. Powinna iść spać, ale alkohol i adrenalina dalej wydawały się buzować w jej żyłach, podobnie jak krew lekko sącząca się z rozcięcia na twarzy. Udało jej się zatamować ranę (która była jednak bardziej zadrapaniem niż poważnym problemem wymagającym uzdrowiciela) i zwinąć się z bójki zanim ktokolwiek zauważył i magipolicja pojawiła się na miejscu. Nie wiedziała nawet, czemu wdała się w bójkę, pewnie poszło o głupią sprzeczkę która zaczynała się od zdania „Czemu się pchasz na statek”. Nie był to pierwszy raz, w sumie straciła rachubę, ile ich było. W takie noce miała ochotę się rozpłakać, dając ujście frustracji chociażby w taki sposób, teraz jednak patrzyła po prostu w morze w oddali, zastanawiając się, czy cokolwiek co zrobiła w swoim życiu miało sens.
Pukanie do drzwi sprawiło, że ostrożnie podniosła się ze swojego miejsca, nasłuchując chwilę. Magipolicja zazwyczaj się ogłaszała, a jeżeli ktoś chciałby trzepnąć ją po mordzie, raczej by nie stukał do drzwi i nie czekał. Mimo to, ostrożnie złapała za różdżkę, cicho szepcząc Lumos aby drobny promyk światła rozświetlił pomieszczenie. Zostawiając papierosa na parapecie, podeszła ostrożnie do drzwi i licząc do trzech, otworzyła je szybko, chcąc zaskoczyć osobę, która stała za drzwiami – co skończyło się tym, że niemal drzwiami uderzyła stojącego za nimi mężczyznę.
- Lys… - wydawała się mocno zaskoczona, spoglądając na niego z milionem pytań które pojawiły się w jej głowie. Czego tu szukał? Cieszyła się na jego odwiedziny, ale czemu zawitał tu w środku nocy? Nie lubił się z miastem, ale czy na pewno było tu jakieś zagrożenie, które na niego czekało? Bezceremonialnie wepchnęła go do środka, zamykając za sobą drzwi i upewniając się, że zamek na pewno zabezpieczył drzwi przed potencjalnym włamaniem, albo przynajmniej spowolni potencjalnego włamywacza.
- Co się stało, wszystko w porządku?! Jesteś ranny?! Ktoś cię goni?! – Odłożyła różdżkę aby z paniką unieść jego ramiona, przekręcić głowę i oklepać go w poszukiwaniu jakiejkolwiek rany albo problemów. Dopiero kiedy upewniła się, że Lysander się nie wykrwawia, spojrzała na niego niczym psidwak z wielkimi pretensjami wobec właściciela.
- No dobra, jesteś cały, co się dokładnie stało? Jeżeli potrzebujesz pomocy to wiesz, że zrobię co potrzeba, ale nie możesz mnie tak straszyć. – Odetchnęła głębiej i złapała go w mocny uścisk, pozwalając sobie na przytulenie go tak, jakby nie widzieli się pół wieku, odsuwając się dopiero po chwili i dając mu lekkiego pstryczka w nos.
- Napijesz się czegoś? Albo potrzebujesz jedzenia? – Nie wiedziała jeszcze powodu dla którego miałby się tutaj zjawić ale mogła na spokojnie poczekać na wyjaśnienia podczas których zrobiłaby mu….herbatę? To chyba miała w szafce. Możliwe że coś jeszcze ale w sumie nie miała absolutnej pewności.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-17-2025, 21:43
Nadchodzi moment, w którym mam ochotę się wycofać, bo do moich uszu nie dociera żaden odgłos ruchu zza drzwi. Myślę sobie, że pewnie jej nie ma, nic nadzwyczajnego. Przychodząc tu bez zapowiedzi godziłem się z podobną ewentualnością. Może i nawet nieco na nią liczyłem? To prawie same korzyści – wyrwanie się na chwilę z Londynu, spojrzenie na Cardiff i uspokojenie sumienia: przecież zaglądałem, aby sprawdzić, co u niej słychać i zapytać czy u Wellersów bez zmian. Pozostawała jeszcze kwestia notatnika, ale bez niego – ostatecznie – mogę przecież żyć.
