• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Rafael Crouch
Rafael Crouch
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Nefile Nott, Amadeus Crouch
Aspiracje
Być dobrym człowiekiem
Amortencja
Czekolada
Różdżka
10 cali, sztywna, włos z ogona jednorożca, lipa
Hobby, pasje
Jeździectwo
Bogin
Ogień
Umysł
Data urodzenia
20.03.1930
Miejsce urodzenia
Manchester, Anglia
Miejsce zamieszkania
Manchester, Anglia
Język ojczysty
Angielski
Genetyka
Czarodziej
Ukończona szkoła
Hogwart Slytherin, Evershire College Lex Magica
Zawód
Pracownik MM
Czystość krwi
Błękitna krew
Status majątkowy
Bezdenna sakiewka
Ciało
32
180
76
Wiek
Wzrost
Waga
Niebieskie
Ciemny brąz
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Szczupła i wyprostowana sylwetka bez widocznego zarysu mięśni, jednak smukła i gibka, wąskie ramiona
Znaki szczególne
Brak
Preferowany ubiór
Eleganckie stroje od najlepszych krawców, nowinki modowe, stonowane kolory
Zajęty wizerunek
Luke Thompson
Obrazek postaci

Czy dziecko, które dostaje imię po jednym z najzacniejszych renesansowych artystów może nie mieć nic wspólnego ze sztuką i jej pięknem, a zamiast tego stąpać twardo po ziemi i nie poddawać się żadnemu z szałów uniesień, tak typowym dla wpadających w trans malarzy, rzeźbiarzy czy pisarzy? Cóż, okazuje się, że jak najbardziej. Nazywam się Rafael Crouch i jestem żywym dowodem na to, że sami nie możemy decydować o swoim losie.


A przynajmniej udawać, że właśnie tak jest.



1930-1941 - dzieciństwo w domu


Wychowałem się w cieniu starszego brata, który miał przejąć rodzinne dziedzictwo i odpowiedzialność, a także w towarzystwie młodszej siostry, której obecność sprawiała, że rodzice mogli choć przez chwilę patrzeć na mnie łagodniej. Rola młodszego brata i środkowego rodzeństwa bardzo szybko przypadła mi do gustu, bo oznaczała pewną wolność, jakiej nigdy nie otrzymałbym jako ten najstarszy, a już na pewno nie jako kobieta. Drugi syn zawsze miał więcej swobody, a ja bardzo chętnie z niej korzystałem. Nigdy nie widziałem siebie samego zamkniętego w pomieszczeniu – nawet biblioteki, gabinety czy sale balowe wydawały mi się ciasne – ani tym bardziej przykutego do biurka i przerzucającego papiery w Ministerstwie. Nigdy nie widziałem siebie w polityce i prawie, w których brylowała moja rodzinna, choć ze względu na swoje pochodzenie opanowałem te dziedziny jak ode mnie wymagano.


Koleje losu bywają jednak bardzo przewrotne.


Z dzieciństwa pamiętam guwernerów próbujących wtłoczyć mi do głowy podstawy wiedzy, zachowania i języków. Do tych ostatnich miałem wrodzony talent; uczyłem się francuskiego i niemieckiego, a ponieważ ich nauka przychodziła mi bardzo łatwo, zacząłem też uczyć się włoskiego. Łatwo też przychodziło mi słuchanie historii o przeszłości, o cywilizacji, o dziejach dawno minionych, lecz których skutki czujemy do dzisiaj. Pokochałem mitologię i opowieści o obcych kulturach. Poznałem oczywiście etykietę i zasady dobrego wychowania, chociaż nadal nie wiem, po co ośmiolatkowi znajomość jedenastu rodzajów widelców. Byłem dzieckiem ciekawskim, żywym, czasem nieznośnym – tym, którego częściej trzeba było upominać. Pamiętam, że ojciec miał w zwyczaju przewracać oczami na moje pomysły, podczas gdy matka wzdychała i pytała, czy aby na pewno muszę po raz trzeci wspinać się na dach oranżerii. Nie musiałem, ale chciałem, bo widok panikujących w dole ludzi był w jakiś sposób satysfakcjonujący. Lubiłem aktywność, biegnie po ogromnym ogrodzie, wspinaczki na drzewa, w których rywalizowałem z bratem, konną jazdę, którą pokochałem od samego początku. Pierwszego kucyka dostałem w wieku 5 lat i od tamtego czasu spędzałem w siodle bardzo dużo czasu, ćwicząc nie tylko samą jazdę wierzchem, ale i skoki przez przeszkody. Trudno było mi usiedzieć w jednym miejscu, a konne przejażdżki pozwalały odświeżyć umysł. Do dzisiaj zresztą to właśnie w siodle czuje się jak ryba w wodzie i nie przepuszczam okazji, aby zajrzeć do stajni.



