• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Leonie Figg
Leonie Winifred Figg
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Thaddeus Figg i Isadora Figg (Lupin)
Aspiracje
Zrzucenie z siebie kajdan wstydu, strachu i nienawiści, wykształcenie (na nowo) zdrowych emocji
Amortencja
Miętowe cukierki, drzewo sandałowe, stare drewno, skórzany materiał, czarna kawa
Różdżka
9.5 cala, dość giętka, topola, rdzeń z pióra z ogona gromoptaka
Hobby, pasje
Magiczna roślinność, gry karciane, taniec, baśnie i mity, nieuważne pakowanie się w kłopoty
Bogin
Dawny oprawca
Umysł
Data urodzenia
14 marca 1937
Miejsce urodzenia
Dolina Godryka, Anglia
Miejsce zamieszkania
Cardiff, Walia
Język ojczysty
angielski
Genetyka
Czarownica
Ukończona szkoła
Hogwart, Hufflepuff
Zawód
Magibotaniczka, pracownica w sklepie zielarskim Senny Fruwokwiat
Czystość krwi
Półkrwi
Status majątkowy
Zakurzona sakiewka
Ciało
24
158
47
Wiek
Wzrost
Waga
brązowe
brązowe
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Drobna, szczupła, o wyraźnie zarysowanej linii obojczyków.
Znaki szczególne
Lekko zadarty nos, kilka płaskich różowawych blizn u dołu pleców, koliste blizny po poparzeniach papierosem rozsiane tu i ówdzie wzdłuż lewego przedramienia, wiecznie zakrywane dłuższym rękawem, niezależnie od pogody.
Preferowany ubiór
Niegdyś wielobarwny i fantazyjny, obecnie składa się z wszelkiej maści swetrów, golfów oraz półgolfów, ciemnych spodni i wyższych, wygodnych butów. Kolorystycznie dominują wszelkie odcienie brązu i karmelu, rzadziej błękity i fiolety.
Zajęty wizerunek
Jenna Coleman
Obrazek postaci

Rześki marcowy poranek rozdzierany krzykiem, zakrwawione prześcieradło niedbale odrzucone na bok, delikatny powiew chłodnego wiatru wpadający przez uchylone sypialniane okno. Nie jest łatwo ani bezboleśnie, ale nikt nie przewidział dla kobiet tych wygód; Isadora wielokrotnie marzy o tym, by się poddać, odciąć grubą kreską nieświadomości od zadania, które przed nią stoi - wydaje jej się bowiem, że trwa to wieczność, i właściwie niewiele się myli. Poród rozciąga się na długie godziny, trawi większą część doby, zanim w pomieszczeniu rozlega się wyczekiwany płacz przychodzącej na świat istoty. W nagrodzie za matczyne trudy obie z nich wychodzą z tego zdrowe, Isadora wreszcie tuli do piersi szlochające bezsilnie zawiniątko, któremu razem z mężem nadają imię Mabel, po jednej z babć, o dziwo tej bardziej gderliwej i skorej do ustawiania ludzi po kątach. 

Nie żeby miało to dla dziecka znaczenie. 

Dom Figgów to połacie daleko sięgającej zieleni obsadzonej owocowymi sadami, sąsiadującej ze ścianą lasu i skrytym przez nią małym potokiem przecinającym go jak arteria. Przy piętrowym ceglanym domu pyszni się spora szklarnia z mnogością magicznych roślin, wśród których w ostatnich latach kłębią się też nieproszone kłaposkrzeczki. Tam dorasta dziewczynka o ciemnych oczach i wesołym uśmiechu, kapryśna, skora do psikusów, a zarazem do rany przyłóż. Nie są jej obojętne losy magicznych stworzeń czy ich niemagicznych braci w okolicy, z dwójką starszych braci pomaga - jak może - w sadach i wokół domu, chociaż robi to raczej niedbale, szybko, żeby móc gonić parę bliźniaków. Przypomina kaczątko, które jeszcze nie do końca zna możliwości swoich nóg. 

