• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Zachodni Londyn > Pub "Pusta Baryłka"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-10-2025, 21:51

Pub "Pusta Baryłka"
Między bocznymi uliczkami dzielnicy Shepherd’s Bush, w cieniu rozłożystego kasztanowca i za rdzewiejącym ogrodzeniem z kutego żelaza, stoi „Pusta Baryłka” - pub, którego nikt specjalnie nie reklamuje, a jednak zawsze znajdą się w nim goście. Budynek z zewnątrz wygląda, jakby nie zmienił się od stu lat: omszałą cegła, okna z wyblakłymi zasłonami,  ledwie czytelny szyld potrzebujący odnowienia.  Wnętrze jest ciemne, zadymione, wypełnione ciężkim zapachem tytoniu oraz dobrego gatunku piwa. Ściany obite są ciemnym drewnem, a z sufitu zwisają niskie lampy z bursztynowymi kloszami, które rzucają mdłe i rozproszone światło.  Masywna lada skrywa setki wypolerowanych na błysk kufli. Stoją na niej również stare, mosiężne pompy do piwa.  W rogu pubu stoi stary gramofon, grający różnorodną muzykę dopasowaną do nastroju. Przy drzwiach znajduje się specjalny stół z krzesłami, na którym zawsze gra się w karty. Właścicielem jest pan Rowlins: stary mężczyzna o przysadzistej sylwetce i zachrypniętym głosie. „Pusta Baryłka” ma też piwnicę. Schody do niej prowadzą za niskimi drzwiami pod ladą. Gwar głośnych rozmów rozbrzmiewa tu niemalże przez cały czas, gdyż Pub otwarty jest niemalże całą dobę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
11-10-2025, 21:02
25 kwietnia

Nie przepadałem za spotkaniami w publicznych miejscach, których nie mogłem kontrolować, bo każde spojrzenie wydawało się podejrzane, a chichot przy stoliku obok frustrujący – śmiali się ze mnie, do cholery? - kelner niosący butelkę i szklanki dziwnie patrzył, a barman oszukiwał przez chrzczenie piwa, więc zamawiałem tylko to co najlepsze i najdroższe, najtrudniejsze do podrobienia i zbyt święte, aby w ogóle je podrabiać. W takich miejscach trzeba było grać sztukę wedle scenariusza, który dopiero się pisał, co kłóciło się z panowaniem nad sytuacją, było esencją nieprzewidywalności i doprowadzało mnie do białej gorączki, więc spotkania z Danielem, te szybkie wymiany uprzejmości, woreczki i pieniądze wędrujące z rąk do rąk, szelest dokumentów z pieczątką i podpisem w odpowiednim miejscu, załatwiałem tam, gdzie w każdej chwili mogłem zatrzasnąć drzwi i kazać wypierdalać asystentowi, który nieopacznie je otworzył, żeby zamulać o kolejnej urzędniczej sprawie, która mnie ani trochę nie interesowała.
Tak przynajmniej było do czasu, gdy w swojej wizji awansu i świętego spokoju postanowiłem zmienić departament, a wraz z nim zmieniłem też urzędnicze wpływy, które niewiele już miały wspólnego z zainteresowaniami starego dilera i znacznie zmniejszyły częstotliwość naszych spotkań i ochłodziły temperaturę relacji. Nie zmniejszyły za to mojego zapotrzebowania na odrobinę rozrywki i przyjemności z zarzucania świadomości rozkosznymi wizjami po zażyciu Błyskotu. Niech rzuci kamieniem każdy dyplomata, który nie prowadził międzynarodowych rozmów naćpany i przesiąknięty pewnością siebie tak wielką, że nawet ego francuskich urzędasów musiało podkulić ogon i wrócić do swoich zawszonych złodziejskich nor wykopanych po wojnie stuletniej, gdy podpierdolili nam nasze tereny na kontynencie. Kto dopuścił tę babę d'Arc do wojny, niech spłonie w piekle.
