• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Horyzontalna > Knajpka "Ukośny Kielich"
Strony (2): 1 2 Dalej
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
05-31-2025, 15:19

Knajpka "Ukośny Kielich"
„Ukośny Kielich” to niewielka, urokliwa knajpka wciśnięta w boczną alejkę, często pomijana i zdecydowanie niepopularna — ale raz odkryta, staje się miejscem, do którego wraca się regularnie. Wnętrze jest przytulne, zaledwie kilka stolików otoczonych różnorodnymi krzesłami i miękkimi pufami, a ściany zdobią ręcznie malowane pejzaże z magicznych krain: srebrzyste jeziora, porośnięte wyspy i lasy pełne czarodziejskich stworzeń.
To, co wyróżnia lokal, to jego naczynia — każdy napój podawany jest w innym, wyjątkowym kielichu, kuflu lub szklance. Jedne przypominają kryształowe kwiaty, inne — dmuchane szkło w pastelowych kolorach z delikatnym połyskiem. Niektóre szklanki mają uchwyty w kształcie węży,podwójnych psidwaczych ogonów lub finezyjnych piór gryfa. Atmosfera w „Ukośnym Kielichu” jest cicha, niemal intymna, jakby czas płynął tu wolniej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mildred Crabbe
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Alchemik w św. Mungu
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
5
Brak karty postaci
08-01-2025, 21:24
12 marca 1962

Kiedy przyszłam tu po raz pierwszy w czasie swoich londyńskich eskapad, ta mała knajpka wydawała mi się jednym z najbardziej uroczych i klimatycznych miejsc, jakie znalazłam. Dzisiaj, gdy siedziałam w niej razem z Mitchem, nerwowo obracając na palcu zaręczynowy pierścionek, klimat Ukośnego Kielicha był zupełnie inny. Nie gorszy, ale odmienny od tego, który zapamiętałam z poprzednich wizyt. Podobała mi się ta nowa odsłona lokalu, ta subtelna anonimowość i słodka intymność, którą mogłam dzielić z Macnairem bez obaw, że ktoś znajomy nam przerwie, dosiądzie się i zepsuje nasze spotkanie.
Kiedy przyszłam tu po raz pierwszy, nie spodziewałam się też, że kiedyś będę siedziała przy stoliku z kimś, kogo nazwę narzeczonym, a już na pewno, że pod tym tytułem będzie się krył Mitch. A jednak chłopak, z którym spędziłam tyle czasu w Hogwarcie, przegadałam mnóstwo nocy i rywalizowałam w artystycznych sztukach, siedział przede mną i uśmiechał się w ten swój sposób, który sprawiał, że trudno było oderwać od niego wzrok.
Zresztą dlaczego w sumie miałabym to robić? Miałam pełne prawo, by wpatrywać się w niego całymi godzinami, ba!, wlepiać w niego spojrzenie bez krzty wstydu, że mnie na tym przyłapie. Powinien mnie przyłapać, powinien wiedzieć, że samo patrzenie na niego sprawia mi przyjemność i to znacznie większą niż sączony właśnie ulubiony koktajl na bazie rumu. Lubiłam go bardziej niż ukochany alkohol – czy mógł sobie wymarzyć większy dowód mojej miłości?
Siorbnęłam łyk drinka, wpatrując się w Mitcha wymownie. Kilka spacerów, wizyta w muzeum, wesele kuzyna, ach, jak mogłam zapomnieć – jedna wspólna noc - i nagle byliśmy w zupełnie innej życiowej sytuacji niż parę miesięcy wcześniej. Jego obecność stała się czymś zwyczajnym i naturalnym, jakby lata przerwy po skończeniu szkoły nigdy się nie wydarzyły.
- Myślałeś... o tym, jak byś chciał, żeby to wyglądało? – zapytałam w końcu i odstawiłam szklankę na stolik, prostując się na swoim krześle. – No wiesz, ten dzień? W e s e l e? - sprecyzowałam, przesuwając od niechcenia opuszką palca po brzegu szklanki. Podobno można było w ten sposób wydobyć z niej dźwięki, ale mi się to nigdy nie udało. - Skromnie czy wystawnie? W domu czy w plenerze? Dwanaście dań ciepłych czy zaledwie osiem? Jaki prezent ślubny mi dasz? - uśmiechnęłam się na koniec, dając mu do zrozumienia, które z tych pytań było dla mnie najważniejsze. Przechyliłam się nieco w jego stronę, pochylając nad stolikiem. - To pewnie nie są kwestie zajmujące głowę pana młodego, ale chciałabym, żebyśmy mieli wspólną wizję. To w końcu nasz dzień a nie tylko mój – podkreśliłam. Może i był mężczyzną, który pewnie wolałby po prostu przyjść na gotowe, ale ja byłam kobietą, która umiała go przekonać do zaangażowania.
Wyciągnęłam rękę, muskając palcami nadgarstek Mitcha i zagarniając jego dłoń w swój lekki uścisk. Kwestia organizacji wesela była właściwie jedynie wstępem do dzisiejszej rozmowy, bo główne danie miało zaraz wjechać. Czekałam tylko, by Macnair przełknął przystawkę.
