• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Domostwa > Cardiff, Moorland Road 14/7 > Sypialnia
Sypialnia
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-12-2025, 11:42

Sypialnia
Niewielkich rozmiarów pomieszczenie o ceglanych ścianach i lekkich zasłonach o ciemnym kolorze, przesiąknięte zapachem kwiatów suszących się na sznurach przeciągniętych pod sufitem. Zasłane kocami dwuosobowe łóżko sąsiaduje z oknami oplecionymi bujną zielenią doniczkowych roślin, lgnących do paciorków światła słonecznego. Drewniane meble, stare, wysłużone i nieco surowe, utrzymane w tonacji ciemnego drewna, pasują do spokojnego charakteru flory, której zieleń dominuje nad całym pokojem. Po przeciwległej stronie łóżka stoi niewielka szafa, w której spoczywają transmutacyjnie pomniejszone ubrania, a obok niej natknąć się można na wiecznie rozkopane psie legowisko.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
09-22-2025, 22:32
Złapał naczynie i, korzystając z tego, że Leonie obróciła się w stronę czajnika, chciwie wypił pierwszą szklankę i od razu nalał sobie drugą. Nie pamiętał, kiedy ostatnio przetańczył całą noc (pół nocy?), a Leonie pozostawiła go spragnionego na więcej niż jeden sposób. Przynajmniej jeden rodzaj pragnienia już nasycił i sycił dalej, sącząc wodę trochę wolniej; zimna nie pomagała na chrypkę. Udając zajętego, mógł skwitować uprzejmym milczeniem posępną myśl, że może Eileen nie byłaby tak cholernie nieodpowiedzialna gdyby nie była najmłodsza w rodzinie.
I niewygodną myśl, że prawie zhańbiłby dzisiaj czyjąś siostrę. Tak, tak, czasy się zmieniały, ale łącząca ich dziś swoboda i własne pokusy nie były tożsame ze sposobem, w jaki nauczył się myśleć o kobietach; w jaki samemu chciałby myśleć o Eileen. Miał jej tu szukać, a zamiast poszlak znalazł jedynie wieczór zapomnienia. Świetnie mu szło.
- Eileen. – oznajmił i podniósł wzrok, mierząc Leonie badawczym spojrzeniem w poszukiwaniu jakiejkolwiek reakcji na dźwięk tego imienia. Miał przecież pod klubem przeczucie, czy może tylko tak sobie wmawiał, myląc pierwszą napotkaną brunetkę z siostrą? A może Eileen bywała tam czasem, może spotkały się z Leonie na parkiecie? Pewnie nie, albo pewnie użyła fałszywego imienia, ale musiał spróbować.
Znajdował jednak Eileen tylko w snach, a rzeczywistość przypominała mu zarówno o tym, że nic z tego, jak i o tym, że nawet przyjemny zastrzyk dla własnej dumy i emocje przeżywane na parkiecie i kanapie były tylko miłą ułudą. Chciała tego, ale te słowa wcale nie sprawiły, że poczuł się wyjątkowo; wręcz przeciwnie. Chciała przygody i ekscytującego wieczoru i może wypiła dziś odrobinę za dużo, by oprzytomnieć w domu—ilu innych siedziało przed nim na tej kanapie i kogo zaprosiłaby do domu, gdyby w wyniku głupiej pomyłki nie stanął tuż przed nią i nie poprosił jej do tańca? Och, była dorosła i nie powinien ani tego oceniać skoro poszedł tu tak chętnie; ani się tym przejmować—ale przyjemnie byłoby jeszcze chwilę poudawać, że chciała jego, a nie tego.
Zamiast odpowiedzieć od razu, uśmiechnął się (trochę cierpko, ale był uzdrowicielem, nie aktorem), wziął kolejny wdech i wybrał wyjście honorowe, bo naprawdę nie rozumiał, dlaczego nadal się tym przejmowała.
- Przecież to wciąż był – jest? - wieczór, który będę miło wspominać. – uspokoił Leonie, ale zarazem przypomniał sobie, że to prawda. Po prostu na razie noc była nieco… dezorientująca, ale gdy się wyśpi, będzie pamiętał jak jej włosy wirowały w tańcu i jak smakowały jej usta (i wszystko byłoby mniej niezręczne, gdyby po prostu na tym poprzestali). - Dawno nie przetańczyłem całej nocy. – uśmiechnął się szerzej, ale nie spytał kiedy ostatnio zrobiła to ona, bo nie chciał wiedzieć.
Ledwo zauważył na kubku kuguchara tak podobnego do własnego (cóż, większość kugucharów wyglądała podobno podobnie…), choć lubił przecież symbole i łudzenie się, że w tych widzianych na jawie i snach jest jakikolwiek stały sens (wiedział już, że nie, ale i tak go szukał). Ledwo, bo intensywniejszym bodźcem było ciepło jej skóry, a jeszcze intensywniejszym (i uniemożliwiającym świadome zauważenie, że jednak Leonie przekroczyła dzielącą ich barierę) — krótki przebłysk przed oczyma, na moment odcinający go od bliskości cudzego ciała i parującej herbaty i chłodu trzymanej w drugiej ręce szklanki. Półmrok, krucze włosy opadające na pochyloną twarz, siniec odcinający się na bladej skórze, męska dłoń—
Eileen?
Obraz rozwiał się zanim mógł jakkolwiek pomóc, jak zawsze, a Jasper zamrugał prędko. Woda w szklance chybotała niebezpiecznie, tą z herbatą prewencyjnie chwycił mocniej i prędko cofnął dłoń; chwilowo nie przejmując się tym jak unikanie dotyku wyglądało z perspektywy Leonie, a tym, jak wyglądał on. Ile mogło minąć, sekunda, pół sekundy? Przebłyski nie były już tak natarczywe jak w młodości i żaden nie był tak intensywny jak chwila słabości po poznaniu Ingrid, ale i tak po każdym nerwowo próbował zachować pozory.
- Naprawdę dawno nie przetańczyłem całej nocy, w dodatku bez wizyty przy barze. – uzupełnił prędko w ramach wyjaśnienia, które po tylu latach przychodziły mu już intuicyjnie; na dowód upił jeszcze prędki łyk wody i uśmiechnął się przepraszająco. Odstawił szklankę i ujął kubek w obie dłonie. Skosztował herbaty i zauważyłby, że była naprawdę dobra i jakaś taka inna, ale… Och, świetnie, teraz rozkładała dla niego kanapę i oto z miłej przygody został kimś wycieńczonym przez kilka tańców (ale przynajmniej nie wariatem!).
