• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Apollonie Cléophée Crouch
Apollonie Cléophée Crouch née Bulstrode
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Cassian i Leonnie (zd. Lestragne)
Aspiracje
Pełne bezpieczeństwo, zdrowie i szczęście rodziny.
Amortencja
Zapach mokrej trawy i wilgotnej bawełny, przemieszany z mieszanką perfum i potu na skórze męża.
Różdżka
Giętka, 8 cali, włos z głowy chimery i jesion.
Hobby, pasje
Gierki salonowe, pianino, ogólnie pojęta sztuka, wychowanie i edukacja dzieci.
Bogin
Martwe ciała dzieci i klęczący nad nimi mąż.
Umysł
Data urodzenia
01.06.1928
Miejsce urodzenia
Lake District, Cumberland
Miejsce zamieszkania
Manchester
Język ojczysty
angielski
Genetyka
Potomkini wili
Ukończona szkoła
Akademia Magii Beauxbatons, Vouivre
Zawód
działaczka społeczna, reformatorka edukacji, persona publiczna
Czystość krwi
Błękitna krew
Status majątkowy
Bezdenna sakiewka
Ciało
34
175
68
Wiek
Wzrost
Waga
Błękitne z czarną obwódką i zieloną heterochromią centralną prawego oka.
Blond ze srebrzystymi prześwitami.
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Kojarzona z typowymi kobiecymi kształtami, uwydatniona zdrową ilością mięśni. Figura przypominająca kształt klepsydry i długie nogi, podkreślające wysoki wzrost.
Znaki szczególne
Eteryczna, pełna naturalnego, kociego wdzięku aparycja. Ponadto, dla spostrzegawczych, pociągła blizna na prawej dłoni, ciągnąca się od palca wskazującego aż po wewnętrzną stronę przedramienia.
Preferowany ubiór
Pełne elegancji suknie i spódnice, buty na wyższym obcasie. Jasne barwy, jak chłodne beże, biel i szarości, przemieszane z koronkami, perłami i białym złotem. Niekiedy, zakłada coś luźniejszego i odcienia błękitu, aby nadać ubiorowi odrobinę luzu. Podczas wieczornych wybiera czerń i czerwień.
Zajęty wizerunek
Edita Vilkevičiūtė
Obrazek postaci

1928 - dzieciństwo


Siła, wypadła pierwsza w kolejności w zapytaniu o przyszłe na świat dziecko. 
Cesarzowa, opadła łagodnie na stół medium, ale ledwie podmuch wiatru obrócił kartę i zarysował na matczynej twarzy jeszcze głębszy uśmiech. 

Nareszcie, na koniec, głupiec. Koniec i początek, niewinność zrodzona w niedoświadczenia krzywd. Łatwość bytu, niezmierzone szczęście, gdy na dopytanie o powódki, wypadło Koło fortuny.
Numerologiczna, urodzeniowa jedynka, dziecko szczęścia. Od pierwszych chwil miała prościej niż jej matka — była pierwszą córką, drugim dzieckiem. Leonnie miała przed sobą 4 siostry, toteż wydanie jej za dobrze postawionego, świeżo upieczonego wdowca nie było dla rodziny problemem. Niósł za sobą dawno zakurzone odnowienie relacji rodowych, a ćwierćwila była banalną ucieczką od obowiązków. Dla Leonnie była to ucieczka od wilej matki, której trudność zniesienia sięgała zenitu, a wrogość charakteru wzrastała z każdym dniem; uciekała też od ojca, dziadka Apollonie, który rodził w sobie szaleństwo na punkcie żony przez tak wiele lat, że niemalże eksplodował absurdem. Matkę dziewczynki uznawano od zawsze za szaloną, niepoprawną, kapryśną. Zgodnie z półwilim jestestwem, ale także przez jej swoiste wychowanie samopas. Jako czwarta córka, nie była głównym obiektem skupienia rodziców, nikt nie interesował się jej muzycznym talentem, nikt nie walczył o wyjątkowo dobre zamążpójście. Odpowiedzi na swojego rodzaju ''obojętność'' poszukiwała u wieszczek, a kiedy ich przepowiednie wyczytane z kart sprawdzały się niczym samospełniająca przepowiednia, Leonnie nabierała na ich punkcie coraz większych obsesji. 
Bulstrodzi byli dla niej dobrym wyborem, a Leonnie była dobrą matką dla pierworodnego syna swojego nowego męża. Kapryśną, ale przy tym dość luźną. Niekiedy złośliwą, ale także troskliwą wobec każdej istoty żywej. Była też matką drugiego dziecka, gdy pod wpływem uroku wreszcie skłoniła męża do porzucenia żałoby i zbliżenia się do niej. Dziecko stworzone w noc ukartowanej manipulacji nie mogło być niczym innym, niż przykładem zmyślności. Rozkład kart nie dziwił więc ani matki, ani samej Poli, kiedy tylko usłyszała tę historię  po raz pierwszy i w pełni zapatrzona w słowa matki, nasiąkała wiarą w los zapisany w kartach.


