• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Riven Thorne
Riven Thorne
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Adam i Miranda
Aspiracje
Przejąć bar ciotki Boyle
Amortencja
piwo, bryza morska, pasta do zębów
Różdżka
10 cali, elastyczna oraz prosta. Jaśminowiec z łuską hipokampusa
Hobby, pasje
taniec, mężczyźni
Bogin
ojciec z mugolską bronią
Umysł
Data urodzenia
13.05.1938
Miejsce urodzenia
Londyn, Anglia
Miejsce zamieszkania
Cardiff, Walia
Język ojczysty
Angielski
Genetyka
Jasnowidz
Ukończona szkoła
Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart
Zawód
barmanka w tawernie \"Pod Mewą i Księżycem\"
Czystość krwi
Półkrwi
Status majątkowy
Zakurzona sakiewka
Ciało
23
165
51
Wiek
Wzrost
Waga
niebieski
blond
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Dość wysoka i szczupła. Obdarzona kobiecymi kształtami. Porusza się zwinnie, niektórzy mówią, że bardziej skacze niż chodzi.
Znaki szczególne
Posiada bliznę wzdłuż prawego ramienia.
Preferowany ubiór
Nosi głównie spódnice, które raczej nie sięgają nawet kolana. Koszule, w których rozpięte ma górne guziczki. Najczęściej również podwinięte rękawy. Lubi kolory, barwne chustki, którymi związuje włosy, gdy stoi za barem. Kolorowe wisiorki na szyi i kilka pierścionków z tanimi kamykami.
Zajęty wizerunek
Lauren de Graaf
Obrazek postaci

1938 - Moje narodziny

Moje życie nie mogło być szczęśliwe i usłane różami, skoro urodziłam się trzynastego w piątek. Przyszłam na świat w Londynie, moimi rodzicami była para młodych ludzi, świeżo po ślubie. Ojciec był mugolem, moja matka - czarodziejką, która zdecydowała się porzucić magiczny świat, aby być z moim ojcem. Jak myślicie, jak trwałe jest małżeństwo, które od samego początku oparte jest na kłamstwie? Moja matka ukrywała swoje magiczne zdolności, nigdy nie widziałam jej z różdżką w ręce. Gotowała, prała, prasowała, cerowała skarpety. Wszystkiego nauczyła się sama. Ojciec za to pracował w Londyńskim porcie, nie było go całymi dniami. Nie został powołany do wojska, pracował w transporcie, co było jednym z zawodów kluczowych, dzięki czemu uniknął walki na froncie. Wracał do domu wieczorem, jadł obiad i resztę dnia spędzał na kanapie. Pamiętam, że rodzice czasami się kłócili, a ojciec lubił nadużywać alkoholu i kiedy był pijany - potrafił uderzyć matkę. Nasze życie nie było spokojne. Okres mojego dorastania przypadł na II Wojnę  Światową. Pamiętam bardzo ciemne noc. Ponieważ gasili wszystkie światła na ulicach. Pamiętam strach przed nalotami i zabawę w wojnę z kolegami na podwórku. Mimo tego wszystkiego, matka starała się nauczyć mnie wszystkiego co sama potrafiła. W razie, gdybym została sama, a ona i ojciec ucierpieli w wyniku wojny. Matka uczyła mnie wszystkiego co sama potrafiła. Nauczyła mnie czytać i pisać, w jaki sposób ugotować ziemniaki i jak się parzy herbatę. Wszystko to, co rosnące dziecko potrafiłoby samo zrobić. 
Pamiętam, jak pewnego dnia bardzo się zezłościłam, że nie pozwoliła mi wyjść na podwórko, aby pobawić się z koleżanką z sąsiedztwa. Pękł wazon, rozlała się woda i wypadły kwiaty, które poprzedniego dnia mama otrzymała od ojca. Jej spojrzenie. Pełne przerażenia. Gdy zobaczyła, że na nią patrzę, odwróciła wzrok i próbowała przekonać mnie, że kupiła ten wazon niedawno i musiał być już uszkodzony. Ale od tamtego dnia obserwowała mnie uważnie. Ponieważ działy się dziwne rzeczy. Rosły mi bardzo szybko włosy, ledwie mama przycięła mi grzywkę, a kosmki ponownie wchodziły mi do oczu. Gdy pochłonęła mnie jakaś zabawa, lalki potrafiły zacząć unosić się w powietrzu. Na szczęście wszystko działo się pod nieobecność ojca. A każde takie zachowanie, mama przerywała krzykiem. Swego czasu dużo na mnie krzyczała.



