• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Willow Weasley
Willow Belisent Weasley
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Hereward Weasley, Betula Weasley (Ollivander)
Aspiracje
czynne przykładanie ręki do tego aby świat był lepszym miejscem, bardziej sprawiedliwym i równym
Amortencja
miód, suszone pąki drzewa goździkowego, karmel, zapach deszczu na rozgrzanym bruku
Różdżka
13 cali, kasztan, ząb salamandry
Hobby, pasje
śledztwa i dochodzenie do prawdy, działania wolontariackie i charytatywne, mugolskie urządzenia
Bogin
inferius o twarzy kogoś bliskiego
Umysł
Data urodzenia
13.11.1936
Miejsce urodzenia
Devon, Ottery St Catchpole
Miejsce zamieszkania
Londyn
Język ojczysty
Angielski
Genetyka
Czarownica
Ukończona szkoła
Hogwart, Gryffindor
Zawód
Służba w londyńskiej Policji Magicznej
Czystość krwi
Błękitna krew
Status majątkowy
Stabilna sakiewka
Ciało
25
160
50
Wiek
Wzrost
Waga
jasny błękit
płomienna rudość
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Szczupła, dość proporcjonalna o bardzo delikatnie zarysowanych mięśniach.
Znaki szczególne
Nieliczne piegi intensyfikujące się latem w okolicach policzków i nosa. Podłużna blizna na prawej nodze, po rozszczepieniu, ciągnąc się od połowy łydki, aż do połowy uda.
Preferowany ubiór
Golfy, swetry, czasem jasne koszule z dopasowanymi kamizelkami, dodatkowo gustuje w spodniach z wysokim stanem. W jej szafie dominują odcienie brązu, ciemne zielenie, fiolety i granaty. Preferuje płaszcze, unika peleryn czy tradycyjnych szat czarodziejów, uważa je za niezbyt praktyczne.
Zajęty wizerunek
Alyda Grace
Obrazek postaci

1936 - piątek trzynastego

- 1936 -

Skąd właściwie wziął się przesąd, że piątek trzynastego jest dniem pechowym? Odpowiedzi można szukać w lękach numerologicznych, historii magicznej i mugolskiej, twórczości pisarzy różnych kultur, wierzeń wszelakich. Mogła być to też samospełniająca się przepowiednia, a każde słowo padające z ust ciężarnej czarownicy „nie dziś, tylko nie dziś”, chyba tylko zachęciło trzecie dziecko do przyjścia na świat. Miało w głębokim poważaniu wszelkie przesądy i właściwie to takie nastawienie zostało, aż do dorosłości.

- Jakiego chciałabyś świata, córuś? 
- Dobrego, tato!

