• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Fontanna przy Piccadilly Circus
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-08-2025, 13:27

Fontanna przy Piccadilly Circus
W samym sercu londyńskiego zgiełku fontanna tworzy wyspę spokoju pośród ruchliwych ulic. Woda strumieniami spływa z wysmukłej rzeźby, tworząc delikatną, migoczącą kurtynę, która łagodzi hałas otoczenia. Rzeźba przedstawia mitologicznego bohatera, a jej smukłe, misternie zdobione kształty wznoszą się nad kamiennym zbiornikiem, dodając miejscu elegancji. Fontanna otoczona jest niskim, kamiennym obrzeżem, na którym mieszkańcy i turyści często przysiadają, by odpocząć lub porozmawiać. Wokół panuje gwar – przechodnie spieszą się do teatrów, sklepów i restauracji, a światła neonów odbijają się w tafli wody, tworząc barwne refleksy. Fontanna to także popularne miejsce spotkań, gdzie mieszkańcy umawiają się na krótkie przystanki podczas spacerów po centrum miasta. Mimo otaczającego hałasu, jej spokojny szum i chłód wody pozwalają na chwilę wytchnienia i odpoczynku.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
08-20-2025, 17:17
14 marca '62

Sny nigdy nie zajmowały w jej życiu szczególnego miejsca. Przychodziły i odchodziły, jak nieproszeni goście - za głośni, za nachalni, a przy tym zupełnie nietrwali. Czasem miały w sobie odrobinę uroku: bywały delikatne, przyjemne, jak ciepły dotyk dłoni na policzku, zostawiający po sobie ślad ulotnego spokoju. Innym razem okazywały się nieprzyjemne i wredne, podsuwały obrazy, które zbyt mocno przypominały jej o własnych lękach. I choć potrafiły wytrącić ją ze snu, nigdy nie dawała im większej władzy nad sobą. Uśmiechała się pod nosem i odkładała je na bok. Po co się przejmować czymś, co znika szybciej niż zdąży się to zrozumieć?
Od dnia jej narodzin każdy miał na ten temat własną teorię. Dziecko urodzone w Noc Duchów musiało nieść ze sobą piętno - jedni szeptali, że przynosi szczęście, inni że zwiastuje pecha. Ilekroć w otoczeniu kogoś spotykało powodzenie, przypisywano to jej. Ilekroć coś się nie układało, również wskazywano na nią. Dla Loretty było to równie zabawne, co męczące. Może nawet trochę wygodne, skoro i tak pisano jej historię za plecami, nie musiała się tłumaczyć.
Wczorajszy sen uparcie wracał, jakby nie chciał się poddać porankowi. Był inny niż wszystkie -niepokojąco lekki, całkowicie nierealny. Czuła się w nim tak, jakby unosiła się ponad wszystkim, niesiona delikatnym powiewem, który nie miał ani kierunku, ani celu. Po prostu dryfowała. I w tym dryfie było coś, czego nie potrafiła się wyrzec. Prawdziwa wolność. Oczywiście wiedziała, że to tylko sen. Każdy rozsądny człowiek potrafi oddzielić rzeczywistość od nocnych majaków. Ale w tym jednym uczucie było tak silne, że weszło jej pod skórę. Nie mogła mu zaprzeczyć. Nie mogła udawać, że to wrażenie nic dla niej nie znaczy. Na co dzień przecież miała wszystko, tak przynajmniej powtarzała sobie uparcie. Mogła podejmować decyzje, wybierać kierunek, stawiać przed sobą cele i z determinacją je osiągać. Nic nie stało jej na przeszkodzie, nikt nie trzymał jej za rękę. A jednak… w rzeczywistości nigdy nie czuła się tak lekka, jak w tym śnie. Nigdy tak całkowicie wolna. Jakby życie, mimo całej kontroli i niezależności, zawsze czegoś od niej żądało, zawsze czegoś oczekiwało. Sen natomiast nie oczekiwał niczego, bowiem wystarczyło w nim po prostu być.
Wracała właśnie od dostawcy ingrediencji, gdy jej uwagę przykuł obrazek tak banalny, a jednocześnie tak niestosownie uroczy. Para młodych ludzi siedziała na skraju fontanny. Najpierw ostrożne pluskanie, potem coraz śmielsze gesty, aż w końcu oblewali się wodą bez opamiętania. Ich twarze rozświetlał śmiech, ten czysty, niczym niezmącony i kiedy już zdawało się, że zaraz wciągną w to połowę przechodniów, uciekli nagle, wciąż chichocząc, jak dzieci złapane na gorącym uczynku. Loretta podeszła bliżej, wciąż z uśmiechem, którego nie potrafiła do końca ukryć. Spojrzała na taflę wody. Kilka kropel prysnęło jej na policzki. Pomyślała, że dobrze robią, przypominając ludziom, że można się tak po prostu bawić. Choćby na chwilę. Choćby na środku miasta.
Nagle jedna myśl przemknęła przez jej głowę, ledwie szept. I zanim zdążyła się powstrzymać, zrobiła to. Najpierw zdjęła buty, lecz to nie wystarczyło. Chichot wydobył się z jej gardła, obcy, dziki. Potem zdjęła dopasowane spodnie, a w końcu szatę i bluzkę, zostając w samej bieliźnie. Rozejrzała się nerwowo dookoła. Czy ktoś ją obserwuje? Czy naprawdę powinna się tak zachowywać? To było szalone, niemal głupie, a jednak nie potrafiła się powstrzymać. Kiedy weszła do lodowatej wody i zanurzyła się w fontannie, poczuła, jak z każdą sekundą znika nie tylko jej strach, ale i resztki powściągliwości. A gdy zdawało się, że całkowicie pochłonęła ją tafla wody, pozbyła się także ostatniej części ubrań, pozwalając wodzie objąć ją całkowicie. Wolna jak w jej własnym śnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-21-2025, 20:54
Mówiono, że w marcu, jak w garncu albo innym kotle, pogoda miesza się, warzy, kipi, a niekiedy przyklei osadem do ścian, pozostawiając w powietrzu dziwny swąd. Tym razem oszczędziła londyńczyków, racząc ich wiosennymi promieniami słońca i ciepłym wiatrem. Rozpięte płaszcze, niekiedy zdjęte i przewieszone przez ramię, towarzyszyły mugolom, jak i czarodziejom. Równie ogromna była rozpiętość noszonego obuwia, długości spódnic i rękawków, można było prześledzić, kto tego dnia wyszedł z domu wczesną porą, a kto dopiero opuścił swoje cztery ściany.
