• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Manchester, Palatium Librae > Salon Zielony
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-01-2025, 09:54

Salon Zielony
Pomieszczenie usytuowane na pierwszym piętrze rezydencji w skrzydle zachodnim. Salon utrzymany jest w stylu rokoko, co zapewnia mu pewną lekkość i intymność. Nawiązując do swojej nazwy zdobiony jest szmaragdowymi ścianami, którym towarzyszą złote ornamentyki formie muszli, liści, kwiatów oraz wstęg. Wyróżnia go bogata sztukateria sufitu, barokowy kominek z czerwonego marmuru oraz parkiet, którego wzór nawiązuje do dekoracyjnej wstęgi zdobiącej plafon. Przy oknie ustawione są dwie sofy, pomiędzy którymi znajduję się drewniany stolik z zdobieniami na jego nogach.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-06-2025, 15:59
8 marca 1962 roku



Czyż popełniał myślozbrodnia, gdy rozpamiętywał różane kolce? Czy zdradzał pewne wartości wymieniając listownie wiadomości z Weasley, która próbowała zbawić świat? Gdy zadawał pytania i żądał odpowiedzi, krytykował oczywiste niesubordynację. Jakże absurdalna wizja, zaprzeczająca całym intelektualnemu zapleczu rodowemu. Został wychowany w duchu rodziny, gdzie intelekt ścierał się z wytycznymi. Propagowano zdobywanie wiedzy, wieczne kształcenie na najlepszą wersje siebie. Mając odpowiednie narzędzia ciężko było postać ślepym i niemym, sztuką było umiejętność wykorzystania danych na swoją korzyść. On zawsze dokonywał analizy zysków i strat, wybierając opłacalność jako skale, w której każda decyzja polityczna była oceniania. Czytając Orwella starał się zrozumieć. Winston Smith nie miał szans wygrać z systemem, który go otaczał i wychował. Był produktem wielkopokoleniowej indoktrynacji i powszechnej inwigilacji, sam fakt jego myślozbrodni był aktem odwagi samym w sobie. Sprzeciwem przeciwko realiom, które go otaczały i kształtowały. Kontakt z prolami, krytyczne uwagi przeciwko Wielkiemu Bratu i najgorsza z nich wszystkich – zakochanie się. Mógł odnaleźć ostrzeżenia, które Orwell chciał przekazać, znajdywał również jednak pewnie niepokojące wnioski na temat ich własnego świata. On również był owocem wielkopokoleniowej polityki rodzinnej, doskonalonej w każdej generacji i mającej przynieść nie tylko złote sojusze, ale również utalentowane dzieci. To właśnie one były skarbem rodziny, przyszłością, na której można było budować wiekowe pomniki. Jego krótkie zapiski na bokach książki, podkreślenia najważniejszych cytatów jawnie poświadczały o właścicielstwie książki. Pojawienie się skrzata przerwało jego rytuał, odłożył książkę na biurko, aby pożegnać się z nią czule i z pewną dozą tęsknoty. Jego kuzyn nie powinien jednak czekać, nigdy nie było pewności, kiedy jego losy ponownie zostaną skierowane na obce tereny. Założył na siebie granatowy sweter z kaszmiru, zasłaniając połacie białej koszuli. Marcowe dni dalej nie pozwalały na pełne pożegnanie z chłodem, nadal pozostawiając ze sobą zimowe podmuchy.
– Wulfricu – wyciągnął dłoń na przywitanie, jedno klepnięcie w ramie z dużą dozą serdeczności. Dzieliły ich lata i jedno pokolenie, czasem wyczuwalne, lecz nie decydujące o charakterze relacji. Czasem zakorzenionej w zwykłej sympatii, czasem politycznie umotywowanej, gdyż w tym domu nie istniał świat bez niej. Zawsze majaczyła w oddali, gotowa przypomnieć kto był ich królową. – Opowiedz mi o swojej wyprawie.