Znów usiadł w przyzwoitej odległości, chwilowo powstrzymując pokusę rozciągnięcia nóg na całej kanapie. Znów uśmiechnął się lekko, udając, że pytanie nie psuje mu humoru—bo przecież Leonie nie zasługiwała na prawdę; na to, że była kolejnym ślepym tropem i na to, że myślał właśnie o tym co Tobias Snape robi jego siostrze i na to, że przez moment była zarówno pomyłką, jak i zapomnieniem.
- Szczerze – ups - mówiąc, usłyszałem dobrą muzykę i… – wzruszył lekko ramionami. - A ty, często tam bywasz? – miał o to nie pytać, w imię własnej dumy, ale przebłysk wizji rozproszył go na tyle, że chwilowo o tym zapomniał.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-22-2025, 22:35
- Ładnie - odparła, ale nie mógł znaleźć w niej tego, czego tak natarczywie szukał. Leonie nie znała żadnej Eileen, a jeśli nawet kiedykolwiek ją spotkała, nie byłaby w stanie rozpoznać kobiet widzianych w klubach, zaszklonych tytoniową mgłą i alkoholem szemrzącym w jej żyłach. Nie mogła stać się jego drogowskazem, nie dopytywała też, co teraz działo się z jego siostrą, bo nie przypuszczała, jaka za jej imieniem mogła czaić się historia. Eileen przepadła w mugolskim świecie, w świecie wojny, krzywd, wyzysku i nienawiści, w świecie, który odcisnął na Figg swoje szpony i napiętnował jej skórę. On to zrobił, ale zarazem czy on nie był gorszy niż Tobias Snape? Czy otwarta agresja nie była łatwiejsza do zniesienia, niż trucizna posłodzona miodem? Czy nie było łatwiej nienawidzić, niż mówić, że kocha się kogoś na zabój, bo tak oczekiwano? Gdyby przeczuwała, jaką gorycz skrywał w sobie Jasper, może ośmieliłaby się go o to zapytać, jednak lęk pozostawił ją chaotyczną i zdekoncentrowaną, oddychającą płyciej na komentarz o tym, jak zamierzał zapamiętać tę noc.
Miło. Z uśmiechem. Dawno nie przetańczył całej nocy. Miło, miło, miło. Więc dlaczego wyrwał dłoń z jej dłoni, dlaczego cofnął się i zbladł, dlaczego tym razem to on od niej uciekł? Czyżby wreszcie przejrzał jej złudę i dostrzegł gnijące wnętrze, przeżarte natarczywymi paszczami czerwi? Leonie zagryzła zęby, cofnąwszy się posłusznie. Nie miała prawa mieć o to do niego pretensji, skoro sama zachowała się gorzej, odbierając im obojgu możliwość spełnienia w sobie nawzajem. Nieważne, jakim uśmiechem i powtórzeniem jakich słów próbował zamaskować autentyczność swojej reakcji, teraz jego uczucia były jasne jak słońce, nie będzie udawał, że mógłby ją pokochać.
- Do rana jeszcze daleko - zauważyła cicho, bo mylił się nawet w kwestii całej nocy. Miała w domu zwykły, klasyczny gramofon i kilka płyt, mogliby dokończyć dzieła, tym razem mając w pobliżu gablotkę z dzbankiem zimnej wody i herbatę, którą można było przesączyć subtelną smużką ognistej, nie proponowała mu tego jednak, bo nie wierzyła, że mógłby chcieć tego kontynuować. Ich kontynuować. A jednak tak bardzo pragnęła, by i on pragnął; by nie odpychał jej dłoni, tylko szukał ich ciepła, miękkości, by nadal uważał ją za śliczną. Nie ohydną. Nie zepsutą. Nie rozczarowującą. Czemu jeszcze nie wyszedł? Nie udało jej się o to zapytać, siadając na kanapie z podkurczonymi pod sobą nogami i kocem położonymi w pustej przestrzeni pomiędzy nimi, siedzącymi po dwóch stronach.
- Jak to jest, że mężczyzna skuszony dobrą muzyką od dawna nie przetańczył całej nocy? - zapytała niemal zaczepnie, bok głowy ułożywszy na miękkim oparciu mebla po tym, jak odstawiła swoją herbatę na szafkę. - Prawie co noc - westchnęła, bawiąc się guzikiem rękawa ciemnoczekoladowej sukienki. Obrócony pod odpowiednim kątem wychwytywał i odbijał blask ulicznej latarni, dzięki czemu wyglądał, jakby od środka rozpalał go płomień. - Tam i wszędzie, gdzie po zmroku budzi się życie. Gdzie ludzie są zbyt głośni, gdzie o guza zbyt łatwo i gdzie każdą myśl można zamienić na taneczny krok. Gdzie każdy bagaż doświadczeń może być lekki jak piórko, a każda zmyślona bujda może być prawdą - ciągnęła miękko, jej słowa rozmywały się w półmroku zalewającym pomieszczenie, a wzrok - wcześniej utkwiony w pejzażu za oknem - wrócił wreszcie do jego twarzy. Chyba nie chciała wiedzieć, co myślał. Jasper zawsze przychodził do Fruwokwiatu nienagannie ubrany, w wypolerowanych butach, osnuty przyjemną chmurą męskich perfum, nie pasował Leonie do klubów i spelun pełnych spoconych ciał. Pewnie miał poważanych przyjaciół, wysokie stanowisko i eleganckie hobby. - Ostatnio spotkałam wilka morskiego, który zarzekał się, że jego statek został połknięty przez mitycznego stwora z głębin. Załoga przepadła, a on sam uciekł przez rybie oko razem z wielką łzą. Kto przeszukałby każdy cal oceanów, żeby udowodnić mu, że ściemnia? - nie miała pojęcia, dlaczego mu to mówi i uśmiecha się lekko, dlaczego zawraca mu głowę portowymi anegdotami. Dlaczego próbuje wypełnić ciszę i zerwać plaster niezręczności, jaka między nimi zapanowała. - Najbardziej żenujący szlaban? - później zmieniła temat - czy Jasper kiedykolwiek dostał choćby jeden? Leonie poruszyła się na kanapie, zbliżyła minimalnie w jego stronę, powoli, jakby testowała wytyczoną na piasku granicę; odepchnęła go, potem on odepchnął ją, a mimo to ciągnęła do niego jak ćma do ognia, głodna spopielenia, płatów sczerniałej skóry odchodzących od mięsa, głodna jego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
09-28-2025, 20:21
Leonie wyraźnie zmarkotniała, ale jeszcze przez chwilę nie zwrócił na to uwagi—uspokajając własne myśli, próbując oszacować na ile zauważalna była jego reakcja, czując przytłaczające wyrzuty sumienia na myśl o widzianej w przebłysku wizji kobiecie. Miał poczucie (przeczucie?), że powinien ją chronić, a tymczasem siedział tu: bez tropu, bez pomysłu jak, w obcym mieszkaniu, przy dziewczynie, która z jakiegoś powodu też przestraszyła się jego. Gdyby miał gorszy humor albo dał się ponieść złośliwości, zasugerowałby Leonie, że powinna bać się mugoli—ale nie zrobi tego, bo to nie zmyje poczucia winy za to, że nie ostrzegł w porę Eileen. A poza tym (i to zauważył dopiero na kanapie, nie łącząc tego faktu z wcześniejszą, własną reakcją) Leonie jakoś przygasła.