Weasley należała do tych, którzy wyszli wczesną porą - szczęście w nieszczęściu wybrała tego dnia dość cienką koszulę zamiast swetra, więc przyjemna bryza łatwo prześlizgiwała się między splotami materiału, zapewniając odrobinę ochłody czarownicy. Niemniej czegoś jej brakowało, mając tego dnia patrol – czy raczej obserwację operacyjną – po mugolskiej dzielnicy Londynu nie mogła przepuścić okazji, aby zwilżyć usta niedawnym hitem zwanym coca-colą. Słyszała o tym, że rok temu otwarta została fabryka – paskunda i kopcąca dymem. Napój był na tyle przedni, że gdy nadarzyła się okazja, a parę mugolskich szylingów brzęczało w kieszeni, szkoda było nie skorzystać. Wręczyła sprzedawczyni mugolską walutę i po chwili nastąpiło charakterystyczne otwieranie kapsla, chłodna butelka wylądowała w dłoni czarownicy. Sok dyniowy był smaczny, jednak przegrywał w starciu z tym słodkim, mugolskim wynalazkiem, który zabawnie mrowił w usta i język bąbelkami. Przechadzała się, więc dalej po Piccadilly Circus, rozglądając się za potencjalnym kieszonkowcem, którego obecnie próbowano znaleźć. Gnojek był wyjątkowo sprytny, działał wśród mugoli i był prawdopodobnie metamorfomagiem, stąd trudno było go opisać czy złapać na gorącym uczynku. Jej patrol miał trwać jeszcze nieco ponad godzinę, później miała zmienić się z inną policjantką z zespołu. Nie, żeby narzekała na brak działania ze strony złodzieja, ale ile można było krążyć wokół jednego i tego samego miejsca? Też dobrze nie było, aby jedna osoba przesiadywała wciąż w tym samym miejscu – jeśli przestępca był sprytny to prędko by to zauważył, nawet gdy policja była w cywilu, a jedynym potwierdzeniem ich przynależności do służby, były ukryte odznaki i dokumenty.
Przystanęła przy budynku, opierając się jednym ramieniem o niego, a drugą ręką, przykładając zimną butelkę do ust i pociągając z niej łyk. Oczy utkwiła w rzeźbie wieńczącej fontannę, drobnym skrzydlatym chłopcu z łukiem. Nie zagłębiała się nigdy w mitologię, ale udało jej się podsłuchać rozmowę jakichś turystów, że miał to być Amorek, czy inny Eros, bożek miłości lub coś w ten deseń. Dlaczego dziecko miałoby to symbolizować? Willow wydawało się to nieco głupie, ale na pewno była za tym jakaś logika, tylko niezbyt chciało jej się podążać tym tokiem myślenia. Wzrok następnie zjechał na parkę chlapiącą w siebie wodą – może jednak coś z tym bożkiem miłości było na rzeczy? Kobieta uśmiechnęła się do siebie lekko, aż dostrzegła kolejne kuriozum. Młoda dziewczyna, niewiele młodsza od niej samej, zaczęła zdejmować buty obok fontanny. Niecodzienne, ale jeszcze wytłumaczalne – ludzie moczyli ręce, to może i stopy? Myślała, że to mugolka, ale gdy ta zaczęła zdejmować spodnie w słońcu błysnęła różdżka. W tym momencie skończył się przywilej obserwowania mugoli, a zaczął obowiązek interwencji policyjnej. Widząc, jak szczupła blondynka pozbawia się kolejnych części garderoby, ruszyła szybkim krokiem w jej kierunku. Niektórzy wokół zaczęli zatrzymywać się i po prostu bezczelnie patrzeć, inni zakrywali oczy, padło parę śmiesznych aluzji, natomiast urocza parka już dawno temu uciekła spod patronatu Erosa.
Ostatni łyk coca-coli i butelka wylądowała w pobliskim śmietniku, zaś rude włosy odbiły się w tafli zimnej fontanny. Odbicie przecięło jednak coś jeszcze, mianowicie dryfująca frywolnie bielizna.
– O Merline… – westchnęła i podparła boki. Nie był to pierwszy raz, gdy widziała nagą kobietę, ale na pewno pierwszy raz widziała nagą czarownicę kąpiącą się w fontannie w samym środku Londynu. – Echem. Przepraszam najmocniej – odchrząknęła. – To nie jest łazienka prefektów, droga pani – wypowiedziała z powagą, choć uśmiech chciał wcisnąć się jej na usta. – Ja rozumiem, że tak ciepły dzień zachęca do kąpieli, ale umyślne obnażanie się w miejscu publicznym nie jest dozwolone – informując o tym kobietę, Weasley złapała krawędź płaszcza i odchyliła go, pokazując odznakę Magicznej Policji.
- Wyjdzie pani sama, czy potrzebuje pomocy? - uniosła brew, gdy bielizna nieznajomej uderzyła o ściankę fontanny razem z falą i zatrzymała się na tej kamiennej "wannie".  Chociaż czy była naprawdę, aż tak nieznajoma? Możliwe, że minęła tę twarz w korytarzach Hogwartu, niestety w tej chwili to nie miało wielkiego znaczenia. Jakaś mugolka krzyknęła i zasłoniła dziecku oczy, nawołując aby ktoś wezwał policję.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
08-24-2025, 14:21
Nie wiedziała, co ją podkusiło. Sam pomysł, żeby wejść do fontanny, graniczył z brawurą, ale to, że zdecydowała się rozebrać, to już było czyste szaleństwo. Ona, która zwykle ważyła każdą decyzję, rozkładała ją na czynniki pierwsze, obliczała ryzyko i zysk… tym razem rzuciła wszystko za siebie. A kiedy lodowata woda objęła jej ciało, poczuła, jakby nagle ktoś rozciął ciasny gorset, w którym chodziła od lat. Każda kropla spływająca po skórze była jak iskra - chłodna, a jednocześnie ożywiająca. Łańcuchy codzienności opadały jeden po drugim, aż została tylko ona - naga, wolna, bez masek, jakby wreszcie mogła odetchnąć pełną piersią. Śmiała się cicho, nie do końca wiedząc, czy ze szczęścia, czy z szoku. Woda otaczała ją z każdej strony, a serce biło jak szalone. Szybciej, mocniej, głośniej niż kiedykolwiek wcześniej. Czuła się, jakby świat na moment przestał istnieć: żadnych obowiązków, żadnych pretensji, żadnych więzów, które od zawsze trzymały ją w ryzach. Tylko ona.