Już prawie obracam się na pięcie, kątem oka chwytając niewielki świetlik u sufitu klatki schodowej – kilka gwiazd mruga niepewnie, jakby podzielając i moje zawahanie. Chrzęst zamka sprawia jednak ostatecznie, że powracam uwagą do drzwi i chcę coś powiedzieć, ale nie jest mi to dane, bo skrzydło odskakuje gwałtownie i niemal uderza mnie w ramię. Nie oczekiwałem takiego powitania. Thalia wygląda na równie zaskoczoną i zapewne chce wiedzieć, o co tu chodzi. Wyczytuję jeszcze z jej miny jakby obawę? Zdecydowanie kogoś innego spodziewała się tutaj i to niekoniecznie kogoś z czystymi intencjami. Jakieś kłopoty? Pierwsze, co nasuwa mi intuicja, bo przecież nie stroni ona od sytuacji problematycznych (mówiąc bardzo delikatnie).
Chcę jakoś się przywitać, otwieram już usta szykując marne wytłumaczenie dla swojej nagłej wizyty, ale dławię się głoskami; wciąga mnie bardzo szybko do swojego mieszkania i zatrzaskuje drzwi. Huczy mi w głowie, ale potem następuje cisza, wprawione w ruch powietrze powoli odzyskuje dawny spokój, to jednak tylko pozór, Thalia ma dla mnie przynajmniej tuzin pytań, a jej własne obawy zamieniają się w obawę o mój stan zdrowia.
— N-nie… nic z tych rzeczy... — rzucam wyraźnie zbity z tropu. Za dużo i za szybko, przestaję ogarniać sytuację, a Thalia przerzuca mną niczym szmacianą lalką w poszukiwaniu jakichkolwiek uszkodzeń. Jestem cały i zdrowy. To oczywiste. Cierpliwie jednak znoszę wszystkie te zabiegi, bo inaczej się nie uspokoi i nie uwierzy mi na słowo. Trwa to ledwie kilka chwil, więc to żaden problem. Łapię głęboki oddech, kiedy odsuwa się na moment, a potem mnie przytula. To dziwne uczucie; mam wrażenie, że nadal nie przywykłem do gestów przywiązania oferowanych mi przez przybraną rodzinę. I to wcale nie tak, że nie mam z nimi więzi – wyrażam swoją lojalność i uczucia w nieco inny sposób. Myślę sobie, że wiele lat temu straciłem natomiast zdolność do takiej otwartości, a jeśli się ona pojawia, to jest jedynie pustym, wyćwiczonym dla publiczności zabiegiem.
Krzywię się, kiedy daje mi pstryczek w nos. Macham ręką, jakbym chciał odgonić złośliwą muchę.
— Potrzebuję kogoś, kto przetrząśnie dla mnie moje stare szpargały u Wellersów. Zapodział mi się jeden taki notatnik — wyznaję bardzo bezpośrednio, kryjąc się z myślą, że naprawdę cieszę się na jej widok. Że zawsze, kiedy po dłuższym czasie nieobecności jest nam dane się spotkać, oddycham z ulgą. Zagryzam dolną wargę i przyglądam się twarzy Thalii ze skupieniem. Moją uwagę przykuwa jej ogólny stan. Nie wygląda do końca dobrze. — Ale może powinienem zacząć od pytania czy u ciebie wszystko w porządku… — nie jestem wcale mniej podejrzliwy. Wyraźnie też próbuję przekierować nieco tor rozmowy, zupełnie jakby to nie moja nagła wizyta była tu sednem sprawy. — Thalia, coś się stało? — Z łatwością przychodzi mi zignorowanie pytania o coś do picia lub jedzenia. Być może i coś ciepłego zdałoby egzamin, ale to nie ta chwila. — Kłopoty w porcie?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-18-2025, 11:04
Mieszkając samotnie nigdy nie mogła być pewna jak bardzo jest bezpieczna. W zawodzie aurora i przestępcy odpowiednia dawka paranoi szła bardzo daleko – zbyt mało i człowiek czuł się bezpiecznie w nieodpowiednich sytuacjach. Zbyt dużo, a każda osoba dookoła wydawała się być gotowa do wbicia ci noża w plecy. Kiedy jednak miało się na koncie dużo działalności w mniej legalnych obszarach handlowych, trzeba było uważać, czy ktokolwiek nie wpadł na twój plan i nie zorientował się w tym, co czeka na ciebie po drugiej stronie drzwi. Nie była zupełnie anonimowa w porcie, więc znalezienie jej nie było najtrudniejsze. Na całe szczęście, dzisiejsza wizyta była przyjemną i nie zapowiadało się na to, aby Lysander planował wrzucić ją do portu. Chociaż spotkanie się dopiero zaczęło i musiała mu dać jeszcze możliwość.