1934 - objawy magii

Matka sprowadzała do domu setki zranionych zwierząt, uczyła się tego od innych członków rodu, dodając całemu procederowi wilego kaprysu i fiksacji. Chciała zbawić cały świat, upatrując w tym ratunek od wspomnień własnego, nieudanego dzieciństwa i domu. To samo wpoiła Apollonie, gładząc dziecięcą główkę i popychając delikatnie w kierunku chodzących wokół domostwa pastwisk, bez dozy obaw o jakąkolwiek krzywdę. Natura nie skrzywdzi jednej z nich. Nigdy.

Kiedy objawi się jej magia, niestrudzenie pytała, karty z zażartością odpowiadały. 


Umiarkowanie, umiarkowanie, umiarkowanie. 
Czekaj na swój moment. Dziesiątka mieczy, czwórka buław. 
Niosą cierpienie, potem przyjdzie zrozumienie. 
Słońce — nagroda. 

Nim miała pierwszy objaw magii, zdążyła się nauczyć czytać, pisać i grać na pianinie. Wreszcie, w wieku 6 lat, malutkie dłonie podążały po pianinie z precyzją i pasją, której nie spodziewano by się po dziecku. Mogłaby być geniuszem, gdyby poświęcała maksimum czasu talentowi, który odziedziczyła po matce, co jednocześnie raniło ją, jako małe dziecko, które powinno rozwijać się także w innych kierunkach. Do małej Apollonie to oczywiście nie dochodziło, nie odbierała zamknięcia jako kary, zaś jako nagrodę i możliwość poświęcenia się temu, co ,,kochała''. Muzyka mówiła do niej łagodnie, muzyka nie oceniała i karmiła zmysł estetyki, zakorzeniony w samym fakcie urodzenia. Trzaśnięcie drzwi, niezadowolony wzrok ojca. Przeraźliwy, łabędzi krzyk, wreszcie brat, który zakrył jej uszy i próbował rozśmieszyć. Ojciec chciał, by zajmowała się zwierzętami, matka  — by kształciła ,,nadludzki'' talent.
Zabierz to śmierdzące cielsko, pogryzionej szyi nie da się uratować. Dotarło więc zza ścian, to był chyba głos wuja. A dłoń zacisnęła się i rozluźniła, siedząc wtulona w brata, spoglądała na rozłożone pianino, dłonie poruszyły się w powietrzu. Muzyka rozpłynęła się pośród pomieszczeń, skrzypnięcie drzwi ujawniło spojrzenia zza framugi. Grała, ale nie dotykała klawiszy. Grała piękną melodię, ale wszystkim wokół ścisk w skroniach uniemożliwił zniesienie tego dźwięku. Ból, ból miał być transformacją; ból miał być Śmiercią na końcu każdego rozkładu.
Objawiła się magia, magia przemówiła za wyborem matki a głębokie niezadowolenie ojca odeszło w niepamięć, dziewczynce pozwolono skupić się wreszcie na tym, na czym najbardziej powinno jej zależeć. Gra na pianinie, język francuski, dykcja, muzyka, taniec, jeździectwo. Wszystko, by wyrosła na dobrą kobietę; dobrą żonę. Artystkę, wszakże, bo to właśnie przepowiedziały jej karty i to czuła jej matka, zaklęta w niespełnieniu swojej własnej roli. Przelewała na córkę własne ambicje, a kiedy sięgała po porady jasnowidzów i wróżbitek, widziała tylko czerń. Nie miało być w Apollonie przyszłości, której pragnęła, ale tego... tej jednej rzeczy, nie potrafiła odpuścić. 

