• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Mitch Macnair
Mitchell Macnair
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Ezikiel & Lorna Macnair
Aspiracje
zostanie najbardziej rozchwytywanym i docenianym architektem w kraju
Amortencja
zapach ksiąg i starego pergaminu, zapach babcinego rosołu
Różdżka
13 cali, sztywna, ząb mleczny wozaka, cedr
Hobby, pasje
tworzenie nowych projektów architektonicznych, rysunek, poszerzanie wiedzy z zakresu architektury
Bogin
postać matki obwiniająca go za jej śmierć
Umysł
Data urodzenia
15.05.1935
Miejsce urodzenia
Londyn, Anglia
Miejsce zamieszkania
Przeklęta Warownia, Suffolk
Język ojczysty
Angielski
Genetyka
Czarodziej
Ukończona szkoła
Hogwart, Ravenclaw
Zawód
Architekt i konstruktor magicznych budowli
Czystość krwi
Czysta
Status majątkowy
Stabilna sakiewka
Ciało
27
180
81
Wiek
Wzrost
Waga
Brązowy
Ciemny brąz
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Wysoka i smukła sylwetka. Choć mięśnie nie są wyeksponowane, jego ciało jest wysportowane i w dobrej kondycji. Zawsze wyprostowany z dumnie uniesioną głową.
Znaki szczególne
Blizna przechodząca przez prawą brew, jako pamiątka po ojcu. Ozdobna, skórzana opaska z wypalonymi jego inicjałami na prawym nadgarstku. Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Podłużna blizna po wewnętrznej stronie prawej dłoni.
Preferowany ubiór
Preferowany wygodny styl. Przeważnie ubrany w ciemne spodnie i koszulę bez żadnych specjalnych wzorów. Charakterystycznym elementem jego ubioru jest skórzana kurtka, którą przeważnie ma na sobie kiedy wychodzi. W sytuacjach kiedy jest to od niego wymagane przywdziewa ciemny, dopasowany garnitur.
Zajęty wizerunek
Chris Wood
Obrazek postaci
Chociaż może na początku nie zapowiadało się, że mogę mieć życie, z którego mógłbym być zadowolony, w efekcie końcowym wyszło nie najgorzej. Początki przeważnie nie są lekkie, ale kiedy się prze do przodu i wie się co się chce osiągnąć, mało co jest w stanie cię powstrzymać. Tak było właśnie w moim przypadku.


1935 - narodziny i dzieciństwo


Nigdy nie poznałem swojej matki. Z tego co mi powiedziano zmarła parę godzin po moich narodzinach. Zdążyła nadać mi imię, potrzymać chwilę na rękach, po czym odeszła. Widziałem jej obraz tylko kilka razy, wisiał w sypialni mojego ojca, do której nie miałem wstępu. Ezikiel Macnair nie był nigdy wzorem ojca. Przez całe życie wmawiał mi, że to moja wina, że jego żona nie żyje. Nigdy nie odpuścił okazji, żeby mi to wypomnieć, nigdy nie pogodził się ze stratą. Nie interesował się mną prawie nigdy, no chyba, że się napił i akurat stanąłem mu na drodze. Czasami zdarzały mu się lepsze dni i nawet chciał spędzić ze mną czas, jednak uraz i strach przed ojcem sprawiały, że nigdy nie czerpałem z tych momentów przyjemności.
Wychowywała mnie babcia. Zajmowała się mną od samego początku, broniła przed napadami złości ojca w większym lub mniejszym skutkiem. Ten jeden raz kiedy poległa skończył się u mnie blizną przecinającą prawą brew kiedy ojciec rzucił we mnie szklankę i odłamek szkła wbił mi się w skórę. Jednak poza tą sytuacją, babcia zawsze była moją opoką. To ona nauczyła mnie rodzinnej historii, jednocześnie wpajając mi od najmłodszych lat, że czarodzieje czystej krwi zawsze byli i będą lepsi od wszystkich innych. To ona od najmłodszych lat wspierała mnie w rozwijaniu moich zdolności rysowniczych kiedy znalazła moje obrazki w pokoju. Używałem rysowania jako ucieczki od rzeczywistości, zamykałem się w pokoju i rysowałem godzinami. Oczywiście nie było to nic wyszukanego, ale jak na dziecko szło mi to całkiem nieźle.
Kiedy pierwszy raz siłą woli wyrzuciłem z kuchennej szafki wszystkie kubki, kupiła mi nawet zestaw ołówków i mały szkicownik. Tak naprawdę była jedyną osobą, na której mogłem polegać.