Gdy zamknęła oczy i zanurzyła głowę, chłód przeszył ją do szpiku kości, a jednak było to oczyszczające. Jakby wszystkie wyrzuty sumienia, każdy gniew i każda tajemnica, której nie chciała nosić, spływały z niej razem z wodą. Uniosła się na powierzchni, z oddechem urywanym, ale lekkim, wolnym. Tego właśnie brakowało jej przez całe życie - chwili, w której mogła być tylko sobą, nie córką, nie siostrą.
A jednak w myślach pojawiało się pytanie: czy to tylko impuls, który jutro wyda jej się kolejną lekkomyślnością? Czy to wszystko było związane ze snem, którego skutki odczuwała po dziś dzień? Który ją uwolnił?
Przymknęła oczy, pozwalając, by chłód wody całkowicie ją ogarnął. W tej jednej chwili naprawdę nie obchodziło jej, że tuż obok przechodzili ludzie. Czy ktoś się zatrzymywał, by popatrzeć? Czy szeptali między sobą, kwestionując jej zdrowy rozsądek? A może byli zbyt zajęci własnym życiem, by w ogóle zwrócić na nią uwagę? Nieważne. Wiedziała, że to tylko moment, ulotny błysk w jej codzienności. Zaraz przecież wróci do starej siebie – do domu i obowiązków.
I wtedy usłyszała głos. Cichy, nieco zdziwiony, a jednak wyraźnie skierowany do niej. Odruchowo otworzyła oczy, a serce zabiło szybciej. Tuż przed nią stała młoda kobieta, której obecność zdawała się nie pasować do przypadkowego przechodnia. Płomienne włosy w słońcu wyglądały tak, jakby tańczyły własnym ogniem, a spojrzenie, którym ją obdarzyła, kryło w sobie zarówno ciekawość, jak i dezaprobatę. Loretta nie miała zamiaru odwracać głowy. Być może to, co robiła, graniczyło z głupotą, może ocierało się wręcz o szaleństwo, ale nie zamierzała skrywać się w cieniu ani sypać głowy popiołem. Kiedy powiedziało się A należało powiedzieć też B, a może i nawet cały alfabet. Słysząc o łazience prefektów, od razu pojęła, że ma do czynienia z czarownicą. To odkrycie rozciągnęło na jej twarzy szeroki, szczery uśmiech. Może spotkały się już wcześniej? Może gdzieś na korytarzach szkoły minęły się spojrzeniami, a ona zwyczajnie tego nie zapamiętała? Wszystko było możliwe. Nie zamierzała jednak zbyt głęboko w to brnąć, bo w następnej sekundzie błysk odznaki magicznej policji ugasił w niej całą lekkość.
Uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił, a w jego miejscu pozostało tylko rosnące napięcie. Serio, losie? – przemknęło jej przez głowę, ciężkie i pełne goryczy. Naprawdę musisz mnie karać w tak absurdalny sposób? Jakby sama nie potrafiła sprowadzić sobie na głowę kłopotów, teraz jeszcze miała być świadkiem, jak jej własny kaprys odbija się echem w postaci regulaminów, nakazów i pytań, na które nie chciała odpowiadać. – A nieumyślne obnażanie się? – zapytała i już to samo w sobie spowodowało, że kącik ust drgnął jej ku góry. – Przepraszam. To nie jest zabawne, ale szczerze… jakie mogło być prawdopodobieństwo? – zapytała znów w myślach przeklinając swój los. Zakryła się dłońmi i poczłapała w stronę bielizny. – Rozumiem, że nie mogę sięgnąć po różdżkę? Jeśli nie to chyba faktycznie będę potrzebować Pani pomocy. – na Merlina co za wstyd.
Już myślała, że uda się jej jakoś przegryźć smak goryczy, ale wtedy dostrzegła zmierzających w ich stronę dwóch mugolskich policjantów. Przełknęła głośniej ślinę. – A jakie jest prawdopodobieństwo, że to Pani koledzy? – zapytała wskazując ruchem głowy mężczyzn. W jej głosie pobrzmiewała nadzieja.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
08-27-2025, 19:12
Nie miała zamiaru kobiecie robić ogromnych problemów, przynajmniej na początku, kto wie, może zamiast mandatu wymagała przewiezienia na konkretny oddział św. Munga, gdzie ktoś sprawdziłby, czy z jej stanem zdrowia psychicznego było wszystko w porządku.
– Czyli zdjęcie majtek nie było celową decyzją? – uniosła lekko brew, a na usta mimowolnie wtoczył się półuśmiech. Ciężko było zachować powagę w takiej sytuacji, a ściana, którą naprędce spróbowała zbudować pękała. Czarownica wyprostowała się i zerknęła w kierunku ubrań nieznajomej, w których była różdżka. – Teoretycznie nie powinna pani sięgać po różdżkę, ale z uwagi na sytuację – westchnęła i już miała podać kobiecie najważniejsze narzędzie czarodzieja, gdy usłyszała pytanie. Koledzy? Z lekkim rozbawieniem zerknęła w stronę, w którą kiwnęła nieznajoma i niemal natychmiast krew odpłynęła z twarzy czarownicy.
Rzucanie zaklęcia Confundus nie wchodziło nawet w grę, były na widoku, niemal, jak na scenie, więc pozostawała dawna magia – magia słowa. Wiedziała, że nie będzie tłumaczyć się tylko za siebie, ale też za czarownicę w fontannie. Nie mogła przecież jej tak zostawić, raz kodeks tajności, a dwa, że to była czarownica i nawet jeśli jej wykroczenie nie było stricte magiczne, to potencjalny mandat powinien być wypisany na galeony, a nie funty. Willow spuściła wzrok na swoje buty, na ich czubkach zdołało zebrać się już parę kropli wody. Podparte rękami boki nadawały wiedźmie charakteru własnej matki, która szukała rozwiązania, czy może kary za przewiny dzieciaka. W gruncie rzeczy nie myślała o karze, poszukiwała w głowie planu, szybkiego rozwiązania problemu, który pojawił się na tej wyboistej drodze. Okłamywanie mugoli niestety było czymś naturalnym dla czarodziejów, bo jak inaczej zataić fakty o istnieniu magii?
