• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Północny Londyn > Szpital św. Munga > Boczne schody
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-07-2025, 14:30

Boczne schody
Wąskie, kręte stopnie wykonane z jasnego kamienia, miejscami wytarte i wygładzone przez setki par butów. Ściany wyłożono białymi kafelkami, które odbijają chłodne światło pochodzące z zawieszonych na suficie kryształowych kul, unoszących się w powietrzu i leniwie wirujących. Wzdłuż schodków umieszczono małe, żelazne poręcze ozdobione rzeźbionymi wężami – symbolem uzdrowicieli – które delikatnie poruszają się, zupełnie jakby oddech magii ożywiał metal. Na ścianach wiszą tabliczki wskazujące kierunki do konkretnych oddziałów, a co jakiś czas można natknąć się na miniaturowe portrety dawnych uzdrowicieli, którzy mrugają do przechodzących. Schody stanowią idealną alternatywę dla głównych wind – w nagłych przypadkach potrafią same przyspieszyć lub spowolnić, by ułatwić poruszanie się między oddziałami.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Conrad Bones
Zwolennicy Dumbledore’a
it's hard to enjoy practical jokes when your whole life feels like one
Wiek
36
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
24
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
08-30-2025, 16:33
A song, a scent, or a forgotten touch – memory is always waiting to be revived
3 III 1962

Udało mu się jakoś doczłapać na trzecie piętro schodami, choć nie spodziewał się, że resztę sobotniego wieczoru przyjdzie mu spędzić na szpitalnym oddziale zatruć. Przy wspinaczce bardzo uważał, aby oprzeć ciężar drugiego ciała na swoim ramieniu, gdy wolną dłonią mocno trzymał się metalowej balustrady, której chłód pomagał mu odzyskiwać trzeźwość umysłu. Po raz pierwszy w Szpitalu Św. Munga pojawiał się jako cywil, wszystkie odniesione rany wymagające interwencji uzdrowiciela były skutkiem niebezpiecznej profesji, jako auror nigdy też nie przechodził w całości procedury rejestracji. Tym razem też udało mu się ominąć część biurokratycznej procedury, gdy jego towarzyszem na oczach recepcjonistki targnęły torsje, wówczas słusznie podpowiedział, że to kolejny raz od godziny. Od razu wskazano im odpowiednią kondygnację, na trzecim piętrze miał wyjść im naprzeciw uzdrowiciel oddelegowany do ich przypadku.
Stanął jak wryty, w pierwszej chwili myśląc, że jemu też musi coś dolegać, skoro ma halucynacje. Szczupła sylwetka, ciemne włosy, ciemne oczy, jasna skóra; wszystkie elementy pasowały do siebie idealnie, tworząc po raz pierwszy od dawna perfekcyjną całość. – Oriana – wypowiedział jej imię bezwiednie, na wydechu i chyba wystarczająco niewyraźnie, wręcz bełkotliwie, aby łudzić się, że nikt go nie usłyszał. Mógłby w jednej chwili wypuścić kompana z uścisku i nawet nie mrugnąć okiem na widok głowy roztrzaskiwanej o szpitalne kafelki wskutek upadku. Wszystko nikło w obliczu jej obecności, niespodziewanej i niezwykłej. Czy wokalista zdzierający sobie tego wieczoru gardło w ślad za Elvisem przewidział mu przyszłość? You ain't nothin' but a hound dog cryin' all the time. To właśnie pod koniec tej konkretnej piosenki poszarpali się na parkiecie z dwójką innych osiłków, gdy jego serdecznemu koledze zarzucono, że podrywa cudzą narzeczoną. Raptem zaprosił kobietę do tańca, a Conrad sam wyraźnie widział, że żadnego pierścionka na palcu nie miała. Pojednawcza kolejka okazała się zwodnicza, skoro wylądowali w szpitalu.
Natychmiast zastosował się do polecenia i wprowadził kolegę do wskazanej sali, próbując nie spoglądać nieustannie na czarownicę, aby nie wyjść na desperata, psychopatę czy innego zwyrodnialca. Pomógł jeszcze ściągnąć z kolegi zamszową kurtkę, kiedy ten leżał już na łóżku, głowę wystawiając za jego krawędź, aby wyrzucić z siebie treść żołądka do podstawionego wiadra.
– Mogę pomóc…
– Proszę wyjść z sali.
– Może jednak…
– Proszę wyjść.
Powtórzone stanowczo żądanie wyprowadziło go z pomieszczenia. Jeszcze kilka minut temu cała sprawa była całkiem zabawna, już na horyzoncie widział budowaną wokół rozstroju zdrowia kolegi komiczną anegdotę, ale teraz był już rozbity, rozkojarzony i marzył o papierosie, lecz nie potrafił postawić kroku z dala od tej sali. Nie, nie od sali, od czarownicy będącej w środku, ponieważ stan druha był ważny, ale ważniejsza była ona.
