• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Domostwa > Cardiff, Moorland Road 14/7 > Sypialnia
Strony (4): 1 2 3 4 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-12-2025, 11:42

Sypialnia
Niewielkich rozmiarów pomieszczenie o ceglanych ścianach i lekkich zasłonach o ciemnym kolorze, przesiąknięte zapachem kwiatów suszących się na sznurach przeciągniętych pod sufitem. Zasłane kocami dwuosobowe łóżko sąsiaduje z oknami oplecionymi bujną zielenią doniczkowych roślin, lgnących do paciorków światła słonecznego. Drewniane meble, stare, wysłużone i nieco surowe, utrzymane w tonacji ciemnego drewna, pasują do spokojnego charakteru flory, której zieleń dominuje nad całym pokojem. Po przeciwległej stronie łóżka stoi niewielka szafa, w której spoczywają transmutacyjnie pomniejszone ubrania, a obok niej natknąć się można na wiecznie rozkopane psie legowisko.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-18-2025, 18:13
10 MARCA 1962

Żywa portowa muzyka nadal grała w uszach, niosła rytm kroków i migotała w mięśniach ekstatyczną radością, mimo że poza skrzypnięciem zamykanych za plecami drzwi w mieszkaniu panowała cisza. Spokojna i łagodna nicość, skąpana w półmroku rozświetlanym przydymionymi lampami, które Leonie zostawiła zapalone. Nigdy nie było wiadomo, w jakim stanie wróci do domu. Nigdy nie było wiadomo, czy stopy nie będą plątać się w szale alkoholowego uniesienia, a surowe kanty mebli odcisną sińce na obitym ciele, próbującym odnaleźć się w ciemności.
Rodzice uczyli ją, że każdemu, kto ich odwiedza, należało najpierw pokazać dom, taki mieli rytuał. Oprowadzić po pokojach, zaproponować coś do picia, dać wygodne kapcie, dzięki którym czas spędzony u Figgów będzie przyjemniejszy - i kiedyś faktycznie tak robiła. Ale teraz ostatnim, czego pragnęła, było zachęcenie go do podziwiania skromnego portowego lokum. Nie tego chciała od Jaspera Prince’a. Nie po to go tu zaprosiła - stałego klienta Sennego Fruwokwiatu, czystym przypadkiem spotkanego na potańcówce w pobliskim klubie; ile kawałków razem przetańczyli? Poznała jego ciało, sposób, w jaki się ruszał, zapach jego wody po goleniu, pewny dotyk jego dłoni, a wreszcie zdecydowała, że to z nim znów spróbuje. Tak jak próbowała od lat.
On odebrał jej władzę nad własnym ciałem, zburzył poczucie bezpieczeństwa w bliskości z drugim człowiekiem. Ilekroć poddawała się jednonocnemu zakochaniu, prędzej czy później on przecinał tkaninę myśli i Leonie zamierała jak sarna w obliczu wyimaginowanego drapieżnika. Jej usta drętwiały, nogi zaciskały, serce biło jak szalone; nie, mamrotała cicho, studząc entuzjazm mężczyzny o anonimowej twarzy, zapomnianej o poranku, musisz już iść. Nikomu nie zdołałaby pokazać swoich blizn ani przyznać się do przerażonego wstydu, który on w niej pozostawił, a mimo to nadal próbowała, licząca na cud. Tak jak dziś - patrząc na stojącego przed nią uzdrowiciela i poznając kształty jego twarzy w intymnej przestrzeni swojego domu oraz swojego światła. Tu jego kości policzkowe wydawały się ostrzejsze, podkreślone smużkami cieni, jego oczy jeszcze chłodniejsze niż w blasku lamp poprzedniego lokalu. Niewiele o nim wiedziała, w zasadzie prawie nic, ale czy tak nie było lepiej? Bez przywiązania i oczekiwań.
Leonie powoli odsunęła się od drzwi, o które przez chwilę po wejściu do mieszkania opierała plecy, i ruszyła w jego stronę. Alkohol szumiał we krwi, pragnienie przypominało płomień rozpalony w podbrzuszu, podsycany przez każdy oddech wypełniający płuca. Chciała tego. Chciała zapomnieć, oszaleć, rozpaść się na kawałki i zbudować od nowa; dlatego zbliżyła się do Jaspera, wspięła na palce i uchwyciła jego usta w pocałunku, bez słowa, bez myśli, drobne dłonie oparte na jego barkach drżały przez uderzające do głowy emocje. Nie musiał udawać, że nie po to tu przyszedł.
Jasper smakował jak dym papierosowy i miętowa landrynka, a przede wszystkim smakował jak obietnica ulgi. Wsunęła palce w kędzierzawe pukle na jego karku, goniąc jego język - i nie było w tym ani odrobiny delikatności czy nieśmiałości, wręcz przeciwnie, całowała go zachłannie, z desperacją, z niewypowiedzianą prośbą. Ocal mnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
09-18-2025, 22:20
Korzystając z pustawego kalendarza po śmierci Ingrid—nagle nie musiał spotykać się z jej znajomymi, nagle jego znajomi zaczęli ignorować zaproszenia na bale dla wdowca, a choć koperty znów zaczęły spływać po upływie żałoby to więzi zdawały się luźniejsze—zwiedzał w wolne dni kolejne miasta i miasteczka. Niepewnie, zaglądając do mugolskich dzielnic jedynie na krótko, jakby ich technologia miała go oparzyć albo jakby przedłużony pobyt miał znowu zaowocować utratą opanowania. Dryfował do dzielnic czarodziejskich, ale nigdy nie zostawał długo. Krajobrazy widziane w snach zdawały się nie te, a tropy ślepe, choć znajomy detektyw zażartowałby, że w godzinę Jasper nie zdoła nawet się rozejrzeć. Ale nie szukał tutaj dowodów, szukał przeczuć. I dlatego czasami wracał więcej niż jeden raz.