Kolejnej ekspedycji, która porwała go w dalekie krainy. Z dala od domu, rodowych powinności i ojcowskiej odpowiedzialności. Ważniejsza niż wszystko inne, może nawet zawsze posiadała fatum priorytetu. Był zaintrygowany, jak zawsze zbyt ciekawski i wścibski, pragnący wiedzieć wszystko. Gdy słyszał o wyprawach, które pochłaniały jego kuzyna wyobrażał sobie świat jego oczyma. W ten sposób próbował zrozumieć osobę, która nazywała się Wulfric Fawley.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Wulfric Fawley
Czarodzieje
Wiek
34
Zawód
pracownik MM
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
15
6
Brak karty postaci
09-11-2025, 19:06
List nakreślony ręką kuzyna nie wprawił go w takie samo zdumienie, jak ten, który przyniosła sowa ledwie kilka dni wcześniej. Spodziewał się, ze jego powrót - prędzej czy później - zostanie odnotwany. Spodziewał się też, że kilku członków rodziny zada sobie nieco trudu, aby się z nim skontaktować. Nie doszukiwał się w tym wyrazu tęsknoty, ani nagłej, nieuładnionej potrzeby pielęgnowania rodzinnych więzi, a raczej czegoś bardziej pragmatycznego - jak rozwiązanie , jakie niechybnie zjawiły się na horyzoncie podczas jego planowanej nieobecności, którą przedłużył świadomie o dwa tygodnie, mimo iż nie skłoniły go do tego zawodowe zobowiązania, a coś zgoła innego - coś, co sobie obiecał, gdy zeszłej zimny pojawił się na rozpoznaniu zwłok własnej żony. Na ten temat jednak postanowił zrzucić kurtynę milczenia.
Teleportacji do Manchesteru towarzyszyły ten sam dyskomfort, co zawsze. Poczuł uścisk w żołądku, gdy powitał go znajomy krajobraz. Oczy zawędrowały na majaczą w oddali rezydencje. Palatium Librae, nawet z daleka - a może zwłaszcza z daleka - prezentowała się, jak mały pałacyk.
Głębokie westchnienie zadecydowało o tempie pierwszego o kroku, o tempie pozostałych zadecydował nieco płytki, urwany oddech i szybsze akordy wybijane przez serce, które nie uspokoiło się jeszcze po zmianie miejsca pobytu.
Wspomniał w wiadomości zwrotnej, że zabierze ze sobą córkę, bo stęskniła się kuzynostwem, ale poniewczasie odkrył, że nie miał pojęcia, czy to prawda. Nie miał też pojęcia, jak się jej powodzi, bo nadal nie zjawił się ponownie w jej życiu, by wykraść z niego monotonnie, jaka na niego spłynęła, gdy odesłał ją (na wygnanie) pod opiekę babki. Po prawdzie nie wiedział jej od dawna. I nawet rozmowa z małżonką Zachariasa tego nie zmieniła, ale na pewno dała mu do myślenia, że w kolejce po tytuł ojca roku się nie ustawi.
Zanim dotarł do frontowych drzwi, odzyskał panowanie nad swoim ciałem - nie przepadał za teleportacją, ale doceniał jej praktyczne walory, dlatego też, pomimo antypatii, korzystał z niej regularnie, choć niechętnie.
Nie zdążył zapałać za klamkę. Na drodze stanął mu skrzat domowy - nie pamiętał jego imienia - i poinformował go łaskawie, że zaraz powiadomi pana Croucha o jego przebyciu. Wulfic jednak nie czekał aż stworzenie wywiąże się ze swojego obowiązku. W zasadzie, śmiało przekraczając próg domostwa, nei dał mu na to szansy.
Nie raz tu bywał. Znał te miejsce - moze nie na wylot, lecz wystarczająco, by poruszać się po nim swobodnie, ale obecnie czuł się tu nie nieswojo, nie na miejscu. Zupełnie jak rodzynki w serniku. Skierował swoje kroki, bez zawahania, w stronę jednego z salonów.
Nathaniel miał tą praktyczną właściwość, że nigdy nie kazał - przynajmniej jemu - na siebie czekać. I chyba dlatego, że Wulfric nigdy nie odmawiał mu spotkań. Chociaż nie tylko dlatego. Również przed wzgląd na pamięć jego ojca. I sympatię, jaką darzył młodego kuzyna.
- Nathanielu - powitał się z nim równie serdecznie. Dzieliły ich lata i jedno pokolenie. Czasem Wulf miał wrażenie ,ze to cały wszechświat, a czasem wręcz odmienne - że to niewiele.
Domyślał się, ze zainteresowanie jego wyprawami jeszcze się w Nathanielu nie wypaliło i spodziewał się, że będzie to jeden z pierwszych tematów, jaki zdecyduje się poruszać, lecz jego ciekawość niespecjalnie zachęcała Wulfrica do zwierzeń.