1940 - objawienie magii 

Oddech magii objawia się w niej na kilka tygodni po trzecich urodzinach, a duma, którą czuje, wynika przede wszystkim z tego, że teraz musi być taka jak starsi bracia, którzy okrutnie jej imponują. Pewnego dnia owoce na jabłoni, pod którą siedzi, zmieniają barwę na kobaltową, jej ulubioną; w pierwszym pokazie czarodziejskich zdolności nie ma więc nic koncertowego, ale mama mówi, że wcale nie trzeba wysadzać ojcowskich butów, jak zrobił to Arlo, ani zamieniać włosów sąsiadki w ptasie gniazdo w stylu Basila. To dobrze, bo prawdę powiedziawszy - tej sąsiadki akurat się boi.


Dzieciństwo to okres spokoju, niemalże sielanki. Upstrzone zielenią drzewa sadowe kołyszą się w tańcu z wiatrem, Dolina Godryka otwiera przed nią ramiona swoich sekretnych ślicznych miejsc, razem z rówieśnikami biega przez pola, udając, że patyk w jej dłoni to różdżka, a oni znajdują się w pożodze wojny, która pewnego dnia naprawdę ich dopadnie. Próbują wdrapać się na grzbiety owiec hodowanych przez Hawkworthów, żeby móc toczyć bitwy w siodłach odważnych i wiernych wierzchowców, ale owce jak na złość zawsze im uciekają. Wieczorami dokarmia miejscowego wozaka, który odpowiada jej niezbyt miłymi epitetami, ale i tak zostawia mu drobne ryby, niezrażona brakiem koleżeństwa z jego strony. 

1948 - list z Hogwartu 

List ze szkoły magii zastaje ją w porze obiadowej, a zaledwie kilka dni później razem z całą rodziną udają się na zakupy na ulicy Pokątnej. Wcześniej towarzyszyła braciom podczas kompletowania ich wyprawek, ale zrobienie tego samego dla siebie nabiera zupełnie innego wydźwięku. Każdy sklep wprawia ją w zauroczenie i ekscytację, nie przeszkadza jej nawet żmudne mierzenie szat. 

1948-1955 - nauka w Hogwarcie 

Towarzyszem podczas nauki staje się ropucha, nazwana Basilem Drugim na cześć tego bardziej denerwującego brata, i to z ropuchą w kieszeni mundurka zajmuje miejsce na hogwarckim podeście, w napięciu czekając na wyrok Tiary Przydziału. Ta decyduje się umieścić ją w Hufflepuffie i o ile jest z początku rozczarowana, bo dom borsuka wydaje się jej najnudniejszym spośród całej czwórki, to szybko odnajduje się w towarzystwie przy stole w Wielkiej Sali. Starsi bracia na co dzień ją ignorują, a kiedy pałęta się w ich towarzystwie, częściej udają, że jej nie znają, niż zapraszają do grona zaprzyjaźnionych gryfonów. Ale to nic, chłopcy przecież i tak są durni, więc nie poświęca temu uwagi, tylko odnajduje własne miejsce w zamku. Powoli tworzy pierwsze relacje, otwarcie podchodzi do ludzi, chociaż kilka razy się przy tym parzy, a kiedy indziej to ona niechcący parzy innych. Chlapnięcie czegoś w nieodpowiednim momencie, nieuwaga, bezmyślne wdawanie się w rozmowy, w które wdawać się nie powinna, żeby nie zrobić komuś przykrości - uczy się na tych błędach, żałując każdej straconej po drodze koleżanki. 
Dużo czasu spędza w szkolnych szklarniach, zgłasza się na ochotnika do pozalekcyjnej pomocy przy roślinach, popołudniami grywa w eksplodującego durnia i kolekcjonuje karty z czekoladowych żab, wdając się w złożone procesy wymian, najlepiej korzystne. Roztrzepana, ma tendencję do zapominania o pracach domowych i zostawiania Basila Drugiego w rzeczach przyjaciółek, zdarza się też, że do Wielkiej Sali nadlatują wyjce, gromiące ją za szlabany, których na jej koncie nie brakuje (ale kto prosił tego ślizgona o dokuczanie jej przyjaciółce? albo dlaczego karze się za głód wiedzy i ciekawość Zakazanego Lasu? same bzdury), ale to nie studzi radości tych młodzieńczych lat. 

