• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Suffolk, Dunwich, Przeklęta Warownia > Wejście do ogrodu
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-04-2025, 20:30

Wejście do ogrodu
W centrum ogrodu, rozciąga się duża polana otoczona wysokimi drzewami, co zapewnia prywatność i ustronne miejsce na odpoczynek. Wokół polany rosną wysokie drzewa, tworząc naturalną zaporę, która zabezpiecza ogród przed wzrokiem obserwatorów. Ich korony tworzą gęsty dach, chroniący przed nadmiernym nasłonecznieniem i nadając lasowi magicznego wyglądu. Drzewa są pokryte mchem, a ich pień jest pokryty liśćmi i drobnymi gałązkami. Miejsce to jest pełen dzikiego życia - ptaki śpiewają w koronach drzew, a wiewiórki skaczą z gałęzi na gałąź. W ogrodzie znajdują się ścieżki pokryte drobnymi kamyczkami, które prowadzą w różne kierunki i zapraszają do odkrywania tego miejsca. Z ogrodu prowadzi zejście na dziką plażę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
08-10-2025, 13:21
21 marca 1962 r.

Powieki uniosły się mocno, gwałtownie. Jak w jednej sekundzie skąpana w całkowitej ciemności wiedźma układała się w czarnych pościelach jak martwa, z dłońmi skrzyżowanymi w na piersiach, tak w drugiej zbudzona upiornymi wizjami poczuła, jak nocne suknie połykają łakome płomienie. Żywcem palona. Miewała w przeszłości wrogów, którzy dobrze poznali, jakie to uczucie, kiedy skóra w najgorszej torturze przypieka się i potem kruszy, topiąc raz po razie skotłowane pod żebrami wnętrzności. Tym razem noc ofiarowała jej wodospad tożsamych odczuć. Poczucie nagłej obcości, poczucie ciężaru przeszłości, które makabrycznie wgniatało ciało w materac. Usiadła sztywno, niemal mechanicznie. Szczupłe palce przesunęły się po rzeźbionej ramie łoża, szukając ognia, który iskrzył najmniejszą myśl. Lecz drewno pozostawało chłodne. Skóra w mrokach gładka, naciągnięta, istotnie, urokiem magicznego rytuały – wciąż nęcąca, skalana jedynie bliznami głęboko skrytymi w falbanach koszuli.
Przemożna ochota wydostania się z tych murów przejęła całkowitą dominację. Nie spoglądała na zegar. Po odsunięciu grubych ciemnych kotar i zwinnej podmianie stroju poczęła wywlekać z komód zbędne pamiątki, księgi, tkaniny. Przed oczami widziała dom Karkaroffów, otumaniona, pod władaniem sennych ilustracji, traciła pojęcie, gdzie właściwie się znajduje. Czy wciąż tam czy już w Anglii? Korytarze nie dawały odpowiedzi jednoznacznych, a wszystko, co wiązało się z dwudziestoletnim życiem na bułgarskiej ziemi, jawiło jej się obrzydliwe. Chciała by zgniło. Każde wspomnienie, każdy strzępek rzeczywistości, każdy najmniejszy ślad tamtej przeszłości. I tak też wywlekła stertę starych rzeczy do ogrodów. W utworzonym stosie brakło jedynie Yavora. Łakoma okropnej tortury dla przeklętego zdrajcy łatwo nasiąkała tragicznymi wyobrażeniami. Napędzały ją, podgrzewały krew w żyłach, iskrzyły różdżkę. Jakąż rozkoszą byłoby całkowite zerwanie z tamtym światem, całkowite wymazanie jego. Lecz czy mogłaby wtedy pozostawić w sercu Igora? Świat miał grać tak, jak mu nakazała. Rozpościerający się w duszy bunt nie szukał logiki, nie tworzył sensownych historii i rozsądkowych planów. Irina działała w amoku. Ten zryw zaowocował ogromnym płomieniem w ogrodach Przeklętej warowni.
Tylko ten wbity w sam środek stosu przedmiotów pal wydawał się jakiś niekompletny. Nasłuchiwała wycia, które nigdy nie nadchodziło.
- Brakuje tylko jego. Żywego, krzyczącego w najokrutniejszej torturze. Wyżeranego przez płomień, zniewolonego. Składającego pokłon śmierci i błagającego mnie o litość – wymówiła, nie odrywając wzroku od paleniska. Błysk ogników odbijał się w jej oczach, dłonie mrowiło od nieposkromionego pragnienia mordu. Dawno nie czuła w sobie czegoś takiego. Nie w takim natężeniu. Przemówiła zaś, domyślając się, kto nadszedł, kto pojawił się tuż za jej plecami. – Chcę krwi – wysyczała z namysłem, rysując w powietrzu różdżką niezidentyfikowany bliżej kształt. Cienki materiał zsunął się z przedramienia, odsłaniając mroczny znak – ten zdawał się wyostrzyć, bardziej nasycić czernią. W jej oczach ogień rozpływał się strumieniem po ścieżkach, wślizgiwał się po ścianach domostwa, próbował przedostać przez szpary w oknach, ogarniał wszystko, co było jej znane i upragnione. Połykał istnienia. Zapach palonej przeszłości napastliwie wdzierał się do nozdrzy. Chłonęła go chętnie. Pobudzone ciało potrafiło jednak utrzymać się w miejscu, widok stosu okazywał się całkiem hipnotyzujący.
