• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Vivienne Burke
Vivienne Cielle Burke
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Arcadius Avery, Catherine Avery née Malfoy
Aspiracje
Zostać słynną znawczynią historii powstawania i wykorzystywania run magicznych
Amortencja
Mokra ziemia, stare drewno, egipskie kadzidła
Różdżka
13 cali, sztywna, prosta, zakończona elegancką rączką. Jodła z rdzeniem z wibrysem kuguchara.
Hobby, pasje
Historia magii, runy, taniec, jazda konna
Bogin
Akromantula
Umysł
Data urodzenia
18.04.1939
Miejsce urodzenia
Anglia, rodzinna posiadłość Avery
Miejsce zamieszkania
Burke Manor, Derbyshire, Anglia
Język ojczysty
Angielski
Genetyka
Czarownica
Ukończona szkoła
Ravenclaw, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart
Zawód
Badaczka historii magii, run
Czystość krwi
Błękitna krew
Status majątkowy
Bezdenna sakiewka
Ciało
23
158
50
Wiek
Wzrost
Waga
jasnoniebieskie
platynowy blond
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Delikatna, lecz wyraźnie zarysowana sylwetka – smukła i proporcjonalna, o harmonijnych kształtach. Mimo niskiego wzrostu potrafi zapełnić przestrzeń wokół siebie – wyprostowana, poruszająca się z cichą pewnością siebie i wdziękiem.
Znaki szczególne
Platynowe włosy, jakże charakterystyczne dla rodziny Avery, które codziennie upinała w inne misternie splecione warkocze – czasem klasyczne, innym razem z fantazyjnymi splotami świadczącymi o dobrym guście i staranności.
Preferowany ubiór
Wybiera tkaniny najlepsze z możliwych, które nie wymagają dodatków, by przyciągać spojrzenia. Kolorystyka, choć stonowana, dobrana była tak, by harmonizować z platynowymi włosami i lodowym błękitem oczu. Biżuterię nosi rzadko, traktując ją jako akcent – nie ozdobę.
Zajęty wizerunek
Emilia Clarke
Obrazek postaci

Vivienne Cielle Burke née Avery



1939-1950 - Relacje z rodziną, wyjazd do Hogwartu

Już od pierwszych kroków moje życie było zaplanowane. W moich dłoniach zawsze znajdowała się księga – czytana na głos przez guwernantkę lub przeze mnie, kiedy tylko nauczyłam się składania liter. W przerwach ćwiczono mnie w tańcu, eleganckiej jeździe konnej i kaligrafii, aż palce bolały mnie od pióra. Uczono historii rodziny, kraju, świata, a ja chłonęłam wiedzę z łatwością. Uwielbiałam się uczyć. Fascynowało mnie to. Wyjazd do Hogwartu był przełomowym momentem mojego życia, bo oprócz tak podstawowych nauk, jak pisanie i czytanie, mogłam nauczyć się jak być prawdziwym czarodziejem. Dostałam pierwszą różdżkę, elegancką szkolną szatę i własną sowę. Mogłam nauczyć się bycia odpowiedzialną młodą damą, jak być dobrą czarownicą, jak wykorzystywać mój magiczny dar. Wiedziałam, że nie wszyscy to potrafią. Słyszałam o mugolach, uczyli mnie od małego pogardy do nich. Moja rodzina szczyciła się skrajnymi poglądami, chociaż dla mnie, były one w pełni naturalne. Uczono mnie, że moje nazwisko budzi respekt i niepokój. Uczono mnie o wyższości naszej, czystej krwii, nad innymi i z takim też nastawieniem przybyłam do Hogwartu. W Hogwarcie nauczyłam się omijać tych, których krew była, według mojego wychowania, 'zbrukana'. Nigdy nie zapomnę pierwszego dnia, gdy obok mnie w pociągu usiadł mugolak. Choć nie powiedziałam ani słowa, odwróciłam się z ostentacyjną pogardą, jakby jego obecność mogła mnie skazić. W momencie, gdy ja szczyciłam się bardzo dobrym i szanowanym nazwiskiem, otaczałam wianuszkiem uroczych dziewcząt, oni skupiali na sobie tylko moje pełne pogardy spojrzenie. Nigdy nie zrobiłam nic, co mogłoby zachwiać moją idealną reputację. Bo przecież taka miałam być. Jako jedyna córka i najmłodsze dziecko moich rodziców, ponieważ miałam dwóch starszych braci, miałam być tą dziewczynką, co będzie przynosić im dumę. Wychowywana w bogactwie, mogłam pozwolić sobie na wszystko co tylko chciałam, jednak atmosfera w domu była chłodna i ponura. Więcej czasu spędzałam z piastunką niż z rodzicami. Widziałam ich tylko podczas kolacji, kiedy przy okazji z dokładnością opowiadałam, co danego dnia zrobiłam i czego się nauczyłam. Albo wtedy, kiedy życzyli sobie mojej obecności, na przykład podczas rodzinnych spotkań. Miałam się pojawić, piękne wyglądać, ze wszystkimi przywitać i wracałam do swoich komnat. Każdy zajmował się swoimi sprawami, słyneliśmy z pracy w magicznym sądownictwie, mieliśmy bardzo dobrych alchemików i zaklinaczy.


