• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Opuszczona łódź
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-22-2025, 13:50

Opuszczona łódź
Zacumowana przy betonowym nabrzeżu bocznego basenu portowego, łódź stoi nieruchomo już od dawna Drewniany kadłub przyżółkły od soli i wymęczony przez wiatr, burty spękane, miejscami obdarte z farby. Nazwa łodzi wyblakła całkowicie, ale resztki liter wciąż widać pod warstwą zielonego nalotu. Pokład zaśmiecony: splątane sieci, stary kubek emaliowany, skrzynka bez pokrywy. Ster złamany, maszt usunięty. Nikt nie próbował jej wyciągnąć ani naprawić – stoi zapomniana, ale stabilna. Obok cumują czynne jednostki, ale nikt nie korzysta z tej. Tylko mewy siadają na relingu, a dzieci czasem wskakują na pokład z brzegu. Woda pod spodem ciemna i spokojna, w szczelinach burt zbierają się liście i drobiny nieczystości.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-17-2025, 21:04
11.03.1962

Nie spodziewała się, że w ostatnich dniach odezwie się do niej stary znajomy, który obiecał jej sporą przysługę w zamian za pomoc z najbliższą robotą. Oczywiście, okazja była lukratywna, o wiele bardziej dla niej niż dla jej statku, ale na pewno nie narzekaliby, gdyby, tak zupełnym przypadkiem, jedna z osób z ich konkurencji przypadkiem straciła przechowywany towar i nie mogła go sprzedać, więc nie mógł liczyć na zysk.
Trzeba było zacząć pracę ostrożnie – na początku postanowiła sprawdzić, jak wygląda miejsce i czy trzeba się martwić skomplikowanymi zabezpieczeniami. Na szczęście dla niej, albo nieszczęście dla obecnego właściciela tego miejsca, widać było, że kryjówka stawiana była pośpiesznie, więc ktokolwiek przygotował to miejsce, nie zdążył jeszcze postawić odpowiednich zabezpieczeń. To jednak oznaczało, że nie miała zbyt wiele czasu, aby wykonać następny ruch, spędziła więc dzień wciskając się w bardziej obskurne uliczki, aby spojrzeć, czy ktoś ma zamiar się tu pojawić, co oznaczałoby, że musi wziąć pod uwagę potencjalną obecność kogoś kto będzie stawiał opór. Nie miała żadnych skrupułów przed kradzieżą albo możliwością dania w twarz komuś, kto się o to prosił, ale nie zamierzała atakować człowieka, nawet jeżeli byłby ku temu dobry powód.
Na całe szczęście wyglądało na to, że mogli zniknąć na dłużej, co musiała jeszcze potwierdzić ze swoim źródłem, ale przed ustaleniem dokładnego planu musiała jeszcze ostrożnie sprawdzić, co znajdowało się w środku. Umiała uniknąć większość założonych pułapek, bywały jednak takie zabezpieczenia, z którymi nie mogła sobie dać rady sama i wtedy potrzebowała dodatkowego eksperta. Wydawać by się mogło, że to jeden z tych przypadków, kiedy dyskretne zajrzenie do środka pozornie opuszczonej łodzi potwierdziło jej przypuszczenia o dziwnych rzeczach, a w tym przypadku, dziwnych roślinach. Nawet tak niedoświadczony w zielarstwie jak ona zielarz wiedział, jak wyglądają diabelskie sidła, ale innych roślin zupełnie nie rozpoznawała.
Na całe szczęście dla niej, nie była sama na tym świecie (znaczy, była, w wielu aspektach emocjonalnych, ale w wypadku zawodowym znacznie lepiej wiodło się jej na tym polu), miała więc osobę, która na roślinach znać się mogła jak mało kto, dlatego pomoc Leonie Figg jutrzejszego dnia o poranku mogła być nieoceniona.
