• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Cardiff > Posterunek Butetown
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-14-2025, 16:01

Posterunek Butetown
Mieści się w odnowionym budynku dawnych magazynów portowych przy nabrzeżu Butetown. Z zewnątrz wygląda solidnie: czerwona cegła, metalowe okiennice, kuty szyld z symbolem Biura Magicznej Policji. Wnętrze urządzono oszczędnie, lecz funkcjonalnie – kafle na podłogach, grube drzwi, masywne biurka. Na parterze znajduje się dyżurka, cela tymczasowa i sala przesłuchań, na piętrze – niewielka szatnia i biuro komendanta. Przestrzeń jest kompaktowa, ale dobrze zorganizowana. Z okien widać doki i żurawie portowe, a sól w powietrzu przypomina o bliskości wody. Posterunek działa całodobowo, obsługując teren całej Walii. Choć mniej formalny niż londyńskie placówki, zachowuje pełne uprawnienia i bywa punktem kontaktowym dla służb specjalnych. Oddelegowano tu również kilku aurorów – stacjonują na miejscu, prowadząc lokalne dochodzenia i wspierając interwencje. Funkcjonariusze noszą peleryny służbowe, a meldunki spisywane są ręcznie, bez zbędnych ozdobników. Podobno komendant jest uczulony na samopiszące pióra.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
07-30-2025, 18:46
1 marca 1962 r.

Kraty zatrzasnęły się z upokarzającym echem starego metalu, wyraźnie drażniąc uszy przyłapanej na gorącym uczynku dwójki buntowników. Ona i on zniewoleni w tej żałosnej celi. Dali się złapać jak pierwsi z brzegu amatorzy. Wielkie rzeczy, chciałaby powiedzieć, przecież tylko przez chwilę chciała poczuć się jak paniusia z klasy wyższej, powdzięczyć się przez lustrami i poczuć miękkość świeżej tkaniny. Normalnie by jej tam nawet nie wpuścili, więc wymyśliła sobie, że wejdzie tam sobie sama. Że już przecież nie takie rzeczy robiła. Ale luksusowe wężowe torebki i futra z lisów oznaczają gabloty z droższymi (a więcej i trudniejszymi do złamania) zabezpieczeniami. Niestety. W dodatku musiała, wprost musiała, wybrać ten jedyny i najdroższy butik w całym Cardiff. Marzenie dorosłej kobiety o dziesięciu minutach absolutnego sukcesu. Kto by to kwestionował? Kto by ją mógł powstrzymać? Kilka lat życia w szemranym światku portowym nauczyło ją kilku zwinnych sztuczek, więc wydawało jej się, że daleko jej do naiwnej nowicjuszki. Rzeczywistość, którą długo jeszcze będzie wyklinała, szybko sprowadziła ambicje barmanki na ziemię. Dobrze działające pułapki, które mogłyby zdziwić nawet zawodowego złodziejaszka, prędko zaalarmowały najbliższy patrol. Para funkcjonariuszy pospiesznie ruszyła w kierunku lokalu z elegancką magiczną galanterią. A on musiał to widzieć. Od początku musiał to widzieć. Teraz, siedząc na tej uwierającej w tyłek pryczy, zastanawiała się, jak długo cwaniaczek dreptał jej po piętach, skoro tak nagle znalazł się w lokalu. Może gdyby od razu pomógł jej uporać się z tymi zabezpieczeniami, to nikt by jej tu nie złapał. Ale on wlazł dopiero potem. I teraz pewnie będzie zrzucał winę na nią.
Złośliwie warknęła, przedzierając się przez własne irytujące myśli. Dmuchnęła ostentacyjnie w pasmo, które osadziło jej się na czole. Mocno złożone na ramionach dłonie jasno komunikowały wybitnie zamkniętą postawę. Ależ ona była wściekła. Nie zdążyła nawet przez minutę ponosić choćby kapelusza z metką, na której złotym atramentem wypisano tysiąc galeonów. A może gdyby się nie wtrącił, to by zdołała przekabacić jakoś na swoja stronę tych dwóch gliniarzy? Cholera wie. 
– Przecież muszą nas wypuścić – przerwała w końcu ciężką ciszę. – Niczego nie ukradziono – dodała, wstając wreszcie z tego siedzenia. Podeszła pod kraty i przez dziury wysunęła swobodnie całe ręce. Zwinny gest był jakże kobiecy, trochę błagalny, a trochę jak żałosna próba kolejnej sztuczki. Dłonie znalazły się na zewnątrz, ale ona dalej tkwiła w tym miejscu. Ciało wyprężyło się ostentacyjnie, jakby próbowało się jakoś ruszyć, ale przecież wciąż było zniewolone. – To był tylko przypadek… –  mruczała sobie dalej, wciąż wpatrzona w korytarz po drugiej stronie. A gdyby tak zawołać jednego z nich? – Załatwię to. – Pewność wybrzmiała donośnie w ciasnym, metalowym kwadracie. Obróciła się płynnie w jego stronę, a dłonie natychmiast sięgnęły w stronę guziczków na dekolcie wytarganej w szamotaninie sukienki. Odpięła pierwszy, później drogi – działało, nawet gdy nie miała specjalnie czego eksponować. – Nie musiałeś się wtrącać, wiesz? – zarzuciła mu z błyskiem gniewu w oku i odgarnęła do tyłu włosy. Jak wyglądała? Pewnie marnie, sądząc po nocnej porze i upokarzającej przygodzie. – Poradziłabym sobie jakoś z nimi. Zawsze sobie radzę. Co tam w ogóle robiłeś, co? – zapytała jakże ciekawska, myśląc, że sprytnie wrzuca go w pułapkę. – To nie twój rewir.
Ani mój, pomyślała w myśli.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Michael Scaletta
Czarodzieje
wolność — kocham i rozumiem
wolności oddać nie umiem
Wiek
26
Zawód
kradnie, co popadnie
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
11
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
7
10
Brak karty postaci
08-01-2025, 22:29
Wilgoć dobierała się do nozdrzy, ciasnota poniewierała ciało, ostatki księżycowego światła osiadły na skórze; ona siedziała w kącie tej samej celi i raz po raz burczała coś pod nosem, obrażona na cały świat i słusznie przejęta, że gnili tu już od dobrych kilku godzin, jak na razie nie zasłyszawszy choćby cienia zarzutów, które wraz z aresztowaniem przed nimi postawiono.