Ostatnio znajdował kolejne wymówki, by wracać do Cardiff, bo ono jako jedyne zdało się mu inne; niczym ostra wersja jednego z rozmytych snów. Może to coś w architekturze, a może tylko ulotne wrażenie. Czasem, gdy racjonalna część umysłu dochodziła do głosu, czuł się jak głupiec ścigający własne sny. Dlatego zaczął zaglądać do dobrze zaopatrzonego sklepu zielarskiego, chcąc uzasadnić samemu przed sobą, że spędzanie czasu w tym mieście nie jest zupełnie bezcelowe.
Dziś został w Walii aż do wieczora i—samotność? przeczucie? chęć rozrywki? albo po prostu echo niezłej, rozrywkowej muzyki?—coś poniosło go w stronę portowego klubu. Było coś pociągającego w anonimowości tego miejsca, ale pokusa rozrywki odeszła w zapomnienie gdy pośrodku klubu zobaczył odwróconą tyłem, drobną kobiecą sylwetkę, smugę ciemnych włosów, uniesione do góry ramiona. Pamiętał ten widok, niejasny przebłysk albo może sen, a śnił też chyba o Cardiff i….
Eileen? Z tą myślą przeciskał się przez ludzi, choć jego słowa musiały utonąć w muzyce i zgiełku. Była drobniejsza niż zapamiętał, nie miał pojęcia co by tu robiła—porzuciła tamtego gnoja, uciekła tutaj, szukała zapomnienia?—ale przez kilka złudnych sekund po prostu wierzył zamiast myśleć. I odpierał pokusę chwycenia jej za ramię, jak ostatnio. Ostatnio nie poszło dobrze, choć tutaj mógłby przynajmniej użyć czarów.
Obróciła się, gdy stał już tuż przed nią i wtedy iluzja prysła, jak kubeł zimnej wody. To nie była Eileen. W półmroku rozczarowanie na jego twarzy musiało się wydać zwykłym zdziwieniem. Choć może nie było to do końca rozczarowanie, bo przecież doskonale kojarzył Leonie ze sklepu zielarskiego, ale zawsze widział ją w świetle dnia i onieśmieloną i profesjonalną i nie spodziewał się jej tutaj. Właściwie, może rozczarowało go coś w tym, że tutaj, wśród innych młodych tancerzy, wydawała się i n n a i nawet uśmiechała się inaczej, tak jakby to co za ladą było prawdziwym towarzyskim osiągnięciem tutaj przychodziło jej bez trudu.
Ale to przecież nic dziwnego, ludzie zachowywali się w pracy inaczej—
Urwał ten potok myśli gdy zdał sobie sprawę, że stoi wprost przed nią i wycofanie się z klasą wydaje się niemożliwe.
Przywołał na usta uśmiech i spytał czy zatańczy, słowa mogły utonąć w hałasie, ale chyba wyczytała je z jego miny i ruchu warg. Spodziewał się, że odmówi albo zaszczyci go jednym tańcem—ten pierwszy był zresztą ostrożną kurtuazją—ale po skończonej piosence wcale nie wymknęła się ku innym partnerom, więc tańczyli dalej, coraz śmielej i coraz bliżej. Jej skóra była rozgrzana, włosy pachniały jak konwalie, a każdy krok i takt muzyki pomógł odpychać coraz dalej troskę o Eileen i zupełnie głupie myśli o Ingrid i Sandersonie, aż została już tylko zabawa i bliskość i beztroska i mile podłechtane ego. Tańczyła bardzo dobrze, ale nie dała mu tego odczuć i pozwoliła się prowadzić. Nie dała mu też napić się alkoholu i zdawało mu się, że jest trzeźwiejszy od niej, ale żywa muzyka i bliskość drugiego ciała też miały upajający efekt.
Nie spodziewał się zaproszenia do domu, w świetle dnia wydawała się przecież nieśmiałą dziewczyną—czyjąś córką, może siostrą, może sympatią, kimś kto nawet nie przedstawia się nieznajomym—ale w nocy serce biło mu szybko, dłonie zdążyły już odgarnąć jej włosy i błądzić po jej talii, a ciało miało ochotę na więcej. Pierwszy raz pocałowali się już za progiem, a Jasper pozwolił jej wytyczyć rytm.
