• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Walia > Statek “Złota Łania”
Statek “Złota Łania”
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-04-2025, 16:11

Statek “Złota Łania”
„Złota Łania” to trójmasztowy smukły kliper o zdobieniach ze złoconego drewna, które połyskują w słońcu niczym drogocenny klejnot. Na dziobie widnieje kunsztownie wyrzeźbiona figura łani w skoku, stanowiąca znak rozpoznawczy jednostki. Pokład z ciemnego drewna jest solidny i zadbany, a maszty wznoszą się wysoko, podtrzymując rozległe żagle uszyte z grubego, jasnego płótna. Wnętrze statku to plątanina wąskich korytarzy, schodów i kajut, wypełnionych skrzyniami, linami i morskimi narzędziami. Kliper wyposażony jest w liczne działa burtowe, świadczące o jego bojowym charakterze pomimo, że oficjalnie to statek handlowy. Nawet na spokojnych wodach „Złota Łania” emanuje gotowością do starcia i dalekich wypraw.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
10-22-2025, 18:05
Doskonale zdawał sobie sprawę, że przyjeciel kocha ten statek nad życie. Czasami zastanawiał się czy nie bardziej niż te wszystkie panny, które wzdychały do niego w portach, a tych z całą pewnością było wiele. Czasami jednak bał się, że ta miłość doprowadzi do jego zguby. Oczywiście zawsze był gotowy mu pomóc, naprawić łajbę, spełnić jego prośbę. Jednak Kenneth musiał mieć świadomość, że w końcu nadejdzie ten dzień, że Łania nie wytrzyma. Zbudować statek nie było łatwo, Macnair raczej by się tego jak na razie nie podjął, jako, że jeszcze nie miał aż takiej wiedzy na ich temat, ale wszystko miało swój limit. Dopóki pokład pozwoli, dopóki on będzie w stanie podołać wyzwaniu będzie naprawiał Łanie.
- Chyba żartujesz, w życiu. - pokręcił głową powstrzymując się od splunięcia z obrzydzeniem - Ale zawsze się znajdą magiczne statki do naprawiania, wystarczy się odpowiednio zakręcić.
Gardził mugolami, gardził ich społeczeństwem i tym co sobą reprezentowali. Nigdy nie ukrywał się specjalnie ze swoimi poglądami, z resztą jego rodzina miała je jasno przedstawione. Każdy z nich popierał tego samego człowieka, który wskazał im drogę, którą mieli już kroczyć zawsze.
- No w twoim przypadku to też wygląda inaczej niż w moim. Ja przeważnie rozważam przyjęcie każdego zlecenia, o ile oczywiście mieści się w zakresie moim umiejętności. Ślub się za darmo nie wyprawi. - zaśmiał się kręcąc głową - A jesteś na niego zaproszony kiedy w końcu uzgodnimy datę. - dodał z uśmiechem, by po chwili skupić się na bosmanie, który praktycznie zmaterializował się obok nich.
Nie miał zamiaru stać z założonymi rękami, im szybciej się z tym wszystkim uporają tym szybciej będą mogli wziąć się do roboty. W tym przypadku naprawdę czas to pieniądz i dla niego i dla Kenneth’a. Dlatego też wziął się do roboty. Zszedł pod podkład i zarówno za pomocą magii jak i siły własnych mięśni zaczął wynosić na pokład wszystko razem z resztą załogi. Dobrze, że jednak nie świeciło słońce, bo zdecydowanie bardziej pot by im się po tyłkach lał. Mimo wszystko znaleźli w tym wszystkim czas na rozmowy i żarty.
- No i super. To teraz czas na cięższą część. - odparł ocierając pot z czoła, po czym odpalił jeszcze jednego papierosa - Potrzebuje na dół jakiś piętnastu desek, smołę i naturalnie gwoździe. - zaciągnął się i po chwili już z różdżką zszedł na nowo pod podkład by zabrać się za powolne, ale dokładne nakładanie zabezpieczeń.

zt Mitch
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Kenneth Fernsby
Czarodzieje
Wiek
31
Zawód
Kapitan "Złotej Łani", przemytnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
11
12
Brak karty postaci
10-27-2025, 15:41
Z dziennika kapitańskiego Złotej Łani

17.03, dzień pierwszy, port przy Cardiff, godzina czwarta po zmierzchu
Kenneth Fernsby, kapitan Złotej Łani, przestudiował raz jeszcze pieczętowaną kartę kursową z Departamentu Transportu Magicznego i zanotował suchym piórem: „Wypłynięcie o północy. Pasażerka jedna. Kierunek: Oslo. Dystans mierzony na kompasie szlakowym. Pogoda: mgły.” Stalowe pióro brzdęknęło o rant pulpitowego mapnika, kiedy światło latarni na nabrzeżu drgnęło od przeciągu. Nad czarodziejskim portem, ukrytym przez liczne zaklęcia, snuła się cicha pieśń jednej z dziewcząt portwoych. Miała iście syreni głos, choć nie zwodziła statki na ostre skały. Za to serce nie jednego marynarza już tak. Uwiodła paru jego chłopców. Podejrzewał, że ma w sobie krew willi.
Riven Thorne oddała mu pakunek jakiś czas temu. Tajemnicza przesyłka. Nie przenosił cudzych sekretów, a już na pewno nie takich, za które odpowiadałyby potem nocne patrole Ministerstwa. Ale nie odmówił. Nie Riven.

