• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Vincent Rineheart
Vincent Nolan Rineheart
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Barbara zd. Howell i Ronan Rineheart
Aspiracje
sukces i rozpoznawalność w zawodzie Łamacza Klątw, rozpoczęcie drogi naukowej, zjednoczenie rodziny
Amortencja
zapach rozgrzanej słońcem ziemi, szałwia, palo santo, kwiat jabłoni
Różdżka
11 i 3/4 cala, dość sztywna, wiąz, pióro hipogryfa, rękojeść lekko wyszczerbiona z prawej strony
Hobby, pasje
zielarstwo i ziołolecznictwo, tajniki klątw i uroków, podróże, nauka, mitologia celtycka, poezja
Bogin
ponurak
Umysł
Data urodzenia
17 listopada 1930 roku
Miejsce urodzenia
Londyn, Wielka Brytania
Miejsce zamieszkania
wschodnie przedmieściacia Bray, Akacjowa Ostoja, Irlandia
Język ojczysty
angielski
Genetyka
Czarodziej
Ukończona szkoła
Ravenclaw, Hogwart
Zawód
łamacz klątw, zielarz, pośrednik w handlu roślinami do magicznych ingrediencji
Czystość krwi
Półkrwi
Status majątkowy
Stabilna sakiewka
Ciało
32
189
83
Wiek
Wzrost
Waga
szary błękit
czarne
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Na pierwszy rzut oka wybija się jego ponadprzeciętny wzrost. Posiada smukłą, rosłą sylwetkę o długich kończynach. Barki są szerokie i rozbudowane. Mięśnie zarysowane, mocniej widoczne na torsie i górnej części ciała. Postawa często przygarbiona, pochylona, a szyja schowana między kołnierz kurtki.
Znaki szczególne
Smutne, mętne spojrzenie; widoczne cienie pod oczami; posągowy wyraz twarzy; charakterystycznie niesymetryczny nos; pozostałość po bijatyce z przeszłości; pieprzyk po prawej stronie brody; kręcone włosy; podłużna blizna po oparzeniu na lewym przedramieniu, drobne blizny na palcach oraz dłoniach.
Preferowany ubiór
Jego ubiór wygląda schludnie, choć czasami odrobinę staromodnie. Preferuje materiałowe, szersze spodnie o eleganckim kroju, w jednolitym, ciemnym kolorze. Najczęściej zobaczysz go w wygodnych, lnianych koszulach, swetrach o różnej grubości, rozpinanych kurtkach, płaszczu do kostek, lub pelerynie.
Zajęty wizerunek
Carlos Ferra
Obrazek postaci

Wtenczas od wiatru szukając ochrony,
Stanąłem za mym wodzem, bo zasłony
Nie było innej; tam wśród wiecznej zimy,
Już byłem w miejscu, gdzie cienie widziałem,
A co z przestrachem wpisuję w te rymy
Oblane lodem jak ździebło kryształem.


Mówi się, że zimowe poranki zrobione są ze stali. Mają metaliczny posmak i ostre krawędzie. Miejscowe ludy wierzą, że przy najsroższym mrozie nawet słowa mogą stężeć i opaść na ziemię. Wszystko wydaje się nieruchome, statyczne i spowolnione. Dzień jest bardzo krótki, ciemny i ponury. Śnieg, który jest biały odbija światło. Sprawia, że wszystko staje się jaśniejsze. Opada na świat bezszelestnie, spokojnie, szarmancko. Otula wyprostowane kikuty, nadając niepowtarzalne, srebrzyste piękno. Wypełnia szczeliny rozdrobnionym kryształem. Orzeźwia, otrzeźwia zaspane lico,  podczas gdy pierwsi przechodnie, mimochodem wkraczają w rozbielony krajobraz. Wzburzone połacie perlistej powłoki wydają wtedy swój niepowtarzalny, zgrzytliwy dźwięk, odsłaniając niebezpiecznie oblodzoną powłokę. Mimo przenikliwego chłodu, ciężkości niewygodnego, futrzanego okrycia, utrudnienia codziennego funkcjonowania - to najpiękniejszy okres. Pełen nostalgii, nieplanowanych wzruszeń, długich rodzinnych wieczorów przed rozpalonym kominkiem, wyczekiwania nadchodzących świąt. A może narodzin wyjątkowego, potomka, którego krzyk napełnił siłą ten niezapomniany, zmrożony poranek. W tym roku zima przyszła o wiele za szybko.

Niezwykła wiedza na temat mistycznego, irlandzkiego folkloru napawała niemym, niewypowiedzianym zdumieniem. Każda odrębna i wyjątkowa historia tworzyła metafizyczną, zatracającą aurę. Zielone przestworza przydomowego trawnika stawały się odzwierciedleniem dziecięcych wyobrażeń, marzeń oraz wizji. Całkowicie zmieniały postrzeganie otaczającego świata, przekształcając rzeczywistość w wyidealizowaną krainę pełną fantastycznych bohaterów. Delikatny, letni wiatr dopełniał wyobrażenie, układając melodie na falujących, kształtnych liściach. - Mamo, myślisz, że w tym drzewie mieszkają wróżki? - ciemnowłosy chłopiec, ze skrzyżowanymi nogami siedział na zielonkawym podłożu, muskając palcami odstające ździebła. Skupiony, niedowierzający wzrok utkwiony w ziemię zdawał się dogłębnie analizować wypowiedzianą opowieść. Uważne spojrzenie, co chwilę prześlizgiwało się między rozbawioną twarzą ukochanej matki, siedzącej na wiklinowym, plecionym fotelu, a rozłożystą koroną historycznego buku. - Widziałaś kiedyś taką wróżkę? Jak wyglądała? Ile miała wzrostu? - bezlik pytań wydobywał się z ust ciekawego odkrywcy. Młody wychowanek nie dawał za wygraną, próbując odsłonić wszelkie tajemnice lokalnej legendy. Z zaciętą miną wymalowaną na bladej twarzy, poderwał się do góry, aby następnie zapalczywie badać każdy centymetr chropowatej kory, szukając maleńkich drzwi do mieszkania wróżki. - Synku! Bo je wystraszysz! - delikatny, melodyjny głos oderwał od chwilowej fascynacji. - Pewnego razu na pewno je zobaczysz, obiecuję! A teraz chodź do domu, bo na zewnątrz robi się coraz chłodniej. - kobieta chwyciła rękę swej latorośli, odciągając od wypełnienia zajmującej misji. Jej dłoń była delikatna i ciepła - emanowała spokojem, troską i nieopisaną dobrocią. Pachniała subtelną słodyczą, którą kojarzył z śnieżnobiałym kwiatem jabłoni.