Czuła, jak śmierć kładzie jej dłoń na ramieniu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
08-10-2025, 19:40
Bezsenne noce odeszły w niepamięć; ostatnie miesiące przyniosły ulgę i pozwoliły na pełną regenerację nawet po pojawianiu się Waldena. Chłopiec spał wyjątkowo spokojnie i długo, co było zaskakujące w świetle powszechnych opinii o dzieciach. Powiedzieć, że był grzeczny, to jak nie powiedzieć nic – nie przysparzał nam żadnych kłopotów, a wszelkie obawy związane z rodzicielstwem rozwiały się szybciej, niż mogliśmy przypuszczać. Zachowaliśmy codzienny rytm, nauczyliśmy dzielić się obowiązkami i nie obarczać się nimi nadmiernie, co niezwykle sobie ceniłem. Syn okazał się spoiwem, jeszcze mocniejszym i stabilniejszym niż elektryzujący dotyk, czułe słowa i uzależniający kolor oczu. Coś, co jeszcze dwa lata temu było niemożliwe, dziś było rzeczywistością – moim światem i wartością, jakiej nie wyobrażałem sobie porzucić. Zostawić w odmętach trefnych decyzji, tych których żałowało się przez całe życie. Dopiąłem swego, choć nie zamierzałem się tym chełpić, ułatwiłem, ale nie pozostawiłem drogi prostej, pozbawionej wszelkich przeciwności, wpłynąłem, lecz nie namawiałem – czekałem, mimo że cierpliwość nie była moją mocną stroną. Wciąż się uczyłem i nie uważałem tej nauki za powód do wstydu; tylko głupiec uznałby ją za swoją achillesową piętę.
Ten świt, w odróżnieniu od poprzednich, przywitałem nie w towarzystwie Lucindy i Waldena, a w czterech ścianach przestronnego gabinetu. Dzierżąc w palcach szklaneczkę ognistej przeglądałem raporty, lecz mój wzrok nieustannie mknął ku stercie manuskryptów. Polityka, choć w tamtym czasie odgrywała główną rolę w mojej zawodowej ścieżce, nie pociągała mnie tak, jak runiczne znaki układające się w skomplikowane wzory. Od samego początku wiedziałem, że podróże, podobnie jak przekleństwa, zejdą na drugi plan, ale wciąż trudno było mi się z tym pogodzić. Cel wymagał poświęceń, a ja byłem, właściwie musiałem być, gotów je ponieść Krótkim westchnięciem skwitowałem powrót do sprawozdania finansowego, ale nie dane było mi skupić się na nim zbyt długo. Kątem oka dostrzegłem przez szybę unoszący się, czarny dym, co właściwie od razu zerwało mnie na równe nogi. Zbliżyłem się do okna i uniosłem wysoko brwi zdając sobie sprawę, iż nie przewidziało mi się – widok ten nie był wyłącznie wytworem zmęczonego umysłu. Irina stała naprzeciw płomieni, którym bacznie się przyglądała; bez ruchu, bez zbędnych emocji. Tylko patrzała.
Odziany ledwie w letnią koszulę i spodnie opuściłem progi domostwa pragnąc upewnić się, czy ciotka nie postradała zmysłów. Pomysły miewała dziwne – to fakt, lecz nie przypominałem sobie sytuacji, w której zachowywałaby się równie absurdalnie i to wyłącznie w swoim towarzystwie. -Jego, czyli kogo?- spytałem zrównując się z nią ramionami. -Mogłaś mówić, że planujesz ognisko. Przyniósłbym pianki- rzuciłem wzruszając nieznacznie ramionami. W jej oczach płonął ogień – większy niż ten przed nami. Coś ją trapiło, ewidentnie coś nawiedziło. Koszmar przeszłości? Może zaś mara rzeczywistości, o której nie zdążyła mi powiedzieć?
Chcę krwi – te słowa dźwięczały mi w uszach, rozbrzmiewały echem w spragnionym adrenaliny umyśle. Od dawna żyliśmy zgodnie ze społecznymi normami, od pierwszego dnia w Suffolk wykazywaliśmy się fałszywą empatią i nie patrzyliśmy, nawet gdy oczy nalegały. Zachwialiśmy własną hierarchią wartości, aby tylko znaleźć się w tym miejscu – miejscu, którego wymagał od nas, a w szczególności ode mnie, Czarny Pan. -Czyjej?- spytałem w końcu obracając twarz w jej stronę. Mogła dostrzec to w moich oczach; mrok i pragnienie, tęsknotę za bólem. Cierpieniem ofiar.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
08-11-2025, 18:49
Jakby musiał pytać. Jakby już nie znał odpowiedzi, gdy paliłam stare albumy i przemycone do Bułgarii księgi. Gdy pozwalałam, by bezczelne płomienie pożerały suknię, którą zakładałam, aby dumnie trwać u jego boku. Jakby nie wiedział. Jakby nie znał diabła, którego cień ciągnął się nieznośnie za mym losem. Tego dnia te upiory napastliwie wżerały się w dawno zagrzebane w ziemi wspomnienia. To było nie do zniesienia. Pragnęłam więc destrukcji, pragnęłam wyrzucić resztki tamtego życia, zadrwić z sennej wizji, zrzucić z najwyższej wieży to, co pozostało we mnie po nim. Długo myślałam, że jestem wolna, długo doskonała forma i pewność utwierdzały mnie tylko w tym fantastycznym przekonaniu. Aż wreszcie dziś wpadłam w pułapkę, dziś zbudziły się wiek temu uśpione koszmary. Nie znosiłam tego uczucia.