Dom pachniał wypiekami, jagodziankami, ciastem z gruszkami, ale chyba przede wszystkim miodem. Wciągając powietrze nosem, czuło się ciepło buchające ze świeżych wypieków, a usta wilgotniały od oblizującego je języka. Nie były to ciasta z najlepszych piekarni od drogich cukierników, na to tak wielodzietnej rodziny nie było stać. Jednak było w tym coś ważniejszego - miłość. Właśnie na tej miłości wyrastały kolejne pokolenia czarodziejów otwartych, szlachetnych, odważnych i prawych. O życzliwości nie trzeba było mówić wprost, dzielenie się było czymś naturalnym, zaś kłótnie i spory można było rozwiązać rozmową, ewentualnie Quidditchem, bo nic nie rozładowywało lepiej zszarganych nerwów niż ucieczka przed tłuczkiem. Kto by nie chciał posłać takiego, gdy starszy brat po raz kolejny zostawia na poduszce gumochłona?
Wychowywanie córki z dwójką starszych braci, nie było najłatwiejszym polem do tego, aby zrobić z niej dziewczę w kolorowych sukienkach i ze ślicznymi kucykami. Gdy kolejny raz w progu cała trójka stanęła z umorusanymi od błota polikami, potarmoszonymi ciuchami i ewidentnymi śladami pogoni za krową sąsiada, matula się wreszcie poddała. Machnęła więc ręką i pozwalała już na to, aby chłopcy zrobili sobie z siostry trzeciego brata. Pół biedy, póki najmłodsza jeszcze nie czarowała, jednak od momentu pojawienia się magicznych zdolności - a jakże, w spektakularny sposób pełen kolorowych rozbłysków - trójka była jak wichura zaklęta w ciała. Wojaże skończyły się, gdy najstarszy z braci dostał list do Hogwartu i na kilka miesięcy dwójka rodzeństwa pozostawała jedynie z kuzynostwem oraz niedługo później z kolejnym niemowlakiem, ale ten jeszcze wciąż był zawinięty w pieluchy u maminej piersi. Gdy zaś najmłodszy brat podrósł do wieku, w którym swobodnie sam już biegał, ten dwa lata starszy od siostry również dostał list i znikał w murach szkoły z najstarszym. W ten sposób to na siostrzanych barkach pozostała odpowiedzialność, przekazania wiedzy najmłodszemu: gdzie znaleźć najlepsze ropuchy, jak wygonić gęsi z ogródka, skąd uzbierać kamyczki na sadzawkę z kałuży, którą ścieżką przekraść się do sąsiada, a także, na których krzakach rosną najsłodsze maliny.
Wreszcie na nią przyszedł dzień, wyrok, którego się spodziewała i przyjęła go z emocjami, które w zasadzie znajdowały się po przeciwnych stronach. Jak można czuć tyle na raz? Radość i złość; rozczarowanie i podekscytowanie; lęk i pewność siebie. Adepci sztuk wiejskich, tajemnych arkanów kurnikowych i leśnych kryjówek mogli być pewni, że wiedza nie zostanie zaprzepaszczona, gdyż młodszy z braci wziął odpowiedzialność za dziecięce sekrety, które mógł przekazać najmłodszej siostrze, stawiającej dopiero swe pierwsze kroki. Przynajmniej to dawało ukojenie duszy, tradycja była kontynuowana, a trzecie dziecko państwa Weasley mogło w spokoju ruszyć do Hogwartu.
Rodzice zabrali ją na Pokątną, gdzie wybrali szaty, podręczników nie musieli, miała je w końcu po braciach. Kociołek też znalazł się używany, podobnie waga, fiolki jednak musieli zakupić, a także najważniejsze uposażenie czarodzieja - pierwsza różdżka. Mama jednak postawiła sprawę jasno, jej korzenie były w rodzinie Ollivanderów i to ona odpowiadała wraz z dziadkiem za dobór różdżki. Ojciec? Cóż mógł powiedzieć, kochał żonę, a obowiązki w Ministerstwie go wzywały, więc pozostawił małżonce tę chwilę tylko dla niej i córki. Była to jednak nie chwila, nie minuta, nie godzina. Pół dnia spędziły w sklepie na Pokątnej, a młodą Weasley’ównę bolała dłoń, kolanko i głowa. Wreszcie kasztan - o trzynastu calach, z zębem salamandry - okazał się dobrze kierunkować magię, która chaotycznie wypływała z dziecka. Zderzenie temperamentów? A może wspólny cel połączył różdżkę z czarownicą? Nie wiadomo. Dziadek śmiał się, że znów imię nietrafnie dobrane do drewna różdżki, ale matula puściła uwagę mimo uszu, ciesząc się, że po tak wielu godzinach udało się dobrać cokolwiek. Mały peszek, jak zwykła mawiać na córkę.