Czuła nieco wyrzutów sumienia, że ściąga ją w to miejsce o tak wczesnej godzinie – pisząc jeszcze do niej po nocy – ale miała nadzieję, że nagroda w postaci dziwacznych roślin w środku mogła jej przynajmniej nieco wynagrodzić to, jak wcześnie musiała się tutaj znaleźć. Thalia była gotowa przekazać je wszystkie rośliny, których potrzebowała, jeżeli to oznaczało, że nie będą one w posiadaniu osoby, która miała je obecnie.
Napisała do Leonie z krótką informacją, czego potrzebowała i jak będzie wyglądać, kiedy panna Figg zawita do portu, sama zjawiając się na miejscu z wyprzedzeniem, aby móc upewnić się, że nic się nie zmieniło od poprzedniego wieczora. Ubrana była w szerokie spodnie, które zwęziła paskiem, a na ramiona narzuciła grubszą kurtkę, idealną do siedzenia w chłodnym poranku nadbrzeża Cardiff. Krótkie czarne włosy zwijały się w loczki a spojrzenie wędrowało pomiędzy kolejnymi punktami, kiedy jako mężczyzna przeglądała wiadro z ostrygami, dla niepozornych zupełnie zwyczajny rybak pracujący rano, tak gdyby ktokolwiek zamierzał spytać. Leonie mogła jednak dostrzec, że wypatruje jej i czeka na nią.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-18-2025, 09:48
Szukasz guza, Leonie. Błądzisz i szukasz guza.
Thalia Wellers rzadko kiedy oznaczała coś innego, niż chaos ukryty w burzy rudych włosów powiewających za nią jak prywatna marynarska bandera; albo innych, dowolnych, takich, jakie akurat sobie wymarzyła, obdarzona błogosławieństwem kameleona. Żeglarka zbudowana z morskiej soli przynosiła ze sobą albo dobrą zabawę, albo iskry niebezpieczeństwa, nic pomiędzy - i chyba za to Figg tak ją lubiła. Czarno-biała sfera była dla niej łatwiejsza do nawigacji, niż odcienie szarości znajdujące się w przepaści pomiędzy, a choć nigdy nie można było wiedzieć, który z kolorów dziś spotka się przy portowej syrenie, okrojona paleta była ożywcza, spokojna mimo swej niespokojności. Roboty zaś - nigdy spokojne nie były. Zapewniały jednak Leonie możliwość obstawienia nowych rozdań kart, kupienia kilku kolejek w ulubionych tawernach, utopienia monet w drobiazgach kupowanych w dzielnicy rzemieślniczej, więc dla nich, dla osobistego zapomnienia, chętnie zaglądała w paszcze zagrożenia u boku Thalii.
Zimne powietrze poranka kąsało zaczerwienione policzki, a każde szarpnięcie wiatru zdzierało z niej ostatnie fragmenty snu. Kołnierz ciepłego kożucha sięgał aż do brody, a okręcony wokół szyi bordowy szal łopotał za jej plecami nie tyle jako dodatkowe źródło ciepła, co znak rozpoznawczy. Thalia powinna móc dostrzec plamę koloru już na dalekim horyzoncie, wiedząc, że zmierzała do niej właśnie Leonie. Czarownica miała przy tym w pamięci szczegółowy opis przesłany listem i od czasu do czasu powtarzała w myślach nową charakterystykę żeglarki, wodząc wzrokiem po sennym pejzażu.
Było tak wcześnie, że świat jeszcze nie zamierzał się budzić. To dobrze, im mniej ludzi zauważy pałętające się nieopodal zapomnianej łodzi osoby, tym lepiej. 