- Mój ojciec chce nas widzieć pojutrze – powiedziałam swobodnie, gdy już się upewniłam, że Mitch przetrawił konieczność wspólnego planowania ślubu i weselnej zabawy. - Oczekuje, że dopełnisz tych wszystkich rytuałów z proszeniem o moją rękę – westchnęłam, bo jakkolwiek te wszystkie patriarchalne formalności były mi kością w gardle, tak rozumiałam, że dla moich rodziców, zwłaszcza ojca, to poważna sprawa. Miał jedną córkę i żadnych więcej okazji, by wziąć w tej tradycji udział; mogłam się poświęcić i to zaakceptować, nawet jeśli rytualne oddawanie córki w ramiona innego mężczyzny uznawałam za przejaw tylko nieco bardziej cywilizowanej transakcji handlowej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
08-03-2025, 16:43
W przeciągu pół roku wydarzyło się tak wiele, że sam do końca nie wiedziałem jak do tego doszło. Szczęśliwe chwilę przeplatały się z tymi przykrymi, zaginając czasoprzestrzeń tak, że w pewnym momencie sam nie wiedziałem jaki jest dzień. Potrzebowałem trochę czasu aby uporządkować to sobie w głowie, ale na szczęście nie byłem w tym sam. Wsparcie, które otrzymałem od rodziny i właśnie od swojej narzeczonej było niezwykle pomocne i znaczyło dla mnie więcej niż byłem w stanie nawet wyrazić. Mildred mnie nie oceniała, nie zganiła za popełnioną zbrodnie, była po prostu obok i wspierała mnie w tym wszystkim. To dzięki niej udało mi się stanąć na nogi i patrzeć w przyszłość, może jeszcze nie z szerokim uśmiechem, ale na pewno z lepszą i bardziej pozytywną perspektywą niż wcześniej.
I to właśnie dlatego siedzieliśmy teraz w tej małej knajpce, do której nigdy wcześniej nie trafiłem. Było w tym miejscu coś co sprawiało, że człowiek mógł mu odetchnąć i się uspokoić. Początkowo rozglądałem się po wnętrzu z zawodowym zaciekawieniem, jednak w końcu całkowicie skupiłem swoją uwagę na Mildred. Delikatny uśmiech nie schodził mi z ust. Zaledwie pół roku temu nie pomyślałbym, że będę tu z nią siedział, a ona będzie miała na palcu pierścionek zaręczynowy. Ba, w ogóle nie podejrzewałem, że w najbliższym czasie będę rozmyślał o tym, że za niedługo będę się żenił. Jakoś nie specjalnie skupiałem się nad znalezieniem kandydatki na żonę, ciesząc się i korzystając ze swojego kawalerstwa. Jednak wystarczyło, że panna Crabbe na nowo pojawiła się w moim życiu by wszystko całkowicie zmieniło swój tor. Nie narzekałem jednak, chociaż niektórzy rozpaczaliby nad tym, że już nie są wolni, że muszą założyć rodzinę, ja nigdy nie wątpiłem, że kiedyś takową założę. Nie nałożyłem na siebie jednak żadnych ram czasowych.
Widząc jak patrzy na mnie, uśmiechnąłem się szerzej i uniosłem brew ku górze.
- Czyżbym miał coś na twarzy? - spytałem z lekkim rozbawieniem przejeżdżając dłonią po zarośnie – Czy po prostu podziwiasz moją przystojną twarz? - puściłem jej oczko, po czym upiłem łyk ze szklanki i odstawiłem ją na bok stolika.
Słysząc jednak jej pytanie, od razu domyśliłem się co ma na myśli. Odpowiedź na to pytanie była poniekąd prosta, brałem udział w przygotowaniach ślubu Drew i Lucindy, wiedziałem już jak to wszystko wygląda. Tak naprawdę z przyjemnością przyszedłbym na gotowe, ale wiedziałem, że to w ogóle nie wchodzi w grę.
- No cóż mogę ci powiedzieć… - zacisnąłem delikatnie palce na jej dłoni, po czym uniosłem ją lekko musnąłem wierzch jej dłoni – Coś tam myślałem. - pokiwałem lekko głową – Myślę, że chciałbym aby wesele odbyło się w plenerze, nie w zamkniętym pomieszczeniu. I było czymś pomiędzy skromnym, a wystawnym, żeby miało to coś. Ale przyznaje się bez bicia, że w ogóle nie myślałem o jedzeniu jak na razie. - zaśmiałem się cicho - A co prezentu to na pewno ci nie powiem, bo to będzie niespodzianka. - znów puściłem jej oczko.
Prawda była jednak taka, że w ogóle nie myślałem o prezencie. Naturalnie, wiedziałem, że musi być wyjątkowy, nic innego nie wchodziło w grę. Sam sposób w jaki jej się oświadczyłem był, moim skromnym zdaniem, wyjątkowy, a z prezentem musiałem to przebić, a to wcale nie było łatwe zadanie. Zwłaszcza, że jednocześnie będzie trzeba planować ślub i wesele.
Kolejne jej słowa sprawiły, że trochę się spiąłem i wyprostowałem. Unikałem spotkania z jej ojcem jak tylko się dało, nie miałem pojęcia jak do tego wszystkiego podejść. W ogóle nie sądziłem, że jeszcze trzeba się pytać ojca wybranki o jej rękę, więc nie zrobiłem tego zanim się oświadczyłem. Przez to wszystko, perspektywa spotykania się z jej ojcem po fakcie wywoływało u mnie zdenerwowanie.
