• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Południowy Londyn > Dom Sierot
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-14-2025, 17:58

Dom Sierot
Dom Sierot „Przystań Nadziei” to stary, murowany budynek w robotniczej części Londynu. Ceglane ściany są popękane, a małe okna z metalowymi ramami wpuszczają niewiele światła. Wewnątrz panuje surowa, uporządkowana atmosfera. Dzieci mieszkają w wieloosobowych pokojach, mają łóżka piętrowe i skromne ubrania z drugiej ręki. Posiłki są proste i powtarzalne— ziemniaki, kapusta, ryby i czasem mięso na niedzielę. Opiekunki, zwykle surowe, starają się dbać o porządek i dyscyplinę. Dzieci uczą się w pobliskiej publicznej szkole, a po zajęciach wracają do sierocińca, gdzie spędzają czas na obowiązkach i rzadkich chwilach zabawy. To miejsce pełne rutyny i wyzwań, gdzie marzenia bywają jedyną ucieczką od codziennej szarości.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-31-2025, 00:47
9 marca 1962
Torbę wypełniało kilka mugolskich książek, jedna z opowieściami o bardzo dzielnym tosterze, a pozostałe były klasykami, które udało jej się zdobyć na targowisku w dokach. Wśród nich był zbiór baśni Braci Grimm, Kubuś Puchatek oraz Piotruś Pan i Wendy. Niektóre miały wsadzone papierowe zakładki w różnych kolorach, system, w którym było to pogrupowane znała najwyraźniej tylko i wyłącznie ich właścicielka.
Towarzyszył jej pewien rodzaj dziecięcego nastroju, zupełnie, jakby właśnie czekała na wsadzenie tiary przydziału na jej głowę i dowiedzenie się, do którego z domów przyjdzie jej trafić. Przecież miała to być kolejna, zwyczajna wizyta w sierocińcu i wolontariackie odczytywanie bajek na głos – z małym teatrem przy okazji, tak jak to niegdyś czytano w jej domu bajkę o Czarze Marze i jej gdaczącym pieńku - a budziło tyle emocji. Jeśli przyjdzie jej spędzać, to popołudnie jako jedyna wolontariuszka, to z pewnością nastrój opadnie, jednak wierzyła, że zaproszony gość się pojawi. Intuicja albo po prostu bardzo uparte pozytywne myślenie – trudno było dokładnie określić. Czy było to szalone? Odrobinę. Póki trzymała się ustaleń Kodeksu Tajności wszystko było w porządku, a przynosiło tyle podnoszących na duchu odczuć, że ciężko było jej z tego zrezygnować. Może tak właśnie radziła sobie z tym całym bagnem, które wylewało się codziennie na komisariacie? Napaści, zaginięcia, kradzieże, a niekiedy morderstwa, wszystko to odcisnęło swoje piętno na umyśle, jednak Weasley odmawiała biernego popadania w marazm i szukania tylko tego, co złe. Stawiała na zrobienie czegoś od serca, co być może wpłynie to, że któryś z tych dzieciaków, zapamięta tę dobroć i postanowi działać podobnie. Im więcej takich serc, tym bogatsze – niematerialnie, a osobowościowo – było społeczeństwo.
Siedziała na murku przed wejściem, a parę dziecięcych oczu było w nią wlepione przez szybę już od kilku dobrych minut. Wyróżniała się na tle szarości, odziana w rdzawy sweter i brązowe spodnie stanowiła plamę leciutko rozlewającą się w przymglonym londyńskim powietrzu. Włosy również miała całkowicie rozpuszczone, biorąc pod uwagę, że przecież dziewczynki na pewno będą chciały zapleść jej warkocze, może nawet dodać tam parę drewnianych koralików. Co z różdżką? Tę miała głęboko schowaną w wewnętrznej kieszeni mahoniowego płaszcza, nie czując potrzeby, aby mieć doń łatwy dostęp. Lubiła czasem ten dreszcz emocji, który odbierał jej część czegoś, co było naturalne, co było pierwszą myślą, a skupiało na kreatywnym rozwiązaniu potencjalnej przeszkody, bez użycia magii.
Czy była dumna ze swojego podstępu? Widać to było po uśmiechu, który miała na twarzy, gdy dostrzegła sylwetkę zbliżającego się czarodzieja.