Ciemne, kędzierzawe pukle nie kojarzyły się jej z nową odsłoną Thalii, budziły zaś inne wspomnienie, intymniejsze, niedopowiedziane, rozgrzewające zziębnięte kończyny, Leonie odsunęła je jednak od siebie, by nie pozwolić im się rozproszyć. Czekoladowe oczy, szeroki nos, zadziorny łuk brwi, typowy portowy chłopiec, cwaniak przyzwyczajony do tutejszej rzeczywistości, wyrosły na tej glebie. Tego szukała wśród zabezpieczonych skrzyń i drzemiących konstrukcji, a jej oczy rozświetliły się z zadowoleniem, wreszcie dostrzegłszy Wellers. Niby zajętą grzebaniem w wiadrze, gdzie musiała mieć kilka świeżych ryb dla niepoznaki, może czegoś innego, nieistotne; nieuważny człowiek nie posądziłby jej o sokolą obserwację otoczenia, ale Leonie wiedziała, czego w niej szukać. Zbliżyła się swobodnie, z dłońmi wciśniętymi do kieszeni kożucha, a jedna z nich zaczęła poruszać się pod materiałem, jak gdyby właśnie szukała sakiewki z monetami, żeby zapłacić niestrudzonemu rybakowi za coś z jego dzisiejszego połowu.
- Szkoda, że nie jesteś mężczyzną - wymamrotała dyskretnie na powitanie, uśmiechając się zadziornie. Głos Leonie nadal niósł w sobie co nieco z przedwcześnie urwanego snu; od kilku dni wcale nie spała tak źle, jak zawsze. - Złamałabyś kilka serc, kilka doprowadziłabyś do szaleństwa... Wystarczy spojrzeć na tę żuchwę - parsknęła pod nosem. Metamorfomagiczna przemiana syreny była imponująca, gdyby Thalia pojawiła się tak w jej ulubionym pubie z muzyką na żywo, przez całą noc nie opędziłaby się od chętnych do tańca partnerek. Kątem oka Figg zerknęła na krypę czekającą nieopodal, zardzewiałą, porzuconą, niechcianą - jedynie z pozoru, czuła pod skórą, jak w jej żyłach budzi się ciekawość okazów, o których Wellers wspominała listownie. Coś mogło przypaść jej w udziale poza galeonami, a to podarowało więcej ekscytacji, niż zwyczajowe wynagrodzenie. - Są pułapki? - zapytała szeptem, a później spojrzała przez ramię, rozglądając się po portowej samotni; na szczęście musiały być tu same.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-18-2025, 17:29
Thalia przychodziła niczym morze, pojawiając się w życiu ludzi dookoła niej nagle i z zapowiedzią czegoś większego, wciągając ludzi w głębiny kłopotów które działy się dookoła niej, mimo wszystko ostatecznie pozostawiając wszystkich na brzegu, kiedy sama znikała nie wiadomo, gdzie. Miało to oczywiście swój urok, kiedy stawiała kolejne kroki w nieznanych miejscach, miało to przeszkody, gdzie mało kiedy zagrzewała miejsce na dłużej i wracała wtedy, kiedy sprzyjające wiatry jej pozwalały. Bierzesz to co masz i robisz z tym, co możesz, jak mawiała starsza woźna w sierocińcu. Może dlatego każdy dzień dla niej przezywała tak, jakby mógł być jej ostatnim, bo właśnie tak mogło być.
W przeciwieństwie do niej Leonie wydawała się przypominać gęsty las, zachęcając spokojem, wycofaniem, ciszą, ale wszystkie sekrety chowając przed uważnymi oczyma – a ten, który chciał je odkryć, musiał się natrudzić, uważając, aby nie stać się po drodze zbyt pewnym. Chyba za to ją lubiła, za ten pewien powab, który w sobie miała, otwierając się na innych w swoim czasie a jednocześnie będąc kimś więcej niż kolejną twarzą. No i nie moralizowała jej na temat tego, jak niewłaściwe było to, co robiła, tak jakby trzeba było to jej przeartykułować.
Podniosła się z miejsca, kierując w jej stronę zawadiacki uśmiech i unosząc czapkę na powitanie, tak jak lokalny poławiacz witałby klienta o tej porze. Nikt ich raczej nie obserwował, ale na ten moment warto było zachować pozory, gdyby ktoś przypadkiem postanowił się jednak napatoczyć. Mimo wszystko dobrze było chociaż przez chwilę poudawać, tak aby czujne oczy zwróciły się gdzieś indziej.