17.03, dzień pierwszy, północ
We mgle, gęstej jak krótki sen marynarza, Złota Łania odbiła od nabrzeża, cicho i dyskretnie. Pod zaczarowanym ożaglowaniem skrzypiała tylko główna reja. Kenneth uniósł dłoń, mruknął zaklęcie, a bukszpryt posłusznie wskazał ku północy, jakby słyszał cichy rozkaz. Na pokładzie oprócz niego cała załoga i pasażerka: kobieta w ciemnym płaszczu, z kapturem na włosach, które mogły być siwe, a mogły być po prostu białe. Nie podała nazwiska. On nie miał zadawać pytań. Nie kwestionował zleceń od Burke, póki dobrze płacił i potencjalne szkody miał z czego naprawić, a potem zostawało jeszcze na wypłatę dla chłopców.
Jego kompas szlakowy, srebrne pudełko ze szklistym okiem, wskazywało kierunek. Wydał odpowiednie rozkazy. Koło sterowe zaskrzypiało pod naciskiem silnych mięśni marynarza, a kapitan sprawdził wyznaczony szlak na mapach. Punkty wskazywały miejsca gdzie mugole mieli swoje szlaki handlowe, a niebieska linia ich trasę, aby skutecznie omijać patrole magiczne. Te, które wiedział, że lepiej unikać. Nie mógł wszystkich. Musiał mieć porządek w papierach.

18.03, dzień drugi, czuwanie pierwsze, między Dogger Bank a Skagerrakiem
Mgła nabrała masy. Właziła pod kołnierze. Na linach osiadały krople tak ciężkie, że zdawały się być paciorkami z ołowiu. Pasażerka trzymała się rufy, a Kenneth, miarowo kreśląc wpisy w dzienniku, odnotowywał: Cisza, żadnych patroli. Marynarze cicho nucili starą marynarską pieśń.
-Wiesz, co śpiewają? - zapytał cicho bosman, opierając się o reling. Kenneth wiedział. Skinął nieznacznie głową i przez chwilę milczał nim odpowiedział.
-Pieśń miłosna marynarza do syreny - mówił to bez ironii czy złośliwości. Brzmiało banalnie, ale czy życie nie składało się z emocji? I tęsknoty. On to wiedział, ponieważ liczyli się z tym, że nie mogą nie wrócić. Wtedy pod nosem dziobu coś się wydarzyło. Usłyszeli ciche drapanie. Tak dobrze im znane. Kobieta na rufie zapytała cicho czy to syreny. Bosman pokręcił głową.
-To nie syreny. To selkie. Wzywają.
Słowo „wzywają” w dzienniku zostało ozdobione plamą atramentu.

18.03, dzień drugi, południe, morze północne
Ministerialna sowa dogoniła ich na szerokim morzu: śnieżnobiała, ze szmaragdową tuleją. Rozwinął się wydruk z Departamentu Magicznego Transportu: „Wzmożone kontrole na trasie: nielegalne transfery zaklętych artefaktów. Zauważono anomalie w strefie latarni Hirtshals. Proszę zatrzymać się w punkcie kontrolnym.” Poniżej pieczęć odpowiedniego biura. Kenneth, krótko zanotował: „Kontrola w zasięgu. Morze Północne, latarnia Hirtshals”. Paczkę obejrzał spojrzeniem.
Nie drgnęła.