1949 - Śmierć matki, pierwsza wizja

Dorastałam szybciutko, w maju skończyłam jedenaście lat i niedługo potem dostałam list. 
Pewnego ranka sowa wpadła przez otwarte okno do naszej kuchni. Ojciec jadł zupę mleczną, ja wycierałam talerze, a mama je myła. Sowa narobiła strasznego rabanu, obiła się o zasłonki, uderzyła w szafkę kuchenną. List rzuciła tak, że upadł przede mną na podłogę. Gdy po niego sięgnęłam, matka zrobiła to szybciej i schowała za fartuch. Wtedy się zaczęło. Wygnano mnie do mojego pokoju, z uchem przyklejonym do framugi drzwi pierwszy raz usłyszałam kłótnię. Słyszałam krzyki, padały dziwne nazwy, których nie znałam. Czarodziejka, Hogwart, różdżka, magia. Przecierałam oczy ze zdumienia i dłubałam w uchu, jakby starając się je wyczyścić, bo może źle umyłam je wieczorem i coś mi się przesłyszało. Gdy wróciłam do kuchni ojca nie było, matka siedziała na podłodze zapłakana trzymając się za policzek, list leżał rozpakowany na stole. Sięgnęłam i przeczytałam. “Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.”
Ojciec nie wracał. Nie wrócił tego dnia wieczorem z pracy, nie pojawił się także kolejnego dnia. Próbowałam z mamą porozmawiać, dowiedzieć się co się stało i dlaczego tata nie wraca. Co to jest ten Hogwart i dlaczego dostałam ten list. Ale mama milczała, nie chciała ze mną na ten temat rozmawiać. Minęło kilka dni, bardzo ciężkich dni, podczas których mało jadłam i nie chciałam się bawić. Atmosfera w domu była przytłaczająca. W końcu, pewnego wieczora coś się zmieniło. Jak co dzień, dostałam kolację i szklankę wody do popicia. Utkwiłam w niej swoje spojrzenie. Poczułam się dziwnie, dreszcz przeszedł mi po plecach i gęsia skórka pojawiła się na ciele. Nagle ta woda zaczęła przypominać nasz dom. Drzwi wejściowe. Drzwi, które otworzyły się na oścież, a w nich stał tata trzymając w dłoni broń. On przyjdzie z bronią. Takie słowa, powiedziałam do matki. Spojrzała na mnie dziwnie, ale gdy je powtórzyłam, z pełną powagą, jakiej nigdy u mnie nie widziała, poderwała się z krzesła. Nie minęło dosłownie dwie minuty, kiedy drzwi naszego domu faktycznie się otworzyły. Stał w nich ojciec, trzymał strzelbę. Krzyczał coś, za nim stali inni mężczyźni. Matka rzuciła się w moją stronę. Szarpnęła mną i rzuciła się do salonu. Mieliśmy tam duży, nigdy nieużywany kominek. Zanim ojciec, swoim pijackim krokiem zdążył do nas dotrzeć, ja już stałam w środku i trzymałam dziwny proszek. Ostatnie słowa jakie pamiętam, które wypowiedziała moja matka brzmiały “Rzuć to pod nogi i powiedz do Cardiff. Do ciotki. Zrób to”. Widziałam jak ją postrzelił, a gdy rzucałam proszek sobie pod nogi i wypowiadałam Cardiff - mierzył do mnie.
Dookoła mnie pojawił się wtedy zielony ogień. Nie wiedziałam jeszcze, że to sieć Fiuu i przetransportuje mnie bezpośrednio do gabinetu w barze. Wypadłam z kominka z krzykiem, płaczem, trzymając się za prawe ramię, z którego lała się krew. Ciotka Boyle siedziała za biurkiem, patrząc na mnie z przerażeniem. Widziałam ją raz w życiu, ale poznałabym ją wszędzie. Ona za to zdecydowanie nie spodziewała się mojego przybycia. Nie w takim stanie. Nie pamiętam do końca co działo się dalej. Ciotka opowiadała mi kiedyś, że bardzo dużo czasu zajęło jej doprowadzenie mnie do stanu, w którym mogłam opowiedzieć jej co się stało. Opatrzyła mi ranę, położyła w jednym z pokoi na piętrze i jedna z barmanek, która u niej pracowała, spędziła ze mną całą noc. Wiem, że ciotka tej samej nocy dotarła do Londynu. Zastała zdezelowany dom, moja matka została zastrzelona. Ciotka powiadomiła odpowiednie służby, odpowiedni przedstawiciele Ministerstwa Magii znaleźli mojego ojca i mężczyzn, którzy mu towarzyszyli. Zadbali o to, aby o niczym nie pamiętali. Nigdy nie wnikałam, ponieważ tak naprawdę nie chciałam wiedzieć, jak sprawa została zakończona i z tej czarodziejskiej, ale także mugolskiej, strony. Wiedziałam jednak, że ojciec zapomniał, ale ja ojca nigdy.