- Pojutrze? To dość szybko...znaczy, no muszę się przygotować. - pokręciłem głową, wolną ręką sięgając po szklankę i upijając kolejny łyk whiskey, po czym spojrzałem na nią uważnie – Myślisz, że będzie zły? W sensie, że nie przyszedłem wcześniej? - uniosłem brew ku górze lekko miziając ją kciukiem po dłoni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Mildred Crabbe
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Alchemik w św. Mungu
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
5
Brak karty postaci
08-08-2025, 10:57
Wzniosłam oczy ku niebu – a właściwie ku sufitowi – kiedy ten drań puścił mi oko, rozmiękczając mój twardo stąpający po ziemi rozum i serce. Westchnęłam w duszy, bo ten jego pewny siebie, zawadiacki uśmiech był jednocześnie niebezpiecznie rozbrajający. Dla kogoś, kto przez ponad dwadzieścia lat swojego życia nie znał nikogo, kto potrafiłby go rozbroić z taką łatwością, nagłe pojawienie się Mitcha z tą umiejętnością było nieco stresujące. Zwłaszcza na początku nawet odnowionej znajomości, gdy jeszcze nie wiedziałam, co znaczyło to gwałtowniejsze bicie serca i zwodniczy rumieniec.
Teraz byłam już do tego przyzwyczajona, a i tak rozmiękczał mnie z banalną łatwością. Tego jednak nie mogłam mu powiedzieć otwarcie, bo byłam pewna, że rozochociłby się jeszcze bardziej i nigdy nie przestał uśmiechać w mojej obecności.
- Podziwiam głównie to, że zachowujesz taką powagę, zamiast przyznać, że marzy ci się ślub pod kwitnącą jabłonią, dziewczynki sypiące kwiaty i weselny marsz wygrywany na dudach – rzuciłam mu kpiące spojrzenie, bo z naszej dwójki to on był większym romantykiem, co dużo o mnie mówiło, bo Mitch nie należał przecież do tego typu mężczyzn, którzy roztkliwiają się nad byle czym. - Ach i wszystkie te ciotki w pierwszym rzędzie zalewające się łzami i wypytujące, kiedy będą bawić małe Macnairątka – dodałam, uśmiechając się z nonszalancką lekkością. Zwykle sprawiałam wrażenie pewnej siebie i opanowanej, bo taka właśnie byłam; przyzwyczajona do tego, że o większość rzeczy muszę zawalczyć sama, a sukces nie lubi niepewności. Przy Mitchu mogłam sobie częściej pozwolić na chwilę oddechu.
Poczułam odwzajemniony dotyk jego dłoni i jednoczesną ulgę, że nie potraktował moich słów jak przedślubnego ataku paniki panny młodej, która dostaje spazmów na myśl, że róże zamiast czerwonych są bordowe. Rozluźniłam się pod wpływem znajomego muśnięcia, a moje myśli powędrowały w przyszłość, wcale nie tak odległą. Ślub, wesele, wspólne mieszkanie. Poranki, gdy jedno odwraca się na drugi bok, ale drugie musi się zebrać do pracy i wieczory, gdy jedno już przysypia, ale drugie jeszcze śledzi uparcie ostatni rozdział w książce. Dnie wypełnione mruczeniem o konstrukcjach i ruchach obrotowych, przetykane przeklinaniem na nieudane eliksiry. Prozaiczne rzeczy, które czekały na wyciągnięcie ręki.
- Miałeś czas, aby się przygotować od chwili, gdy nad ranem wymykałam się z twojej sypialni – powiedziałam surowo, rzucając mu groźne spojrzenie spod zmrużonych powiek. Ojciec był ostoją spolegliwości i prędzej sam by się skaleczył, niż zrobił komuś krzywdę, a już na pewno nie zrobiłby krzywdy mężczyźnie, który chciałby uwolnić go od obowiązku opieki nad córką, której zamarzyła się kariera. Ale Mitch nie musiał o tym wiedzieć; właściwie całkiem przyjemnie byłoby go trochę postraszyć. - Będzie zły, jeśli nie pojawisz się w ogóle. Teraz będziesz musiał się co najwyżej trochę napocić, ale dasz radę. - Pociągnęłam kolejny łyk ze swojej szklanki, aby jak najszybciej ją osuszyć i poprosić o kolejną. Patrzyłam jak kilka kropel, którym tym razem się upiekło, spływa leniwie na sam dół, aby dołączyć do reszty.
Tak najczęściej wyglądało moje życie, biegło spokojnym, nieśpiesznym torem, niemal w zawieszeniu między ciszą a skupieniem. Wiedziałam, że ślub to zmieni, nie miałam jednak pojęcia jak bardzo i z czego dokładnie będę musiała zrezygnować, a co zyskam w zamian. Oparcie w mężu, to z pewnością, ale co więcej? Czy będzie jakieś więcej?