Rydwan, diabeł, odwrócona śmierć. 
Nigdy nie miała być pianistką. 




1939 - Akademia Magii Beauxbatons


Chyba każdy w rodzinie wiedział, że wybór Akademii Magii Beauxbatons był niepodzielnym dziełem półwilej manipulacji. Ojciec nie zgodziłby się na to, ale Leonnie miała swoje niepodzielne chwyty, a reszta rodzina stwierdziła, że winni po prostu machnąć na to ręką. Wybór szkoły był więc oczywistością, wszakże półwila matka kształciła pianistkę i — jak w każdym innym temacie — w tym także nie akceptowała negatywnej odpowiedzi. 

Rydwan, siła, cesarzowa.
Vouivre.

Rumor niezadowolenia objął całą siedzibę Bulstrodów. Pośród milczenia i akceptacji, po raz pierwszy niosły się krzyki niezadowolenia. Nie miała trafić do domu dzieci odważnych i śmiałych, daleko jej miało być do tych wszystkich dziewcząt, które siłą i walecznością nieść miały swoje racje. Ona miała tworzyć sztukę — jednać miliony, kusić w cieniu i milczeć wśród reflektorów. Ale decyzja padła inna, a umysł dziewczęcia rzucił ją do domu, który nie imał się jej planów na przyszłość. Nieustannie próbowała sprostać jednak oczekiwaniom matki; uczyła się nie tylko opieki nad zwierzętami, aby kontynuować jej dzieło ratowania zmarnowanych istot i pomocy im w domu, bo wszakże kto inni niż potominie wili miałby o nie walczyć. Uczyła się też gry, tak mocno zasiedziana w wizji tego, że ma to być jej marzenie, że głęboko w to uwierzyła. Podobnie, jak zaczęła wierzyć kartom, które nieustannie powtarzały to samo.
Iluzja, kontrola, upadek. 

Była tragiczną uczennicą, zamiast prawdziwych przedmiotów, poświęcała godziny na studiowanie tylko ją interesujących książek, jej muzyki, jej pasji. Nie było w tym programu edukacji, nie było w tym grama akceptacji dla narzuconych norm. Wszelkie kary za nieodrobione prace domowe traciła wraz z szelmowskim uśmiechem kradnącym serca, a kiedy indziej oddawała prace, które przygotowywali dla niej inni. Manipulacji uczyła się nadwyraz pilnie co muzyki, w pełni świadoma, że jako artystka powinna także tym się zajmować  — jednaniem sobie ludzi. Jedyne, co równie bardzo ją interesowało, to magia lecznicza, ale głównie ta skupiona wokół zwierząt. Ciągnęło ją do tego przez rodzinę, ale też przez wrażliwość jej matki, która przygarniała pod dach każde biedne, zbłąkane stworzenie. Chciała pomagać, ale to cierpienie zwierząt i roślin bolało ją bardziej, niż cierpienie ludzi. Może dlatego bez skrupułów ludźmi potrafiła manipulować, chłopców potrafiła ranić, ale dobre serce wobec zwierząt miała niepodważalnie.




1944 - poznanie przyszłego męża


Tamtej, poźnej wiosny. Pragnęła go oczarować, ale jednak stała w miejscu, rozpamiętując zakręcenie długich i gęstych rzęs, lekkie pofalowanie brązowych włosów. I spojrzenie. Cholernie nieobecne spojrzenie. Gdy wiosną trafiła na krótko do Anglii w przerwie od szkoły, pamiętała doskonale pikniki z przyjaciółkami. Koleżankami. Kobietami, które chciały być obok niej, bo wszakże, nie było chyba młodego dziewczęcia, którego nie oczarowała równie silnie, co mężczyzn. Roztapiała zazdrość, wkładała im na usta niewypowiedziane ,,chcę być jak ty''. Ale on jeden, on jeden miał się stać obsesją, która raziła w ćwierćwilą dumę. 