18.03, dzień drugi, zmierzch, pas burzowy na wysokości Kristiansand
Chmury kłębiły się nad ich głowami jak stary kurz pod kanapą. Pierwszy raz od lat, zanim huragan otworzył drzwi, Kenneth poczuł w zakamarkach statku stary lęk. Głos dał o sobie znać poprzez pokład: trzask, jakby ktoś złamał kość. Bosman pobiegł do want. Kenneth wsparł dłonie na sterze, a kadłub odpowiedział mu niskim pomrukiem. Z mgły wynurzyła się łódź kontrolna. Czarna, niewielka, okuta zaklęciami, które paliły oczodoły jak cierpliwe spojrzenie doświadczonego Aurora. Na dziobie wysoki mężczyzna w pelerynie Ministerstwa. Uniósł różdżkę, rzucił sonorus -Złota Łania, tu Inspektor Hallgrim z Departamentu Transportu Magicznego -krzyknął.- Zatrzymać się na lewą burtę. Rutynowa inspekcja.
Słowo „rutynowa” w ustach urzędników znaczy zwykle, że ktoś ich postraszył. Kapitan nakazał opuścić żagle o jeden ref. Gdy łódź podpłynęła, zorientował się, że inspektor ma oczy jak grudniowe niebo i ślad po starym oparzeniu na dłoni. Spojrzał na pokład.
-Co wieziecie?
-Zwykły kurs, mam listy z Departamentu Transportu - odparł Kenneth, przekazując pergamin. Hallgrim skinął; pergamin wypluł z siebie złotą iskrę potwierdzenia. - A towar? - zapytał lekko, obojętnie, jak człowiek, który zbyt często słyszy: „tylko żywność”.
-Transport handlowy do Oslo, drewno na różdżki oraz ich rdzenie. -Odparł gładko gestem dłoni zapraszając inspektora, aby zajrzał pod pokład. Pasażerka została ukryta w kajucie kapitańskiej. Gdyby pytali, była kochanką kapitana. Nawet jak się jej to nie podobało musiała grać swoją rolę. Paczka od Riven została ukryta w sekretarzyku, a kluczyk spoczywał w kieszeni kurty marynarskiej. Inspektor zatrzymał wzrok na jego twarzy o sekundę za długo. Potem odwrócił się półprofilem, jakby słuchał czegoś, co przyszło do niego od wody.
-Słyszeliście? - wyszeptał.
-Selkie - odpowiedział ze spokojem bosman, który stał za Kapitanem niczym jego cień.
-Płyną z nami od Dogger Bank - dodał Kenneth.
Hallgrim zmrużył oczy. Był urzędnikiem, ale miał ten rzadki rodzaj odwagi, który rodzi się z wiedzy, jak łatwo morze pożera ludzi i statki. Sięgnął do dokumentacji, odhaczył odpowiednie rubryczki, podał dokument Kennethowi.
-Pomyślnych wiatrów - z tymi słowami opuścił pokład.

18.03, dzień drugi, noc, w sercu sztormu
Niebo pękło tej nocy jak stary czarodziejski kielich, z trzaskiem, błyskiem i tą przerażającą świadomością, że nic już nie da się skleić. Burza uderzyła w Złotą Łanię znienacka, choć barometr na mostku od godzin ostrzegał przed zmianą. Wysokie, sinoszare chmury zlewały się z linią morza, jakby sam ocean chciał wspiąć się ku niebu i zetrzeć je z powierzchni świata. Wiatr rozszarpywał żagle mimo zaklęć wzmacniających. Magiczne liny, utkane z pomocą włosia kelpii przez czarodziei z Kornwalii, skrzypiały jak żywe, próbując utrzymać maszt. Fale unosiły statek wysoko, by zaraz cisnąć nim w dół jak zabawką. Woda biła w pokład z taką siłą, że zaklęcia osłonowe, które postawili wokół kadłuba, zaczęły migotać. Niektóre runy obronne wypalone na burcie gasły jedna po drugiej, a błękitne znaki zamieniały się w czarne blizny. Na mostku czuć było ozon, sól i coś jeszcze, ten zapach palonej magii, kiedy zaklęcia walczą z żywiołem i przegrywają. Pasażerka, siedziała skulona w rogu kapitańskiej kajuty. Włosy miała przyklejone do twarzy, dłonie zaciśnięte na oparciu koi. Próbowała mówić, coś szeptała pod nosem, ale każde słowo ginęło w ryku wichury. Jej różdżka leżała na stole, bezsilna wobec siły morza.
-Kapitanie, widmo po lewej burcie! – krzyknął bosman, wskazując na ciemność. Między falami coś mignęło, zarys drugiego statku, bez świateł, bez żagli, ledwie widoczny w błyskach piorunów. Zniknął, zanim Kenneth zdążył sięgnąć po lornetkę. Na morzu pełnym mugoli to byłoby nic niezwykłego, złudzenie, cień, fantom. Ale oni płynęli wzdłuż Zaklętego Szlaku Północnego, tam gdzie magiczne statki wymijają mugolskie trasy. Tak powstawały mugolskie legendy i opowieści o statkach widmo. Ten jednak był zupełnie inny.
Zszedł do kajuty, by sprawdzić co z pasażerkę. Zimna, blada jak pergamin, patrzyła na niego oczami rozszerzonymi od strachu.
– Czy to oni? – spytała, głosem, który ledwie przebijał się przez huk fal.
– Kto? – odparł, choć wiedział, że nie dostanę odpowiedzi, bo Burke skrupulatnie pilnował swoich interesów. Psia jego mać.
– Ci, co nie powinni nas znaleźć…
Wtedy coś uderzyło w kadłub od spodu. Cały statek zadrżał, jakby coś wielkiego owinęło się wokół niego i ścisnęło. Usłyszał trzask drewna i świst, jakby ogromny oddech przeszył powietrze pod pokładem. Załoga zaczęła krzyczeć, jeden z czarodziejów rzucił Lumos Maxima, rozświetlając fale po lewej burcie i wtedy to zobaczył. Ogromne oko, zielone jak butelka po eliksirze, patrzące prosto na nich spod wody. Pasażerka zsunęła się z koi na podłogę i zaczęła trząść głową.
– To przez nią, – syknął marynarz, który wbiegł do kajuty. – Przeklęta kobieta, panie kapitanie, morze nas karze!
Zignorował go. Wiedział, że w takich chwilach strach lubi znaleźć ofiarę. Ale nie mógł pozbyć się myśli, że może miał rację. Wybiegł na pokład. Złapał się relingu, próbując utrzymać równowagę.
– Panie Simmons! – krzyknął. – Zmień kurs na północny wschód, w stronę fiordów!
Ale zanim czarodziej zareagował, piorun uderzył w grotmaszt. Zaklęcia ochronne wybuchły. Jasny błysk oślepił nas wszystkich, potem zapadła ciemność i głuchy dźwięk, jakby statek sam jęknął z bólu. Burza szalała do świtu. Złota Łania utrzymała się na powierzchni tylko dzięki czarom sterującym, które podtrzymywał niemal siłą woli. Kiedy w końcu morze wypuściło ich ze swojego uścisku, statek wyglądał jak cień samego siebie – poszarpane żagle, spalony maszt, pokład pełen morskiej piany i fragmentów glonów. O poranku mgła zasnuła horyzont.