- To dobrze – odetchnęła z ulgą, kiedy potwierdził, że nic mu nie jest. Dalej nie była zadowolona, że nie mieszka obecnie w Cardiff, tak jakby fakt że nie mogła mieć na niego dodatkowej pary oczu. Jej miłość, jak łatwo było się przekonać, była niczym morze, zalewając wszystkich na których jej zależało i czasem nawet ich topiąc. Relacje międzyludzkie niestety nigdy nie były jej mocną stroną i niczym wahadło, wędrowała z wycofywania się z emocjonalnych zachowań, tak aby następnie zalać całą miłością którą mogła. Dla niej rodzina nigdy nie była czymś dobrym, więc posiadanie brata, chociażby przybranego, starała się jak mogła, nawet jeżeli Lysander nie zawsze czuł się z tym dobrze. Nie umiała przestać.
Nie odpowiedział jej, uznała więc że dobry kubek mocnej herbaty przyda im się obydwu. Nieco koślawo przeszła do kuchni, niemal uderzając głową o szafki, ale udało jej się nalać wody do czajnika i zacząć przygotowywać herbatę do dwóch, zaskakująco pasujących dla siebie kubków. Kiedy tylko wyznał, z czym dokładnie przyszedł, spojrzała na niego z pewnym zaskoczeniem, opierając się o blat stołu aby spojrzeć na niego z ciekawością i nie przewrócić się na ziemię.
- Wiesz, że nikt cię nie zje jeżeli wejdziesz do środka i o to poprosisz? To ty się o wiele bardziej nich boisz, niż oni ciebie, prawda? Tak samo działa z dużymi zwierzętami. Ucieszą się z tego, że przyjdziesz ich zobaczyć. – Jej spojrzenie nieco złagodniało, bo nawet jeżeli Lysander miał swoje za uszami, nie wyobrażała sobie aby ktoś teraz przed nią zamknął drzwi.
Zaczął jednak pytać o nią, co od razu sprawiło, że była mniej entuzjastyczna wobec rozmowy. Przynajmniej to mieli wspólne – kiedy temat dotyczył rozmawiania na ich własne tematy, wycofywali się nawet jakby najmniejsze wspomnienie tych tematów mogło sprawić na nich naskoczyć. Złapała za kubki, kierując się w stronę kanapy, siadając na niej i wyciągając jeden z kubków w jego kierunku.
- Hej, tu zawsze są problemy. – Zawahała się na moment, ale po przemyśleniu pokiwała głową – Jak mi opowiesz, o co chodzi dokładnie, to ja ci powiem, co się dokładnie zadziało. – Jeśli dzięki temu mogła go przekonać do rozmowy z nią, mogła poświęcić uchylenia nieco ze swojego stanu psychicznego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-21-2025, 11:50
Wiecznie gna mnie poczucie wstydu; od kiedy pamiętam wprawia mnie w zakłopotanie i nakazuje, by ważyć każde słowo i gest w obawie, że ktoś mnie nakryje. Obedrze z pozoru nonszalancji i beztroski, pod którymi leży spróchniały strach chłopca skrzywdzonego przez los. Już w szkole było mi ciężko obchodzić się z własną naturą bez drgnienia niepewności, a Slytherin nie ułatwiał wcale sprawy. W jakiś pokrętny sposób wprawdzie tam pasowałem, ale równocześnie było mi daleko do tych wszystkich przepełnionych buńczuczną pewnością chłopców i wymuskanych dziewcząt patrzących z góry na inne koleżanki. Zawsze towarzyszyło mi poczucie braku: braku ciepłego domu, kochających rodziców, lub chociaż tych surowych, ale działających na rzecz mojego dobra. Bałem się wszystkich moich wyborów, jakbym podświadomie sądził, że są czymś złym i nieodpowiednim. Że one znów są tylko wydmuszką, a nie prawdą, czymś, czym kolejny raz próbuję wygrać z losem.