Kochankowie, słońce, świat. 
Miłość chwilowa, ulotna, ale też przyszłość i rozjaśnienie zaciemnionych dróg. Wreszcie klarowność. 

Wiedziała, że to on będzie jej mężem. Gdy tylko podał jej szal, który wiatr nikczemnie skradł w objęcia wiosennego wieczoru, widziała w nim rezonującą z nią przyszłość. Uśmiechnęła się więc, rzęsy zatrzepotały kusząco, ale on... on nie zareagował. On nie spojrzał na nią potulnie, oddając umysł we władanie wilego jestestwa. Odszedł i tylko kilka głosów za plecami podpowiedziało jej imię starszego od niej chłopaka, którego cętkowana skóra wydawała się tego dnia lśnić żywym złotem. Zacharias Crouch. 
Setki razy dopisywała swoje imię do jego nazwiska, nazywała dzieci, wyobrażała kolejną rozmowę. Milczała, zapytana o zauroczenie, bo to nie był ledwie prozaiczny odruch serca. To było przeznaczenie i była o tym głęboko przekonana, w całej mistyfikacji budowanego wokół siebie imperium dopowiedzeń wyssanych z kart, do których nie miała za grosz prawdziwego, głębokiego zrozumienia. Powróciła do szkoły z nową dozą pasji, a palce same uderzały w klawisze. W liście do matki obwieściła poznanie męża i jakim to było zaskoczeniem, gdy matka objawiła, że także jej przyszłego męża poznała.
Nie był to jednak Zacharias i kiedy po raz pierwszy zagrała przed większą publiką, w popisowym recitalu gdzie indziej, niż na arenie szkolnej, to nie jego twarz ujrzała i nie jego dłonie biły na aplauz.




1946 - wypadek i koniec kariery


Rozpędzony w galopie koń wydawał się nie zwalniać przez skarpy zaśnieżonych, rodowych terenów. Nie miała nad nim panowania, zgodnie z ostrzeżeniami ojca i brata, porwała się z motyką na słońce i w szaleństwie świątecznego zgiełku, nie spojrzała także na przerażone spojrzenie matki. Leonnie mieli za lekko obłąkaną, wszakże żadna potomkini wili w pierwszym pokoleniu, nie mogła być stworzeniem normalnym, ale z perspektywy czasu Apollonie doskonale rozumiała jej stan. Matczyne przeczucie, matczyna intuicja. Spłoszone zwierzę nie zareagowało na upadek jeźdźca, tym bardziej nie poczuło tkwiącej pod kopytem ubranym w podkowę dłoni, która stała się wręcz jednością z zamarzniętą kostką brukową, a całe końskie cielsko trafiło z powrotem na ciało dziewczęcia. Tamtego dnia nie pamiętała zbyt wiele, głównie swój własny krzyk bólu i prośbę o złapanie wierzchowca. Potem szpital, obwieszczenie o zawołaniu specjalisty od kończyn, finalnie kilka tygodni spęczonych na wymianie zgniecionych palców. 
Nie było odwrotu, ale też nie było do czego wracać. Gdy po pół roku zasiadła do pianina, brzmienie było równie obolałe co ruch stawów. Nigdy więcej nie miała grać, a matka — choć była przez laty orędowniczką talentu córki  — jedynie spoglądała ze zrozumieniem. Od przeznaczenia się nie ucieka, powiedziała jedynie, zrezygnowana opuszczając zmieszaną Apollonie. Nigdy pianino nie było jej pasją, ale teraz wydawało się, że pasji nie miała już żadnej. Miała tylko talent, którego nie dało się realizować.



Diabeł, wieża, odwrócona śmierć. 
Koniec i początek, cierpienie i transformacja.