- Na Bayfield? Podejrzewam, że mogę sobie darować aspekt zawodowy tej powieści? - nie sądził bowiem, że kuzyna interesują lunabelle czy krwiożercze skłonności kozłagów, a raczej to co odkrył, wytaczając nowe szlaki dla tych pierwszych.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-20-2025, 17:26
Rodzina w ich świecie była pojęciem szerokim, pokrywającym cały polityczny aspekt tego słowa. To każdy kuzyn i kuzynka, szczypta krwi współdzielonej i wspólni przodkowie na szczytach genealogicznych drzew. Umiał wymienić każdego ze swego kuzynostwa, nadać im w myślach twarz i charakter. Określić rodzaj powinowactwa, bliskość planów i działań. Nie miał rodzeństwa, co ogród pełen jaśminu zawsze mu przypominał. O każdej małej tragedii, cichej nocy, która skrywała łzy i upadłe nadzieje matki, która przegrywała walkę z biologią. Chciałby pamiętać o jej szczęśliwszych chwilach, zawsze podejmował próbę znalezienia jej uśmiechu w pamięci.
Nie zostawili z nim rodzeństwa, lecz zaoferowali liczne kuzynostwo. Kulminacje wiekowej polityki rodowej, która doprowadziła do tego, że prawie wszyscy byli mu bliscy. Gdy był dzieckiem zdawało się to nie wystarczające, może w tamtym okresie nie było. Obecnie jednak doceniał każdego z nich, nawet jeśli spoglądając w jego twarz, chcieli odszukać jego ojca. Czasem miał ochotę zapytać Wulfrica kogo widzi, gdy na niego patrzy. Był kopią swej matki, tylko oczy poświadczały o ojcostwie Melchiora. Wszyscy Ci, którzy wtedy utrzymywali z nim więzi – Wulfric, Zacharias, nawet Raphael, choć on zdawał się zawsze chadzać własnymi ścieżkami – zdawali się czasem szukać go i nie odnajdywać. Pozostawali mu jednak najbliżsi, dodający otuchy, chociaż często zgrywał, że nigdy jej nie potrzebuje. Oznaczało to również, że mogli być ze sobą szczerzy, co w ich świecie, a tym bardziej w tym domu, było rzadkością. Prawda posiadała swoją cenę, wymagała zapłaty i często była nieprzejednana. Niekorzystna, choć absurdalnie potrzebna. Łatwiej było skłamać, nie zobaczyć i nigdy nie usłyszeć, oślepnąć od nigdy nie gasnących świateł.
– Stany Zjednoczone? – dopytał, przekręcając głowę w wyraźnym zainteresowaniu. Spodziewał się opisu amazońskiej puszczy, a zamiast tego przedstawiono mu obraz amerykańskiego wybrzeża. Oddalonego od wszelkiej pychy, skomplikowanych nastroi społecznych związanymi z pewnym państwem na W i amerykańskiego pieniądza. – Nie, nie, opowiedz proszę. Jestem zaintrygowany, co takie ściągnęło cię do Ameryki i czy ta podróż okazała się potrzebna.
Czy nie była kolejną wymówką, którą chciał podarować rodzinie, córce i swoim zobowiązaniom. Idealnym pretekstem do porzucenia wszelkich istotności, obowiązków, które czekały na jego osoby. Westchnął w pewnym przygotowaniu, przybliżając się do krańca fotela. Czyż to było jego miejsce, a może to nie był idealny czas, lecz miał wrażenie, że kuzyn momentalnie ponownie może się ulotnić. Wtedy żadne słowa nie będą wystarczające.
– Powiedz mi jakie są twoje plany na najbliższy czas? Podróżując po świecie nie sprawiasz, że sytuacja magicznych stworzeń polepsza się w kraju, a kiedyś podobno taki był twój cel – nie bawił się w lękliwe podchody, zbyt bardzo cenił kuzyna, aby udawać niepewnego w tej kwestii. Rozumiał jego stratę, bolesność duszy, która nigdy w pełni nie będzie zagojona. Ucieczka jednak nie była opcją, zarazem jego rodzina mogłaby znaleźć inne metody, które spowodowałyby jego ostanie na kraju. Co więcej, gdzie jego polityczne ambicje i plany, którymi czarował go przez lata. Jeśli chciał osiągnąć zmianę w pewnych kwestiach musiał wykorzystać nowe ministerialne rozdanie, szukać sojuszników tam gdzie nieliczny mogli zapukać. To był czas na stanowczy głos, aby mógł zawalczyć o to, co podobno było dla niego ważne. Niech to pokaże, jeśli mu zależało.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Wulfric Fawley
Czarodzieje
Wiek
34
Zawód
pracownik MM
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
15
6
Brak karty postaci
10-12-2025, 21:20
Nathaniel poniekąd był sam, sam ze swoim bólem, z pustką po stracie najpierw ojca, którego ledwo pewnie pamiętał, potem matki, która odeszła w boleściach. Sam ze swoimi wspomnieniami - nadal je pielęgnował? Swoją tęsknotą. I żałobę. Bolesne widomo straty bowiem nigdy nie znikało, przeistaczało się w coś innego, coś znajomego, gdy przychodzi moment oswojenia się z poczuciem pustki.