– Szlag… – mruknęła pod nosem, po czym wpadła jej do głowy mała idea. Podniosła wzrok na nieznajomą i przyglądała jej się przez chwilę, analizując na ile dałyby radę sprzedać bajkę. Weasley zwinnie odczepiła odznakę z wnętrza płaszcza i wsunęła ją do kieszeni. – No dobrze, moja nowa koleżanko, szalony powrót z wieczoru panieńskiego co? – zagaiła, a drugą część zdania powiedziała znacznie głośniej, tak aby zbliżający się policjanci usłyszeli. Na twarzy rudowłosej zagościł rozbawiony uśmiech, wręcz wytrenowany. – Wychodzisz za mąż, ale kochaaaaana! Ale wstyd będzie, no już, wychodzimy, nikomu o tym nie powiem. NARZECZONY SIĘ NIE DOWIE – dość teatralnie przewróciła oczami i zdjęła z ramion płaszcz, po czym stanęła jedną nogą na fontannie i zarzuciła swoje odzienie na ramiona  blondynki, tak aby ta mogła zyskać odrobinę godności. Potem wsparła ją rękami, jakby nie było nigdy wcześniej między nimi barier, chcąc pomóc wyjść z tej jakże zdobionej wanny. Weasley liczyła, że będzie w stanie zasłaniać nieznajomą, a ta zdoła włożyć resztę swoich ciuchów.
– Ekhem – odchrząknął jeden z funkcjonariuszy mugolskiej policji. Mogłaby przysiąc, że już wiedziała, co zaraz usłyszy, niemal kopię jej własnych słów. – Przepraszam, drogie panie, co tu się wyprawia? – zapytał, obserwując uważnie obie kobiety.
Willow odgarnęła włosy, rozpromieniona kłamliwie, zupełnie, jakby przed chwilą naprawdę razem z przyjaciółką wpadły na głupi pomysł. Ot, młody duch rozrywał serce.
– Spadliście panowie z nieba! Proszę panów, toż to przyszła panna młoda! Ja wiem jak to wygląda, ale wszystko zaczęło się od tego, że wpadł nam do fontanny pierścionek zaręczynowy – nie było w tym kobiecego uroku, ten liczyła, że padnie na nagą dzierlatkę, która zatrzęsie się niczym osika, gdy mężczyźni na nią spojrzą. – Czy byliby panowie tak łaskawi i nam pomogli? Dziewczyna wskoczyła za pierścionkiem i o, zaraz chora będzie, a ślub w tę sobotę!
Czy Willow miała jakiejkolwiek pierścionek? Nie, ale doskonale znała mechanizmy, którymi policjanci się kierowali. Kluczem było zrobienie z siebie kogoś w potrzebie, kogoś, kto nieumyślnie dokonał czegoś, ale w absolutnie dobrej wierze. Niech szukają igły w stogu siana, bo kto im powie, że to nieprawda? Niech myślą, że są bohaterami i ratują kobiety w opresji. Jedyną niewiadomą mogła być w tej chwili nieznajoma, więc Weasley wbiła w nią spojrzenie, oczekując, że ta przystanie na teatrzyk.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
09-01-2025, 22:23
Wciąż nie mogła powstrzymać uśmiechu, rozbawiona całym zamieszaniem, a jeszcze bardziej własnym pechem, kiedy padło pytanie, czy zdjęcie bielizny było naprawdę niecelowym działaniem. Doprawdy, musiała wyglądać komicznie. Młoda kobieta, zupełnie naga, taplająca się w fontannie w samym sercu miasta, prawie jak bohaterka jakiejś groteskowej sztuki. Każdy zdrowo myślący człowiek spojrzałby na nią i pomyślał, że jest szalona. Ale jeśli nieroztropność, wolność i kompletny brak uwagi na cokolwiek miały oznaczać szaleństwo, to proszę bardzo. Dziś mogła być szalona. Z przyjemnością.
Tyle że mina funkcjonariuszki magicznej policji jasno sugerowała, że to nie jest kolejna pijacka igraszka z udziałem znajomych. Dwóch mugolskich posterunkowych zmierzających w ich stronę dopełniało obrazu tej farsy. Los znów z niej kpił. Oczywiście, że tak. Jakie były szanse? Że trafi właśnie na policjantkę ze swojego świata, a tuż obok przyklei się do nich mugolski patrol? Czy naprawdę jedna, niewinna kąpiel w fontannie musiała rozpętać aż takie zamieszanie?
W myślach od razu zaczęła pleść wymówki, rozpaczliwie próbując znaleźć coś, co brzmiałoby choć odrobinę rozsądnie. Kiedyś przecież ludzie kąpali się w publicznych zbiornikach i nikt nie robił z tego tragedii. Może to było tłumaczenie tak naciągane, że aż śmieszne, ale cóż musiała grać swoją rolę do końca. I wtedy, zupełnie irracjonalnie, pojawiła się kolejna myśl. Napędzana dziwnym rozsądkiem. Kto jej pomoże, kiedy to wszystko potoczy się naprawdę źle? Rodzice? Wątpliwe. Brat? Może, ale czy on w ogóle odbierze taką sowę, czy raczej machnie ręką i stwierdzi, że jakieś ptaszysko zwyczajnie obija mu burtę? Sen, który zmotywował ją do tego wariactwa nie zakładał takiego scenariusza. Miał nieść wolność, a przyniósł możliwą odsiadkę w areszcie. Nigdy się nikomu tym nie pochwali.
Przez moment przyglądała się rudowłosej czarownicy tak, jakby to ona nagle straciła rozum, a Loretta była tą najbardziej racjonalną w całym towarzystwie. Ale tylko przez chwilę. Bo sekundę później już wchodziła w rolę, całą sobą - jak aktorka, której właśnie podano najważniejszą kwestię wieczoru. Zdecydowanym ruchem sięgnęła po płaszcz kobiety i otuliła się nim tak szczelnie, jakby był jej jedyną tarczą przed światem. Ustawiła się tak, by zakryć sobą leżącą wciąż na ziemi stertę ubrań, choć wiedziała, że to syzyfowa praca, bo i tak rzucały się w oczy. Dlatego obrała inną taktykę. Nie zasłaniać, a odwracać uwagę. Udawany szloch wyszarpał jej ciało, a głos zadrżał tak, jakby właśnie zamieniła się w lodowy posąg. – To niemożliwe… - zaczęła, kiwając się teatralnie na nogach. – To pierścionek babci Rozalii! Jeśli mój narzeczony się dowie, jeśli tylko wspomnę, że go zgubiłam, to on… on na pewno odwoła ślub! – w każde słowo wtłaczała tyle rozpaczy, ile tylko potrafiła wydusić z własnych strun głosowych. Skąd brała ten strach? Z wyobraźni. Z wizji klaustrofobicznych, ciasnych pomieszczeń, które śniły jej się od dziecka i zawsze przyprawiały o dreszcze. Wystarczyło jedno takie wspomnienie, a jej ciało naprawdę się wzdrygnęło. - Czy panowie mogliby mi pomóc? – jęknęła błagalnie, wyciągając do nich ręce. - Milly, powiedz im… panowie chyba nam pomogą, prawda? – zwróciła się do rudowłosej, obdarzając ją zdrobnieniem, które wpadło jej do głowy zupełnie przypadkiem, bez większego namysłu. Nie była jednak pewna, czy to wystarczy. W końcu ci dwaj mogli być mugolskimi stróżami prawa, ale przecież to wcale nie znaczyło, że są kompletnymi idiotami.