A to on, w istocie, powinien konsekwentnie wymrukiwać ciche kurwa, bo jego kartoteka była już przedtem splamiona, a w kieszeniach nie spoczywał teraz nawet jeden, nieuczciwie wywalczony, a przy tym zapluty, knut. Na miejscu skonfiskowali różdżki, potem wyrwali mu nawet papierosy, wreszcie — z obrzydzeniem wepchnęli dwoje za kraty, pozostawiając samym sobie na potok ewentualnych pretensji albo ustalanie spójnej prawdy. On milczał jednak od dawna, w skarpecie schowany miał jakiś byle wytrych, ale nawet nie myślał po niego sięgać; masywne drzwi musiały być zaklęte dodatkowym zabezpieczeniem, gdzieś niedaleko majaczył pewnie ten gruby kutas, który z satysfakcją zakuwał ich wtedy w kajdany, a on po zobaczeniu tamtych świńskich i nienawistnych oczu szczerze wątpił, by nawet kusy dekolt zwiniętej ze sklepu sukienki miał zmienić nastawienie któregokolwiek z funkcjonariuszy.
— Ale nikomu nie przeszkodzi, by wcisnąć ci włamanie z próbą kradzieży — rzucił, rozciągając się wygodniej na twardej pryczy, nieznośnie wpijającej się w każdy wystający mięsień i każdą wystającą kość; dłonie sięgnęły rozwichrzonych włosów i w zrezygnowaniu podrapały kanty twarzy, jakby to miało otrzeźwić go w myśleniu, ale zaraz opadły w bezwładzie, niechętnie. Bo siedział tu przez nią i przez własną, trącającą głupotą ciekawość; bo całość jej występku była tak niechlujnie nierozsądna, że miał ochotę pójść i nią teraz, tak po prostu, potrząsnąć, jakby w geście tego bardziej doświadczonego kolegi po fachu, albo stroskanego ojca, który nie życzył sobie oglądać twarzy córki za pionowymi, metalowymi prętami. — Zgoda, nie musiałem. I żałuję, że to zrobiłem — wyznał sucho, jakby na jej życzenie, bo zarzut wydawał mu się trącać absurdem i śmierdzieć żalem, na który bynajmniej nie zasługiwał. — Byłem... w gościnie — dopowiedział niezobowiązująco, bo tak wypadało chyba nazwać wychylenie kilku kieliszków wódki ze znajomą, wyrzuconą jakiś czas temu na zbity pysk z Gringotta, co to podrzuciła mu parę interesujących tropów do tej nierozwiązanej wciąż zagadki, za którą gonił od paru miesięcy. Winien był jej za to przysługę, ale okoliczność nakazywała skupić się teraz na innym problemie od ciążącego na ramionach długu wdzięczności. — Co ci w ogóle przyszło do głowy? Rozglądać się za fatałaszkami w takich cenach? — pytanie bardziej retoryczne, aniżeli oczekujące rzeczywistej odpowiedzi, bo nie był przecież kobietą, by móc takie zagadnienia tak po prostu zrozumieć; w końcu podniósł się do góry, gdy ona kombinowała przy guziczkach i naiwnie zajrzał do skarpety z uniwersalnym kluczem.
— Najpierw coś prostszego od striptizu — ręka przemknęła pomiędzy kratami, oceniła solidny zamek, wepchnęła do środka liche narzędzie, ale już za moment przekonał się, że nic z tego nie będzie. Więc odpuścił i wrócił na swoje miejsce, tam gdzie wcześniej już upodobał sobie to bezmyślne oczekiwanie na wyrok głąbów, którzy zarechotali właśnie zbiorczo za ścianą; ociężałe westchnienie odbiło się od ściany wraz ze szczękiem zamka drzwi, zza których wyszedł ten o parszywym spojrzeniu.
— Nie mamy w spisie ludzi o waszych nazwiskach — przemówił poważnie, na chwilę dłużej przyglądając się tej, która rzeczywiście była w tej sprawie winna.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
08-02-2025, 21:20
Musiał moralizować. Musiał wciskać pesymistyczny akcent w tej już i tak dramatycznej sytuacji. Jakby za nią nie łaził, to teraz nie siedziałby tutaj w tej celi i nie musiałaby słuchać jego gadania. Pewnie, o wiele lepiej było brodzić w tym gównie we dwójkę, ale jak otwierał usta, to zaczynała się naprawdę poważnie nad tym zastanawiać. A potem tylko szukała prędkiej, bezpiecznej reakcji, która pozwoliłaby jej zignorować szereg – niestety jakże słusznych – uwag. Tak więc teraz brew powędrowała do góry, a oko wściekle ślizgało się po rozłożonym na skrzypiącym posłaniu cielsku.
– Nikt mi niczego nie wciśnie – odparła jakże pewnie. – Mogą tylko śnić – przyznała po bardzo krótkiej pauzie. Przecież bywała już w bardziej krytycznych sytuacjach. Znała te mechanizmy, znała opinające się na mocnej piersi mundury i dotyk szorstkich policzków pod opuszkami. Może i cela była ciasna, ale Philippa pławiła się w autentycznym przekonaniu o swoich nieskończonych możliwościach i argumentach, wobec których ugnie się każdy lokalny służbista. Znali ją. Ona znała ich. Przynajmniej większość. Zawsze istniała jakaś opcja. Gdy jedna droga pozostawała zamknięta, ona wybierała kolejną. Była zbyt młoda i zbyt ambitna, by zgnić w obszczanym kącie ponurej celi.