Od przeszło roku tez dźwigał podobny ciężar straty i tym bardziej chciał być dla niego wsparciem, tym bardziej nie wymigiwał się do spotkań i nigdy nie odmawiał, gdy spod pióra Nathaniela lub bezpośredniego spod jego ust wychodziła propozycja spotkania.Czuł, że był mu to winny. Nie tylko ze względu na to, jak doświadczyło go życie na tak wczesnym etapie egzystencji, bo przecież nadal miał obok siebie ludzi, na których wsparcie mógł liczyć, lecz przez wzgląd na jego ojca, który powierzył mu misję, którą sam zapoczątkował, a której nie sprostał, choć przez wiele lat był wpatrzony w niego, jak w największy autorytet. Jego syn był inny – Fawley spoglądając czasem na chłopaka szukał w nim ducha Melchiora, lecz zazwyczaj go nie odnajdywał. Zazwyczaj, bo bywały momenty, kiedy miał wrażenie, że przemawia jego ustami.
- Zgadza się – przytaknął, z nikłym uśmiechem balansującym na wargach – konkretnie Wisconsin – dodał, lecz nie wiedział, jak bardzo Nathaniel rozeznawał się w topografii Ameryki Północnej i czy będzie w stanie rozmieści ten region na rozległej mapie tego kontynentu, wszak geografia nie musiała znajdować się w kręgu jego prawniczych ambicji, które popchnęły go w ramiona akademickiego życia.
Skrycie mu tego zazdrościł, a raczej nie on, a jakiś fragment jego udręczonej duszy, który nadal żył sentymentem. Dorastając pod parasolem ochronnym, jaki rozłożyła nad nim matka, karmiąc się niespełnionymi aspiracjami, które musiała porzucić, przejmując rolę najpierw żony, a chwile później także matki, marzył o karierze w Departamencie mieszczącym się na drugiej kondygnacji Ministerstwa. Moment, kiedy musiał się rozstać się z tymi mrzonkami, był jedynym z najboleśniejszych lekcji dostarczonych mu wtedy przez życie, lecz nie mógł się równać z późniejszymi doświadczeniami, od którego ciężaru do dzisiaj uginały się jego barki.
- Chyba już ci o tym wspominałem, ale nie zaszkodzi powtórzyć - w jego słowach czaiło się ciężkie westchnienie, lecz nie pozwolił sobie na to, by opuściło jego gardło.- Ponad dekadę temu, po zakończeniu stażu w Ministerstwie, wyjechałem na szkolenie zorganizowane przez Magiczny Kongres Stanów Zjednoczonych.
Nie chciał wracać do tamtych lat i wspomnień, bo chociaz były momentem zwrotnym w jego karierze, to też niosły ze sobą gorycz rozczarowania, które nawracała z każdym razem, gdy przypominał sobie swoje pierwsze zderzenie się z dorosłym życiem.
- Zostałem przydzielony do badania ekosystemu, w którym żyły kozłagi. Wówczas ich populacja rozrosła się do tego stopnia, że Urząd Dezinformacji miał ogromny problem, by zataić prawdę przed mugolami, ale koniec końców udało się wydzielić im przestrzeń z dala od mugolskich gospodarstw, a dzięki rytuałom ochronnym ograniczyć ich występowania do tamtejszego regionu, skupionego wokół południowego krańcu Półwyspu Bayfield. I właśnie trzeba było wzmocnić lub odnowić te rytuały. Problem w tym, że osoba, która monitorowała ich populacje, zmogła choroba i potrzebowali pomoc kogoś, kto brał udział w tamtej ekspedycji i orientował się w ich rozmieszczeniu.
Tym razem jego wyjazd nie był wymówką, która podarował rodzinie i córce, by uciec od tego, co przypominało mu o stracie. Tym razem wyjechał, bo zmusiły go do tego zobowiązania zawodowe i Merlin mu świadkiem, ze tym razem wolał zostać w deszczowym Londynie, niż tułać się po Ameryce. Kozłagi nadal wzbudzały w nim ten sam wstręt coś kiedyś.
Nathaniel przybliżył się do krańca fotela i Wulf mimowolnie zacisnął mocniej palce na filiżance. Chociaż po Melchiorze odziedziczył tylko kolor oczu, teraz, nachylając się nad stolikiem, bardzo go przypominał. I może właśnie dlatego pytanie, jakie zadał, wybiło Fawleya z pantałyku na tyle skutecznie, że naczynie prawie wymsknęło się spomiędzy jego palców.