- Uwierz mi, gdybym była mężczyzną, rozwiązałoby to praktycznie wszystkie moje problemy. Rozważałam nawet pozostanie w tej formie, ale to niestety niemożliwe do zrobienia na stałe. – Wzruszyła ramionami, z niejakim ubolewaniem, ale niekoniecznie martwiąc się o fakt swojej płci. Przeszkadzał jej często, ale to nie znaczyło, że się zbytnio przejmowała, a przynajmniej nie w takich chwilach. – Chociaż skłamałabym gdybym powiedziała, że nie wybrałam się w takiej formie czasem do pubu. – Nigdy sama nie wychodziła z inicjatywą, a romantyczne interakcje ukróciła bardzo szybko, nie chcąc nikogo okłamywać pod takim pretekstem, ale bawiło ją obserwowanie różnicy w odbiorze jej damskiej jak i męskiej postaci.
Zręcznie otworzyła jedną z ostryg, podając ją Leonie na spróbowanie, wzrokiem dyskretnie uciekając w stronę pobliskiej opuszczonej łodzi. Gdyby panna Figg nie mogła jej tu pomóc…cóż, musiałaby się posiłkować innymi sposobami.
- Nie ma założonych magicznie ani nawet takich które można obejść. Na pewno są diabelskie sidła, ale reszty roślin nie rozpoznaję. – Nawet jeżeli nie znała się na zielarstwie nie oznaczało to, że postanowiła pozwolić sobie na ryzyko. Nie mówiąc o tym, że podczas podróży natrafiła na wiele różnych rzeczy, których przeciętny człowiek nie widział i była świadoma, że możliwość śmierci przez różne wyziewy była nie tylko bardziej niż możliwa, ale również jednym z łagodniejszych losów na które człowiek mógł się natknąć. Spojrzenie wróciło do Leonie, tym raz z zaciekawieniem, tak jakby Thalia była zainteresowana tym, jak magibotaniczka podejdzie do problemu. Powinna chyba mieć wyrzuty sumienia, ale po prawdzie ciężko było się doszukać w niej winy w to, że wrzuca Leonie w tę sytuację. Nigdy nikogo nie zmuszała do pomocy, a nagroda zawsze powinna być warta trudu i niebezpieczeństwa. No i na szali było również jej towarzystwo.
- Możesz zostawić sobie połowę tego, co tam znajdziemy, jeżeli cię to zainteresuje. Jeżeli będziesz widzieć coś więcej, możemy ponegocjować. Ale jeżeli nie damy rady ogarnąć tego teraz… zatopienie łodzi absolutnie wchodzi w grę. – Albo posłanie wszystkich roślin na dno w inny sposób. Chciałaby móc po prostu to zostawić, ale nie mogła.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-19-2025, 20:10
Od ubiegłej nocy stała się chodzącą entropią, a przybrany przez Thalię wizerunek nie pomagał, drażnił tylko miękki miąższ tkanek, rozcinał je, wydobywał na wierzch coś, czego czarownica nie chciała czuć. Czego nie potrafiła już czuć. Ostrożność blednąca w obliczu szaleństwa smakowała słodko jak amortencja, więc czemu wszystko, co dobre, tak szybko musi się kończyć? Czy nie powinna być do tego przyzwyczajona? Nie, nieważne, na Merlina. Priorytetem wymalowanym przez srebrne smugi marcowego słońca było zadanie, którego miała podjąć się z portową syreną, i choć w ostateczności mogłaby uderzyć pięścią w skroń, żeby fizycznie uciszyć kakofonię drapiącą o ściany czaszki, istniało prawdopodobieństwo, że Wellers źle to odbierze. Albo uzna ją za obłąkaną. A przecież nawet jeśli tak było, to Leonie wolała, by nikt się o tym nie dowiedział - dlatego z całej siły skoncentrowała się na przemienionej towarzyszce, na łobuzerskim łuku jej uśmiechu, uniesionej czapce i błysku w spojrzeniu. Na oczach błogosławionych innym kolorem, przynoszącym ulgę od gonitwy emocji. To nie on. Odpowiedziała jej powitalnym kiwnięciem, zachowując pozory teatru, w który bawiły się ku uciesze nieistniejącej publiki, zaś kąciki jej ust drgnęły, słysząc słowa żeglarki.