Odziedziczyłam dużo po matce. Chociażby wygląd, jasny blond był silny w rodzie Malfoy i zdominował kolor włosów mojego ojca. Matka zresztą, poprzez ręce moich opiekunów, obdarzyła mnie również typowym wychowaniem rodziny Malfoy, z którego przecież sama pochodziła. Jest to rodzina jedna z najbogatszych, najbardziej wpływowych i budzących wśród innych postrach. Taka też była moja matka. Dlatego bez protestu przyswajałam wiedzę, którą nakazała mi posiąść. Od najmłodszych lat uczyłam się posługiwania językiem francuskim i ogromny nacisk stawiała na posiadaną przeze mnie wiedzę historyczną. Gdy byłam w domu, czy to były święta, czy wakacyjna przerwa, przy każdej możliwej okazji przepytywała mnie z różnych historycznych faktów. Nie tylko naszego rodu, czy Anglii, w której mieszkaliśmy. Chciała, abym wiedzę miała wykraczającą poza te wąskie ramy, pytała o historię Europy czy Bliskiego Wschodu. I gdy tak czytałam te wszystkie księgi, to Bliski Wschód zainteresował mnie najbardziej. Tereny Egiptu, ale też Syrii czy Izraela. Nie zdawałam sobie sprawy z faktu, że była tam tak bogata kolebka historii czarodziejów Egipskich.