1941-1948 - Hogwart


W szkole również niewiele się zmieniło i choć rodowe nazwisko wymuszało pewne ograniczenia, bardzo szybko okazało się też, że otwierało zupełnie nowe drzwi do psikusów i unikania odpowiedzialności. Hogwart był dla mnie bardziej teatralną sceną, na której mogłem brylować w nastoletnim towarzystwie, niż areną wiedzy i nauki, zwłaszcza w moim domu Slytherinie. Byłem pewien, że skoro jestem Crouchem, to świat sam poda mi się na tacy. Dopiero pod koniec piątego roku uświadomiono mi, że jeśli nie zmienię swojego podejścia, to rodzina znajdzie dla mnie odpowiednie „zajęcie” – a nic tak nie chłodzi nastoletniej, rozbuchanej szaleństwem krwi jak wizja politycznego małżeństwa z kimś, kogo nawet się nie lubi.


Wtedy po raz pierwszy poczułem, że czas wziąć się w garść.


Nagle okazało się, że nauka nie jest wcale taka zła. Że czytanie książek i robienie notatek uspokajało mój wiecznie aktywny umysł, pozwalało skupić się na dłużej a nawet wyciszyć. Opasłe tomiszcza przynosiły wiedzę nie tylko o świecie i magii, ale też o ludziach samych w sobie. Gdy wokół toczyła się wojna – lub wojny, zależy jak na to patrzeć – ja szukałem w nauce odpowiedzi na pytanie dlaczego? Oczywiście nadgonienie lat zabawy nie było ani proste, ani przyjemne. Po powrocie do szkoły zdawałem się być zupełnie innym uczniem: skupionym na nauce i jak najlepszych wynikach. Upodobałem sobie w szczególności zaklęcia i OPCM, które obok historii magii przynosiły mi największą satysfakcję w nauce. Wychodziłem z założenia, że skoro jestem czarodziejem, to korzystanie z magii zaklęciowej jest czymś absolutnie naturalnym i oczywistym. Lubiłem sięgać po książki podsuwane przez nauczycieli, by nauczyć się choć odrobinę więcej niż przewidywał program. Nieco więcej uwagi poświęciłem też na eliksiry, ale nigdy nie stały się one moim priorytetem. Zabawa i beztroska odeszły w zapomnienie, gdy zamiast nocnych kawałów wolałem siedzieć nad tomami ksiąg. Wkładałem w to bardzo, bardzo, bardzo dużo sił i poświęcałem każdą wolną chwilę. Przeszedłem nawet kurs teleportacyjny, aby po skończeniu szkoły móc zdać ministerialny egzamin i otrzymać licencję. Robiłem wszystko, by być jednym z najlepszych uczniów w szkole i dostać się na uniwersytet.


Wtedy nie do końca wierzyłem, że się uda.



1948-1953 - Studia Lex Magica


Nie byłem co prawda w pierwszej piątce najlepszych absolwentów swojego rocznika w Hogwarcie, ale moje wyniki okazały się na tyle dobre, że uniwersytet stał przede mną otworem. Wolałem nie wnikać, czy faktycznie chodziło tylko o oceny, czy może nazwisko i mieszek z galeonami zrobiły swoje. Tak prestiżowa uczelnia nigdy przecież nie posunęłaby się do korupcji, prawda? Studia prawnicze pamiętam jako czas dzielony na naukę i zabawę, zdobywanie nowych znajomości i kończenie tych, które nie przynosiły mi żadnej korzyści. Rozwinąłem wiedzę o prawie i polityce wyniesioną z domu, nie byłem złym studentem, wykonywałem plan, jaki miała na mnie moja rodzina, choć buntowniczo czułem, że nie jestem tam gdzie chciałbym naprawdę być.


Miałem też swoje kryzysy i wątpliwości; to nie była nauka, jaką znałem ze szkoły. Robiło się momentami tak trudno, że myślałem o porzuceniu nauki, lecz wtedy za każdym razem powtarzałem sobie, że zaszedłem za daleko, by tak po prostu odpuścić. Z tego okresu pamiętam też długie, nieprzespane noce, podkrążone oczy, tony zapisanych pergaminów i satysfakcję, gdy mimo zwątpienia, udawało mi się zaliczać kolejne egzaminy z dobrymi wynikami. Znów nie byłem najlepszy, ale wciąż dość dobry, by znaleźć uznanie w oczach wykładowców.