- Jest tradycjonalistą, zależy mu na tych wszystkich patriarchalnych gestach. Nie mów nic głupiego, a na pewno przeżyjesz. W razie czego jestem świetna w eliksirach leczniczych. - Poklepałam go pocieszająco po dłoni, na którą niedługo wsunę obrączkę i będzie po wszystkim. A może wszystko dopiero się właśnie zacznie. Cały małżeński chaos, miłość, sprzeczki, zmęczenie na twarzy i ciągłe uśmiechy szczęścia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
08-11-2025, 12:51
Pokręciłem głową z rozbawieniem na jej słowa. Dziewczynki sypiące kwiatki? Kwitnąca jabłoń? Skąd ona to w ogóle wzięła? Okey, może pod jakimś względem byłem romantykiem, nawet jeśli sam się do tego nie przyznawałem, ale takie śluby w ogóle nie były w moim guście. W zasadzie sam nie byłem na dużej ilości takich uroczystości, ale najbardziej chyba ze wszystkich podobał się ślub Drew. Był wystawny, ale bez przesady. Namiot na plaży prezentował się idealnie. Jeśli mógłbym wybierać jak jednak wolałbym ślub w ogrodzie. Przeklęta Warownia miała dość spore ogrody, więc idealnie nadawałaby się na wyprawienie wesela.
- Na twoje szczęście mam tylko jedną ciotkę...ale w sumie to wystarcza. - powiedziałem rozbawiony patrząc na nią z uśmiechem.
Pomyślałem o tym, że czeka nas jeszcze wizyta w moim domu, kolacja z moją rodziną. Jakoś mimowolnie zrobiło mi się trochę lepiej. Skoro ja muszę zmierzyć się z jej ojcem, to ona musi się zmierzyć z moją rodziną, a to chyba większe wyzwanie niż rozmowa z panem Crabbe. Tak naprawdę nie wiedziałem czego może się po nich spodziewać. Irina i Lucinda z całą pewnością będą się zachowywały jak należy, zwłaszcza ta starsza lubiła mieć wszystko pod kontrolą. Nie mogłem jednak ręczyć za resztę, ta trójka mogła mogła wpaść na różne pomysły. Na całe szczęście Mildred wiedziała o mnie dużo, więc nie ważne jak chcieliby narobić mi wstydu, raczej im się to nie uda.
- Tak, wiem, że miałem czas...ale sama wiesz co się po drodze wydarzyło. - pokręciłem lekko głową wypijając w międzyczasie zawartość swojej szklanki.
Odnalazłem wzrokiem kelnerkę, widząc, że szklanka mojej narzeczonej również jest pusta, po czym złożyliśmy zamówienie na następna kolejkę. Spojrzałem na nasze złączone dłonie i uśmiechnąłem się łagodnie. Życie bywało przewrotne. Zakładałem, że poświęcę swoje życie pracy, że panny będą jedynie miłym przerywnikiem codziennego życia. Aż tu nagle panna Crabbe wróciła do mojego życia i zmieniała moje podejście o sto osiemdziesiąt stopni. Owszem, nadal zamierzałem rozwijać swoją karierę, z czasem założyć własną firmę, ale jednocześnie teraz chciałem również założyć rodzinę. Dzielić się swoimi sukcesami i smutkami z żoną, z czasem zajmować się naszymi dziećmi. Kiedyś myślałem, że rutyna jest nudna, że tak się nie da żyć, ale teraz, kiedy myślałem, że codziennie będę się budził przy jej boku, że każdego wieczoru będziemy się kłaść razem do łóżka, w ogóle mi to nie przeszkadzało. Na samą myśl o takiej przyszłości uśmiech cisnął się na usta.
- Zobaczymy się z twoim ojcem pojutrze. - odezwałem się w końcu miziając wierzch jej dłoni, po czym przeniosłem na nią spojrzenie i uśmiechnąłem się delikatnie – Jestem przekonany, że twoi rodzice będą mną zachwyceni. Z dobrego domu, z dochodową pracą, a przede wszystkim kocha ich córkę. - mrugnąłem do niej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Mildred Crabbe
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Alchemik w św. Mungu
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
5
Brak karty postaci
08-12-2025, 09:25
W towarzystwie Mitcha nawet sztywne, niewygodne krzesła w knajpce wydawały się wersalskimi wygodami, a mięśnie powoli rozluźniały się pod wpływem jego obecności i znajomego dotyku. Nie sposób było nie odwzajemniać uśmiechów, którymi próbował mnie omamić i co zresztą szło mu całkiem nieźle, ale musiałam się pilnować, by nie rozbestwić swojego narzeczonego do granic przyzwoitości. Dlatego odsunęłam się po chwili, muskając jego dłoń ostatni raz i wygodniej oparłam się na swoim miejscu. Przybrałam ponownie skupioną minę, jakbyśmy omawiali plany przejęcia władzy nad co najmniej połową Londynu, a nie kwestie kurtuazyjnej wizyty u Crabbe'ów.
- Butelka dobrego alkoholu też nie zaszkodzi – rzuciłam mu koło ratunkowe, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że procentowe zapasy Mitcha z pewnością kryją butelkę, za której pomocą łatwiej będzie dotrzeć do ojca. - Jako prezent – dodałam szybko, uzmysławiając też sobie od razu, że mógł zrozumieć tę radę opacznie. Ostatnie czego potrzebowaliśmy, to chwiejący się na nogach Macnair proszący o moją rękę. Z pewnością byłoby to cenne i na swój sposób zabawne doświadczenie, które ujęłoby błyskawicznie moją matkę, ale miałam wątpliwości, by akurat ojciec by to zrozumiał. Pewnie byłby obrażony, że Mitch nie raczył się podzielić.