Rytm zdawał się zaś prędki i namiętny i gorączkowy, więc (jego ego rosło do coraz większych rozmiarów) najpierw chętnie się do niego dostosował, a chwilę później przejął inicjatywę. Odwzajemniając coraz namiętniejsze pocałunki, chwycił Leonie w talii i obrócił ją tak, by mogła oprzeć się o drzwi, powoli zsuwając dłonie coraz niżej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-19-2025, 09:36
Gorączka, tak, tak można by to opisać. Głód, który zbyt długo nie doznał nasycenia, pierwszy gwałtowny oddech ocalonego cudem topielca, pożoga zaczynająca się od pojedynczej zbłąkanej iskry. Nie dbała o to, kim był, skąd pochodził, ile miał lat i ile połamanych ciał widział za swojej medycznej kadencji, ile beznadziejnych przypadków stawiał na nogi, choć zarazem nie mogła mieć pewności, że nie wybrała go spośród dziesiątek mężczyzn w klubie właśnie ze względu na jego profesję. Może upadła już tak nisko, że tylko uzdrowiciel mógł okazać się zdolny do odczarowania wiszącej nad nią klątwy. Może była zwykłą dziewczyną w mungowskiej poczekalni, czekającą na szybką diagnozę i eliksir odczyniający wszelkie zło. Powinna udławić się wstydem za ten egoizm i instrumentalne pobudki, ale przecież nie tylko dlatego spalała się teraz w jego bliskości. Podobał się jej, kilka słów szeptanych do ucha ze względu na głośną muzykę pobudzało wyobraźnię, niejako rzucało Leonie wyzwanie, by sprawdzić, jak Jasper będzie brzmiał w chrapliwym wydaniu namiętności; czy znów usłyszy w nim kulturalnego klienta magibotanicznego sklepu, czy kogoś, kto w cieniach nocy, tak jak ona, ukazywał nową twarz?
Zdziwiłaby się, gdyby nie odpowiedział na jej pocałunek, musiał przecież wiedzieć, dlaczego go tu zaprosiła, czego od niego oczekiwała, na co zamierzała mu pozwolić. I wiedział, na Merlina, wiedział na pewno; dłoń na jej talii, druga dłoń coraz niżej, tam, gdzie czuła w sobie zrozpaczoną fizyczną potrzebę, ciało napierające na jej ciało, zamykające ją między nim, a drzwiami. Nie mogła uciec. Znów była w pułapce. Nie mogła uciec. Po kręgosłupie skapnęła kropla przerażonego dreszczu, oddech zamarł w piersi na kilka uderzeń serca, ale jemu mogło się to wydawać drgnieniem przyjemności. To jeszcze nie panika, tylko jej pierwsze tchnienie, więc jeszcze mogła - musiała - się opanować. Na tym polegało zdrowienie, na konfrontacji.
Zsunęła dłonie wzdłuż jego boków, zatrzymała palce na szlufkach spodni, na skórze eleganckiego paska, którą musnęła paznokciami. Ciemność pod zamkniętymi powiekami zdawała się płynna, lecz Leonie nic sobie z tego nie robiła, zmuszając swoje ciało do posłuszeństwa; jedną z nóg uniosła wyżej, oparłszy kolano o biodro Jaspera, a przy tym uporała się z prostą klamrą jego odzienia. Czas uciekał jej przez palce, wystarczy tylko chwila, żeby straciła skupienie i kontrolę i popłynęła z nurtem czającego się w kącie świadomości przerażenia, przez które wieczór skończy się jak zawsze. Nieudany. Zmarnowany. Karzący ją od nowa i od nowa za winę innego człowieka. Nie.
- Nie tu - wychrypiała podczas pocałunku, ucieknąwszy wargami tylko na tyle, by słowa nie stały się zniekształcone. Mógłby wziąć ją przy drzwiach, zrobić to szybko i niedbale, jednak Leonie nie chciała, by jej zdrowienie odbyło się w tak mizernych okolicznościach. Zamiast tego chwyciła obie dłonie czarodzieja i pociągnęła go za sobą do salonu, rozświetlonego wyłącznie pomarańczowym blaskiem ulicznej latarni. Helga musiała w tym czasie odpoczywać w sypialni, inaczej mogliby potknąć się o puszyste cielsko, skupieni na pocałunkach i nieuważnie stawianych krokach zmierzających do kanapy. Tam - Leonie naparła na tors Jaspera, popychając go lekko na siedzenie, sama zaś usiadła na nim, blisko, bliżej, nie myśl, przecież bez światła nie zobaczy żadnej z jej blizn. Ale je wyczuje. Powiedzie palcami przez wybrzuszoną skórę, zatrzyma się, zamyśli, zlituje, Merlinie, nie, nie myśl. Z płytkim i coraz rzadszym oddechem wpiła się znów w jego usta, szukając w nim ucieczki od lęku pęczniejącego za mostkiem, wdychając jego zapach, przedziwnie piękny nawet po tylu tańcach. Uważał ją za ładną? Byłby zdolny do zamknięcia kogoś w piwnicy? Nie, to nie on. On tego nie zrobił. - Bliżej - poprosiła półszeptem między zachłannością pocałunków, choć przecież byli już tak blisko, oddzieleni jedynie cienką warstwą ubrań.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
09-22-2025, 01:37
Drzwi były jedynie testem, badaniem rytmu i granic nowo poznanej (w półmroku właściwie poznawali się od nowa) dziewczyny i całej tej sytuacji; ale test wypadał pomyślnie. Oddychała płytko, co wziął jedynie za oznakę przyjemności albo niemożność złapania oddechu. Jemu też zamierał już w gardle, więc przerwał namiętny pocałunek by zsunąć wargi na jej szyję, sprawdzić jak zareaguje na tego rodzaju dotyk.