Wolała odwrócić się tyłem do tego nudnego wieszcza od siedmiu boleści. Tylko złe wróżby, tylko wyliczanie win. A gdzie odrobina wiary? A gdzie zrozumienie? Akurat on nie powinien wygłaszać jej morałów. W gościnie. To tak się teraz mówi na dziewki spod latarni? – Mhm, to świetnie. Akurat wtedy. Mam nadzieję, że chociaż ci się podobało – dodała pod nosem, skupiona na jakże wytwornym prężeniu się pod tą pordzewiałą kratą. Pięć kilo mniej i może by się jakoś przecisnęła. – Może mi się takie podobają, co? Głupie pytania zadajesz – burknęła, dziwiąc się, że w ogóle miał czelność pytać. Była kobietą. Pragnęła odrobiny luksusu, piękna, zatopienia powabnego ciała w oszałamiająco drogich materiałach. O takich rzeczach mogła sobie do tej pory co najwyżej pomarzyć. Dziewczyny z sierocińca nie kończyły na salonach. Dobrze jej było w porcie, dobrze jej było wśród swoich zapitych kamratów, ale czasem… czasem chciała spróbować czegoś więcej. I z chęcią łamała pewne ograniczenia – nawet jeśli kończyło się właśnie tak: posklejanymi kosmykami, kilkoma siniakami na ramionach, gderliwym złodziejaszkiem przy boku i mokrym spojrzeniem tych jakże porządnych funkcjonariuszy.
Gdy ruszył wreszcie tyłek, skierowała ku niemu oko, nie spodziewając się żadnych cudów – choć przecież powinna, bo i dla niego podobnie marne okoliczności nie stanowiły większej nowiny. Działaj, cwaniaczku, bezgłośnie poruszyły się słodkie usta, z których barwa taniej pomadki zniknęła już kilka godzin temu. Musiała przyznać, że pozyskał jej uwagę na tę krótką chwilę. Była przecież tak samo zdeterminowana, by pozbyć się tej opresji, ale starała się powstrzymać przesadne reakcje. Okazało się, że całkiem słusznie. – To teraz mój plan – powiedziała ciszej i raz jeszcze tym wprawnym gestem dłoni podrzuciła lekko włosy do góry. Już słyszała kroki grubawego policjanta. On spoglądał nachalnie i z wyraźną groźbą. Ona raczyła go tym niewinnym, urokliwym uśmiechem, lekko zabawiając się skrawkiem kołnierzyka. Tylko jakoś nie podziałało.
- Czy to dobrze, panie policjancie? – spytała niepewnie, grając swoją rolę kobiety, która nigdy w życiu nie przebywała na komisariacie. A już na pewno nie za kratkami. To przecież pomyłka. A on musiał w to uwierzyć. – George i ja nigdy nie mieliśmy do czynienia z… policjantami. Czy możemy już wyjść? To tylko jakieś paskudne nieporozumienie. Tak strasznie padało, a ja chciałam tylko schronić się przed deszczem, bo widzi pan, cała sukienka ucierpiała. George chciał mnie powstrzymać, jest bohaterem, wiedział, że nie powinnam… – przemówiła prędko, niby w stresie, z palcem lekko przesuwającym się po odsłoniętych skrawkach skóry na dekolcie. A na koniec nawet zamrugała. Kilkakrotnie - w dobrze wyuczonej sztuczce. Zdawało się jednak, że policjant stał niewzruszony ckliwą przemową, a jego grube brwi ani drgnęły. – Och, czy to medal? – spytała nagle, wyciągając pospiesznie dłoń przez kratę w stronę osadzonego na piersi służbisty emblematu. Nacisnęła tam lekko palcem i uśmiechnęła się raz jeszcze, w duchu jednak powoli tracąc cierpliwość. Była zmęczona, brudna i głodna. Chciała już stąd wyjść. – Zgadza się, od samego Ministra – odparł przez chwilę otumaniony i dobrze jej się przyjrzał, ale potem nagle chrząknął i zrobił krok w tył. – Nie sądzę, aby to było możliwe, panno Brown – odparł ponuro, powracając do jej wcześniejszego pytania. – Zostajecie tu do czasu wyjaśnienia sprawy. Właściciel lokalu musi ocenić szkody. Świadomie czy nie – włamała się panna do czyjegoś sklepu, więc teraz będzie siedzieć i czekać – wygrzmiał już znacznie bardziej surowo. I odszedł.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Michael Scaletta
Czarodzieje
wolność — kocham i rozumiem
wolności oddać nie umiem
Wiek
26
Zawód
kradnie, co popadnie
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
11
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
7
10
Brak karty postaci
08-11-2025, 18:52
Zza krat wszystko wyglądało jakoś ponuro — ten skromny korytarzyk, ten schludny mundur opinający się na brzuchu, wreszcie i sam księżyc, błyszczący bladziej niż zwykle, raz po raz chowający się za pokaźnymi chmurami, które wędrowały po nieboskłonie w roli pesymistycznego zwiastuna. Deszcz chwilowo nie bębnił o szybę, ale obydwoje pozostawali chyba oswojeni z myślą, że zdąży jeszcze wyrwać ich ze snu; snu, którego mogli chcieć zaznać, rozciągnąwszy się na twardej pryczy w pozbawionym sensu oczekiwaniu na zaplute, acz decyzyjne, słowo właściciela sklepu.
I choć w tej sprawie nie zapadł jeszcze żaden wyrok, a bliska przyszłość pobrzmiewała pokrzepiającym widmem łaskawości, zbyt dobrze zdążył już poznać oblicza uprzywilejowanych prominentów, którzy z szerokim uśmiechem satysfakcji gnoili — bodaj dla zasady — takich jak oni. Codziennie walczących o przetrwanie, codziennie wystawionych na jarzma próby, codziennie odliczających skrupulatnie każdy grosz; tak też w kasie przybytku mógł spoczywać niewinny kwit z mankiem nieuważnej pracownicy, ale do bezbronnej, portowej sieroty — pozbawionej siły głosu i zdrowego rozsądku — lepiej pasował obraz winy.
Winy, tak po prawdzie, wcale niewielkiej, dla niej jednak odwiecznie nadszarpującej spokój ducha; winy, tak po prawdzie, niewiele znaczącej w obliczu grzechów, którymi skażone było całe Cardiff, ale w każdej biurokratycznej karykaturze instytucji lubiano statystyki. Na papierze znacznie lepiej wyglądała udana interwencja, skwitowana pochwyceniem złodziejki i jej wspólnika o równie nieczystej kartotece. W duchu modlił się więc, by łyknęli podsuniętą bajeczkę o innej tożsamości; w duchu modlił się więc, by z byle wpadki nie rozgorzała się sprawa znaczniejszego kalibru.