1948 - Hogwart

- 1948 -

W ten wielki dzień nie była sama, towarzyszyli jej bracia, zresztą mówiono, że w Hogwarcie tyle Weasley’ów co królików albo mrówek. Może dlatego tak szybko zniknął stres? Może też z tego powodu tak dobrze poczuła się w murach szkoły? Niezależnie co było prawdą, a przeczuciem, pokochała Hogwart od pierwszego wejrzenia. Gryffindor przyjął ją z otwartymi ramionami, tiara nie zająknęła się, wręcz ledwo osiadła na nastroszonych rudych włosach, gdy zakrzyknęła nazwę domu. Dziewczynka nie potrzebowała długo, aby poznać zawiłe przejścia, mieć w głowie mapę korytarzy, zrozumieć jak przekupić portret, aby podrzucił najświeższą plotkę, jak zakraść się do kuchni i poprosić skrzaty o dodatkową babeczkę, a których schodów ruchomych unikać. Zauważyła też, że coś z posągiem jednookiej wiedźmy jest nie tak, sekret tego posągu poznała kilka lat później. Jej śmiech niósł się po korytarzach, a wielu Ślizgonów mówiło, jaka to Weasley jest nieznośnie uparta, otwarta i jeszcze tyle żartuje. Pech chciał, że musieli znosić jej towarzystwo. Niektórych irytowała do granic możliwości, inni stali się jej przyjaciółmi - sęk w tym, że polaryzowała i to chyba było najbardziej zgubne.

- Co to był za radykalny pomysł?
- Cóż... dopuść do myśli ideę, że większość ludzi, tam głęboko w środku jest całkiem przyzwoita. 

Przyzwoitość odnajdywała w wielu osobach, nawet Ślizgonach, którzy początkowo wydawali jej się strasznymi bucami. Niezrozumiałe powody kierowały jej wiarą w ludzi, nawet tych najokrutniejszych. Próbowała ich zrozumieć, mimowolnie starała się rozgryźć ich tok myślenia, znaleźć cele, do których dążyli, a potem przeanalizować, jaka potrzeba do tego celu ich doprowadziła. W znacznej większości okazywało się, że naprawdę wielu było przyzwoitych, miewali wyższe pobudki, ale pewne idee, pomysły jak powinno wyglądać społeczeństwo, ściągały ich ku paskudnym zachowaniom. Im starsza była, tym więcej niuansów dostrzegała. Nie miała talentu czytania myśli, ale miała inny as w rękawie - empatię. Niestety polaryzacja towarzystwa względem jej osoby i empatia doprowadzały ją w dziwne ścieżki relacji. Sama czasem irytowała się na siebie, dlaczego nadstawiała kolejny policzek, dlaczego dawała komuś szansę, aby publicznie ją obrażał, a pod osłoną wieczoru w szkolnych szklarniach słuchała o poczuciu winy i trudnej relacji z ojcem tej osoby. Wielu wykorzystało jej dobroć, można nazwać ją nawet naiwną, gdy kończyła w skrzydle szpitalnym. Choć gdy różdżka świerzbiła w obronie słabszych, a nerwy puszczały, wizyty najpierw zaczynały się w gabinecie dyrektora i z ujemnymi punktami dla każdego uczestnika problematycznej sytuacji. Niemniej gdy sama nie rozprawiła się z kimś, to bywało, że robili to jej bracia, a czasem i przyjaciele.
Jednak Hogwart nie był tylko zbieraniną nastolatków i ich relacji, był przede wszystkim miejscem edukacji. Nauka bywała prosta, bywała też i trudna, jednak nigdy nie przysporzyła większych problemów. Przeciętna uczennica Hogwartu, zróżnicowane oceny, głównie w zależności od tego, co ją interesowało, do czego chciała się przyłożyć, a niektóre przedmioty, jak chociażby transmutacja przebywały w rejonie wiedzy określanej jako: żeby zaliczyć rok. Nie różniła się tym od swoich braci, chociaż o nich rodzice mówili, że byli zdolni, ale leniwi. A o niej? Mały, kochany pech.
Quidditch był zawsze obecny w jej życiu i do szkolnej drużyny również dołączyła, grała przeciętnie, a mecze spędzała częściej na ławce rezerwowej niż boisku, co nie przeszkadzało jej, aby cieszyć się sportem. Na piątym roku, jednak odpuściła, nie z byle przyczyny, gdyż po zgodzie opiekuna domu została prefektem Gryffindoru. Spodobało jej się pilnowanie porządku, wskazywanie młodszym uczniom kierunków, a także przywilej specjalnej łazienki. Nie oznacza to, że była wybitną służbistką, przymykała czasem oko na drobne występki, potrafiła się też po prostu dogadać.