1946-53 - czasy szkolne


Gdy otrzymałem swój list z Hogwartu była ze mnie dumna, nawet ojciec powiedział, że w końcu będą ze mnie ludzie. Jego zdanie mnie nie jednak nie koniecznie interesowało. Z wiekiem nauczyłem się go traktować tak jak on mnie. Jak powietrze.
Moje pierwsze dni w szkole nie były tak fascynujące jak to sobie wyobrażałem. Tiara przydzieliła mnie do Domu Kruka i chociaż początkowo byłem trochę zawiedziony, bo większa część mojej rodziny wywodziła się ze Slytherinu, to z czasem do mnie dotarło, że dobrze trafiłem. Nauka nowych rzeczy i ogólne poszerzanie wiedzy było czymś co lubiłem. W dzieciństwie nie miałem zbyt dużego kontaktu z rówieśnikami, bo o taki ciężko mieszkając na Nokturnie. Dlatego też przez to nie koniecznie miałem rozwinięte zdolności interpersonalne, ale nie pozwalałem by mnie to przed czymś powstrzymało. Na początku nie szło mi to może najlepiej, ale z czasem nauczyłem się obserwować ludzi i zacząłem się odnajdywać w towarzystwie, nawiązywać znajomości z innymi uczniami i spędzać z nimi czas. Była to naprawdę miła odmiana po spędzaniu czasu z dorosłymi, których poznałem podczas moich eskapad poza dom. Co prawda nigdy nie narzekałem na znajomości, które udało mi się w tamtym czasie nawiązać, niektórzy z nich nauczyli mnie jak przetrwać na najbardziej szemranej dzielnicy Londynu, za co byłem im poniekąd wdzięczny chociaż nigdy się do tego nie przyznałem na głos.
W szkole jednak postanowiłem się skupić na nauce, pamiętając słowa babci, że nauka może dać mi dużo w przyszłości. Nie zmieniało to jednak faktu, że zdecydowanie wolałem siedzieć i rysować albo czytać książki do przedmiotów faktycznie przydatnych niż studiować wojny goblinów czy inne temu podobne tematy, które w tym momencie już nie były nikomu do niczego potrzebne. Dzięki nawiązanym znajomościom wśród uczniów, za obopólna korzyścią udawało mi się czasami uniknąć pisania nudnych wypracowań na Historię Magii. Starałem się tym osobą odwdzięczyć pomocą w nauce czy nawet wykonaniu za nich innych zadań na zajęcia. Wszystko było lepsze niż pisanie tych wypocin. Bratnią duszą jednak najbardziej okazała się młoda o dwa lata panna Crabbe, z którą spędzałem długie wieczory na dywagowaniu na temat wyższości rysunku nad malarstwem, bo przecież w żadnym razie nie mogłem jej przyznać racji, że jej zdanie na temat malarstwa było poprawne.
Kiedy chciałem mieć chwilę dla siebie wybierałem się na spacery po zamku. Był ogromny, z niezliczoną ilością tajnych przejść i wyjść, ukrytych pokoi i pomieszczeń. Fascynowała mnie to w jaki sposób udało się to wszystko zbudować. Próbowałem nawet narysować mapę całego zamku, jednak po jakimś czasie porzuciłem ten pomysł. Tu przydawały się moje zdolności rysownicze, które z każdym rokiem były coraz lepsze. Ale kiedy przeczytałem wszystkie książki na temat Hogwartu i jego architektury, zabrałem się za inne. Kiedy nie byłem akurat na lekcjach czy się nie uczyłem, spędzałem czas w bibliotece poszerzając swoją wiedzę na temat magicznych konstrukcji, ich budowy i zastosowania. Z każdym dniem zagłębiałem się w to coraz bardziej i powoli rodziło mi się w głowie, że to tym chciałbym się zajmować w przyszłości. Jednak jeśli faktycznie tak miało być, musiałem pracować jeszcze ciężej. Tak też zrobiłem. Nawet podczas wakacji poświęcałem każdą wolną chwilę na naukę. Poza szkołą naturalnie czysto teoretycznie dużo czytając, spacerując po Londynie i poszerzając swoją wiedzę na temat architektury tego pięknego miasta. W szkole jednak zacząłem trochę eksperymentować z magią. Skupiłem się również na rozwijaniu się w kierunku transmutacji. Ona była mi potrzebna przede wszystkim, dlatego to była główna dziedzina, na której się skupiłem. Nie było to wcale takie łatwe, transmutacja była skomplikowaną magią, która wymagała dużo skupienia i jakby nie patrzeć wyobraźni. Robiłem jednak co mogłem aby stać się w niej naprawdę dobry. Czytałem wiele książek, a po lekcjach również poświęcałem czas aby dodatkowo zgłębiać te dziedzinę magii. Próbowałem nawet trochę bardziej zaawansowanych zaklęć niż uczyli nas na lekcjach, nie zawsze w powodzeniem oczywiście. Byłem jednak gotowy na to, że nie zawsze mi się uda, nie ustępowałem jednak i zawsze próbowałem do bólu, aż wyszło. Poświęcałem też sporo czasu na ćwiczenia uroków, z książek wiedząc, że one również mogą być przydatne, a w połączeniu z transmutacją są w stanie stworzyć konstrukcje i przedmioty przydatne w życiu codziennym.
Nie zapominałem również o tym, że zdrowe ciało to i zdrowy umysł. Chociaż lotnikiem byłem raczej średnim, opanowałem raptem podstawowe manewry na miotle i zdecydowanie wolałem trzymać nogi na ziemi, to jeśli chodziło o jakieś aktywności fizyczne upodobałem sobie pływanie. Jak tylko była sposobność i nauczyciele nie widzieli, na własna odpowiedzialność pływałem w jeziorze przy szkole.