— Zrobią z tobą, co tylko będą chcieli — skwitował cicho tą arogancką pewność siebie, bo w całej tej cudacznej okoliczności przyjmowała nieodpowiednią postawę; to właśnie ona — buta wymieszana z pozbawionym czujności lekceważeniem — zapędziła ich tej nocy na komisariat, a jej naiwna życzeniowość niewiele mogła w tej kwestii zmienić. — Chciałem ci pomóc. Ładnie mi za to dziękujesz — dodał wkrótce z przydługim westchnieniem, chociaż jej chwilowe dąsy niespecjalnie go teraz akurat interesowały. Motywacje właściwie też nie, ale otrzymana odpowiedź podobna była do jego domniemanych oczekiwań. — Następnym razem rozglądaj się chociaż za swoim rozmiarem. To jest na ciebie za duże — stwierdził, skinieniem brwi wskazując na jedyny łup powzięty z całego widowiska — sukienka sięgała aż do połowy łydki, a dekolt odkrywał więcej, niż nakazywał społeczny obyczaj, ale w jednej z wielu tych swoich dyskretnych zagrywek może mogła rozpalić kilka męskich fantazji. Teraz, za barem tawerny, albo na byle potańcówce z byle łachudrą. I nic nie powstrzymało jej, by powdzięczyć się przed krępym półgłówkiem; i nic z tych ślicznych słów, długich rzęs, aluzyjne przemykających po ciele czy odznace policjanta palców nie przybliżyło ich jakkolwiek do zasłyszenia szczęknięcia uchylanego zamka drzwi z żelaznymi prętami. W scenariuszu zupełnie innego dramatu pewnie podsumowałby jej nieudane próby cwaniackim uśmiechem, ale teraz na twarz spłynęła pełna powaga. Kroki tamtego ucichły, a on przemówił:
— Możemy czekać do rana, albo... — tu zawahał się przez chwilę, badawczo rozglądając się po pomieszczeniu. — Albo wyjdziemy stąd sami, już zaraz. Zawołasz go i poprosisz, żeby zaprowadził cię do łazienki. Ja zabiorę mu klucze i w tym czasie wezmę nasze różdżki — skinieniem głowy wskazał, że leżały na biurku sterczącym wzdłuż naprzeciwległej ściany — W odpowiednim momencie wymkniemy się po cichu, dopóki tamci — donośny śmiech raz po raz niósł się echem z sąsiedniego pokoiku — nie mają nic ciekawszego do roboty. Wchodzisz w to?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
08-11-2025, 20:37
Zrobią z tobą, co tylko będą chcieli. Ależ to potwornie zakłuło. Zupełnie jakby sukcesywnie budowana wieża pewności zaczęła się chwiać, a do tego przecież nie mogła dopuścić. Drobny błąd łatwo jednak mógł rozrosnąć się do katastrofy, której potrafiła przecież uniknąć. Nie była dziewczyną, która potykała się o takie przeszkody – nie do tego ją wytresowało portowe życie. Igrała z losem, owszem, ale już tyle razy udawało jej się zwinnie wywinąć z większej opresji. Więc miałaby nagle przegrać przez przymierzoną kieckę? Nagiętą granicę musiała sukcesywnie poszerzać, żeby grać dalej w historię tej niewinności, a jeśli to runie, kara będzie znacznie gorsza. Zbyt wiele miała jeszcze światu do zaoferowania, by skończyć tam, gdzie zaczęła – w tak ponurej klatce. O nie, nie tym razem. Niegasnąca bojowa natura wygrywała w odmętach umysłu pokrzepiającą pieśń, przerzucając do pierwszych szeregów odważniejsze myśli o sprytnym wyratowaniu ich z tej sytuacji. Musiała więc działać.
- Podziękuję ci jak stąd wyjdziemy – wyburczała, nieco alergicznie przyjmując te jego pocieszające komentarze. Nie pomagały, tak samo jak jej wycieczki po skąpej celi. Nosiło ją, ale nie mogła pójść dalej. Nienawidziła tkwić w takich pułapkach, natura wołała o natychmiastowe podjęcie akcji. Dlatego już czyniła pierwsze przymiarki do poczarowania tym, co zawsze przecież przynosiło skutki: własnym urokiem, pokusą rzucaną przez ciało młodej i ładnej dziewczyny. Kimkolwiek byli jej rodzice, dali jej tylko to: geny, na które niekoniecznie chciała narzekać. Wtenczas stanęła, gdy zaczepił ją następną sympatyczną uwagą. – Ej, to jest najmniejszy rozmiar – oświadczyła, prezentując mu się w kiecce w pełnej okazałości. Wciśnięte w talię dłonie zapewniać miały pozę na tyle atrakcyjną, by przestał dostrzegać ewentualne niedopasowanie. Piękna, lecz niedostateczna.
Zupełnie jak te późniejsze i tak bardzo rozczarowujące próby oczarowania gliniarza. Przełknąć musiała i tę porażkę. Opcje zaczynały drastycznie się kończyć, a ich sytuacja nie polepszyła się ani o jotę. Zmarnowanie zaczynało powoli podcinać jej skrzydła, gdy te najlepsze sztuczki nie przynosiły efektów. Dobrze, że Michael chociaż tym razem darował sobie kąśliwą uwagę na temat odegranej przez nią scenki. Zgarbiona, tym razem już siedząca na pryczy, opuściła głowę, by podłubać przez chwilę okiem w zapaskudzonej posadzce. Dopiero jego głos zbudził zupełnie nowy plan, który w tej dramaturgii nagle przyniósł nadzieję. Słuchała skupiona, wyobrażając sobie, jak mogłoby to wszystko przebiegać. – No, no, George, nieźle to wymyśliłeś. Jestem pod wrażeniem, skarbie – zamruczała, nagradzając go dodatkowo szerokim uśmiechem. Uśmiechem, który wtłoczył na zmęczoną twarz odrobinę ciepła. Teraz jeszcze należało koncept wdrożyć w życie.