Myśl o ślubie wróciła jak echo, a wraz z nią obrazy, które przewijały się w mojej głowie od kilku dni tak intensywnie, że było to niemal irytujące. Ciężko się skupić na pracy, gdy wszystko niemal przypomina o zbliżającej się uroczystości; denerwujące tym bardziej, że nie znaliśmy jeszcze nawet konkretnej daty! Poza tym ślub to jedno, ceremonia pełna symboli i obowiązkowych tradycji, które ładnie wyglądają na fotografiach. Pompatyczność i planowanie wszystkiego od linijki. Ale wesele... wesele było czyś zupełnie innym, potrzebą pokazania się nie do zdjęcia, ale do najlepszych wspomnień. Ślub pokazywał to, co chcieliśmy pokazać światu, a wesele to, co było najprawdziwsze.
- No popatrz, jaką fantastyczną partię upolowałam – odpowiedziałam, zerkając na niego kątem oka, starając się nie przewrócić oczami na to jego mrugnięcie. Nie ze mną te sztuczki, o nie. - Mam szczerą nadzieję, że ta dochodowa praca nie odciągnie cię za bardzo od świeżo poślubionej małżonki. - Nie bałam się akurat tego, bo wiedziałam, że Mitch jest człowiekiem rodzinnym, ceniącym sobie domową atmosferę i nie przedłoży swoich obowiązków nad te rodzinne. Bałam się za to tego, że mogę nie do końca wpasować się w jego wizję domowego ogniska. Byłam jedynaczką, a nasza rodzina, chociaż z licznym kuzynostwem i pokaźnym drzewem genealogicznym, była raczej z tych, które poświęcają się zawodowej karierze a nie utrzymywaniu ciepła w kominku w salonie.
Czego tak naprawdę oczekiwał ode mnie Mitch? Że dostosuję się do trybu życia w jego rodzinnej posiadłości? A może że wprowadzę powiew czegoś nowego w ich małą rodzinę? W mojej głowie już tworzyły się scenariusze – od tych idealnych po katastroficzne. Może to już nawyk, taka wewnętrzna strategia obronna kogoś, kto przez większość czasu wszystko analizował, sprawdzał i weryfikował, zanim choćby podjął jakiekolwiek działanie? Wzięłam łyk z nowej szklanki, czując lekki chłód szkła w palcach, i odstawiłam ją powoli na stół.
- Skoro o pracy mowa, nad czym teraz pracujesz? Mówiłeś ostatnio coś o nowych projektach. – Powiedziałam to z lekkim uśmiechem, bo znałam go na tyle, by wiedzieć, że kiedy zaczyna opowiadać o czymś, co naprawdę go pasjonuje, świat wokół trochę przestaje istnieć. I może właśnie tego teraz chciałam: zanurzyć się w jego świecie, choćby na chwilę, i zobaczyć, dokąd mnie zaprowadzi.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
08-18-2025, 17:53
Uniosłem na nią wzrok i uśmiechnąłem się pod nosem. Łapówka w sumie nie była głupim pomysłem. Ona nazwała to prezentem, ja przekupstwem w jakiś sposób. Oczywiście w życiu bym nie pomyślał, że Mildred można kupić, oj co to to nie. Należało się postarać by taka kobieta jak ona zainteresowała się tobą i patrząc na pierścionek na jej palcu z zadowoleniem dochodziłem do wniosku, że to mi się właśnie udało. Nie jakiemuś uzdrowicielowi w Św. Mungu, których było na pęczki w szpitalu i pewnie kręcili się w około niej jak natrętna osa, ale mi, temu, który poświęcił czas by zdobyć jej serce.
- No przecież nie przyszedłbym pijany do twoich rodziców. - pokręciłem głową patrząc na nią z mieszaniną rozbawienia i niedowierzania – Pewnie i tak mnie zobaczą pod wpływem na weselu i przy innych okazyjnych rodzinnych spotkaniach, ale w tak ważnym dniu jak proszenie o rękę nie śmiałbym się pojawić pod wpływem. Będę się godnie prezentował, żeby twój ojciec wiedział, że jestem wart jego córki. - uśmiechnąłem się po chwili odchylając się lekko na krześle.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, że potrafiłem czasami przegiąć z alkoholem. Kiedy wiedziałem, że mam tak zwane wychodne i jutro nie muszę się nigdzie śpieszyć, nie specjalnie patrzyłem na to ile wypiłem i tylko kac następnego dnia uświadamiał mi, że przegiąłem pałę. Nie piłem jednak codziennie, w żadnym razie nie chciałem się zmienić w, mojego pożal się Merlinie, ojca, alkoholika na pełen etat, który nie szanował nic innego oprócz butelki alkoholu. Na wspomnienie o tym człowieku zacisnąłem trzymaną pod stołem dłoń w pięść, ale szybko ja rozluźniłem przypominając sobie, że jego już nie ma i nie muszę się nim przejmować.