Zanim zdążyła przejść do kolejnego aktu swojej sztuki, jeden z funkcjonariuszy uniósł dłonie w zrezygnowanym geście. - Panie się nie ruszają – warknął, a jego głos był tak zmęczony, jakby podobne sceny oglądał trzy razy w tygodniu. Schylił się, by rozejrzeć się za pierścionkiem, ale zamiast błysku biżuterii jego spojrzenie padło na porozrzucane przy fontannie ubrania. - A te łachy to czyje? – zapytał sucho, unosząc brew. - Która z pań wpadła na pomysł, żeby szukać pierścionka bez ubrań? – w jego tonie było więcej zniesmaczenia niż ciekawości. - Nie podoba mi się to, John – mruknął drugi, zwracając się do swojego kolegi z miną, jakby właśnie trafił na wyjątkowo kiepską zmianę. Loretta odruchowo przeniosła wzrok na rudowłosą, która ku jej uldze również odegrała swoją rolę bez zająknięcia. Mała kompania aktorek w tarapatach. - Depczą panie zabytek – odezwał się pierwszy, już tym razem tonem niemal oskarżającym. - Niezależnie od tego, czy zgubiła pani pierścionek, czy też nie, jestem zmuszony wystawić mandat. – zatrzymał spojrzenie na blondynce, jakby już wiedział, która z nich była winowajczynią. - Proszę zejść, zabrać ubrania i podać swoje dane. Pełne imię i nazwisko oraz adres zamieszkania. - w tym momencie jej teatralna gra zaczęła się kruszyć, a na scenie pojawiła się proza prawa i regulaminów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
09-14-2025, 18:56
– Nie odwoła, nie dowie się, na pewno znajdziemy pierścionek. Panowie policjanci na pewno pomogą – zaczęła pocieszać swoją nową przyjaciółkę, w głowie, zastanawiając się, w jaki sposób powinny teraz postępować. Już pal licho ten mandat, który ona miała wystawić, teraz przyciągnęły uwagę obie i chodzenie po tak cienkim lodzie wymagało nieco finezji. Nim nieznajoma odpowiedziała, Willow wtrąciła się w pytanie funkcjonariusza. – No tak, bez ubrań, miała je całe zmoczyć i potem taka przemoczona do domu wracać, żeby się przeziębiła? – zdziwiona zerknęła na policjanta, jakby CAŁKOWICIE oczywistym był ten tok myślenia. Może i wychodziła odrobinę na idiotkę, ale z drugiej strony logiki w tym trochę było. Mugole mieli te swoje suszarki i inne dmuchające wynalazki, do których musieli się jakoś dostać, a nie machnąć różdżką i już wszystko było suche. Chyba miało to sens, że mugolka by tak postąpiła. – Ubierz się, kochana, bo naprawdę zaraz się rozchorujesz – zaproponowała, a jeśli policjant miał zamiar przeszkadzać kobiecie w ubraniu się, Willow doskonale wiedziała, w który ton uderzyć. Nawet w magicznym świecie policjanci potrafili mieć lepkie łapska i oczy, nie wątpiła, że w niemagicznym zarzucenie czegoś niemoralnego funkcjonariuszowi wybijego go z pewności siebie.
To jej rolą było zwykle proszenie o te wrażliwe dane i mówienie formułki, że to mimo wszystko będzie mandacik. Na tej wyboistej drodze zamiany roli pojawiało się kilka problematycznych kwestii. Po pierwsze, imię. Jak ta blondynka ją nazwała? Milly? Co to jest za imię? Od czego to mógł być skrót? Mildred? Nie… Milicenta! Dobrze, będzie dziś Milicentą. Drugim problemem było nazwisko, mogłaby podać jakiekolwiek, bo chyba nieswoje własne. Czy w jej rodzinie była jakaś Milicenta? I tak nie miałoby to większego znaczenia, dla mugoli nie istnieli, więc raczej nikogo takiego by nie znaleźli.
– Proszę, pani pierwsza, niech się koleżanka, w tym czasie ubierze. Nie mamy całego dnia – ponaglił ją funkcjonariusz, a czarownica uśmiechnęła się przepraszająco.
– Oczywiście – przytaknęła. – Milicenta – przedstawiła się i gdy mugol skupiał się na zapisywaniu jej imienia, ona nerwowo rozejrzała się po okolicy, szukając inspiracji do nazwiska. Spostrzegła sprzedawcę z wózkiem mugolskiego napoju, którym wcześniej tak spokojnie się raczyła. – Trolley – zacisnęła dłoń lekko w pięść, zdenerwowana swoją własną głupotę. Przecież to nie brzmiało ani trochę przekonująco. Milicenta Wózek, no pięknie. Mimo to uśmiechała się wciąż do policjanta.
– No i adres, poproszę pani adres – powtórzył mężczyzna, którego mina wydawała się jasno wskazywać, że ma Willow za kogoś, kto chyba nie ukończył szkoły.
– Adres… no tak – mruknęła pod nosem. Mieszkała w magicznej części Londynu, przecież ten niemagiczny policjant nawet nie uwierzyłby, że istnieje taka ulica jak Pokątna. Co robić? Co powiedzieć? Czuła, jak po kręgosłupie spływała jej strużka potu. – 44 Cale Street, mieszkanie 27 – wypaliła, bo był to jedyny mugolski adres, który jej się przypomniał. Merlinie, Willow… naprawdę podałaś adres Farleya?! Wzięła powietrze, chcąc zaprzeczyć, że coś jej się pomyliło, ale przecież, jeśli zacznie, cokolwiek próbować zmieniać funkcjonariusze zaczną być podejrzliwi. Nerwowo zerknęła na nieznajomą, sprawdzając czy ta już zdążyła czymś przykryć pośladki.