1955 - studencki pech

- 1955 -

Choć Hogwart stał się drugim domem, tak nic nie mogło zastąpić powrotów latem do Devon. Gęsi witały ją zawsze gromkim oburzeniem, a pasieka dziadka brzęczała pracowitymi pszczołami. Spokój, bezpieczeństwo, dobry świat – jej świat, jej rodzina, jej bliscy. Zawsze było jej do nich tęskno, kochała rodziców, dziadków, ciotki, wujków, kuzynostwo i przede wszystkim każde z rodzeństwa. Rodzina dawała jej specyficzny rodzaj zapewnienia, że niezależnie, co by się nie działo miała, na kogo liczyć, miała gdzie wrócić. Bolało ją, gdy myślała o tych, którzy tego komfortu nie mieli, o dzieciach bez rodziców. Nie miała jednak pomysłu, jak temu zaradzić w skali globalnej, do tego potrzeba polityków. Daleko jej było to mądrych głów z Ministerstwa, trudnych decyzji – choć wówczas udało się w niej zaszczepić myśl o skierowaniu się na studia. Nie traktowała tego na poważnie, myślała, że nawet z jej wynikami w nauce nie podoła rekrutacji. Kierowała się raczej w stronę wolontariatów, pomaganiu czarodziejom w kryzysie bezdomności, pomaganiu w prowadzeniu zbiórek na rzecz równości istot. Podanie wysłała niedługo po skończeniu Hogwartu i nastąpiło nie lada zdziwienie, gdy odpowiedzią była akceptacja jej kandydatury, a potem zaproszenie na egzaminy pisemne i rozmowę kwalifikacyjną. Proces przysporzył zmęczenie, stres i zdenerwowanie, sprawił, że wchodząc w ten świat, nie była pewna, czy to wszystko było tego warte. Ostatecznie przez łut szczęścia, znalazła się na liście rezerwowej pierwszego roku Lex Magica, a jedyną przeszkodą było otrzymanie stypendium finansującego studia. Cel był na wyciągnięcie ręki, lecz palce natrafiły na mur konserwatywnego Ministra Magii, który nie pozwolił, aby czarownica z rodziny Weasley'ów miała pieniądze na dalszą edukację. Była to niesprawiedliwość w najczystszej postaci, bo czarownica nie wierzyła, aby mógł być to przypadek. Rok później spróbowała ponownie, ale i tym razem nie było dla niej miejsca, bo zajął je, któryś z Blacków. Fiasko porażki podcięło jej chęci na dalsze próby dostania się na studia. Bracia wybrali nieco inne drogi, jeden dostał się na szkolenie aurorskie, a drugi rozpoczął staż w Ministerstwie Magii w tym samym departamencie, w którym pracował ojciec. Przy takiej perspektywie czuła się, jakby naprawdę miała pecha.