- Z sukcesem? -  pociągnęła cicho, lustrując ją wzrokiem. - Aż dziw bierze, że tamtego dnia nie wybuchły w Cardiff żadne zamieszki. I że dziewczyny nie rzuciły się sobie do gardeł, bylebyś - przetańczyła z nimi pół nocy, to chcesz powiedzieć, Leonie?, odchrząknęła w czerwony materiał szalika, - zwróciła na nie uwagę. - Taki dobór słów był bezpieczniejszy, konieczny do tego, by magibotaniczka nie utknęła pod ciężarem swoich napiętych mięśni ani pod bombardą natrętnych podszeptów. Następnie przyjęła ostrygę od Thalii, przechyliła głowę i pozwoliła obluzowanej od muszli zawartości mięczaka spłynąć do ust. Lubiła smak owoców morza, przyzwyczaiła się do niego po pierwszym szoku kulturowym doznanym po przeprowadzce, więc i tym razem była na niego przygotowana... Tylko że nie. Kubki smakowe zareagowały, jakby Leonie spróbowała przełknąć rozwodnione diabelskie sidło. Momentalnie pozieleniała na twarzy i sekundę później nieelegancko wypluła - na szczęście - nieprzełkniętą ostrygą na ziemię. - Zabić mnie chcesz? Kto ci to wcisnął? - wydusiła i kaszlnęła w próbie pozbycia się zjełczałej goryczy z języka.
Tyle dobrego, że obrzydliwość odwróciła jej uwagę od kłujących rozmyślań.
Zamiast pieniędzy, Leonie wyciągnęła ciemnobrązowe rękawice i wsunęła je na dłonie. Trudno powiedzieć, dlaczego właściciel łajby nie zostawił po sobie żadnych zabezpieczeń; sądził, że same diabelskie sidła wystarczą? Przecież każdy, kto przez chociaż dziesięć minut nie przysypiał na zielarstwie, powinien wiedzieć, jak się z nimi uporać. Na logikę musiało kryć się tam coś jeszcze i właśnie ten wniosek pobudził jej ekscytację. Czuła, że żyje. Że budzi się z pewnego letargu, gotowa zachłysnąć się niebezpieczeństwem i niepewnością. Zerknęła na żeglarkę i zastanowiło ją, czy ona czuje teraz to samo, lecz nie musiała raczej zadawać tego pytania. Thalia wybrała swoje życie, bo musiała je kochać. Jego wzloty, jego upadki, jego adrenalinę; oddychała nią jak powietrzem na środku morza, poszukiwała, gdy osiadała na stałym lądzie, na pewno tak było.
- Za ostrygę powinnam dostać więcej, ale niech będzie, że połowę - rzuciła pod nosem i pokiwała głową na znak zrozumienia. Przedostanie się na łódź było jedynie odrobinę bardziej uciążliwe, niż podstawienie drewnianego trapu; wystarczyło kilka zaklęć, żeby po chwili znalazły się na pokładzie, potem zaś skierowały pod niego. Leonie stąpała tak ostrożnie, jak mogła, idąc przodem. Skoro syrena wcześniej sprawdziła zabezpieczenia, nie musiała zawracać sobie nimi głowy, tylko zajrzała do pachnącej wilgocią wnęki, od razu dostrzegłszy coś, co wpadło jej w oko już z tej odległości. Smukłe pniaki zbiegające się w jednym punkcie, ogołocone przez porę roku, czekające na odnowę. - Figa abisyńska - wymamrotała Leonie i zmrużyła oczy, lecz dalej było już zbyt ciemno, by z progu dojrzała więcej. - Lumos solem - szepnęła, a z krańca wyciągniętej z kieszeni różdżki rozeszła się jasna smuga, ukazując kłącze diabelskiego sidła płożące się po podłodze w ich kierunku. Mam cię. Sprytne diabelskie sidło nie traciło czasu, jak widać. Błysk słońca podziałał jak naturalny straszak, jego nemesis -  i roślina natychmiast cofnęła swoje ramiona. - Nie chcę niczego tu zatapiać. Nie z nimi - nawiązała do wcześniejszych słów towarzyszki, przez melancholię jej głosu przedarła się iskra upartości. Rośliny żyły, wiele z nich odczuwało bodźce fizyczne i chociaż nie miałyby świadomości podobnej topielcowi, na jakimś poziomie musiałyby wiedzieć, że umierają. Z promieniami słońca nakierowanymi ku sidłom weszła głębiej, ostrożnym i lekkim krokiem przemieszczając się od okazu, do okazu.