W efekcie końcowym szkołę skończyłem z dobrymi wynikami z przedmiotów, na których się skupiałem i przeciętnymi ze wszystkiego innego. Miałem jednak świadomość, że udało mi się wycisnąć z tych siedmiu lat najwięcej jak tylko mogłem. Teraz pozostało mi jedynie rozwijać się w obranym kierunku aby osiągnąć cel, który sobie założyłem.
To właśnie chęć samodoskonalenia sprawiła, że postanowiłem wyjechać. Udało mi się odłożyć trochę pieniędzy, które uzbierałem podczas wakacyjnych prac dorywczych, nie chcąc nadwyrężać bardziej rodzinnych oszczędności.


1953-1956 - nauki we Francji


Pierwszym przystankiem w moich podróżach była naturalnie Francja, gdzie architektura była niesamowita, nawet po wojnie, i wiedziałem, że z całą pewnością znajdę ludzi chętnych do dzielenia się swoją wiedzą. Chociaż początkowo dużym wyzwaniem była bariera językowa, jako, że nigdy nie uczyłem się żadnego języka, to siła napędowa w formie chęci poszerzania swojej wiedzy sprawiła, że po poświęceniu odpowiedniej ilości czasu udało mi się nauczyć francuskiego na przyzwoitym poziomie. Chociaż w piśmie szło mi słabo, to opanowałem ten język na tyle by rozumieć co się do mnie mówi oraz porozumiewać się z innymi w miarę bez przeszkód. To właśnie dzięki temu z czasem udało mi się porozumieć z pewnym kołem architektów. Nie byli oni jakoś specjalnie rozchwytywani, jednak ich pasja i wiedza w zakresie konstruowania bardzo mi pomogły. Dzięki nim udało mi się poznać wielu innych ludzi, którzy z czasem podzielili się ze mną swoją wiedzą. Moje notatki z dnia na dzień były coraz obszerniejsze, wiedza z każdym dniem większa, a umiejętności coraz bardziej rozwinięte. Zyskałem wiedzę nie tylko w zakresie architektury budynków i możliwości ich zmieniania, ale również i konstruowania przedmiotów codziennego użytku chociaż na tym aż tak bardzo się nie skupiałem. Moim głównym celem było zajmowanie się konstruowaniem budynków. To właśnie we Francji udało mu się poszerzyć swoją wiedzę z zakresu numerologii. W szkole co prawda uczyli nas numerologii, jednak z czasem zrozumiałem, że jedynie w podstawowym zakresie. Francuzi uświadomili mi jak mało wiem w tym temacie. Moje dni i noce były wypełnione nauką. Starałem się czytać jak najwięcej, z każdym dniem poszerzając swoją widzę. Okazało się, że zapamiętanie tych wszystkich znaczeń liczb wcale nie było tak proste jak mi się na początku wydawało. Wymagało to ode mnie wiele czasu i wysiłku by w końcu nauczyć się to wykorzystywać w swojej pracy, a i tak nie za każdym razem szło mi to tak dobrze jakbym sobie tego życzył. Wiedziałem, że będę musiał pochylić się nad tym zdecydowanie bardziej niż nad resztą. To nie przychodziło mi tak naturalnie jak reszta.