I tak pięć minut później nawoływała strażnika pieszczotliwie, by wybłagać o przepustkę do toalety. – Akurat zbiłem mu drugiego skoczka, mam dobrą passę – burknął niezadowolony policjant, spoglądając na dziewczynę zza krat. To był ten drugi typ, zdecydowanie wyglądający na mniej lojalnego służbie. – Chodź tu, niech ci będzie. – Westchnął, wtykając długi metalowy klucz w szparę, by otworzyć celę i zabrać dziewczynę. – Ojej, pan też ma order – zaćwierkotała z zachwytem, powtarzając znów swoją sztuczkę i dotykając piersi, która nagle bohatersko się wypięła. Uwaga mundurowego rozproszyła się. Zagarnął dziewczynę ramieniem i zaczął opowiadać jakąś waleczną historię, prowadząc ją wzdłuż korytarza. Zapomniał ponownie przekręcić klucz.
Pod łazienką Philippa wywalczyła, by pozostał na zewnątrz, obiecując, że będzie grzeczna i chętnie wysłucha dalszej części jego przygód. Za zamkniętymi drzwiami, ponad muszlą, zastanawiała się, co teraz zrobić. Czekać na Michaela? Popatrzyła w mikroskopijne lustro zawieszone na ścianie, w starym szkle nie było jej prawie widać. – Te, bo zaraz sam se zrobię szachmat! – dobiegł niecierpliwy głos tamtego pierwszego. W drzwiach nie było zamka, za chwilę tamten mógł się tu wedrzeć. – Czekaj, no, idę! – odpowiedział prędko jej osobisty strażnik, a chwilę później usłyszała donośne kroki. Najwyraźniej tamten poszedł wykonać ten jeden szybki ruch i zamierzał zaraz wrócić pod drzwi toalety. Tyle że Philippy już tam nie zastanie. Ostrożnie wysunęła głowę zza uchylonej osłony, aby wybadać sytuację na korytarzu. Obydwaj policjanci siedzieli w dyżurce. Teraz musiała tylko uciekać w stronę drzwi i liczyć na to, że Scaletta również zdoła znaleźć się po drugiej stronie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Michael Scaletta
Czarodzieje
wolność — kocham i rozumiem
wolności oddać nie umiem
Wiek
26
Zawód
kradnie, co popadnie
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
11
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
7
10
Brak karty postaci
08-16-2025, 22:12
Drażniły go te cztery, nudne ściany; drażniło też to, że otrzeźwiał już całkiem z ostatków wódki, które pozostawiła we krwi wspomniana wcześniej gościna ― wybrednie wyłuskała pewnie z tego wyznania parę miałkich, a w rzeczywistości zupełnie niezgodnych z prawdą, wyobrażeń, ale nie chciało mu się chyba naprostowywać jej skrzywionych myśli. Przeważnie też był ostatnim, który zwykłby prawić innym morały, mędrkując przy tym w żałosnym nadęciu; przeważnie, bo przy niej osobliwie gromadził się w nim jakiś niezdrowy wymiar rozsądku, na wzór starszego brata-protektora albo chociaż kumpla, który życzył sobie jeszcze przez jakiś czas oglądać jej niewinną twarz w sąsiedztwie. I choć nigdy nie widziała w nim pewnie ni doradcy, ni bliskiego bodaj przyjaciela, co to wysłuchiwać miałby wszystkich jej żali i triumfów, rozczarowań, grzechów i obojętności, bezpardonowo przyjął każdą z tych ról, czasami nad wyraz dyskretnie dając do świadomości, że był, tak po prostu. Obecność, nierzadko milcząca, nierzadko nawet nieodnotowana, miała być jego największą siłą ― i coś podpowiadało mu cicho, że dopiero po głuchym zniknięciu w nicości, tak jak przepadały kamienie na dnie głębokiego jeziora, ona zrozumiałaby jej rzeczywistą wartość.
― Roszczeniowo ― skwitował krótko cynicznym komentarzem, choć przez twarz po raz pierwszy od dłuższej chwili przemknął mu jakiś blady uśmiech; palce zmierzwiły włosy, gdzieś pomiędzy zaczepiając jeszcze o zmęczone, żądne snu powieki, które zaraz ożywiły się nieco, gdy tylko pozować zaczęła w teatralnej prezencji własnej sukienki. ― No to musisz oddać krawcowej na poprawki ― ceby nie poszerzała cię w talii, chciałoby się dodać, ale o jedynym relikcie zwiniętym ze sklepu wolał już chyba nawet nie myśleć; podzielił się więc szczegółami planu, a usłyszawszy jej aprobatę, uniósł brew do góry i ostudził przedwczesny entuzjazm:
― Pochwały przygotuj na później, a teraz do roboty, Margaret ― podsumował z kolejnym, napełnionym werwą i zgoła cwaniackim półuśmiechem, który zaraz ustąpił wizji pozornego zmęczenia oraz bierności; usiadł na samym skraju pryczy, mając z niej nienajgorszy dostęp do jednej z części korytarza. Wezwany policjant musiał tą drogą skierować się do parszywych toalet; i rzeczywiście, nawoływanie Philippy przysłało pod celę tego o nieco miększym sercu i sympatyczniejszym usposobieniu ― szczękniecie zamka wyprowadziło dziewczynę na zewnątrz, a zwisające u pasa mężczyzny klucze odbiły się raz i drugi od chudego uda w żwawym kroku. Na wstrzymanym oddechu błagał los, by ich powzięcie w palce nie narobiło zbędnego hałasu ― Moss szczęśliwie jednak zakręciła tyłkiem tuż przed nosem tamtego, znowu mamrocząc coś o orderze, więc chwila moment i pęk metalowych narzędzi zyskał nowego właściciela.