1949 - Trafiam do Cardiff, potem do Hogwartu

Ciotka przejęła nade mną opiekę. Była siostrą mojej matki, jedyną najbliższą krewną i chociaż ich relacje nie były najlepsze, to mama wysyłając mnie do niej w ostatniej chwili, wykazała się ogromnym zaufaniem. Ciotka nie mogła mnie odesłać do sierocińca. Zanim przyszedł wrzesień, ponieważ należało uszanować przyjęcie mnie do szkoły magii i czarodziejstwa, opowiedziała mi dużo o świecie, który do tej pory był dla mnie niedostępny. Opowiedziała mi dlaczego moja matka nigdy nie używała przy mnie i przy ojcu magii. Nasze mieszkanie należało wcześniej do czarodziejów, dlatego mieliśmy kominek przyłączony do sieci Fiuu. Zanim jednak mama wraz z ojcem tam zamieszkali, ona zadbała o to, aby ten kominek zbytnio tatę nie interesował. Zabezpieczyła go zaklęciami ochronnymi, w naszym domu zawsze uchodził za zepsuty, nie wolno było w nim palić. Używaliśmy pieca w kuchni, to musiało nam wystarczyć. Ciotka opowiadała mi, że matka nie zrezygnowała z magicznego świata w pełni, wiedziała bowiem, że dostanę list z Hogwartu i chciała zostawić sobie furtkę do ewentualnego powrotu. Nie zdążyła. Ciocia Boyle pokazała mi czym jest magia, co to jest czarodziejski świat. Byłam pod prawdziwym wrażeniem, wszystko było jak ze snów. Samozamiatająca miotła, latające kufle, ludzie machali drewnianymi patykami rzucając różnego rodzaju zaklęcia. Nagle wszystko się wyjaśniło, dlaczego włosy rosły mi tak szybko, a wokół mnie lewitowały przedmioty. To moja magia się ujawniała, a matka się bała reakcji ojca - w końcu od samego początku go okłamywała. Będąc w magicznym świecie poczułam się swobodnie, inaczej. Była ze mną na Pokątnej, gdzie tylko moja różdżka była kupiona nowa. Niestety wszystkie podręczniki i szaty były używane, ale w dobrym stanie. Ciotka była szorstka, powiedziała, że jeśli będę narzekać, to mnie odeśle do sierocińca. Nie pisnęłam więc słowem. Tak samo, jak nie powiedziałam jej nic o tym, że wiedziałam co się w domu stanie. Że to widziałam. Bałam się, myślałam, że weźmie mnie za pomyloną i odeśle do jakiegoś dziwnego szpitala. Przez długie lata z nikim się tą informacją nie podzieliłam.
We wrześniu trafiłam do Hogwartu, nie byłam jedyną osobą, dla której to wszystko było takie inne i dziwne. Odmienne od tego, co znaliśmy. Poznałam osoby, które tak jak ja miały rodziców pół na pół, albo w ogóle ich rodzice byli mugolami, bo tak ponoć nazywało się osoby, które nie umiały czarować. Ale były też tacy uczniowie, których rodziny z pokolenia na pokolenie szczyciły się swoją czystą krwią i zdecydowanie dawały nam to odczuć. Trafiłam do Gryffindoru, przez czapkę, która zaczęła gadać, gdy nałożono mi ją na głowę. Nie rozumiałam dlaczego, nie wiedziałam co to oznacza, ale najwyraźniej Tiara Przydziału, bo tak ją nazywano, musiała wiedzieć więcej ode mnie. Gryffindor stał się moim domem na kolejne siedem lat, a na święta i wakacje wracałam do Cardiff, do ciotki. 
A ciotka miała na mnie plan. Wydała mnóstwo pieniędzy na moją edukację, kupno różdżki było bardzo drogie, co roku kolejne podręczniki i szaty, z których wyrastałam. Musiała też zapewnić mi kąt u siebie, wykarmić i napoić. A ja nie miałam żadnych oszczędności, z których mogłaby korzystać.



