07-09-2025, 20:35

Pub "Jack’s Alehouse"
Na pierwszy rzut oka „Jack’s Alehouse” wygląda jak jeden z wielu pubów dla zmęczonych robotników: niska, ceglana kamieniczka z zakurzonymi szybami i starym szyldem przedstawiającym przechylony kufel piwa oraz krzywo wyryte inicjały J.A. Lecz w środku to coś więcej niż zwykła speluna. To serce lokalnej dzielnicy - miejsce, gdzie spotykają się ludzie podtrzymujący fundamenty ów zróżnicowanego miasta. Wchodząc do środka niemalże od razu odczujesz zapach tytoniowego dymu, zmieszanego z gryzącą wonią gęstego oleju oraz smaru. Z sufitu zwisają mosiężne lampy gazowe, które ktoś dawno temu przerobił na elektryczne. Podłużne stoły ciągną się przez całą długość sali – nie są oddzielone. Głośne rozmowy wybrzmiewają tu już od samego rana. Pub nie zamyka się nawet na chwilę, mieląc ogromne kolejki spragnionych ludzi. Za barem najczęściej staje Tommy “Jack” Malloy, były bokser, który lubi opowiadać, że jego dziadek serwował piwo żołnierzom i najsławniejszym bandziorom. To właśnie podczas jego zmiany urządzane są płatne bijatyki i inne zawody mające w sobie nutę hazardu. W rogu stoi zdezelowany stół do bilardu, a ścianę przeciwległą do baru zdobi tarcza do sportowego darta. W najciemniejszym kącie sali siedzą starzy ludzie, którzy wiedzą rzeczy, o jakich młodzi nawet nie śnią. Tu plotki z portu, wieści z doków i opowieści z miasta łączą się w jedną pijacką balladę wyśpiewywaną każdego wieczoru. 