- Bliżej niż dalej. - odpowiedział z udawanym rozbawieniem, zastanawiając się, czy to dlatego wydawała się smutna albo rozczarowana (widział, że coś jest nie tak, nie umiał tylko tego nazwać). Może chciała wrócić do klubu i naprawdę tańczyć całą noc albo wyjść z niego z kimś innym… Jeśli tak, to nie musiała, do cholery, być tak uprzejma. Dopiłby herbatę szybciej, ale była gorąca.
- Może nie znalazł chętnej do tańca partnerki. - odparował śmiało, jakby na przekór jej i samemu sobie, bo ostatnim czego potrzebowała ta sytuacja był ten tekst i zaczepny uśmiech. Ale znowu zaczęła, choć czy na pewno? - Nie zostawiłem obrączki w kieszeni ani w domu, jeśli o to pytasz. - dodał odrobinę poważniej, choć zerkał na Leonie dość prowokująco. Czy tak o nim myślała, jak o kimś, kto chciał zabawić się w anonimowym klubie? Może gdyby naprawdę znał przyszłość nie pomyliłaby się wiele, gdyby wiedział o znudzeniu Ingrid pewnie samemu wcześniej szukałby rozrywki. Mógłbyś też przełknąć dumę i zaproponować jej jasny, otwarty układ - doradził mu kiedyś przy alkoholu kolega, zupełnie jakby wszystkowiedział (wiedział też, że Jasper się oburzy, choć sugestia była logiczna i oszczędziłaby mu nerwów). Ale nie wiedział, a obrączkę zdjął na stałe, od razu po pogrzebie.
- No proszę. - skwitował jej szczere i dziwnie marzycielskie wyznanie. Dziwnie kuszące, ale nie dla niego. - W sklepie myślałem, że jesteś nieśmiała - zwierzył się, nie zwracał wtedy na nią szczególnej uwagi, poza tym, że miała ładne dłonie i podejście do roślin; ich spojrzenia nie spotykały się, a rozmowy były profesjonalne. - a jesteś po prostu niewyspana! - uśmiechnął się triumfalnie, rozładowując jej wyznanie w żart.
- Dlaczego wszyscy mitomani i głupcy łudzą się, że ludzie wezmą ich na poważnie dopóki ktoś nie udowodni im, że nie powinni? - przewrócił oczyma, choć lekki uśmiech zdradzał, że portowa anegdota go rozbawiła. - To ogromny wysiłek dla logiczniejszej części świata. - oparł się na kanapie wygodniej, ignorując fakt, że Leonie przysuwała się bliżej. Wychwycił to kątem oka, ale pewnie też szukała wygodniejszej pozycji. Zresztą, był zajęty parsknięciem śmiechem. - Zaraz pomyślę, że twój prawdziwy zawód to szukanie haków na uzdrowicieli. - szlaban? Nikt go o to nie pytał. - Na szóstym roku. Po… - biłem, zarzucając mu kradzież całego życia Severusa -...szarpałem się trochę z bratem, ale żenujące było, że przegrałem. - westchnął, pieprzony Marcus. Krukoni nie powinni nawet umieć się bić, ale młodszy (podwójnie żenujące, tego Leonie nie powie) brat zyskał przewagę gdy kolejny przebłysk wizji napadł Jaspera w trakcie sprzeczki. - A twój? - zrewanżował się i podparł na łokciu, nieświadomie nachylając się lekko w jej stronę. - Najdziwniejszy klient?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-28-2025, 20:23
Wolałby, żeby poranek był bliżej czy dalej?
Prowokacja błyszcząca w jego spojrzeniu ją zdziwiła, zachęciła do przeniesienia wzroku na dłoń, na której powinien znajdować się pierścionek; tak, chyba kiedyś zauważyła obrączkę podczas zakupów Jaspera, ale niedbale wyrzuciła to wspomnienie z pamięci, uznając je za nieważne, i nawet nie dostrzegła, że dziś czegoś mu brakowało. Nic dziwnego. Jego dłonie były przyjemnie duże, silne, o długich, ładnie rzeźbionych palcach, opuszkach nieco chropowatych i wysłużonych od obchodzenia się z medykamentami, siekania i miażdżenia ingrediencji. Wolała patrzeć na nie, czuć je na sobie, niż zastanawiać się, czy zjawił się w Cardiff z intencją zdradzenia zostawionej w domu żony. Udawania, że nie miał przytroczonej do nogi kuli.