Kiedyś podobno taki był twój cel, odbiło sie echem od ścian jego czaszki. Kiedyś w tym zestawie było kluczowe. Kiedyś ambicje, jakie w sobie nosił, były znacznie okazalsze, sięgały chmur, a może nawet samego nieboskłonu. I nie mógł przecież zapomnieć, że kiedyś podążał ścieżkę, którą wskazał mu ojciec Nathaniela, może stąd te wyrzuty sumienia, jakie nagle poczuł? Przecież to on, przed laty, wspomniał mu o uchwalonej w roku 1927 roku ustawie o ochronie Gromoptaków, która na przestrzeni lat objęła wszystkie magiczne stworzenia i która powinna obowiązywać nie tylko na terenie USA, ale tez całym globie.
Odłożył filiżankę na stoliku, nie upiwszy z niej nawet łyka. Skupił wzrok na twarzy Nathaniela, czując, jak napięcie między nimi wzrasta. Dlatego od kilku miesięcy robił wszystko, by unikać kontaktu z tymi, którzy mieli wobec niego jakiekolwiek oczekiwania, bo konfrontacja z ich rozczarowaniem zawsze przypominała mu o człowieku, którym kiedyś był.
- Zacząłem pracę nad stworzeniem rozporządzenia dotyczącego Zakaz Hodowli Eksperymentalnej i niewykluczone, że to dobry moment, by wrócić do tego projektu.
Nawet wiedział, gdzie szukać wsparcia, a mimo to, chociaż upłynęło wiele długich miesięcy, nic nie zrobił z tą wiedzą.
- Dość o mnie - skwitował w końcu, w nadzieje, że porzucą tamten temat. – Powiedz, jak tobie się powodzi.
Wiedział, że nie odwróci łatwo jej uwagi; wiedział, że Nathaniel nie spocznie na lurach, jeśli nie wyczerpie tego tematu, ale Wulfric potrzebował chwil wytchnienia, tematu zastępczego, dzięki któremu uporządkuje bałagan w głowie i nada swoim myślom konkretniejszego kształtu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
10-22-2025, 18:56
Lubił wysłuchiwać się w dawne historie o swoich rodzicach, czasach minionych i odległych.
Poświęcili mu dziewięć lat swojego życia, lecz istnieli poza ramą swojego rodzicielstwa. Byli kimś znacznie większym od skromnej roli matki i ojca. Gdy spacerował wśród jaśminu w ogrodzie, który był dziełem Elary, miał wrażenie, że ją słyszy. Zaraz się odwróci i ponownie będzie mógł ją ujrzeć. Nawet jeśli symbol tej rośliny był jakże przykrym doznaniem jej życia, pewnym swoistym pogrzebem nadziei i marzeń.
Teraz słysząc opowiadanie Wulfrica, miał wrażenie, że również poznaje go na nowo. Zapewne została mu już wielokrotnie opowiedziana te historia, lecz zdawało się, że za każdym razem zdobywał nowe informacje. Młody Wulfric wpatrzony w Melchiora Croucha, który zdawał się przekonać całe pokolenie, że warto sięgnąć po bunt i obrać swoje ścieżki. Nawet jego śmierć, która była niebezpośrednim skutkiem jego filozofii życia nie zmieniła ich podejścia.
Wulfric również odnalazł swoją drogę, jeszcze kilka lat temu młody Nathaniel wysłuchiwał się w jego zażarte przemowy dotyczące ochrony magicznych stworzeń. Można było uwierzyć, że naprawdę zmiana była blisko. Tak pełen pasji i energii, pewny swoich racji, choć tak wielu było przeciwko. Teraz miał przed sobą pewną imitacje dawnej persony, lecz słysząc to opowiadanie można było sobie przypomnieć lata jego poświęceń i sukcesów, to jak bardzo kompetentną był osobą w kwestii magicznych stworzeń.
– Jest w tym pewne wyróżnienie, że jesteś osobą, do której się w tej sprawie zwrócili. Potrzebowali osobą za oceanu, aby móc poradzić sobie z problemem – zauważył, leniwie wystukując rytm palcami na ramieniu fotela. Było to wystarczającym uznaniem zasług, że mógł uznać to za wystarczający powód nieobecności. Nawet jeśli uznawał, że gdzie indziej winny leżeć jego priorytety. – Muszę Ci się przyznać, że nie pałam do kozłagów sympatią. Nie chciałbym spotkać w ciemną nic w czasie spaceru.