A zareagowała przyciągając go do siebie i rozpinając jego spodnie, co było już oczywistym zaproszeniem. Rozciągnął wargi w mimowolnym, nieco niedowierzającym uśmiechu, muskając ustami jej skórę. Jeszcze nie sięgnął pod sukienkę, przytrzymując Leonie przy drzwiach. No tak, nie przy drzwiach. Z rozbawieniem skinął głową, też nie miał zamiaru się tu gimnastykować; czekał po prostu na kolejny znak. Nie zdążył nawet ściągnąć do końca spodni, bo Leonie chwyciła go za obie dłonie. Podobała mu się jej gorączkowość i energia, przelotnie zastanowił się nad tym jak często zapraszała tu lepszych partnerów w tańcu, ale kolejny pocałunek przypomniał mu, że to zupełnie nieważne. Nie wiedział, gdzie jest sypialnia, ale stanęło na kanapie. Zaintrygowany, pozwolił jej przejąć inicjatywę—rano będzie wspominał intrygującą przygodę w Cardiff, teraz myśli uciekały w szumie krwi i szybszym biciu serca, nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak szaleńczo i podobało mu się to. Takiego rodzaju pokusy i zapomnienia szukał jako wdowiec, ale dopiero teraz uświadomił sobie, że właśnie takiego: zupełnie szalonego i beztroskiego i namiętnego, nieobarczonego całym bagażem kurtuazji wymienianych w stolicy. Może to dlatego, że była młodsza; może zaczynał rozumieć, co Sanderson widział w młodszej żonie i jeszcze młodszej kochance; a może po prostu świetnie tańczyła i była śmiała i bardzo ładna i może tyle wystarczyło. W ostatnim—tak postanowił, czas już nie myśleć—trzeźwym odruchu zerknął jej jeszcze kontrolnie w oczy, upewniając się, że nie ocenił sytuacji źle i że nie wypiła o wiele więcej od niego, ale jej spojrzenie wydawało się przytomne, a każde z wymienionych szeptem słów było przecież logiczne. Skinął głową i odwzajemniając kolejny pocałunek wzniósł lekko biodra, by niecierpliwym ruchem zsunąć spodnie na podłogę (Leonie trochę go rozpraszała, a trochę go blokowała siedząc na nim okrakiem, więc ostatecznie wylądowały w okolicy kolan) i potem, delikatniej, sięgnąć pod jej spódnicę by pomóc jej zsunąć rajstopy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-22-2025, 09:12
Każdy oddech kosztował coraz więcej wysiłku. Każde uderzenie serca zdawało się coraz głośniejsze, boleśnie rezonujące w kończynach i sięgające aż po czubki palców. Niecierpliwość ruchów Jaspera powinna jej schlebiać, oznaczała bowiem, że Leonie musiała mu się choć trochę podobać (albo docenił okazję i cieszył się z łatwego łupu, okupionego kilkoma tańcami oraz intensywnością wymienianych przez wieczór spojrzeń), a ona przecież chciała czuć się ładna. Jeśli nie dla siebie samej, to przynajmniej dla kogoś innego. Niezależnie od jego motywów, wybierała dopisanie Jasperowi swojej interpretacji, żeby w chwili intymności poczuć się pewniej… tylko że to nie działało.
Przestało działać. 
Nie czuła już w nozdrzach jego zapachu. Nie czuła na sobie jego dłoni. Kiedy wsunął palce pod materiał sukienki, szukając krawędzi ciepłych rajstop, Leonie miała wrażenie, że zapada się w sobie i znika w otwartych paszczach kanapy, rozrywana na strzępy przez ostre zęby wspomnień. Przed oczami stanął ktoś inny, ktoś, przed kim od lat nie mogła uciec; on. Znów była na jego kolanach, znów uśmiechała się potulnie aż do zdrętwienia warg, znów wydawała wszystkie dźwięki, który on od niej oczekiwał, uległa marionetka na zbyt krótkich sznurkach. On w tym czasie szeptał jej do ucha o miłości i gładził chropawymi opuszkami sińca rozpostartego na policzku, przypominając, by więcej go nie prowokowała, skoro sam nie chciał się na nią złościć.
Zostawił w niej ropiejącą pamiątkę, sprawił, że po ucieczce ścięła nawet sięgające pasa włosy z nadzieją, że ich utrata będzie oznaczać nowy i zdrowy start, ale tak się nie stało. Mimo iż rozum pojmował, że Leonie czuje pod sobą biodra Jaspera, uzdrowiciela odwiedzającego Senny Fruwokwiat, dusza nie umiała dogonić logiki; zamiast tego czarownica zatrzęsła się na niedoszłym kochanku, przerażona tym, że nie umie złapać powietrza - jakby przestrzeń, w której się znajdowali, nagle opustoszała i próbowała ją udusić. Prince zaraz zobaczy blizny, dotknie ich, wypomni jej, że to jej wina, uzna, że jest odrażająca, tak jak zresztą powinien…
Odsunęła się od niego w popłochu, niemalże zeskakując z męskich kolan na równe nogi, dysząca płytko z przerażenia, czerwona na twarzy i tak przytłoczona, że miała ochotę się przed nim rozpłakać. Bo to na nic, znów się nie udało. Nigdy nie uwolni się rzuconego przez niego cienia, pozostanie wadliwa, popsuta, bezużyteczna, wybrakowana, zamknięta w tamtej piwnicy. Żenującym żartem losu było to, że nie pomógł nawet uzdrowiciel.