- Nie pytałam - zrewanżowała się śmielej. Czego od niej oczekiwał, poruszając ten temat? Nagany czy cichego przyzwolenia? Życie prywatne Jaspera Prince’a nie mogło jej obchodzić, nie miała prawa do jego istnienia poza granicami swoich rąk. - Powinnam? - pociągnęła po chwili, patrząc na niego przez soczewki zmrużonych oczu. Jeśli stała za tym historia, którą pragnął jej opowiedzieć, posłuchałaby. Niezależnie od tego, czy poczułaby iskierkę irracjonalnej zazdrości albo zirytowała się na jego postępowanie wobec żony; wolała słuchać jego głosu i topić się w nim do granicy obłędu, niż odmawiać sobie tej melodii. Kwaskowaty uśmiech ułożył jej wargi w łuk, Leonie odchyliła głowę, przez co sięgające ramion czarne włosy ułożyły się w zagłębieniu wytyczonym przez linie obojczyków. - Jak rozumiem, otrzymuję diagnozę za darmo - droczyła się wobec jego żartu. Odrobina ciężaru spadła z ramion, mięśnie rozluźniły kilka splotów, oddech w piersi zdawał się pełniejszy. Wymieniany między nimi humor pomagał znów zakorzenić się w swobodzie chwili i właśnie tego potrzebowała, żeby zacząć zapominać o przerażeniu nim. Jego cieniem, jego chorobą, jego wyrokiem. - Niewyspana od trzech lat - parsknęła cicho, gorzko. Nie przespała spokojnie ani jednej nocy od chwili ucieczki, ale i przedtem nie mogła marzyć o wypoczynku. Tam, w piwnicy, jej sen przypominał eratyczne drzemki, tak nieregularne, że jej organizm nigdy nie złapał oddechu. - A ty, panie Prince? Od ilu lat nie możesz zmrużyć oka? - wymruczała, nachyliwszy się w jego kierunku w konspiracyjnym tonie.
W pomieszczeniu wybrzmiał wreszcie jej śmiech - perlisty, prawdziwy, sprowokowany jego logiczną postawą i zupełnie zrozumiałym pytaniem. W jego świecie sprawy były zapewne bardziej uporządkowane, a dniem rządziły rozwaga i mądrość; w porcie zaś czasem było o to ciężko.  Tu rum mieszał się z morską solą, wolność bezbrzeżnej wody z tęsknotą za niedoścignionym. Inna rzeczywistość.
- Gdybyś zobaczył, jak pięściami wyjaśniał to tym, którzy o to pytali, ostatnie, co byś zrobił, to nazwanie go mitomanem i głupcem - skwitowała pogodniej i uśmiechnęła się szerzej, słysząc jego dywagacje. Nie, nie szukała na niego haka, naiwnie szukała tylko jego bliskości i ciepła, które straciła, kiedy odskoczyła od niego wcześniej na tej samej - tylko złożonej - kanapie. A Jasper chyba pozwalał jej znów tego szukać, czy raczej nie cofnął się, gdy Leonie zbliżała się do niego przez szerokość siedziska, podparta na dłoniach i kolanach, sunąca w jego stronę jak ostrożny kot; mozolnie, jak gdyby tempo mogło zagwarantować, że on tym razem się nią nie obrzydzi. Jakie to było żałosne. W kuchni pokazał, co o niej sądzi, a ona nadal przekraczała granicę kultury, lgnąc ku mężczyźnie, którego nie znała. - O co poszło? O dziewczynę, plotkę, honor? - spytała, podpierając dłonie po obu jego stronach. Już mogła niemal dosięgnąć jego ust; czuć na sobie fantomowy dotyk jego słów. - Na czwartym roku położyłam śpiącej Adelaide Chesterfield rogatego ślimaka na twarzy, kiedy spała. Opowiadała straszne bzdury o mojej przyjaciółce. Narobiła rabanu i musiałam posprzątać za to elfią zagrodę, bez magii. I wyszłam stamtąd z podbitym okiem, bo jeden elf rzucił we mnie moim własnym podręcznikiem - zrelacjonowała rozbawiona, bliżej, bliżej, ich twarze dzieliło już tylko kilka cali. - Nie muszę wspominać, że Adelaide Chesterfield była tym zachwycona - Leonie dodała z przekąsem i opuściła spojrzenie na jego wargi; wargi, które po chwili ujęła w pocałunku.
Tym razem delikatniejszym niż wcześniej, znacznie wolniejszym, ale nie mniej chciwym. Teraz Jasper smakował hibiskusem i miodem, smakował tą chwilą, a jej ciało samoistnie wpasowało się w jego ramę jak woda w naczyniu, półleżąc na nim - z nogami wyciągniętymi za sobą, z torsem na jego piersi, z dłońmi przesuwającymi się na jego ramiona. Nie potrafiła go nie chcieć. Nie potrafiła porzucić tej głupiej, płonnej nadziei, mimo różnicy wieku i różnicy światów. Po chwili, gdy już nasyciła się pocałunkiem, cofnęła się nieznacznie, ale nie uciekła, bo przerażenie póki co nie wróciło. Zamiast tego patrzyła w oczy Jaspera, znów przechyliwszy głowę. - Wizjoner z Kumbrii. Zamawia chińską kąsającą kapustę, twierdząc, że wyszkoli ją do obrony swojego zwierzyńca, tylko że za każdym razem wraca do nas z mniejszą liczbą palców albo zabandażowanymi ugryzieniami - opowiedziała, ani się nie cofając, ani bardziej nie zbliżając. Leonie dawała Jasperowi możliwość ucieczki i odrzucenia, zniosłaby przecież jeszcze jeden sztylet wbity w serce. - Najdziwniejszy pacjent? - odwzajemniła pytanie w kanwie spójnej z jego zawodem. Jak nietypowy i obłąkańczy mógł być jego świat?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#15
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
09-28-2025, 20:24
Nie potrzebował poranka żeby po prostu stąd wyjść, a choć droga do Londynu nie będzie najprzyjemniejsza to przecież i tak brał to pod uwagę gdy zdecydował się wejść wieczorem do klubu w Cardiff. Przywykł do nocnych dyżurów na tyle, by nawet nie czuć zbytniego zmęczenia, a przynajmniej tak sobie wmawiał; uparcie ignorując fakt, że zmiany rytmu dobowego zaczynał odczuwać mocniej niż w Evershire. Rozchylił lekko usta, gdy sensownie, ale dla niego niespodziewanie spytała, czy powinna pytać o żonę. Nie przemyślał tego, nigdy nie był w takiej sytuacji—choć wiedział, że gdyby znał prawdę to zrobiłby to bez skrupułów. Poczuł ukłucie irytacji, że ten brak skrupułów—nawet całkowicie zasłużony, nawet dla młodego wdowca—jest jakiś bardziej skomplikowany niż mu się wydawało.
- Nie wiem. - przyznał, mrużąc lekko oczy. Nie wypal tylko, czy… - Zwykle nie pytasz czy nie mówią? - wypalił, zastanawiając się zarówno nad tym, czy miało to dla niej znaczenie; jak i nad tym, że przecież nie miał prawa się nad tym zastanawiać. - Wybacz, ja też powinienem spytać czy tutaj nikt nam nie przerwie. - poprawił się z kwaśnym uśmiechem, usiłując obrócić to w żart—choć właściwie dopiero teraz przyszło mu do głowy, że nie wiedziałby co by zrobił gdyby pojawił się tutaj zazdrosny narzeczony czy chłopak.