– Widzę, że nie stchórzyłeś – zagaiła, zsuwając się zwinnie z murka. – Ciekawość, czy ambicja? Przyznaj się, co wygrało? – uniosła brew, jakby już dawno temu rozgryzła Croucha, teraz miało nastąpić tylko potwierdzenie, tego, co obstawiła. Niewinny hazard we własnej głowie dotyczący czyjegoś postępowania. – A i jest taka… tyci, mała, maluteńka sprawa… – obróciła się i wspięła na palce, tak aby zbliżyć się do ucha czarodzieja. – Drobniutka… – kontynuowała, kładąc dłoń na jego ramieniu, aby złapać równowagę. – To mugolski sierociniec – odsuwając się jej uśmiech wydawał się jeszcze weselszy, choć dało się w nim wyłapać drobinę, ociupinkę złośliwości. Niewinna niczym stepująca na polanie lunaballa, a jednocześnie podstępna jak chochliki kornwalijskie na tyle, by wprowadzić młodego Croucha w pułapkę. W tej samej chwili drzwi otworzyły się na oścież, a w progu stanęła starsza kobieta. Przywitała się krótko, zwięźle, a ostatecznie utkwiła spojrzenie w Weasley, komentując, że dawno jej nie widziała.
– Dzień dobry! Taaak, nie było mnie trochę, za to przyprowadziłam dziś ze sobą kolegę – pociągnęła go za ramię, zupełnie, nie czując oporu, że przecież nie wypadało się tak zachowywać z członkiem znanego i szanowanego rodu. Tylko tu nie byli żadną arystokracją, nie mieli przeszłości, byli wolontariuszami. – To Nathaniel – per Wrobiony w Mugolski Dom Sierot. Starsza kobieta zaprosiła ich do środa, a kilkoro par młodych oczu wpatrywało się w Croucha ani to podejrzliwie, ni to z zachwytem, ni z ciekawością. Baczne grono obserwatorów, godne wydawać wyrok na podstawie każdego, nawet najbardziej irracjonalnego powodu.
– Silly Willy! – zakrzyknął mały blondynek, mający nie więcej niż sześć lat i przedarł się przez korytarz niczym błyskawica. – Bajki! Bajki, bajki! – skakał ucieszony, lecz starsza wychowawczyni spiorunowała go wzrokiem po zamknięciu drzwi. Willow natomiast przykucnęła i rozchyliła ramiona, pozwalając dzieciakowi się do niej przytulić.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
09-04-2025, 16:57
Odrzucił z pewną frustracją tomisko, ciężkie i nieprzejednane, odrzucające całą swą zuchwałością i zawiłością. Prawo majątkowe, jakże potrzebne i konieczne w swym zrozumieniu, należało do jednych z tych nużących aspektów systemu prawa, z którym musiał się zmierzyć. Uciążliwie nieciekawe i nie posiadające grama polotu czy finezji. Pisane po macoszemu, wręcz z pewną ostentacyjnym zagubieniem tematu i wątków. Nie mógł się tego poranka skupić, nawet widmo zbliżającego się terminu oddania pracy nie sprawiało, że jego chęci nauki proporcjonalnie wzrastały. Zamiast tego oddał się w krótki spacer po posiadłości, szukając kolejnego elementu, który zabrałby mu czas i uwagę. Odnalazł tylko ogrodnika, który słysząc kroki uśmiechnął się promiennie aż cała jego twarz nabrała nowego wdzięku. Gdy uświadomił sobie jednak, że to Nathaniel był przyczyną nowych wdzięków wrócił do pracy z krwistym rumieńcem na licu. Wystarczająco interesujące, że Crouch przyglądał mu się przez moment, niewystarczająco istotne, żeby postanowił zbadań dogłębniej sprawę. Zamiast tego postanowił udać się do Londynu, by następnie spacerem skierować się w stronę wskazaną przez Weasley. Miasto zawsze oferowało słodką dozę anonimowości, wśród tłumów nieznajomych, którzy nie zdawali sobie sprawy z czarodziejskiego świata. Mugole posiadali znaczne połacie kraju, zostawiając dla nich małe enklawy, w których mogli kontynuować swe tradycje. We wiosennym płaszczu nie wyróżniał się wśród nich, wtapiając się w morze piechurów.