- Truchła mego męża – obwieściłam donośnie, nie obracając ku niemu głowy. Yavor stał się odpowiedzią na wszystkie pytania Drew. Niezmiennie moje oczy rzucały wyzwanie piekącym widokom spalającej się sterty. Przeszłość gniła w żarze. Nic nie miało prawa się uratować. Trwałam przekonana, że oto nadchodziło oczyszczenie, którego do dzisiejszego poranka nie spodziewałam się potrzebować. Los jednak potrafił podrzucić pod nogi kamienie. Musiałam się przez nie przeprawić, aby dostać to, czego pragnęłam. – Nie chcę pianek. Przynieś mi wina – skomentowałam, przykładając dłoń do czoła. Wiatr rzucał ogniskiem na boki, zmuszając płomyki do dziwacznego tańca, lecz żadna iskra nie śmiała tknąć ani mnie ani jego. – Ci, którzy mnie zdradzili, umierają – kontynuowałam pełną patosu przemowę, chłonąc totalnie widok stosu. – Nie chcę niczego, co mi o nich przypomina. – Prócz Igora, którego nigdy nie mogłabym się wyrzec. Istniał we mnie zbyt silnie, zupełnie bezwarunkowo. W zupełnym przeciwieństwie do Yavora, który pogwałcił najmniejszą świętość naszego pielęgnowanego przez dwadzieścia lat dziedzictwa. Dla niego nie miałam żadnej litości. – Niechaj historia na nowo pisze się bez niego.
Gdy zaś spojrzałam na bratanka, ujrzałam bliźniacze pragnienie, upiorną ciemność odkrywaną przez odbijające się blaski płomieni. O tak, znałam żyjącego w nim ducha. Znałam pęczniejącą w nim potrzebę. – Idźmy po nich, Drew Macnairze. Wszystkich naszych wrogów. Żywych i martwych. Nie umierają, gdy wspomnienia o nich pozostają cenne w umysłach żyjących. Miałam sen. Wielki sen. Czuję, że już najwyższa pora, by chwycić dłuto i wyrzeźbić świat wedle naszych zasad. Czy rozumiesz? – zapytałam przepełniona wciąż grozą i tak silną emocją. Pragnieniem, które niewielu znanych mi ludzi potrafiłoby pojąć. Ja jednak trwałam w przekonaniu, że akurat jemu nie musiałam tego tłumaczyć. Zbyt długo gniliśmy już zapchnięci na pomniejsze karty historii. – Zasługujemy na więcej. Weźmy to, a nikt nas nigdy nie zlekceważy – kusiłam go głośno, gotowa tu i teraz wymordować sto szlam. W imię nowego życia. W imię chwały rodziny Macnairów. Wedle woli Czarnego Pana. Doły w ziemi należało wypełnić człowieczymi resztkami. Gdy umrą nasi wrogowie, nikt nie zakwestionuje siły tej rodziny. Nikt nie stanie nam na drodze. Przejmujące hasła wirowały w mej głowie, rozpędzając serce. Charakterystyczna woń palonych papierów wdzierała się do naszego wnętrza wspólnie z oddechem. Obietnica przemiany, obietnica pochwycenia nowego losu nigdy nie stała tak blisko nas. Poranek rozdzierał mą duszę energią tej idei, nie mogłam tego zignorować, nie mogłam porzucić się doskonałej okazji do ulepienia rzeczywistości na nowo. Robiliśmy to, owszem, lecz do tej pory poruszaliśmy się ostrożnie. Tu i teraz czułam, że oto nadeszła pora na stanowcze kroki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
09-05-2025, 17:42
Przyglądałem się Irinie z coraz większą dozą niepewności, a jednocześnie niezrozumienia. Sprawiała wrażenie opętanej przez demony przeszłości, których pragnęła pozbyć się w jęzorach ognia, rozpierzchnąć w czarnym dymie coraz śmielej rozlewającym się po niebie. Wspomnienie truchła męża zdziwiło mnie jeszcze mocniej; rzadko o nim mówiła, zwykła unikać tematu pobytu na bułgarskiej ziemi – właściwie ograniczyła to do szczerej, pamiętnej rozmowy, podczas której obydwoje zdradziliśmy swe najskrytsze tajemnice. -Po co ci jego truchło? Chcesz go wypchać i postawić na kominku?- spytałem wyginając wargi w kąśliwym wyrazie. Próbowałem obrócić to w żart, podobnie jak całą irracjonalność tej sceny – zachowania, jakie nijak miało się do zrównoważonej i pewnej siebie kobiety. Może była pijana? Wątpiłem, aby sięgnęła po coś gorszego, coś czemu brakowało w tym domu poparcia. Nie osądzałem zwolenników zakazanych środków – to był ich wybór, ich decyzja i droga, jaką zamierzali podążać bez zachowania klarowności myśli, aczkolwiek otwarcie mówiłem o swej niechęci wobec takowych. Skłamałbym twierdząc, że nigdy nie wpadły mi w dłonie, ale na palcach jednej ręki mogłem policzyć, ile razy dałem się skusić – zwykle będąc już pod mocniejszym wpływem bursztynowej przyjaciółki. -Tobie wina już chyba wystarczy- mruknąłem żałując, że nie wziąłem ze sobą piersiówki. Może warto było po nią wrócić? Przeczuwałem, że czeka nas długa rozmowa. -Irina zjadłaś nieświeży gulasz? O czym ty mówisz?- ściągnąłem brwi uzmysławiając sobie, że naprawdę nic nie rozumiałem z tej sytuacji. -I uznałaś, że najlepiej to spalić akurat teraz? Doznałaś olśnienia?- przeciągnąłem dłonią po zmęczonej twarzy, być może w nadziei, że był to sen. Ledwie mara, która miała odejść wraz z otwarciem powiek – ale nie, to działo się naprawdę. Ciotka postradała zmysły.