1956 - poznanie przyjaciół ojca

- 1956 -

Zaczęła powoli, prace dorywcze, prace w domu, pomaganie mugolskim sąsiadom, pomaganie rodzinie, opieka nad rodzeństwem, kuzynostwem. Później wolontariaty, prace charytatywne, angażowanie się w działania społeczne. Wciąż, jednak czuła dziwną pustkę, wyrwę rozrastającą się gdzieś między sercem, duszą i pragnieniem, celem, ambicjami. Przez pół roku czuła się zagubiona, niespełniona? Potem pojawiła się irytacja, zdenerwowanie, frustracja. Mama mówiła, znajdź sobie męża, babcia wtórowała, a bracia kręcili głowami, że przecież, czego ich siostra by się nie chwyciła to sobie poradzi i wcale nie potrzebuje męża. Przy stole zaczynały toczyć się dyskusje o tym, jaka ONA jest, bez pytania jej, jak ona uważa. Wyrażane były opinie, a z każdym słowem, przychodziła myśl, że nikt z nich nie ma racji, nawet jeśli ktoś był blisko prawdy. Jedyną osobą, która powstrzymywała się od komentarzy był tata. I to on przyszedł do córki, proponując, że chętnie zapoznałby ją z pewnym ludźmi. Zasugerował, że idee, którymi się kierowali, mogłyby pomóc jego córce wyrwać się ze stagnacji, w której niestety utknęła. Czasem jedna rozmowa potrafi zmienić życie czarodzieja, rozmowa z bardzo konkretną osobą. Ojciec okazał się od wielu lat należeć do Zwolenników Albusa Dumbledore’a, nieformalnej grupy, która kierowała się wartościami i ideami, tak bardzo bliskimi dla młodej czarownicy. Od słowa do słowa przeszła do czynów, drobnych zadań, które zaczęły odbudowywać jej pewność siebie, zaczęła widzieć sens, że może działać na rzecz lepszego świata. Dobrego świata. Niedługo potem ktoś z tych nowych przyjaciół podsunął pomysł pracy w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Początkowo był to staż w jednym z biur: codzienna teleportacja kominkiem fiuu do Ministerstwa, nudne biurko w absolutnie przeciętnym pomieszczeniu, druczki, wypełnianie papierów, przesyłki wewnętrzne, korespondencje z upomnieniami, kawa, przerwa, dalsze mnożące się zapytania od petentów. Nie było to złe na początku, póki było świeże i nowe, interesujące. Jednak parę miesięcy później zaczęło jej to wychodzić bokiem, ponownie poczucie stagnacji zaczynało rozrywać ambicje i jedynie spotkania z nowymi przyjaciółmi oraz wyznaczone zadania – nawet gdy były niewielkie, drobne – były oderwaniem od rutyny.
Równocześnie w jej życiu zwiększyło się zainteresowanie światem mugolskim, może nie ich historią, ale z pewnością urządzeniami. Lubiła, gdy brat z ojcem przywozili jakieś ustrojstwa do domu, a ona mogła się nimi po prostu pobawić. Uskutecznianie wycieczek do mugolskich miejsc, zrozumienie ich wynalazków, obcowanie z przedmiotami napędzanymi siłą elektryczną było fascynujące. Często zastanawiała się, czy przypadkiem mugole nie są bardziej kreatywni od czarodziejów, skoro nie mogli większości tego, co robili oprzeć na magii. Potrzebowali innych skrótów, udogodnień – czarów. W pewnym momencie zaczęła kupować książki mugolskie, na początku te dla dzieci, czytanki z obrazkami o tym jak coś działa. Lubiła tłumaczyć to, że przecież zbiera literaturę edukacyjną dla rodzeństwa, jednak gdy czytała najmłodszej siostrze bajki o telefonie, telewizorze, małym tosterze, czy wciągającym paskudne brudki odkurzaczu, to największą frajdę miała ona. Czasem, będąc gdzieś testowała swoją wiedzę, próbowała czegoś używać jak mugole i na przestrzeni paru lat wychodziło jej to coraz lepiej.