Bo jest to okres najbardziej beztroski, najprostszy i najswobodniejszy w jej życiu. Te dni nie wrócą już później, ten brak poważnych konsekwencji i trudnych wyborów, od których zależy przyszłość; to jedyna szansa na to, by móc ich doświadczyć. Wtedy jeszcze tego nie docenia, jednak już niebawem zdarzy się tak, że za tym wszystkim zatęskni.



1957 - śmierć brata 

Szkołę kończy z mało spektakularnymi, ale zadowalającymi wynikami, i chociaż korci ją, by przez następny rok podróżować po świecie, jak Arlo, szybko zdobywa staż w renomowanych szklarniach położonych blisko centrum Somerset. Robi to, co lubi - zajmuje się roślinami, grzebie w ziemi, uczy się je rozumieć, uczy się ich języka. Po godzinach zaś: tańczy. Do szaleństwa, do zapomnienia, wchłania w siebie kroki tańców nowoczesnych, wyobraża sobie, że jest baletnicą, uczącą się płynnych ruchów od światowej klasy nauczycieli stworzonych przez swoją fantazję. Tańczy w lasach, na polach, nawet w szklarniach w trakcie pracy, gdy nikt nie patrzy, pobiera też prawdziwe lekcje pod okiem nauczyciela. To daje jej radość, sprawia, że czuje się, jakby wreszcie mogła oddychać. Jakby życie już na zawsze miało być piękne.
Niestety odejście wiernego małego przyjaciela, Basila Drugiego, rozrywa jej serce na pół i wypełnia naczynie ciała poczuciem żalu, który wżera się w tkanki jako pierwsze prawdziwe doświadczenie cudzej śmierci. Niedługo po nim księga strat otwiera coraz to nowsze rozdziały: najpierw ukochana babcia, potem stary rodzinny kuguchar, na końcu związek, w którym naiwnie spodziewała się trwać do śmierci, kończy się z dnia na dzień w gromach kłótni. Dorosłość nie ma w sobie nic z uroku nastoletnich przygód, przygniata ją i próbuje przytłoczyć, a mimo to ona próbuje trzymać głowę w górze. Nie tracić wiary w to, że zaraz złe dni miną, a po nich nadejdzie nieco spokoju. Ale niedługo potem w okowach konfliktu żarzącego się w fundamentach magicznego świata ginie duży Basil, hołdujący ideom Albusa Dumbledore'a. I nic już nie jest takie samo.



for somebody i thought was my saviour you sure make me do a whole lot of labour.

Smutku i goryczy jest w niej tak dużo, że naiwnie i nierozsądnie próbuje czymś je zastąpić. Ulice pachną nagrzanym kamieniem, wilgocią i tytoniem; to tu wieczorami odnajduje rozrywkę i zapomnienie, tu tnie w karty, kości i darta, tu tańczy z kim popadnie, oddaje się szałowi ruchu i fantazji; tu poznaje jego. Mugola na wpół zaplątanego w magicznym świecie, udającego czarodzieja, mężczyznę słodkiego, uważnego i zabawnego, kogoś, kto mąci jej w głowie z wprawą doświadczonego manipulanta. To, że pewnego dnia po zmroku rozróżnia niewiele kształtów z otaczającego ją świata, zapewne przez upojenie alkoholowe, nie jest niczym dziwnym; dziwnym jest to, gdzie się budzi. Dziwne są szare, jedynie niedbale otynkowane ściany i zimna betonowa podłoga, dziwny jest pokój praktycznie pozbawiony mebli, bez okien, z ledwo tlącą się żarówką. Dziwne jest to, że nie ma przy sobie różdżki. Dziwne jest to, że nie ma nawet toalety, i to, że nikt nie odpowiada na jej krzyk. Coraz bardziej zdesperowany, przerażony, wreszcie zdzierający miękką wyściółkę gardła. Drzwi ani drgną pod wpływem uderzeń pięściami, nie mają nawet klamki, za którą mogłaby szarpać. Nie ma niczego. Jest tylko głupia dziewczyna, schwytana jak ćma w odwróconą do góry dnem szklankę. 