1936 - objawienie magii

Pochodził z rodziny o wyraźnie zarysowanych poglądach: z tradycjami i postępowaniem, które niosły za sobą pewną, okrutną odpowiedzialność; szereg zobowiązań, które od pierwszych chwil zdawały się wisieć w powietrzu niczym okrutna i paraliżująca klątwa. Rodzice wywodzili się z rodzin o mieszanej genologii. Nie były to jednak rody czystej krwi - potomkowie o pochodzeniu mugolskim przeplatali się przez długą historię rodu Rineheart, a także Howell. Status krwi w żadnym stopniu nie przeszkadzał rodzinie w normalnym i pewnym funkcjonowaniu. Byli dobrze prosperującym małżeństwem, które starało się stworzyć jak najlepsze warunki dla rozwoju narodzonych i nadchodzących potomków. Edmund był tym pierwszym: wyczekiwanym męskim potomkiem, oczkiem w głowie ojca, który miał na niego plany już od samego początku. Marzył, aby syn poszedł w jego ślady strzegąc rodzinnych tradycji, szerokich poglądów opartych na konserwatywnym honorze, sprawiedliwości i dumy. Mieli być odpowiedzialni, służyć i bronić tego, co godne. To właśnie na nim skupił swą uwagę, mimo niewielkiej różnicy wieku. Vincent był tym środkowym. Uciecha ojca była zbyteczna i chwilowa, gdyż ogrom pracy i zmiana stanowiska nie pozwoliła na doglądanie drugiego potomka z tak wielką uwagą i zażyłością. Był inny. W wychowaniu Vincenta brakowało silnej, męskiej ręki. Ronan coraz częściej oddawał się kilkudniowym, pochłaniającym eskapadom i niebezpiecznym misjom. Edmund był jego cieniem walczącym o każdy skrawek uwagi. Silna potrzeba wykonywania niebezpiecznego zawodu, oddalała go od członka rodziny, mimo usilnej próby wynagrodzenia straconego czasu. To matka zajęła się istotnym obowiązkiem, kształtując większą część dzieciństwa młodego czarodzieja. Stała się powiernikiem sekretów, słuchaczem codziennych zachwyceń, najmądrzejszą wyrocznią, skarbnicą wiedzy, pomysłów i niespotykanych historii. Potrafiła wyleczyć każde skaleczenie, otrzeć łzy i uśmierzyć pulsujący ból. Była opanowana, wyrozumiała, delikatna i troskliwa. Nigdy nie krzyczała; rozjaśniała uśmiechem długie, ponure dni, przynosząc do pokoju ciepłe mleko oraz kolejną, fabularną powieść o odważnych i nieustraszonych podróżnikach. Trzymała go pod szklanym kloszem, nie pozwalając narazić na żadne niebezpieczeństwo. Opowiadała o magii w sposób iście bajkowy, kojarzący się z odległą i niezapomnianą przygodą. Była najważniejszą istotą na jego samodzielnie wyeksponowanej i wyobrażonej ziemi. Ojciec był inny -  od samego początku starał się wpajać wartości, którymi kierował się w życiu codziennym. Bezwzględnie utwierdzał świat w pewnym przekonaniu, że męscy potomkowie staną się wiernymi dziedzicami umiłowanej profesji; walecznymi, honorowymi, twardymi i niezwyciężonymi. Skorymi do piastowania i ukazywania sprawiedliwości, głośno demonstrujący najważniejsze idee. Przyjmującymi wyzwania, nieustraszeni przed rozlewem krwi, przemocy i użytkowanej brutalności. Pewnymi siebie, ukierunkowanymi od najmłodszych lat - konsekwentnymi, ambitnymi i gotowymi do przyjmowania najistotniejszych nauk. Jednakże los bywa psotliwy, zwodzący i zdradziecki; wywracał rzeczywistość do góry nogami. Chłopak stanowił nieujarzmioną zagadkę, głęboko zakorzenioną w swym własnym świecie fantazji. Był nieposkromiony, lekkomyślny, niezdyscyplinowany, słuchający jedynie kojących słów ukochanej matki, która chroniła go przed ciężką ręką zdenerwowanego ojca. Zapytany o wymarzony, przyszły zawód, nigdy nie potrafił określić jednego, satysfakcjonującego konkretu. Podróżnik, odkrywca, poeta, medyk. Opiekun magicznych zwierząt, historyk, nauczyciel. Mimo wczesnego ukazania zdolności magicznych, jego rozczarowująca postawa martwiła rodziciela, który po raz kolejny opuszczał dom w pogoni za bezwzględną karierą. Lecz nikt nie powiedział, że była to ostatnia próba sprowadzenia syna na właściwą drogę postępowania. W międzyczasie na świat przyszedł nowy członek rodziny, który na moment odciągnął uwagę od nieposłusznego syna. Mureen ukazała swe oblicze w jeden z kwietniowym poranków. Ta niewielka istota była ewenementem w życiu całej rodziny. Bardzo szybko skradła atencję domowników, pozostawiając chłopca samemu sobie. Z ogromną zazdrością spoglądał na roześmianą matkę, kołyszącą w ramionach białe zawiniątko. Patrzył na brata zaglądającego do niewielkiej kołyski, chłopaka, który nie poświęcał mu uwagi, z którym sprzeczał się o większą część codzienności. Poświęcony mu czas ograniczał się do nieakceptowalnego minimum, a w domu coraz częściej nocowała ciotka Agnes. Młody Rineheart chętnie demonstrował niezadowolenie, wielokrotnie prowokując do krzyku rozdrażnionego ojca. Zamknięty w szczelnych ścianach sypialni, starał się składać drobne litery w najróżniejsze, skomplikowane słowa. Wczesna nauka czytania pomogła mu w zgłębianiu pozycji znajdujących się w niewielkim mieszkaniu, choć robił to z wysiłkiem małego chłopca. Skupiał się na zapiskach pióra, rysunkach oraz malunkach pozostawionych przez ojca. Tamtego dnia starał się choć trochę zapoznać z trścią starego podręcznika do zaklęć i uroków. Niezwykle frustrujące okazały się zdewastowane i porozrywane pergaminy stanowiące jedność papierowej skarbnicy. Gdy zerknął na pierwszą stronę, zobaczył drobne pochyłe pismo, wskazujące niedbałego właściciela: Ronan Rineheart. To właśnie w wieku sześciu lat magia ukazała swe działanie. Kartki w książce zaczęły żyć swym własnym życiem. Przekładały się na wszystkie strony, falowały, zaginały. Książka poderwała się do góry, aby następnie opaść kilka metrów dalej, zamykając się jak gdyby nigdy nic. 