1950-1957 - Wspomnienia z Hogwartu

Wspomnienia z Hogwartu zawsze były dla mnie pełne sprzeczności. Z jednej strony magia, którą mogłam studiować, i przyjaciele, których poznałam, dawali mi namiastkę wolności. Z drugiej – nigdy nie czułam, że jestem naprawdę wolna. Co tydzień, niemal jak w zegarku, przychodziła sowa z kolejnym listem od rodziny. Papier zawsze był perfekcyjnie gładki, a atrament – głęboko czarny. Treść tych listów była jednak daleka od serdeczności. „Nie zapomnij, że każda twoja decyzja odbija się na reputacji rodziny.” „Unikaj kontaktów z osobami, które nie spełniają naszych standardów.” Czytając je, czułam, jak niewidzialne nici kontrolują każdy mój ruch, każdą decyzję. Czasami, w leniwe niedzielne popołudnia, kiedy inni uczniowie grali w gargulki lub szukali ukrytych przejść w zamku, siedziałam w bibliotece, odpisując na te listy. Odpowiedzi musiały być równie nienaganne jak same listy – bez błędów, bez skazy, z ostrożnie dobranymi słowami. Nie pisałam, co naprawdę myślę, ani co czuję. Pisałam to, co chcieli przeczytać. Tak jak mnie nauczono.
Uczyłam się dobrze, nie mogłam narzekać na brak przyjaciół. W Hogwarcie, wśród uczniów o różnym pochodzeniu zawsze znajdowałam drogę do tych, którzy byli mi „odpowiedni”. Przyjaciółki, które wybrałam pochodziły z rodzin o równie czystej krwii jak moja własna. Razem tworzyłyśmy mały krąg wzajemnego zrozumienia. Rozmawiałyśmy o wszystkim – o tym, jaką suknię wybrałybyśmy na bal, który miał się odbyć za rok, o plotkach krążących o zaręczynach starszych uczniów i naszych kuzynów, o oczekiwaniach naszych rodzin. Ale były też chwile, gdy milczałyśmy, wiedząc, że pewnych rzeczy nie trzeba mówić na głos. Każda z nas czuła ciężar swojego nazwiska, presję, by być idealną córką, godną swojej rodziny.
Czasem, siedząc przy kominku w salonie wspólnym, obserwowałam je i zastanawiałam się, czy tak samo jak ja czują tę delikatną nić, która wiąże nas ze sobą – i jednocześnie ogranicza. Wiedziałam, że kiedyś nasze drogi mogłyby się rozejść, każda z nas zmuszona do odgrywania roli narzuconej przez rodzinę. Ale w tamtych chwilach, w murach Hogwartu, byłyśmy po prostu sobą.
Cieszyłam się, kiedy chłopcy zwracali na mnie uwagę. Delikatne spojrzenia ukradkiem na lekcjach, przelotne komentarze o moim uśmiechu, a czasem nawet niezdarne próby zaproszenia mnie na spacer po błoniach. Było coś specjalnego w tej uwadze, jakby przez chwilę ktoś widział we mnie coś więcej niż tylko moje nazwisko. Możliwości, które wiązały się z poślubieniem mnie. Czułam się wtedy zauważona. Ale za każdym razem, gdy serce zaczynało bić szybciej, wkradał się strach. A co, jeśli ktoś to zobaczy? Nigdy nie pozwalałam, by sytuacja zaszła za daleko. Unikałam spojrzeń, które mogłyby stać się zbyt długie, i odrzucałam zaproszenia, które mogłyby wzbudzić plotki. A jednak, czasami w nocy, leżąc w dormitorium i wpatrując się w zasłony mojego łóżka, zastanawiałam się, jakby to było gdybym mogła zapomnieć o oczach rodziny i po prostu cieszyć się tym, co oferowało życie. To były tylko chwilowe marzenia, które szybko rozmywały się w porannej rzeczywistości. Bo choć mogłam cieszyć się ich adoracją, wiedziałam, że nikt – żaden z tych chłopców – nie byłby wystarczająco „odpowiedni” w oczach mojej rodziny.



1956 - Pierwsze spotkanie z runami

Runy zafascynowały mnie od pierwszego momentu, od kiedy tylko je poznałam. Jednak moja fascynacja runami nie szła w parze z naturalnym talentem. Szybko odkryłam, że runy wymagają czegoś więcej niż wyuczonego gestu różdżki czy zapamiętania składników eliksiru. Każda runa miała własny kontekst, znaczenie, historię. Pamiętam, jak spędzałam długie godziny w bibliotece, wertując zakurzone tomy, których okładki ledwo trzymały się grzbietów. Niektóre książki były tak stare, że ich pergaminowe strony kruszyły się pod dotykiem. Przyznaję, że początki były trudne. Często myliłam Fehu i Ansuz – oba wyglądały do siebie łudząco podobnie, szczególnie w pośpiechu. Mimo to nie poddawałam się. Siedząc w bibliotece, przerysowywałam każdą runę dziesiątki razy, ucząc się ich na pamięć – nie tylko wyglądu, ale też historii i zaklęć, które wzmacniały ich znaczenie. Każda pomyłka była lekcją. W tamtych chwilach, w ciszy biblioteki, runy stawały się czymś więcej niż tylko starożytnymi symbolami. Były moją własną drogą do zrozumienia magii i samej siebie. Interesowało mnie to, w jaki sposób powstały. W jaki sposób je wykorzystywano. Gdy wracałam na wakacje, uzupełniałam domową biblioteczkę o księgi warte przeczytania.
Kończąc Hogwart, zdałam egzaminy z wyróżnieniem. Wychodziłam ze szkoły z poczuciem, że nie tylko zdobyłam wiedzę, ale i określiłam swoje miejsce w świecie. Moje plany na przyszłość były jasne – chciałam poświęcić się badaniu run, zgłębiać ich tajemnice. Czułam, że to właśnie tam leży moje przeznaczenie.