1958 - porwanie przez mugola 

Gdy klamka wreszcie pojawi się po drugiej stronie drzwi, a te drgną i otworzą się z przestarzałym jękiem, widzi przed sobą jego. Rześkiego i uśmiechniętego, swobodnego, zapewniającego, że to, co zrobił, jest konieczne, żeby mogli być razem, bo w świecie czarodziejów, o którym ktoś nieopatrznie zdradził mu więcej, niż powinien, nigdy im na to nie pozwolą, nie tak, jak on by tego chciał. Ale od teraz będą szczęśliwi. On jej to zapewni, da jej bezpieczeństwo i swoją miłość, jeśli tylko będzie posłuszna. 

1958-1959 - półroczne przetrzymywanie 

Walczy z nim - na początku. Przez dwa tygodnie okazuje opór, gryzie, gdy próbuje się do niej zbliżyć, i krzyczy, krzyczy, krzyczy, tylko że to na nic, bo nikt jej tu nie słyszy. Porcje jedzenia stają się coraz mniejsze, wody ubywa szybciej, aż brakuje jej sił, żeby dalej go od siebie odpychać. Cisza w pokoju, kiedy go w nim nie ma, aż piszczy w jej uszach. Zaczyna bać się samotności i myśli, że pewnego dnia coś mu się stanie, przez co ona umrze z głodu i pragnienia, zapomniana, pogrzebana w tej piwnicy na wieki. Co o jej zniknięciu myślą rodzice? Widzieli, jak się staczała i odrzucała ich pomoc oraz miłość. Czuli, jak ich odrzucała, a teraz na naprawę tych błędów jest za późno. W przypływie desperacji próbuje na własną rękę jakoś nauczyć się teleportacji, by stąd uciec, ale jest za słaba, na Merlina, jest tak słaba. 

Po miesiącu nie okazuje oporu. Uczy się odpowiadać na jego życzenia, jeszcze zanim je wypowie; studiuje go, jakby oglądała atlas roślin i poznawała nowy gatunek. Jedynym sposobem, z jakiego może skorzystać, próbuje unikać siniaków i przypaleń papierosem, strofujących ją za złe zachowanie albo jego zły nastrój. W drugim miesiącu powtarza jak zaklęta, że też go kocha, że jest szczęśliwa, że niczego jej nie brakuje. Brudna i niedożywiona, wkłada głowę pod koc i próbuje płakać, ale łzy nie chcą już płynąć, chyba wyschły na amen. On pokazuje jej mugolskie urządzenia i choć wyjaśnia jej, jak działają, jej wymęczony strachem mózg nie przyjmuje natłoku informacji tak szybko, mieszają się jej, sklejają w mętną breję, przez co jest niezadowolony, bo musi się powtarzać - i znów jest gorzej, dopóki go nie przeprosi. Czasem po prostu czyta jej mugolskie książki, a czasem wyciąga ku niej ręce i wtedy wstyd trawi ją od środka jak zropiała infekcja, a wtedy odpycha od siebie wszystkie myśli, aż zostaje pustą skorupą, której jest wszystko jedno. Tak jest lepiej.



all day, everyday, therapist, mother, maid, nymph, then a virgin, nurse, then a servant.