1951 - Praca w tawernie

Więc jak tylko trochę podrosłam, to podczas wakacji i ferii zimowych zaczęłam pracować w jej tawernie “Pod mewą i księżycem”. Zaczęłam od zwykłego sprzątania, przemykałam z miotłą pomiędzy klientami, ścierą wycierałam brudne stoliki. Pomagałam barmanom w myciu szkła, ogarniałam na zapleczu. Nie dostawałam ani grosza. Ciotka powiedziała, że zacznie mi płacić dopiero jak uzna, że spłaciłam już swój dług wobec niej. Trwało więc to kilka dobrych lat. Ale miałam u ciotki spokój, dach nad głową, ciepły posiłek. I dużo się uczyłam od ludzi, którzy pojawiali się w tawernie. Letnimi wieczorami siedziałam do późna słuchając opowieści marynarzy pływających po morzach i oceanach. Czasami zdarzały się kobiety, które opowiadały o rodzajach magii, o których nie uczyli nas w Hogwarcie, takich jak animagia, co z biegiem czasu dość mocno mnie zainteresowało. Krążąc pomiędzy gośćmi czułam, jak to miejsce coraz bardziej mnie wciąga. Z początku czułam się obco, ale im dłużej tu pracowałam, tym bardziej miałam wrażenie, że należę do tego miejsca.  Przez lata spędzone w tawernie nauczyłam się ich czytać, rozpoznawać zamiary i emocje, jakie nimi kierowały. Widziałam, kto był zły, kto radosny, a kto miał ochotę spędzić noc z jedną z barmanek. Bycie częścią tego miejsca, pochłonęło mnie całkowicie. Zapomniałam o dawnym życiu, czasami tylko w nocy budziłam się z koszmaru, widząc jak ojciec mierzy do mnie swoją strzelbą. 
W tawernie byłam najmłodsza. Do czasu, aż pojawiła się nowa twarz. Gdy kończyłam szósty rok w Hogwarcie i zaczynałam siódmy, już ostatni, do pracy została przyjęta dziewczyna niewiele starsza ode mnie. Kojarzyłam ją ze szkolnych korytarzy, z pewnością podczas ostatnich kilku lat mijałam ją nie raz i nie dwa. Nie wiedziałam jak to się stało, że dziewczyna znalazła się tutaj, ale widziałam, że ciotka poświęciła jej mnóstwo swojego czasu, aby przyuczyć ją do zawodu. To, czego ja się nauczyłam obserwując inne barmanki, Annie musiała pojąć w zdecydowanie krótszym czasie. I szybko się tu zadomowiła. A ja ją bardzo polubiłam. W pewnym momencie stałyśmy się praktycznie nierozłączne.
W Hogwarcie uczyłam się średnio, nie byłam zbyt pilną uczennicą. Bardzo szybko zorientowałam się jak będzie wyglądać moje życie i wiedziałam, że większość tego, czego mnie uczyli nigdy mi się do niczego nie przyda. Przykładałam się więc tylko do tego, co szczególnie mnie interesowało, lub w dorosłości mogło mi pomóc przetrwać w trudnych chwilach. Skupiałam się na nauce zaklęć, ale szczerze polubiłam lekcje transmutacji. Zamiana zwierzęcia w kielich, poznawanie zasad Praw Gampa, zamiany przedmiotów, transmutacja ludzka i zwierzęca. To był jedyny przedmiot, z którego faktycznie czułam się dobra, a wykonując zaklęcia transmutację byłam pewna swoich umiejętnści. Hogwart opuściłam ze średnimi wynikami, ale do pracy w tawernie nie było mi to do niczego potrzebne. Jedynie transmutację zaliczyłam z wynikiem Powyżej Oczekiwań, z czego byłam niezwykle dumna. Później, po ukończeniu szkoły często sięgałam po ten rodzaj magii, sprawiało mi to niezwykłą przyjemność. Jeszcze w szkolne nauczyłam się teleportacji, chociaż nie mogłam zrobić licencji ze względu na brak pieniędzy. Gdy po zakończeniu szkoły stanęłam za barem, ciota Boyle zdecydowała, że to odpowiedni moment, aby zacząć mi płacić. I tak w końcu knuty i sykle zaczęły wpadać do mojej sakiewki.



