• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Antonia Borgin
Antonia Borgin
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Trevor Borgin & Ava Borgin
Aspiracje
władza, ale całkowicie zakulisowa, pozbycie się wstydu, zemsta
Amortencja
zapach ziemi po deszczu, gorzka czekolada, igliwie
Różdżka
12 cali, włos z grzywy chimery, lipa, dość sztywna
Hobby, pasje
fortepian, kolekcjonowanie rzadkich artefaktów, sprzeczności
Bogin
martwy brat
Umysł
Data urodzenia
31 lipca 1934
Miejsce urodzenia
Durham, Anglia
Miejsce zamieszkania
Sidła, Durham & Ulica Śmiertelnego Nokturnu
Język ojczysty
angielski
Genetyka
Czarownica
Ukończona szkoła
Instytut Magii Durmstrang, Fafnir
Zawód
zaklinacz, pracownica Biura Niewłaściwego Użycia Czarów
Czystość krwi
Półkrwi
Status majątkowy
Stabilna sakiewka
Ciało
28
175
54
Wiek
Wzrost
Waga
brązowy
ciemny brąz
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Ma wysoką, smukłą sylwetkę o napiętej, wyprostowanej postawie. Jej ciało jest delikatnie kościste: z wyraźnie zarysowanymi obojczykami, długimi kończynami i wąskimi ramionami. Twarz szczupła, z wyraźnymi kośćmi policzkowymi i chłodnym spojrzeniem.
Znaki szczególne
Niezależnie od pogody czy temperatury jej skóra jest lodowata.
Preferowany ubiór
Antonia nosi szaty w głębokich, przygaszonych barwach: czerń, grafit, granat, butelkowa zieleń, ciemne bordo, chłodny beż, stalowy błękit. Unika jasnych tonów i wzorów - wybiera ciężkie tkaniny o prostych krojach: wysokie kołnierze, sukienki, peleryny. Często jej strój odzwierciedla jej nastrój.
Zajęty wizerunek
Blanca Padilla
Obrazek postaci

Mówi się, że prawdziwe szaleństwo jest w stanie przebić pięścią mur. Więzi nasze zmysły i uwalnia emocje. Ponoć w szaleństwie jest najwięcej logiki chociaż nigdy nad nią się nie zastanawiałam. Dla mnie działanie z logiką przypomina zniewolenie. To szaleństwo; okrzesane, lekkie, znajome, jest tym czemu mogę zaufać.



stadium pierwsze - wyparcie

Antonia Borgin. Półkrwi.


1934 - narodziny bliźniaków

Ojciec zawsze powtarzał, że jesteśmy zmienni, chłodni, przeszywający jak wiatr całkiem odmienni od ciepłego letniego wieczoru, w który się urodziliśmy. Nie znać siebie było mi łatwo. Czasami tęskniłam do czasów, gdy nie wiedziałam tego wszystkiego co wiem teraz. Bliźniacy ze związku czystokrwistego czarodzieja z półkrwi czarownicą. Nasz dom w Durham był chłodnym miejscem. Prowadziliśmy chłodne życie. Czarodziej skazujący własną rodzinę na szlamowatą krew i szlamowatą tradycję. Naszego ojca to nie obchodziło. Kochał kobietę, którą poślubił, a w dodatku w jego planie nigdy nie było dzieci. Traktował nas jak zagrożenie własnego szczęścia. Choć zwykle słyszałam, że bycie Borginem wychodzi poza krew to nigdy nie przestało mnie to prześladować. Fakt, że musiałam wstydzić się własnego pochodzenia.

Wychowywaliśmy się zgodnie z nordycką tradycją. Twarda ręka ojca nadająca naszemu dzieciństwu odpowiedni kierunek. Legendy opowiadane nam do poduszki, zimne spojrzenia far i ciepły niedoceniający przez nikogo uśmiech matki. Wychowywał nas tak jak sam został wychowany przez swojego ojca, a ten przez swojego. Jesteśmy rodziną z tradycjami i od zawsze znaliśmy swoje miejsce w świecie korzystając z dobrodziejstw, które nam dawał. Zmuszani do studiowania ksiąg, uczenia się run, chłonięcia wiedzy o literaturze, malarstwie, muzyce, magii dającej prawdziwą władzę i odpowiedniego zachowywania się w towarzystwie - to wszystko miało zatrzeć krew i jednocześnie oddać hołd przodkom, którzy prawdopodobnie przewracali się w grobie. Największy wpływ na nasze wychowanie miał dziadek, który widząc niegodną opieszałość ojca chciał przekazać nam wszystkie potrzebne umiejętności. Dziwne, że łatwiej było mu wychować wnuki, niżeli syna. To za jego sprawą sięgałam po książki, bowiem pobudzał w nas ducha rywalizacji. Kto szybciej przeczyta, kto nauczy się więcej. Pokazywał nam, że wiedza daje przewagę, a tę należy dobrze wykorzystać.