1937 - śmierć ukochanej matki

Przeświadczenie o nieśmiertelności otaczających go bliskich było niezwykle silnie zakorzenionym poczuciem. Niejednokrotnie wysłuchiwał przejmujących opowieści o nieustraszonych bohaterach, którzy potrafili wyjść nawet z najniebezpieczniejszych i najtrudniejszych opresji. Posiadali nadludzką siłę, wyjątkowe umiejętności, nieustępliwy, zawzięty charakter, które pragnął odziedziczyć. Ona też je posiadała! Przynajmniej tak mu się wydawało, kiedy po raz kolejny zawzięcie wygłaszał swe wyimaginowane teorie siedząc na skraju wypełnionego pierzynami łóżka, w którym leżała właśnie ona. Odprowadzał wzrokiem kolejnego zaniepokojonego magomedyka, rozkładającego ręce z wyraźnym zrezygnowaniem. Ojciec skutecznie wypychał go z pokoju, nakazując zajęcie się młodszą siostrą. Mając zaledwie siedem lat, starał się stanąć na wysokości zadania organizując kolejne, pasjonujące zajęcia, odwracając uwagę od przygasającego rodzica. Przez większość czasu zastanawiał się czy właśnie tak wygląda dorosłość - czy stał się już wystarczająco dojrzały? Czy właśnie tak zachowałby się starszy brat? Czy w tym momencie dostatecznie imponuje otoczeniu? Czy dzięki widocznej odpowiedzialności, ciotka Agnes przestanie uprzykrzać mu dni i wskazywać odpowiednią godzinę spania? Odpowiedź na postawione pytania, przyszła niespodziewanie - wtargnęła w sielankową codzienność rujnując wyznawaną ideologię, przekonania i wiarę w lepsze jutro. Barbara odeszła - zabrała ją nieuleczana choroba genetyczna, której nikt nie potrafił zaradzić.  Chłopiec, bardzo szybko zatracił się w przenikliwej pustce, żalu i rozdrażnieniu. Stał się zamknięty, niedostępny i lękliwy. Wyprowadzony z równowagi, rzucał się na podłogę w niemym żalu, nie potrafiąc poradzić sobie z odejściem najbliższej. Kłótliwy i nieposłuszny - stanowczo odmawiał nauk, które wymuszał na nim ojciec. Wywierał w nim poczucie winy, traktując jak surowego oprawcę. Obarczając niewypowiedzianą winą wszystkich domowników, zdawał się żyć obok - osamotniony, wycofany, nieobecny. Dla innych niepewny, tchórzliwy, niezdyscyplinowany i bezwartościowy. Bo nie widział już sensu dalszego żywota, gdy świat odebrał mu najważniejszą. Ojciec mimo złedj kondycji psychicznej, próbował za wszelką cenę zrefelktować się wobec dzieci. W niektóre weekdny zabierał ich na leśne eskapady, kilkudniowe biwaki w samym środku maliwniczej, irlandzkiej i angielskiej przyrody. To tam uczył ich podstawowych technik przetwania, radzenia w sytuacjach kryzysowych. Brakowało tam beztroski, dziecięcej i spontaniczej zabawy. On nie pytał o zdanie, on działał...

O litościwa, troszcząca się o mnie!
O dobroczynna dusza twa bez skazy,
Co spełnia świętej tak szybko rozkazy.
Czuję, jak we mnie od słów twoich żaru
Iskrzy się zapał pierwszego zamiaru.


1942 - rozpoczęcie nauki  w Hogwarcie

Hogwart prezentował się jeszcze bardziej okazale niż mógł sobie wyobrazić. Ogromna majestatyczna budowla, dosięgała białych obłoków strzelistymi, kamiennymi wieżami. Jego wzrok, nie obejmował całości rozległego kompleksu. Nie wiedział na czym skupić swą uwagę - wszystko wydawało się nieustępliwe, fascynujące i ulotne. Czy na pewno siedem lat to wystarczająco długo, aby zwiedzić wszystkie zakamarki tajemniczego zamku? Miał nadzieję, że to właśnie tu odnajdzie miejsce, które nazwie swoim własnym azylem. Wielka sala prezentowała się niesamowicie, kiedy to ogrom zawieszonych pod sufitem świec, rozświetlał blade lica nowo przybyłych pierwszaków. Chłopiec chłoną ten niepowtarzalny widok z szeroko otwartymi oczami i miną wskazującą paraliżujące zdumienie. Oczekując uroczystej inauguracji, skupiony, o nienagannej postawie czekał na swoją kolej. Ukochana matka, zdradziła mu specyfikę każdego z domów ze szczególną uwagą podkreślając uczęszczany Hufflepuff. Niejednokrotnie podkreślała, że syn ze swoją ambicją, kreatywnością, zamiłowaniem do ksiąg i zdobywania wiedzy nadawałby się do błękitnego domu kruka. Ojciec natomiast nie wyobrażał sobie syna w miejscu innym niż Gryffindor. Starszy brat posłał mu przelotne, obojętne spojrzenie, wracając do zagorzałej dyskusji wśród zaprzyjaźnionej grupki. Był gwiazdą – tak jak życzył sobie ich surowy wychowanek. - Vincent Rineheart! - donośny, damski głos wywołał ciemnowłosego, który posłusznie zajął miejsce na chyboczącym, drewnianym stołku. Kobieta włożyła na głowę starodawną tiarę, której tak bardzo się obawiał. Ta mlaskając kilkukrotnie, niemalże bez zastanowienia wyśpiewała dźwięcznie - Ravenclaw! – żołądek wywrócił się do góry nogami. Spojrzał na brata, lecz ten nie wydał z siebienawet okrzyku. I choć ta niesamowita duma rozpierała jego wnętrze, wiedział, że nie będzie łatwo.