W trzecim miesiącu iluzja miłości tętni raczkującym zaufaniem. Wypracowanym w bólach, w agonii, w zagryzaniu zębów, w kłamstwach puchnących na języku i kierujących dłońmi. Każe jej dla siebie tańczyć, mimo że wyprane z sił ciało pierwszy raz w życiu nie ma na to ochoty; ale on nie ustępuje, tylko patrzy, patrzy, patrzy. Po wszystkim - klaszcze, zniekształca dziecięce sny, wypacza jej marzenia o wielkich scenach i owacjach od wypełnionej po brzegi widowni. Nazywa ją swoją żoną i pierwszy raz uchyla przed nią drzwi piwnicy, pozwalając jej wspiąć się po stromych schodach prowadzących na parter skromnego mieszkania. Jedzą razem przy stole, by potem znów sprowadził ją na dół i zamknął jak zwierzę, które powinno spać przy budzie, zamiast wylegiwać się na kanapach salonowych. A ona - w środku cała drży ze strachu. Każda zmiana może być niebezpieczna, jeszcze gorsza. Każdy gest jest ostrożny, każde mrugnięcie powieką wystudiowane, bo obawia się, że jego życzliwość i coraz częstsze pokazywanie jej domu jest próbą, w której w każdej chwili może polec.

Czwartego miesiąca pozwala jej spać w prawdziwym łóżku na piętrze. Nikt go tu nie odwiedza, nikt nie widzi ich zależności, nie rozpoznaje dziewczyny, której zapewne szuka rodzina; on nie ma krewnych ani prawdziwych przyjaciół, którzy wiedzieliby o jego braku magicznego talentu, bo wszystkie relacje, które zbudował, są płytkie i nijakie. Twierdzi, że tylko z nią łączy go coś prawdziwego, a ona przytakuje z uśmiechem, od którego bolą ją wargi. Miesiąc później pozwala jej wyjść do ogrodu, ale nigdy samej. Przywozi dla niej ziemię i sadzonki, wspaniałomyślnie pozwala jej pracować drżącymi lekko dłońmi nad klombami, które jako jedyne pomagają się jej wewnętrznie uspokoić, przenieść do prostych szkolnych czasów - na chwilę, dopóki koszmar nie przypomina o tym, że jest prawdziwy. Nieomal wymiotuje z przerażenia, słysząc, jak on opowiada, że niedługo postawi w ogrodzie huśtawkę, żeby ich dzieci mogły bujać się i podziwiać jej kwiaty.

 

Szóstego miesiąca odmalowują razem płot, jak gdyby nigdy nic; od sąsiadów dzieli ich wystarczający dystans, by on poczuł się bezpiecznie, pozwalając jej stać tak blisko wolności. Jego zdaniem ona i tak nigdzie nie ucieknie, bo niby jak szybko może biegać kobieta? I dlaczego miałaby to robić, skoro jest szczęśliwa? Jego myślenie nie jest wadliwe, bo choć kusi ją syreni śpiew przestrzeni, na którą ją wystawił, nie ma odwagi po nią sięgnąć. Nie dzieje się też tak następnego dnia.
Ale tydzień później... Tydzień później on przekonuje się, jak szybko ona może biec. 

1959 - ucieczka 

Bo w jednej chwili patrzy, jak on schyla się do puszki z farbą, a w drugiej widzi przed sobą bezkres świata, w którym go nie ma. Gna na oślep, gna jak zwierzyna, która czuje na plecach oddech drapieżnika, gna jak ktoś, kto nie ma nic do stracenia i kto zarazem może w końcu stracić wszystko. Wiatr smaga jej policzki i rozwiewa włosy, kamyczki i osty wbijają się w bose stopy, a z jej gardła dobiega dziki krzyk na widok sąsiadów, do których wreszcie udaje się jej dotrzeć. Wrzask. Wrzask, w którym czai się błaganie o pomoc, który wyzwala miesiącami skłębione w niej przerażenie i który kipi od niedowierzającej nadziei. Pewnie są zlęknieni, widząc przed sobą wychudzoną dziewczynę o zmatowiałych włosach i pustym spojrzeniu, może spodziewają się, że to podstęp i ona chce zrobić im krzywdę, ale ostatecznie dają wiarę jej rozdygotaniu i panice i zawiadamiają policję. 

