• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Pokątna > Fontanna Gadających Ropuch
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-10-2025, 21:31

Fontanna Gadających Ropuch
Pomiędzy dwoma kamienicami pozostawiono zagłębienie, niewielki placyk, gdzie postawiono fontannę, która pomimo skromnych rozmiarów stanowi jedno z najbardziej osobliwych i rozmownych zarazem miejsc w czarodziejskim Londynie. Pozornie jest to wyłącznie kamienna misa, takich jakich w mieście wiele, na środku jednak stoi kilka kamieni, po których spływa woda - i siedzi na niej dokładnie siedem ropuch. Każda inna, każda z niemal ludzką mimiką i własnym, indywidualnym charakterem. Siedzą albo na obwodzie kamiennej misy albo na kamieniach, niektóre częściowo zanurzone są w wodzie, inne w niej pływają. Ich łuski lśnią jak prawdziwe, lecz wykuto je z tego samego kamienia co całą fontannę - jedynie zaczarowano i nadano ludzkich cech.
Ropuchy są niezwykle rozmowne. Powtarzają zasłyszane na Pokątnej plotki, wygłaszają stare przysłowia i mądrości, recytują zagadki lub prowadzą pomiędzy sobą rozmowy przerywane rechotaniem. Bywa, że któraś zaśpiewa coś w żabim dialekcie albo prychnie, gdy ktoś wrzuci do niej magiczną monetę.
Dzieci uwielbiają fontannę - przysiadają na krawędzi misy i próbują wciągnąc ropuchy w rozmowę. Dorośli czarodzieje wolą jednak omijać je z daleka, bo niektóre z nich mają paskudny zwyczaj komentowania wyglądu przechodniów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Ned Rineheart
Akolici
Wiek
34
Zawód
auror
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
21
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
11
10
Brak karty postaci
09-07-2025, 00:05
| 10 marca

Czteroletni Leo miał niekończące się pokłady energii. Podskakiwał wesoło przez całą drogę, kilka razy próbując gdzieś uciec, ale silny ojcowski uścisk mu na to nie pozwalał. Dzisiejszy dzień spędził u zaprzyjaźnionej sąsiadki, która zawsze piekła mu świeże drożdżowe bułeczki, takie z kruszonką jak lubił najbardziej. Nie udało mu się zjeść wszystkich, więc Ned niósł resztę w płóciennej torbie. Był wdzięczny Merlinowi za zesłanie do ich życia tak pomocnej osoby, która w kryzysowej sytuacji najczęściej znajdowała czas na zajęcie się chłopcem.
Spokojnie zmierzali w stronę domu, zatrzymując się co jakiś czas przy sklepowych witrynach, szczególnie tych kolorowych i przykuwających uwagę. Tym razem najwięcej czasu spędzili przy Starociach Cranville’a Quincey’a. Właściciel wystawił wielkie zdobione lustro, które kusząco odbijało światło słoneczne, zwabiając do siebie przechodniów kolorowym blaskiem. Leo przyglądał mu się przez dobrych pięć minut, próbując namówić Neda na zakup, ale na jego nieszczęście ojciec miał silną wolę i za każdym razem cierpliwie odpowiadał: nie.
Dzień starszego Rinehearta nie przebiegł tak gładko, ale w ogólnym rozrachunku był równie udany. Na biurku czekał na niego list od przełożonego, na który czekał od długich tygodni – w końcu został zauważony i objęty kredytem zaufania, miał zająć się pilnowaniem porządku podczas zaprzysiężenia nowego Ministra. Jutro miał wpaść do ogrodów przy Middle Temple, żeby zapoznać się z przestrzenią, przeanalizować potencjalne zagrożenia i drogi ucieczki. Planował w myślach z czym jeszcze powinien się zapoznać przed wydarzeniem, kiedy dotarli do Fontanny Gadających Ropuch. Ned za nią nie przepadał – figurki ropuch były wścibskie i pamiętliwe, a w dodatku nie żałowały kąśliwych uwag w stronę przechodniów. Nie raz usłyszał od nich, że powinien wybrać się do fryzjera. Leo za to ją uwielbiał i tym razem również nie chciał przejść obok niej obojętnie. Ned w końcu się złamał i pozwolił synowi podbiec do kamiennej misy, samemu przystając kilka kroków dalej, żeby nie znaleźć się w orbicie zaczarowanych figurek. Obserwował mijających go czarodziejów, co jakiś czas zerkając w stronę rozbawionej latorośli. W którymś momencie zauważył w tłumie znajomą twarz.