Wzmacniałam w sobie perfekcjonizm widząc jak w oczach dziadka czai się zawód. Całe dnie spędzałam jedynie na zadowalaniu innych, bo tylko wtedy sama czułam się zadowolona. Pożyteczna. Już wtedy lubiłam wiedzieć więcej niż inni. Więcej niż moi rówieśnicy. Chłonęłam każde słowo w obawie, że to co najciekawsze umknie mi wraz z pojedynczym mrugnięciem. Muzyka na zawsze zajęła skrawek mojego serca. Byłam w tym dużo wolniejsza od brata, bo gdy on sprawnie poruszał palcami, bo klawiszach fortepianu, ja dopiero przyswajałam wiedzę. Połączenie jednej ręki z drugą stanowiło dla mnie wyzwanie, którego nie przyjmowałam ze spokojem. W duchu krzyczałam i choć nauka obarczona była łzami znalazłam w tym własną odskocznie. Gdy grała muzyka wszelkie rozmowy milkły, a ja od zawsze wolałam ciszę.

W podobny sposób podchodziłam do jazdy konnej. Narzucona odgórnie, początkowo traktowana jak obowiązek, ale z czasem stała się czymś więcej. Koń nie znosił fałszu, tak jak taniec nie tolerował braku zaangażowania. Oba uczyły pokory i cierpliwości. Wymagały równowagi - tej wewnętrznej i tej fizycznej. Taniec, zwłaszcza klasyczny, był lekcją dyscypliny, której nie dało się oszukać. Z wiekiem coraz częściej wracałam do tych dwóch form wyrazu – do siodła i do parkietu, bo to właśnie w nich odnajdywałam siebie, a nie tylko oczekiwania innych.

Szukaliśmy sposobu na rekompensatę. Nie chcieliśmy nadstawiać drugiego policzka, a dumnie unosić głowę. Uczyliśmy się wszystkiego co tylko mógł nam przekazać Borgin wierząc, że to nasza jedyna szansa by znaleźć jakiekolwiek uznanie. Nauka latania na miotle nie była dla mnie przyjemnością. Dzieciom ponoć łatwiej przełamywać lęki, ale ja wysokości bałam się od zawsze. Dziadek naciskał, namawiał, manipulował i wyśmiewał. Za każdym razem, gdy nie potrafiłam wzbić się w górę w obawie przed upadkiem, ten podkreślał moje braki. W końcu przełamałam swój lęk, ale ten wracał za każdym razem, gdy musiałam sięgnąć po miotłę. Nie był to mój ulubiony środek transportu. Sprawa miała się całkowicie inaczej, kiedy przyszło mi nauczyć się jeździectwa. Czułam, że wszystko zależy od mojej więzi ze zwierzęciem, a nie od sztywnych zasad czy magii tak jak to było w przypadku latania. Podchodziłam do tego ostrożnie, a nauka zajęła mi o wiele dłużej niżeli mojemu bratu i o wiele dłużej niż zakładał dziadek. Wiedziałam jednak, że tu są konieczne przede wszystkim małe kroki, a efekt końcowy był tego warty.

1943 - magia

Magia przyszła do mnie, kiedy miałam dziewięć lat. Podczas nauki run byłam już tak bardzo zmęczona studiowaniem ksiąg, że zasnęłam. Nie były to miłe sny, a majaki zmęczonego umysłu. Kiedy otworzyłam oczy przestraszona uniosłam dłonie, a księga przede mną buchnęła płomieniem. Dziadek ostrzegał, że to stanie się niespodziewanie, ale ja nie rozumiałam dlaczego. Od tamtego momentu nie miałam wątpliwości co do własnego pochodzenia. Ojciec niezadowolony z własnych dzieci wyczekiwał tylko momentu, w którym w końcu pozbędzie się nas z myśli i z domu. To co dostawałam od ojca oddawałam matce, do której nie czułam nic prócz nienawiści. Nie zasługiwała na miłość. Była przecież winna wszystkiemu.