Jeszcze tego samego wieczora funkcjonariusze znajdują go wiszącego w pobliskim lesie. Wolał odejść na własnych warunkach, zamiast utracić kontrolę nad wybraną przez siebie narracją; ale wieść o jego śmierci nie sprawia, że ona czuje się lepiej. Nie nadchodzi żadne bajeczne katharsis ani nie przestaje kulić się w sobie na każdy nieprzewidziany dźwięk czy gest, nie odzywa się też do przejętych rodziców, którzy dopadają do niej i chwytają ją w objęcia. Jedynie Arlo widzi, że coś jest bardzo nie tak, od razu dostrzega, za jak wysokim murem zdążyła się zamknąć. Pierwsza ulga nie trwa bowiem wiecznie, a wraz z cyklem następnych dni i nocy w jej pustce pojawia się nieumiejętność dostosowania się do rzeczywistości, z której on ją wykradł. Wmawia sobie, że nie spełnia rodzinnych oczekiwań, a zarazem czuje podświadome pretensje, że oni wcześniej jej nie odnaleźli, że ją zawiedli - oraz że ona zawiodła ich, bo jest teraz wypaczona, zepsuta, inna.

1959 - odejście z domu, przeprowadzka do Cardiff

Dawna codzienność jest jak ubranie, z którego wyrosła. Zbyt ciasne szwy wpijają się w ciało i krępują ruchy, dlatego pewnego dnia pakuje do torby wszystko, co zdoła pomniejszyć i w niej upchnąć, i odchodzi, prowokując swoją decyzją kłótnię po to, żeby łatwiej było im się ze sobą rozstać. Mówi rodzicom, że potrzebuje czasu i zatrzaskuje za sobą drzwi, nie chce, by tym razem jej szukali. Trafia do Cardiff, do portu pachnącego wilgotnym drewnem, rybami i mętną wodą, tam wynajmuje tak mały pokój, że w zaledwie kilku krokach może przejść całą jego długość. W piwnicy też było jej tak ciasno. To kolejna klatka, tym razem wybrana z własnej woli. Mało ludzi tu wie, kim ona jest, a to jej odpowiada; zatrudnia się w sklepie zielarskim, natychmiast zapisuje się na kurs z teleportacji, słucha szeptów, które kuszą ją... wolnością. W magicznym tego słowa znaczeniu, ale nie tylko. 

1961 - dołączenie do Akolitów

Gellert Grindelwald, szepty o nim docierają do jej uszu; to człowiek, dla którego równość i bezpieczeństwo czarodziejów podobno bardzo się liczą, człowiek silny, charyzmatyczny i zdeterminowany, żeby zbudować dla nich dobry świat; człowiek, który mógłby zapewnić jej ten świat. W końcu ciche pomruki przeistaczają się w równie ciche przewodnictwo; kobieta o włosach niczym srebro i twarzy pomarszczonej jak pognieciony pergamin wyjawia jej zakazane prawdy, szepcze do uszu instrukcje, rysuje przed wyobraźnią sylwetkę godnego przewodnika. Opowiada o Akolitach, o ludziach podążających śladem jego nauk, a gdy widzi w jej oczach błysk niemal desperackiego pragnienia, pyta, czy byłaby w stanie do nich dołączyć. Jedynie głupiec by tego nie zrobił. Leonie wierzy jej, bo musi w coś wierzyć, by się nie rozpaść - chce gdzieś należeć, wreszcie nie czuć się tak bezsilną, tak rozchwianą, chce opłacić braterstwo swoją lojalnością i robi to bez wahania. Wchłania w siebie słowa o Gellercie Grindelwaldzie i uczy się widzieć w nim szansę na przyszłość, tak jak widzą ją inni Akolici.
Port staje się jej nowym domem, malutką klitkę wymienia na większą dokładnie wtedy, gdy jest na to psychicznie gotowa, każdego dnia oddzierając milimetrowy kawałek traumy ze swojego wnętrza. Czasem odpowiada na listy Arla, nie odpisuje jednak rodzicom, jakby nie chciała jątrzyć ich ran, a oni nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że bywają dni, kiedy siada na łące w pewnej odległości od domu rodzinnego i patrzy na nich, krzątających się w ogrodzie czy obok szklarni. Upewnia się, że są bezpieczni, że nic im nie jest. Przecież nie musi być przy tym obecna w ich życiu, a jej odejście nie znaczy, że ich nie kocha, wręcz przeciwnie - odeszła, bo uznała, że tak będzie dla nich lepiej.