rzut
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-23-2025, 08:50
Wiele rzeczy potrafiłaby zrozumieć. Nigdy nie umiała siebie samej postrzegać jako jednej całości, dlatego chętniej wybaczała innym słabości i niedociągnięcia. Widziała że w Leonie jest coś, co potrzebowało głębszego wyjaśnienia, ale nie chciała jej pchać w tłumaczenia, zamiast tego oferowała jej różnorodne opcje biznesowe i pchała ją na wspólne wyjścia. Czasem wspólny drink był tym, czego im było potrzeba.
- Słuchaj, może wybuchły, tylko prasa nie pisała, bo tajemniczy mężczyzna zniknął gdzieś w ostępach nocy i tyle go widzieli. – Dramatycznie strzepnęła jeden z loczków na stronę, zupełnie jakby to dodawało wiarygodności całej sytuacji. Po chwili jednak spojrzała na Leonie z czymś, co przypomniało politowanie, a raczej by je wyrażało gdyby Thalia właśnie żałowała jej czegoś. Raczej wyglądała, jakby prosiła ją o więcej wiary w jej własny charakter. – Nie czuję się problematycznie z oszukiwaniem kolesi którzy mają problem z moją płcią, ale nie będę okłamywać nikogo romantycznie, że ma szansę. Chyba że go kręci bycie z metamorfomagiem płci przeciwnej. – Chyba nawet by nie umiała. Wodzić za nos, udawać, że coś może zaistnieć, a potem zniknąć tak, jakby nigdy się to nie zadziało. Czy tak postąpił jej prawdziwy, biologiczny ojciec z jej matką i to dlatego skończyła w sierocińcu, nie chciana przez żadnego rodzica? Było to bardzo możliwe.
Otworzyła drugą ostrygę, przechylając głowę aby zawartość połowy muszli spłynęła jej do gardła, tak jak lubiła to robić kiedy miała czas wybrać się na plaże albo zabrać kogoś do restauracji, teraz po prostu złapała coś co znalazła na innym połowie. I nawet jej to nie przeszkadzało, ale widząc po reakcji Leonie, chyba nie powinna?
- Ej, moja nie była taka zła… - spojrzała ostrożnie na ostrygę, którą trzymała, nie czując się źle albo potrzeby zwrócenia czegokolwiek. Czy miała na tyle wypalone kubki smakowe, czy jednak to wina poszczególnej słabej ostrygi? A może po prostu Leonie zmienił się gust. – W ramach przeprosin, jak to się uda, to zabiorę cię na prawdziwe, dobre ostrygi. – Wiedziała kto gdzie robi dostawy, nie musiała się martwić o to, że zabierze ją w złe miejsce.
Czas jednak było zabrać się do „pracy” – Leonie widziała w tym ekscytującą przygodę, ale dla Thalii wiele rzeczy spowszedniało. Rodziło to raczej pewnego rodzaju frustrację, w której oceny w szkole decydowały, czy siedziała na ciepłym stołku i wypełniała papiery, a zarabiała wyszarpując od innych osób to, co oni również musieli ukraść. Zastanawiała się, czy miała kiedykolwiek możliwość polepszenia swojej sytuacji kiedy przez wszystkie dni musiała spoglądać przez swoje ramię i martwić się, czy ta następna osoba podchodzi do niej zapytać o drogę, czy jednak chce jej przywalić za coś, co zrobiła.