1956-1960 - nauki w Norwegii


Kolejnym przystankiem była Skandynawia. To właśnie w Norwegii poznałem Andersa Hopp’a i to od niego nauczyłem się zdecydowanie najwięcej. Przede wszystkim języka, bo jednak w tym przypadku, tak samo jak we Francji stanowił on poważną przeszkodą. Anders na szczęście mówił po angielsku, ale jeśli chciałem się od niego uczyć jednym z jego warunków była nauka jego języka. Wcześniej myślałem, że francuski był skomplikowany, ale po spędzeniu tygodni, a nawet miesięcy nad słownikami norweskiego, dotarło do mnie jak bardzo się myliłem. Hopp jednak odmówił udzielania mi jakichkolwiek lekcji i wsparcia z zakresu konstrukcji, dopóki nie będę potrafił posługiwać się norweskim. Opanowanie tego języka na poziomie komunikatywnym zajęło mi prawie rok, ale potem było już coraz łatwiej z racji korzystania z niego na co dzień, zwłaszcza, że mój mentor, pomimo znajomości angielskiego, rozmawiał ze mną tylko po norwesku. Chociaż do tej pory miałem możliwości pracy i nauki od wielu dobrych i utalentowanych architektów i konstruktorów, to właśnie Hopp pokazał mi wiele sposobów i technik, o których wcześniej nie wiedziałem. Dotarło do mnie wtedy, że kiedy miało się tyle doświadczenia w branży wymyślało się własne sposoby na pracę. Pod jego skrzydłami udało mi się samemu zbudować kilka rzeczy, nie dużych, ale byłem z nich zadowolony. Moim ulubionym było małe pudełko bez dna, w którym przetrzymywałem wszystkie swoje projekty i książki. Zbudowanie go zajęło mi prawie pół roku. Pewnie udałoby mi się to szybciej, ale byłem uparty i chciałem wszystko zrobić sam. Pod skrzydłami Hopp’a naprawdę się rozwinąłem, zwłaszcza kiedy postanowił mnie zatrudnić w swojej firmie. Początkowo zlecał mi jakieś małe rzeczy do zrobienia, takie, na jakie pozwalały mi moje umiejętności. Z czasem jednak, im więcej umiałem zostawałem poważniejsze i bardziej skomplikowane zlecenia, które pozwalały mi się rozwijać. Doceniałem każde jego nauki, zwłaszcza, że kiedy, jak sobie wmawiałem, zauważył mój potencjał skupił się bardziej na poszerzaniu mojej wiedzy w głównym zakresie moich zainteresować, czyli konstruowania budynków. Wtajemniczył mnie w szeroki temat run, które miały duże zastosowanie w konstrukcjach. Po tym jak cały czas powtarzałem i doskonaliłem swoje umiejętności z zakresu numerologii, nauka run wydała mi się prosta. Było mi o wiele łatwiej się tego nauczyć, runy jakby do mnie przemawiały swoimi kształtami, a poznawanie ich zastosowania przychodziło mi bez większych problemów. Lata nauki i ćwiczenia umysłu do przyswajania dużej ilości informacji zdecydowanie się opłaciło. Zwłaszcza, że w międzyczasie poznawałem również tajniki prowadzenia biznesu, rozmów z kontrahentami, techniki jakich należało używać w negocjacjach umów i warunków. W pewnym momencie sam byłem wysyłany na takie rozmowy aby sprawdzić jak poradzę sobie w takich warunkach. Oczywiście początkowo było to dla mnie wyzwanie, ale z każdą taką rozmową nabierałem doświadczenia. Nie powiem, że zostałem w tym mistrzem, co to to nie, ale poznałem kilka trików, które z całą pewnością miały mi pomóc w przyszłości aby osiągnąć własne cele.