1956 - Dowiaduje się, że jestem jasnowidzem

To był też moment, kiedy odważyłam się opowiedzieć ciotce o swojej umiejętności, która była dla mnie jednocześnie fascynująca i przerażająca. Wyjawiłam swój sekret, jak w noc kiedy mój ojciec zabił moją mamę, widziałam to wcześniej w odbiciu wody. Pamiętałam, że to nie był pierwszy raz. Kiedy byłam mała, czasami miałam wrażenie, że wiem co się stanie, co się wydarzy, ale było to dla mnie bardzo niezrozumiałe. Zdarzało mi się w Hogwarcie widzieć w tafli fontanny jak ktoś spada z miotły podczas zbliżającego się meczu, a ta osoba faktycznie z niej spadała. W burzliwych wodach zatoki widziałam rozbijający się statek, który już nigdy w porcie nie zawitał. Czasem, to co dostrzegałam było całkowicie jasne i czytelne, ale czasami nie potrafiłam zrozumieć znaczenia znaków. Spodziewałam się kim jestem, ale ciotka utwierdziła mnie w przekonaniu. Jasnowidzka. Obiecałam, że jeśli przyjdzie do mnie wizja dotycząca portu, tawerny lub nas samych - mam od razu do niej przyjść. I nigdy nikomu o tym nie mówić.
Oprócz tego, wiodłam całkowicie normalne życie. Pracowałam za barem, pod czujnym okiem ciotki, odkrywałam dorosłe życie. Polubiłam smak dobrego piwa, zaczęłam palić papierosy, spędzałam czas z chłopcami i potem mężczyznami, ale ciotka od razu mnie ostrzegła, abym za dużo im nie pozwalała, bo jak zajdę w ciąże, to nie będzie miała pieniędzy, aby mi pomóc. Byłam ładna i zgrabna, uczyłam się jak wykorzystywać to, że jestem kobietą, do swoich własnych celów. Jak sprawić, aby mężczyzna jadł mi z ręki i chciał tu do nas wrócić. Robiłam wszystko, aby klienci do nas wracali i “Pod Mewą i Księżycem” czuli się dobrze. Rozwijałam też swoje umiejętności, ponieważ ciotka wymagała ode mnie, abym stawała się coraz bardziej doświadczoną czarownicą. Oprócz tego, po prostu byłam młoda i uwielbiałam się dobrze bawić. Dużo tańczyłam, wymykałam się na miejsce potańcówki kiedy tylko miałam na to czas. Potem swoje umiejętności wykorzystywałam w tawernie, zabawiając przy tym naszych gości. Brawa, które mi bili, sprawiały mi ogromną przyjemność. Ktoś grał na instrumencie, ktoś inny śpiewał, a ja wirowałam pomiędzy stolikami czując się absolutnie wolna.
Dużo zawdzięczałam ciotce Boyle. Poświęciła mi mnóstwo czasu, ucząc rzeczy potrzebnych w codziennym życiu. Na przykład jak dobrze kłamać. Ciotka Boyle zawsze powtarzała, że kłamstwo jest jak dobrze skrojony płaszcz – musi leżeć idealnie, żeby nikt nie zauważył szwów. Uczyła mnie tego w sposób, którego nikt przy zdrowych zmysłach nie nazwałby „lekcjami”. Siadałyśmy w kuchni tawerny, kiedy jeszcze była zamknięta, a ja zamiast ścierać blaty słuchałam jej opowieści – rzekomo prawdziwych, choć sama nigdy nie była pewna, które z nich rzeczywiście się wydarzyły. Zawsze mówiła, że muszę mówić tak, jakbym sama wierzyła w każde słowo. Oraz, że mam pamiętać, że prawda to tylko jedna z wersji historii. I my wybieramy, którą wersję usłyszy klient. W tawernie jej nauki przydawały się niemal codziennie. Czasem, kiedy podpity marynarz zaczynał wypytywać o rzeczy, które lepiej było przemilczeć, potrafiłam jednym zdaniem odwrócić jego uwagę. Innym razem, gdy ktoś nie chciał płacić rachunku, robiłam wielkie oczy i szeptałam historię, która skłaniała go do zapłaty. Boyle uczyła mnie też drobnych sztuczek: jak zmienić ton głosu, by brzmieć na zastraszoną albo urażoną; jak spojrzeć, żeby rozmówca poczuł się winny, nawet jeśli to ja przed chwilą opróżniłam mu kieszeń z kilku sykli napiwku. Mówiła, że najważniejsze to nigdy się nie zawahać. Ludzie wyczują wahanie szybciej niż zapach gorzałki. A jak raz mi uwierzą, to będą wierzyć zawsze, nawet jeśli sprzedam im bajkę o smokach w piwnicy.