Pierwszy rok nauki był dla Vincenta rewolucyjny. Magiczny świat, który poznał poza murami szkoły, różnił się od tego, który serwowało życie codzienne. Nie zdawał sobie sprawy, że poznawanie magii od zewnątrz, okaże się tak pasjonujące, zajmujące i przede wszystkim użyteczne. Od pierwszych dni zauważył specyfikę domu, do którego przydzieliła go brązowa, gadająca tiara. Osoby, które otaczały go w dormitorium, nie rozstawały się z opasłymi tomiszczami do najważniejszych przedmiotów. Każdy z nich ambitnie podchodził do nauki, poświęcając jej jak najwięcej czasu. Byli indywidualistami, zamkniętymi w swym własnym, niedostępnym świecie. Ciężka praca, wymagająca ciągłego skupienia, pozwalała na odciągnięcie spragnionych myśli, które nieustannie powracały do domu rodzinnego. Brat unikał go jak ognia, starając się ograniczać ich spotkania, przekazywać zdawkowe informacje przekazywane w listach pochwalnych od samego Ojca. W jego przypadku, sytuacja prezentowała się zupełnie inaczej. Mężczyzna postanowił o sobie przypomnieć, przesyłając serię paraliżujących wyjców, karcących nastolatka w głuchym gmachu sali głównej. Zazwyczaj chodziło o to samo: bezwzględne wpajanie słuszności przyszłej kariery, jaką dla niego zorganizował, naśladownictwo brata, odbieranie powodów do dumy, którymi mógł szczyć się podczas coraz częstszych patroli oraz nocnych dyżurów. Biuro aurorów miało stać się priorytetem. Nie ukrywał również rozczarowania z wybranego domu, a także innych bezmyślnych pobudek. Przynosiły wstyd i oburzenie. Przyciągały niepotrzebną uwagę osób trzecich. Z biegiem czasu nauczył się je ignorować. Mimo tego wstrętni i perfidni uczniowie nie omieszkali zemścić się na skromnym chłopaku. To właśnie w jednej z korytarzowych walk nabawił się okropnej kontuzji. Rówieśnicy domu węża – pamiętał te nazwiska: Rookwood, Macnair, prawdopodobnie był tam ktoś jeszcze. Potężny cios, niefortunny upadek nie pozwolił na idealną rekonstrukcje kości nosowej - pozostała przekrzywiony do dnia dzisiejszego, jako pamiątka po cudownym przebudzeniu. Po raz pierwszy poczuł w sobie przypływ, mocy, siły i energii. Zauważył jak praktyczna i pomocna okazuje się znajomość skomplikowanych zaklęć i uroków. Mimo miesięcznego szlabanu i kolejnej nagany ze strony ojca, postanowił walczyć o swoje - obiecał sobie, że przestudiuje wszystkie księgi związane z zaklęciami oraz urokami, które znajdują się w zbiorach biblioteki szkolnej. A Starożytne Runy miały mu w tym pomóc.

Zdobywanie wykształcenia stało się jego priorytetem – skumulowane dodatkowe zajęcia zabierały większość wolnego czasu. Niemalże nie wychodził z biblioteki poszerzając wiedzę z coraz bardziej umiłowanych przedmiotów: Zaklęć i Uroków, Obrony Przed Czarną Magią, czy Historii Magii. Starożytne Runy oraz Zielarstwo, które pochłonęło go tak nieoczekiwanie, stały się jego chlebem powszednim. Fascynowały go, pozwalały poszerzać horyzonty, posuwać się do przekraczania swych granic. Uwielbiał kreślić skomplikowane i precyzyjne znaki. Uwielbiał wertować stare i rozpadające się manuskrypty przynoszone na coraz ciekawsze lekcje. Lubił przesiadywać w szklarni, dotykać ziemi, rozpoznawać nasiona, określać stadium każdej rośliny oraz jej właściwości. Uczęszczał do Klubu Pojedynków. Udzielał też płatnych korepetycji, występował jako przedstawiciel szkoły znając wszelkie kodeksy i regulacje. Dlatego już na piątym roku zdobył miano Perfekta, a niespełna rok później Prefekta Naczelnego. Jako efekt ciężkiej i mozolnej pracy, wszystkie egzaminy udało mu się zdać z wysokimi i satysfakcjonującymi wynikami, a także uściskiem dłoni samego Dyrektora. To właśnie te zdarzenia umocniły jego pozycję, wypięły jego pierś z niesamowitą dumą, którą najchętniej podzieliłby się z matką. Ojciec zareagował zdawkowymi gratulacjami, brat, który zdążył opuścić mury szkoły, nie interesował się jego losem stawiając pierwsze kroki w kursie do nowej profesji. Nie mieli zbyt dobrych kontaktów. W głębi duszy pragnął być taki jak on – zauważonym, docenianym, chlubnym synem z wieloma sukcesami, rozpierającymi rodzicielską pierś. W szkole nie pozostał jednak sam. Na początku szóstego roku Maureen przekroczyła ów kamienne mury, trafiając do odważnego domu lwa. Była taka jak oni. Wytresowana i zmanipulowana przez bezwzględnego wychowanka, stała się jego wierną kopią. Nie wierzył w to, co ujrzał w jej bliźniaczych źrenicach, w twarzy tak wiernie przypominającą tą, należącą do utraconej matki. Kochał ją i wziął sobie za cel, aby stać się jej protektorem, aby wyrwać ją z oplatających więzi rodziciela. Skutki okazały się jednak dużo bardziej tragiczne. Kobiety od zawsze były w jego obrębie. Kręciły się w jego obecności, lubiły jego towarzystwo, sposób mówienia i tłumaczenia pewnych zagadnień. Zagadywały go na przerwach, siadały w bibliotece, uśmiechały się, wysyłały sygnały, których nie rozumiał od samego początku. Dopiero gdy jego pewność siebie wzrosła, a romantyczne serce rozumiało trochę więcej, coś zaczęło się zmieniać. I było to niezwykle ekscytujące. To właśnie w ten sposób poznał ją. Blondynka zawróciła mu w głowie od pierwszego wejrzenia. Uderzyła go swą brawurą i przeciwieństwem widocznym na pierwszym planie. Ta relacja, choć niełatwa miała odcisnąć swe piętno w dalekiej przyszłości.


1949 - poznanie Lucindy jako Prefekt Naczelny

Pojawiła się też Lucinda.