Dwa lata po ukończeniu Hogwartu moje dni wypełniały się nauką i obowiązkami, które przystawały młodej damie. Choć zgodnie z oczekiwaniami rodziny uczestniczyłam w przyjęciach, doskonaliłam sztukę konwersacji i dbałam o utrzymanie dobrych relacji z innymi rodzinami błękitnokrwistych czarodziejów, największą przyjemność czerpałam z kontynuowania mojej pasji – studiowania run. Czas spędzałam głównie w naszej rodowej bibliotece, która kryła wiele cennych ksiąg i pergaminów na temat starożytnej magii. Runy fascynowały mnie od lat, ale dopiero po Hogwarcie mogłam poświęcić im tyle uwagi, ile naprawdę chciałam. Codziennie zagłębiałam się w ich strukturę, historię i znaczenie, starając się zrozumieć tajemnice, które kryły się w tych misternych znakach. Oczywiście zdarzały się momenty frustracji – nawet teraz, mimo lat nauki, myliłam wygląd niektórych run, co prowadziło do nieoczekiwanych błędów w interpretacjach. Jednak moja determinacja nie pozwalała mi się poddać. Uczyłam się metodycznie, starając się zapamiętać każdy detal, każde subtelne różnice w kształcie. Matka czasami spoglądała na mnie komentując, że moje zajęcie było zbyt wymagające dla młodej damy. Nie tego ode mnie oczekiwała. Liczyła, że zainteresuje się polityką, ale głęboko zakorzenione we krwi, odwieczne zainteresowanie rodziny klątwami - wygrało. Klątwy nie istnieją bez run. A te, nadal nie zostały odpowiednio dobrze zbadane.
Oczywiście, nie siedziałam nad książkami przez cały czas. Oprócz nauki fascynował mnie także sport, uwielbiałam tańczyć. Taniec, po za nauką był jedną z ważniejszych kwestii w moim życiu. Pozwalało mi to oczyścić umysł, ale także zachować dobrą formę. Miałam prywatne lekcje tańca, głównie tańca towarzyskiego, ale liznęłam także taniec klasyczny. Oprócz tego chętnie jeździłam konno, co również sprawiało mi wiele przyjemności i pozwalało poczuć, pewnego rodzaju, wolność. Umiałam także pływać czy latać na miotle. Tak, sport zdecydowanie był znaczną częścią mojego życia.



1959 - Pierwsze zaręczyny

To właśnie w tym okresie ogłoszono moje zaręczyny. Oświadczył mi się wczesną jesienią, kiedy liście w ogrodach usychały jeszcze zanim zdążyły się zaczerwienić. Lord Theon Travers — młody, obiecujący czarodziej z rodziny kontrolującej szlaki handlowe. Był w rok ode mnie starszy, przystojny, dobrze wychowany, a jego matka miała szczególne zamiłowanie do kontrolowania przestrzeni wokół siebie — i ludzi w niej obecnych. W tym mnie. Nie protestowałam. Nie mogłam. Chociaż każda cząstka mojego ciała krzyczała “Nie chcę!”. Zaręczyny były rozsądne. Politycznie właściwe. Ród Traversów zacisnąłby relacje z moją rodziną, a ja — miałabym męża, który nie sprawiałby problemów. Nie kochałam go, nie czułam nic. Często powtarzano mi, że miłość jest dla artystów, a małżeństwo to obowiązek. Potrafiłam więc milczeć z uśmiechem, kiedy planowano mój ślub za mnie. Zachorował zaledwie kilka tygodni po zaręczynach. Nagle objęła go Smocza Ospa, leczenie nie przynosiło skutku. Zniknął z życia towarzyskiego. Zmarł po cichu, w otoczeniu uzdrowicieli i domowników. Wysłano mnie na pogrzeb. Stałam w drugiej linii, we wdowiej szarości, z twarzą nieodgadnioną jak marmur. Wypowiedziałam wszystkie odpowiednie słowa, pochyliłam głowę, odegrałam swoją rolę. A potem... potem przyszła cisza. Nie ta po śmierci. Ta we mnie.
Wstydzę się przyznać — nawet sama przed sobą — jak wielką ulgę poczułam. Było to jak dar, którego nie wypadało przyjąć z radością. Theon nie traktował mnie źle, nie był też potworem. Nie. Był tylko... obcy. A ja byłam zmuszona oddać mu całe życie, choć nie potrafiłabym mu nawet zaufać. I nagle — nie musiałam. Nikt nie wymagał już ode mnie przysięgi, dzieci, ani posłuszeństwa. Po raz pierwszy od dawna mogłam po prostu oddychać. I tylko nocą, kiedy sen nie przychodził, zaciskałam palce u dłoni tak mocno, że aż bolały. Żeby przypomnieć sobie, że to prawdziwe. Że naprawdę mnie to ominęło. Że jeszcze jestem wolna.