W świecie czarodziejów wybuchła wojna. Liczyła się tylko czystość krwi i władza. Jeszcze jako małe dziecko wsłuchiwałam się w opowieści o świecie, który upadał, ale nie czułam z tego powodu żalu. Wyznaje zasadę, że wszystko co zepsute ostatecznie należy naprawić, powołać do życia lub raz na zawsze porzucić.

1945 - początek szkoły

Zimne mury Durmstrangu przypominały mi chłód naszego domu. Wiszące na ścianach obrazy zdawały się dzielić ze mną charakter i twardość spojrzenia. Czułam, że pasujemy tam idealnie choć tworzyliśmy wokół siebie mury. O naszej krwi rozmawiało się otwarcie, bo pomimo przynależnego nam nazwiska ciągnęła się za nami historia. Mało przychylna, niezrozumiała dla każdego komu czystość krwi była bliska. Nie pozwoliłam jednak by to ona mnie określała. Szybko odnalazłam się w kręgach wytykających mnie na początku ludzi. Wychowana w tradycji Borginów próbowałam sobie radzić z każdym zagrażającym mi oraz moim poglądom. Może dla innych byłam tylko dzieckiem, ale nigdy tak się nie czułam. Od zawsze miałam wrażenie jakby w moim ciele zaklęta była stara dusza. Dodatkowo nikt mierzący się z twardą dyscypliną nie jest do końca dzieckiem.

W szkole mało się odzywałam. Nawet teraz częściej wybiorę działanie niżeli słowa. Zwykle to wzrok stawał się odzwierciedleniem tego co chciałam przekazać. W młodym wieku było we mnie dużo pogardy, wiele gniewu - nie potrafiłam żyć inaczej. Istnienie przypominało wyścig. O lepszą pozycję w szkole, o większą wiedzę, o władzę choć ta istniała jedynie w chłodnych murach Instytutu. Od dziecka słyszałam, że wybór naszej szkoły nie jest przypadkowy. Nasza rodzina była mocno powiązana z nordycką tradycją i norweską historią. Dobrze wiedziałam, że Hogwarckie mury równały się brakowi dyscypliny, frywolnemu wychowaniu i ograniczeniom, których nie potrafiła zrozumieć. W Instytucie choć nikt o tym otwarcie nie mówił to każdy uczył się magii, której potrzebował i często równało się to ciemnej i mrocznej magii, która dla mnie była ucieczką jakiej wtedy potrzebowałam. Studiowałam księgi wykorzystując swoją bezsenność by wydobyć z nich jak najwięcej. Jednocześnie nie ignorowałam swoich korzeni poświęcając się także nauce run, które wbrew wszystkiemu były dla mnie przyjemnością. Przyjemnością jakiej nie zdarzało mi się odczuwać. Problemy ze snem towarzyszyły mi już od dziecka. Potrzebowałam go mniej niż inni, często przez długie godziny leżałam wpatrując się w sufit nie będąc w stanie zmrużyć oka. Nauczyłam się ten czas wykorzystywać na naukę. Wraz z biegiem lat zrozumiałam, że Instytut daje mi potrzebne możliwość. Uczył sprytu, ignorancji, egoizmu, ale i potrzebnej elokwencji. Nauczyłam się przenikać między grupki, być czasem jak cień. To dawało mi przewagę. Poświęciłam się pojedynkom, do których w szkole było przypisywane wielkie znaczenie. Wdawałam się w słowne potyczki i często nie tylko na słowach się one kończyły. Byłam i jestem temperamentną osobą. Szybko chęć posiadania zawładnęła mną całą. Władzy, ludzi, czystości świata. Już wtedy w pełni znienawidziłam brudzących nasz świat mugoli. Nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że jest w moich żyłach krew któregokolwiek z nich. Podczas przerw świątecznych unikałam jak najbardziej kontaktu z matką jak i z jej rodziną. Sklep pradziada nigdy nie był dla mnie miejscem, w którym czułam się bezpiecznie, ale właśnie niepokój sprawiał, że czułam, że żyje. Sprzeczności. Podczas powrotów do domu spędzałam tam dużo czasu. Ucząc się o czarnomagicznych przedmiotach i klątwach, których nakładanie tylko pozornie wydawało się proste. Z czasem zaczęłam rozumieć, że sklep był czymś więcej niż tylko starą rodzinną działalnością, był swoistym archiwum półprawd, przemilczeń i transakcji zawieranych szeptem. Obserwowałam, jak zaufani klienci przynosili przedmioty, które nigdy nie powinny były ujrzeć światła dziennego. Fałszywe artefakty, nielegalne składniki eliksirów, dokumenty tak zręcznie podrobione, że zmyliłyby nawet doświadczonego urzędnika z Ministerstwa. Pradziad nie mówił wiele, ale pozwalał mi patrzeć, a to wystarczało, bym zaczęła rozpoznawać różnice między rzadką pamiątką a zakazanym przedmiotem. Znów uczyłam się życia.