1958 - Zostaję animagiem

Ciotka pamiętała, jak kiedyś kiedy byłam mała, po wysłuchaniu opowieści o animagii, zapętliłam się na tym temacie przez dobrych kilka tygodni. Znalazła mi więc mentora, który zgodził się, aby mnie ten magii nauczyć. Był to prezent, na moje dwudzieste urodziny. Nauka trwała wiele miesięcy, w dniach gdy miałam wolne od pracy spotykaliśmy się z moim nauczycielem i ćwiczyliśmy. Najpierw poznałam teorie, następnie przystąpiliśmy do praktyki. Minęły trzy lata, kiedy po raz pierwszy udało mi się przemienić. Nie byłam zbyt zdolną uczennicą, dlatego zajęło mi to tak dużo czasu. Czułam jednak, że to w końcu nastąpi. W snach i w odbiciach wody widziałam wronę siwą, więc jeszcze na długo przed przemienieniem wiedziałam, co będzie moim animagicznym zwierzęciem. Ciotka była ze mnie dumna, gdy wleciałam jej przez okno w gabinecie, wylądowałam na biurku i przemieniłam się w swoją ludzką formę i siedząc po turecku, wyszczerzyłam do niej zęby w szerokim uśmiechu.



1961 - Wstępuję do akolitów

Wtedy też ciotka wtajemniczyła mnie w idee pewnego czarodzieja - Gellerta Grindelwalda. Jednak ja o nim wiedziałam już wcześniej i tylko czekałam na okazję, aby móc się zaangażować. Jego poglądy były mi bliskie, chociażby za sprawą mojego ojca, który sprawił, że czułam niechęć w stosunku do mugoli. Uważałam, że mogą być bardzo niebezpieczni i mogą nam, czarodziejom, bardzo zagrażać. Wiedziałam jednak, że to co się wydarzyło było winą mojej matki, kłamstwo i niewiedza popchnęły ojca do takich, a nie innych, czynów. Podporządkowanie sobie mugoli, wywyższenie czarodziejów każdego pochodzenia, nie tylko ze słynnej dwudziestki ósemki, a także braterstwo, które było ważne dla akolitów, zdecydowanie do mnie przemawiało. Zaangażowałam się w pełni, upatrując sobie w tym nowy cel w swoim życiu.

0
Pozostało PP
mixed
40
Pozostało PM
10
12
0
OPCM
Uroki
Czarna magia
16
0
0
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
5
7
11
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka XI — Ekonomia i handel
Sztuka negocjacji handlowych
Ścieżka XII — Przestępczość
Włamywanie się i otwieranie zamków
Zręczne ręce i kradzież kieszonkowa
Ścieżka XIII — Szpiegostwo
Skradanie się
Ścieżka XIV — Odkrywanie świata
Kartografia i nawigacja
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
sztuka kłamstwa i oszustwa
urok osobisty
odczytywanie emocji i czujność
Ścieżka XVII — Artyzm i twórczość
muzyka i śpiew
Ścieżka XVIII — Sport
taniec
pływanie
Ścieżka XXI — Magiczna umiejętność
Animagia

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-10-2025, 20:53

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Violet Macnair

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-13-2025, 12:37

Riven Thorne

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[16.08.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 szybkość [prezent powitalny]
[21.09.2025] Nagroda za wydarzenie: Człowiek, który został ministrem +15 XP
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:06 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.