19.03, dzień trzeci, ponury świt, przejście przez Nordhvelv
Nordhvelv nie istnieje na mapach Ministerstwa. Za to istnieje w pamięci marynarzy i tych, którzy wiedzą jak tam się dostać.
Bosman pierwszy usłyszał głosy. Trytony. Nie takie, jakie widują przedstawiciele Ministerstwa podczas spisów magicznych gatunków. Trytony z Nordhvelv były starsze, szorstkie od soli, skórę miały jak miedź patynowana przez wieki. Zbliżały się w kręgu, z włóczniami z korala i oczami, w których pływały odległe błyskawice. Kenneth wrzucił pozłacaną monetę z grawerunkiem – stary gest żeglarskiej prośby o rozmowę. Wtedy wynurzył się ich przywódca, stary tryton, którego ciało opinał pancerz z pękniętych muszli. Znał go. To był Tirios, Strażnik Przejścia. Ministerialne raporty wspominały o nim jako o „elemencie lokalnych wierzeń”, ale był znacznie kimś więcej niż tylko legendą.
-Widzimy, że wozisz w sobie obce serce, kapitanie. Nie to w piersi, lecz to w skrzyni.
-Musi trafić do Oslo.
-Słuchaj ciszy, kapitanie. Tam, gdzie burza cichnie, słychać, jak samo morze oddycha. Tam znajdziesz wejście do głębi.
Zniknął w głębinach. Przepuszczając ich dalej. Kiedy przepływali przez ostatni próg Nordhvelv, woda zaczęła świecić od spodu, jakby rozjarzały ją setki lampionów. Nie było już wiatru. Nie było fal. Tylko powolne kołysanie i oddech oceanu, który zdawał się dochodzić ze wszystkich stron. A potem, na moment, poczuł, jak coś dotknęło kilu statku. Nie uderzenie, a przyjazne muśnięcie. Z dna rozległo się pomruknięcie, ciężkie jak grzmot pod wodą. Fale uniosły się, choć nie było wiatru. Żagle zatrzeszczały.

20.03, dzień czwarty, port w Oslo
Statek przybił do doku późną porą. Musieli już oświetlać trap, aby pomóc w przywiązaniu lin. Tajemnicza pasażerka w pomroku marynarzy zeszła z pokładu. Wtedy atmosfera zelżała, jakby ktoś z ich barków zdjął ogromny ciężar. Kobieta zniknęłą zapewniając, że poinformuje Burke o tym, że dotarła bezpiecznie. Paczka od Riven ciążyła mu w kieszeni. Nie musiał długo czekać na jej odbiorcę. Wziął ją bez słowa. Skinął w podzięce głową Kapitanowi - praca została wykonana. Choć nadal miał przeczucie, że cokolwiek było w paczce utwierdziło Ministerstwo, że przemycane są tajemnicze artefakty.
Wysłał sowę do Riven, tak samo do Burke. Zawsze informował, że dokonał zalecenia. Mógł wreszcie odpocząć.

|zt, 1584 słów
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 13:57 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.