- Uwierz mi, lepszej nie mogłaś upolować. Taki okaz tylko jeden. - puściłem jej oczko sięgając po szklankę i upijając z niej małego łyka – Nie, tego możesz być pewna. Będę przykładnym mężem i w przyszłości ojcem, a w każdym razie na pewno będę się starał taki być. - uśmiechnąłem się łagodnie.
Zawsze wiedziałem, że któregoś dnia założę rodzinę. Może początkowo mi się do tego nie specjalnie śpieszyło, no cóż, lubiłem swój kawalerski stan, ale gdzieś w głowie była świadomość, że w końcu się ustatkuje. Ten stan rzeczy przyszedł zdecydowanie szybciej niż się spodziewałem, ale w żadnym wypadku nie narzekałem. Znalazłem kobietę, z którą naprawdę chciałem iść przez życie, walczyć z wyzwaniami dnia codziennego, kłócić się i godzić, rozmawiać i milczeć godzinami. Potrafiłem sobie to wszystko wyobrazić, zajrzeć w przyszłość kiedy doczekamy się dzieci i będziemy je wychowywać razem, nie osobno. Sam do końca nie wiedziałem jeszcze ile bym chciał mieć dzieci, ale miałem również świadomość, że to nie jest tylko moja decyzja, w końcu to Mildred będzie chodzić w ciąży, a nie ja. Do tego jednak było jeszcze trochę czasu, najpierw należało wziąć ślub.
- Znasz mnie, zajmuje się kilkoma projektami naraz. - pokiwałem głową z rozbawieniem – Ale aktualnie skupiam się przede wszystkim na tych, które mają za zadanie ulepszenie życia ludności Suffolk. Drew ma pełne ręce roboty, więc sprawy infrastruktury wziąłem na siebie. Chce mu za jakiś czas podsunąć kilka pomysłów, które moim zdaniem będą bardzo pomocne w codziennym życiu. - uśmiechnąłem się patrząc na nią – Dużo czas poświęcam też małym prywatnym projektom, ale te muszą jeszcze trochę poczekać, bo jednak są rzeczy ważne i ważniejsze. - mrugnąłem do niej porozumiewawczo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Mildred Crabbe
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Alchemik w św. Mungu
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
5
Brak karty postaci
08-28-2025, 10:40
Uniosłam brwi, gdy rozpoczął usprawiedliwianie swojej trzeźwości przed moimi rodzicami, ale w moim spojrzeniu trudno byłoby dopatrzeć się prawdziwej nagany. Było za to pełne miękkiego, pobłażliwego rozbawienia, które Mitch zdążył się już nauczyć rozpoznawać. Takiego, mówiło wymownie, że doskonale wiedziałam, co miał na myśli i nie musiał się przy mnie wybielać ani tłumaczyć. Poza tym gdyby przyszedł pijany na takie spotkanie, to jego dotknęłyby konsekwencje a nie mnie.
- Podobno w przeszłości, gdy mężczyzna chciał udowodnić, że jest wart kobiety, zabijał dla niej potwora – podsunęłam mu niewinnie, siorbiąc kolejny łyk ze swojej szklanki jako uosobienie dziewczęcia, które absolutnie nic nie knuje. - No wiesz... trójgłowe psy, hydry, ogry i takie tam... Myślałeś o czymś podobnym? - Nadęłam usta, jakbym rozważała taką opcję w rzeczywistości i zrobiłam minę sugerującą, że nawet całkiem podoba mi się pomysł Mitcha walczącego mieczem ze śmiertelnie niebezpieczną hydrą. Słodkie. Uśmiech, który wygiął mi usta w tej samej chwili, był subtelnie prowokujący, aby Macnair nie miał pewności, czy na pewno żartuję. Wiedziałam, że nie mówił nic, aby przypodobać mi się na siłę.
- Ojcem? - Spojrzałam na niego pytająco. - Czy to ten moment, gdy rozpoczynamy rozmowę o dzieciach i ich liczbie? Gdy ty mówisz, że chcesz szóstkę, a na negocjuję trójkę lub odwrotnie? I zaczynamy dyskusję o imionach oraz rodzicach chrzestnych? - mówiąc, patrzyłam na niego uważnie, z pozoru podejrzliwie, jakbym oczekiwała jakiegoś podstępu, ale w głębi duszy byłam rozbawiona nagłą wizją Mitcha siedzącego na podłodze i bawiącego się z dziećmi. W tej scenie było coś, co przywodziło mi na myśl wspomnienia z Hogwartu, przeszłość trzymaną w odmętach pamięci, a jednocześnie nawiązanie do przyszłości, która miała się stać naszym udziałem.
Mitch nigdy nie próbował zasłaniać się półprawdami. Był sobą. Nawet jeśli czasem tym „sobą” oznaczało za dużo ognistej w kieliszku albo cięte uwagi podszyte ironią. Nie wątpiłam, że mógłby być dobrym ojcem; może nawet lepszym ojcem niż ja matką, więc świadomość tego, że pewnego dnia, jeśli nie uderzy w nas meteoryt a świat się nie skończy, zostaniemy rodzicami, nie była dla mnie przerażająca. Ale może nie tak od razu. Najpierw chciałam się nacieszyć małżeńskim stanem.