Oni zniknęli gdzieś w głębi korytarza, a wymowne pręty klatki uchyliły się i przed nim; baczne spojrzenie upewniło się zawczasu, że w pobliżu nie było żadnej żywej i przybyłej nie wiadomo skąd duszy, a wtem ciche stąpnięcie powiodło go wprost do biurka, gdzie beztrosko spoczywały różdżki ich obydwojga. I już miał schować je pazuchę, grzecznie wracając do ciupy, tam też niewinnie oczekując na rzeczoną pannę Bones, ale z którejś strony rozległ się donośny okrzyk; pod presją wykrycia niewerbalnie spróbował wtopić się w otoczenie, choć z każdą próbą bezskutecznie. Wyszeptana kurwa zaległa westchnieniem w powietrzu, zaś zasłyszana przypadkiem deklaracja szachistów podsunęła szybką zmianę planów; zwinnym, niegłośnym ruchem pomknął w stronę enigmatycznych kibli, z dozą zawahania łapiąc za klamkę drzwi, za którymi sterczeć mógł przecież przygłupi funkcjonariusz ― ale na komisariacie dochodziła za pięć trzecia, a poza niewinnie wyglądającym duetem nieporadnej młodzieży, która zbłądziła w sklepie, błąkało tu się może jeszcze ze czterech albo pięciu mężczyzn, więc czujność już dawno wyparowała z nocnego powietrza.
― Moss? Chodź, szybko, no już ― zdecydował, zobaczywszy czubki damskich pantofelków w którejś z kabin; od razu oddał w jej ręce odebraną wcześniej różdżkę, skinieniem głowy wskazując na wąskie okno. ― Podsadzę cię, no, migiem ― A gdy jej ręka sięgała już do zamka okiennicy, w drzwiach pomieszczenia wyrosła nieproszona sylwetka.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
08-17-2025, 15:48
Nie wiedziała, co takiego działo się w drugim kącie komisariatu, nie miała minimalnego potwierdzenia pomyślności tamtych złodziejskich łap, ale ufała im na tyle, by brnąć w to dalej. Trwała wciąż w klaustrofobicznym wychodku, za cienkimi drzwiami, w specyficznych oparach, które dawno temu przestały ruszać dziewczynę z portu. Liczyła na niego, cholera, może nawet robił to już dziesiąty raz? Przecież taką miał branżę, przecież takim ryzykiem smakowały jego lawirujące na granicy prawa dążenia – musiał wyjść z tego obronną ręką. A przy okazji i ją zabrać ze sobą, aby mogła pozbyć się uwierającego uczucia niepokoju. Powoli docierała do niej bzdura tego wyskoku. Suche usta przełykały chropowate myśli o tym, co mogłoby się z nią stać, gdyby nie udało im się wymknąć. Już wiele lat temu powiedziała sobie, że musi, po prostu musi, wyślizgnąć się z każdej opresji. Ostatnie chwile słabości przysięgła porzucić na poddaszu sierocego domostwa – tak, by już nigdy więcej nie pielęgnować podłego nastroju. Tymczasem pod skórą krew rozpędzała się do granic możliwości, spływając ciepłą falą po całej posturze. Czuła energię płynącą z tak elektryzującej scenki i nie chciała być tą głupią bohaterką, którą zaraz przyłapią na gorącym uczynku. Nie do takiego bohaterstwa ją stworzono, nie taki posąg dla siebie rzeźbiła – obydwie wersje, owszem, byłyby dość zgrabne, ale wolała pławić się w chwale, nie za kratami. Dlatego teraz gorączkowo szukała alternatywy, jakiegoś zapasowego planu. Uciekać samotnie? Obiecać im swoje ciało za wolność? To jednak nie widziało się Philippie jako fantastyczne rozwiązanie, choć w krytycznym momencie podobno ludzie łapali się czego mogli – byle nie zatonąć. Koncepty lawirowały jak na rozpędzonej karuzeli, a jej w tym ogniu przemknęło znów przez myśl, że… zdecydowanie musi nauczyć się pływać. Przezywali ją przecież syreną.
- Michael – wyszeptała na wdechu. Oniemiała, choć z ulgą prędko barwiącą oczy przyjemną tonacją. Jak dobrze. Nie, nie wzięła różdżki od razu. Najpierw złapała go za ramiona i mocno je ścisnęła. Były to jednak ledwie ułamki sekund, dotyk przypominający mignięcie, dzięki któremu mogła się upewnić, że adrenalina do reszty nie zawładnęła trzeźwością osądu. Wsadziła sobie prędko kawałek drewna do umocowanego przy pasku zaczepu i pokiwała głową. – Widzieli cię? – dopytała jeszcze w tym ferworze, jednocześnie też przyjmując pozycję i wspinając się ku oknom. Mocno uścisnęła metalową klamkę, łapiąc się jej jak tej ostatniej deski ratunku. Potem świat znów postanowił wystawić ich na próbę.
– Proszę, proszę –
mruknął jakiś obcy facet. Ubrany był w robocze łachmany, twarz miał czerwoną i obitą, fryzurę zaniedbaną. Pijaczek? Tutejszy awanturnik? – No już, chłopie, podciągaj ten tyłeczek panienki. Jak się pospieszysz, to może wszyscy się wymkniemy. Chcieliście iść beze mnie, hę? Dawać, dawać! Zmywamy się, bo zaraz jeden przegra partię i się wkurwi! – burknął, choć jakimś cudem był na tyle bystry, by nie drzeć się na pół komisariatu. Stłumiony głos dotrzeć miał tylko do nich. Philippa przestała się na niego gapić, przestała zadawać pytania i teraz już tylko szybko odblokowała okno. Z pomocą Michaela drobne ciało w końcu wysunęło się na podwórze policyjnej kamienicy, choć nie obyło się bez bolesnego otarcia kolan o bruk. Instynktownie rozpoczęła podglądać otoczenie, aby przypadkiem nie wpadli zaraz w jeszcze większe kłopoty. Nikogo jednak nie widziała. – Chodź – mruknęła, wyciągając ręce do Scaletty. Zaraz za nim pchał się już ten nieznajomy gościu. Najwyraźniej nieroztropni gliniarze zgubić mieli dzisiaj aż trzech więźniów.