Tak, studia były trudne, ale satysfakcjonujące. I... odkrywcze.


Nie w głowie mi były romanse i emocjonalne uniesienia. Skupiałem się na nauce, dążąc do doskonałości, aby przynieść dumę rodzinie. Nie oznaczało to jednak, że byłem zupełnie ślepy na uczucia, która zaczęły się nieśmiało pojawiać. Tłumiłem je jednak – z jednej strony jako niewłaściwe, a z drugiej wiedząc, że zwyczajnie nie miałem czasu na to, aby się zaangażować. W zasadzie moją jedyną, poważną relacją była nie ta romantyczna, tak typowa dla studenckiego wieku, co przyjacielska. Przyjaciółka pokazała mi, za czym tak naprawdę tęskniłem i czego mi w życiu brakowało, dlaczego nie mogłem usiedzieć w miejscu i zawsze wszędzie było mnie pełno. Nie sądziłem wtedy, że przyjaźń może przerodzić się w coś więcej, a już na pewno nie wierzyłem, że w przyszłości staniemy na ślubnym kobiercu. Jak wspominałem, los potrafi być przewrotny.


Praktyki i staże odbywałem w najlepszych miejscówkach prawniczych w kraju i w Ministerstwie, gdzie nie brakowało wujów i starszych kuzynów gotowych wesprzeć mnie w karierze. Poznawałem niuanse magicznego prawa i sztuczki, którymi posługiwali się najlepsi w tym fachu. Zawierałem kolejne znajomości i byłem przedstawiany tym, którzy w przyszłości mieli kierować moją karierą. Nie dopuszczano mnie do najważniejszych spraw, ale i nie kazano parzyć herbaty jak gorzej urodzonym praktykantom. Robiłem co do mnie należało, wypełniając każdy z narzuconych obowiązków najlepiej jak potrafiłem.


To właśnie podczas praktyk poznałem Thobiasa.



1952 - Thobias


Był artystą i jak sam o sobie mówił, cały świat był dla niego sztuką. A ja byłem dla niego modelem i muzą, którą chciał mieć tylko dla siebie. Pochlebiał mi jego upór, z jakim starał się przekonać mnie do tego, abym mu zapozował. Czułem się mile połechtany, gdy zabiegał o moją uwagę i że robił to nie dlatego, że byłem Crouchem, bogatym studenciakiem z koneksjami, ale dlatego, że w jego oczach byłem wyjątkowy. Thobias był pierwszą osobą, która powiedziała mi to prosto w oczy, która nie wstydziła się przyznać, że mogę być kimś innym niż tylko znanym nazwiskiem. Że mogę być sobą, z własnymi marzeniami i lękami. Potem był Dean. I Atmos. Evan. Henry. Wszyscy, którzy starali się być moimi przyjaciółmi, ale nigdy nie byli Thobiasem.



1953-1955 - podróże po Europie


Studia zakończyłem z dobrymi wynikami, lecz zamiast od razu rzucić się w wir pracy, spakowałem kufry i ruszyłem w podróż po Europie. To nawet nie był mój pomysł, ale sugestia jednego z wykładowców, który wskazał, że zagraniczne uczelnie i szkoły również mają wiele do zaoferowania. Skontaktował mnie ze swoimi znajomymi wykładowcami, a ja spędziłem kolejne półtora roku na walizkach, podróżując od kraju do kraju, od wykładu do wykładu, zdobywając nową wiedzę, ale i znajomości. Poznawałem inne podejścia do prawa, ale przede wszystkim prawo międzynarodowe i zasady światowej dyplomacji. Zdobywałem doświadczenie, o które ciężko było na miejscu – nie tylko w formie teorii, ale praktyki. To było ponad półtora roku nauki tak różnej od tej, którą znałem, a jednak zostawiło we mnie coś więcej niż czystą wiedzę.


Poświęciłem tych kilkanaście miesięcy też na odkrywanie samego świata, poznawanie obcych kultur i cywilizacji, naukę historii miejsc, które Anglikom wydawały się odległe, a dla mnie były na wyciągnięcie ręki. Znajomość języków pomagała w nawiązywaniu relacji, a wrodzona ciekawość sprawiała, że wróciłem z tych podróży bogatszy o nowe doświadczenia i podróżniczą wiedzę, a także nabyte kontakty w tubylcami i magicznymi istotami. Najczęściej podróżowałem sam i tylko na siebie byłem zdany w planowaniu swoich krajoznawczych wycieczek.