- Co takiego ma być pomocne dla ludności Suffolk w codziennym życiu? Wprowadzisz nowy system agrarny? - znów go podpuszczałam. Lubiłam, kiedy opowiadał o swojej pracy, bo zawsze było w niej coś innego. Nie było dwóch takich samych projektów i takich samych rozwiązań, zawsze starał się wymyślać coś innego. W porównaniu z moimi eliksirami, które były stałe i niezmienne, jego praca wydawała się iście wybuchową mieszanką. Ale to właśnie lubił, a ja to właśnie lubiłam w nim. Ten niemal dziecięcy zachwyt za każdym razem, gdy udało mu się wpaść na nowe i niebanalne rozwiązanie. - Czasami zapominam, z jakiej rodziny pochodzisz i ile macie obowiązków – westchnęłam, odchylając się nieco na krześle.
Patrzyłam na niego i, mimo że dopiero zaczynaliśmy mówić o weselu, mój umysł uciekał dalej – do dni zwyczajnych, przepełnionych powtarzalnymi obowiązkami, małymi sporami i banalnymi radościami. Wspólnej przyszłości razem, gdy sama obecność wystarczała a rozmowa była zbędna. Dotknęłam pierścionka za swoim palcu i bezwiednie zaczęłam się nim bawić, odpływając na moment myślami gdzieś daleko i zastanawiając się, czy po ślubie nasz świat się zmieni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
09-05-2025, 12:44
Widząc jak unosi brew ku górze już miałem coś powiedzieć, ale w tym momencie zauważyłem ten charakterystyczny błysk w jej oczach. Uśmiechnąłem się więc łagodnie i nic nie powiedziałem. Byliśmy już na tym etapie naszego związku i w ogóle znajomości, że potrafiliśmy czytać sobie z twarzy. Słowa często były zbędne, wystarczyła wymiana spojrzeń, aby wiedzieć co ta druga osoba na myśli. Z jednej strony było to fajne i oszczędzało czas, ale z drugiej strony czasami jednak człowiek chciałby mieć jakieś tajemnice i wtedy musiał się naprawdę napocić aby ukryć to przed drugą połówką.
Tym razem to ja uniosłem brew ku górze opierając się wygodnie o krzesło. Nie miałem bladego pojęcia o czym do mnie teraz mówiła. Jakie potwory, jakie zabijanie? Przez chwilę kontemplowałem jej słowa, aż w końcu pokręciłem lekko głową z rozbawieniem.
- Szczerze mówiąc nie i nie wiem czy tak naprawdę jest to potrzebne. Nie wiem czy miałbym jakieś szanse z hydrą, chociaż chciałbym wierzyć, że wyszedłbym z takiej potyczki zwycięsko. – odparłem sięgając po szklankę z drinkiem – Ale jakbyś mnie chciała zobaczyć w pełnej zbroi i mieczem to wystarczy powiedzieć. Myślę, że jestem w stanie to zorganizować. – poruszałem sugestywnie brwiami nie odrywając od niej wzroku nawet na moment.
Słysząc jej pytanie odnośnie dzieci i ich ilości, lekko wzruszyłem ramionami, ale po chili uśmiechnąłem się łagodnie.
- Wiesz w zasadzie to myślałem o piątce, zawsze lubiłem tą liczbę. A dzieci mogłyby się pojawiać na świecie tak może co dwa lat? – spojrzałem na nią uważnie, niby to z powagą wymalowaną na twarzy.
Poniekąd mówiłem poważnie, ale z drugiej strony mogła zobaczyć, że minimalnie się w tym momencie nabijam. Prawda była jednak taka, że faktycznie już zaczynałem o tym myśleć, w końcu już względnie niedługo zostaniemy małżeństwem, a o takich tematach jak dzieci i ich ilość lepiej było porozmawiać przed oficjalnymi uroczystościami.
- A tak poważnie. – po chwili już naprawdę spojrzałem na nią poważnie – To ty będziesz chodzić w ciąży, więc tak naprawdę decyzja należy do ciebie. Chociaż nie ukrywam, że chciałbym mieć chociażby dwójkę dzieci. – uśmiechnąłem się łagodnie sięgając przez stół po jej dłoń i łapiąc ją w swoją, delikatnie gładząc ją kciukiem po jej wierzchu.
- No cóż, może nie nowy system agrarny, bo co ja wiem na temat rolnictwa, ale... – uśmiechnąłem się pod nosem – Jeżeli jednak byłbym w stanie zbudować coś co usprawniłoby znacznie prace rolników i w ogóle społeczeństwa jakimiś swoimi wynalazkami to byłbym w siódmym niebie. – powiedziałem kiwając głową uśmiechając się lekko – Ale też muszę wyjść do ludzi, podpytać się czego potrzebują, co by chcieli zmienić, usprawnić. Zawsze wtedy łatwiej się pracuje i opracowuje nowe technologie. – spojrzałem na nią z błyskiem w oczy.
Rwałem się do pracy, naprawdę chciałem działać. Ale dopóki nie będę wiedział jak i co mogę zrobić to nie było sensu się wyrywać. Musiał zorganizować jakieś spotkanie albo po prostu przejść się na jakiś wywiad środowiskowy, może to wszystko usprawni.