- Za dobrą herbatę. - roześmiał się lekko, choć w odpowiedzi na kolejne wyznanie spojrzał na nią przeciągle. Czy żartowała…? Już miał zasugerować eliksiry nasenne, ale pewnie żartowała, więc wzruszył tylko ramionami. - Lubię nocne dyżury. Jutro o tej porze będę w pracy, w sumie to dobry trening. - odpowiedział, nie myśląc o prawdzie ani o tym jak sypiał. Czasami twardo i dobrze, szczególnie jeśli się wcześniej zmęczył, ale nigdy na to nie liczył. Odkąd zaczęły się koszmary o śmierci Severusa, nie pamiętał jak to jest; zasypiać spokojnie. Jawa zresztą też nie oferowała wytchnienia, dzisiaj nie mógł nawet napić się spokojnie herbaty, ale dźwięczny śmiech Leonie był chyba ostatecznym potwierdzeniem tego, że udało mu się ukryć chwilową niedyspozycję (albo, że już o tym zapomniała). Uśmiechnął się mimowolnie, śmiała się ładnie i perliście i szczerze, inaczej niż żona usiłująca przypodobać się na salonach czarodziejom o znanych nazwiskach.
I chyba nigdy nie śmiała się w sklepie, zupełnie inna od tamtej cichej dziewczyny, na którą nie tyle nie zwrócił uwagi—co uszanował niewidzialny dystans, nie naprzykrzając się nieśmiałej (albo niewyspanej) sprzedawczyni inaczej niż pytaniami o kolejne ingrediencje. Może gdyby zawiesił na niej spojrzenie na dłużej, wcześniej zauważyłby jej uroczy uśmiech (choć czy w sklepie nie uśmiechała się jakoś inaczej?).
- Och, w myślach właśnie tak bym go nazwał. - przekomarzał się dalej. - Chyba o honor, choć tak tego nie nazwaliśmy. - odpowiedział nieco wymijająco, wsłuchując się za to w jej opowiastkę o jakiejś Adelaide. Niezbyt skupiony, rejestrował przecież, że Leonie przysuwa się bliżej i co jakiś czas zsuwał wzrok na jej usta—ale nic sobie z tego nie robił, udawał, że nie widzi. Nie spodziewał się żadnej intencji za tą mową ciała, a tym bardziej…
Pocałunek zaskoczył go szczerze, mimo, że jeszcze kilka sekund temu ich wargi znajdowały się kilka cali od siebie i że czuł na twarzy jej ciepły oddech. Chyba wmówił sobie, że to tylko przekomarzanie się, rozmowa. Rozchylił usta, ale zbyt zaskoczony sprzecznymi sygnałami by przejąć inicjatywę—dopiero po kilku sekundach odwzajemnił pocałunek, ale zdecydowanie delikatniej niż ona. Prawie nie czuł jej ciężaru, jej bliskość zdawała się naturalna i lekka; ale czuł wyraźnie ciepło jej ciała—a jego własne od razu zareagowało (choć po lodowatej wodzie i mrożącej krew w żyłach wizji nie powinien mieć na to ochoty), co na pewno wyczuła ona. Oddychał nieco płycej, a gdy się odchyliła, jego spojrzenie było mgliste.
- Leonie… - jej imię smakowało jak obietnica kolejnego pocałunku lub tego, po co w gruncie rzeczy tutaj przyszedł. Wziął jeszcze jeden płytki oddech, usiłując skoncentrować myśli wokół tego, że nie rozumie. Nieobecnie słuchał o wizjonerze z Kumbrii, usiłując wygiąć usta w rozbawiony uśmiech, ale ledwo rejestrował pojedyncze słowa. Sięgnął dłonią do jej policzka, jakby chciał odgarnąć z jej twarzy krucze włosy—ale zatrzymał palce o milimetr od skóry. - Musisz mi powiedzieć, czego chcesz i gdzie jest granica. - upomniał ją, licząc się z tym, że pragmatyzm może zepsuć romantyczny i spontaniczny nastrój (ale czy bardziej niż ucieczka?). - Chłopak, który wmawiał mi, że może uodpornić się na trucizny, bo miał ważnych przodków. - dodał ochryple, dla rozładowania napięcia, ale wciąż—wyczekująco—patrzył jej w oczy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#16
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-28-2025, 20:24
Powinno rozwścieczyć ją to, z jaką łatwością dopisał do jej kanapy różnych gości. Powinna unieść się godnością, dać mu w twarz, zarzec się, że to nie tak, a potem go stąd wyrzucić - jednak poza tępym bólem zbitym w twór rosnący za mostkiem nie poczuła nic. I zarazem poczuła wszystko; mieszaninę emocji pulsującą w kościach, zawrót głowy, czerwień szczypiącą skórę policzków, własne dłonie zaciskające się mocniej na kolanach. Jasper był dla niej obcym człowiekiem, jego zdanie o niej nie musiało jej obchodzić, więc dlaczego tak się stało? Bo jako pierwszego go stąd nie wyprosiła, a on jako pierwszy zdecydował się zostać? Zbyła jego pytanie milczeniem, bo nawet gdyby chciała, chyba nie znalazłaby słów, które wyraziłyby mętlik opanowujący jej głowę; nie zdobyła się też na żart o tym, że co najwyżej Helga mogłaby zainterweniować, burząc ich prywatność, ani na rewanż, że sam nie chciał opowiadać jej o żonie.
- Jak to wygląda? - zapytała, gdy odzyskała władzę nad głosem, zaś spojrzenie wróciło do jego twarzy po tym, jak utkwiła je gdzieś wyżej, ponad jego ramieniem, ponad śladem drugiego człowieka widzącego w niej to, czym stała się po nim. Zamiast na trzęsawiskach nienawiści do siebie samej, skupiła się na jego świecie, rytmie jego życia. Musiało być szaleńcze, znała przecież żywot cioci Moiry i wiedziała, jak mało czasu kobieta może poświęcić na swoje zachcianki, niewiele jednak zdążyła dowiedzieć się o Jasperze Prince’ie. - Nocny uzdrowicielski żywot. W takich nocach nie ma pewnie nic spokojnego - zastanawiała się, zsuwając wzrok na ułożone na kanapie ciało, które spróbowała wyobrazić sobie odziane w mungowski kitel. Od czasu, gdy rodzice nalegali, by przebadano ją tam po przetrzymywaniu, nie zdołała już poczuć się bezpiecznie w pobliżu szpitalnego uniformu, nawet jeśli ten spoczywał na ciocinej sylwetce; tym razem też szybko odepchnęła od siebie wizję Jaspera w zawodowym wydaniu. - Pacjenci z księżyca różnią się czymś od dziennych? - jej usta drgnęły w uśmiechu; gdyby miała zgadywać, powiedziałaby, że musiało tak być. Noc pozwalała na większą swobodę, a zatem na większe ryzyko; wyzwalała w ludziach drapieżne instynkty, kropiła zmysły alkoholem zachęcającym do brawury. Skoro Jasper wolał późne dyżury, czy czuł się lepiej wśród takich ludzi - jak dzisiaj w portowym pubie?