Pewnie dlatego tak ciężko mi teraz wracać do Wellersów. Opuściłem ciepłą przystań bardzo szybko, nagle, bez słów wyjaśnienia dla tego, co się wydarzyło. Pisałem wprawdzie później wiele razy (choć żadnego listu nie wysłałem) gryząc się z wyrzutami sumienia, to jednak nie złagodziło poczucia winy. Nie chcę się przyznać przed Thalią, że zwyczajnie mi wstyd – przecież zawsze wszystko co robię dokonywane jest z pewnością i zacięciem. Tak samo wtedy: tamtej nocy byłem przekonany o słuszności swych czynów, czyszcząc konto bankowe i wynosząc kosztowności należące do Millborrow. Mówiłem sobie wtedy, że przecież i ona nie była względem mnie zupełnie altruistyczna i kierowało nią jedynie pragnienie zaspokojenia własnych, najniższych potrzeb.
Na słowa Thalii śmieję się cicho pod nosem i nie odpowiadam od razu. Zamiast tego, przyglądam się dokładnie jej ruchom – chwiejnym i niepewnym. Nadal nie wygląda to dobrze, choć mogę stwierdzić, że pierwszy kryzys zażegnała już jakiś czas temu.
— Przecież ja się nikogo nie boję, nie wiesz? — burzę się dość sztucznie. Za każdym razem zapominam, że przy Thalii moje kłamstwa wcale nie są tak gładkie. — Nie chcę im sprawiać kłopotu — mówię już mniej z obrazą, a bardziej z chęcią wytłumaczenia się.
Pozwalam siostrze zaparzyć herbatę, pomimo moich wątpliwości czy da radę. Nie lubię jej wyręczać, zresztą sama chyba za tym nie przepada.
Zajmuję miejsce na kanapie tuż obok niej i przyjmuję kubek. Gorąca ciecz paruje i osiada na mojej skórze, skraplając się niemal natychmiast.
— Nie da się ukryć — kwituję jej komentarz na temat klimatu panującego w porcie. Jeśli faktycznie chciało się zażyć adrenaliny, pierwsza lepsza wyprawa w owo miejsce gwarantowała jej podbicie. Propozycja, którą ma dla mnie lekko mnie zniechęca. Próbuje złapać mnie na haczyk wymiany informacji. Problem jednak polega na tym, że wewnętrzne blokady nakazują mi bunt. Nawet jeśli potrzebuję rozmowy. Wygrywa we mnie chęć zrozumienia, co się wydarzyło w jej życiu tego dnia, no i swoista troska. Jeszcze całkiem się jej nie wyzbyłem. — Oj, no dobra, ale obawiam się, że nic tu odkrywczego nie ma… Zwyczajnie… czasami Londyn zdaje mi się kolejnym miejscem, do którego nie pasuję zupełnie… — Wzruszam ramionami. Oczekiwałem chyba czegoś więcej i powoli docierało do mnie rozczarowanie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-22-2025, 23:27
Wiedziała, że pomiędzy Lysandrem a Wellersami się niekoniecznie dobrze układało, a ten starał się tego nie pokazywać. Nie była szczególnie uzdolniona jeżeli chodziło o rozmowy międzyludzkie (sam Merlin wiedział, że mogłaby równie dobrze dogadywać się z garboroagmi i wyszłoby to chyba znacznie łatwiej niż jej obecne relacje), ale wiedziała, że na pewno wszyscy ucieszyliby się z jego powrotu, nawet jeżeli to tylko było po odebranie czegokolwiek. Nie mogła jednak go zmusić (i niekoniecznie chciała), więc pozostawiła mu ten wybór i jeżeli nawet po tej rozmowie nie będzie chciał udać się do mieszkania, to pójdzie odebrać mu ten notes czy coś.