Wspomnienie ich spotkania sprzed kilku lat natychmiast objęło władanie nad jego umysłem. Nie zapomniał tamtej nocy, tym bardziej nie zapomniał o niej. Czasem jej sylwetka powracała do niego pod postacią subtelnych detali, kiedy w przypadkowych osobach dostrzegł punkty wspólne, lecz ostatecznie na wszelkie podobieństwa zaczynał spoglądać krytycznie, wręcz z odrazą. Z początku nie kontrolował tego odruchu, stała się ideałem, na który mimowolnie powoływał się za każdym razem, gdy zbliżał się do innych kobiet. Ich spotkanie – pierwsze, w domyśle ostatnie, jedyne i niepowtarzalne – wryło mu się w pamięć tak uporczywie, że zmusiło go do zdefiniowania na nowo czym jest piękno i bliskość drugiego ciała. Hebanowe włosy idealnie stapiały się z mrokiem jego sypialni, gdy alabastrowa skóra rozganiała tę samą ciemność. Dopiero bladym świtem, tuż po przebudzeniu, na jego barki spadł cały ciężar upojnej nocy. On z premedytacją zgubił w hałaśliwym pubie resztki przyzwoitości, ona wydawała się tym wcale nie przejmować, jakby już całkowicie przywykła do wzmożonego zainteresowania ze strony mężczyzn nad ognistą whisky. Widok sińców pozostawionych na jej bladym ciele był głównym powodem rozbudzonych wyrzutów sumienia. Była tak cholernie młoda, ledwie dorosła, z pewnością nie potrzebowała w swoim życiu rozchwianego aurora. Ubrał się i opuścił mieszkanie pierwszy, aby kilka godzin później po powrocie już jej nie zastać. Jeśli wychodząc zapamiętała adres, nigdy nie stanęła przed jego drzwiami, co uznał za klarowną odpowiedź wobec wszystkich swoich wątpliwości. Postanowił nie szukać jej na siłę, zdał się na los, a ten nie skrzyżował ich ścieżek ponownie. Aż do dziś. Jakiż to los jest przewrotny.
Chciał udawać, że od ich spotkania nie przybyło mu kilku lat, paru blizn, na knykciach wcale nie ma zadrapań po barowej bójce, a na jego spodniach nie ma wymiocin kolegi. Miał być za to wyprostowany, pewny siebie i wyglądać chociaż trochę interesująco, aby zechciała na niego spojrzeć. Ile tak stał jak słup soli? Ile już czekał? Poprawił nerwowo skórzaną kurtkę, gdy usłyszał pierwsze kroki. Wyszedł uzdrowiciel, który wcześniej go przegonił, a za nim wyszła też Oriana. Stanął jej na drodze, z kieszeni szybko wyciągając paczkę papierosów. Jak to dobrze, że wyjątkowo miał przy sobie Mistveile.
– Zapalimy?
Cóż za głupia propozycja. Wcale się nie zdziwi, jeśli w tym momencie zaśmieje mu się prosto w twarz. Czy aby na pewno przywołany przez niego na twarz uśmieszek ma łobuzerski wydźwięk? Teraz desperacko potrzebował uroku cwaniaczka, bez niego pozostanie całkowicie bezbronny.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Oriana Medici
Akolici
niepokorne myśli, niepokoje
Wiek
25
Zawód
magimedyczka, genetyczka, badaczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
4
0
OPCM
Transmutacja
4
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
9
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
8
Brak karty postaci
08-30-2025, 18:29
Mara uporczywego snu pozostawała w niej żywa; dojadała niestrawione resztki niedogodności, atakowała podłoże jestestwa, smakowała resztki strachu i otumaniającego poczucia uwiązania. Pajęcza sieć, która oblepiała wychudzone zmęczeniem ciało, korespondowała i przeplatała w surrealistycznej rzeczywistości z męskimi dłońmi, których zacisk przypominał dawno nieodczuwalną przyjemność, ta zaś skraplała się i przeplatała z bólem. Nie potrafiła tego znieść, nie umiała uciec od wrażenia ciążenia, uwiązania, ograniczeń wszelkiej maści, które atakowały jej umysł zewsząd.  A sen ten miał jego kształt, jego głos, niechęć do samej siebie, którą niosła przez wiele kolejnych miesięcy.
Miała ledwie dwadzieścia lat, nawet niepełne, a wyjście z koleżankami ze studiów zaprowadziło młode dziewczęta do jednego z londyńskich pubów. Choć bezpruderyjność tkwiła w niej niezaprzeczalnie, nadal nie można było określić ją mianem wyuzdanej — kontakt z mężczyznami był czymś naturalnym, niesionym latami podróży i wewnętrznie prowadzoną batalią wolności ducha i stygmatyzacji społeczeństwa. I kiedy chichot młodych kobiet zmienił się w niski podton męskich słów, nie spodziewała się, że przekroczy własne bariery, które od tamtego czasu przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. I zapamiętała go, och, doskonale, nigdy nie godząc się, by go o tej pamięci uświadomić, z absolutną pewnością, że wszakże to spotęguje męską dumę i wprowadzi go w stan wyższości. Nienawidziła tego w mężczyznach.