- Nie mogę - szepnęła bezradnie, przeżarta pustką do tego stopnia, że gdyby spróbowała poddać się rozpaczy, z jej oczu nie popłynęłaby teraz żadna łza. Może to lepiej, Jasper nic jej przecież nie zrobił, nie skrzywdził Leonie, nie on, a ona mimo wszystko wystawiała go do wiatru, odcinała się od jego pobudzenia, gasiła namiętność, która rozżarzyła się pomiędzy nimi zbyt szybko. Podobał się jej, chciała go, lecz nie dała rady. - Nie mogę, przepraszam. - Przeciągnąwszy dłońmi przez sięgające ramion krucze pukle, opadła na kanapę obok niego, podpierając łokcie na drżących nadal kolanach. Prawdziwe bodźce zaczynały powracać, najpierw do nozdrzy dotarł zapach jego perfum, potem ciepło rozgrzanego ciała, którego dotyk tak bardzo zmącił jej w głowie, nim wszystko trafił szlag. - To nie twoja wina - rzuciła szeptem, nie wyjaśniwszy więcej, bo ostatnim, na co teraz na pewno miał ochotę starszy, dojrzalszy i poważniejszy mężczyzna, było wysłuchiwanie gorzkich żali przypadkowej dziewczyny. Dziewczyny do zapomnienia, następnego nikogo w jego życiu. Leonie nie miała śmiałości spojrzeć mu w oczy, jeszcze nie teraz, gdy odrzucenie musiało być świeże i niejednoznaczne. - Zrobię ci herbaty - wypaliła, by czymś wypełnić hałasującą pomiędzy nimi ciszę, a zarazem zlękniona, że za kilka minut znowu zostanie tu całkiem sama. Sama na łasce okrutnych myśli i nienawiści do siebie, do własnego odbicia, na łasce wyrzutów sumienia za to, że go wykorzystała i odepchnęła; zresztą wyjście Jaspera byłoby uzasadnione, nie dostał przecież tego, po co do niej przyszedł. Na jego miejscu pewnie też by wyszła, tyle że tak bardzo nie chciała, by ją teraz zostawiał.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
09-22-2025, 21:52
Chciał wierzyć, że nie wypił dziś tyle (właściwie prawie nic, wspomnienie Eileen dopadło go gdy dopiero zamówił pierwszy napitek wieczoru; odstawił szklankę na bar gdy tylko w tłumie mignęły ciemne włosy) by jego gesty były niezdarne, ale na moment całkowicie się zaplątał. Leonie poderwała się w górę, a dłonie na sekundę ugrzęzły pomiędzy jej udami i materiałem brązowej sukienki, zsuwając się po elektryzujących rajstopach. Nie czuł już ciepła jej ciała na swoich nogach, przy swoim ciele. Zsunięte do kolan spodnie wydały się teraz żałosną niewygodą, a nie niecierpliwą obietnicą. Zaplątał się też w tym, co właśnie się działo: w jednej chwili brunetka całowała go z wygłodniałą pasją i oddychała coraz bardziej niecierpliwie, a w drugiej zerwała się na nogi, a jej płytki oddech i czerwone policzki nie kojarzyły się już z pożądaniem. Podniósł wzrok nie tyle na nią, co na jej ciało; jego wciąż było rozpalone i gotowe i potrzebował jeszcze dwóch sekund i jej słów i spłoszonej miny i własnego głębokiego wdechu by zrozumieć, że nic z tego.
Zawstydził ją? W każdej innej sytuacji uznałby, że tak, że widać powinien był trzymać ręce na sukience, ale to ona pierwsza rozpięła jego spodnie, zaprowadziła go tutaj…
Spodnie. Wstał z kanapy gdy tylko Leonie opadła na nią z powrotem, tak jakby wymieniali się zajmowaną przez siebie przestrzenią. Nagle bliskość, wcześniej tak naturalna, zdała się już niemożliwa. Nie widział już jej twarzy i korzystając z tego, że ona nie widziała jego, uśmiechnął się do samego siebie z ironicznym politowaniem. Dzisiejsza noc była piękna i intensywna i może, gdy rozczarowanie minie, zdoła wspominać te pocałunki jako ekscytującą przygodę; ale przecież powinien był wiedzieć lepiej. Kobiety nie zaciągały do siebie przypadkowych mężczyzn w przypadkowych miejscach, kobiety się zdobywało. Kolacje w Londynie, wernisaże, cała ta gra, w którą po oficjalnym odbyciu żałoby (a nieoficjalnie, ledwo pogrzeb stał się wspomnieniem odleglejszym niż zeszły miesiąc) zaczynał grać od nowa. Może i rodzice zdobyli za niego narzeczoną, ale Sanderson na pewno zaimponował jej inaczej niż tańcem.
Grzecznościowe formułki zdawały się oklepane i zupełnie niepotrzebne. Miał ochotę ciężko westchnąć i powiedzieć jej, że przecież nie musi się tłumaczyć (szczerze mówiąc, było to trochę irytujące), ale przypomniał sobie z czego musi wynikać ten wstyd i w ostatniej chwili ugryzł się w język. No tak. Wstydziła się własnej pochopności, ale pewnie bardziej wstydziła się światła dnia i sklepu, pewnie bała się kolejnej konfrontacji z klientem, albo szefem…
- Spokojnie, w sklepie… - zaczął, choć nie zdecydował jeszcze, co chciałaby usłyszeć. Już się nie pojawię? Nie musiał tam wracać, może tak byłoby najwygodniej. A może jej przełożony spyta, dlaczego obiecujący klient zniknął, a ona spanikuje. - zapomnimy o tej sytuacji. - zadecydował, pośpiesznie i nieco zbyt ciasno zapinając klamrę paska. Planował już jak najszybciej wrócić do domu i zastanawiał się, czy kuguchar domaga się już kolejnego posiłku, licząc, że pozwoli to uciszyć potrzeby rozgrzanego ciała. Może świeże powietrze pomoże.
Dopiero jej ostatnie słowa go zaintrygowały. Odwrócił się z powrotem w stronę kanapy, wygładzając spodnie.