Dobre wychowanie nakazywało pojawienie się wcześniej, zajęcie stolika, obrzucenie czujnym okiem otoczenia, by wyłapać znajome twarze, choć moi znajomi nie bywali raczej w takich miejscach, przekładając prywatne loże i prywatną obsługę w nudnych operach i filharmoniach; kochałem sztukę, ale wolałem oglądać ją na obrazach, słyszeć w muzyce i szukać w zapisanych słowach, a nie męczyć uszy wyciem, które ci wszyscy masochiści nazywali śpiewem. Nawet zarzynana krowa śpiewała łagodniej i bardziej zrozumiale, aż chciało się zjeść porządnego steka.
Stoliki rozmieszczone w odstępach akuratnych, by nie podsłuchiwać, świece rozpalone na pół gwizdka bardziej z oszczędności niż dla klimatu, przyjemny półmrok maskujący rumieńce panny trzy stoliki dalej, której towarzysz na pewno opowiadał jej właśnie jakiś sprośny dowcip, jakby samo zabranie jej w takie miejsce nie było wystarczającym kawałem dla jej cnoty i godności. Plebs bawił się zupełnie inaczej niż ja, ale zadawał o wiele mniej pytań i nie pachniał wcale tak tragicznie, choć zapach perfum i alkoholu unoszący się w powietrzu mógł maskować wszelkie niedoskonałości trzech tygodni bez ciepłej wody i mydła.
Nie wiem, ile czekałem, dwa drinki czy dwie butelki, kiedy w końcu się pojawił, balansując między stolikami z taką pewnością siebie, z jaką wodził mnie za nos w ministerialnych gabinetach, machając zachęcająco towarem i podstawiając dokumenty do podpisu. Kolejne szwindle, które uchodziły mu płazem, mnie kosztowały jedynie dwie sekundy poświęconego czasu, oferując w zamian noce pełne ekscytującej zabawy, czasem samemu, czasem w towarzystwie, zawsze do białego rana i narkotycznego kaca.
Uścisk dłoni, który nic nie znaczył, sztuczny uśmiech malowany farbami przyzwoitości, grzeczne słowa powitania ledwie przechodzące przez usta, bo w rzeczywistości co innego cisnęło się z głębi gardła wypchanego pieniędzmi, tymi wszystkimi dźwięczącymi galeonami i pobłyskującymi syklami – nie uznawałem innej waluty, nie pamiętałem jak nazywają się te śmieszne, brązowe monety zajmujące niepotrzebnie miejsce w sakiewce – elegancko przeszliśmy przez wszystkie te niezbędne fazy i w końcu mieliśmy początkowy teatr za sobą.
- Parszywa pogoda – zagaiłem, doskonale wiedząc, że ostatnia rzecz, po którą obaj tu przyszliśmy, to rozmowy o niczym, które sprawiały jedynie, że w błękitnokrwistym towarzystwie miałem ochotę się zrzygać a potem powiesić albo w odwrotnej kolejności, by oszczędzić sobie zapachu wymiocin, bo jednak byłem na nie zbyt wrażliwy i przy tym zbyt stary, abym wysłuchiwał chichotu niezamężnych panien na wydaniu opowiadających o opadach w Londynie. - Jak będzie tak lało na zjeździe, to będę potrzebował więcej tego dobra, które kryjesz w kieszeni. Bo kryjesz coś dla mnie, Dodge, nie przyszedłeś z pustymi rękami? - zapytałem konkretnie, równie konkretnie poprawiając się na krześle, by sakiewka z galeonami zabrzęczała melodią interesów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Daniel Dodge
Czarodzieje
Daniel, you did it, you made me cry. You spent ten days in bed when I asked you why
Wiek
44
Zawód
Inwestor, Złodziej, Diler, Szmugler
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
11
5
Brak karty postaci
11-12-2025, 16:06