Wbiła w niego spojrzenie kiedy zażartował, spoglądając na niego jakby właśnie oznajmił, że sprzedał wszystkie swoje własności aby otworzyć wędrujący cyrk wozaków.
- Jeżeli nikogo się nie boisz, to albo kłamiesz, albo jesteś głupi. Brak strachu wobec innych to przywilej osób obrzydliwie bogatych. – O ile o czymś nie wiedziała i Lysander dorobił się nagle wielkiej ilości galeonów którymi się nie pochwalił, oboje byli w sytuacji gdzie obawiać się powinni, zwłaszcza osób z większą ilością wpływów od nich. – Lys, na gacie Merlina, wpadłeś do mnie w środku nocy, ale to im nie chcesz sprawiać kłopotów? Masz szczęście, że cię lubię…
Potrząsnęła głową, furcząc coś pod nosem gdy skierowała się ostatecznie na kanapę, a gdy i Lysander usiadł niedaleko, opierając się o niego bez pardonu. Zawsze była gotowa się odsunąć gdyby czuł się naprawdę niekomfortowo, dziś jednak wyczuwanie ludzkich granic zatarło się w jej umyśle, a spokojna rozmowa sprawiała, że odpływała nieco, chociaż wciąż starała się pozostać przytomną, a i sens rozmowy wydawał się trzymać blisko jej myśli.
- Fajnie by było, gdyby się dało, mogłabym udawać porządnego obywatela. – Już udawała, ale mógłby to być nieco porządniejszy obywatel. Czy gdyby pływanie było tak samo łatwe dla kobiet jak i mężczyzn, czy dalej by się w to tak uparcie pakowała? Czy może to znów było coś na przekór wszystkim? – Hmm, ale że nie pasujesz towarzysko? Czy że coś innego się dzieje? – Znów weszła w tryb czuwającej siostry, mającej za cel dowiedzenie się, co takiego wydarzyło się w życiu Lysa, nawet jeżeli ten mówił o takich rzeczach bardzo topornie.
- Powiedziałabym, że możesz wrócić, ale ty chyba masz już tam sklep, prawda? – Wiedziała, co to za sklep, pilnowała go w końcu, czy nie pakuje się w coś zupełnie podejrzanego. Nie chciała jednak sprawiać wrażenia aż tak nadopiekuńczej siostry – lubiła mieć oko na to, co robi i jakie decyzje podejmuje, ale nie chciała go kontrolować czy pchać w danym kierunku. Wiedziała po sobie samej, że to mało kiedy ma rację bytu.
- Może mam wpadać częściej do stolicy, hmm? – Mruknęła jeszcze, zarzucając na nich koc aby było chociaż nieco cieplej kiedy tak siedzieli razem. Nie wiedziała nawet jak jej tego brakowało, ale czasem łapała się też na tym, jak miło było mieć koło siebie kogoś bliskiego, pozwalając się skupić na dobrych rzeczach i emocjach.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Lysander Hatley
Czarodzieje
Marność nad marnościami
Wiek
25
Zawód
twórca magicznych protez w Howell's Hand
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
7
10
Magia Lecznicza
Eliksiry
15
4
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-27-2025, 12:02
Zbytnia wiara we własne siły faktycznie zabija ludzi naszego pokroju. Thalia mówiła prawdę. Ja natomiast nie potrafię przyznać jej racji na głos. Mam wrażenie, że owa deklaracja wywrze na mnie zły wpływ, bo jeszcze bardziej utwierdza w poczuciu beznadziejności. To przed tym uciekam przez całe życie, podobnie jak przed wstydem związanym z niedostatkiem, którego doświadczam niemal od samych narodzin. Nieznośny brak zgody budzi we mnie instynkty, które skłaniają ku myśli rewolucyjneji. Ta jednak zwykle pochłania więcej ofiar w stosunku do korzyści ze sobą niosących. Beznadziejna sytuacja wielu zmusza do podejmowania kroków ostatecznych, ale czy tak powinien wyglądać świat?
