Śpieszyłem się. Nadal nie zapamiętałem pełnego rozkładu zamku i zdarzały się takie momenty jak ten teraz kiedy skręciłem w zły korytarz, albo nie daj Merlinie schody na klatce zaniosły mnie w inne miejsce niż chciałem. Dzisiaj przydarzył mi się ten pierwszy scenariusz. Już byłem spóźniony na lekcje więc gnałem jak oszalały przed siebie mając nadzieje, że profesorka będzie łaskawa i nie ukaże mnie za to jakimś szlabanem.
Skierowałem więc swoje broki w tamtym kierunku i po chwili oparłem się o ladę. Pożałowałem tego dość szybko czując jak materiał skórzanej kurtki przykleił się do drewna. Starając nie dać tego po sobie poznać, wyłapałem wzrokiem młodą dziewczynę stojącą po drugiej stronie i poczekałem aż mnie zauważy.
Umówiliśmy się na konkretny dzień, nie wiedziałem co będzie chciał mi pokazać, ale sam fakt, że kazał mi się stawić w lochach, mówił sam do siebie. Denerwowałem się mimo wszystko, nie chciałem wyjść na nieudacznika, ale wiedziałem, że nic nigdy nie przychodzi od razu i pewnie czekają mnie po drodze porażki. Byłem na nie jednak gotowy.
Kolejne jej słowa sprawiły, że trochę się spiąłem i wyprostowałem. Unikałem spotkania z jej ojcem jak tylko się dało, nie miałem pojęcia jak do tego wszystkiego podejść. W ogóle nie sądziłem, że jeszcze trzeba się pytać ojca wybranki o jej rękę, więc nie zrobiłem tego zanim się oświadczyłem.
e przeklęte niebieskie oczy. Mogłem utonąć w ich toni i nawet przez moment nie wołać o ratunek. Wystarczyło jedno odpowiednio rzucone spojrzenie abym wiedział czego chce. Może nie co myśli, bo moja narzeczona nie lubiła kiedy ktoś czytał z niej jak z otwartej księgi, ale z każdym dniem odkrywałem kolejne jej karty.
Wyrzucając niedopałek papierosa do wody w końcu zobaczyłem Złotą Łanie. Wyglądała źle, chyba nawet gorzej niż ostatnim razem gdy proszono mnie o pomoc. Skrzywiłem się na ten widok i pokręciłem głową. W co on się tym razem wpakował? Uniosłem rękę w geście powitania słysząc wołanie z pokładu, po czym po trapie wdrapałem się na pokład.
Zakrywając dłonią usta kiedy znowu zachciało mi się ziewać, przeszliśmy z Cillianem między ludźmi i stanęliśmy gdzieś z boku, ale też nie całkiem z tyłu coby mieć dobry widok na główną scenę.
- Jakiś partacz to budował. - pokręciłem głową, ale lekko się uśmiechnąłem pod nosem – Ja bym to zrobił lepiej(...)
Kiedy usłyszał kroki na korytarzu zdał sobie sprawę jak bardzo pochłonęły go własne myśli. Pokręcił głową chcąc je wszystkie odgonić, po czym obrócił się przodem do drzwi przywdziewając swój standardowy uśmiech na twarz.
- O super, jesteś. - pokiwał głowa z zadowolona miną na widok Drew wchodzącego do jego pracowni - Wiem, że masz dużo na głowie, postaram się streszczać. - zaczął szukać odpowiednich notatek.
Wydawało się, że nie ma nikogo w domu. Chociaż z drugiej strony mogło to być jedynie mylne wrażenie, gdyż tutaj przeważnie panowała cisza. Jeśli coś ją mąciło to była to albo muzyka z gramofonu w mojej sypialni albo przypadkowe rozmowy na korytarzach mijających się członków rodziny. Wszyscy jednak byliśmy przyzwyczajeni do ciszy.
Zmrużyłem oczy, a gdy przyzwyczaiły się do światła rozejrzałem się po pokoju. Widząc kuzyna siedzącego na jednym z foteli westchnąłem głęboko.
- Siedzisz sobie… - bardziej stwierdziłem niż spytałem opierając się o framugę drzwi, a po chwili zacząłem obmacywać kieszenie kurtki w poszukiwaniu papierosów
Na miejsce lekcji wybrali plaże, z dala od domu, w którym mogliby coś zepsuć. Oczywiście naprawiłby to raz dwa, ale wolał mimo wszystko mieć czystą głowę, nie martwiąc się o ewentualne ofiary w meblach. Spodziewał się z resztą i w zasadzie oczekiwał, że Lucinda nie będzie się ograniczać, skoro miał się nauczyć to najlepiej na własnej skórze.
Jak na razie atmosfera była znośna i miałem szczere nadzieję, że tak zostanie. Chociaż nie znałem powodu tego wspólnego posiłku, ostatnio były one raczej rzadkością, to skoro już miał się odbyć dobrze by było gdyby jednak aby nie cięło się powietrza nożem.
Bal miał uwieńczyć dzisiejszy wieczór, ale zanim trafił na sale nie odmówił sobie zwiedzania zamku. W latach szkolnych zajrzał w każdy jego zakamarek i to właśnie tutaj narodziła się jego fascynacja magicznymi konstrukcjami. Nie byłby sobą gdyby nie pozwolił sobie na nowo w tym wszystkim zanurzyć. Jednak kiedy rozpoczął się bal, z narzeczoną u boku wszedł na salę, by po chwili już pociągnąć ją w stronę parkietu.