Nie powinna chcieć, żeby jutrzejszą noc znów spędził z nią. A mimo to chciała.
Anegdoty i dawne szkolne historie rozpłynęły się w herbacianym smaku pocałunku, w zachłanności ścierającej się z zaskoczoną delikatnością, w niepewnym stąpaniu po coraz bardziej rozmytych granicach. Jasper jej nie odepchnął, zbliżyła się więc bardziej, ułożyła dłoń na jego policzku, musnęła palcami jego skroń; gdyby mogła zapamiętać go dotykiem, mogłaby wypalić na swoich opuszkach jego wspomnienie na zawsze. Dlaczego chciała, żeby został? Dlaczego on nadal zostawał? Ciało mężczyzny reagowało na nią w sposób, który zdawał się… sprzeczny z tym, jak o niej myślał. Albo bardzo adekwatny. Czuła, że nie był na nią obojętny, nie, że bliskość i najdrobniejszy gest w każdej chwili mogłyby stać się iskrą, rozpalającą między nimi przedwcześnie urwaną namiętność. Pierwszy raz wypowiedział przy tym jej imię i Leonie odkryła, jak bardzo lubi ten dźwięk na jego języku. Mógłby nigdy nie przestawać go wymawiać; mógłby nigdy jej nie zostawiać.
- Ciebie - zaczęła impulsywnie, dotknąwszy koniuszkiem nosa jego policzka. - Chcę ciebie. - Już nie tylko tego, nie przypadkowego ciała w przypadkowej kombinacji; muśnięciem warg naznaczyła jego żuchwę, dłonią delikatnie obróciła ku sobie jego głowę. - Nie jestem pewna, gdzie ona leży. To… skomplikowane. Powiem ci, jeśli się do niej zbliżymy, dobrze? - poprosiła szczerze, nie chcąc obiecywać mu czegoś, czego nie będzie w stanie spełnić, czegoś, co znów pozwoli mu uznać, że w jakiś sposób ją skrzywdził. Czy tyle mogło mu wystarczyć - ta zawieszona w przestrzeni, odroczona wiedza? Zdobyta empirycznie, w bliskości i żarze, który od niego czuła i na który odpowiedziała nienachalną zmianą pozycji - albo nachalną, ale na tyle potrzebną, że Leonie nie miała do siebie o to pretensji. Wślizgnąwszy się tym razem między jego nogi, znów ułożyła się na nim i przesunęła dłoń na jego kark, by móc oprzeć razem ich czoła. Odzywała się w niej nienasycone poszukiwanie bliskości Jaspera, ale ostateczny krok był zarazem tym, czego nie odważy się wykonać. - Nie mogę niczego zdjąć - wyszeptała, to bowiem było granicą, której dziś była pewna. Dlatego uciekła od niego poprzednim razem: bo zamierzał pomóc jej ściągnąć rajstopy i chociaż nie kryły się pod nimi żadne blizny, jedno doprowadziłoby do drugiego. Bała się. Bała się jego wstrętu i tego, że jakimś cudem wyczytałby z powieści śladów całą prawdę na temat jej przeszłości. Mogliby po prostu być - leżeć razem, oddychać jednym tlenem, smakować nawzajem swoich ust, nie miałaby nic przeciwko, tyle że jednocześnie chciała nadal być bliżej, jeszcze bliżej. - Przychodził do ciebie zatruty? - spytała i zabrzmiało to tak absurdalnie i nieważnie na intymnym tle dwóch splecionych ze sobą ciał, że uśmiechnęła się szeroko, strasznie tym rozbawiona.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#17
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
09-28-2025, 20:25
Zapadła ciężka, niezręczna cisza, a Jasper przymknął na moment oczy (egoistycznie, nie widział wtedy jej miny), bo na tej kanapie faktycznie uleciało z niego wszelkie decorum. Może to wina portu, może nowego mieszkania, może Cardiff, może tego, że w ogóle nie powinno go tu być, bo to dziewczyny z wizji—a nie przygodnego romansu—dzisiaj szukał. Chciał przecież wierzyć, że wie co powiedzieć w każdej sytuacji (ale teraz nie wiedział) i że nie jest mężczyzną, który robi się zrzędliwy i złośliwy, bo nie udało mu się znaleźć szybkiej przyjemności, a komuś innemu pewnie tak. Wyprostował się na kanapie, szukając słów usprawiedliwienia albo pożegnania, ale Leonie z gracją zmieniła temat.
- W tej pracy piękne jest właśnie to, że bywa - nie jest, czasem bywało rutynowo i nudno. Czasem nie miało to nic wspólnego z ekscytacją i adrenaliną, którą czuł gdy w podziemnych warunkach leczył bohaterów wojennych. niespokojnie. - w ramach rekompensaty za swoje wcześniejsze słowa, tym razem zdradził jej coś szczerego. Znajomym, czy to w Londynie, czy to na konferencjach naukowych, chętnie opowiadał o swojej pasji do toksykologii czy rodzinnych tradycjach alchemicznych; ale gdzieś głębiej leżało jeszcze pragnienie zmian i ciekawość co do pacjentów. Coś innego, niż godziny spędzane w rodzinnej pracowni alchemicznej i spokojne rozmowy z klientami, coś zupełnie innego niż piękna i stabilna przyszłość, która miała być Severusa. Nie jego. - Nocami łatwiej o zatrucia używkami. Ale zaplanowane przestępstwa czy ciężkie wypadki trafiają się niezależnie od pory dnia. - przyznał, gdyby noc gwarantowała moc wrażeń to pewnie regularnie pracowałby na nocną zmianę.