1960 - powrót do Anglii


Nadszedł jednak czas powrotu do Anglii. Mimo wszystko tęsknota za rodzinnymi stronami była silna, a ja nie chciałem spędzić całego życia za granicą. Zwłaszcza, że chociaż od wojny minęło wiele lat, nadal było trochę do zrobienia. Ludzie w większości wrócili już do swoich żyć, ale chcieli również ulepszać swoje domy, rozbudowywać swoje interesy i tutaj wchodziłem ja. Chociaż nie byłem znany, ludzie nie wiedzieli co potrafię, to dzięki łapaniu się z początku pomniejszych robót, powoli zaczynałem budować sobie markę. Dochody początkowo nie były duże, to jednak od czegoś trzeba było zacząć. Zwłaszcza, że w domu nie byłem mile widziany, co ojciec dał mi dokładnie do zrozumienia. Nasze stosunku w żaden sposób się nie poprawiły, ale starszy, uzbrojony w wiedzę i doświadczenie nauczyłem sobie z nim radzić, przeważnie traktując go jak powietrze. Nawiązanie bliższych kontaktów z innymi członkami rodziny Macnair było czymś co wspominam dobrze. To właśnie dzięki nim poczułem, że mogę gdzieś należeć, nie jako rzemieślnik, nie jako budowniczy, ale jako człowiek, który jest akceptowany przez więcej niż jedną osobę w swoim życiu. Nie minęło wiele czasu kiedy postanowiłem opuścić ponury Nokturn i przenieść się do Suffolk, gdzie mieszkała reszta Macnair’ów. Próbowałem też przekonać babkę do przeprowadzki, ale ta upierała się, że na Nokturnie żyło jej się dobrze i nie miała zamiaru go opuszczać. Mi za to było dobrze w Suffolk, miałem spokojną przestrzeń do rozwijania się co mi jak najbardziej odpowiadało.


1961 - wejście w szeregi Śmierciożerców


Wszystko układało się względnie dobrze. Zdobywałem coraz większy rozgłos jako architekt, wpadały lepsze i większe zlecenia co pozwalało i powoli zapełniać moją skrytkę w banku. Powoli nawet zacząłem myśleć o tym by założyć własną firmę, ale wiedziałem, że zanim to to jeszcze daleka droga przede mną. W międzyczasie również dotarło do mnie, że jeśli chce działać, to muszę przecież być też zorientowany na aktualną politykę, więc i temu zacząłem się bardziej przyglądać. Wychowany w przekonaniu, że czysta krew jest nadrzędna i zawsze będzie lepsza od innych zdecydowanie było mi o wiele bliżej do poglądów człowieka mianowanego Lordem Voldemortem. Polityka zakochanego w mugolach Dumbledore w ogóle mnie odrzucała i nawet przez sekundę nie zamierzałem tego rozważać czy nawet poświęcać jednej myśli.. Nie minęło wiele czasu jak opowiedziałem się po stronie ludzi skupionych w około Lorda Voldemorta, Śmierciożerców. I byłem z tego dumny, nie tylko dlatego, że ci ludzie wyznawali dokładnie takie same poglądy co ja i działali w ich imieniu, ale jednocześnie znów dało mi to poczucie przynależności.


12.1961 - zaręczyny


W pewnym momencie w moim życiu pojawiła się ponownie postać z przeszłości. Mildred Crabbe wkroczyła do mojego życia i chociaż początkowo nic to nie zapowiadało, z czasem przewróciła je do góry nogami. W żadnym razie nie podejrzewałem siebie coś takiego. Ponownie jej spotkanie sprawiło, że wszystkie wspomnienia z lat szkolnych wróciły, jednocześnie uwalniając uczucia, które albo tam były od dawna albo narodziły się właśnie w tamtym momencie. Wszystko działo się bardzo szybko, w sumie chyba sam nie za bardzo miałem na tym jakieś panowanie, ale czy narzekałem? Nie! Już po kilku miesiącach, pod koniec roku, ku mojemu zadowoleniu i wielkiemu szczęściu wsunąłem jej na palec pierścionek, a ona go przyjęła.