Wyjątkowo cieszył się, że był to problem, od którego były oddzieleni oceanem. Jedna z wielu różnic, która miał nadzieje, że nigdy nie zatrze się między tymi państwami. Magiczne stworzenia nigdy nie były mu tematem bliskim, raczej był zawsze głodnym słuchaczem kolejnych tarć w tej tematyce. Bezczelnie neutralny i poza głównym światem tych debat. Wulfric musiał wyczuć zmianę energii, która zaszła w pokoju. Nathaniel nie zwykł jednak spotykać się w celach błahych i sentymentalnie emocjonalnych. Próba przeniesienia na niego uwagi była godna podjęcia, lecz obydwoje wiedzieli, że Fawley będzie musiał się bardziej wysilić.
– Uznajmy, że powodzi mi się całkiem przyzwoicie. Studia nie sprawiają problemów, towarzysko zaznaję wolności kawalerskiej, a Caspian, naczelnik którego jestem asystentem, nigdy nie przestaje mnie zaskakiwać ze swymi ideowymi pomysłami – wymienił wszelkie swe istotne życiowe kwestie, sprowadził swój żywot to jednego zdania i zabrał z niego cały bałagan, które często nawiedzał jego osobę. Nie zdradził, że Melusine znowu do niego pisuje, Caspian buntuje, a Hector krytycznie się przygląda. Uważał, że jakże soczystymi informacjami trzeba dzielić się stopniowo. Rozsiadł się ponownie wygodnie, wątły uśmiech rozpromienił jego twarz.
– Przekonaj mnie, abym poparł rozporządzenie dotyczące Zakazu Hodowli Eksperymentalnej – niech podzieli się swoją wiedzą, argumentem i motywem. Jego, osobę całkowicie niezaangażowaną w tematykę, która gotowa była go jednak wysłuchać. Niech stworzy przedstawienie godne poparcia, niech przypomni sobie kim był Wulfric Fawley.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Wulfric Fawley
Czarodzieje
Wiek
34
Zawód
pracownik MM
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
15
6
Brak karty postaci
11-10-2025, 13:48
Podejrzewał, podskórnie,czując na sobie wnikliwe spojrzenie Nathaniela, że taktyka, jaką obrał, się nie powiedzie. Nie zawiódł się w swoich założeniach, lecz złudzeniach, że może jednak się uda, bowiem młody Crouch, wymienił wszystkie swoje najistotniejsze życiowe kwestia jednym ciągiem i wrócił do tematu, który sprawił, że zainicjował te spotkanie.
Nigdy nie marnujesz czasu, co, Nathanielu?, chciał zapytać, odnotowując wątły uśmiech, który zjawił się na jego wargach, chwile po tym, jak utwierdził Fawleya w przekonaniu, że nie przestanie zadawać pytań, póki nie ugasi swojej ciekawości.
- Niech będzie - zgodził się po chwili, by docenić płynący z jego postawy pragmatyzm, który był nieodłącznym komponentem ścieżki kariery, jakiej się podjął, wybierając ten konkretny kierunek studiów – ale w zmian przedstawisz mi ideowe pomysły twojego przełożonego - dodał, bo ta kwestia go zainteresowała na tyle, by nie otulić ją płachtą milczenia.
Obracając w głowie argumenty, które chciał użyć, w celu przekonania go do swojej wizji, nie zjawiła się trema, a raczej dyskomfort. Zapomniał już, jakie to uczucie wygłaszać przed światem swoje przekonania, nawet jeśli ten świat obecnie ograniczał się do wnętrza znajomego salonu i siedzącego na przeciwko niego młodzieńca, którego doskonale znał i który wiedział, za jakie sznurki pociągnąć, by pobudzić do życia człowieka, którym kiedyś był. Lecz czy ten dawny Wulfric Fawley, człowiek pełen pasji i energii, wygłaszający prawdy, które nie przysparzały mu sojuszników, nadal w nim tkwił?
Odchrząknął, sięgając dłonią po wcześniej odłożoną filiżankę. Skoro Nathaniel rzucił mu przysłowiową rękawicę, zamierzał ją podnieść i przyjąć wyzwanie, lecz to wymagało uporządkowania myśli i nawilżenia spiekoty w przełyku łykiem kawy, która - miał nadzieje - uzupełni deficyt energii, na jaki obecnie cierpiał.
- A zatem – poluzował supeł krawatu, uwierający go w szyję, poprawił też mankiety koszuli – hodowle eksperymentalne wiążą się z manipulacją genetyczną i krzyżowaniem stworzeń, których zachowania oraz możliwości mogą wykraczać daleko poza kontrolę czarodziei – wyrzucił z siebie pierwsze słowa, pewne spojrzenie ogniskując na twarzy swojego rozmówcy, który teraz nie był już krewnym, a możliwym sojusznikiem politycznym. – Przykładem mogą być przypadki, gdy nowe gatunki, takie jak krzyżówki smoków z innymi istotami, wymykały się spod kontroli nawet najbardziej doświadczonym magizoologom. Takie stworzenia często wykazują nieprzewidywalną agresję, trudności w ujarzmieniu, a także nieznane efekty uboczne i nierzadko skutki te dotykają nie tylko czarodziejów, ale także otoczenie, inne magiczne istoty, a nawet mugoli, prowadząc do nieodwracalnych szkód.