A potem było już tylko gorzej. Wpatrywałem się w nią, gdy zdecydowała się wygłosić jakże patetyczną mowę, której bezpośredni wydźwięk podkreślało moje imię i nazwisko – a raczej sposób, w jaki go wypowiedziała. Nigdy tego nie robiła, nie wytyczała moich ścieżek, lecz je wspierała, nawet gdy nie popierała podejmowanych przeze mnie decyzji. Dlaczego więc zapragnęła krwi wrogów akurat teraz? Jak zamierzała zaspokoić to pragnienie? Wzrok, który jeszcze chwilę wcześniej wyrażał aprobatę i kryjący się w odmętach umysłu mrok, teraz zdradzał kompletną dezorientację. Nie wiedziałem, czego właściwie byłem świadkiem. -Nie, nie rozumiem. Mówisz tak, jakbyśmy zadowolili się obecną sytuacją i czerpali garściami z dostatniego życia, a tak nie jest. Nikt z nas nie spoczął na laurach, nikt z nas nie pogodził się z obecną sceną polityczną i robimy co w naszej mocy, aby to zmienić. Lecz to nie my Irino decydujemy, kiedy nadejdzie właściwy moment, kiedy krew zbruka angielskie uliczki i czy w ogóle do tego dojdzie.- odparłem kręcąc głową, po czym wbiłem spojrzenie w ogień. To on jako jedyny miał prawo głosu, to Lord Voldemort był panem życia i śmierci. Nie śmiałem podważyć jego rozkazu, nie byłem godzien zaatakować nie mając wyraźnego polecenia. Wpierw sądziłem, że miała na myśli jedną osobę – czarodzieja lub czarownicę, która zaszła jej za skórę, ale swymi słowami uzmysłowiła mi, że pragnęła wszystkich wrogów – a oni pozostawali poza naszym zasięgiem. Jeszcze.
-Zachłanność bywa zgubna. Tak samo jak beczka wina- mruknąłem mając nadzieję, że naprawdę przeholowała z ilością wypitego alkoholu. -Ale ja chyba muszę się napić- dodałem przenosząc na nią spojrzenie, a następnie na dom dając tym samym znak, że może czas do niego wrócić.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
09-13-2025, 16:04
Tobie wina już wystarczy, śmiał rzec, kiedy nawet jeden łyk nie topił się właśnie w mej krwi. Coś innego mnie rozpalało, coś innego śmiało mi się w twarz w bezczelnej prowokacji. Drew nie pojmował, skąd gorycz snów i tortura zdradzieckiej rzeczywistości. Oczywiście, że nie rozumiał. Jakże mógł, skoro demonstrowałam upiorny gniew, szczędząc mu choćby mdławego wyjaśnienia. Przeszłość, która wracała, by gnębić mnie, by gnębić mą rodzinę, tak okrutnie zadrapywała trwające chwile. Odżywała koszmarem i coraz większą niewiadomą. Nietrudno było zagnać wyobraźnię do kreowania kaleczących ilustracji. Nietrudno było uwierzyć, że jego powrót oznaczał moje katusze. Oto zachwiać się miała cała droga budowana konsekwentnie przez ostatnie dwa lata. To nie śmierć stawiał przede mną. Śmierć uczyniłam przyjaciółką, zaś jego najgorszym wrogiem. Lawirujące w niepokoju myśli gnały mnie do czynów dalekich od rozsądnego i wyważonego postępowania. Mój mąż postawił mnie nad przepaścią, sprawiając, że nawet w objęciach księżyca nie znajdowałam spokoju.