Zjawiła się znikąd otoczona potężną łuną latarkowego światła. Skradała się między szkolnymi korytarzami, choć dawno powinna być w łóżku. Młodsza i nieposkromiona, pewna, iż prześlizgnie się przez opustoszałe mury, aby dostać się: no właśnie gdzie? Nie miała szczęścia, gdyż tego dnia wracał z obchodu o wiele później. Zdając raport Opiekunowi Domu, natknął się na jej gorący występek, który nie omieszkał pozostawić bez kary. I choć próbowała wszystkiego, aby przekonać go do swych racji, użyć uroku osobistego, pozostał nieugięty i bezwzględny. Dla nikogo nie miał litości, a już na pewno dla szlachetnych i przemądrzałych Panien. Kara rozpoczęła się już następnego dnia. Wiadro z zimną wodą spoczywało tuż obok jej kolan, gdy z zapałem szorowała podłogę niedaleko kuchni. A on siedział tuż obok, uśmiechając się lekko i podgryzając soczyste jabłko. Nie polubili się od razu, lecz los bywa przekorny odwracając wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Stali się sobie bliscy, zaprzyjaźnili się tak prawdziwie i niesoczyście. Byli dla siebie szczerzy, stali się oparciem na dobre i złe. Traktowali się bez ogródek, poznawali powoli, dając ogrom przestrzeni i wyrozumiałości. Nie wiedział jeszcze jak wielką podporą okaże się dla niego ta niesforna uczennica.

Patrz, oto za mną w ślad pędzi wilczyca,
Broń mnie! Patrz, chudą jak wyciąga szyję
Drżą we mnie żyły, krew pulsami bije.
Widząc mnie we łzach mędrzec tak powiada:
Inną idź drogą, taka moja rada,
Jeśli chcesz umknąć z tej dzikiej ustroni;


1949 - ukończenie szkoły i rozpoczęcie praktyk w MM

Ukończenie szkoły wiązało się z rozpoczęciem pracy nad kolejnymi etapami kreowania malowniczej, usłanej sukcesami przyszłości. Świat, z którym przyszło mu się zmierzyć, okazał się niespokojny i niebezpieczny. Wejście w dorosłość w samym środku wojny, nie wróżyło zbyt swobodnych i owocnych poczynań. W domu panowała napięta, wzburzona atmosfera, kiedy kolejne, nieoczekiwane informacje spływały do wiadomości publicznej. Miał ogromną nadzieję, iż mimo niepokoju, najmłodsza przedstawicielka rodziny bez problemu poradzi sobie podczas kolejnego etapu nauki - bez braterskiego wsparcia i silniejszego ramienia. Czasem zadawała się być twardsza i dzielniejsza od całej trójki. Ojciec za to stawał się jeszcze bardziej rozdrażniony i niespokojny - z łatwością spierał się o najdrobniejsze błahostki poszerzając dystans, który już dawno wypracowali. Starszy brat stał się jego prawą ręką, będąc na stażu przygotowującym go do roli Aurora. Czyż nie istniała w domu większa duma niż rosła i wyprostowana sylwetka mężczyzny, który odniósł ten prawdziwy sukces? Ronan niemalże codziennie zadawał pytania odnośnie zamiarów młodego Rinehearta, podsuwał broszury prosto z Ministerstwa, opowiadał wyniosłe historie o dokonaniach i zasługach kolegów po fachu oraz pierworodnego wychowanka. Posunął się nawet o krok dalej organizując wstępne, kilkumiesięczne praktyki w zatęchłych archiwach samego Ministerstwa, przekonując kolegę ze szkoły, który kierował tym zakurzonym przybytkiem. Praca miała być darmowym, kilkumiesięcznym stażem, który miał wybudzić w ciemnowłosym coś w rodzaju przywiązania, a przede wszystkim chęć. Vincent nie wytrzymywał: nie potrafił odnaleźć ów złotego środka na powstrzymanie zaborczego i stanowczego ojca. Codzienne kłótnie, doszczętnie wyniszczały młodzieńczy organizm pragnący wolności, swobody, ucieczki od uciemiężenia i wyimaginowanych oczekiwań. Zaciskając pięść, musiał wziąć sprawy w swoje ręce; niczym najszlachetniejsi bohaterowie zaplanować swe życie z dala od blokujących i paraliżujących przeszkód. Rozwiązanie przyszło szybciej niż mógłby się tego spodziewać. Marcowe popołudnie miało okazać się przełomowe. Siedząc w nadmorskiej przystani, ich ulubionym azylu, wraz ze swoim szkolnym przyjacielem, przedstawicielem jednego z rodów błękitnej krwi, oddawał się długim rozmowom, dywagacjom, rozważaniom na temat idei która od dawna rysowała się w głowie prawie dorosłego chłopaka. Vincent przedstawił mu swój plan – chciał wydostać się z kraju za pomocą jednego z towarowych statków, którym zarządzał wychowanek drogiego kolegi. Współpracował z nadmorską żeglugą, przewożąc drogocenne towary, sprowadzane z różnych granic Europy. Miał zamiar zaciągnąć się tam w charakterze pracownika fizycznego, aby na dobre wydostać się z tej przeklętej i znienawidzonej ziemi. Uciec od rodziny, która nie wspierała, zawodziła go na każdym kroku.


1950 - ucieczka za granicę na statku towarowym

Dzień ostateczny nadszedł kilka miesięcy później, parę dni przed dziewiętnastymi urodzinami pierworodnego. Ogromna, głośna i piekielna kłótnia rozpętała się w mieszkaniu Rineheartów. Wszelkie stawiane wcześniej zarzuty, gorzkie słowa, obustronne niezrozumienie, pokłady niewypowiedzianej nienawiści, żalu, wzajemnego obwiniania i wytykania słabości wypłynęły na światło dzienne niczym błotnista przytłaczająca lawina. Ten dom nigdy nie widział tak ogromnego sporu. Tego zimowego, ponurego dnia, chłopak opuścił dom trzaskając drzwiami w demonstracyjnym geście obojętności, złości i rozżalenia. - Tchórz! - to słowo dźwięczało w jego głowie, podczas szybkiego przemierzania brukowej uliczki. On nie wróci, już nigdy nie wróci! Przyjaciel  zapewnił go o pomyślności wyjazdu na statku nestora, jednakże ostrzegł przed konsekwencjami odkrycia. Nakazał przyjacielowi zmienić styl ubioru, a najlepiej załapać się do pracy pod pokład. Ryzyko rozpoznania i przekazania informacji, a także naruszenia renomy wydawało się zbyt duże. Ucieczka, mimo wcześniejszego przygotowania okazała się trudna i wymagająca. Młody Rineheart przez pierwsze trzy tygodnie ukrywał się w nieopodal dzielnicy portowej; wynajął skromny, maleńki, lecz bardzo tani pokój, który pozwolił mu przeczekać, przetrwać i przeżyć. Nie wierzył, że ojciec zacznie go szukać. Ten bezwzględny spokój i stres przed powodzeniem misji, zajmował mu całe, dłużące się dnie. Kilka tygodni później, ciemnowłosy wypłynął w nieznane nie wiedząc co go czeka. Z niewielkim bagażem, minimalnymi oszczędnościami postawił wszystko na jedną kartę, aby rozpocząć swe życie od nowa.