- Nie wolałabyś, żebym wyszedł? - zdziwił się, próbując złapać kontakt wzrokowy z czubkiem jej głowy (cóż, bez powodzenia). Najchętniej napiłby się lodowatej wody albo nią ochlapał, ale spędził z Leonie kilka godzin, bez wytchnienia, bez choćby szklanki i herbata… nie brzmiała źle. Brzmiała nawet bardzo dobrze. Nawet teraz, jego własny głos brzmiał nieco ochryple. Zmrużył podejrzliwie oczy i usiadł powoli na przeciwległym krańcu kanapy, daleko od tej dziwnej dziewczyny. - Wszystko w porządku? - zapytał z powątpiewaniem, mając wrażenie, że może jednak chodzi o coś innego niż nadmiar alkoholu i nadmiar beztroski w zapraszaniu do domu niezupełnie-nieznajomego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-22-2025, 22:18
Zaplątali się oboje - w sobie, w swoim dotyku, w przedwcześnie ugaszonej żądzy i podchodzącym do gardła przerażeniu, zaś to, że odskoczyła, było jak przecięcie ich węzła ostrym nożem. Musiała od niego uciec, żeby odzyskać kontrolę i przypomnieć sobie, co jest rzeczywiste, a co należy do przeszłości, którą powinna była zostawić za sobą. Wymiana ich miejsc - jego wstanie z kanapy po tym, jak Leonie znów na nią opadła - podziałała podobnie do kubła zimnej wody wylanej na głowę, wiedziała bowiem, do czego to doprowadzi. Jasper ubierze spodnie, zapnie pasek i zostawi ją bez słowa, ignorując bzdurną propozycję herbaty, po którą tutaj nie przyszedł, a potem nigdy nie wróci do Sennego Fruwokwiatu; nie, potem ugrzęzną gdzieś razem, może w windzie w Ministerstwie Magii, i dobije ich żenująca cisza, naszpikowana wspomnieniami nieudanej nocy. Na pewno tak będzie. Mimo nadziei, że jakimś cudem jej nie zostawi, była przygotowana na trzask zamykanych od zewnątrz drzwi i gorzki smak wyrzutów, które później nadejdą; dlatego gdy mimo wszystko usłyszała suchy tembr jego głosu, drgnęła lekko, zdziwiona.
Sklep? W ogóle nie myślała o księgach rachunkowych Sennego Fruwokwiatu i regularnych oraz obszernych zamówieniach składanych przez Jaspera, może powinna poświęcić temu choć jedną refleksję, tylko że pustka w jej głowie przytłaczała wszelki rozsądek. Uniosła ku niemu spojrzenie dopiero na dźwięk pytania, na które w odpowiedzi parsknęła cicho, z przygnębieniem. Nie miał pojęcia, jak bardzo mylił się w założeniu, że jego wyjście byłoby tym, co bardziej by jej teraz odpowiadało. Innej kobiecie - może tak, ale inne kobiety miały w sobie więcej godności, a przy tym potrafiły docenić szansę męskiego towarzystwa tak, jak ono powinno być docenione.
- Nie - przyznała otwarcie, nie mając nawet siły na to, by zawstydzić się pragnieniem towarzystwa odrzuconego przez siebie - fizycznie - mężczyzny. To, że jeszcze nie wyszedł, że nadal do niej mówił, było cudem, a Leonie marzyła o tym, by nigdy nie przestawał mówić. Miał przyjemny dla ucha głos, nieco chropawy i przede wszystkim bliski, prawdziwy, walczący z ciszą, która zwykle panowała w jej ascezie. - Nie idź - ponowiła, zanim w pełni ubrany usiadł na drugim końcu kanapy, a jej nadzieja buchnęła jak gwałtowny płomień.
Jeśli Jasper planował unieść się honorem, męską dumą i wyjść, zrobił coś przeciwnego i miała ochotę mu za to podziękować, ale słowa nie przeszły przez ściśnięte od środka gardło.
- O pewnych rzeczach trudno zapomnieć - odpowiedziała wymijająco, wyginając palce, z głową obróconą lekko pod kątem, by mogła go widzieć. Wrzask strachu stał się tylko szmerem wpisanym w notes umysłu, a to, że widziała jego twarz, jego szeroko rozstawione zielone oczy, jego usta nadal nieco nabrzmiałe od pocałunków, przypominało, że to Jasper Prince, nie on, siedzi w jej mieszkaniu. On już nie żył. - Powiedz mi coś prawdziwego. O sobie - poprosiła. O ironio, nie przyszli tu rozmawiać, żadne z nich nie mogło mieć tego w planach, a jednak właśnie do tego punktu dotarł ten wieczór; nie oznaczało to jednak, że Jasper, słysząc jej słowa, nie zmieni zdania i za chwilę stąd nie wyjdzie. Nadal mimowolnie się tego obawiała. - Coś tak prostego i zwyczajnego, że przemilczałbyś to przy innej kobiecie, po innych tańcach w innym klubie. Coś, co jest Jasperem Prince’m, który nie próbuje zaimponować - mówiła odrobinę zamglonym głosem; czy to w ogóle miało dla niego sens? Nie tego zwykle oczekiwały czarownice, pragnące bycia oczarowanymi przez interesujących czarodziejów; szukały powodów do podziwu, szukały odwagi i dokonań, nie preferowanych kolorów, przedmiotów w Hogwarcie albo ulubionych kubków do kawy.