1959 - Zainteresowanie Egiptem, nauka języka arabskiego

Czekając na kolejne propozycje zaręczyn, chociaż liczyłam na to, że nie nadejdzie to zbyt szybko, znalazłam sobie nową pasję. Studiowanie starożytnych run doprowadziło mnie z powrotem do historii Egiptu, która tak mnie interesowała gdy jeszcze jako młoda dziewczynka studiowałam historię Europy i dalszych rejonów świata. Zaczęło się od prostego eseju na temat starożytnych magicznych kultur, a skończyło na długich godzinach w bibliotece, gdzie wertowałam opasłe tomy poświęcone magii Nilu. Każda linia tekstu była jak okno do świata, w którym czarodzieje wznosili monumentalne świątynie i sarkofagi naszpikowane zaklęciami ochronnymi tak potężnymi, że niektóre z nich przetrwały tysiąclecia. Szczególnie zafascynowały mnie hieroglify – nie tylko jako narzędzie pisma, ale przede wszystkim jako nośnik magii. Zadziwiająca była ich precyzja: każdy symbol, każda linia miała swoje znaczenie, a ich układ potrafił wzbudzać lub neutralizować potężne zaklęcia. Wyobrażałam sobie starożytnego maga, pochylonego nad tablicą, starannie rzeźbiącego runy w kamieniu, wiedząc, że od dokładności jego dłoni zależy przyszłość jego ludu. Nie mogłam przestać myśleć o sposobach jakie wykorzystywali ci dawni czarodzieje by przechowywać swoją wiedzę. Zwój papirusu nasączony zaklęciem ochronnym czy amulet skrywający tajemnice złożone w piramidzie – to wszystko wydawało mi się tak odległe, a jednocześnie bliskie, jakby wołało mnie do siebie. Kiedy tylko miałam okazję, pisałam do zaprzyjaźnionych badaczy lub przeglądałam publikacje o nowych odkryciach w Egipcie. Moja wyobraźnia wypełniała się obrazami tajemniczych komnat, w których runy migoczą złotym światłem, układając się w zaklęcia zrozumiałe tylko dla nielicznych. Egipska magia była dla mnie kwintesencją tego, co najbardziej pociągało mnie w sztuce magicznej – równowagi między potęgą a precyzją, historią a tajemnicą. Marzyłam, by kiedyś na własne oczy zobaczyć te starożytne cuda, dotknąć wyrytych w kamieniu hieroglifów i poczuć, jak drży w nich echo zaklęć sprzed wieków. Moje zainteresowanie Egiptem i jego magiczną historią naturalnie skierowało mnie ku nauce języka arabskiego. Wierzyłam, że zrozumienie tego języka pozwoli mi lepiej zgłębić starożytne teksty i badania, które do tej pory były dla mnie dostępne jedynie dzięki tłumaczeniu ich na język angielski. Pod okiem prywatnego nauczyciela rozpoczęłam naukę – od alfabetu, podstawowych zwrotów i pierwszych prób czytania prostych tekstów. Jednak szybko przekonałam się, że moja codzienność nie sprzyjała regularnym postępom. Obowiązki młodej panny, studia nad runami i inne zajęcia skutecznie wypełniały każdy mój dzień. Z trudem znajdowałam czas na powtarzanie słówek czy ćwiczenie wymowy. Mimo najlepszych chęci, postępy były powolne – potrafiłam zaledwie przeliterować kilka słów i zrozumieć najprostsze zwroty. Z dnia na dzień szło mi jednak coraz lepiej, aż w końcu byłam w stanie porozumiewać się w tym języku.