1952 - zmiana statku i nowe prace we Francji

Pierwsze dni na statku, okazały się niezwykle trudne i uciążliwe: akomodacja, trawiąca ciało choroba morska, skrajne wycieńczenie i obcy ludzie otaczający go niemalże ze wszystkich stron. Tęsknił tak prawdziwie i szczerze, choć cel przysłaniał wszelkie emocje i zdrowy rozsądek. Niewiele rzeczy trzymało go przy życiu, choć starał się pozostawać w stałej korespondencji, wysyłając sporadyczne listy do wspierającego przyjaciela. Przemijające wieczory spędzał wśród nowych kompanów. Składał litery w piękne, liryczne kompozycje, spożywał parszywy alkohol, oddawał się ciężkiej fizycznej pracy powiązanej z zarządzaniem i obsługą statku. Żegluga przestała być dla niego obca, a wrodzona ciekawość prowadziła go wprost do kajuty samego Kapitana, który w wolnym czasie zapoznawał go z tajnikami kartografii oraz obsługi rozgwieżdżonego nieba. Po dwóch latach młody mężczyzna zaaklimatyzował się w zupełnie nowej rzeczywistości. Przystąpił do nieco bardziej ciekawych i pasjonujących zadań, polegających na poszukiwaniu, transportowaniu i handlem ingrediencjami oraz potrzebnymi towarami. Zmienił też statek, zaciągając się do nowej załogi. Francja, a w szczególności Normandia, Prowansja i francuska część Alp zatrzymała go na dłużej. W jednej z dzielnic portowych zapoznał się z handlarzami i przemytnikami magicznych roślin z różnych zakątków świata. Nie wiedział jednak, że czynność, której się podejmował była szemrana, niebezpieczna i w pewnym stopniu zakazana. Pracując przy ładowaniu drewnianych skrzyń, zobaczył dość dużą ilość dziwnie wyglądających roślin. To skłoniło go do poszerzania i szukania wiedzy w papierowych poradnikach, atlasach, księgach, czy podczas wieczornych rozmów z niektórymi, bardziej wylewnymi pracownikami. To właśnie tam nauczył się technik, pozwalających przetrwać mu w niebezpiecznym półświatku. Nie odbyło się jednak bez krwawych zatargów, bijatyk i strachu, który ciążył w samym środku kształtującego się organizmu. Przez cały czas szukał siebie zapominając o przeszłości, która teraz zdawała się tak odległa. A listy przychodziły niemalże każdego dnia. Lądowały w grubym, skórzanym notatniku ukrytym w osobistych bibelotach. Chciał zapomnieć – na zawsze.


1954 - rozpoczęcie nauki pod okiem mentora Viktora Vegarda

Przyjaciel dołączył do niego jeszcze we Francji, aby wspólnie wyruszyć na poszukiwania i zmienić europejskie destynacje. We Włoszech zatrzymali się na dłużej, zostając tam ponad rok. Kolejnym przystankiem okazały się zapierające dech w piersiach, zielone, zatopione w nienaruszonej przyrodzie Bałkany. Tam też rozegrało się kilka wydarzeń, które w pewnym stopniu zmieniły dalszy bieg historii. To właśnie na terenie słonecznego i malowniczego kraju poznał właśnie ją. Ciemnowłosą, intrygującą,  nieco dziką podróżniczkę, obieżyświata – Larę. Znaleźli się przypadkiem. Zaintrygowała go od pierwszej wymiany zdań, kiedy to siedząc przy buchającym ogniu opowiadała o swych poczynaniach, pokazywała strzępy reportaży i zapisków poczynionych podczas wielomiesięcznych wypraw. Była ulotna i niedościgniona. Emanowała tajemnicą, którą chciał poznać, choć nie potrafił rozgryźć. Kim była? Czym się zajmowała? Dlaczego znalazła się właśnie tu? Dziewczyna wyjechała niespełna kilka tygodni po niespodziewanym spotkaniu, nie pozostawiając po sobie ani słowa. Zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu. Nie odpowiadała na listy. Vincent nie zapomniał, a jej osoba miała uprzykrzyć mu życie jeszcze niejednokrotnie. Ogrom i barwność ludzi, którzy przewijali się podczas wędrówek, była zdumiewająca. Mimo zajęć, które w dużym stopniu urozmaicały mu czas, Vincent nie zapomniał o szczerym umiłowaniu do nauki, studiowania ksiąg, poszukiwaniu wiedzy. Nie zapomniał o kształceniu dziedzin, które nazwałby wiodącymi. Starał się na własną odpowiedzialność wypróbowywać skomplikowane zaklęcia. Gdy tylko nadarzyła się okazja, aby spotkać i porozmawiać z niezwykle doświadczonym, potężniejszym czarodziejem, chłopak nie mógł oprzeć się pokusie, aby poprosić go o zademonstrowanie umiejętności magicznych. W taki oto sposób poznał pewnego, starszego czarodzieja o skandynawsko brzmiącym nazwisku. Ciekawska natura Rinehearta, wyciągnęła z mężczyzny podstawowe informacje. Był szanowanym i rozpoznawalnym łamaczem klątw z wieloletnim doświadczeniem. Uczestniczył w misjach prosto z Ministerstwa Magii, Banku Gringotta, a także od międzynarodowych zleceniodawców, odbywając międzykontynentalne misje i zadania. Podobno przysporzyły mu nie lada fortuny. Był dumny, niedostępny i krytyczny, kategorycznie odmawiał pomocy w nauce, przekazaniu informacji czy sprawdzeniu umiejętności. Ciemnowłosy wiedział, że tułaczka, którą sobie zaserwował musi potoczyć się w innym kierunku. I kiedy to po raz kolejny, zapytał czarodzieja o możliwość dołączenia do kolejnej misji i pozostania jego mentorem, ten wyzwał go na pojedynek, aby zaprezentował swe umiejętności potrzebne w tak specyficznym i wymagającym zawodzie. Wiedział, że wiedza teoretyczna zdobyta w szkole oraz w wolnym czasie nie wystarczy.  Ich walka zakończyła się okrutną i bolesną porażką młodego podróżnika rozłożonego na łopatki, rannego i poturbowanego. W tej samej sekundzie czarodziej zaprosił go do współpracy i zabrał w kolejną, daleką podróż. Postawił jednak pewne ultimatum…