Powrót do domu.



1955 - powrót i małżeństwo


Anglia przywitała mnie deszczem i szerokimi ramionami wyciągniętymi przez Ministerstwo Magii. Przyjąłem posadę w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, a niespełna pół roku później ożeniłem się - zgodnie z wolą rodu wybierając czarownicę błękitnej krwi - proponując małżeństwo i swoisty układ przyjaciółce, która znała każdy szczegół mojego życia. Oboje wiedzieliśmy, na co się piszemy; oboje wiedzieliśmy też, że zawsze mogliśmy trafić gorzej.



1955-obecnie - praca w MM

W czasie stażów i późniejszej pracy poznałem zasady rządzące MM, przeszedłem przez wiele departamentów i działów, zanim trafiłem do swojego finalnego miejsca, ucząc się po trochu podstaw z wielu z nich. Skupiałem się jednak na tych ministerialnych komórkach, które mnie w jakiś minimalny sposób pociągały - jak ekonomia, handel, rozpracowywanie oszustw finansowych i nielegalnych praktyk niezgodnych z prawem. Praca w Ministerstwie nie była specjalnie przemęczająca i wkrótce nabrałem ochoty na coś więcej: większe wyzwania, większe zaangażowanie, większą odpowiedzialność. Przypadków prawnych, które wymagały nie tylko przerzucania ton dokumentów, ale choćby minimum własnej inwencji. Skoro już miałem tkwić w świecie, który mnie nie pociągał, chciałem czerpać z tego przynajmniej odrobinę satysfakcji. Wyłapywanie oszustów i podejrzanych zapisów w dokumentacji zaczęło mnie nudzić. Po trzech latach na początku 1959 roku przeniosłem się więc do Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów pod protekcję wuja, który zajmował się tam kwestiami dyplomatycznymi i prawnymi umów z innymi krajami. Na nowym stanowisku odnajdywałem się nieco lepiej, zwłaszcza że pozwalało ono na częstsze zagraniczne podróże, w których asystowałem swojemu przełożonemu. Dzięki temu doskonaliłem też polityczną umiejętność dyplomacji i wpływania na decyzje innych ludzi, prowadzenia dyplomatycznych rozmów i dysput popierając je siłą argumentacji a nie argumentacją siły. Przydatny okazał się też mój urok osobisty i umiejętność dogadywania się z większością ludzi - jeden uśmiech w odpowiednim momencie czy spojrzenie rzucone w kierunku właściwej urzędniczki otwierały więcej drzwi niż niejedne dyplomatyczne zabiegi.


Praca nie była całym moim życiem, znajdowałem czas dla siebie, na własne przyjemności i dla żony, która wiernie stała u mojego boku przez kolejne lata. Powoli znów wracałem do siebie sprzed studiów: hołdującego zabawie, kaprysom chwili i testowaniu własnych granic. Gdy chciałem osiągnąć lub dostać coś zazwyczaj niedostępnego, powoływałem się na swoje kontakty i pochodzenie. Lepsza loża w teatrze? Najlepszy stolik w restauracji? Tak, nazwisko otwierało wiele drzwi i wytyczało nowe drogi, więc skoro mogłem z tego korzystać, nie zamierzałem odrzucać możliwości, jakie mi dawało.


Jestem Rafael Crouch – młodszy syn i niewolnik własnego przeznaczenia.

0
Pozostało PP
mixed
50
Pozostało PM
13
13
0
OPCM
Uroki
Czarna magia
0
0
5
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
10
10
10
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka I — Magiczne mikstury
Teoria alchemiczna
Ścieżka VIII — Historia i kultura magiczna
Historia cywilizacji
Znajomość obyczajów i etykiety
Mitologia i folklor
Ścieżka X — Polityka i prawo
Znajomość prawa i regulacji
Śledztwa i dochodzenia
Retoryka sądowa
Strategia i zarządzanie kryzysowe
Ścieżka XI — Ekonomia i handel
Znajomość prawa handlowego i nielegalnych praktyk
Ścieżka XIV — Odkrywanie świata
Kartografia i nawigacja
Kontakt z tubylcami i istotami magicznymi
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
Dyplomacja
Urok osobisty
Ścieżka XVIII — Sport
Jeździectwo
Wspinaczka
Ścieżka XX — Poliglotyzm
Niemiecki
Francuski
Włoski

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-16-2025, 09:22

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Philippa Moss

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-28-2025, 19:53

Rafael Crouch

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[28.08.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 opcm [prezent powitalny]
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:01 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.