Za fasadą pragmatycznego małżeństwa i wymagającej pracy było tak łatwo się schować, że zawsze z politowaniem patrzył na mężczyzn, którzy tracili asertywność przy upartych kobietach—ale chyba zaczynał rozumieć. Bliskość Leonie, tym razem bardziej czuła niż namiętna, była na tyle nienachalna i miła, że odsunięcie się na kanapie wydawało się już niemożliwe; że jej usta były tylko na wyciągnięcie głowy i tylko własne pytanie i szepty o skomplikowaniu powstrzymywały go przed odwzajemnieniem jej pocałunków. Wreszcie podała mu jednak konkret, a jego oczy zalśniły żywiej w odpowiedzi na coś, co wziął za wyzwanie.
- Niczego nie zdejmę. - obiecał poważnie, choć jego usta wyginały się już w figlarny uśmiech. - Moje ubrania też zostają. - zapowiedział, niekoniecznie dlatego, że było to dla niego ważne (bo nie, choć przez głowę przemknęło mu, że gdyby ten budynek miał mieć niestabilny dach to wolałby być znaleziony jednak w spodniach), a żeby gra była równa i żeby Leonie już o tym nie myślała. Niecierpliwym skinieniem głowy zbył pytanie o pacjenta, który teraz zdawał się bardzo nieistotny, i przyciągnął do siebie Leonie by przekonać się, jak smakuje jej uśmiech. W trakcie pocałunków objął ją w talii, manewrując ich pozycją tak, by teraz to ona leżała na kanapie; a nie na nim. Jej sukienka była cienka, nie musiał nawet wsuwać pod nią dłoni by kontynuować dzisiejszy wieczór.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#18
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-28-2025, 20:26
Jego dotyk roztapiał szron ostatnich trzech lat. Odrywał lód z jej kości, rozdzierał żelazne pręty klatki wzniesionej wokół jej ciała niczym odbicie tamtego miejsca; i chociaż aż do dzisiaj Leonie nie wierzyła, że to możliwe, kiedy przyjemność przezwyciężyła strach, a na ustach zamarł zdławiony pocałunkiem dźwięk, poczuła się tak wolna, jakby przez chwilę przeszłość nigdy nie istniała. Jakby nigdy nie doświadczyła strachu i niepewności, rozpaczliwego wołania o swoją śmierć, nienawiści i wstrętu do samej siebie. Jakby nigdy nie musiała uciekać, zastanawiając się, czy on zaraz ją złapie i skręci kark. Jasper chwycił ją i pociągnął do szaleńczego biegu w nieznane, sprawił, że na moment wyprzedziła własny cień. I gdy oddech uspokajał się w jej piersi, z kącika oka wreszcie spłynęła łza, szybko niknąca w kruczych pasmach włosów. Od tak dawna nie znalazła siły, by zaszlochać, że ten jeden symbol połączenia z własnym ciałem wystarczył do przypomnienia, że jest żywa; mężczyzna, na którego patrzyła z wdzięczną czułością, zdołał jej to udowodnić. Mężczyzna, któremu odpowiedziała tym samym. Sobą. Kiedy strach zbladł i schował pazury, bo myśli przez cały czas pozostały cudownie wytłumione, było to łatwiejsze; a zanim dała mu przyjemność, po raz kolejny dogoniła własną.
Po wszystkim leżała z głową na ramieniu czarodzieja, jedną ręką obejmując go w pasie. Przykryte patchworkowym kocem ciała nadal pozostawały splątane i serca dopiero spowalniały rytm uderzeń, a ona nie wiedziała, jak mu o tym powiedzieć - ocaliłeś mnie. Jak podziękować za to, że zdjął z niej odrobinę klątwy, pozwolił na pierwszy krok, jak wyjaśnić mu bez wyjaśniania, że to, co dla niej zrobił, na jeden dzień albo sto lat, było właściwie bezcenne. Czy w ogóle chciałby o tym wiedzieć? Może nie, Leonie zaś nie chciała ryzykować, że go tym od siebie odstraszy. Albo, co gorsza, znów wznieci jego odrazę.
- Zwykle - zaczęła cichym, ochrypłym głosem pod wpływem impulsu; zamroczony oraz usatysfakcjonowany Jasper nie musiał pamiętać żądlącej dociekliwości jej doświadczeń i zachowania przy innych, ale ona o tym pamiętała, ona wiedziała, że widział w niej kogoś jeszcze gorszego, niż była, - nie pytam. Nie pytam, bo nikt nie wszedł dalej, niż do korytarza, zanim prosiłam, by odwrócili się i poszukali swojego upojenia gdzieś indziej. Nie pytam, bo ich nie chciałam - wyrzuciła z siebie i odetchnęła głęboko, pełna jego zapachu. Zbyt szybko próbowali zerwać z niej ubrania, czasem na sto innych, niekoniecznie zależnych od nich sposobów przypominali jej o nim, jątrząc traumę - dlatego Leonie wybierała samotność, zamiast marzyć, że jej nie zostawią. Nie zrobiła im herbaty. Nie spróbowała znowu.
Opuszki palców kreśliły bezmyślne wzory na koszuli Prince’a, odchyliła głowę, szukając jego spojrzenia. Jedna część niej czuła, że powinna, a druga obawiała się zapytać o zostawioną w domu żonę i nieobecną obrączkę, zresztą może byłaby szczęśliwsza, gdyby nigdy nie usłyszała tej historii. Nad ranem on znów będzie należał do innej, teraz jednak mogła udawać, że był jej. - Zostań - poprosiła, zastanawiając się, czy usatysfakcjonowany ekstazą Jasper myślał już o wyjściu. Ile było w nim przewidywalności? Cliche, mężczyzna dostaje co chce, a potem znika we mgle nocy, tracąc zainteresowanie. Nie znała go, nie umiała powiedzieć, czy miał w sobie taką gotowość, bo dopisywanie mu swoich interpretacji to jedno, ale rzeczywistość rzadko kiedy miała cokolwiek wspólnego z życzeniem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#19
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
09-28-2025, 20:27
Łza należała tylko do Leonie i jej prywatności, Jasper w tym czasie ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi; może i dzieliły ich ubrania, ale wciąż mógł dotknąć jej nagiej skóry—jak wtedy, gdy całowali się pod drzwiami, ale teraz spokojniej, intymniej. Po wszystkim kanapa zdawała mu się wygodna, a koc przyjemnie miękki. Nieobecnie gładził dłonią policzek Leonie, nieświadom, że w tym czasie w jej głowie przewija się gonitwa myśli—jego własna była przyjemnie pusta.