1955 - 60 - rozpoczęcie pracy jako Łamacz Klątw i międzynarodowe podroże

Drogi przyjaciół na dobre rozeszły się po koniec 1954 roku. Czarodziej rozpoczął intensywne nauki, starając się nie zawieść szanowanego mentora. Zaczął od przypominania informacji ze starych, szkolnych przedmiotów, szlifowania zaklęć i zrozumienia zawodu. Łamacz Klątw zapoznał go również z podstawami Czarnej Magii, aby zrozumieć jej naturę tak ściśle powiązaną ze specyfiką niebezpiecznych klątw i uroków. Dobrze wiedział, że nie może dać się jej obezwładnić – była przecież tak fascynująca, niezgłębiona i potężna. Nie zawsze udawało mu się zachować wstrzemięźliwość. Spotykał ludzi, którzy wierzyli, mamili coraz to nowszymi technikami i umiejętnościami. A on obudził w sobie ducha wiedzy i rywalizacji – chciał być doskonały. Wiedza teoretyczna, praktyka  codzienne treningi było czasochłonne. Wymagające fizycznie, a także psychicznie. Chłopak obserwował, chłoną i zagłębiał się w wykonywanych czynnościach, zaliczając drobne sukcesy, ale też bolesne porażki. Postój w jednym miejscu potrafiła przedłużyć się do trzech miesięcy, a okoliczności i nałożonych klątwy groźne i ryzykowne. Mentor coraz częściej dopuszczał go do pierwszych zadań. Pozwalał przebywać pośród grup badawczy, uzupełniać notatki, dotykać cennych, delikatnych manuskryptów zapisanych w pradawnych, runicznych językach. Oprócz dalszego podróżowania po Europie, znajdowali się również na bliskim wschodzie, rozległej Rosji, aż do długiego postoju w Egipcie, Jordanii czy Arabii Saudyjskiej. Tam czekały najtrudniejsze wyzwania; po raz pierwszy bez pomocy czarodzieja przystąpił do wymagającej misji, w której pozbył się przekleństwa. To właśnie ta wyprawa pozostawiła po sobie pamiątkę – ogromną, podłużną bliznę na lewym przedramieniu. To właśnie tam, po raz kolejny spotkał ów tajemniczą podróżniczkę, która okazała się uprzykrzającą i upierdliwą znajomą po fachu. Rywalką i konkurencją, ale czy aby na pewno?


1960 - informacja o zaginionym bracie, powrót do kraju

Vincent pozostał przy ścisłej współpracy z mentorem, w między czasie wykonując pierwsze, samodzielne zlecenia. Dzięki temu uzyskał odpowiednią, solidną i fundamentalną renomę, tworzącą zamiennik do pożądanego papierka z Ministerstwa Magii. Był rozpoznawany. Jego nazwisko przewijało się w ów specyficznym półświatku, a on zdobywał zlecenia z pantoflowego polecenia. Jednakże los miał na niego inne plany, a niechciana i zapomniana przeszłość postanowiła o sobie przypomnieć. Zerwane więzi, zakopane kontakty miały nie powrócić – miał już nigdy nie pojawić się na terenie macierzystej ziemi. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego, nie potrzebował ludzi, a tym bardziej rodziny, która całkowicie zapomniała o jego istnieniu. Jednakże zadanie, które pojawiło się na północy Europy zbliżyło go do pewnych wieści. Sowa o nieznanym umaszczeniu zawitała do jego tymczasowej posiadłości przynosząc zawiniątko od Mureen… Siostry, która przez cały ten czas nie napisała do niego ani słowa. List był skreślony pobieżnie, pospiesznie i niedokładnie. Opowiadał o bracie, który zaginął, zniknął, rozpłynął się w powietrzu… Czy była to prawda, a może tania prowokacja? Dlaczego napisała właśnie do niego, czy mieli jakieś informacje? Czy zaborczy ojciec naraził go na pewną śmierć wlepiając jedną z najtrudniejszych misji? To właśnie w tej chwili coś w nim pękło, a serce zakołysało się na wszystkie strony. Nienawidził go, nienawidził swojego rodziciela, który po praz kolejny przybliżył się do straty członka rodziny. Rodziny, którą w głębi poszarpanej i poharatanej duszy kochał najbardziej. Odbywając poważną rozmowę ze swoim mentorem, podjął wymagającą decyzje. Na początku lutego 1961 roku Anglia przywitała go gęstym śniegiem i paraliżującym mrozem.

Był zagubiony. Przez długi czas nie potrafił znaleźć sobie miejsca, wracając do bezpiecznego źródła. Zimna, obskurna dzielnica portowa przywitała go jak dawnego, zagubionego brata. To właśnie tam, nie pokazując się światu, śpiąc w jednej z blaszanych klitek, spędził pierwsze dwa miesiące, starając się wdrożyć w nową rzeczywistość, przemyśleć postepowanie, błędy, narrację, którą będzie mógł przyjąć. Nikt mu nie uwierzył. Nikt nie uwierzył w dobre intencje, chęć zmiany, słowa głoszone z pokorą, skruchą i zadośćuczynieniem. Był zdrajcą, nieudacznikiem i tchórzem, który uciekł zamiast stawić czoła przeciwnościom. Jego nowe życie nie miało już znaczenia: był intruzem, który mimo próśb nie powinien tu być. A on uwierzył każdemu, kto postanowił wstąpić na jego drogę, podważyć osobowość, siłę i ponadprzeciętne zdolności. Uwierzył w swą nikczemność i niedopasowanie. Wyrodny syn porzucający rodzinę oraz głoszone idee. Fałszywy przyjaciel znikający bez słowa. Wierutny kłamca przedstawiający kilka wersji wydarzeń. Ignorant, manipulant i samolub – czy w tym przypadku mógł w ogóle akceptować samego siebie? Lecz były też osoby, które uwierzyły, spojrzały n niego inaczej, dały szansę, której nie mógł przecież zmarnować.