- On wrócił, Drew – przemówiłam poważnie, obracając ku niemu wejrzenie. – Yavor Karkaroff wrócił. Ukartował swą śmierć, a teraz jest tutaj, w Anglii. Znalazł mnie i Igora – zakomunikowałam z namiastką trwogi. Poważne miałam obawy względem tych zdarzeń, a mój bratanek przecież doskonale zdawał sobie sprawę – tak sądziłam – że mało co mogło przepełnić mnie autentycznym lękim. – Wszystko doskonale zainscenizował. Wiedział, że gdy zastanę go w łożu z inną kobietą, to go zabiję. Perfidnie więc podstawił kogoś, sam zaś skrył się na te lata. Teraz zjawia się tu, w Anglii, niedługo po przedstawieniu Grindelwalda. Nie wiem, jakie ma intencje, ale już zdołał swym powrotem skłócić mnie z Igorem – opowiedziała z goryczą i przeszła powoli wokół ogniska. Brązową falą włosów kotłowały się naprawdę brutalne i podłe scenariusze przyszłości. – Najchętniej zrobiłabym to znów. Zadźgała go na śmierć. Okrył mnie hańbą, podstępnie oszukał, uznał za niegodną zaufania, uczynił aktorka w swoim parszywym spektaklu. Rozpala mnie żądza krwi. I niepokój o Igora, o naszą rodzinę. O zamiary Yavora i ludzi, z którymi zawarł sojusz. Jego wierność wobec Grindelwalda jest nie do podważenia. To nie przypadek, że zjawił się teraz – podzieliłam się swymi przypuszczeniami, stając naprzeciw Drew. Stos oddzielał od siebie nasze sylwetki. Nie ufałam mężowi, uwierała mnie myśl, że nie znałam jego szczerych motywacji i planów. Lubiłam mieć kontrolę nad sytuacją, a on przyszedł i samą swą obecnością natychmiast wytrącił mi ją z rąk. Zachwiał bezczelnie dobrze już ułożoną angielską rzeczywistością.
– Wybacz, Drew. Trudno mi przyjmować ten stan ze spokojem. Mój sen… okazał się złowieszczy i nad wyraz prowokujący względem tych wieści. Nie zamierzam pozwolić, by ten człowiek zagroził naszej rodzinie i naszej sprawie – skończyłam, uznając, że jestem gotowa oddać płomieniom cały wewnętrzny pogrom. Wyrzucone przed kimś ślady udręki zadziałały wręcz terapeutycznie. Poczułam się lżej, nawet jeśli nie przejawiałam nigdy skłonności do zwierzeń. Dwie moje dłonie wzniosły się. Jedna z nich trzymała różdżkę. Przywołane do porządku palenisko natychmiast zgasło. Duchota przestała trawić moją duszę. Mój manifest teraz powinien być dla Macnaira bardziej zrozumiały. Owszem, przez tamtą chwilę trwałam na granicy obłędu. Owszem, byłam gotowa iść i nieść natychmiastową śmierć wrogom. Cały ten gniew posiadał jednak źródło, o którym mój rozmówca nie wiedział. Uznawałam go zaś za godnego poznania prawdy, za dostatecznie zaufanego. Nie od dziś. Mąż, któremu przejawiałam lojalność, z którym budowałam dwadzieścia kilka lat rodzinę i wspólną sprawę, więcej niż jeden raz pogwałcił wszystko to, w co wierzyłam. Musiałam chronić wszystko, co było mi drogie, przed rozpadem i jego misternymi intrygami.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
09-30-2025, 20:30
Gdy jej słowa dotarły do mych uszu, nie odpowiedziałem od razu – obdarzyłem ją jedynie krótkim spojrzeniem, które po chwili utkwiło w jęzorach ognia; żywiole równie nieposkromionym, co nieprzewidywalnym. Ciotka miała w sobie coś z niego – żar tlił się w jej duszy, pragnąc dosięgnąć niemożliwego, lecz obdarta z włókien kłamstwa prawda pozbawiała jej najcenniejszej ze wspólnych cech: kontroli. Pełnej i niezaprzeczalnej, groźnej i budzącej szacunek, ale też lęk - tej samej, która czyniła ją kimś więcej niż tylko kobietę uwikłaną w sieć własnych ambicji. Bez niej pozostawała naga i bezbronna, niczym płomień pozbawiony tlenu; skazana na powolne dogasanie. Nie z powodu jego powrotu, nie przez popełnione błędy, lecz głęboko dotkniętą dumę i skąpaną – najpewniej – w morzu niepowodzeń satysfakcję, które w ostatnich latach niosły ją przez życie z wysoko uniesioną głową. Powaga bijąca z jej oczu i irracjonalność czynów nawet przez moment nie pozwoliły mi wziąć doniesień za ledwie mierny blef, czy pijacką halucynację. Pozwoliła się ograć niczym małe dziecko tudzież – w co trudno było mi uwierzyć – wynieść swe czyny poza rzeczywistość i nakarmić mnie obłudą, historią, jaka wydarzyła się wyłącznie w jej bujnej wyobraźni. -Jak mógł ukartować własną śmierć?- spytałem czując jak narastała we mnie złość. Powodów takowej było wiele, choć najważniejszym sama jego obecność, nie życie. Codzienność starego Karkaroffa była mi zupełnie obojętna; mógł istnieć gdzieś daleko, trawić każdy z pozostałych dni, bawić swe nowe pociechy i roztrwaniać majątek – nie dbałem o to, nie dbałem o niego. Mógł łapać dech, byle jak najdalej od nas, od stworzonego przez nas świata, w którym nie było dla niego miejsca, jakie w żaden sposób go nie potrzebowało. A jednak pojawił się – i z pewnością miał w tym konkretny cel, powód, dla którego kazał czekać na siebie przez minione dwa lata.