Willow Weasley była jedną z najdziwniejszych kreatur jakie przyszło mu poznać. Pełną tego sławetnego człowieczeństwa, o którym czytuje się w powieściach historycznych czy w odach do ludzkości. Pamiętał ją jeszcze za czasów szkolnych, gdy rudawe włosy wraz z czerwoną szatą przyciągały uwagę na korytarzach Hogwartu. Była wtedy jakże pewna swego stanowiska, wręcz pyszna we swej wierzę. Tamta sytuacja, niefortunna i wyjątkowo nieprzystająca dla towarzystwa była początkiem nietypowej relacji dla jego osoby. Policjantka pochodziła z obcego, lecz równie magicznego świata, z zupełnie inną wizją na to jak ten współdzielony przez nich kawałek ziemi powinien funkcjonować. Spodziewał się, że ta wiara, którą posiadała była również powodem czemu odpisywała na jego listy, czemu kontynuowała ich kłótnie i dyskusje. Może jednak była równie ciekawa, co on sam jak wygląda ten świat po drugiej stronie. Co skrywają w duszach, ciałach i sercach, którzy są zaraz obok, a zdawało się za płotem. A może po prostu sądziła, że był ładny, a jego aparycja miła do oglądania. Gdy w oddali zobaczył jej osobę, a za nią pokaźnych rozmiarów budynek z cegły zaczął powątpiewać z każdą z teorii. Może jednak była to kara, której znaczenia nie mógł jeszcze pojąć. Gdy się zbliżał jej lisi uśmiech zaczynał go niepokoić, zignorował jednak swe powątpiewania i pewnym krokiem podszedł do niej.  Zastać mogła pewne jego niedostosowanie się, ciche pragnienie przekory, które zawsze tliło się w jego klatce piersiowej. Oczywiście, że ubrał krawat, o którym wspominała, skryty pod bawełnianym, burgundowym swetrem.
– Gdyby ambicja rządziła mną dzisiaj, to właśnie spijałbym drinki na urodzinach szanownego lorda Blacka – które było wydarzeniem dla drobnych płotek, niskiej wagi i renomy. Wystarczająco nieważne, że wyprawa z Weasley zdawała się bardziej intrygującym zdarzeniem. Nie przełomowym, lecz wymykającym się ramom dnia codziennego, zgliszczom ponurego obyczaju. Słysząc jej następne słowa westchnął głośno, przewracając jakże niesfornie oczami. Nie był pewny, które z aspektów stworzył w nim większy niepokój – mugolskość czy sieroctwo obecnych w domu dzieci. Oczywiście, że powinien spodziewać się po niej intrygi, zaburzenia spokoju. Mugole pozostawali dla niego obcym bytem, istotami mijanymi na ulicach, ale niezrozumiałymi i nieznanymi. Byli obok, ale właściwie oddaleni o wszelkie bariery społeczne, kulturowe i fizyczne. Dwa światy się nie łączyły, ale policjantka lubiła burzyć ściany. Dostrzegł złośliwość jej uśmiechu, chytrość jej planu. Nie zdołał skonstruować odpowiedzi, wrota stanęły na oścież. W progu stanęła kobieta o surowym wyglądzie, pochmurnym usposobieniu. Czując pociągnięcie przystanął na chwile, aby w odpowiedni sposób ułożyć jej dłoń na ramieniu i sięgając po jej torbę – skoro miała to być lekcja, ona również powinna z niej coś wyciągnąć.
– Jestem zaszczycony mogąc odwiedzić to miejsce – przywitał się kłamstwem oczywistym dla większości jego bliższych znajomych. Dla kobiety pozostawał jednak kimś obcym, możliwie, że równie idealistycznie zgubionym co jego wspaniała koleżanka obok. Zawsze był jednak dobrym aktorem, tego popołudnia miał wcielić się w antytezę swojej osoby. Następnie przekroczył próg budynku, w które służyło za dom takim jak on, tym nieszczęśnikom, którzy stracili za dużo i za szybko. Gdy Weasley z otwartymi ramionami witała się z dzieckiem. Nie patrząc na ostrość wzroku opiekunki, na zazdrosne spojrzenia innych dzieci, nawet na jego milczenie. Poświadczało to o zażyłości, relacji znacznie bliższej niż posądzał początkowo.