Brylowała na salonach. Dopiero po roku od decyzji, nadal będąc uczennicą ostatnich lat szkoły, poznała swojego przyszłego męża. Sojusz między Crouchami i Bulstrodami był radykalną zmianą, zwykle oba rody udawały, że nie mają świadomości swojego istnienia. Kiedy jednak na stół wyłożono współpracę, której Bulstrodzi niekwestiownowanie potrzebowali, a do teraz nie była wypowiedziana w sposób klarowny, jej rodzina zgodziła się na małżeństwo. Poznanie Titusa było dziwnie obojętne. Nie miał błysku w oku, nie miał pięknej twarzy, którą kojarzyła z tym nazwiskiem. Miał jednak charyzmę, a kiedy dyskusja ożywiła się w centrum salonu, wszystkie oczy skierowano na nich. Ponoć do siebie pasowali; ona jako urodzona salonowa lwica, on jako przyszły dyplomata. 
Dni po wypadku, tygodnie, lata. Nie pamiętała dokładnie momentu, gdy zrozumiała,  że utrata pełnego wyczucia w dłoni odebrała jej karierę, której w istocie nigdy nie chciała. Była w swoistym maraźmie; wkładała minimum emocji i sił w naukę, by jednak szkołę ukończyć, czytała książki, spacerowała, chodziła na bankiety i bryłowała wśród towarzystwa, próbując zrozumieć, co tak naprawdę oczekuje od siebie samej i swojego życia, skoro to, co robiła przez tyle lat, rozpłysło się. Zadawała to pytanie kartom; swoim, matki, znanych wieszczek. Za każdym razem, raz po raz, wieża. Początek i koniec. Transformacja, zwieńczenie cyklu, śmierć starym schematom. Nikt i nic nie znało odpowiedzi kim miała być, kim była i dlaczego mimo, że nigdy nie kochała muzyki, utrata początkującej kariery odebrała jej szczęście. 

Zakończenie szkoły było początkiem. Dalej była zaręczona, choć był to ledwie króki moment nasunięcia na jej palec odrobiny złota. Nie mówiono jednak o ślubie, coś szemrano za jej plecami, a ona nie próbowała tego zrozumieć. Miast tego, weszła w życie towarzyskie, ale i w zagłębianie swoich własnych pasji. Podwracała w siodło, tańczyła, czytała książki i zgłębiała tajniki kart, choć wszyscy wokół spoglądali na to sceptycznie. Otaczała opieką zwierzęta, idąc w ślady matki, sprowadzała do domu ranne duszyczki i dawała im schron. Coraz częściej spotykała się też z Zachariasem, którego obecność rysowała ślady przyjaźni; prawdziwej, bez masek i kłamstw. Był pięknym człowiekiem, jej ulubionym. Był kartą świata i księżyca dla jej karty słońca i bardzo chciała w to wierzyć. I choć uczyła się kusić i zwodzić innych mężczyzn, w kokieterii upatrując swoją własną władzę, to jego nie chciała tak dewastować.
Wzięła jego umysł pod władanie jedynie raz. Gdy wieść o bękarcie narzeczonego rozeszła się po salonie, a Crouchowie wyrazili zrozumienie rozerwaniu sojuszu, udała się na spotkanie z nim. 
Walcz. 
Wydawało się prozaiczne, lecz walczył, miesiącami.