Zaciskam mocniej wargi, zagryzam je prawie do krwi. Nie mam odpowiedzi na jej słowa, choć właśnie moja obecność o tak skandalicznej porze powinna świadczyć sama za siebie. Gdyby nie było we mnie choćby krztyny strachu, paradowałbym nadal po Cardiff z sygnetami Millborrow na dłoniach w samo południe. A gdybym ją spotkał, wytknąłbym ją palcem odzianym w rubiny. Czyste szaleństwo, na które sam się zarzekałem dosłownie kilka chwil temu.
— Nie cieszysz się? — pytam raczej o samą wizytę, jakbym chciał jej zarzucić, że wcale nie jestem tu mile widziany. A przecież mnie wpuściła i ugościła herbatą.
Jeśli szło o Wellersów, to było mi zwyczajnie głupio. W pewnym sensie poświęcili dla mnie kawałek swojego życia i choć może ich intencje nie były zupełnie przejrzyste i altruistyczne, to jednak jako jedyni nie dali mi odczuć, że jestem niechcianym brzemieniem, koniecznością, której nie dało się odrzucić. Gdybym odrobinę się wysilił, mógłbym ich odwiedzić bez większego ryzyka, ale łatwiej mi było uwierzyć, że Cardiff mnie nie potrzebuje i że muszę się kryć ze swoją obecnością. — Przepraszam, Thalio… — bąkam wreszcie pod nosem. — Powinienem ci dać znać, przynajmniej, że zanoszę się z zamiarem przybycia. Pewnie konkretnej daty byś nie wydusiła, ale chociaż tyle. — Moja uwaga dalej pada na jej ogólny stan. Na to, w jakie problemy się wpakowała. Bycie porządnym obywatelem średnio wpisywało się chyba w nasze żywota. Nie do takiego świata przywykliśmy, bo uczono nas, że każdą rzecz należy sobie wyszarpać. Nie istniał sprawiedliwy podział, nic nie przychodziło za darmo i bez wysiłku, a popierane przez ogół podejście i kodeks uczciwości sprawiał, że trzeba było się pogodzić z marnymi warunkami życia. A przecież ostatecznie chciało się czegoś więcej… Śmieję się ostatecznie pod nosem i wzdycham.
— Nie… jeszcze nie zdążyłem napytać sobie biedy w nieodpowiednim towarzystwie, no i może to właśnie jest sedno sprawy. Mam to, czego chciałem, przynajmniej w jakiejś części i czuję pustkę. — Czasami nie chodzi o to, aby schwytać króliczka, a gonić go… To takie rozczarowanie…
Najpierw wzdrygam się lekko, kiedy zarzuca na nas koc, bo nie przywykłem do podobnych gestów. Szybko jednak odnajduję w roztaczającym się cieple coś przyjemnego, niosącego poczucie bezpieczeństwa. Przynajmniej na chwilę. To miła odmiana, dlatego odpycham dyskomfort i opadam bezwładnie na oparcie kanapy, pozwalając spiętym mięśniom na moment wytchnienia.
— Mhm… pracownia ma się całkiem dobrze. Moje obawy się nie sprawdziły i nie narzekam na brak klientów. Może byłoby jeszcze lepiej, gdybym był bardziej rozpoznawalny, ale na to przyjdzie czas — wyjaśniam jej, że nie zamierzam spocząć na laurach. To tylko chwilowy przestój i wewnętrzna niemoc.--- Aż tak ciągnie cię do Londynu? — Wiem, że chodzi tu o mnie i o chęć sprawdzenia czy realnie wszystko jest dobrze, nie mogę sobie odmówić po prostu szczypty złośliwości.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:02 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.