– Zacznijmy od bajek – zaproponował wyciągając pierwszą z brzegu książkę, której przyjrzał się z pewną ciekawością człowieka, który miał niedługo zaznać nowego świata. 
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
10-10-2025, 21:32
Uniosła brew na chwilę, a potem lekko skrzywiła się na wspomniane nazwisko lorda. Nie chodziło stricte o niechęć do rodu, który tak szczycił się czystością swej krwi – niechęć sięgała po prostu do całej szlacheckiej otoczki, która była po prostu dla Willow nie w smak. Szczęściem dla niej było, że urodziła się w rodzie, który miał głęboko w poważaniu tę całą etykietę, tytuły i jedzenie odpowiednim widelczykiem, na talerzyku dedykowanym do konkretnej potrawy. Widziała w tym nakładanie na samego siebie więzów, ograniczeń, które tworzyły w głowie śmietnik, a w tym miejscu mogło być coś znacznie bardziej pożytecznego. Chociaż rodzina od strony mamy upierała się zawsze o te dobre zachowania, kulturę, której wymagano od przeklętej dwudziestki ósemki, którą zamknął w skorowidzu według własnego widzi-mi-się… jakiś czarodziej. Kto właściwie zrobił ten cały skorowidz? Nottowie? Mniejsza z tym, chodziło po prostu o to, że tradycja czasem lubiła ścigać swoje dzieci, nawet gdy one bardzo sprytnie jej unikały. Inni lubili tańczyć z tradycją, zabawiać ją na własnych warunkach – tak postrzegała Nathaniela, który pomimo możliwości oddania się szlacheckiej zabawie trwonienia umysłu w procentach, wybrał zrobienie czegoś dobrego dla innych, gotowy na to, że nie będzie to gala charytatywna, a zetknięcie się z czymś znacznie bardziej prawdziwym. Jej twarz złagodniała i zaśmiała się pod nosem, zdając sobie sprawę, że też niejako „wygrała” ten bój towarzyski.
– To mam nadzieję, że lord Black nie będzie zazdrosny – podsumowała żartobliwie, chociaż domyślała się, że raczej młody szlachcic nie chwalił się, że zniknie na parę godzin w nieznane mu miejsce z Weasley’ówną. Brzmiałoby to raczej jak żart lub wymówka wyssana z palca, niż prawda, gdyby się nad tym dłużej zastanowić. Dopiero wtedy jej wzrok padł na krawat skryty pod swetrem i zmrużyła oczy podejrzliwie. Na  wyśmiewanie już czasu nie było, tym aktem buntu zajmie się więc później, najlepiej przy większej publice. W końcu krawat ostatecznie mógł też posłużyć, jako ciekawy rekwizyt – miał wiele zastosowań, poza udawaniem naszyjnika.
Na początku nie zrozumiała, o co mu chodziło, gdy sięgnął po torbę - wręcz przytuliła ją bliżej siebie, jakby wystraszyła się, że on miałby ją ukraść, a przecież to było niedorzeczne. Może odruch policyjny? A może odruch kogoś, kto wychował się ze sporą ilością rodzeństwa? Pytające spojrzenie wylądowało na Crouchu i wtedy zrozumiała o co mu chodzi, więc uczynnie oddała torbę, traktując to raczej jak przyjacielski gest z jego strony, książki nie były lekkie. Zaś ułożenie jej dłoni w inny sposób skomentowała lekkim spojrzeniem spode łba.
Staruszka – jak i Willow zresztą też – nie kupiła szczodrych słów młodzieńca, czy to wiek, czy raczej dziwność jego słów brzmiących w miejscu, w którym nikt ich nie wypowiadał. Chyba raczej myślała, że chciał być po prostu miły i jej nie urazić, niż skryć jakąś niechęć, więc ostatecznie starowinka wykrzesała z siebie dwa knuty milszego wyrazu twarzy, zapraszając do środka.