– Przepraszam pana najmocniej… – zaczęła, przypominając sobie jedną z rozmów na posterunku. Czarodzieje mieli trochę inne prawo od mugoli i jeden z kolegów opowiadał o tym, jak bezsensowne niekiedy były prawa i nakazy niemagicznych, a przede wszystkim jak system był kulawy, a nazwy sądów były śmieszne, chyba ten od małych przestępstw nazywał się magistrackim. – Najpierw sprawa zostanie skierowana do sądu ma-gi-stra-ckie-go, prawda? – uniosła brew, bo z tego, co kojarzyła, mugole, nim wyciągają kary grzywny od przestępców, wszystko musieli skierować do sądu, który orzekał o winie, dopiero potem przychodziło do płacenia. Przynajmniej z tego wyśmiewał się kolega z posterunku. W sumie czarodzieje działali podobnie z tą różnicą, że na błahe rzeczy obowiązywały mandaty. – Może… wie pan, to stresujące dni przed ślubem, a jak nowożeńcy pojadą na miesiąc miodowy, to będzie musiała z niego panna młoda wracać do sądu, przecież nie chciała źle. Proszę, może wystarczy upomnienie? – zwróciła się do policjanta nieco ciszej, patrząc na niego poruszona. Przecież obie dziewczyny były przykładnymi obywatelkami, które przenigdy nie deptałyby zabytku umyślnie.
– Strasznie dużo pani gada, pani Trolley – westchnął policjant zmęczony jej gadaniną i zerknął wyczekująco na kolegę, jakby sam nie potrafił podjąć decyzji co zrobić z tym fantem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
09-18-2025, 10:49
Choć ktoś na jej miejscu pewnie już dawno oblałby się potem, ona nie czuła nic takiego. Zero stresu. Raczej irytację, tę gorycz, która pojawia się, gdy los znowu próbuje grać z nią w jakieś gierki, których reguł nie rozumie. Przecież nie chodziło o to, że nagle zapragnęła konfrontować się z mugolskim prawem. Nawet nie do końca wiedziała, czym grozi taki „występek”. Mandat? Kajdanki? Groźne miny panów w mundurach? Wszystko to brzmiało równie absurdalnie, co śmiesznie. Najbardziej irytowało ją jednak coś innego. To, że miałaby odpowiadać przed ludźmi, którzy nie mieli zielonego pojęcia, jak naprawdę wygląda świat. Nie ich świat - jej świat. A skoro nic o nim nie wiedzieli, to dlaczego mieliby mieć władzę nad nią? Te dwa nigdy się ze sobą nie przenikały i pewnie nie powinny. Dlaczego więc miałaby się dostosowywać do nich, skoro oni nawet nie próbowali dostrzec jej rzeczywistości? Jakby niewiedza była argumentem. Usprawiedliwieniem.
Spojrzała na swoją towarzyszkę. Na swoją Milly. Idealnie wpasowała się w rolę, aż blondynka zaczęła się zastanawiać czy to na pewno tylko gra. Może Milly już kiedyś przez to przechodziła, może znała ten ciężar z autopsji? Nie byłby to pierwszy przypadek, gdy funkcjonariusz łamał prawo, które miał egzekwować. W końcu każdy był tylko człowiekiem. Żywe łkanie wyrwało się z jej ust, tak naturalne, jakby było odpowiedzią na każdą wypowiedzianą przez kobietę sylabę. Zaczęła grzebać w pamięci, przypominając sobie własne najgorsze chwile. Wbrew logice to nie wielkie kryzysy wbijały ją w ziemię. Z nimi potrafiła walczyć, mierzyć się twarzą w twarz. Najbardziej bolały te drobiazgi, małe pęknięcia, sytuacje wymykające się spod kontroli. To one rozsadzały ją od środka. – Mamy marzec – zaczęła spoglądając na jednego z funkcjonariuszy, tego o przyjemniejszej aparycji. W nim pokładała większą nadzieję. – Myśli pan, że dobrowolnie kąpałabym się w tej lodowatej wodzie? Mam wracać do domu cała przemoknięta? – pytania były czysto retoryczne, ale sądziła, że stróżów porządku i prawa powinno obchodzić to w jaki sposób funkcjonują obywatele. W myślach pojawiały się kolejne pytania, kolejne słowa, ale mimowolnie pozwoliła poprowadzić tą intrygę dalej nieznajomej. Ewidentnie wiedziała co robi.
- Czy mogę? - zapytała, wbijając spojrzenie w policjanta. Tego niemiłego. Tego, który już zdążył postraszyć je mandatem, jakby miał w tym jakąś osobistą satysfakcję. Gdy skinął głową, odwróciła się i wciąż skulona pod kobiecym płaszczem, zaczęła wkładać ubranie. Natychmiast poczuła się lepiej. Dopiero kiedy narzuciła na siebie ciepły sweter, dotarło do niej, jak bardzo wcześniej marzła. Adrenalina nie pozwalała jej tego zauważyć, a teraz nagle ciało upomniało się o swoje. A jednak to nie chłód zajmował jej głowę. W momencie, gdy Milly zaczęła recytować najpewniej zmyślone dane, Loretta zastanawiała się nad sobą. Co ona powinna powiedzieć? Najlepsze były półprawdy. Tylko wtedy była naprawdę przekonująca. - Loretta Fenwick - rzuciła. Brzmiało zaskakująco naturalnie. Skąd właściwie je wyciągnęła? Ach, tak. Fenwick. Czy nie tak nazywała się ta staruszka od eliksiru pieprzowego? Ciekawe, co by powiedziała, gdyby wiedziała, że Loretta kradnie jej tożsamość, stojąc półmokra na oczach dwóch mugolskich policjantów. – Queen Street 1331, Cardiff. – szczerze mówiąc nawet nie wiedziała czy taki numer znajduje się na tej ulicy, ale podejrzewała, że oni również tego nie wiedzą. A przynajmniej na to właśnie liczyła.
Następne sformułowania kompletnie umykały jej rozumowaniu. Jaki sąd? O co w ogóle chodziło? Przecież, na Merlina, myślała, że najgorsze, co mogło ją spotkać, to mandat i to taki, którego i tak nigdy nie zamierzała zapłacić. A tu nagle sąd. Sąd, który brzmiał jak zapowiedź jakiegoś koszmaru, a nie realnej kary. Zdecydowała, że lepiej będzie się nie odzywać. Niech Milly rozgrywa tę partię dalej. Ale kiedy padło „miesiąc miodowy”, poczuła, że to już ten moment, w którym powinna się wtrącić. Miała wrażenie, że jeśli dalej będzie milczeć, zaraz ktoś wymyśli jej całe życie - łącznie z dziećmi, domem na przedmieściach i psem w ogródku. Może więc jednak warto było się trochę ukorzyć? Tylko odrobinę. - Tak, tak… upomnienie - przytaknęła z gorliwością, która sama ją zdziwiła. - Czy panowie naprawdę wierzą, że dwie dorosłe kobiety świadomie niszczyłyby zabytek? - głos zadrżał jej teatralnie, a kącik ust drgnął, jakby ledwie powstrzymywał uśmiech. - To czysty przypadek, a mój narzeczony już pewnie i tak nie będzie chciał tego ślubu - dodała i znów zaniosła się szlochem. Tym razem nie był on tylko udawany. Oczy naprawdę zaczęły ją piec od łez, które wyciskała z siebie na siłę. Miała nadzieje, że po prostu będą mieli już ich dość.