1961 - Podróż do Norwegii

Po wielu prośbach, namowach i miesiącach cierpliwego przekonywania, ojciec w końcu zgodził się na mój wyjazd. Była to moja pierwsza zagraniczna wyprawa. Chociaż moim największym marzeniem była podróż do Egiptu, by na własne oczy zobaczyć tajemnicze hieroglify i starożytne świątynie, ojciec uznał, że wyjazd do tak odległego i, jak twierdził, "niebezpiecznego" kraju nie wchodzi w grę. Zgodził się jednak na wyjazd do Norwegii, gdzie miałam okazję wziąć udział w "wycieczce krajoznawczej", jak to określił. Pod opieką starego przyjaciela rodziny, szanowanego badacza historii magii, udałam się na miejsce wykopalisk, gdzie badano starożytne runy. Widok badaczy pochylających się nad zwojami pergaminu i fragmentami kamiennych tablic był dla mnie inspirujący. Mogłam z bliska przyglądać się pracy, o której dotąd tylko czytałam w książkach, i nawet zadawać pytania, na które cierpliwie odpowiadano. Powrót do domu był trudny – z ciężkim sercem opuściłam to miejsce, w którym czułam, jakby świat magii otwierał przede mną swoje tajemnice. Ale miałam nadzieję, że to dopiero początek moich podróży.



1961 - Drugie zaręczyny

Po powrocie z Norwegii, kiedy wciąż byłam pełna emocji i wrażeń związanych z wykopaliskami, ojciec przekazał mi wiadomość, która miała przewrócić moje życie do góry nogami. Nestor rodu Burke poprosił Nestora mojego rodu o moją rękę, a on, jako głowa rodziny, nie miał zamiaru odrzucić tej propozycji, ze względu na ich bardzo dobre relacje. Poczułam ogromny lęk. Przez całe lata starałam się rozwijać – zgłębiać tajniki magii, badać runy, zgłębiać historię. Pamiętam, jak z przyjaciółkami z Hogwartu spędzałyśmy noce, rozmawiając o tym, co chcemy osiągnąć w życiu. Chciałyśmy być mądre, szanowane za naszą wiedzę. I choć doskonale wiedziałam, że małżeństwo było nieuniknione, to nie spodziewałam się, że to stanie się tak szybko, tak bez uprzedzenia. Pamiętałam swoje koleżanki, które były równie bystre i przenikliwe, miały wielkie ambicje, ale po wyjściu za mąż ich życie zmieniło się nieodwracalnie. Dzieci i obowiązki związane z byciem żoną pochłonęły je w całości. Pełniły nową rolę, wymagano od nich pełnego w tej kwestii poświęcenia i ich dawne plany o rozwoju i zdobywaniu wiedzy, zostały głęboko zakopane pod ziemią. Miałam wrażenie, że ta małżeńska więź odbierze mi wszystko, na czym mi zależało. Moje marzenia o nauce, o pracy nad własnym rozwojem, o odkrywaniu nowych tajemnic magii… Wszystko to miało zostać pochłonięte przez oczekiwania związane z rolą żony, matki. Tak strasznie się tego bałam. Bo czy mogłam mieć pewność, że mój przyszły mąż umożliwi mi realizację moich planów? Niektóre kobiety trafiały dobrze, ale nie wszystkie. I tego się bałam.