W domu ignorowałam wszelkie słowa dotyczące mojej krwi chociaż wewnątrz prawdziwie umierałam. Ojciec nie rozumiał naszej niechęci. Nie wiedział, dlaczego tak wiele negatywnych emocji przelewałam właśnie na kobietę, która w bólach wydała mnie na świat. Zazdrościłam jej. Uwagi ojca, miłości, bycia tą pierwszą.

stadium drugie - gniew

Byłam młoda i naiwna. Wierzyłam, że mój gniew to początek, że mogę przenieść go na coś cenniejszego. Po skończeniu szkoły wróciłam do Londynu.

1952 - koniec szkoły

Powrót do domu rodzinnego był dla mnie poniżeniem, ale nauczyłam się zagryzać zęby, gdy zyski miały okazać się satysfakcjonujące. Przez pewien czas oddałam się kontaktom z innymi ludźmi. Zwykle zimna i odsunięta od świata zaczęłam wykorzystywać swoje wychowanie i urok dla własnych korzyści.

1953 - nauka uzdrawiania

Tak poznałam uzdrowiciela czystej krwi, który pomógł mi zgłębić tajniki magii leczniczej tak bardzo pociągającej mnie w tamtym okresie. Nigdy nie planowałam połączyć swojego losu z tym kierunkiem, ale nauczona w Instytucie dążenia do perfekcji chciałam spróbować każdego rodzaju magii. Chłonęłam wszystko wiedząc, że nie krew daje władzę, a właśnie wiedza i dobre jej ukierunkowanie. Nie trwało to jednak długo. Opanowałam średnią wiedzę sycąc się tym co mógł mi przekazać.

1955 - początek stażu w Ministerstwie

Wtedy też ojciec wspomniał mi o możliwości odbycia stażu w Ministerstwie. Wszak nie była to prośba, a kolejne polecenie, które należało zrealizować bez mrugnięcia okiem. Czułam się zagubiona, a przez to sfrustrowana. Nie podobała mi się myśl podjęcia pracy w Ministerstwie, ale był to kolejny kierunek, który mogłam obrać w życiu. Rozpoczęłam staż chcąc finalnie trafić do Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów. To właśnie na pozyskiwaniu wiedzy z tego obszaru głównie się skupiłam. Prawo było potrzebne. Tylko one trzymało w ryzach tych pragnących zniszczyć porządek ich świata. Zaczęłam więc zagłębiać się w zawiłości kodeksów, uchwał i precedensów, z początku bez entuzjazmu, później – z narastającą ciekawością. Każdy paragraf, każda linijka ukrywała w sobie sens, który mogłam odczytać, przeanalizować i wykorzystać. Prawo miało w sobie porządek, logikę, chłodną precyzję – cechy, których sama zaczynałam poszukiwać w sobie. Uczyłam się godzinami, pochłaniałam stare rozprawy, notatki z sal sądowych, a także protokoły z przesłuchań. Wiedza ta miała wagę. Uczyła odpowiedzialności i rozwagi. Nie chodziło tylko o znajomość przepisów - to było coś więcej. To było rozumienie mechanizmów, które pozwalały rządzić światem bez różdżki w dłoni. Powoli zaczynałam pojmować, że moc może przybierać różne formy. A ta, zamknięta w księgach prawa, była może mniej widowiskowa, ale znacznie bardziej trwała.