Dzień na dyżurze określała tragicznym, a wykończenie rysowało się na młodej twarzy sińcami pod oczami i niedbale związanym kokiem na czubku głowy. Przewaliła przez sale dzisiaj dziesiątki czarodziejów, głos ordynatora ślęczał nad młodymi pracownikami i tylko pragmatyczna niechęć do ludzi trzymała ją przy życiu. Zdołała wypić ledwie kilka łyków wody, marzyła o whisky z trzema kroplami wody i papierosie, który zwykła kraść od stażysty z pierwszego piętra. Na koniec zmiany, gdy noc już dawno wkradła się w objęcia marazmu, a sen nachodził i obciążał powieki, polecenie ukróciło kobiecą chęć zerwania się wcześniej z dyżuru i zaszycia na pierwszym piętrze w akompaniamencie niedogodnych żartów i chamskich pomówień. Spojrzała na pielęgniarkę, następnie na gotowego do działania ordynatora, który chyba odkrył w sobie nowe powołanie, by z westchnięciem słyszalnym na pół szpitala opuścić  pokój socjalny i udać się wraz z pozostałym personelem w stronę sal. Mieli swój własny slang na aurorów, słysząc więc charakterystyczne patrole, wszyscy przyśpieszyli kroki. Na marne, bo niemalże po chwili uderzenie rzeczywistości na powrót nakazało jej jak najszybciej ewakuować się z tego kołchozu. Usta zbiły się nerwowo, krótkie spojrzenie wbiła w znajomą męską twarz, nim jednak cokolwiek odpowiedziałaby na wypowiedziane imię, zauważyła na sobie ciężkie, męskie spojrzenie przełożonego i zamiast spoglądać dalej na Conrada, otworzyła szerzej drzwi do sali. 
— AA jedna fiolka, szczurosztet połowa fiolki starczy. Na cito — zaczęła, kierując słowa do pielęgniarki, uświadomiona już wcześniej, że panowie to raczej ze służby nie wracają. Silne wymioty były spowodowane obrażeniem w brzuch i prawdopodobnym upojeniem, kiedy jednak pacjent wylądował na kozetce, jedyne co mogli zrobić, to go nawodnić i opatrzyć powstałe na ciele rany. Nawet nos, marnie krwawiący, nie wymagał większej pracy; procedury były jednak jasne, a zatrucie magicznymi trunkami wymagało spędzenia godzin na oddziale, aż resztki alkoholu opuszczą organizm... jakąkolwiek drogą. Twarzy brzuch chwilę ją zastanowił, pacjent nie skarżył się jednak na nic poza bólem żeber, nosa i wymiotami. Pozostało im więc tylko poczekać, co znaczyło mniej więcej tyle, że stukot laofersów nie wyprowadzi panny Medici w najbliższym czasie ze szpitala. Musiała poczekać na zmianę poranną, aby bo do wyjścia pierwszy był jegomość przełożony.
Opuściła więc salę, w głębi duszy licząc, że on tam dalej będzie. Nie dlatego, że duch przeszłości zapragnął na powrót oddać się w ramiona bezapelacyjnie namiętnej, zgoła niebezpiecznej dla kobiety nocy, co dlatego, że nie chciało jej się kontaktować z rodziną aurora i informować o incydencje. Opuściwszy więc salę, spojrzała z dziwnym oczekiwaniem na męskie lico, próbując odnaleźć w nim odpowiedzi na pytania, których sama jeszcze nie wyartykułowała. Odpowiedział, o dziwo.
— Poczekaj — odpowiedziała jedynie na jego pytanie, odwracając się na pięcie w kierunku pokoju socjalnego. Zrzuciła z ramion fartuch, pozostając w czarnych cygaretkach i dopasowanej koszulce z dekoltem, który uwydatniał wystające obojczyki. Twarz skryta za szarością zmęczenia wskazała na schody prowadzące przez wszystkie piętra, a dłoń sięgnęła do niechlujnego koka, w nonszalanckim geście puszczając włosy na nagie ramiona. Noc była zimna, ale chyba potrzebowała tego otrzeźwienia.
— Kolega będzie żyć. Poinformowałeś jego rodzinę, Condradzie?
Zaczęła od pracy, tak było chyba łatwiej, gdy sięgnęła po wysuniętą w jej stronę paczkę papierosów, by przetrzymując go w ustach, sięgnąć dłonią do różdżki, którą nieumyślnie zostawiła w fartuchu. Cichy syk przekleństwa przeciął ciszę opustoszałego korytarza, zwanego potoczenia palarnią, a oczy po raz pierwszy spotkały się ze spojrzeniem mężczyzny, w niemej sugestii prosząc o ogień, ale u podnóżka skrywanych emocji było coś więcej, coś niewypowiedzianego, czego sama nie rozumiała. Lęk, a może niezadowolenie przemieszane z dreszczem przyjemnej ekscytacji. Coś, co kiełkowało i szło wzdłuż kręgosłupa wraz z dreszczem chłodu, który otulał nagie ramiona. Na oddziale było ciepło, korytarz przypomniał jej o odchodzącej powoli zimie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:07 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.