Powoli przesuwała się za Figg, nie dlatego, że wolała aby to jej coś się stało, ale dlatego że ona wcześniej dostrzeże zagrożenie ze strony roślin. Gotowa było rzucić siebie i ją na ziemię albo wrzucić je do wody jeżeli coś by im zagroziło, ale to Leonie wiedziała, co z roślin stanowi dla nich największe zagrożenie. Możliwe było, że Wellers sprowadzając ją tutaj zareagowała nad wyrost, ale wolała wrócić bezpiecznie razem do domu niż samej z brakującymi palcami.
- Rozumiem, ale nie możemy ich tu też zostawić, a raczej nie sprosimy okolicy aby każdy sobie coś wziął. – Albo wyniosą wszystko, albo musiały się tego pozbyć. Zabezpieczeń nie było ale na pewno będą jak ktoś wróci i zorientuje się, że była tu inna osoba, a wtedy jakiekolwiek zdobycze będą poza ich zasięgiem.
- Tam. – Złapała Leonie za rękę, tak aby zatrzymać ją w miejscu i ostrożnie uniosła jej brodę aby skierować jej spojrzenie na to, co widziała Thalia. Solidnego rozmiaru rośliny sięgały im niemal do kolan, zielone liście falowały a ostre jak brzytwa zęby błyskały w świetle z różdżki. Leonie mogła rozpoznać chińską kąsającą kapustę, ta jednak wydawała się znacznie bardziej wyrośnięta.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Leonie Figg
Akolici
you bled me dry, left me for dead, when all i craved was being held.
Wiek
25
Zawód
magibotaniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
8
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
5
13
Brak karty postaci
09-27-2025, 20:24
- Nie podejrzewałam, że byś to zrobiła - odpowiedziała łagodnie Leonie, taka bowiem była prawda: metamorfomagia Thalii dawała jej szerokie spektrum zawodowych i społecznych możliwości, ktoś inny mógłby zachłysnąć się tym jak dobrym piwem, ale ona? Znała umiar, znała granice. Wellers kierowały zasady, które zdawały się sięgać aż do jej kręgosłupa, wpisane w jego rdzeń. Między innymi dlatego Figg czuła się w jej towarzystwie bezpiecznie, choć skłamałaby, mówiąc, że dziś przez jej głowę nie przeszło głupie życzenie, by rudowłosa nieco zmodyfikowała swój wizerunek. Tylko kilka zmian, kilka zmarszczek więcej, inne naturalne ułożenie loków, nieco bardziej szmaragdowy odcień tęczówek, kilka centymetrów wzrostu więcej, inny kąt uśmiechu... Nie, na Merlina, nie.  Nie potrzebowała tego. Nie potrzebowała żadnego mężczyzny, nie potrzebowała żadnych czułości, nie potrzebowała żadnego złamanego serca, zniekształconych oczekiwań. Nie potrzebowała dziś czuć.
Zamiast roztrząsać podobne bzdury, przyjrzała się Thalii smakującej kolejną ostrygę, czekała w napięciu na wykrzywiające jej rysy obrzydzenie, pokrewne własnej reakcji, a gdy to nie nadeszło, Leonie podejrzliwie zmarszczyła brwi i zajrzała do kubełka, jakby czekała tam na nią odpowiedź, mogąca wyjaśnić nierówność smaków i doświadczeń. Oczywiście - nie czekała. Była tylko propozycja, która złagodziła rysy jej twarzy i oddała wargom łuk uśmiechu, kazała przechylić głowę do boku, w stronę ramienia, dla postronnego obserwatora: jak gdyby mową ciała młoda kobieta odpowiadała na  szelmowskie słowa równie młodego mężczyzny.