- Wiesz, to też nie do końca tak. – pokręciłem głową bawiąc się jej dłonią – To Drew ma obowiązki, ja jestem po prostu miły i czasami mu pomagam. – odparłem spokojnie patrząc na nią spokojnie – Każdy z nas ma swoje życie, swoją prace i swoje obowiązki, nie wszystko kręci się w około Suffolk. – dodałem kręcąc głową.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Mildred Crabbe
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Alchemik w św. Mungu
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
5
Brak karty postaci
09-08-2025, 19:25
Oparłam łokieć o blat stołu, a policzek wsparłam na wyciągniętej ręce i spojrzałam na Mitcha z pobłażaniem, jakbym nie spodziewała się po nim innej odpowiedzi. Trudno było też wstrzymać wyobraźnię, która jak nigdy wcześniej zgodnie podsuwała mi wizje narzeczonego ubranego w strój gladiatora i machającego wyciągniętym mieczem. Hełm trzymany z drugiej dłoni i przyciśnięty do boku i przekorny uśmiech na twarzy sugerujący, że bynajmniej nie ma zamiaru oddawać życia na arenie. Westchnęłam do własnych myśli, dusząc je w zarodku, zanim rozprzestrzeniłyby się na coś o wiele bardziej frywolnego. Poza tym Mitch nie był typem wojownika, raczej rycerza, który wolałby hydrę oswoić niż zabijać, bo może mogłaby mu się przydać do jakiegoś projektu. Byłam pewna, że żaden czarodziej nie wykorzystywał smoka jako tragarza, a Mitch zdecydowanie mógłby wpaść na taki pomysł.
- Piątka? - powtórzyłam z udawanym niedowierzaniem, jakby w głowie próbowała mi się pomieścić cała gromadka małych Macnairów biegających po korytarzach domu. To musiałoby być naprawdę spore domostwo. – Cóż za hojność dla świata z twojej strony – westchnęłam teatralnie, pozwalając mu się chwilę nacieszyć moją dłonią, zanim rozplątałam palce z uścisku i ujęłam jego dłoń pomiędzy własne. - Zacznijmy od trzech, a potem... zobaczymy. Dzisiejszy świat... nie wydaje mi się stabilny. Wojna wciąż tli się gdzieś w pamięci i świadomości, a ja mam obawy, czy ten strach i tragedia nie wrócą, rozpalone na nowo przez mugoli. - Skrzywiłam się. Nie znaliśmy dnia ani godziny kolejnych dramatów, a choć chciałam wierzyć, że nie będzie żadnej powtórki z wojennej zawieruchy, która wpłynęła też na magiczny świat, trudno mi było całkowicie pozbyć się obaw.
- Nie mam nic przeciwko dzieciom, chociaż szczerze mówiąc, nie wiem, czy spełnię się jako matka. - Zmarszczyłam nieco brwi, gdy nieprzyjemna myśl o braku macierzyńskiego instynktu kazała mi szczerze uprzedzić Mitcha o swoich wątpliwościach. - Na pewno będę je kochać, czy jedno czy piątkę, ale nie wiem, czy to nie będzie za mało. Nie chciałabym rezygnować z pracy, a czuję, że właśnie tego oczekuje się od kobiet. Całkowitego oddania rodzinie i dzieciom w szczególności. - Puściłam jego dłoń i ciężko oparłam dłonie na stoliku, wyrzucając z siebie to, co najbardziej mnie gryzło, odkąd poruszył ten temat.
Patrzyłam na niego dalej, kiedy mówił o projektach, o tym, jak chce wyjść do ludzi i pytać ich o potrzeby. Cały aż promieniował energią, która sprawiała, że Mitch stawał się środkiem swojego własnego świata wizji i nowej przyszłości; wizjoner i marzyciel, który słowa przekładał w czyn. Podobało mi się w nim właśnie to subtelne pragnienie działania, zamiast siedzenia i dyskutowania. Na pewno nie był mężczyzną, którego pięć razy musiałam prosić o przybicie gwoździa, zanim faktycznie by się tym zajął.
- Nie mogłam sobie wybrać bardziej wrażliwego narzeczonego – powiedziałam łagodnie, unosząc od razu rękę na wypadek, gdyby chciał zaprotestować. - Troszczysz się o innych, nawet zupełnie sobie nieznanych ludzi. Chcesz im pomagać, chcesz ich nawet wysłuchać, aby wiedzieć, jakiej pomocy potrzebują. - Pokręciłam głową, jakbym sama wciąż nie dowierzała, że trafiłam na kogoś takiego. Przyjaciela z przeszłości, który był też moją przyszłością. Wstałam i przesiadłam się bliżej niego, podsuwając krzesło niemal wprost na jego stopy. Nie czekając na pozwolenie czy inną reakcję, objęłam go za rękę i oparłam głowę na jego ramieniu. - To coś więcej niż bycie miłym, Mitch. Ale nie martw się – powiedziałam nieco ciszej, tłumiąc narastające rozbawienie – nikomu nie powiem, że masz miękkie wnętrze. - Nawet w obliczu niepewności co do naszych losów miałam wrażenie, że siedzę naprzeciwko swojego własnego bohatera. Może bez zbroi, którą i tak przecież obiecał dla mnie założyć, ale z sercem, które biło w rytm mojego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): 1 2 Dalej


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:18 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.