1955 - śmierć rodziców

W tym samym roku moją rodzinę dotknęła tragedia. Rodzice podczas poszukiwaniu artefaktów w Rumunii trafili na niewykrytą mugolską bombę. Śmierć niegodna czarodzieja, a już w szczególności Borgina. To co się stało ze mną później już na zawsze odcisnęło piętno na życiu jakie wiodłam. Śmierć poniesiona z ręki mugola była hańbą, a ja nie potrafiłam poradzić sobie z kolejną. Chciałam zemsty i prawdziwie mściłam się na każdym mugolu, który był świadkiem wybuchu mojej furii. Praktyczne użycie zaklęć czarnomagicznych na mugolach i czarodziejach o mugolskim pochodzeniu nie stanowiło dla mnie problemu. Niesiona złością nie byłam jednak naiwna i ślepa. Nie byli to ani miejsca, ani ludzie, którzy mogli w jakikolwiek sposób zdemaskować moje poczynania. To były epizody, do których nie potrzebuje się przyznawać. Chociaż nienawidziłam swojej matki i często gardziłam ojcem to jednak byli częścią mojej krwi, dali mi życie.

Moja bezsenność w tamtym czasie nasiliła się jeszcze bardziej. Do moich myśli docierała rodząca się nuta szaleństwa. Nie zachowywałam się w żadnym stopniu racjonalnie tłumacząc sobie, że właśnie tak zachowuje się osoba walcząca o własną rodzinę. Rodzinę, której przecież nie chciałam. Nie było osoby, która mogłaby na mnie wpłynąć. Popadałam w obłęd, ulegałam własnym demonom. Wiedziałam, że moja praca w Ministerstwie była nienaganna. Bez słowa wykonywałam wszystkie polecenia chcąc piąć się na szczyt. Właściwie nie wiem, dlaczego mi na tym zależało. Jeśli coś robiłam to angażowałam się w to w pełni. Męczyła mnie ta perfekcja, ale za każdy błąd chciałam się ukarać. Nie umiałam inaczej.

Umiejętność odczytywania run przydawała się w rodzinnym sklepie. Postanowiłam nauczyć się zaklinania przedmiotów czując, że to kolejna rzecz, która mogłaby znaleźć miejsce w moim ciągle zmieniającym się świecie. Zimne korytarze naszego domu tylko potęgowały we mnie gniew więc chcąc dać mu upust postanowiłam się go pozbyć. Brat nie podzielał mojego zdania. Za zarobione w Ministerstwie pieniądze kupiłam klitkę na Nokturnie chcąc mieć miejsce, do którego będę mogła uciec. Niewiele osób wiedziało, że je mam. Niewiele osób musiało wiedzieć.

Z czasem całą swoją energię ukierunkowałam na naukę starożytnych run i przekleństw. Nie było to tak proste jak mogło się wydawać. Dużo nauczyła mnie kuzynka, z którą dzieliłam poglądy i zamiłowanie do czarnej magii. Spędzałyśmy długie godziny na studiowaniu ksiąg i manuskryptów, a w końcu na samej praktyce. Chciałam się tym zająć, ale nie tylko przez wzgląd na rodzinę. Owszem było to u nas dość popularne. Prowadzenie sklepu z przeklętymi przedmiotami budziło ciekawość i chęć zaistnienia w tym kierunku. Wierzę jednak, że zrobiłam to dla siebie. Przez długi czas nie byłam w stanie rozwinąć tej umiejętności do takiego stopnia jakiego bym chciała, ale szybko uczyłam się na błędach. Błąd w końcu równał się karze. Potrafiłam sobie radzić z trudnościami. W tym czasie poznałam też korzyści płynące z srebrzystego proszku jakim był błyskot. Dające mi energię, rozszerzające zmysły, tworzącego pozorność przyjemnego świata, który nie istniał. W końcu pozwolił mi usnąć, gdy padałam z wycieńczenia. Gniew, który wtedy mną zawładną nie opuścił mnie ani na chwile. Furia jaką czuje każdego dnia. Szaleństwo, któremu się oddaje sprawia, że istnieje.

stadium trzecie - akceptacja


1960 - początek pracy w Biurze Niewłaściwego Użycia Czarów

Po pięciu latach stażu w Ministerstwie zostałam pracownicą w Biurze Niewłaściwego Użycia Czarów choć przez te lata zdałam sobie sprawę, że to nie jest miejsce, w którym chce wzrastać. W moich myślach pojawił się plan dojścia do Departamentu Tajemnic, poznania wszystkiego co się z tym miejscem wiązało. Zawsze byłam osobą, dla której nie istniały tajemnice nie do odkrycia i samo postrzeganie czegoś jako niedostępnego dla mnie było trudne do pominięcia. Czy wtedy czułabym się spełniona? Wątpię. Drążyłabym dalej, szukałabym dalej.