- Dobrze – zawyrokował w końcu jeden z policjantów. Ten milszy. – Niech panie już stąd idą, ale proszę pamiętać, że mamy wszystkie wasze dane i jeśli sytuacja się powtórzy, to sąd magistrancki będzie waszym najmniejszym problemem. – nie miała zamiaru się z nimi kłócić, a kiedy oddalały się od fontanny uśmiech wcale nie rozświetlał jej twarzy. Wiedziała, że wciąż ma kłopoty i wiedziała, że przyjdzie jej za nie zapłacić. Spojrzała na czarownicę z lekką rezerwą. – Czy ja też mogę prosić upomnienie? – brew poszybowała ostrożnie w górę. No chyba za to całe przedstawienie coś jej się należało, prawda?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Willow Weasley
Zwolennicy Dumbledore’a
Nothing you can take from me was ever worth keeping.
Wiek
25
Zawód
Służba w Policji Magicznej
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
22
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
10
Brak karty postaci
11-02-2025, 22:50
W takich sytuacjach zastanawiała się czy mundurowi obywatele mugolscy nie powinni, chociaż odrobinę wiedzieć, że poza ich światem jest ten drugi – inny, opierający się na magii, a także prawie, które mogli egzekwować magiczni funkcjonariusze. Byłoby łatwiej, gdyby nie wchodzili sobie nawzajem w paradę, a tak? Jej rodzina od pokoleń miała swoich członków pracujących w Ministerstwie Magii, kontaktowali się z mugolskim rządem – skoro tamte głowy na wysokich stanowiskach mogły to robić, to dlaczego nie można było przenieść wiedzy na niższe szczeble? Najpewniej wiązałoby się to z koszmarną nieszczelnością informacji, a dalej w przeciągu paru lat powstania teorii spiskowych i stworzeniu takiej tajemnicy, o której będą wiedzieć wszyscy, tylko każdy będzie udawać, że jest inaczej. Tak na dobrą sprawę to w rękach czarodziejów leżała odpowiedzialność za to wszystko, musieli więc zachowywać się mądrzej, a przecież każdy – i mugol, i czarodziej – był do siebie podobny. Dlaczego to wszystko nie mogło być po prostu prostsze? Pasją rzeczywistości było komplikować.
Kiwała głową, przytakując słowom Loretty – o ile ta rzeczywiście tak się nazywała. Ich historia musiała być spójna, a zachowanie będące na granicy przesady, tak aby nie zrobić przesadnego teatru, taki widziała niejednokrotnie w wydaniu czarodziejów chcących jakoś uniknąć konsekwencji swoich działań. Właściwie miały szczęście, że trafiły na mężczyzn – ich było znacznie łatwiej podpuścić na „głupiutką kobietę”. To co jednak przykuło mimowolnie uwagę to wymienione Cardiff – jeśli przypadek, to cóż, los bardzo lubił jej płatać figla, że dotychczasowe miasto, o którym słyszała tyle razy, że wystarczy palców u jednej ręki, pojawiło się na ustach nieznajomych kolejny raz w tym miesiącu. W kwestii miejsca zamieszkania Fenwick też pewnie mogła skłamać, więc może przywiązywanie wagi do tego było zbędne.
– Nie mów tak, porozmawiamy z nim, przecież ja wszystko widziałam – zaczęła ją pocieszać i delikatnie wzięła pod ramię, gdy już nałożyła na siebie swój płaszcz. – Byłby głupcem, jeśli zostawiłby kogoś takiego jak ty – wysnuło się z jej ust, jak z taniej książki romantycznej, ale te całe zamążpójścia nigdy jej nie ekscytowały, więc działała w rejonie pewnych wyobrażeń. Nie, żeby też czytywała wiele takich książek, może zdarzyło się raz, czy dwa, ale tylko po to, żeby obśmiać całą fabułę, dialogi, a także wybory głównych bohaterek, do których kleiło się kilku mężczyzn, zabiegając o względy w każdy możliwy sposób. Czy Loretta znała te scenariusze? Dobrze odgrywała swoją rolę, więc… może?
Litość znalazła ujście, a spięcie okalające głowę zaczynało powoli puszczać. Twarz rozjaśnił uśmiech, a dłoń wślizgnęła się głębiej pod ramię, przyciskając do siebie kobietę.
– Dziękujemy – kiwnęła im głową i szybkim krokiem, ujmując swoją „przyjaciółkę” skierowała się w kierunku najbliższego budynku, aby zniknąć za jego rogiem. Dopiero tam przerwała akt teatralny i puściła ramię czarownicy, zaraz oglądając się za siebie, czy przypadkiem dwójka policjantów nie postanowiła podążyć śladem. Żadna sylwetka w mundurze mugolskiej policji nie zerkała za nimi, więc odetchnęła z ulgą, nie zaprzestając jednak kroku.
Słysząc pytanie wróciła spojrzeniem na Lorettę i uśmiechnęła się lekko, już bez tej fałszywej radości skowronka, którą ofiarowała mugolskim funkcjonariuszom.
– Upominam panią, pani Loretto Fenwick – stwierdziła dość pogodnie, a na ustach zatańczyła nuta sarkazmu. – Powiedzmy, że szukałaś naprawdę pierścionka, tylko proszę nie szukaj go tak następnym razem na środku mugolskiego placu – machnęła ręką lekko, sięgając do kieszeni, aby wpiąć ponownie odznakę w płaszcz. Dłoń mechanicznie sprawdziła także, czy różdżka znajdowała się na swoim miejscu – tak na wszelki wypadek. – Ważne, że mugole dali spokój – przyznała, zwolniwszy kroku, gdy oddaliły się z miejsca wystarczająco. Przystanęła ostatecznie i wyciągnęła dłoń w kierunku nieznajomej. – Jestem Willow. Do Cardiff daleko, potrzebujesz się gdzieś wysuszyć? Może zajdziemy do św. Munga niech ci przy okazji dadzą eliksir, żeby cię choróbsko nie złapało? – ktoś mógłby węszyć podstęp, dla niej akurat była to czysta troska.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Loretta Krueger
Czarodzieje
I am mine before I am ever anyone else's.