01.1962 - morderstwo ojca


Naturalnie musiałem o tych dobrych wieściach poinformować babkę. Wiedziałem, że będzie zachwycona, zawsze się dopytywała czy jakaś pannica wpadła mi w oko i chociaż początkowo było to irytujące tak z czasem przywykłem i na swój sposób zrobiło się po prostu urocze. Wybrałem się do niej w towarzystwie jednego z kuzynów, Cilliana, aby przekazać jej dobre wiadomości. Byłem szczęśliwy, spełniałem się zawodowo, miałem narzeczoną, z którą chciałem założyć rodzinę, wiedziałem, że babcia wyjdzie z siebie ze szczęścia, bo całe życie przewidywała mi świetlaną przyszłość.
Nie spodziewałem się jednak tego co miało nadejść tego wieczoru. W mieszkaniu panowała cisza, mroczna i przytłaczająca, jakiej nigdy wcześniej nie słyszałem. Im głębiej wchodziłem tym czułem coraz większe ciarki na plecach. I wtedy ja znaleźliśmy, leżała na podłodze w kuchni, w kałuży własnej krwi w szeroko otwartymi oczyma i ustami rozchylonymi w niemym krzyku bólu i przerażenia. Patrzyła prosto na mnie, jej martwe spojrzenie wryło się w moją dusze na zawsze. Jej morderca pozostał na miejscu zbrodni, był tam, spał na kanapie w koszuli ubrudzonej jej krwią. Nie do końca pamiętałem na początku co stało się potem, ale wiem, że w amoku wściekłości, żalu i smutku, pomieszanego z nienawiści, chwyciłem nóż leżący na ziemi, ten sam, który odebrał jej życie, po czym przeszedłem do salonu. Dźgałem bez opamiętania, nie czułem bólu w rękach, każda zadana rana była za mało, chciałem aby cierpiał, aby poczuł te wszystkie lata upokorzeń, które musiałem znosić, ale przede wszystkim by wiedział kto jest jego oprawcą, aby wiedział, że to ja. I wiedział, rozpoznał mnie w swoich ostatnich sekundach.
Zostałem ojcobójcą, ale nie miałem wyrzutów sumienia, nawet przez chwilę. Zasługiwał na to, za to wszystko co mi zrobił, za to, że odebrał mi kobietę, która była przy mnie te wszystkie lata, za to, że w tak dobrym czasie w moim życiu sprawił, że i ja umarłem, jakaś część mnie umarła razem z Cordelią Macnair i już nigdy nie miała wrócić.


01.1962 - nowy początek


To była ta iskra, to był ten moment kiedy dotarło do mnie, że bezczynne siedzenie z założonymi rękami nic nie pomoże. Wiedziałem, że trzeba działać, że ja muszę działać i doskonale wiedziałem jak mogę osiągnąć więcej. Musiałem się skierować w stronę rodzaju magii, który do tej pory był poza moim zainteresowaniem. Musiałem sięgnąć po magię mroczną i potężną, która da mi siłę i pozwoli mi zapobiec takim katastrofom, jakieś doświadczyłem ja.

Zaczynał się nowy rozdział w moim życiu.
0
Pozostało PP
wand
0
Pozostało PM
0
15
0
OPCM
Uroki
Czarna magia
20
0
0
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
15
8
10
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka IV — Astronomia i wróżbiarstwo
Astronomia teoretyczna
Numerologia i moc liczb
Ścieżka V — Starożytne runy
Wiedza o runach północnoeuropejskich
Zaklinanie runiczne i pieczęcie ochronne
Ścieżka VI — Nauka
Planowanie i metodologia badań
Innowacje interdyscyplinarne
Statystyka i analiza
Ścieżka XI — Ekonomia i handel
Zarządzanie finansami
Sztuka negocjacji handlowych
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
Dyplomacja
Ścieżka XVII — Artyzm i twórczość
rysunek
Ścieżka XVIII — Sport
Latanie na miotle
Pływanie
Ścieżka XIX — Technika i rzemiosło
Architektura magiczna
Ścieżka XX — Poliglotyzm
Francuski
Norweski

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-31-2025, 16:49

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Lucinda Macnair

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-31-2025, 21:08

Mitch Macnair

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[31.07.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 PP do szybkości
[03.08.2025] zdobycie trofeum: Pierwszy dzień w Hogwarcie, +20 XP
[21.09.2025] Nagroda za wydarzenie: Człowiek, który został ministrem, +15 XP
[11.10.2025] zdobycie trofeum: Weź moje złoto, +20 XP
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:02 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.