1949 - małżeństwo


Kochankowie, świat, głupiec. 
Miłość na całe życie, powrót do beztroski, zażegnanie cierpienia. 
Rydwan. Nowa droga.
Rodziny wyraziły zgodę na ślub, co pozwoliło przy okazji załagodzić mały skandal. Bulstrodzi mieli haczyk, Crouchowie rybę, a ona nie patrzyła już na nic innego jak na to, że na jej dłoni tkwił pierścionek od niego. Kochała go przez wszystkie te lata; w smutku, maraźmie, pozostawiona w obojętności i żalu; w radości i tęsknocie. Aż wreszcie go wybrali, a oni przyrzekając sobie całe życie, niestrudzienie trwali w postanowieniu bez mrugnięcia okiem. Wiele lat była w niej swoista obsesja, cos niewytłumaczalnego, coś zwierzęcego, co kazało podążać za ofiarą. Ale był w niej, w ćwierćwili, pierwiastek ludzki, który sprawiał, że miękkły jej kolana na samo jego pojawienie się w pokoju. Zamyślonego, będącego daleko poza ich światem, a jednocześnie tak blisko, gdy noc w noc obejmował są i całował w czoło na dobranoc. I w tym była jej pasja, w tym była jej rola. W tym, że trwała obok, w tym, że byli samotnikami, którzy chcieli żyć razem. W tym, że urodziła mu piątkę dzieci, zajmując się nie tylko ich edukacją, ale pozwalając im na bycie sobą. Dokładnie tym, czego im przez wiele lat zabierano. Theodore, Helene, Alistair. Daphne i Calliope. Bliźniaczki, których się nie spodziewali, a które pojawiły się na świecie, przypominając im o uczuciach, którymi siebie dażyli. Najstarszy, urodzony rok po ślubie, był jej ulubieńcem, Helene pozostawała oczkiem w głowie męża. Alistair, który upatrzył w sobie pasję do polowania i jeździł razem z dziadkiem Bulstrodem konno oraz dwie dwulatki, które roztapiały nawet najtwardsze serca jednym błyskiem w srebrzystkich, dziecięcych loczkach. Wszystkie skrojone na kształt krwi, którą nosiła, ale obdarzone inteligencją i oryginalnością, którą niósł ich ojciec.  



1961 - teraźniejszość

Przez lata zajęła się edukacją, próbując walczyć z tym, co ją, jako uczennicę niszczyło. Brała pod swoje skrzydła dzieciaki, które nie było stać na szkolną wyprawkę; w tym czystomagiczne sieroty. Wypowiadała się otwarcie o konieczności propagowania tradycji w szkole, nauczaniu historii magii ze zwiększonym naciskiem i pozwoleniem dziewczynkom na edukację. Wychowywała swoje dzieci i promowała nazwisko na salonach, kiedy jej mąż pływał pośród własnych, zagubionych myśli. Nigdy nie doświadczyła większego cierpienia niż ból, nigdy nie obawiała się swoje życie. Ekscentryczna, nieznosząca krytyki, zamknięta w swoich myślach, choć nieustannie obecna. Spokój wśród chaosu, chaos wokół spokoju. Nigdy za dużo, nigdy za mało. Samotnicza, ale brylująca w towarzystwie. Trudna, przede wszystkim wyjątkowo trudna, gdy z łatwością można ją ocenić.  Uwodziła i karmiła  czarem, z zimną krwią bawiąc się uczuciami. Trochę z natury, trochę, by mieć kontrolę. Lubiła rolę szarej eminencji, nikt wszakże nie obawiał się matki piątki dzieci. Niewinna, ale okrutna, zła i podła. Troskliwa, ale samolubna. 

Rozchwiania, kapryśna, archetyp lwicy.
Archetyp Cesarzowej.

0
Pozostało PP
mind
0
Pozostało PM
4
4
0
OPCM
Uroki
Czarna magia
10
5
1
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
7
12
11
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka III — Opieka nad magicznymi stworzeniami
Wiedza i zrozumienie magicznych stworzeń
Leczenie magicznych stworzeń
Ścieżka IV — Astronomia i wróżbiarstwo
Numerologia i moc liczb
Kartomancja i systemy wróżbiarskie
Ścieżka VIII — Historia i kultura magiczna
Historia cywilizacji
Znajomość obyczajów i etykiety
Ścieżka X — Polityka i prawo
Znajomość prawa i regulacji
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
urok osobisty
sztuka kłamstwa i oszustwa
odczytywanie emocji i czujność
dyplomacja
Ścieżka XVII — Artyzm i twórczość
muzyka i śpiew
malarstwo i rysunek
Ścieżka XVIII — Sport
jeździectwo
taniec
Ścieżka XX — Poliglotyzm
język francuski

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-01-2025, 00:10

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Igor Karkaroff

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-16-2025, 13:22

Apollonie Crouch

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[18.08.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 szybkość
[21.09.2025] Nagroda za wydarzenie: Człowiek, który został ministrem +15 XP
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:04 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.