1961 - dołączenie do śmierciożerców

Wszystko zaczęło się od szeptu. Cichego szeptu przypadkowego czarodzieja na Nokturnie, potem kilka słów od sprzedającego proszek, aż w końcu otwarciej od znanego jej sprzed wielu lat uzdrowiciela, którego praktyki porzuciła dla pracy w Ministerstwie. Otwarcie na tyle by dowiedzieć się o Czarnoksiężniku chcącym oczyścić świat czarodziei z szlam i zdrajców ich świata. Pragnęłam znaleźć się w szeregach jego popleczników odkąd tylko dowiedziałam się do czego dąży. Potrzebowałam wodza, mistrza, przewodnika, a wszystko co o nim słyszałam utwierdzało mnie w przekonaniu, że właśnie dzięki jego mocy i wielkości ich świat stanie się czysty i godny. Na początku nie miałam śmiałości. W końcu byłam tylko czarownicą półkrwi, która z pogardą spogląda na własną, płynącą w jej żyłach krew. Tutaj nie liczyły się pragnienia i idee, a to co jesteś w stanie zrobić i co jesteś w stanie zagwarantować. Zaczęłam zastanawiać się nad tym co naprawdę ma znaczenie. Czy moja nienawiść do siebie samej sprawia, że mogłabym być godnym i zaufanym poplecznikiem czarnoksiężnika? Czy nienawiść do każdego chodzącego naszą ziemią mugola i sprzymierzającego się z nimi czarodzieja była wystarczająca? Zatracając się we własnej furii i przekonaniach znalazłam w tym oparcie. Poświęciłam się temu w pełni wchodząc w jego szeregi ukierunkowując własne szaleństwo większej sprawie. W tym wszystkim poczułam oparcie ze strony znanych mi ludzi, którzy tak jak ja w tamtym czasie poświęcili wszystko by znaleźć się w tym jednym miejscu. Oparcie ze strony brata, połówki mojej własnej duszy. Cokolwiek miało mnie tam spotkać wierzyłam, że robię słusznie. Nie miałam co do tego wątpliwości. Zabrałam ze sobą najważniejszą dla mnie osobę wierząc, że tak jak ja pragnie świata tak pięknie wyklarowanego w naszych umysłach. Istniała tylko jedna strona, po której warto było stanąć, a każdy kto się tej stronie sprzeciwiał zasługiwał na czekający go los.
0
Pozostało PP
mind
0
Pozostało PM
6
0
14
OPCM
Uroki
Czarna magia
0
11
0
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
5
10
8
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka V — Starożytne runy
Wiedza o runach północnoeuropejskich
Inne starożytne systemy zapisu
Zaklinanie runiczne i pieczęcie ochronne
Łamanie klątw i rozbrajanie pieczęci
Runiczne klątwy i przekleństwa
Ścieżka VI — Nauka
Znajomość teorii magii
Rozwój teorii magii i krytyczne myślenie
Ścieżka VII — Magia uzdrawiania
Anatomia, fizjologia i sekcje zwłok
Podstawowa opieka medyczna nad pacjentem
Specjalizacja uzdrowicielska
Ścieżka VIII — Historia i kultura magiczna
Znajomość obyczajów i etykiety
Analiza i interpretacja starożytnych tekstów
Ścieżka X — Polityka i prawo
Znajomość prawa i regulacji
Retoryka sądowa
Strategia i zarządzanie kryzysowe
Ścieżka XI — Ekonomia i handel
Zarządzanie finansami
Inwestowanie w ryzykowne przedsięwzięcia
Znajomość prawa handlowego i nielegalnych praktyk
Ścieżka XIII — Szpiegostwo
Sztuka infiltracji
Fałszerstwo i manipulacja dokumentami
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
Sztuka kłamstwa i oszustwa
Urok osobisty
Odczytywanie emocji i czujność
Ścieżka XVII — Artyzm i twórczość
Fortepian
Ścieżka XVIII — Sport
Jazda konna
Taniec
Ścieżka XX — Poliglotyzm
Norweski

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-28-2025, 15:24

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Vincent Rineheart

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-30-2025, 21:05

Antonia Borgin

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

jastrząb (-10G)

Historia rozwoju

[30.07.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1L
[07.08.2025] Zdobycie trofeum: Pierwszy dzień w Hogwarcie, +20 XP
[21.09.2025] Nagroda za wydarzenie: Człowiek, który został ministrem, +15 XP
[12.10.2025] Zdobycie trofeum: Gall Anonim, +50 XP
[05.11.2025] Zdobycie trofeum: Weź moje złoto, +20 XP

    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:13 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.