Słuchałem Iriny w kompletnej ciszy. Nie wchodziłem jej w słowo, nie pozwoliłem sobie nawet na kpiący śmiech – opowiadana przez nią historia nie zostawiała miejsca na żarty. Gdy skończyła, powróciłem do niej spojrzeniem; zmrużone powieki i ściągnięte brwi zdawały się mówić same za siebie. Gniew zaczął mnie pochłaniać.
-Jak mogłaś dać się tak oszukać?- spytałem, starając się zachować choć pozorny spokój.
-Nie było żadnych symptomów? Znaków, że to wszystko może być jedynie pułapką? Po co miałby to robić?- głos, mimo że pozbawiony złowieszczego tonu, brzmiał pewnie i chłodno. Nie dopuszczał sprzeciwu ani – co ważniejsze – ucieczki od trudnych kwestii. Od tematu, który mógł odsłonić słabości i obnażyć błędy – pomyłki, jakie w najbliższym czasie wymagały bezwzględnej korekty. Decyzji nieodwołalnych i ważących losy.-Przez tyle miesięcy nikt, ale to kompletnie nikt nie zdradził ci prawdy?- próbowałem to zrozumieć, ale nie potrafiłem. Naprawdę nie miała tam nikogo, kto gotów był wyprowadzić ją z błędu? Zdradzić sekret, który jednocześnie był jej największą porażką? Najwyraźniej wschodnie ziemie były jej jeszcze dalsze, niżeli zakładała. -Co planujesz?- spytałem, choć dla mnie droga była tylko jedna.
-I zrobisz- odparłem bez zastanowienia. -Tylko tym razem zadbaj, żeby ponownie nie zrobił z ciebie- przerwałem zacisnąwszy wargi. Nie chciałem sięgać po zbyt mocne słowa – choć te same cisnęły się na usta. -Aktorki w swym spektaklu- powtórzyłem po niej.
-Nie łudźmy się, że intencje są czyste, obarczone wyłącznie tęsknotą- nikt nie byłby na tyle naiwny, aby w to uwierzyć. Szczerze liczyłem, że ani ona, a tym bardziej Igor, nie dadzą mu się zwieść przez wzgląd na łączącą ich przeszłość. -Myślisz, że przybył to ze względu na Grindelwalda? Wątpliwe- zawyrokowałem – być może niesłusznie – po czym zacisnąłem nieznacznie dłonie w pięści i wolno wypuściłem powietrze z ust.
-Ja też nie, więc wiesz, że nie ma innego wyjścia- uniosłem na nią poważny wzrok i zbliżyłem się do niej chcąc, by te słowa wybrzmiały jeszcze bardziej – donioślej, aby nie miała cienia wątpliwości, iż nie czyniłem sobie z niej kpin. -Jeśli nie ty, to ja to zrobię- dodałem zaciskając nieznacznie palce na jej ramieniu. Musiałem chronić naszą rodzinę, taka była moja powinność i obowiązek. To im obiecałem, gdy przekraczali progi Przeklętej Warowni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Irina Macnair
Śmierciożercy
Wspomnienia są jak zwłoki. Po wydobyciu nigdy nie są takie same.
Wiek
45
Zawód
kostucha, matka i rzeźbiarka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
wdowa
Uroki
Czarna Magia
0
30
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
6
5
Brak karty postaci
10-12-2025, 18:01
– Jak widać mógł – przyznała jadowicie, nie kryjąc wcale swej pogardy dla tego, co odsłonił powrót Yavora Karkaroffa do żywych. Zaś ten powrót oznaczał nie tylko jej porażkę, lecz i udrękę. Ciągnął za sobą sieć starych kłamstw, wręcz całą lawinę niewygodnej, kąsającej przeszłości, która spróbuje pogrzebać to, co zdołali zbudować w Anglii. Myśl o wierze w choćby skrawek jego zamiarów, w choćby jedno ckliwe słowo dusiła ją tak, że gotowa była prędzej zdechnąć, niż ponownie stać się jego osobistą partnerka w zbrodni. – Musiał nad tym długo pracować, żałosne, że uczynił własną żonę niegodną tej tajemnicy – dodała jeszcze, kręcąc w niedowierzaniu głową. Lecz to, co widziała, nie podlegało dyskusji. Nie był iluzją, Igor zweryfikował jego myśli. Nie było mowy o kolejnej absurdalnej mistyfikacji. Za to teraz, w obliczu wychodzących na światło dzienne podłych sekretów, jeszcze mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że ten mężczyzna z rozmysłem pogwałcił lata małżeństwa, dobrze pracującą inwestycję. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Niechaj gnije samotny i skazany na wieczną pokutę za siatkę bzdur, które sam sprowadził na swoją głowę. I którymi zatruł całą ich rodzinę.