1957 - szkolenie policyjne

- 1957 -

Wsłuchując się w opowieści brata o szkoleniu aurorskim, a także, obserwując działania biura Aurorów i Magicznej Policji czuła dziwne ukłucie emocji w sercu. Może nie była to do końca zazdrość, ale na pewno wchodziła w skład mieszaniny, która trawiła ją każdego dnia. Problem leżał w tym: nie wierzyła, że miała siłę, aby podołać takiemu obowiązkowi, a po sytuacji związanej z Lex Magica bała się, że historia się powtórzy. Tylko czy obawy były w stanie ją skutecznie zatrzymać? Powiedziała tylko ojcu przed złożeniem papierów rekrutacyjnych. Mama, bracia i reszta rodziny dowiedzieli się po fakcie, gdy pakowała już walizki, z którymi miała udać się do placówki szkoleniowej, gdzie przygotowywano rekrutów Magicznej Policji. Miała za sobą już test wiedzy, testy sprawnościowe, odpowiednie badania w Św. Mungu, rozmowę kwalifikacyjną i komentarze mamy nie były w stanie wskórać nic, aby zmienić zdanie córki. Nikt nie mógł zamknąć jej przecież w domu na siłę.
Czy szkolenie nazwałaby przełomowym momentem jej życia? Zdecydowanie. Czuła się, tak jakby przez całe życie, ktoś zostawiał jej okruszki, którymi miała dotrzeć właśnie w to miejsce, do tych ludzi, do tej nauki. Szkolenie obejmowało wiedzę, która gdzieś zawsze majaczyła na horyzoncie wizji czarownicy, ale nigdy nie mogła tego dokładnie chwycić. Część była jej już znana, prawo, wykroczenia, postępowanie karne, różne ustawy, to właściwie była wiedza, którą zdążyła posmakować próbując dostać się na studia. Jednak to ta nowa sprawiała, że krew buzowała w żyłach, oddech przyspieszał, a dzień kończyła zmęczona, lecz szczęśliwa. Znalazła upust dla swojej różdżki, która wreszcie mogła mierzyć się w pojedynkach, jakie nie były ograniczane zasadami szkolnego klubu. Uczyła się środków przymusu bezpośredniego, prowadzenia interwencji, patroli, skradania się, unikania pułapek, zabezpieczania miejsc zdarzenia – wszelkich technik i taktyk interwencji wymaganych od magicznej policji. Może nie było to wszystko tak niesamowite, jak w przypadku opowieści jej brata o szkoleniu aurorskim, gdzie mieli styczność z czarną magią, ale było to wystarczające, aby nasycić ogień buchający z aspiracji czarownicy. Najbardziej rozwijała swoje skrzydła w zakresie śledztw, mediacji i prowadzenia przesłuchań podejrzanych oraz świadków – przychodziło jej to naturalnie, łączenie faktów i dedukcja, a także wyciąganie informacji. Nic więc dziwnego, że tak dobrze radziła sobie w zakresie szkolenia związanego z infiltracją. Nie wszystko było tak etyczne, jakby tego chciała, nauczyła się, że wrażliwość, którą miała i empatia, stanowiły cenne narzędzia, które gdyby znalazły się w niewłaściwych rękach byłyby zgubne. Czy tacy właśnie byli ci, którzy stawali po stronie Gellerta Grindelwalda?

- Jak ty to robisz, że nie traktujesz ich jak zgniliznę społeczną?
- Powinniśmy pamiętać, że w gruncie rzeczy… ci drudzy są do nas bardzo podobni. Wściekły konserwatywny wyborca, przestępca na zdjęciu policyjnym, czarnoksiężnik z Nokturnu: każdy z nich jest człowiekiem z krwi i kości, kimś, kto w innym życiu mógłby być naszym przyjacielem, krewnym, bliskim. 

Zakres obejmujący styczność z denatami, czy zabezpieczanie śladów wzbudził w niej mieszane uczucia. Nie spodziewała się wstrząsu, którego dozna, widząc martwego czarodzieja. Na szczęście medycyna związana z Wizengamotem leżała po stronie ukierunkowanych w tym zakresie medyków. Mimo wszystko postępowanie w przypadku zwłok na miejscu zdarzenia musiała znać i były to najcięższe wieczory, gdy śmierć muskała jej umysł pieszczotliwą opowieścią o trupie. Nie uciekała od tego, jednocześnie wiele wymagało od niej, aby nie zerwać się do biegu i ukryć poruszenie wywołane widokiem, zapachem i tak naprawdę realizmem tego, że koniec dosięgnąć może każdego. Szczęściem było to, że były metody, aby udało się kogoś złapać, nim przeszedł na drugą stronę, z tego zakresu również otrzymali szkolenie – pierwsza pomoc, coś tak prostego, a tak istotnego. Po miesiącach szkolenia przyszedł czas na końcowy egzamin, który udało jej się ukończyć z wynikiem w czołówce listy rekrutów. Pierwszy raz od bardzo dawna czuła dumę, może nie z tego, kim jest, ale z tego, kim się staje. Dom przywitał ją mimo wszystko wciąż z lekka urażonym spojrzeniem matki, jednak duma ojca i rodzeństwa wynagrodziła, każdy matczyny dąs.