Pozwolił, aby ciszy na moment zakradła się między nimi, zanim podjął kolejną kwestię, nadającej jego wypowiedzi właściwego tempa, chociaż już teraz myśli, które werbalizowały się w słowa, zbyt gładko przelewały się przez szczelinę gardła, jakby tylko czekały aż w końcu zostaną wypowiedziane.
- Przypadki ucieczek niebezpiecznych stworzeń kończą się często zniszczeniami, a nawet ofiarami wśród ludności. Magiczne hybrydy, pozbawione naturalnych drapieżników i nieprzystosowane do środowiska, sieją spustoszenie w ekosystemach. Przykładami takich incydentów mogą być choćby ataki nieznanych gatunków na tereny zamieszkane przez mugoli lub przypadkowe pojawienie się eksperymentalnych stworzeń w pobliżu szkół czy wsi. Przykłady ucieczek hybryd dowodzą też jak łatwo eksperymentalne stworzenia mogą zaburzyć równowagę biologiczną i stanowić zagrożenie dla bioróżnorodności. Często ich obecność kończy się też zniszczeniami oraz ofiarami wśród ludności. Brak naturalnych mechanizmów kontroli populacji sprawiają, że magiczne hybrydy mogą niekontrolowanie rozmnażać się i rozprzestrzeniać, siejąc postrach wśród mieszkańców. Interwencje Ministerstwa Magii oraz Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami wymagają ogromnych nakładów czasu i środków, a skutki tych działań nie zawsze udaje się w pełni cofnąć lub naprawić.
Znowu zdecydował się na krótką przerwę, dając słowom czas na to, by wybrzmiały w dzielącej ich przestrzeni, a sobie moment na ochłoniecie, bo chociaż ton jego głosu był pozbawiony ich piętna, to jednak poczuł jak te odżywiają w klatce żeber.
- Częste incydenty z udziałem eksperymentalnych stworzeń mogą prowadzić do ujawnienia świata magii przed mugolami. Pojawienie się nieznanych, dziwacznych istot w ich otoczeniu wzbudza podejrzenia, wywołuje panikę i naraża czarodziejów na konieczność kosztownych oraz czasochłonnych interwencji, mających na celu zacieranie śladów, modyfikowanie pamięci oraz naprawę szkód. W dłuższej perspektywie może to poważnie zagrozić tajności oraz bezpieczeństwu całej naszej społeczności.
Kolejny łyk kawy spłynął po ścianie jego gardła. Obracał w głowie kolejne myśli, które chciał zwerbalizować, nie pozwalając, by cisza zadomowiła się wśród nich na długo.
- Obecne regulacje nie są zbyt restrykcyjne, eksperymenty często przeprowadza się bez odpowiedniego nadzoru. Naukowcy kierują się nierzadko własną ciekawością bądź ambicją, ignorując potencjalne konsekwencje swoich działań. W wyniku takich praktyk powstają stworzenia cierpiące na schorzenia, deformacje czy wręcz świadomie krzywdzone w imię nauki. To rodzi poważne dylematy moralne, burząc podstawowe zasady humanitarnego traktowania istot żywych.
Z autopsji wiedział, że powoływanie się na ludzką empatię zazwyczaj było niedostatecznym argumentem, by pchnąć sprawę na przód, więc nie poświecił temu więcej miejsce, chociaż – oczywiście – mógłby.
- Chociaż nie da się ukryć, że hodowle eksperymentalne są źródłem naukowych postępów oraz poszerzają naszą wiedzę na temat magicznych stworzeń, to jednak ich korzyści są przyćmione przez ogromne ryzyko, jakie sprowadzają - mówił dalej, wzrok opierając na twarzy Nathaniela. – Bezpieczeństwo, zdrowie, porządek społeczny i ochrona tajemnic naszego świata wymagają stanowczego ograniczenia takich praktyk. Tylko dzięki temu możemy zapobiec tragediom, które już miały miejsce, oraz ochronić integralność ekosystemów.
Kutyna opadła. Przedstawienie dobiegło końca. Czekał na werdykt; przekonał go do poparcia tego konkretnego rozporządzenia, czy wręcz przeciwnie - rozbudził w nim jeszcze więcej wątpliwości?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
11-14-2025, 23:08
Polityka była brutalną kochanką.