1960 - wstąpienie w rolę sojusznika A. Dumbledora

Lucinda była jedną z nich…
Pojawiła się tuż obok, tak niespodziewanie i niepewnie. Zareagowała podobnie wbijając w niego złość, na którą przecież zasłużył. Nie musiała go rozumieć, nie musiała wysłuchać argumentów, opowieści i wyjaśnień, jednakże więź przetrwała. Wróciło to, co przerwał podczas niezapowiedzianego wyjazdu… Wspólnego wspomnienia, przeżycia, długie rozmowy, ten dziwny pierwiastek miłości, który uskrzydlał. Wybaczyła, a on po raz pierwszy poczuł coś w rodzaju ulgi. Dała szansę, której tak bardzo potrzebował. Zatrzymała, zrozumiała, wysłuchała. I choć całego jego życie wywróciło się do góry nogami, wytrzymał. Musiał odbudować pewność i własne fundamenty, które runęły tuż po powrocie. Proces poszukiwania siebie rozpoczął się od nowa. Bo dopiero wtedy zrozumiał, że nigdy nie zamknął go w pełni, a jedenaście lat tułaczki, poszło na marne.

Niewiele później powiedziała mu o nim. O czarodzieju, o Dumbledorze, władcy konkretnych idei zrzeszających grono wyznawców, a może pomocników? Podobno skupiał się na pomocy uciemiężonym. Walczył o równość, która nie była obecna w świecie czarodziejów od zamierzchłych lat. Pamiętał ją z czasów szkolnych, z waśni rozegranych na kartach historii. On sam był przedstawicielem brudnej mniejszości. Słyszał, że owiany tajemnicą mężczyzna po długiej brodzie i postawnej sylwetce skupia się na działaniu. Ma plan, który powoli wdraża w życie. Że jego mądrość i doświadczenie życiowe wykracza poza mniemanie zwykłego czarodzieja. Poszukuje specjalistów, którzy mogliby przydać się do różnego rodzaju zadań, misji i drobnych poczynań, których waga rosła z każdym tygodniem. A on wiedział jak ich poprowadzić. Był charyzmatyczny i przyciągający, wiedział jak przemawiać, trafiać do każdego. Nawet tak zagubionego jak on sam. I wtedy zrozumiał, że nie może już być zawodem. Dla niej, dla rodziny, dla przyjaciół, a przede wszystkim dla samego siebie. Wszedł to niesiony potrzebą akceptacji, zrozumienia i miłości. Nie analizował przyjmowanych poglądów, nie był przekonany, czy zgadza się z nimi w pełni, jednakże poczucie przynależności, doceniania oraz swobody okazały się silniejsze. Była tam też ona, opoka, przyjaciółka, która wiedziała co robi. Dlatego też rozpoczął działanie pod jego dyktando. Stawiał się był, zaczął żyć na nowo, a magia zaskwierczała pod jego palcami. Zaklęcia ponownie wysypywały się na angielską ziemię, gdy stabilizował swój żywot. Nie wiedział jednak, że kolejne wydarzenia zbudzą narastającą i potencjalną sielankę. Nie wiedział, że zatopił się w kolejnym, rozchwianym kłamstwie, które nie zbliżało go do jego własnej prawdy, do odnalezienia siebie. Był zagubiony i podatny na wpływy. Miłość zaślepiała jego umysł…


1961 - zaginięcie Lucindy

Lucinda zniknęła. Podobno nie wróciła na noc. Nikt nie wiedział jej tamtej nocy, tamtego popołudnia. Rozpłynęła się w powietrzu nie dając znaku życia. Sowy powracały z pergaminem przywiązanym do ptasiej nóżki; ginęły w przestworzach nie odnajdując adresata. Próbował ją odszukać. Próbowali wraz z pozostałymi… Szukali informacji, tropu, niewielkiego śladu, lecz ona zaginęła. Zostawiła wszystko, zostawiła jego oraz rozmyte idee, które przestały być tak wiarygodne. A on działał: coraz bardziej instynktownie, z przyzwoitości i dobrego słowa. Świat zmieniał się na jego oczach, a on nie wiedział, w którą stronę kierować swoją uwagę. Kim jest? Dlaczego powrócił? Co wyznaje? Czy naprawdę interesuje się polityką, plotkami krążącymi w kuluarach? Nie wiedział gdzie jest i co ze sobą zrobić. Nie posiadał żadnych wieści o zaginionym bracie. Mijały miesiące: aż do dziś, do przełomu, który szykował się na wstrząśnięcie jego egzystencją, niczym okrutny w skutkach zamach.


1962 - nowy początek

Puść mnie! Bo niebo chce na twoją trwogę,
Abym jednemu wskazywał tu drogę!
I na te słowa mistrza rozdąsana
Tak silnie pycha zgięła się szatana,
Że z rąk mu widły upadły pod nogi
I rzekł do swoich: Nie brać go na rogi!



0
Pozostało PP
mixed
0
Pozostało PM
15
20
3
OPCM
Uroki
Czarna magia
0
0
0
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
10
10
5
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka II — Magiczne rośliny
Zielarstwo
Ziołolecznictwo
Uprawa magicznych roślin
Magiczna symbioza i komunikacja z roślinami
Ścieżka V — Starożytne runy
Wiedza o runach północnoeuropejskich
Inne starożytne systemy zapisu
Zaklinanie runiczne i pieczęcie ochronne
Łamanie klątw i rozbrajanie pieczęci
Runiczne klątwy i przekleństwa
Ścieżka VIII — Historia i kultura magiczna
Analiza i interpretacja starożytnych tekstów
Archeologia i badanie artefaktów
Ścieżka XI — Ekonomia i handel
Zarządzanie finansami
Sztuka negocjacji handlowych
Rozpoznawanie wartości przedmiotów dotyczących profesji postaci
Ścieżka XIV — Odkrywanie świata
Kartografia i nawigacja
Przewodnictwo i przetrwanie w nieznanych terenach
Eksploracja ruin i starożytnych miejsc
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
Zastraszanie i manipulacja
Sztuka kłamstwa i oszustwa
Czujność i rozpoznawanie emocji
Ścieżka XVIII — Sport
walka wręcz
pływanie
Ścieżka XX — Poliglotyzm
język irlandzki
język francuski
język włoski

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-22-2025, 13:14

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Lucinda Macnair

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-07-2025, 19:38

Vincent Rineheart

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[07.08.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 uroki [prezent na start], +1 uroki, +1 siła [nagroda za zaangażowanie w tworzenie Serpens]
[17.08.2025] Zdobycie trofeum: Pierwszy dzień w Hogwarcie, +20 XP
[20.08.2025] Zdobycie trofeum: Weź moje złoto, +20 XP
[03.11.2025] Zdobycie trofeum: Jest Leviosa, nie Leviosaaa, +20 XP
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:02 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.