Do czasu. W pierwszej chwili nie zrozumiał sensu jej słów, ale dotarł do niego gdy snuła tą krótką i przedziwnie smutną—choć zarazem łechtającą jego wyjątkowość—opowieść; echo pytania, o którym przez ostatnie kwadranse zdążył już zapomnieć. Czy ona niosła je ze sobą przez ten cały czas, czy ubodło ją tak bardzo, że czuła się w obowiązku odpowiedzieć teraz? Odpowiedź mu się podobała, chciał być pierwszym na tej kanapie; ale zarazem nie podobało mu się, że w ogóle zaczął ten temat. Jego zamglone przyjemnością spojrzenie wyostrzyło się, przez kilka sekund patrzył na nią z powagą.
- Przepraszam. To ja nie powinienem był pytać, nie tak. - szepnął w końcu, nie szastał nigdy słowem przepraszam, ale jej spojrzenie wydawało się sarnie i spłoszone. - Po prostu ta noc była… niespodziewana. - po prostu to wydawało się zbyt absurdalne, by mogła go zapragnąć w nocnym klubie; sądził, że miał wysoką samoocenę, ale najwyraźniej nie aż tak wysoką. Logiczniej było założyć, że był jednym z innych; zresztą przez chwilę był. Nie dopytywał co sprawiło, że wyprowadziła go z korytarza—i co sprawiło, że w ogóle znajdowała się w takiej sytuacji, tak ufna gdy leżeli obok siebie i tak przestraszona gdy wsunął dłoń pod jej sukienkę.
Nie pytał, ale zaczął o tym myśleć.
- Zostanę. - uśmiechnął się blado, pytała o to już któryś raz. Nie opuścił spojrzenia i przytrzymał lekko dłoń Leonie, znajdującą się gdzieś na niesamowicie wymiętej koszuli. Była z nim szczera, choć o to nie prosił. Ona też jego nie pytała, ale… - Nie mam nikogo w Londynie. - uważnie śledził jej minę, obchodziło ją to…? - Więc mógłbym jeszcze spędzić wieczór w Cardiff… jeśli chcesz.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#20
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-28-2025, 20:28
Minęło mało czasu, a Leonie już polubiła dotyk jego opuszek na swojej skórze. Wiele dałaby za to, żeby od dziś dotykano jej tylko w ten sposób - tak łagodny, czuły i delikatny, uważny, jakby była cenna, stworzona z ręcznie malowanej porcelany… Zamiast odpowiedzieć na przeprosiny Jaspera, przyjęła je wtuleniem policzka w jego dłoń, wytrzymując powagę jego wzroku; w innych okolicznościach mogłaby uciec spojrzeniem dla własnego bezpieczeństwa, ale teraz nie czuła takiej potrzeby.
- Dla mnie też - przyznała i uśmiechnęła się lekko, z wyrazem trudnej do stłumienia melancholii. Choć poszukiwała tego uczucia od dawna, potrzeba było człowieka, który na podświadomym poziomie zwrócił jej uwagę już w sklepie magibotanicznym, mimo że przy każdej wizycie wymienili tylko kilka kurtuazyjnych formułek, a spotkania nigdy nie trwały dłużej niż kilkanaście minut. - Podobno lubisz, jak jest niespokojnie - przypomniała mu z tchnieniem rozbawionej buty, po czym obróciła głowę i musnęła wargami opuszki Jaspera. Były suchsze i bardziej chropowate niż jego wargi, ale to jej nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, miała świadomość, że jego dłonie wyleczyły setki czarodziejów szukających pomocy: zagubionych, cierpiących i połamanych w podobny do niej sposób. Ufała im, jemu, póki co. Może nie miało to sensu i przyszło zbyt szybko, jednak Leonie nic nie mogła poradzić na nieścisłości, w jakich poruszał się jej umysł.
Na słowa o tym, że w londyńskim domu nikt na niego nie czekał, że on nie szukał tam nikogo specjalnego, w jej oczach pojawiła się ulga, której w porę nie ukryła. Uczucie było zbyt silne i zbyt głośno domagało się uwagi, zdradziło, że nie było to dla niej tak pozbawione znaczenia, jak chciałaby udawać. A jego propozycja? Na początku zamrugała ze zdziwieniem i później uśmiechnęła promiennie, bo skoro zamierzał tu wrócić, a przynajmniej to rozważał, nie mogła być mu obojętna. Nie jak zwykła ekspedientka w zwykłym sklepie w każdym innym zwykłym mieście; nie mogła być dla niego martwa. To głupie, nie powinna się z niczym spieszyć, tym bardziej z nadal obcym mężczyzną, lecz niewiele mogła poradzić na rozgrzewającą żyły radość.
- Na wszelki wypadek mógłbyś wziąć ze sobą coś do spania, Jasperze Prince… Gdyby nie opłacało się wracać do stolicy - zasugerowała, spoglądając na koszulę, po której kołnierzyku lekko przesunęła dłonią. Materiał był pomięty i nie nadawał się do niczego poza praniem i prasowaniem, na szczęście koc, pod którym leżeli, był tak wzorzysty i nieskładny, że przyćmiłby niedoskonałość każdego ubrania. Mógłby tu wrócić. Mógłby zostać. Mógłby udawać, że należy do niej, a ona udawałaby, że należy do niego, mogliby poznać się w tej wywróconej do góry nogami chronologii, zobaczyć, dokąd ich poprowadzi. Zaś po dłuższej chwili z korytarza dobiegło leniwe szuranie łap, pazury zachrobotały o drewnianą posadzkę, w ciemności mignął kawał kształtu, na dodatek włochaty - i nagle poczuli na sobie ciężar masywnego chow chowa wskakującego na kanapę i na nich oboje. Leonie sapnęła głośno, a jej obronny brytan zawęszył, poznając dodatkowy zapach w salonie. - Helga, litości… - upomniała ją czarownica, lekko - i czule - odsuwając od siebie kufę z obnażonym niebieskim jęzorem, paciorkowate i ciekawskie oczy wpatrzone były w Jaspera. Oprócz koleżanek i przyjaciółek Leonie, nikt nigdy nie zostawał tu na noc - więc, naturalnie, z nonszalancją godną bombardy Helga Hufflepuff uznała, iż musi go poznać, zanim zmorzy ich sen.

zt x2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:05 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.