– Tommy, spokojnie, jak będziesz tak krzyczał, to jak mamy czytać? – zapytała rozbawiona Willow i pogładziła chłopca po głowie, a zaraz potem rozczochrała jego włosy jak młodszemu bratu. Chłopiec ewidentnie się speszył i zaśmiał nerwowo, po czym próbował ułożyć sobie włosy na nowo, żeby nie zasłaniały mu oczu. Czarownica podniosła się do pionu i zerknęła, jaką książkę wyciągnął Nathaniel.
– Piotruś Pan i Wendy! Wspaniale! – Stwierdziła i ruszyła przodem, trzymając małego Tommy’ego za rękę. Staruszka jakimś cudem znajdowała się już przy wejściu do sali, gdzie były przygotowane krzesełka oraz zniesione z pokojów sypialniach poduszki i koce, wyglądało to niczym jedno wielkie legowisko, które dzieciaki przygotować musiały sobie wcześniej. Był to prawdopodobnie jedyny moment, w którym opiekunki pozwalały wychowankom na takie chwile swobody, poczucia, że rutyna odpływa w dal, a na parę godzin, nie ma nic poza przyjemną ucieczką od rzeczywistości.
– Zostawiam was z nimi, przyjdę, gdy będzie trzeba ich zabrać na kolację o szóstej. Jeśli czegoś będziecie potrzebować, to wiesz, gdzie mnie znaleźć – przekazała kobieta i zniknęła za drzwiami, zamykając je. Willow pokiwała jej głową i zaraz zdjęła z siebie płaszcz oraz szalik, kładąc go na pobliskim stoliku. Po tym rudowłosa skierowała się do lewej części sali, gdzie dzieciaki wygodnie siedziały już na krzesłach, inne na dywanie, jeszcze inne na poduszce, kolejne na kocu, a pod oknem były gotowe dwa skrzypiące przy każdym ruchu krzesła – ich scena.
W międzyczasie mała brunetka w szarej sukieneczce stanęła przed Nathanielem, splatając dłonie za plecami i swoimi ciemnymi jak dwa nocne nieba, wielkim oczami przyglądała się mężczyźnie.
– Jestem Cornelia – przedstawiła się, bujając z boku na bok, chyba w ramach rozładowania, jakiegoś napięcia pałętającego się w wątłym ciele. – Pani Fillington mówiła, że przyniesie nam potem kompot z suszu, skoro mamy gości – kontynuowała, bujając się i wpatrując dalej, można by przysiąc, że dziewczynka nawet nie mrugnęła. – Mogę panu nalać kompotu potem i przynieść. Mam ćwiczyć nalewanie, żeby nie rozlewać – i raczej nie dając szansy na odpowiedź odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do reszty swoich kolegów oraz koleżanek, a na jej splecionych z tyłu dłoniach wprawne oko mogłoby dostrzec ślady po tym, jakby ktoś sukcesywnie karcił dziewczynkę. Czyżby za rozlany kompot?
Willow zajęła jedno z krzesełek, nie przestając rozmawiać z młodymi wychowankami o drobnych tematach, dopytywała, czego ostatnio się nauczyli, a gdy mówili coś o pralce, to dopytywała, żeby wytłumaczyli działanie, bo pralki nie widziała. W istocie prała przecież czarami, chociaż tego już nie opowiadała. Po dłuższej chwili zwróciła się do Nathaniela, trącając go lekko, gdy się dosiadł.
– Zaczniesz?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
10-18-2025, 11:43
Zauważył jej skrzywienie, krótki moment prawdy na lisiej twarzy. Wspomnienia o Blacku, jego koneksjach, a może efekt przypomnienia o świecie, do którego teoretycznie należała, lecz pogardliwie obserwowała go z oddali. Była czarownicą błękitnej krwi, produktem tych samych zwyczajów i wierzeń, co on sam. Gdy on jednak afirmował i bytował całym sobą w tej przestrzeni, ona dawno z niej zniknęła. Weasley’owie były specyficzni, wspomnienia dawnej potęgi i obecnie życie na pograniczu kultur. Kolejne złe decyzje, które podejmowali na przestrzeni wieków doprowadziły do tego momentu.
W ich tradycjach leżały podwaliny ich świata, mogła je odrzucać, lecz to one często jednoczyły ich ponad podziałami. Historia liczona generacjami, tożsamość budowana przez kolejne pokolenia. Kim byli jeśli odrzuciliby wszystkie te elementy? Jednak wraz ze wszystkimi laurami nazwiska, kroku dotrzymywały im również zobowiązania – wobec rodziny, społeczności i kraju. Wszystko to razem połączone dopiero tworzyło cały obraz, nie istniało jedno bez drugiego.