– Wulfric? – Zawołał, machając staremu znajomemu, żeby podszedł bliżej. – Lordzie Fawley, jak dobrze lorda widzieć – dodał żartobliwie, kłaniając się przed nim dość koślawo. Zaraz jednak spoważniał, bo słyszał o tragedii jaka go spotkała, temat wielokrotnie przewijał się przez Biuro Aurorów. Żałował, że nie mógł wesprzeć starego znajomego, ale walczył wtedy z własnymi demonami. – Co cię sprowadza na Pokątną? – Zagaił, zerkając kontrolnie w stronę syna, który już całkiem wsiąkł w poważne dysputy z zaczarowanymi ropuchami. – Ostatnio rzadko cię widzę w ministerstwie – zauważył, poprawiając kołnierz skórzanej kurtki, kiedy owiał go chłodny wiosenny wiatr.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Wulfric Fawley
Czarodzieje
Wiek
34
Zawód
pracownik MM
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
15
6
Brak karty postaci
09-11-2025, 19:46
Miał wyrażenie, że jakiekolwiek pokłady energii, które mógłby jeszcze z siebie wykrzesać, wyemigrowały gdzieś poza terytorium wysp brytyjskich, najpewniej znalazłby się na zupełnie innym kontynuacje. Obstawiał tym razem Amerykę Południową, ale może gdyby nie odmówił sobie snu gdzieś między drugą a trzecią i może gdyby wypiłby cztery filiżanki kawy, a nie trzy, nie musiałby snuć tych pozbawionych sensu spekulacji, które absolutnie niczego nie zmieniały, a jedynie pogłębiały ten apatyzm, którego właśnie doświadczył.
Ten dzień mógł śmiało zaliczyć do tych mniej udanych. Tych, które namawiały go, aby jak najszybciej opuścił miejsce pracy i zaraz po jej zakończeniu wrócił prosto do domu. Chociaż udało mu się szczęściaro zmniejszyć stos papierów, pod którym uginało Issę jego biurku, ku swojemu rozczarowaniu nie uparł się z nią całkowicie, za to wpadł na pomysł, jak opuścić biuro wcześniej i skorzystał z niego, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja.
Teraz, mierząc się z zdradliwym, drażniącym przeczuciem, ze zapomniał o czymś istotnym - był równie dokuczliwy, co wiszące na niebie chmury, z których w każdej chwili może lunąć deszcz - w drodze do domu zabłądził na Pokątną. Nie planował tego wcześniej, ale zachęcił go do tego płynący płytko pod skórą impuls. Chyba powinien uregulować kilka spraw, które wisiały nad jego głową jak ręka kata. Nie chyba, na pewno wypadało to uczynić.
I zapewne zbliżyłby się do tego celu, gdy z sideł refleksji nie uwolnił go znajomy tembr głosu. Zatrzymał się w połowie kroku i rozejrzał się po skrawkach najbliższej okolicy, w końcu napotykając spojrzeniem kogoś, kogo zdecydowanie nie spodziewał się zastać na zatłoczonej, magicznej ulicy.
Nijak zagregował na jego zaczepkę, jakby w ramach udowodnienia mu, że jego poczucie humoru jest tam, gdzie je zostawiał rok temu - zakopane pod gruzami niepamięci.
- Ciebie też miło widzieć, Edmundzie - przytyk za przytyk, chociaż wprawdzie Wulf nie miał pojęcia, jaka obecnie relacje łączyła Neda z jego imiennie. Wydawało mu się, że kiedyś nie przepadał za jego oficjalną formą, przy czym kiedyś i wydawało to klucze słowa, by rozwikłać tę zagadkę. – Asortyment tutejszej księgarni - odpowiedział automatycznej, siląc się tylko na półprawdę, lecz nie sądził, że to miało obecnie jakiekolwiek znaczenie. – Gdybyś widywał mnie tam częściej uznałbym, że mam sobowtóra - nikogo nie posądziłby się o narkotyzowanie się wielosokowym tylko po to, by się pod niego podszyć, to byłby wybitnie kiepski żart - lub zacząłbym się martwić o twoje zdrowe psychiczne - dodał, a na jego usta wpełzł subtelny grymas, który mógł uchodzić za półuśmiech. Poniewczasie zdał sobie sprawę z popełnionego przez siebie nietaktu. Przecież słyszał to i owo przez jaki kryzys przechodził Rineheart. Na swoje usprawiedliwienie miał tylko jedno - subtelności nie zaliczałby do asortymentu swoich zalet. – Praca w terenie - streścił mu obecnie swoje życie zawodowe w trzech słowa takim tonem, jakby to wyjaśniało wszystko i nie wymagało już żadnego komentarza. On - powinien to rozumieć, jak nikt inny. Aurorzy chyba dość często zapuszczali się poza budynek ministerstwa?
Aby zmienić tempo tej rozmowy, a już na pewno jej temat, otoczył chwilowym zainteresowaniem małą istotę, dla której świat obecnie ograniczał się do skrzeczących żab.
- Spacer ze synem? - Widział go tylko raz, przelotem. Jak wydawał z siebie dźwięki, które pod żadnym pozorem nie przypominały ludzkiej mowy. Czyli dawno. I nawet nie pamiętał, jak miał na imię. Zawsze miał pamięć do twarzy, ale nie do imion.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:30 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.