- Jeśli stawiasz, zaproś mnie nawet na te, po których obie pochorujemy się do szaleństwa. Ty potrzymasz mi włosy, potem ja tobie i jakoś sobie poradzimy - mruknęła, rozbawiona. Stan sakiewki Leonie nie budził optymizmu; galeony dosłownie przeciekały przez jej palce, kruszyły się w dłoniach, wymieniane na chwilowe poczucie ekstazy zmieszanej z adrenaliną, a gdy na horyzoncie jaśniała konieczność wydania ich na rzeczy prawdziwie ważne, to, co wydawała w tawernach na alkohol i hazard wracało do niej, by gnębić ją jak katowskie ostrze. Między innymi z tego powodu propozycja Wellers spadła jej jak figlarny złoty znicz; po prostu nie mogłaby jej odmówić, nie z długami goniącymi długi i połowicznie spłaconym czynszem za mieszkanie.
Drewno podłogi skrzypiało pod ich nogami, a dźwięki te brzmiały jak jęknięcia morskich duchów, mieszkających w nieheblowanych sękach. Promień słońca wykrzesanego za sprawą magii pozostał nakierowany ostrzegawczo na diabelskie sidła, strzegące wejścia do kabiny, ciemne pędy kuliły się w najdalszym, skąpanym w półcieniu kącie, przypominając spłoszone zwierzęta. Leonie spojrzała przez ramię na kroczącą nieopodal żeglarkę, kąciki jej ust drgnęły, jakby zamierzała coś powiedzieć, lecz słowa pozostały uwięzione na dnie gardła. Logicznie rzecz ujmując: wiedziała, że Thalia ma rację. Skoro potrzebowała pozbawić swej konkurencji towaru, albo zabiorą go ze sobą w całości, albo pozbędą się go na inny sposób. Ale myśl o wszystkich tych roślinach zalewanych słoną wodą, o ich gnijących liściach, płatkach rwanych przez nurt wody... To budziło jej smutek. I sprzeciw, na który - ze względów finansowych - nie mogła sobie pozwolić.
- Och, spójrz tylko! - wykrztusiła ze wzbierającą satysfakcją, niczym dziecko w obliczu stosu prezentów świątecznych. Jej zielarskie serce odpowiedziało z całą werwą na widok przerośniętego okazu, otoczonego zielono-karmazynowymi liśćmi rozchodzącymi się od kolistego centrum. - Jaka piękna, jaka... dorodna. Witaj - zwróciła się bezpośrednio do chińskiej kąsającej kapusty niestandardowych rozmiarów, stawiając ostrożny krok w jej kierunku. Świat zewnętrzny mógłby teraz przerodzić się wokół niej w proch, a Leonie z pewnością by tego nie zauważyła. - Thalia, masz marchewkę? - zagadnęła towarzyszkę. Z ostrygami nie miałyby problemu, ale warzywa? - One uwielbiają marchewki. I ludzkie mięso, jeśli podejdzie się zbyt blisko - rzuciła mimochodem. Ostre zębiska rośliny tylko czekały, aby zatopić się w ich ciałach, rozerwać je na strzępy, strawić, wyłożyć ich sokami wnętrze swoich korzeni - ale jeśli zachowają stosowny dystans, nie powinno im nic grozić. Zapewne.  - A tam? Na Helgę Hufflepuff, to przecież ganglion czarownicy - zachwyciła się Leonie, wskazując drugą dłonią na przezroczyste zbiorniki, w których dryfowały endemity. Pulsowały przepięknym odcieniem szkarłatu, przywodziły na myśl drogocenne rubiny; i wszystko byłoby jej personalną utopią, jej snem, gdyby obok szklanych baryłek nie znajdował się...

1, 2, 3 - zębate geranium, które ma ochotę ukąsić
4, 5 - głodny, samoużyźniający się krzew
6 - jadowita tentakula, która nagle wyskakuje na nas spod drewnianego stołu
1x k6 (na roślinkę):
6
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:15 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.