Powoli wstała z kanapy, zawiesiwszy wzrok na dłoniach Jaspera. Wcześniej ciągnęła go za nie do salonu, teraz jednak nie miała śmiałości po nie sięgnąć, nie miała już prawa; zamiast tego zostawiła mu wybór, czy pójdzie za nią - z nią - do kuchni, żeby przygotować herbatę, czy zostanie w salonie, gdzie Merlin da mu chwilę na pozbieranie myśli, może też na wyjście w czarną noc. Która mogła być godzina? Nie miała pojęcia, sierp księżyca zaglądał jednak przez okno, a zwyczajowe pohukiwania portu zaczęły cichnąć; może pierwsza, może druga.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
09-22-2025, 22:29
O pewnych rzeczach trudno zapomnieć? Przymknął na sekundę oczy, próbując odgrodzić się od własnych emocji: wyciszyć mieszankę pożądania i rozczarowania i odsunąć na bok myśli o ciosie we własne ego. Gdy znów spojrzał na Leonie, czuł się już trochę mniej zależny od pokus własnego ciała, a jego spojrzenie wyostrzyło się, stało bardziej przenikliwe. Jedne pokusy zbladły, ale inna się pojawiła. Przynęta była zbyt znajoma, zbyt kusząca. Od lat wsłuchiwał się w strzępy ludzkich tragedii, wzorem przyjaciół, którzy w Evershire wychwycili strzępy informacji o jego bracie—prześcigając ich zresztą w skuteczności i gorliwości, którą wykazywał nawet do dzisiaj. Rewolucja była już odleglejszym ideałem niż piętnaście lat temu, ale całkiem niedawno nie mógł oprzeć się pokusie wysłuchania pewnego rannego aurora, pociągnięcia za nić urywanych słów, z której wyłonił się cały kłębek goryczy i rodzinnych spraw i pragnienia zmiany. Mógłby pociągnąć za nić teraz, albo pokiwać ze zrozumieniem głową i w inny sposób zachęcić by mówiła dalej; nie tyle z potrzeby rekrutacji co z wyrobionego przez lata nawyku.
Ale wziął kolejny głębszy wdech i nie dociekał. Nie z nią, nie teraz. Wyglądała na wystarczająco rozbitą.
Pomimo tych wszystkich słów wyglądała jakby się go bała i może właśnie to zarazem go powstrzymało, jak i nie dawało mu spokoju. Nie rozumiał tego, tak samo jak wciąż nie rozumiał dlaczego tak bardzo przeraził Eileen te kilka lat temu.
Kąciki ust drgnęły gorzko, gdy poprosiła o prawdę. Nie było innych tańców w klubie w Cardiff ani w takich klubach, a choć zapraszał do siebie kobiety po śmierci Ingrid—głównie dla własnej dumy, niezręcznie nudząc się o poranku—to londyńska gra była zupełnie inna. Myślała, że bawił się tak co wieczór? Z drugiej strony, ona przez jakiś czas zachowywała się jakby to była dla niej codzienność… może nie powinni się oceniać.
- Czymkolwiek ci dzisiaj zaimponowałem? - roześmiał się ze zdziwieniem, usiłując rozładować atmosferę żartem. Spojrzał na Leonie wymownie, sygnalizując, że lepiej niech to pozostanie pytaniem retorycznym, ale ona uparcie patrzyła na jego dłonie (na Merlina, nie miał w nich przecież różdżki ani nie wyciągał ich w jej stronę), a potem skierowała się do kuchni. Przyłożył palce do nasady nosa, wziął kolejny głęboki wdech i w końcu poszedł za nią, ale nie wszedł do pomieszczenia. Oparł się o framugę, skrzyżował ramiona i po sekundzie namysłu przysunął się trochę bliżej w stronę framugi, by mogła spokojnie wyjść.
- Mogę też szklankę wody? - wzrokiem szukał już szklanek, potrafił obsłużyć się sam. Coś prawdziwego, tak? - Mam - Marcus czasem mówił o niej w czasie przeszłym, o ile mówił o niej w ogóle - młodszą siostrę, mniej więcej w twoim wieku. - powiedział powoli, zniżając lekko głos gdy szacował wiek Eileen i Leonie. Siostra, którą pamiętał, była od brunetki jeszcze młodsza. Wedle daty urodzenia była pewnie trochę starsza, choć może Leonie po prostu wyglądała młodo. - Naprawdę nie musisz mnie przepraszać ani robić mi herbaty, nie zrobię nic na co nie miałabyś ochoty… - Ale jeśli się tego boisz, dlaczego zapraszasz do domu nieznajomych?! Miał ochotę ją skarcić, ale nie była jego siostrą. -nawet jeśli trochę mnie dziś poniosło. - dodał z lekkim zmęczeniem, jakby istnienie Eileen miało jej coś udowodnić, naprawdę nie robię tego na co dzień nawet jeśli miałbym ochotę, a poza tym ty zaczęłaś. Własne myśli zdały mu się zbyt dziecinne by wypowiedzieć je na głos, więc zacisnął lekko usta by zaoferować jeszcze jedną prawdę, jakąś banalną. - Nie mam ręki do roślin, dlatego tyle kupuję od was. - cóż, od szefa Leonie, ale częściej rozmawiał z nią.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-22-2025, 22:31
Zaimponował jej gorliwością, dotykiem, zaimponował sposobem, w jaki na nią patrzył - jakby naprawdę była w jego oczach śliczna. Wieczór spędzony w klubie nie miał w sobie nic, czego mogłaby żałować, dlatego uśmiechnęła się blado w odpowiedzi na pytanie, rozpoznając w spojrzeniu Jaspera instrukcję, by odpuściła sobie werbalizowane tłumaczenie. Cudem było, że słyszy jego śmiech. Tembr głosu Prince’a zdawał się naturalnie zdławiony, ale zarazem miał w sobie coś autorytarnego, coś, co sprawiało, że lubiła go słuchać - nie tylko dlatego, że melodią przepędzał tygodnie ciszy wyścielającej beżowe ściany.