Słońce - nie świeci, ptaszki - nie śpiewają, a wstawać rano trzeba. Albo i nie, kiedy uczciwej pracy dla ludzi z moim wykształceniem brakuje, na potencjale nikt oka nie zawiesza, a pod jednym dachem mieszka ze mną panna, co ma dwie ręce, dwie nogi i nawet jest chętna do roboty. Program motywacyjny: słodkie słówka w poniedziałki, jeszcze słodsze klapsy we wtorki, środa dzień loda, wiadomo. I tak gorsza połowa tygodnia za nami, a dni mijają mi na upłynnianiu świadczeń oraz wydawania firmowych benefitów Sandy, którą względem zmiennych humorków cały czas nazywam Bonnie, żeby pamiętała, że jesteśmy partnerami, a może po prostu gramy razem w filmie, który miał być bandyckim akcyjnakiem, a okazał się rom-komem i to wcale nie takim tandetnym, choć czasami jadamy z plastikowych talerzy, żeby nie brudzić porcelany wyszperanej na car boot sale albo w śmieciach bogoli z Kensington czy tam Hampstead. To taka moja tajemnica, ona jest przekonana, że naczynia pochodzą z concept store’ów na Camden, gdzie pełno tego typu badziewia, ale co to, to nie, nie ze mną te numery. Uszczęśliwiam moją dziecinkę ekonomicznie, jestem bohaterem w swoim własnym domu, a wszystko to łączę z profesjonalną karierą obiboka. Oficjalnie: bezrobotnego, jeśli spojrzeć w smutne, poszarzałe urzędowe akta, które od dezercji Rafaela z szeregów pospolitych urzędników Ministerstwa Magii stały się odrobinę bardziej skomplikowane i odrobinę trudniejsze do podrobienia. Szkoda, bo młodzieniaszek miał wybitne poczucie rytmu i podbijał papierki jakby grał na perkusji: tu-tutu-tu-tu-tutu-tu. Ględziłem mu chyba nawet o zespole, sławie, coś o instytucji groupies, które obdarzają idoli tym, co mają najcenniejsze, tak, jakbym sam to przeżył, a nie przeinaczał opowiastki z tras koncertowych Elvisa i Chucka Berry’ego. On słuchał o cyckach, ja pilnowałem, żeby pieczątki skończyły na stronie trzeciej, siódmej i dziewiątej, a parafki wystawiono koniecznie czarnym atramentem - z jakichś powodów ten barwiony brano pod lupę wyjątkowo dokładnie, a tego nie chciał przecież nikt. 
Przekazał mnie niby w dobre ręce, lecz to już nie to samo. Skorumpowane urzędasy, bezczelni złodzieje: chłopek-roztropek pruje się, rozwija listę żądań, moja cierpliwość wisi na włosku, a bagażnik Marlenki akurat pomieści ciało mężczyzny przeciętnej budowy. Broń boże nie myślę o czarnych workach - raczej o ostrzegawczej przejażdżce, która dla wychowanego pod kloszem czarodzieja będzie idealną demonstracją możliwości metalowych mugolskich smoków. Dla zabawy zatrąbię, a co; na razie to wszystko planuję czysto hipotetycznie, nie mogąc odżałować bajlando za kadencji Croucha. Który wciąż chce się bratać, oczywiście, że tak, wyciąga mój leniwy tyłek z chaty, a ja… na zasiłku nie jestem w pozycji, żeby odmawiać. Przepłacanie za butelczyny brandy to pretekst, ale nie my jedyni, tu każdy ma jakiś motyw. W kącie siedzi detektyw bez licencji o fryzurze przypominającej żywopłot pozostawiony bez opieki i pociesza zdradzaną narzeczoną. Przy barze okularnik z wadą wzroku tak dużą, że kelnerka opowiada mu, jakie browce leją z kranów. Tuż przy drzwiach grupka czarownic w średnim wieku kończy wódeczkę, zakładowa integracja, rachunek na fakturę. Troszkę dalej, w głąb baru, przy wysokim stole i świecach siedzi on, lekko już wstawiony, przez co przychylniejszy mojemu spóźnieniu. Inaczej interpretujemy chwilę nie ma o czym gadać, nie ma się o co gniewać.