Pozbawiała tchu, gryzła do kości i sączyła truciznę do krwiobiegu. Zawsze żądała uwagi, była zachłanna w swych pragnieniach. Nie odpuszczała, nie oferowała łaski, a również szybko traciła zainteresowania. Na twoje miejsce było tysiące chętnych, którzy chcieli wedrzeć się w serca tłumu. Była jego lubią, słodką ambrozją żywota. Dorastał obok niej, był jej wiernym poddanym i to ona dyktowała jego losem. Był jej oddany, lecz była w nim również pycha – lubił się nią bawić. Odnajdywać korzyści dla siebie, próbować oszukać wszystkich i osiągać triumfy. Nauczyła go tej zachłanności, musiała mu to wybaczyć. W jego spojrzeniu na polityczną rzeczywistość trudno odnaleźć były ideały, którymi kierował się Caspian lub za które umarł jego ojciec. Wulfric również zdawał się pozbawiony brudu i stęchlizny doktryny, która rządzi tym krajem. Może to ułuda, idealnie zagrana rola wybawiciela i moralnego lidera społeczności. Musiał się w czasie swych aktywności zetknąć ze toksycznym odorem, przesiąknąć jego smrodem. W ich realiach chcąc osiągnąć wystarczającą większość głosów często musisz się bratać ze wrogiem. Sprzedawać część duszy za małą cegiełkę.
Teraz, gdy go słuchał mógł uwierzyć, że w polityce opartej na logicznych argumentach Wulfric Fawley osiągnąłby wielkie rzeczy. Brzmiał rozsądnie, nieprawdaż? Wiedział, że powódki moralne nie odnajdą u niego wystarczającego posłuchu, ale również sam zdawał się kierować w życiu praktycznym podejściem. Nie opowiadał o etyce, szarżował rozsądkiem.
– Przekonałeś mnie wystarczająco, że doprawdy nie rozumiem, po co mielibyśmy dopuszczać się takich eksperymentów – stwierdził zamyślony, próbując ocenić czy wątły postęp naukowy był wystarczająco silnym argumentem. Brzmiało jak zabawę w nieznane dla zaspokojenie naukowego ego, kolejna ich zabawka. Czasem miał wrażenie, że nauka zapominała o swoich własnych korzeniach i o tym, po co została rozwijana. Abstrakcyjna i nieprzydatna, marnowanie pieniędzy. – Brzmi jak fanaberia naukowca, której koszty musi ponosić społeczeństwo. Przydadzą się konkretne liczby, ludzie je uwielbiają.
Proste, lotne i łatwe do zapamiętania. Niech skojarzą sytuacje tylko z kosztami społecznymi i ekonomicznymi, które prowadzą. Dodatkowo uderzyć w tonację moralną, gdyż dużą część społeczeństwa kierowała się również miękkością serca. Zdjęcia skrzywdzonych przez istoty, ale i same stworzenia w karykaturalnych formach. Kampania wielobiegunowa, która miało dotrzeć do jak największego grona ludzi. Widział w tym potencjał, uśmiechnął się szerzej. Tak, było to możliwe.
–  Widzę potencjał, ale będziesz musiał to dobrze poprowadzić –  znał nawet jeszcze jedną osobę, która poparłaby zakaz z dużym entuzjazmem. Obecnie był zachęcający, lecz Caspian potrafił z każdej sytuacji wyciągnąć ekstremizm. W tej nie byłoby inaczej, zawsze chciał maksimum. Musiała to być ta polityczna pycha albo wręcz przeciwnie –  naiwna wiara w sukces.  Postukał palcami o podłokietnik fotela, ileż powinien zdradzić? Caspian i jego bunty, zrywanie się ze smyczy i ciągłe walki. Ideowcy potrafili być doprawdy męczący. – Chciałeś dowiedzieć się czegoś więcej o ostatnich pomysłach Caspiana. Ostatnio stwierdził, że powinno skrócić się tydzień pracy, soboty winny być wolne! Z tym pomysłem udawał się do grup robotniczych, oczywiście zainteresowanych. Mówiłem mu, że przy obecnej ekonomii ciężko będzie wprowadzić to ograniczenie, niech pomyśli o małych przedsiębiorcach i konkurencji na rynku. On jednak prze do przodu, marzy mu się strajk.
Gdyby do niego doszło, był pewien, że Hector zdolny byłby o skróceniu go o głowę. Jakże z niepokornym, wiecznie awanturującym się człowiekiem przyszło mu pracować. To nie był nawet jego wybór, sami przydzielili go do tego namiestnika. Miał go pilnować, było jednak ciężko. Caspian marzył wielce, nie patrząc na nikogo kto prosił go, aby zszedł na ziemie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:09 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.