Krótki stukot nóg niósł ją wprost w ramiona dusznej mieszkanki alkoholu, potu i papierosów. Pośród krzyków wygranych i szarpnięć przegranych, musiał znajdować się jej ojciec. Nowa kochanka nie była wystarczająco zaradna, aby potrafić opanować ojcowskie zapędy hazardzisty, miast tego jej łzy rozlewały się na młodych policzkach w hotelowym pokoju.
Czerwone usta zbiły się więc w kreskę; nieczęsto bywało, aby czuła się zagubiona, ale to był właśnie taki moment. Od chwili wyjścia z prosektorium, dotarcia do mieszkania i dotarcia tutaj, gdy w kaledoskopie piękno jesieni dotarło do trzewii jako zmarźlina przedzimy. Wypatrywała go, mrugała po raz kolejny, raz po raz, na dolnej powiece zostawiając odrobinę makijażu i kryjąc tym samym ciemne oczy w półcieniu. Nie wiedziała, nie miała też odpowiedzi poznać.
Udała się na targowisko, a uderzające w nią ciała wznosiły wściekłość. Nie miała konkretnego celu, raczej po prostu szukała czegokolwiek, chciała oderwać myśli, uciec od poczucia oplatającego nie tylko umysł, ale i ciało. Wtedy dotarły do niej słowa, a obłożona nienawistną mimiką twarz zmieniła się niczym w kalejdoskopie w łagodny wyraz wymuszonej radości.
— Ach, witam Thalio
Usta zbiły się nerwowo, krótkie spojrzenie wbiła w znajomą męską twarz, nim jednak cokolwiek odpowiedziałaby na wypowiedziane imię, zauważyła na sobie ciężkie, męskie spojrzenie przełożonego i zamiast spoglądać dalej na Conrada, otworzyła szerzej drzwi do sali.
— AA jedna fiolka, szczurosztet połowa fiolki starczy. Na cito