Wreszcie cała banda znalazła się na zewnątrz. I na dwóch nogach. Moss prędko złapała za rękę swojego złodziejaszka i pociągnęła go w dobrą stronę. Zdołała jeszcze podrzucić typowi jakieś tam marne pożegnanie i potem zupełnie skupiła się na jak najszybszym wydostaniu się z rejonów komisariatu. – Udało się – odezwała się wreszcie, zadowolona, z nierównym oddechem i włosami poplątanymi na twarzy. – Idziemy do mnie, na pewno jesteś głodny – zdecydowała, jeszcze mocniej ściskając jego palce. Nie wyobrażała sobie, aby mógł jej odmówić. – I jesteś moim wybawcą, a o takich należy odpowiednio zadbać… - dodała już z większym spokojem i bardziej miękkim głosem. Czarujący głos połaskotać miał złodziejską duszę. Zwolniła nawet. Uśmiech rozciągnął się w świetle wschodzącego powoli słońca.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#9
Michael Scaletta
Czarodzieje
wolność — kocham i rozumiem
wolności oddać nie umiem
Wiek
26
Zawód
kradnie, co popadnie
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
11
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
7
10
Brak karty postaci
08-17-2025, 23:33
Właściwie to żadna doza zdrowego rozsądku nie uzasadniała ani jednego z podejmowanych przez nich działań, począwszy od nierozsądnego rozbijania się o pułapkę w sklepie, skończywszy na wyrazie niecierpliwości skwitowanym ryzykowną próbą ucieczki ― być może raptem za godzin kilka czy kilkanaście opuszczaliby ciasną celę całkowicie legalnie, bez obciążającego ramiona wyroku. Bo przecież sam właściciel zaświadczyć miał o braku zniszczeń i pełnym stanie magazynu, kasy, wreszcie ― ukrytego na zapleczu sejfu, zawartości którego nie zdążyli nawet zarejestrować; alarm rozległ się w tempie przyspieszonego oddechu, a przechadzający się bez celu po ulicy funkcjonariusz musiał zareagować. Oni wszyscy, tak po prawdzie, wydawali się zgoła zmęczeni całym procederem, jakby krótkie spojrzenie na dwojga zabiedzonych młodzieńców wystarczająco wymownie orzekało o ich niewinności; formalnościom musiała jednak stać się zadość, więc ― w sumiennej zgodności z prawnym zapisem ― aresztowano podejrzanych na czas rozwiązania sprawy. To ich wymknięcie się było zatem niemym ukłonem w stronę tych, którzy z niechęcią spoglądali na druki obszernej dokumentacji, niepotrzebnie relacjonującej na pergaminie ślad ich wieczornego zatrzymania; szczęśliwie żaden z policjantów nie spieszył się do tego, by w predestynowanych lukach wpisać choćby zasłyszane tam, na ulewnej ulicy, nazwiska domniemanej Margaret i towarzyszącej jej George'a. Szczęśliwie, żaden z nich nie lubił też przyznawać się do błędu i w obliczu ujrzenia uchylonych drzwi zawilgotniałego dołku wygodniej było machnąć ręką, w zupełności zapominając o twarzach, które majaczyły im przed oczami jeszcze niedawno; a właściciel sklepu, przez ten cały czas kurewsko uprzywilejowany do ostatecznego decydowania o ich losie, niezależnie już od wyniku osobistych rachunków, musiał pogodzić się z tym, że winowajcy zbiegli z miejsca zdarzenia, jeszcze przed waleczną interwencją służb. Nikt nie zamierzał ich gonić, nikt też nie zamierzał ich później szukać; po prostu przepadli, zapomniani, razem z okolicznością, która pierwotnie wygenerowała zbędne problemy.
Toaleta śmierdziała zaniedbaniem, zupełnie jak w podrzędnej, portowej karczmie; adrenalina uderzyła do głowy z chwilą wahliwego naciśnięcia klamki od drzwi, ale uleciała gdzieś w eter, gdy łazienka wybrzmiała jedynie obecnością tej poszukiwanej. Nie zostawiła go, choć już dawno mogłaby sama szukać wyjścia; nie spanikowała, gdy akcja wydłużała się w niepokojącym oczekiwaniu; nie zwątpiła nawet przez chwilę, grzecznie postępując w zgodzie z ustalonym planem, którego charakter ― gdzieś pomiędzy, nieoczekiwanie ― i tak zmienił swój bieg.
― Nie, nie sądzę ― odpowiedział w pośpiechu, doglądając w jej rysach jakiegoś wyrazistego świadectwa głośno niewyrażonej ulgi; nie było jednak czasu na to, by wymieniać się pierwszymi objawami euforii ― kroki bez zwłoki powiodły ich pod zawieszone wysoko okno, zdeterminowane ramiona pomogły sięgnąć uchwytu, a gdy Philippa jedną nogą była już na zewnątrz, w progu kibli pojawił się nieproszony gość.
Szczęśliwie dla nich nie nosił na piersi odznaki, lecz cienie własnej, zeschniętej już krwi i potu; szczęśliwie dla nich zachował ostatki rozsądku, by swoim przemówieniem nie postawić na nogi całego komisariatu, więc wspólnymi siłami prześlizgnęli się przez wąski lufcik. Porozumiewawcze spojrzenie wykwitło jako ostateczne pożegnanie z nieznajomym, choć przez dłuższą chwilę majaczył on jeszcze w ich pobliżu; i w całym entuzjazmie akcji okraszonej niewątpliwym sukcesem chwilowo stracił czujność, wdychając rześkie powietrze marcowej nocy i wsłuchując się w deklaracje tej, która szła z nim pod ramię, aż gdzieś za plecami nie rozległ się alarmujący krzyk policjanta, który właśnie spostrzegł się, że komenda zgubiła trzech więźniów.