Machnięciem różdżki otworzyła szafkę ze szklankami z ciemnego szkła, spośród których jedna uniosła się w powietrze i posłusznie pomknęła w kierunku dłoni Jaspera; tych samych, które jeszcze niedawno ściskały ją w nocnym uwielbieniu, poznawały jej kształty, doprowadzały do szaleństwa i obiecywały więcej. Nie mogła o tym zapomnieć.
- Zimna będzie w tamtej szafce - poinstruowała, wskazawszy na przeszklony i oszroniony od środka regalik, magiczny odpowiednik mugolskiej lodówki. Leonie miała nadzieję, że jeśli wskaże mu kierunek i zaprosi do rozgoszczenia się w domu, zmaże przynajmniej część swojej winy, a Jasper poczuje się tu… lepiej. Swobodniej. Mimo tego, że spartaczyła ich wspólną noc. Mimo tego, że nie miała mu do zaoferowania nic więcej, ponad pokaleczoną, uszkodzoną i niedbale poskładaną wersję siebie. - Zawsze chciałam mieć młodszą siostrę, ale zamiast tego przypadła mi rola młodszej siostry - wyznała mu z przelotnym uśmiechem ciągnącym za kąciki ust, kolejnym zaklęciem nastawiając wodę w czajniku do zagotowania, dłonie zaś szperały w drewnianej kasetce, wybierając fiolki z fusami różnych smaków herbat. Ostatecznie zdecydowała się na hibiskus, przesypując zioła do dwóch okrągłych sitek. - Jak ma na imię? - ciągnęła, spoglądając na Jaspera; przyjrzała się mu, zatopiona w niedopowiedzianej ciszy, po czym przechyliła głowę i wyjęła z kolejnej szafki kubek z wytłoczonym kugucharem; pasował do niego, miał oczy tego samego intrygującego odcienia zieleni. Drugi ze słonecznikiem wybrała dla siebie.
Trochę go dziś poniosło? Poniosło? Jej pierś zacisnęła się w supeł, żołądek podszedł do gardła, wzrok na chwilę stał się odległy; czy nie tego od niego oczekiwała? By pozwolił się ponieść, by ją uzdrowił, by zamknął ją w swoich objęciach i nigdy nie puszczał, by dał jej euforię, spełnienie i wybawienie. By zakochał się w niej na jedną noc, a potem na koleją, bo byłaby w stanie już to powtórzyć. Tyle że nic z tego. Zaprzepaściła własne ozdrowienie, przy czym pozwoliła mu myśleć, że w jakikolwiek sposób był za to odpowiedzialny.
- Chciałam tego - przypomniała zamglonym, lecz upartym szeptem, na policzki zakradł się róż rumieńca. Leonie odwróciła głowę w jego kierunku, myśląc przez moment, że nikt nie powinien oceniać jej wyboru; mąż cioci Moiry był jeszcze starszy niż Jasper. - Nadal chcę - zdobyła się na podszytą frustracją szczerość, nie wytłumaczyła jednak, dlaczego ostatecznie do niczego między nimi nie doszło. Patrząc na niego widziała kalejdoskop własnych pragnień, łaknęła jego bliskości, nie przestał na nią oddziaływać mimo strachu, którego doznała wcześniej - a zarazem wiedziała, że ta noc była kolejną kartą w albumie zniszczonych prób. On zaś musiał się dowiedzieć, że za to nie odpowiadał. Nie zrobił niczego wbrew niej, nie rozczarował jej. Wręcz przeciwnie, to, że nadal tu był, było nieprawdopodobnym darem od losu, balsamem na toczoną infekcją ranę.
Znowu uśmiechnęła się blado, słysząc o braku talentu do roślin, zalała też herbatę i w każdym kubku rozpuściła ćwierć łyżeczki miodu, i gdy podawała mu jeden z nich, pozwoliła sobie zamknąć jego dłoń w swoich. Tylko na chwilę, tylko po to, by znów go poczuć, uświadomić sobie, że Jasper nie rozpłynie się jak poranna portowa mgła. Wymknęła mu się, a jednocześnie nie potrafiła nie szukać drobnych czułości, nawet fałszywych. Mógłbyś udawać, że mnie kochasz? Nie, nie zadałaby tego pytania na głos, nie mogła być aż tak żałosna. Leonie sięgnęła po swój kubek i poprowadziła Jaspera z powrotem do salonu, gdzie machnięciem różdżki - odłożonej potem na półkę stojącego nieopodal regału z książkami - wydłużyła rozstawianą kanapę. Chciała przecież, żeby było mu wygodnie. Sama usiadła po jednej stronie, podkulając pod sobą nogi.
- Czego szukałeś dziś w porcie, Jasperze Prince? - lubiła wymawiać jego imię. Lubiła pamiętać, że był tutaj z nią. - Zapomnienia? Innego świata? - zapytała, dalej szukając jego prawd, charakterologicznego zarysu, jego ciekawych i nudnych zainteresowań, jego. Byle tylko dalej do niej mówił, byle jego głos pęczniał pod sufitem i wypełniał jej ciało.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (4): 1 2 3 4 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:05 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.