Ja, Willow Belisent Weasley, obywatelka Wielkiej Brytanii świadoma podejmowanych obowiązków służby w Magicznej Policji, ślubuję: służyć wiernie Ministerstwu Magii, chronić ustanowiony porządek prawny, strzec bezpieczeństwa Ministerstwa i obywateli Wielkiej Brytanii, nawet z narażeniem życia. Wykonując powierzone mi zadania, ślubuję pilnie przestrzegać prawa, dochować wierności Ministerstwu Magii, przestrzegać dyscypliny służbowej oraz wykonywać rozkazy i polecenia przełożonych. Ślubuję strzec tajemnic związanych ze służbą, honoru, godności i dobrego imienia służby oraz przestrzegać zasad etyki zawodowej.



1958 - rozpoczęcie czynnej służby w Magicznej Policji

- 1958 -

Zderzenie z rzeczywistością po szkoleniu było twardsze niż się spodziewała. Oczekiwała trudnych spraw, natychmiastowych interwencji, jednak jej pierwsze przydziały stanowiły patrole i wystawianie mandatów za latanie w strefach niedozwolonych lub z prędkością przekraczającą normę. Lekka frustracja wspinała się po kręgosłupie, a ucieszone komentarze matki, że jej córka nie babrze się w niczym niebezpiecznym, sprawiały, że chciała pozostawać poza murami domu jak najdłużej. Brała więc nadgodziny, a kiedy mogła chodziła na spotkania z innymi Zwolennikami Albusa Dumbledore’a, gdzie spotykała się również po prostu z tatą. Typowy dzień w pracy owocował w piesze patrole po ulicach Londynu, obserwowanie sytuacji, czasem prewencja przestępstw. Pokątna została poznana wzdłuż i wszerz, włącznie z liczbą cegieł brukowych oddzielających konkretne punkty – te najczęściej obierane za cel kradzieży lub oszustów. Nie pracowała też sama, była wysyłana w grupie lub przynajmniej do pary z doświadczonym policjantem. Czasem miała wrażenie, że inni patrzą na nią z przymrużeniem oka, jednak jeden, czy dwa sarkastyczne komentarze uświadamiały towarzystwo, że nie była tu, po to aby grzać fotel za ministerialne pieniądze. Sporo doświadczenia przyniosły interwencje domowe, wtedy tak naprawdę doszło do niej, jak ogromny jest przekrój magicznego społeczeństwa. Warunki, w których mieszkali niektórzy czarodzieje były przerażające, a innym razem, okazywało się, że w najbogatszym domu, wpływowego czarodzieja narastały oszustwa. Powoli dochodziły kolejne sprawy: bójki w barach, przepędzanie pijaków z ulic, zaginione osoby, włamania, zbieranie zeznań, przesłuchania, zabezpieczanie miejsc zdarzeń, zabezpieczanie dowodów. Dochodziło także zabezpieczanie publicznych wydarzeń, utrzymywanie porządku i kontrola nad tym, co w takim miejscu mogło się wydarzyć – przy poważniejszych sprawach, nierzadko towarzyszyli im aurorzy. Najsmutniejsze były chwile, gdy trzeba było odpuścić – gdy ewidentnie, ktoś robił komuś krzywdę, ale przepisy nie miały na to regulacji. Gdy narzędzia, które miała Magiczna Policja były niewystarczające, a najczęściej było to w przypadkach przemocy domowej. Złość znajdowała upust dopiero przy obowiązkowych treningach, które jako funkcjonariusze musieli odbywać. Cykliczne badania potwierdzały, że doświadczenia nie sprawiały, że byłaby niezdolna do służby. Póki co.
Niespełna po roku, zaczęto dostrzegać skuteczność czarownicy w działaniach, szczególnie zakrojonych o kontakt ze świadkami i podejrzanymi. Wiedziała, jak zadawać pytania, jak przenikać głębiej, ale bez konieczności sięgania po magię, wystarczyły odpowiednio sformułowane słowa. Coraz częściej wysyłano ją też na akcje infiltracyjne, które najczęściej kierowane były z ramienia jednostek dochodzeniowo-śledczych. Przemytnicy, oszuści podatkowi, dilerzy nielegalnych substancji narkotycznych – zaczynało to być jej główną pracą i szczerze powiedziawszy nie mogła na to, aż tak narzekać. Praca przynosiła wiele emocji, ale przede wszystkim studziła to, co tak bardzo w niej się paliło.