– By uciec przed wrogami, których nie był w stanie sam wymordować. On, ten, który czynił przerażające rzeczy jako jeden z najbardziej zaufanych ludzi Grindelwalda. Wrócił, twierdząc, że kierowała nim potrzeba ochrony bliskich. Ależ trujące są jego kłamstwa. Nie znam człowieka bardziej perfidnego od niego – wymówiła ze wzgardą należną najgorszemu wrogowi. Lista jego przewinień wydawała się nie mieć końca, lecz najpodlejsze było to, jaką formę wybrał: w sekrecie przed bliskimi, w absolutnym braku poszanowania i braku zaufania dla tych, którzy trwali jako jego najwierniejsi i najmocniejsi sojusznicy. – Bo nikt nie wiedział, Drew. Doskonale to sobie zaplanował. Ze mnie zrobił narzędzie, byłam mu niezbędna do osiągnięcia celu. Fantastycznie pokazał, czym dla niego było nasze małżeństwo, syn, nasza rodzina. Dla mojego dobra pozwolił mi uwierzyć w najokrutniejszą zdradę, pozwolił uwierzyć, że go zabiłam – wyznała drwiąco, śmiech echem rozpłynął się po przestrzeni ogrodów. – Czuję pogardę do samej siebie na myśl o tym, że dałam się tak przechytrzyć – wypowiedziała z goryczą, której być może nigdy wcześniej nie był świadkiem. Nie ukrywała swej słabości, nie próbowała udawać, że to Yavor zwyciężył w tamtej partii, że to ona w całej tej sprawie musiała przyjąć osobistą porażkę. Nie zamierzała przed tym uciekać. Musiała to naprawić. – Że chodzi mu wyłącznie o rodzinne sentymenty – wątpię. Grindelwald powracający z wygnania, Yavor powracający do żywych. To nie przypadek – zakończyła, obracając ku niemu spojrzenie. Zamierzała się tego powiedzieć, przedrzeć się przez odmęty nowych i starych tajemnic, wydrapać mu je tak, jak uczyni to z dołem, w którym spocznie. Powinien zginąć. Rozumiała to aż za dobrze, Drew nie musiał nic mówić. Czuła, jak zamęt zbliża się do bram domu. Już zmącił spokój, już wkradł się między więzi matki i syna. Mężczyzna, który dał jej moc i dał jej Igora, miał teraz przez tę samą moc zginąć. Tym razem definitywnie. – Ani przez moment nie sądziłam, że jest inne.
Lecz niedane jej było mieć pewność, co sądził ten, który postanowił odciąć się od własnej matki. Ten, który trwale spajał los Iriny Macnair los z losem starego Karkaroffa. I ten, który jako jedyny mógł wstrzymać gilotynę, którą ta już zaczynała szykować. – Wierzę, że nie będziesz musiał – oświadczyła z powagą należną sprawie. Yavor wcale nie był łatwym przeciwnikiem i byłaby ostatnią idiotką, gdyby to kwestionowała, ale zamierzała dzieła dopełnić. To się nie wydarzy ani dziś ani jutro, to się nie zadzieje w najprostszy, szybki sposób. Potrzebowała dobrego planu, ale najpierw powinna rozeznać się w zamiarach tego, kto tak chętnie znów się ku niej kieruje. Wiedziała, że na Drew może liczyć, lecz ten problem i ta mordercza powinność powinna zakończyć się na niej – choć obiecała sobie, że nie zamknie się na żadną z opcji. Nigdy nie umiała przyznawać się do błędów, jeszcze trudniej jej było poprosić o pomoc – nie w tej sprawie - cały czas musiała mieć kontrolę. A tę kontrolę przez powrót męża tymczasowo utraciła. Należało więc zrobić z tym porządek. I z Yavorem i z tym, co burzyło się w przestrzeni jej myśli. Bez tego okaże się zbyt słaba, zbyt niegodna.
- Wracajmy – odezwała się ciszej, gdy sterta przed nimi dogasała, wypluwając resztki dymu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
11-11-2025, 17:28
-Trudno, aby uczynił częścią tajemnicy osobę, która najpewniej miała być celem mistyfikacji- odparłem nie mając pojęcia o źródle tejże złości i braku zrozumienia, wszak to ona miała zostać wciągnięta w wir jego kłamstw. Tylko idiota planując zasadzkę opowiedziałby o detalach własnej ofierze. Mimo wszystko nadal zagadką pozostawał rzeczywisty powód podjęcia równie drastycznych kroków; chodziło wyłącznie o ukartowanie własnej śmierci, czy stało za tym coś więcej? Wygodnym okazało się obarczenie winą matki jego syna? Dlaczego? Wiele kwestii było niejasnych i obawiałem się, że sama Irina nie potrafiła ich skutecznie i dosadnie wyjaśnić.