1962 - Ślub i podróż poślubna

Trzy miesiące — tyle trwał okres naszego narzeczeństwa. Zaledwie dziewięćdziesiąt dni, które z Xavierem staraliśmy się wypełnić czymś więcej niż tylko formalnością. Choć czas nie był naszym sprzymierzeńcem, spotykaliśmy się regularnie, w miarę możliwości odnajdując w codzienności chwile tylko dla siebie. Były wieczory w operze, spokojne popołudnia w muzeach, długie rozmowy przy herbacie i wymiana spojrzeń, które z dnia na dzień stawały się coraz mniej obce. Obdarowywał mnie prezentami — nie tylko kosztownymi, jak egipska biżuteria, ale i pełnymi znaczenia, jak kot, którego podarował mi w prezencie ślubnym. Xavier był starszym bratem mojej przyjaciółki. Wiedziałam, kim jest, zanim jeszcze los postanowił zbliżyć nasze ścieżki. Nie zwracałam na niego szczególnej uwagi, bo nie było ku temu powodów. Był mężem innej kobiety, aż do jej śmierci. I właśnie ta strata sprawiła, że nestor jego rodu zaczął rozglądać się za kolejną żoną dla wdowca. Nie pytałam, co kierowało decyzją mojej rodziny. Nie zaprotestowałam. Po prostu — przyjęłam to. Początkowy opór, chłód, niepewność... z czasem zaczęły topnieć. Pojawiła się cicha ciekawość, a później — coś więcej. Coś, co przyspieszyło bicie serca, gdy go widziałam. To nie była miłość, jeszcze nie. Ale było to coś, co chciałam pielęgnować.
Ślub był wystawny. Tłumny, pełen przepychu i muzyki. Moja suknia budziła zachwyt, a wśród gości nie brakowało osób, których nazwiska pojawiały się na pierwszych stronach gazet. A jednak, pomimo tego zgiełku i splendoru, tej nocy byłam zaskakująco spokojna. Nawet — szczęśliwa. Nie spodziewałam się, że tak wiele może się zmienić w tak krótkim czasie. Lubiłam go. Jeszcze nie kochałam. Nie potrafiłam też w pełni zaufać. Ale zrozumiałam, że jesteśmy na dobrej drodze. Przed nami całe życie. A to, co dotąd było zaledwie układem, mogło stać się czymś prawdziwym.
Wprowadzenie się do Derbyshire było dla mnie wyzwaniem. Opuszczenie rodzinnego domu, znajomych korytarzy, rytuałów dnia codziennego — wszystko to budziło we mnie niepokój. Pierwsza wspólna noc była przeżyciem równie nieznanym, co onieśmielającym. I właśnie wtedy spełnił obietnicę. Zabrał mnie do Egiptu — miejsca, które kochałam, zanim jeszcze postawiłam tam stopę. Dni spędzone wśród piasków, świątyń i piramid pozwoliły mi oderwać się od lęków. Zwiedzaliśmy, poznawaliśmy świat i... siebie nawzajem. Przyjęcie nowej roli wymagało ode mnie wiele — siły, elastyczności, cierpliwości. Kiedy wracaliśmy do Londynu, wciąż nie byłam pewna, czy w pełni sprostałam zadaniu. Ale wiedziałam jedno — mieliśmy czas. Wszystko, co istotne, było jeszcze przed nami.

0
Pozostało PP
mind
20
Pozostało PM
10
10
0
OPCM
Uroki
Czarna magia
0
0
0
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
7
12
15
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka V — Starożytne runy
Wiedza o runach północnoeuropejskich
Inne starożytne systemy zapisu
Zaklinanie runiczne i pieczęcie ochronne
Ścieżka VI — Nauka
Znajomość teorii magii
Ścieżka VIII — Historia i kultura magiczna
Historia cywilizacji
Znajomość obyczajów i etykiety
Mitologia i folklor
Analiza i interpretacja starożytnych tekstów
Ścieżka X — Polityka i prawo
Znajomość prawa i regulacji
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
Urok osobisty
Odczytywanie emocji i czujność
Dyplomacja
Ścieżka XVII — Artyzm i twórczość
Malarstwo i rysunek
Pisarstwo
Ścieżka XVIII — Sport
Taniec
Latanie na miotle
Jazda konna
Pływanie
Ścieżka XX — Poliglotyzm
Francuski
Arabski

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-30-2025, 23:34

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Philippa Moss

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-02-2025, 17:13

Vivienne Burke

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[02.08.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 szybkość [prezent powitalny]
[03.08.2025] zdobycie trofeum: Pierwszy dzień w Hogwarcie, +20 XP[21.09.2025] Nagroda za wydarzenie: Człowiek, który został ministrem +15 XP
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:15 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.