Wiek
20
Zawód
alchemiczka, pracuje w aptece ojca
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
5
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
20
Siła
Wyt.
Szybkość
7
11
13
Brak karty postaci
11-11-2025, 21:51
Czasem zastanawiała się, jak kobiety mogą dobrowolnie wchodzić w związki, w których właściwie nie mają nic do powiedzenia. Odgrywając swoją rolę, doszła do wniosku, że sama nie byłaby w stanie funkcjonować w relacji, gdzie powodem do odwołania ślubu mógłby być zgubiony pierścionek. Tak naprawdę nawet nie zależałoby jej na nim zbytnio, gdyby mężczyzna, spełniający wszystkie jej oczekiwania, po prostu nie mógł sobie na taki pozwolić. Choć wtedy zapewne nie spełniałby już wszystkich jej oczekiwań, ale przecież złoto nigdy nie było najważniejsze. A jednak wiele kobiet właśnie o tym marzyło. O mężczyźnie, który na pięknych słowach i płytkich przyrzeczeniach zbuduje fundament relacji - dom, który z definicją miałby niewiele wspólnego. Kobietom łatwo przychodziło uleganie pokusom losu, uleganie słodkim mirażom. Może i jej samej przyszłoby to łatwo, gdyby tylko poznała kogoś, dla kogo warto byłoby zaprzepaścić część własnych przekonań. Ale dziś… dziś nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Dziś ważniejsze były jej ambicje. Jej własna przyszłość. Aspiracje, które rosły wraz z nią, karmione apetytem na więcej. Nie wiedziała, skąd w kobietach bierze się ta lekkość rezygnowania z siebie - dla pierścionka, dla kilku banalnych komplementów. Może to wpływ tych wszystkich romansów, które zawsze zaczynały się bajecznie, potem stawały się tragiczne, by na koniec zostać obsypane złotem szczęśliwego zakończenia. Znała kilka kobiet, które sięgały po takie książki z zapamiętaniem. Ona sama robiła to tylko wtedy, gdy w fabule pojawiał się choć odrobina realizmu. Choć maleńki okruch dramatu bez szczęśliwego finału. Bo właśnie tak widziała relacje - prawdziwe tylko wtedy, gdy były pełne sprzeczności. Tam, gdzie brakowało sporów i odmiennych zdań, panowała nuda. A przecież jak można latami żyć bez iskry, bez dreszczu podniecenia, bez odrobiny niepokoju na plecach? Nie potrafiła tego zrozumieć. Ale fakt był taki, że jeśli szukała inspiracji do sięgnięcia po pędzel, to często znajdowała ją właśnie w tych historiach. Nie w miłości - lecz w jej upadkach.
Nigdy wcześniej nie miała kontaktu z mugolską policją i szczerze mówiąc, miała nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiała go mieć. Nie dlatego, że spotkanie to zakończyło się dla niej tragicznie, lecz dlatego, że w swej niewiedzy funkcjonariusze ci zdawali się być aż nadto pewni siebie. Czasami zastanawiała się, co zwyczajni ludzie powiedzieliby, gdyby dowiedzieli się o magii. Gdyby zrozumieli, że wśród nich naprawdę żyją czarodzieje, kroczący tymi samymi ulicami, z różdżkami w dłoniach -narzędziami, które mogły być zarówno bronią, jak i ochroną. Wiedziała, że dla dobra wszystkich lepiej, by pozostało tak, jak jest. Mimo to sam fakt, że funkcjonariusz magicznej policji musiał uginać się pod naporem mugolskiej, wydawał jej się jakąś formą upokorzenia. Nie wypowiedziała tego jednak głośno. Nie jej było to oceniać - przynajmniej nie publicznie. Ona miała swój zawód, swoje umiejętności i własne granice świata, których mugole nigdy nie przekroczą. Nawet jeśli posiadali swoje leki, swoje sposoby, to w porównaniu z tym, co potrafiła stworzyć w aptece, ich środki wydawały się prymitywne. Zaledwie namiastką prawdziwego zrozumienia.
Mężczyźni w końcu odpuścili, a ona nie przestawała grać. Łkała już mniej, malując smutek na swojej twarzy tak, jak malowała go niejednokrotnie na płótnie. Podpierała się na kobiecym ramieniu, wciąż próbując wyglądać na nieszczęśliwą i biedną. Przestało ją już nawet martwić, jak zareaguje prawdziwa policjantka - miała wrażenie, że cała ta scena, jej teatralna gra, odebrała zdarzeniu resztki powagi. Przynajmniej taką miała nadzieję. Nie odezwała się już do funkcjonariuszy mugolskiej policji, obawiając się, że ulga zdradzi jej rozbawienie całą sytuacją. Może nie powinna się cieszyć, ale przecież właśnie tak działa adrenalina. Może dopiero jutro dotrze do niej, jak głupią rzecz zrobiła.
Kiedy czarownica upomniała ją zmyślonym imieniem, blondynka skinęła głową z uśmiechem. - Nie, nie - zaczęła, kiedy policjantka poprosiła, by następnym razem sobie to darowała. - Spróbowałam raz i już mi wystarczy. Jutro się za to trochę powstydzę, jeśli to coś zmienia. - nie zamierzała sypać głowy popiołem, bo prawda była taka, że naprawdę sprawiło jej to frajdę. Rzadko przyznawała się przed sobą do błędu, ale wiedziała, że gdy poskleja to w głowie, będzie sobie wdzięczna, iż ten pływacki maraton skończył się tak szybko. Podała kobiecie dłoń, gdy ta się przedstawiła. - Loretta. Naprawdę mam na imię Loretta. - choć nie Fenwick. - Poradzę sobie. Jestem nieco szalonym, jak widać, alchemikiem, więc z chorobami sobie radzę. - przyjrzała się kobiecie nieco dłużej, z lekkim błyskiem w oku. - Mam u ciebie dług, Willow. Pięknie odegrany spektakl. Może to nie na miejscu, ale naprawdę dobrze się… bawiłam. - no tak, całkiem logiczne - dziękować funkcjonariuszce za wspólne kłamstwo. - Jeśli będziesz kiedyś czegoś potrzebować, odwiedź mnie w mojej aptece w Edynburgu. Na pewno mnie znajdziesz. - unosząc kącik ust w leniwym uśmiechu, pożegnała się bez słowa więcej.


z.t
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:05 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.