Po pewnym czasie pustka w jej środku staje się tak przejmująca, że wypełnia ją wszystkim, co popadnie: każdym nierozsądnym pomysłem, każdym rzutem kością, każdym rozdaniem kart, każdą melodią do tańca, każdym zaczepnym uśmiechem i każdym łykiem trunków. Odzyskuje sporą część humoru, ale w porównaniu do młodzieńczej wersji siebie pozostaje zamknięta, otulająca wrażliwe i miękkie serce pozornie hardą skorupą - jak gdyby obejmowała ramionami tę naiwną, niewinną i czystą Leonie, śpiącą gdzieś na dnie jej duszy. Udaje, że wszystko jest dobrze, i czasem naprawdę jest dobrze; a zarazem nikomu nie opowiada, co działo się z nią przez pół roku, podczas którego najbliżsi odchodzili od zmysłów. 

I chociaż pozostaje lojalna względem Grindelwalda, to postulaty o niewolnictwie mugoli, zamiast ich eksterminacji, zaczynają ją uwierać. Do uszu coraz częściej i śmielej docierają nowiny na temat postępowania czarnoksiężnika imieniem Voldemort, którego zamiary wytępienia niemagicznej populacji rezonują z kwitnącą w jej sercu nienawiścią podszytą strachem, to jednak za mało, żeby zmieniła strony. Ale nie potrafi jednak tego okiełznać. Prowadząc pozornie normalne życie, pracując przy roślinach i tańcząc w dymnych objęciach wieczoru, życzy źle całej nacji przez winy jednego człowieka. 



the calloused skin on my hands is cracking. if our love ends, would that be a bad thing?
0
Pozostało PP
mixed
1
Pozostało PM
15
15
0
OPCM
Uroki
Czarna magia
8
0
0
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
5
5
13
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka II — Magiczne rośliny
Zielarstwo
Ziołolecznictwo
Uprawa magicznych roślin
Ochrona zagrożonych ekosystemów
Magiczna symbioza i komunikacja z roślinami
Ścieżka III — Opieka nad magicznymi stworzeniami
Hodowla magicznych stworzeń
Ścieżka VIII — Historia i kultura magiczna
Mitologia i folklor
Ścieżka IX — Mugoloznawstwo
Mugolskie urządzenia
Ścieżka XII — Przestępczość
Zręczne ręce i kradzież kieszonkowa
Ścieżka XIII — Szpiegostwo
Kamuflaż i maskowanie tożsamości
Skradanie się
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
odczytywanie emocji i czujność
urok osobisty
sztuka kłamstwa i oszustwa
Ścieżka XVII — Artyzm i twórczość
rysunek
Ścieżka XVIII — Sport
taniec
pływanie
gimnastyka

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-04-2025, 02:34

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Vincent Rineheart

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-06-2025, 23:50

Leonie Figg

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[11.09.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 Transmutacja
[22.09.2025] Zdobycie trofeum: Pierwszy dzień w Hogwarcie, Weź moje złoto, Jest Leviosa, nie Leviosaaa, +60 XP
[29.09.2025] Wątek zarobkowy: + 1 PM
[12.11.2025] Rozliczenie wątków za marzec-kwiecień 1962: +100XP
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 18:07 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.