– Ja wręcz przeciwnie. Mam nadzieje, że zazdrość go zje – co oznaczałoby, że komunikat doszedł do odbiorcy, został przyjęty i odnotowany. Nie było to wyjątkowo istotne wydarzenia, lecz obecność ważnych nazwisk dodaje prestiżu – nawet jeśli dostał najmłodszą wersje Croucha. W czasie tych spotkań słowa nabierały znaczenia, lecz często były też pustkowiem działań i zamiarów. Willow była inna, za jej słowami zawsze szły czyny. Dlatego doceniał ją, pomimo różnic, które zawsze charakteryzowały ich relacje. Zignorował więc jej spojrzenie pełne urazy, gdy umiejscowił jej dłoń na swojej ręce. Jakże naturalne dla jego osoby, wpisane w jego korowód życia i wręcz schematyczne postępowanie. Było to okazanie szacunku jej jako kobiecie, kurtuazji, której zawsze jej brakowało. Gdy weszli do środka zrozumienie stopniowo wplatało się w jego umysł.
Mugolski sierociniec, jakże okrutne miejsce. Dom dla takich jak on, którzy stracili za szybko najważniejszych opiekunów. On był po prostu szczęściarzem, należał do wielopokoleniowej rodziny, która otoczyła opieką tego najsłabszego, porzuconego przez los. Te dzieci to nieszczęśnicy ich czasów, skutek złowrogiego losu, który bawił się z bywalcami ziemskiej planety. Podążył za działaniami Willow i również pozbył się zewnętrznej warstwy odzienia, pozostając w koszuli i swetrze oraz oczywiście krawatem, który nieodzownie umieszczony był wokół jego szyi. Wtem stanęła przed Cornelia, według jej własnej prezentacji. Wpatrzona na niego tymi brązowymi oczyma, sarnim spojrzeniem, które nie pozwalało mu na odmowę.
– Z przyjemnością napiję się kompotu – zdążyła się ruszyć nim jego słowa wybrzmiały w powietrzu. Gdy odchodziła jego wzrok podążył do jej dłoni, skalanym ludzką przemocą. Nie mógł przez chwile oderwać swej uwagi od tych śladów, zapewne okrutnych kar za proste przewinienia. Nigdy w życiu nie zaznał uderzenia dorosłego w czasie dzieciństwa, było mu to tak obce i nienaturalne. Dyktowano mu życie regulaminem, musztrowano od pierwszych kroków, doskonalono od pierwszego wyrazu z jego ust. Chłód, srogość i posłuszeństwo, lecz nigdy nie przemoc. Usiadł obok Willow, z książką w dłoni, lecz nadal wracał myślami do małej Cornelii.
– Widziałaś ślady na jej dłoniach? Inne dzieci też mają – wyszeptał do niej, pełen zdegustowania i niepokoju. Czyli tak mugole wychowali swoje dzieci? Bijąc i karząc, przenosząc swoje winy na ich istnienie. Nie tylko oni, znał czarodziejskie rodziny, które parały się tym samym okrucieństwem. Pamiętał jak Noah wracał z wakacji we wrześniowe dni i unikał jakiegokolwiek kontaktu ramieniem. Siniaki okraszające jego plecy, częste złamanie rąk, które leczone były przez uzdrowiciela rodzinnego.
Krótkie chrząknięcie, zdecydowanie odczuwał ponaglanie przez zgromadzone dzieci. Rozmowa o czymś zwanym „pralką” była dla niego zupełną abstrakcją, której nie mógł pojąć. Przyjrzał się pierwszej stronie książki, czas było zacząć. 
– Wszyscy chłopcy, prędzej czy później, dorastają. Wszyscy — z wyjątkiem jednego – rozpoczął z małym uśmiechem, gdy treść dotarła do jego umysłu. – Ten jeden zamieszkał w Nibylandii, gdzie spędza dni na niezwykłych przygodach w towarzystwie wróżek, piratów i dzikich. Piotruś Pan nie chciał dorosnąć  i nigdy nie dorósł.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:10 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.