-Chodziło o Ciebie, czy o niego?- spytałem wprost. Czas na ukrywanie prawdziwych motywacji zniknął wraz z jego powrotem. Nie mogliśmy pozwolić sobie na wciągnięcie w kolejną grę i – co ważniejsze – dopuścić do utraty Igora, bo choć był inteligentnym czarodziejem, to niekiedy rodzinne więzy zakładały okowy, zaburzając tym samym racjonalne podejście, a przede wszystkim myślenie. Nie było w tym nic złego; każdy z nas miał słabe punkty, każdy podejmował błędne decyzje w nadziei, iż były najlepszym wyjściem z sytuacji. Trudno było mi sobie wyobrazić co czuł i jakie miał o tym wszystkim zdanie – był zbyt silny, aby się poddać, ale wciąż zbyt młody, aby przezwyciężyć emocje. Chyba nadal nikt z nas – Macnairów – tego nie potrafił. -Może tak naprawdę o jedno i o drugie?- spytałem nie potrafiąc do siebie dopuścić myśli, że można było być takim tchórzem.
Był to wyłącznie sposób na ucieczkę przed wrogami? Sfingowanie śmierci, a potem co? Działanie z ukrycia? W czyim imieniu? Gdzie i w jakim celu? Kto był tego częścią? Absurdem była wiara, iż pozostawał sam w tej misternie utkanej intrydze. -Musiał mu ktoś pomoc. Ktoś musiał wiedzieć Irino- stwierdziłem czując, iż sama już dawno to zrozumiała, dlatego niezbędnym było, aby wybrzmiało to głośno. Zwłaszcza, że zdawała się tego do siebie nie dopuszczać. Miała więcej niż jednego wroga. Przeciwnika, który być może w tamtych stronach pozostawał jedynym godnym rozmowy. -Pamiętaj, że tych wszystkich rzeczonych okropności nie czynił w pojedynkę. Grindelwald miał wielu zwolenników, wielu oddanych ludzi, którzy z pewnością nie porzuciliby swoich nawet po jego przegranej. Zwłaszcza jeśli był dla niego taki istotny. Chyba, że wyłącznie on był spoiwem- odparłem. Wiedziałem, że jego poplecznicy ugrzęzli w bagnie, do którego sami się wpędzili, ale wciąż, najpewniej, pozostawali sobie wierni. Oczywiście – wolałem być w błędzie, bo to tylko umacniało naszą pozycję, jednakże starałem się spojrzeć na sprawę obiektywnie. Nawet skażone do cna dusze znały wartość lojalności.
-Zastanów się czy na pewno byłaś tylko narzędziem. Może liczył na to, że resztę swojego życia spędzisz w zamknięciu? Może to nie zaszłości były problemem, lecz ty?- teoria trudna, acz niemożliwa do przemilczenia. W cwanych umysłach plany nie kreowały się w moment, a długimi miesiącami, nierzadko nawet latami. Yavor był mi obcy – nie znałem go, ale to czego się dopuścił pozwoliło mi wierzyć w jego umiejętności; paskudne i jednocześnie godne podziwu. -Powód rodzinny zradza kolejną wątpliwość. Co, jeśli chodzi mu wyłącznie o Igora? Co, jeśli od samego początku o niego chodziło? Irracjonalnie i pokrętnie, ale te sentymentalne bzdury budzą takie podejrzenia. Naprawdę bałby się innych na tyle, aby pozwolić wszystkim wierzyć we własną śmierć? To nie ma sensu- zasugerowałem wpatrując się w ciotkę. Zapewne dopiero kolejne długie dni spędzone na analizie, rozmyślaniu i poszukiwaniu właściwych odpowiedzi przyniosą relatywnie zadowalające wnioski, bowiem tu i teraz także mi ciężko było zebrać myśli. Uspokoić palącą złość, zdusić mnożące obawy – gardziłem tymi uczuciami, brzydziłem się ich, a mimo to wówczas nie potrafiłem stawić im czoła.
-Jeśli rzeczywiście kierował się wyłącznie tchórzostwem możemy odetchnąć z ulgą- nieprzyjemną i gorzką, lecz wolną od zmartwień. Od problemów i nienawiści uciekać można było na różne sposoby, ale te – wolniej tudzież szybciej – zawsze wracały. Zawsze doganiały. To nie była pępowina, której pozbywało się jednym cięciem. -Ja też w to wierzę i liczę, że nie spotka mnie zawód- wiedziała, że miała we mnie lojalnego sojusznika, który gotów był sięgnąć po różdżkę, ale też powiedzieć prawdę – obojętnie jak ciężką do przyjęcia. Karmiący się ckliwymi gadkami i fałszywym nic się nie stało, byli słabi. A my nie mogliśmy sobie na to pozwolić.
Nim ruszyłem w kierunku domu jeszcze przez moment patrzałem jej w oczy – być może szukając odpowiedzi, być może pragnąc udowodnić, iż ma moje wsparcie. Najpewniej jedno i drugie. Skinąłem głową, po czym puściłem jej ramię i skierowałem swe kroki do wnętrza Przeklętej Warowni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:30 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.