– Tego właśnie w was nie lubię, chłopcze – opadam na krzesło i rozglądam się za kieliszkiem, którego brak, chyba że ten opanowany już przez drobnoustroje Rafaela. – Tacy pewni siebie… – spokojnie zdejmuję z siebie płaszcz i zaczepiam go na haczyku pod stołem, tak że poły szorują o podłogę, lokalny urok. – Myślisz, że wszystko ci się należy? – pytam, a palce w pierścieniach uderzają niecierpliwie o blat stołu. Śpiewające galeony, śpiewające fortepiany, pit stop w gonitwie za pieniędzmi. – Było ostatnio w okolicy kilka rutynowych kontroli osobistych. Chyba mają nowego szefa w narkotykowym – krzywię się, oczywiście przyskrzynili szczawików z trójką w kieszeni. Szorstkość wyjaśniona, to nic osobistego. – Poza tym nie sprzedaję już na sztuki - małe ryzyko, mały zysk, a ja w tym morzu jestem płetwalem błękitnym. Różnica między zwykłą płotką - kolosalna, także w gatunku. To jak będzie, kapitanie Ahabie? Złap mnie, jeśli potrafisz.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
11-15-2025, 17:16
Zabrakło mi w palcach papierosa, z którego dym mógłbym teatralnie wypuścić mu prosto w twarz, robiąc kółeczko czy inne serduszko godne pederasty patrząc jak rozpływa się z każdym kolejnym centymetrem, a potem rozbija na jego wścibskim nosie rozwiewane wiatrem oddechów i przekonania, że właśnie pozuję na zblazowanego magicznego arystokratę, który ma wszystko i do szczęścia brakuje mu jedynie paru buchów czegoś mocniejszego, najlepiej z górnej półki jakościowej i cenowej, błyszczącego i burzącego ostatnie zahamowania od środka.
Chłopcze mnie roztkliwia, młodnieję o kilka lat przez tych kilka zgłosek, bolący kręgosłup od ślęczenia nad dokumentami momentalnie przestaje mi doskwierać, znów się boję, że nie odrobiłem pracy domowej z transmutacji na jutro, a młodzieńczy wigor napływa, gotowy zrealizować się tu i teraz, może niekoniecznie z Danielem, bo nie wiem, kiedy się ostatnio kąpał, ale z tym młodym barmanem, który wygląda, jakby był tu za karę i chętnie zmienił marne napiwki na jeden porządny zastrzyk gotówki do przewalenia na czynsze, rachunki, jedzenie czy inne głupoty zwykłych ludzi. Nudne musiał mieć życie, byłem pewien, dreszczyk emocji z ciemnego zaułku mnie co prawda nie pociągał, ale Londyn pełen był dyskretnych lokali, więc czemu nie, jeśli tylko szybko uwinę się z interesami, które usadziły dupę naprzeciwko i rozglądały się łapczywie, jakby oczekiwały, że na stole wyląduje fłe ghra koniecznie z mocnym francuskim akcentem.
- Nie wszystko, lubię się czasem dzielić – rzuciłem rozbawiony brzękiem uderzeń palców o stół, zabawnego odgłosu udawanego biżuterią bogactwa w starciu z prawdziwym, które nosiłem na sobie w drogiej koszuli i wełnianym płaszczu spod ręki najlepszych krawców Anglii. Troskliwie przyciągnąłem do siebie szklankę, a jemu podsunąłem butelkę z resztkami na dnie, ledwie dwa łyki szczęścia, bo po dziesięciu pewnie też chciałby przelecieć barmana, a nie życzyłem sobie konkurencji, nawet jeśli wszystko póki co pozostawało w perspektywie czystych fantazji. Uśmiechnąłem się radośnie, krnąbrnie, chłopięco, powstrzymując okrzyk t a t a wraz z wciśnięciem mu się na kolana, bo były pewne nieprzekraczalne granice, które nawet ja respektowałem, choć z trudem – ojcem zapewne byłby świetnym nawet jak na swoje sześćdziesiąt lat, pojąc potomka alkoholem i proszkiem szczęścia zamiast butlą z mlekiem; to białe i to białe, po co drążyć temat, póki dzieciak grzecznie śpi.