I choć oni jawili się mniejszą wartością od tamtego, który zbiegł razem z nimi, trzy niewyraźne sylwetki tkwiły w tym samym, nieco osnutym mgłą, punkcie; niespodziewany pościg liczył schwytać tego jednego, ale z oczywistych względów należało wziąć nogi za pas, najlepiej ― jak najszybciej zniknąć w mroku którejś z bocznych ulic. Bez wahania pociągnął ją więc stanowczo za rękę, w podszytym epinefryną wysiłku pokonując biegiem dobre kolejne sto metrów, nim oczy nie wynalazły przypadkiem podstarzałej kamienicy ― wpadli na jej podwórze bez zastanowienia, już dawno gubiąc gdzieś za plecami nietrzeźwego rzezimieszka. Hałas sugerował, że grupa nadgorliwych mundurowych dopadła go w końcu, bezlitośnie przyskrzyniając do zabłoconego bruku; rozsądek podpowiadał jednak, by nie wyłazić z powrotem na główną ulicę.
― Wygląda na opuszczony ― stwierdził cicho, łapiąc oddech z plecami przyklejonymi do muru. ― Tu jest wybite okno, chodź ― zdecydował, przecierając szlak i bez zastanowienia wchodząc przodem do pomieszczenia na parterze; koniec różdżki obudził się leciwym światłem, przelotne zerknięcie nie znalazło niczego poza opustoszałą meliną, więc dodał wkrótce: ― Dla pewności wyjdźmy z drugiej strony. Chujki są uparte, lepiej nie ryzykować ― I tak wciągnął ją do środka zimnego pokoju, na koniec stwierdzając jeszcze:
― Szukaj wyjścia. I myśl, co zrobisz nam na śniadanie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#10
Philippa Moss
Akolici
Musimy mieć wytrwałość i ponad wszystko wiarę w siebie. Musimy być pewne, że mamy do czegoś talent.
Wiek
25
Zawód
barmanka, matka niuchaczy
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
25
0
OPCM
Transmutacja
16
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
11
Brak karty postaci
08-19-2025, 19:56
Nie było nam dane wymknąć się tak całkiem po cichu. Szkoda, liczyła, że tak nierozgarnięta banda służbistów zorientuje się, gdy oni będą już dawno przekręcać się na drugi bok w łóżku. Póki co jednak to łóżko i choćby mniejsza myśl o zmęczeniu okazały się zupełnie drugorzędną kwestią, bo w ciąż jeszcze sennego Cardiff policyjne syreny zawyły bardzo wyraźnie. Już wiedzieli. Pojęła szybko, że ten przystanek nie mógł już dłużej trwać. A ewentualna konfrontacja mogła oznaczać całkowitą porażkę. Spędziła w klatce wystarczająco wiele lat, by mieć całkowitą pewność, że nigdy więcej tam nie wróci. Ruszyli razem, instynktownie kierując się w stronę miejsca z potencjałem na dobrą kryjówkę. Nie oglądała się za gościem, poniekąd ulżyło jej, że został gdzieś z tyłu – mógłby nas spowalniać i mógłby nas też wepchnąć prosto w kajdanki. Żadne z nas typa nie znało, żadne więc nie mogło mu do końca ufać – a na cwaniaczka wyglądał, zdecydowanie. Dlatego odetchną dopiero, gdy zagrożenie minie, gdy mundury znudzą się tym chaotycznym gonieniem zbiegłych niewiadomych. Przecież nocna zmiana zaraz się miała skończyć.
- Bo jest – podkreśliła, biorąc głęboki wdech. – To teren byłej szwalni – dodała jakże konspiracyjnym szeptem, zupełnie jakby ktoś miał ich tutaj podsłuchać i nakryć. A kiedy Michael zdecydował się przedostać do budynku, Philippa wiernie podążyła za nim, pojmując, że jeśli w dobrej kryjówce przeczekają najgorsze płomienie, droga stanie się całkiem czysta. Wolała uniknąć ponownego spotkania – tym razem zarzuty były przecież całkowicie poważne i słuszne. Oczy mimowolnie podążały za drobnym światłem jego różdżki. Stąpała lekko, ostrożnie, czujnie też rozglądała się po tajemniczym wnętrzu pustostanu, bo przecież w takich miejscach lubili czaić się inni. Przestępczy światek w walijskiej stolicy miał się dobrze, a liczne podniszczone kamienice stanowiły dobrą opcję do szycia intrygi. Wydawało się jednak, że wewnątrz panował zupełny spokój. – Myślisz, że go złapali? Znasz go? – podpytywała cicho, klejąc plecy do jednej z tych obskurnych ścian. Serce łomotało jej w piersi, dłoń nie chciała puścić tej drugiej. Powoli obróciła twarz w jego stronę. Wspomniał o śniadaniu. Uniosła wysoko brwi. – Wszystko ci zrobię, jak już dotrzemy do domu – wygłosiła całkiem obiecująco, choć dało się usłyszeć lekkie podenerwowanie. Zamknęła na moment oczy. – Mam w spiżarce malinową konfiturę i świeże jajka – dodała, znów uważnie mu się przyglądając.
Wreszcie odbiła się od zagrzybionych murów i poważnie poczęła rozglądać się za wygodnym przejściem. Stare deski pod wytartymi podeszwami pantofli wygrywały upiorne melodie, ale przecież byli tutaj całkiem sami. Pobłądziła przez chwilę po labiryncie korytarzy i pomieszczeń, aż w końcu przed ich oczami ukazały się drzwi na podwórko. Swemu towarzyszowi posłała nieznaczny uśmiech. – No to teraz pójdzie łatwo – obwieściła, ściągając dłonią szmatę, która częściowo osłaniała wyjście. Wyszeptana inkantacja złamała czar starego zamku. Ich oczom ukazało się zasyfione podwórze. Mieszkali może kilka minut stąd. Kamienica w kamienicę. Wiedziała, że już bardzo niewiele dzieli ich od bezpiecznych ścian lokalu.
– Poduszeczkę też ci przygotować? – podpytała nieco zaczepnie, kiedy skręcali w kolejną portową uliczkę. Ostatecznie mógł u niej zostać, mieszkanie było niewielkie, ale wciąż zdolne zapewnić dwójce czarodziejów odrobinę wygody – jak na standardy tutejszej biedoty. Z ulgą przyjęła widok dwóch bliźniaczych, sklejonych ze sobą budynków. Sypiący się front elewacji niemal wzruszał. Jak dobrze być w domu.


zt
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:57 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.