1961 - awans do londyńskiej jednostki dochodzeniowo-śledczej

- 1961 -

Wiosną 1961 roku, gdyby nie miała już wystarczającej ilości obowiązków na głowie, zdecydowała się na podjęcie kursu rozwijającego jej umiejętności teleportacji. Nie tylko dlatego, że lubiła uczucie, które ściskało jej żołądek podczas przenoszenia się, przede wszystkim wydawało jej się to logiczne i przydatne, szczególnie gdy trzeba było przetransportować się z podejrzanym, świadkiem lub rannym towarzyszem. Widziała to niejednokrotnie podczas działań terenowych i wiedząc, że niedługo sama będzie mogła ruszać w teren bez „przyzwoitki” zdecydowała się na podjęcie kursu. Nauka miała swoje góry i doły, a jednym z dołów było dotkliwe rozszczepienie się w okolicy łydki, które pozostawiło po sobie podłużną bliznę o finezyjnym kształcie, przemykającą cienką strużką za kolanem, aż do połowy uda. Ostatecznie jednak kurs został zaliczony, a czarownica mogła cieszyć się kolejną licencją do kolekcji.
Kilka tygodni później na jej własny wniosek, została awansowana do konkretnej jednostki dochodzeniowo-śledczej. Nie oznaczało to, że ominą ją patrole, czy czynności wystawiania mandatów za źle zaparkowane miotły – do tego również mogła dostać przydział w każdej chwili, niemniej jej obecna kariera zawodowa miała skupiać się głównie na działaniu w jednostce zajmującej się poważniejszymi przestępstwami w Londynie. Równocześnie osiągając ten punkt milowy zdecydowała się na przeprowadzkę do miasta. Nie, żeby źle jej się żyło w rodzinnym domu, kochała rodzinę, jednak codzienność potrafiła przysporzyć animozje, których czarownica powoli miała dość. Dwójka jej starszych braci uczyniła ten sam krok odrobinę wcześniej, być może była to po prostu naturalna ścieżka? Wyfrunięcie z gniazda, aby spróbować żyć na własną rękę. Po znajomości udało jej się wynająć małe mieszkanie i chociaż nie pachniało jak dom, a wnętrze momentami szare i zbyt ponure, to było wystarczające.

Za czym tak gonisz, Willow? Pytam samą siebie, próbowałam zrozumieć ten piekący instynkt, który jednym kazał uciekać, a mi pchać się w sam środek szatańskiej pożogi. Zgniotłam papier zabazgrany kolejną wersją podania i wrzuciłam do kosza stojącego przy biurku. Teraz tylko plamy atramentu na palcach zdradzały, że nim weszłam do sali przesłuchań nad czymś się wahałam.

0
Pozostało PP
wand
0
Pozostało PM
21
22
0
OPCM
Uroki
Czarna magia
0
0
0
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
5
10
10
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka VII — Magia uzdrawiania
Pierwsza pomoc
Ścieżka IX — Mugoloznawstwo
Mugolskie urządzenia
Ścieżka X — Polityka i prawo
Znajomość prawa i regulacji
Śledztwa i dochodzenia
Taktyka przesłuchań
Ścieżka XIII — Szpiegostwo
Sztuka infiltracji
Unikanie pułapek i zabezpieczeń
Skradanie się
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
odczytywanie emocji i czujność
dyplomacja
sztuka kłamstwa i oszustwa
Ścieżka XVIII — Sport
latanie na miotle
walka wręcz
Ścieżka XXI — Magiczna umiejętność
Legilimencja

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-31-2025, 16:39

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Igor Karkaroff

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-03-2025, 20:57

Willow Weasley

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[04.08.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 OPCM
[17.08.2025] zdobycie trofeum: Weź moje złoto, Pierwszy dzień w Hogwarcie +40 XP
[21.09.2025] Nagroda za wydarzenie: Człowiek, który został ministrem +15XP
[22.09.2025] zdobycie trofeum: Jest Leviosa, nie Leviosaaa, +20 XP
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:56 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.