- Nowy zawsze chce się wykazać, a potem poznaje swoje miejsce w szeregu. Chyba się nie cykasz, co? Podobno przyjmują coraz więcej kobiet do służby, może taka osobista kontrola wyszłaby ci na dobre. - Mało interesują mnie jego problemy z prawem i jego stróżami, bo moim problemem stałby się dopiero w chwili całkowitego odcięcia od źródełka przyjemności, nieprzyjemną komplikacją, którą musiałbym naprawić jakimś nowym Danielem z nowymi oczekiwaniami. Mało interesują mnie też ambicje szefów przekładane na ich podwładnych, sam nie miałem ambicji żadnych poza tymi, by nie dać się wykopać z roboty, choć muśnięcie niepokoju połaskotało mnie nieprzyjemnie świadomością, że przez taką głupotę mógłbym zostać faktycznie pozbawiony dostaw narkotycznego dobra. Nadal nie rozumiałem, dlaczego uważano je za przyczynę moralnego rozpadu społeczeństwa, skoro to właśnie narkotyki trzymały to całe społeczeństwo w ryzach, ratując je przed psychicznym rozpierdolem? Po dobrym zaciągnięciu nawet najnudniejszy dyplomatyczny raport wyglądał jak narodowa epopeja bez inwokacji i wielkiej improwizacji, ale za to z opowieściami o rycerzach na dinozaurach ratujących księżniczki z tonących statków na środku pustyni. Przestwór oceanu na miarę czarodziejskiej wyobraźni, bo z magią nie było nic niemożliwego, nawet podpisywanie międzynarodowych traktatów na haju, z parafką na klacie francuskiego asystenta z ichniejszego departamentu Włażenia Anglii w Rzyć vel Współpracy Czarodziejów stawało się naturalnym obowiązkiem urzędniczym, za który co miesiąc dostawałem sowite wynagrodzenie.
- Dobrze się zatem składa, bo nie interesują mnie sztuki tylko hurt, powiedzmy na trzymiesięczny zapas. Chyba się zgodzisz, że im rzadziej widujemy swoje gęby, tym przyjemniej dla nas obu. Ile dziś muszę wyłożyć, żebyś przestał gadać, a zaczął sprzedawać? - Obrzuciłem go uprzejmym spojrzeniem osoby dobrze wychowanej, człowieka z wpływami i nazwiskiem, klienta zgodnego co do zasady i niewymagającego więcej niż najlepszego towaru, słowem, spojrzeniem Croucha oczekującego, ze Dodge przestanie narzekać na pogarszające się warunki bytowe dla dilerów i szmuglerów i poda swoją stawkę, bo nie byłem świętym Mikołajem, by spełniać jego życzenia, zresztą było już po gwiazdce, a mój list od dwudziestu lat pozostawał bez odpowiedzi, więc czerwony grubas pewnie już dawno odwalił kitę i nie miało sensu wymienianie swoich dobrych uczynków, aby dostać magicznego pieska pod choinkę. Zwierzaki i tak szybko zdychały w tym ponurym świecie, w którym karmiono je paskudnymi resztkami z pańskiego stołu, jakich nie dałbym nawet mugolom. Lepsza śmierć od zatrucia po haggisie.
- Poza tym odrobina ryzyka jeszcze nikomu nie zaszkodziła, Dodge. - Przewróciłem oczami, bo moje ryzyko i jego ryzyko były trzema różnymi rzeczami, odmiennymi stanami świadomości leżącej na pięciu różnych półkulach jednej Ziemi. Nachyliłem się lekko, stukając palcem ponaglająco w brzeg stołu. - Zobacz, jak się świetnie bawią, zastawiając połowę swojego majątku, żony i cnoty córek, żeby tylko wygrać – skinąłem w kierunku grupki podchmielonych szczęściarzy drących mordy przy jednym ze stolików, bo najwyraźniej któryś z nich kantował w karty.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:09 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.